poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 1. Podróż do szkoły

- HERMIONA! – szatynka słysząc swoje imię, odwróciła się z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy i w tym samym momencie została przygnieciona przez ramiona swoich przyjaciół.
- Jeeju, Hermiono, stęskniłam się za tobą! Przepięknie wyglądasz, kochana! Zmieniłaś się! – Ginny Weasley nie mogła przestać mówić. Hermiona z uśmiechem odsunęła się delikatnie od przyjaciółki, aby jej się przyjrzeć. Cała Ginny. Wiecznie mająca coś do powiedzenia, pełna energii.
- Spokojnie, Ginn. – zganiła ją, ale już po chwili wybuchła śmiechem, przytulając ją ponownie mocno do siebie. – Ja się zmieniłam? A patrzyliście w lustro? - brązowooka zażartowała i zlustrowała bystrym spojrzeniem całą trójkę.
Miała rację. Panna Weasley również uległa niemałej metamorfozie. Stała się piękną kobietą, a jej dziecięce rysy twarzy prawie całkowicie zniknęły. Hermiona wiedziała od zawsze, że najmłodsza latorośl Weasleyów miała w szkole duże zainteresowanie wśród płci przeciwnej; w końcu w zeszłym roku była nawet z samym Harrym Potterem, ale niestety, związek ten nie miał dla nich przyszłości.
Harry, jak zawsze z szerokim uśmiechem i wesołymi ognikami świecącymi w zielonych oczach, zyskał jeszcze więcej niesfornych włosów na głowie, oczywiście układających się w artystyczny nieład. Przez wakacje również trochę podrósł, gdyż Hermiona ledwo sięgała czubkiem głowy jego nosa. Zielonooki przystojniak z Gryffindoru. 
No i na koniec pozostał jeszcze Ronald Weasley. Rudzielec także urósł parę centymetrów, wyprzystojniał i zmężniał. Na Hermionie nie zrobiła jednak wrażenia jego niesamowita przemiana z chłopca w mężczyznę. Szybszego bicia serca nie sprawił również szeroki uśmiech, którym ją obdarzył, gdy ta zaczęła mu się badawczo przyglądać.
- No, no, no, chłopaki. Coś czuję, że w tym roku damska część Hogwartu należy do was. – uśmiechnęła się z uznaniem.
- Przy tobie nie mają szans. – mrugnął do niej Ron, na co jej policzki przybrały lekko różowy odcień.
- Bo się jeszcze zarumienię, Ronaldzie. – powiedziała z udawanym wyrzutem.
Wszyscy zgodnie się roześmiali i w akompaniamencie wesołych rozmów, które nie miały mieć końca, ruszyli w stronę pociągu, szukając wolnego przedziału.
Tymczasem nic nieświadomą, roześmianą grupkę przyjaciół, zza filaru obserwowała para szarych oczu, należących do pewnego blondyna ze Slytherinu. Chłopak wprost nie mógł się doczekać, by spotkać się ze Świętą Trójcą twarzą w twarz. Ciekawy był ich reakcji na jego widok. Sam nie do końca mógł uwierzyć, że wrócił do szkoły, gdzie jego noga już więcej nie miała stanąć, więc jego wrogowie będą tym jeszcze bardziej zaskoczeni. Na samą myśl ich zezłoszczonych, niedowierzających min, szeroko się uśmiechnął.
- Draco! Stary, wszędzie cię szukałem, co ty tutaj robisz?
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos przyjaciela. Odwrócił się w jego stronę ze swoim ulubionym, kpiącym uśmiechem. 
- Ooo, kogo my tu mamy. Blaise Zabini we własnej osobie! Czekałem na ciebie, ale ty jak zwykle gdzieś się szwendałeś.
Mulat roześmiał się wesoło i przybił z nim przyjacielską "piątkę". 
- A widziałeś te piątoklasistki? Skoro nie, to jeszcze mi wybaczysz moją nieobecność. – poruszył znacząco brwiami. – Jak tam wakacje?
Draco pokręcił z niedowierzaniem głową. Blaise nigdy się nie zmieni. 
- A jak miało być? Cudooownie. Sam wiesz... piłem szkocką, imprezowałem, inna panienka co noc... - zadrwił. - A tak poza tym, to uciekłem z domu, ukrywałem się i martwiłem o własne życie. Także: żyć, nie umierać.
Zabini kiwnął głową ze zrozumieniem, ale mimo wszystko rozejrzał się niespokojnie wokoło.
- Stary, słyszałem o tej całej akcji z Czarnym Panem. Jak zareagował twój ojciec?
- Nie wiem, czy chcesz teraz o tym słuchać. Wieczorem w zamku pogadamy. – Draco wyciągnął z kufra butelkę Ognistej Whisky, na co Blaise od razu się ożywił.
- Draco Malfoy w swoim żywiole! Przyjacielu, w tym roku Hogwart jest nasz!
Już w zeszłym roku miał być mój. – pomyślał z goryczą blondyn, ale przybrał na usta grymas uśmiechu.
- Jasne, że będzie. Przez całe wakacje czekał na swojego króla i jego poddanego. – odpowiedział drwiąco i otrzepał się z niewidzialnego pyłu. – Chodźmy, Blaise. Nie chcę, żeby nam się Parkinson wpakowała do przedziału. Wolę uniknąć tego cudownego spotkania. Chociaż... – zamyślił się. - Musisz iść sam. Mam spotkanie prefektów.
- Od kiedy ty chodzisz na spotkania prefektów? – zapytał szczerze zaskoczony Zabini.
- Odkąd mam to cacko. – Draco z satysfakcją popukał się po piersi, gdzie spoczywała  błyszcząca odznaka Prefekta Naczelnego. Oczy mulata przypominały w tym momencie dwa spodki.
- Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym? – wykrztusił w oszołomieniu.
Draco roześmiał się drwiąco, ale zignorował pytanie, klepiąc Blaise’a po plecach.
- Idź zająć przedział, niedługo dołączę. Tylko błagam cię, żadnej Parkinson! Zaszczekała by nas na  śmierć.
Blaise również się roześmiał i kiwnął potwierdzająco głową.
- Jeszcze nie zgłupiałem. Chyba wolałbym przesiedzieć całą podróż sam. Ale mimo wszystko pospiesz się, bo umrę tam z nudów.
Malfoy skinął głową i ruszył pospiesznie na początek pociągu, przybierając na powrót swój podły uśmiech. Już za chwilę przedstawienie się zacznie…

~~*~~

Podróż do Hogwartu mijała uczniom jak zwykle w zawrotnym tempie. Niewiele było osób, które marudziły na nudę. W końcu wielu z nich spotykało się pierwszy raz po całych dwóch miesiącach, więc miało sobie do opowiedzenia multum wakacyjnych historii.
W przedziale w którym siedziała grupka Gryfonów, było wyjątkowo wesoło. Wagon wręcz trząsł się cały od głośnych i ciągłych  śmiechów, a także rozbawionego przekomarzania.
Właśnie jedną z takich historii próbowała opowiedzieć Ginny, która dusiła się ze śmiechu.
- ... no i wtedy on spadł z tej miotły, normalnie jak długi leżał! Myślałam, że coś się stało. Rozglądał się takim przestraszonym wzrokiem. Podleciałam do niego, a on się rozpłakał! Pomyślałam sobie: „Merlinie, chyba coś sobie złamał". Chciałam pomóc mu wstać, ale ten mnie odepchnął i zaczął wołać mamę. W tym momencie nie wytrzymałam, no po prostu nie potrafiłam i wybuchłam głośnym śmiechem. – opowiadała z przejęciem, rycząc ze śmiechu.
Przez cały przedział przetoczył się gromki śmiech wszystkich, oprócz Rona. Na jego twarzy za to zmaterializował się ogromny rumieniec wstydu.
- Wcale nie wołałem mamy. – syknął ze złością, patrząc na siostrę. – I nie straciłem równowagi na miotle, tylko Fred i George dosypali mi czegoś do soku dyniowego zanim wyleciałem! Dałbym radę i bez twojej pomocy!
- Ron, nie musisz się wstydzić. – powiedziała przepraszająco. – Wszyscy wiemy, że jak mamusia ucałuje i podmucha, to przestanie boleć. – znowu jej twarz rozjaśnił drwiący uśmiech.
- Już nie żyjesz...
Przed rzuceniem się na Ginny powstrzymał go głośny, przerażony krzyk Hermiony.
- RON!
Rudzielec spojrzał na nią pytającym, trochę zirytowanym wzrokiem. Właśnie planował zabójstwo własnej siostry, a zdenerwowane spojrzenie przyjaciółki wcale mu się nie podobało. Hermiona posiadała takowe, gdy naprawdę coś wytrąciło ją z równowagi, a było to niezwykle rzadko. 
- Za pięć minut mamy spotkanie prefektów! Jak twoim zdaniem mamy się dostać na drugi koniec pociągu w tym czasie?! Nie mogę się spóźnić na moje pierwsze spotkanie jako Prefekt Naczelny!
- Spokojnie, Her... – nie dane mu było jednak dokończyć, ponieważ Hermiona już biegła ile sił w nogach przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. 
No tak. – myślała gorączkowo, przepychając się przez tłum uczniów stojących na korytarzu i oczekujących na wózek ze słodyczami. – Pięknie się zaczyna. Jak mogłam zapomnieć o spotkaniu prefektów?! Nigdy mi się to nie zdarzyło! Nigdy!
- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE! – Hermiona wpadła do przedziału ciężko dysząc i patrząc w podłogę, czekając na naganę.
- Patrzcie państwo! Trzeba to chyba uwiecznić! Szlama Granger, panna „Wszystko Wiem Najlepiej", spóźnia się na spotkanie prefektów! - Gryfonka z zaskoczeniem podniosła głowę, słysząc znajomy, drwiący głos. - Ale jak widzisz, McGonagall nie ma. Dręczy pierwszaków.
Hermiona stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go tutaj. Nie po tym, co było w zeszłym roku. Spojrzała na niego okrągłymi oczami, otwierając szeroko usta w geście zdziwienia jego obecnością, ale nie zdążyła wyrazić tego na głos. Zrobił to za nią Ron, który wpadł właśnie za nią do przedziału.
- Przepraszam za... MALFOY?! CO TY TUTAJ ROBISZ?! – wykrzyknął, próbując otrząsnąć się z szoku.
Właśnie takiej reakcji spodziewał się Draco. Krzyków, niemiłego zaskoczenia, spojrzeń pełnych nienawiści. Uśmiechnął się ironicznie, posyłając Gryfonom zniesmaczone spojrzenie.
- Siedzę, Weasley. Widocznie twój mózg bez obecności Granger podczas wakacji zapomniał jak się pracuje. Albo to widocznie zbyt długie przesiadywanie z Potterem i twoją rodzinką zdrajców krwi. Pulchną mamuśką, ojcem głąbem oraz braćmi, którzy także inteligencją nie grzeszą...
- Ty gn... – zaczął wyciągać różdżkę Weasley.
- Śmiało. Niech pan dokończy, panie Weasley. – do przedziału wkroczyła nauczycielka transmutacji – profesor McGonagall, patrząc na uczniów surowo.
- Och, witam, pani profesor! – na policzkach rudzielca ponownie zakwitł rumieniec wstydu. McGonagall spojrzała na niego ze zrezygnowaniem i pokręciła głową, wzdychając zniecierpliwiona.
- Proszę wszystkich o spokój i zajęcie miejsc.
Hermiona otrząsnęła się szybciej ze spowodowanego widokiem Malfoya szoku i pociągnęła przyjaciela na fotel obok siebie. Niestety, jedyne wolne miejsce było naprzeciwko Ślizgona, więc niechętnie je zajęli. Gryfonka co prawda nie potrafiła zrozumieć jego obecności tutaj, ale teraz miała ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się blond fretką. Prawdopodobnie wszystkiego miała się dowiedzieć z czasem. Ron jednak o wiele bardziej przejął się sytuacją. Obecność blondyna go drażniła. Od pierwszej klasy się nienawidzili, więc siedzący teraz przed nim z drwiącym, głupkowatym uśmiechem jeszcze bardziej go irytował. Posłał mu znienawidzone spojrzenie, zaciskając pięści. Ślizgon widząc jego reakcję roześmiał się pod nosem z satysfakcją. Nic mu bardziej nie poprawiało humoru, niż wściekłość Weasleya.
- Możemy zaczynać, skoro jesteśmy już w pełnym składzie? – zapytała McGonagall, spoglądając na Hermionę i Rona karcąco. Ci zawstydzeni pokiwali lekko głowami. – Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym. Miło mi również przywitać nowych prefektów z każdego domu. Mam nadzieję, że zostaliście słusznie wybrani i będziecie sprawować swoje obowiązki jak należy. Reguły rządzące się tym tytułem nie ulegają żadnej zmianie. Macie obowiązek...
Draco w połowie wypowiedzi wicedyrektorki przestał słuchać. Co roku ta sama gadka. Gdyby go poprosiła, mógłby wyjść na sam środek i zacytować słowo w słowo to, co ona aktualnie mówiła. Odejmowanie punktów. Przestrzeganie regulaminu. Bla, bla, bla... Nieświadomie jego wzrok wędrował ze znudzeniem po twarzach innych prefektów. Na skupionej twarzy Granger zatrzymał się jednak dłużej, niż by tego chciał.
Głupia szlama. Spija namiętnie każde słowo z ust staruchy.
Zlustrował stalowymi oczami jej talię, zatrzymując się chwilę na krągłym biuście. Powędrował spojrzeniem wyżej. Ocenił wygląd jej malinowych warg, które mimo wszystko wyglądały bardzo kusząco.
Ale smakują szlamem. – przypomniał sobie.
Ostatnim etapem obserwacji były jej czekoladowe, niezwykle skupione oczy. Po paru sekundach jej wzrok skrzyżował się z jego spojrzeniem. Przez chwilę jej mina wyrażała zdezorientowanie, lecz po chwili szybko się zreflektowała, patrząc na niego z oburzeniem. Draco prychnął cicho i rzucił jej pogardliwe spojrzenie, przenosząc wzrok na Weasleya. Wieprzlej najwidoczniej mordował go swoimi niebieskimi oczami od jakiegoś czasu. Blondyn wykorzystując to, że na niego patrzył, odegrał przed nim scenkę wypuszczanego z rąk kafla i zaśpiewał cicho, poruszając tylko ustami: „Weasley jest naszym królem". Ron zaczerwienił się po cebulki włosów, jeszcze mocniej zaciskając pięści. Hermiona widząc reakcję przyjaciela, chwyciła go delikatnie za dłonie, posyłając uspakajające spojrzenie.
- ... a Prefektami Naczelnymi w tym roku zostają: Hermiona Granger z Gryffindoru oraz Draco Malfoy ze Slytherinu. O waszych przywilejach porozmawiamy, gdy wszyscy opuszczą przedział, więc zostańcie jeszcze chwilę. – zabrzmiały chwilowe oklaski, gdy nauczycielka zakończyła przemowę.
- ŻE COO?! – wyrwało się głośno Ronowi, który patrzył na kobietę jakby oczekiwał, że zaraz zacznie się śmiać i powie, że to był tylko głupi żart.
- Śmigiełko, Weasley. – odezwał się chłodno Malfoy ze złośliwymi ognikami w szarych oczach. - Nie dość, że na wzrok poszło, to jeszcze na słuch? Proponuję odwiedzenie Skrzydła Szpitalnego, choć wątpię, aby coś dało się odratować. Głupota podobno jest nieuleczalna.
Ron kipiał wręcz dziką furią. Hermiona dobrze wiedziała, że przyjaciel jest bliski rzucenia się na Ślizgona i to wszystko to tylko kwestia paru sekund. Rudzielca bardzo łatwo było wyprowadzić z równowagi, dlatego wzmocniła niespokojnie uścisk na jego dłoniach. 
- Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym?! - wysyczał Ron, wręcz trzęsąc się z wściekłości. 
- Ten, kto nie zrobił nim ciebie. – ponownie drwiący uśmiech ozdobił twarz Dracona. – Nie martw się. Mi też się nie uśmiecha dzielenie tego tytułu ze szlamą.
To jedno słowo wystarczyło, aby przechylić szalę. Ron gwałtownie wstał, wyszarpując z szaty różdżkę i wycelował nią w twarz lekko przestraszonego Malfoya.
- Malfoy, szlaban! Kulturalni czarodzieje nie używają takiego języka! Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w moim gabinecie! Świetnie pan zaczyna jako Prefekt Naczelny. Nie zapominaj, Malfoy, że odznakę można również odebrać! To, że profesor Dumbledore zezwolił na pański powrót do szkoły, nie oznacza, że wszystko przejdzie ci płazem! – kobieta wyglądała na wytrąconą z równowagi. Hermiona już dawno nie widziała na jej twarzy tak ogromnej złości. Następnie zwróciła także wykrzywioną twarz w kierunku Rona. – Co do pana, panie Weasley, to nie używamy w szkole magii do przemocy! Przygotuje pan wykład o tym dla pierwszorocznych, zrozumiano? – spojrzała na niego surowo. – A teraz przepraszam, wrócę za pięć minut. W tym czasie proszę się tutaj nie pozabijać. - oznajmiła sucho i wyszła, przyjmując ponownie maskę opanowania.
Hermiona nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Od momentu, gdy dowiedziała się kto został drugim Prefektem Naczelnym, siedziała jak sparaliżowana. To było dla niej jak spełnienie najgorszego koszmaru. Koszmaru, w którym udział brał sam Draco Malfoy w roli głównej.
Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem z którego biła nienawiść. Miała nadzieję, że już go nigdy nie zobaczy. Myślała, że już nigdy nie usłyszy tego obraźliwego słowa, które od lat kierował w jej stronę. A tu proszę, pierwszego dnia, gdy jeszcze nawet nie dotarła do szkoły, została nim uraczona. Była przekonana, że nauczyła się z tym żyć, lecz myliła się. Bolało ją równie mocno jak za pierwszym razem.
Przecież w zeszłym roku wpuścił do szkoły Śmierciożerców! Prawdopodobnie sam nim jest! Chciał zabić dyrektora! Dlaczego siedzi sobie tutaj jak gdyby nigdy nic?! – myślała ze złością, wpatrując się w jego irytujący uśmiech. – Ten tleniony dupek będzie mi uprzykrzał życie do końca szkoły! No i tyle, jeżeli chodzi o interesującego partnera. Malfoy do takich na pewno nie należy.
- Co jest, szlamo? Mowę ci odebrało? Brak mózgu Króla Wieprzleja jest zaraźliwy?! – udał, że odsuwa się od Rona na bezpieczną odległość.
Ron, korzystając z nieobecności nauczycielki, przeklął soczyście w kierunku blondyna i już chciał się na niego rzucać, gdy w pół kroku zatrzymała go Hermiona.
 Wstała i podeszła do Malfoya zamaszystym krokiem, wymierzając siarczysty policzek, po czym wyciągnęła szybko różdżkę, przykładając ją do jego torsu. Chłopak natychmiastowo się spiął i złapał za pulsujący policzek.
- Ty tleniony idioto! Jeszcze raz nazwiesz mnie szlamą, a niedługo napiszesz książkę: „Dzień z życia fretki"! Profesor Moody trochę mnie nauczył. – wysyczała z ironią, widząc malujące się na twarzy Ślizgona przerażenie.
- Zapłacisz za to, Granger. Ostro sobie pogrywasz, ale jeszcze pożałujesz. Zobaczysz, że na mnie nie podnosi się ręki. – zagroził, posyłając jej znienawidzone spojrzenie.
Jeżeli Hermiona się przestraszyła jego groźby, to nie dała tego po sobie poznać. Z pełnym spokojem rzuciła zwinnie pierwsze lepsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy. Przed nimi pojawił się Draco Malfoy z wyłupiastymi oczami żaby.
Punkt dla mnie, Malfoy! - uśmiechnęła się ironicznie, oceniając swoje dzieło, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Uspokoiła się jednak szybko, gotowa, aby odczarować chłopaka. Nieświadomie jednak wpatrzyła się w jego oczy. Miał niesamowitą barwę tęczówek. Jak stopiona stal...
Szybko otrząsnęła się z niepożądanych myśli. Dlaczego pomyślała o niezwykłości oczu Malfoya?! Odbija ci, Hermiono!
- Do twarzy ci z takimi, Malfoy! – ryczał ze śmiechu obok Ron. – Powinieneś się zastanowić poważnie nad tym czy ich nie zachować. Przecież „nie wszystko przejdzie ci  płazem”! Czaisz? Płazem! Hermiono, nie mogłabyś...? - przybili sobie piątkę w geście radości, ale szatynka pokręciła głową na jego „żarcik”.
- Co się tutaj dzieje?! – Hermiona momentalnie zbladła i skuliła ramiona, czekając na wybuch. - Panno Granger! Nie spodziewałam się takiego zachowania po pani! Skandal! Granger, ciebie również zapraszam o dwudziestej pierwszej do mojego gabinetu. – kobieta wyglądała na rozczarowaną zachowaniem swojej najlepszej uczennicy. Odczarowała Malfoya i przeszła do dalszej rozmowy. - A teraz proszę, Weasley, o wyjście, a was o wysłuchanie mnie. Jeżeli jeszcze chociaż to potraficie zrobić. – posłała im groźne spojrzenie.
Gdy Ron wyszedł, Hermiona spojrzała skruszona na wicedyrektorkę, a Draco z czerwonymi ze złości policzkami rzucił się na fotel przy oknie, odwracając od nich wzrok.
- Jako Prefekci Naczelni zamieszkacie w osobnych pokojach. Posiadacie również Pokój Wspólny. Mieści się w nim salon, zejście do Łazienki Prefektów oraz dwie sypialnie. Zaprowadzę was do niego po Uczcie Powitalnej i wskażę miejsce w którym się znajduje, a także podam hasło. Będziecie ponadto co drugi dzień patrolować korytarze. Razem. Co więcej, waszym obowiązkiem jest zorganizowanie balu. Wybrano was na Prefektów Naczelnych z zaufania, że sobie poradzicie. Mam nadzieję, że nie było to błędem. Dziękuję, teraz możecie iść.
Malfoy szybko ją wyminął, rzucając wściekłe spojrzenie, oznaczające: „jeszcze się policzymy" i ruszył przed siebie, popychając jakiegoś chłopca, który stanął mu na drodze. Hermiona spojrzała z lekkim niepokojem za oddalającą się sylwetką blondyna. Po chwili dołączyła do Rona, który czekał na nią za drzwiami.
- ŁAŁ! Hermiono, to było świetne! – zapiał na jej widok.

~~*~~

Ron Weasley wziął sobie za punkt honoru, aby zachwalać wyczyn Hermiony przez całą drogę do Hogwartu, pilnując, by nikt nie zapomniał o tym wydarzeniu.
- ... no i wtedy ona strzeliła tym zaklęciem...
- RON! Na Miłość Boską, to się zdarzyło prawie na początku podróży, a zaraz wysiadamy! Ty ciągle mówisz o tym samym! - zdenerwowała się Ginny, słysząc po raz kolejny opowieść brata.
- Bo ten obraz zostanie ze mną do końca życia... - rozmarzył się chłopak, na co wszyscy już znudzeni, pokręcili niedowierzająco głowami.
Po piętnastu minutach dotarli w końcu na miejsce i zaczęli przepychać się w żółwim tempie do wyjścia z pociągu. Hermiona skierowała się już w kierunku powozów, gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię, wbijając w nie mocno palce i odwraca w innym kierunku. Ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu, przed sobą miała twarz Malfoya. Szybko wyszarpnęła się z uścisku jego ręki, patrząc na niego wyzywająco.
- Czego chcesz? – zapytała chłodno.
- Przypomnę ci, Granger, że naszym nieszczęsnym obowiązkiem jest przypilnowanie tej całej dzieciarni oraz reszty niedorozwojów, aby weszli do łódek i powozów, a następnie dotarli bezpiecznie do szkoły. – warknął.
- Znam swoje obowiązki, Malfoy. – syknęła i oddaliła się w stronę jeziora. Była na
siebie wściekła, bo tak naprawdę zapomniała o tym obowiązku. Był to dla niej bolesny cios. Przecież nigdy nie zapominała o tak ważnych kwestiach, a dzisiaj zdarzyło jej się to po raz drugi.
Prefektom Naczelnym zajęło niecałe pół godziny pomaganie pierwszoroczniakom wejść do łodzi. Gryfonka kątem oka obserwowała poczynania Ślizgona, który, ku jej zdziwieniu, nikogo nie wepchnął do wody.
Nieświadomie wpatrzyła się w czerń jeziora, wspominając, jak to ona przez nie przepływała sześć lat temu. Wystraszona, trzęsąca się dziewczynka, nie wiedziała jak bardzo odmieni się jej świat. Spojrzała na zamek z zachwytem. Tak pięknie wyglądał w nocy. Rzuciwszy okiem na Wieżę Astronomiczną, pomyślała o Malfoyu.
Dlaczego pozwolili wrócić mu do szkoły?! Przecież Dumbledore nie jest głupi. Chyba, że Malfoy uraczył go historyjką jak bardzo się zmienił i jak tego wszystkiego żałuje. Ale po dzisiejszym dniu mogę być spokojna. Nie zmienił się wcale.
Zatopiona w swoich myślach, nie poczuła, jak z jej kieszeni wyślizguje się różdżka i trafia prosto do rąk zadowolonego Ślizgona.
- Granger, Granger, Granger. – pokręcił z niedowierzaniem głową z przyklejonym do twarzy ironicznym uśmiechem. – Podobno Moody tyle cię nauczył. A co ze „stałą czujnością"? – zaczął obracać patyk w palcach, napawając się jej wściekłością. – Byłaś tak zamyślona, że w jednej chwili mógłbym cię... zabić.
Podszedł bliżej. Zdecydowanie za blisko. Poczuła, jak jej nozdrza zaczynają wdychać przyjemne, zapewne bardzo drogie, perfumy należące do Ślizgona.
- A może... - szepnął jej do ucha, na co momentalnie przeszedł ją po plecach nieprzyjemny dreszcz. – Myślałaś o mnie?
Hermiona, gdy tylko doszedł do niej sens jego słów, odepchnęła go gwałtownie od siebie.
- Nie pochlebiaj sobie, Malfoy. I oddaj moją różdżkę!
- Tak, uważaj, bo to zrobię. – zaśmiał się drwiąco. – Mam świetną okazję do zemsty i nie mam z niej skorzystać?
- Oddawaj ją! - Hermiona spojrzała na niego wrogo. 
- No to ją sobie weź. – podniósł różdżkę z winorośli wysoko nad głowę, patrząc wyczekująco z rozbawieniem w szarych oczach.
Niestety, dziewczyna nie należała do osób wysokich. Podskakiwanie nie robiło na Malfoyu żadnego wrażenia, był wyższy od niej o jakieś dwadzieścia centymetrów.
Działało to na niego zupełnie odwrotnie. Wywoływało niekontrolowane salwy śmiechu, jakby był w cyrku na doskonałym przedstawieniu.
Zdenerwowana Hermiona zaczęła okładać Ślizgona swoimi pięściami po umięśnionym, twardym torsie, lecz sądząc po jego reakcji, bardziej go to śmieszyło niż bolało.
To takie irytujące, że nie schodzi mu z gęby ten cyniczny uśmieszek!
Ze złości i irytacji, że blondyn nic sobie nie robi z jej wysiłku, zaczęła tupać nogą i krzyczeć jak mała dziewczynka, której zabrało się coś cennego. Zapewne dla osób postronnych mógł być to zabawny czy uroczy widok, ale dla samej zainteresowanej była to całkowita porażka.
- To nie jest śmieszne! Dawaj tą różdżkę, Malfoy!
Chłopak widząc jej reakcję, zaczął dusić się niepohamowanym śmiechem, chwytając jedną ręką za brzuch. Opuścił przez to również lekko rękę trzymającą różdżkę Gryfonki, co ta sprytnie postanowiła wykorzystać, uznając za jedyną, niepowtarzalną okazję.
 Próbując podskoczyć, potknęła się i z piskiem wylądowała w jego ramionach, jednocześnie obejmując go niezgrabnie. W pierwszej chwili nie zareagowała i z radością wyciągnęła rękę po magiczny patyk, ale jej spojrzenie znów się spotkało z zaskoczonym wzrokiem Ślizgona. Obydwoje zalegli w bezruchu, jakby w jednej sekundzie ich sparaliżowało. Zaledwie sekunda, ale wystarczyła. Hermionę natychmiastowo naszło dziwne skręcanie w żołądku, więc przerażona odskoczyła od niego jak oparzona. Zaskoczona zachowaniem własnego ciała, a jednocześnie nie przyjmując do wiadomości, że zareagowało tak na bliskość Dracona Malfoya, fuknęła na niego, jakby to była jego wina i odwróciła się z zamiarem odejścia. Plusem było, że odzyskała różdżkę.
Draco również potrzebował chwili na uspokojenie. Nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się, że KIEDYKOLWIEK będzie TAK BLISKO z jakąś szlamą. Wzdrygnął się z trochę wymuszoną reakcją na samo wspomnienie.
- Mogłabyś więcej tak na mnie więcej nie wpadać, Granger? Będę musiał się odkażać od szlamu.
Hermiona stanęła w pół kroku. Wyglądało jakby się nad czymś zastanawiała, lecz po chwili odwróciła się w jego stronę. Powoli podeszła do niego i pchnęła z całej siły, przez co blondyn wylądował z głośnym pluskiem w lodowatej wodzie.
Uśmiechnęła się podle, lecz nie spodziewała się, że Ślizgon wyskoczy nagle z jeziora i stanie obok niej. Z równie okrutnym uśmiechem, wziął ją na ręce i zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, również została wrzucona do wody.
- Teraz, Granger, jesteśmy PRAWIE kwita. – syknął, wchodząc do łodzi. – Masz trzy sekundy żeby tutaj dotrzeć, albo stąd odpływam. Ciesz się, że w ogóle ci to proponuję.
Hermiona nic nie odpowiedziawszy, wstała i cała przemoczona usiadła w łodzi naprzeciwko Malfoya. Zdawała sobie sprawę, że to również jej wina, że teraz siedzi cała mokra. Tylko, że on po raz KOLEJNY nazwał ją szlamą. Gdyby nie był dupkiem, nikt by nie ucierpiał.

Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, a w ich głowach powstawały najokrutniejsze plany tortur, których nie powstydziłby się nawet sam Lord Voldemort.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz