-
HERMIONA! – szatynka słysząc swoje imię, odwróciła się z szerokim uśmiechem
przyklejonym do twarzy i w tym samym momencie została przygnieciona przez
ramiona swoich przyjaciół.
-
Jeeju, Hermiono, stęskniłam się za tobą! Przepięknie wyglądasz, kochana!
Zmieniłaś się! – Ginny Weasley nie mogła przestać mówić. Hermiona z uśmiechem
odsunęła się delikatnie od przyjaciółki, aby jej się przyjrzeć. Cała Ginny.
Wiecznie mająca coś do powiedzenia, pełna energii.
-
Spokojnie, Ginn. – zganiła ją, ale już po chwili wybuchła śmiechem, przytulając
ją ponownie mocno do siebie. – Ja się zmieniłam? A patrzyliście w lustro? - brązowooka
zażartowała i zlustrowała bystrym spojrzeniem całą trójkę.
Miała
rację. Panna Weasley również uległa niemałej metamorfozie. Stała się piękną
kobietą, a jej dziecięce rysy twarzy prawie całkowicie zniknęły. Hermiona
wiedziała od zawsze, że najmłodsza latorośl Weasleyów miała w szkole duże
zainteresowanie wśród płci przeciwnej; w końcu w zeszłym roku była nawet z
samym Harrym Potterem, ale niestety, związek ten nie miał dla nich przyszłości.
Harry,
jak zawsze z szerokim uśmiechem i wesołymi ognikami świecącymi w zielonych
oczach, zyskał jeszcze więcej niesfornych włosów na głowie, oczywiście
układających się w artystyczny nieład. Przez wakacje również trochę podrósł,
gdyż Hermiona ledwo sięgała czubkiem głowy jego nosa. Zielonooki przystojniak z
Gryffindoru.
No
i na koniec pozostał jeszcze Ronald Weasley. Rudzielec także urósł parę
centymetrów, wyprzystojniał i zmężniał. Na Hermionie nie zrobiła jednak
wrażenia jego niesamowita przemiana z chłopca w mężczyznę. Szybszego bicia
serca nie sprawił również szeroki uśmiech, którym ją obdarzył, gdy ta zaczęła
mu się badawczo przyglądać.
-
No, no, no, chłopaki. Coś czuję, że w tym roku damska część Hogwartu należy do
was. – uśmiechnęła się z uznaniem.
-
Przy tobie nie mają szans. – mrugnął do niej Ron, na co jej policzki przybrały
lekko różowy odcień.
-
Bo się jeszcze zarumienię, Ronaldzie. – powiedziała z udawanym wyrzutem.
Wszyscy
zgodnie się roześmiali i w akompaniamencie wesołych rozmów, które nie miały
mieć końca, ruszyli w stronę pociągu, szukając wolnego przedziału.
Tymczasem
nic nieświadomą, roześmianą grupkę przyjaciół, zza filaru obserwowała para
szarych oczu, należących do pewnego blondyna ze Slytherinu. Chłopak wprost nie
mógł się doczekać, by spotkać się ze Świętą Trójcą twarzą w twarz. Ciekawy był
ich reakcji na jego widok. Sam nie do końca mógł uwierzyć, że wrócił do szkoły,
gdzie jego noga już więcej nie miała stanąć, więc jego wrogowie będą tym
jeszcze bardziej zaskoczeni. Na samą myśl ich zezłoszczonych, niedowierzających
min, szeroko się uśmiechnął.
-
Draco! Stary, wszędzie cię szukałem, co ty tutaj robisz?
Z
zamyślenia wyrwał go znajomy głos przyjaciela. Odwrócił się w jego stronę ze
swoim ulubionym, kpiącym uśmiechem.
-
Ooo, kogo my tu mamy. Blaise Zabini we własnej osobie! Czekałem na ciebie, ale
ty jak zwykle gdzieś się szwendałeś.
Mulat
roześmiał się wesoło i przybił z nim przyjacielską "piątkę".
-
A widziałeś te piątoklasistki? Skoro nie, to jeszcze mi wybaczysz moją nieobecność.
– poruszył znacząco brwiami. – Jak tam wakacje?
Draco
pokręcił z niedowierzaniem głową. Blaise nigdy się nie zmieni.
-
A jak miało być? Cudooownie. Sam wiesz... piłem szkocką, imprezowałem, inna
panienka co noc... - zadrwił. - A tak poza tym, to uciekłem z domu, ukrywałem
się i martwiłem o własne życie. Także: żyć, nie umierać.
Zabini
kiwnął głową ze zrozumieniem, ale mimo wszystko rozejrzał się niespokojnie
wokoło.
-
Stary, słyszałem o tej całej akcji z Czarnym Panem. Jak zareagował twój ojciec?
-
Nie wiem, czy chcesz teraz o tym słuchać. Wieczorem w zamku pogadamy. – Draco
wyciągnął z kufra butelkę Ognistej Whisky, na co Blaise od razu się ożywił.
-
Draco Malfoy w swoim żywiole! Przyjacielu, w tym roku Hogwart jest nasz!
Już
w zeszłym roku miał być mój. – pomyślał z goryczą
blondyn, ale przybrał na usta grymas uśmiechu.
-
Jasne, że będzie. Przez całe wakacje czekał na swojego króla i jego poddanego.
– odpowiedział drwiąco i otrzepał się z niewidzialnego pyłu. – Chodźmy, Blaise.
Nie chcę, żeby nam się Parkinson wpakowała do przedziału. Wolę uniknąć tego
cudownego spotkania. Chociaż... – zamyślił się. - Musisz iść sam. Mam spotkanie
prefektów.
-
Od kiedy ty chodzisz na spotkania prefektów? – zapytał szczerze zaskoczony
Zabini.
-
Odkąd mam to cacko. – Draco z satysfakcją popukał się po piersi, gdzie
spoczywała błyszcząca odznaka Prefekta
Naczelnego. Oczy mulata przypominały w tym momencie dwa spodki.
-
Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym? – wykrztusił w oszołomieniu.
Draco
roześmiał się drwiąco, ale zignorował pytanie, klepiąc Blaise’a po plecach.
-
Idź zająć przedział, niedługo dołączę. Tylko błagam cię, żadnej Parkinson!
Zaszczekała by nas na śmierć.
Blaise
również się roześmiał i kiwnął potwierdzająco głową.
-
Jeszcze nie zgłupiałem. Chyba wolałbym przesiedzieć całą podróż sam. Ale mimo
wszystko pospiesz się, bo umrę tam z nudów.
Malfoy
skinął głową i ruszył pospiesznie na początek pociągu, przybierając na powrót
swój podły uśmiech. Już za chwilę przedstawienie się zacznie…
~~*~~
Podróż
do Hogwartu mijała uczniom jak zwykle w zawrotnym tempie. Niewiele było osób,
które marudziły na nudę. W końcu wielu z nich spotykało się pierwszy raz po
całych dwóch miesiącach, więc miało sobie do opowiedzenia multum wakacyjnych
historii.
W
przedziale w którym siedziała grupka Gryfonów, było wyjątkowo wesoło. Wagon
wręcz trząsł się cały od głośnych i ciągłych
śmiechów, a także rozbawionego przekomarzania.
Właśnie
jedną z takich historii próbowała opowiedzieć Ginny, która dusiła się ze
śmiechu.
-
... no i wtedy on spadł z tej miotły, normalnie jak długi leżał! Myślałam, że
coś się stało. Rozglądał się takim przestraszonym wzrokiem. Podleciałam do
niego, a on się rozpłakał! Pomyślałam sobie: „Merlinie, chyba coś sobie
złamał". Chciałam pomóc mu wstać, ale ten mnie odepchnął i zaczął wołać
mamę. W tym momencie nie wytrzymałam, no po prostu nie potrafiłam i wybuchłam
głośnym śmiechem. – opowiadała z przejęciem, rycząc ze śmiechu.
Przez
cały przedział przetoczył się gromki śmiech wszystkich, oprócz Rona. Na jego
twarzy za to zmaterializował się ogromny rumieniec wstydu.
-
Wcale nie wołałem mamy. – syknął ze złością, patrząc na siostrę. – I nie
straciłem równowagi na miotle, tylko Fred i George dosypali mi czegoś do soku
dyniowego zanim wyleciałem! Dałbym radę i bez twojej pomocy!
-
Ron, nie musisz się wstydzić. – powiedziała przepraszająco. – Wszyscy wiemy, że
jak mamusia ucałuje i podmucha, to przestanie boleć. – znowu jej twarz
rozjaśnił drwiący uśmiech.
-
Już nie żyjesz...
Przed
rzuceniem się na Ginny powstrzymał go głośny, przerażony krzyk Hermiony.
-
RON!
Rudzielec
spojrzał na nią pytającym, trochę zirytowanym wzrokiem. Właśnie planował
zabójstwo własnej siostry, a zdenerwowane spojrzenie przyjaciółki wcale mu się
nie podobało. Hermiona posiadała takowe, gdy naprawdę coś wytrąciło ją z
równowagi, a było to niezwykle rzadko.
-
Za pięć minut mamy spotkanie prefektów! Jak twoim zdaniem mamy się dostać na
drugi koniec pociągu w tym czasie?! Nie mogę się spóźnić na moje pierwsze
spotkanie jako Prefekt Naczelny!
-
Spokojnie, Her... – nie dane mu było jednak dokończyć, ponieważ Hermiona już
biegła ile sił w nogach przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi.
No
tak. – myślała gorączkowo, przepychając się przez tłum uczniów
stojących na korytarzu i oczekujących na wózek ze słodyczami. – Pięknie się
zaczyna. Jak mogłam zapomnieć o spotkaniu prefektów?! Nigdy mi się to nie
zdarzyło! Nigdy!
-
PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE! – Hermiona wpadła do przedziału ciężko dysząc i
patrząc w podłogę, czekając na naganę.
-
Patrzcie państwo! Trzeba to chyba uwiecznić! Szlama Granger, panna „Wszystko
Wiem Najlepiej", spóźnia się na spotkanie prefektów! - Gryfonka z
zaskoczeniem podniosła głowę, słysząc znajomy, drwiący głos. - Ale jak widzisz,
McGonagall nie ma. Dręczy pierwszaków.
Hermiona
stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go tutaj. Nie po tym, co było w zeszłym
roku. Spojrzała na niego okrągłymi oczami, otwierając szeroko usta w geście
zdziwienia jego obecnością, ale nie zdążyła wyrazić tego na głos. Zrobił to za
nią Ron, który wpadł właśnie za nią do przedziału.
-
Przepraszam za... MALFOY?! CO TY TUTAJ ROBISZ?! – wykrzyknął, próbując
otrząsnąć się z szoku.
Właśnie
takiej reakcji spodziewał się Draco. Krzyków, niemiłego zaskoczenia, spojrzeń
pełnych nienawiści. Uśmiechnął się ironicznie, posyłając Gryfonom zniesmaczone
spojrzenie.
-
Siedzę, Weasley. Widocznie twój mózg bez obecności Granger podczas wakacji
zapomniał jak się pracuje. Albo to widocznie zbyt długie przesiadywanie z
Potterem i twoją rodzinką zdrajców krwi. Pulchną mamuśką, ojcem głąbem oraz
braćmi, którzy także inteligencją nie grzeszą...
-
Ty gn... – zaczął wyciągać różdżkę Weasley.
-
Śmiało. Niech pan dokończy, panie Weasley. – do przedziału wkroczyła
nauczycielka transmutacji – profesor McGonagall, patrząc na uczniów surowo.
-
Och, witam, pani profesor! – na policzkach rudzielca ponownie zakwitł rumieniec
wstydu. McGonagall spojrzała na niego ze zrezygnowaniem i pokręciła głową,
wzdychając zniecierpliwiona.
-
Proszę wszystkich o spokój i zajęcie miejsc.
Hermiona
otrząsnęła się szybciej ze spowodowanego widokiem Malfoya szoku i pociągnęła
przyjaciela na fotel obok siebie. Niestety, jedyne wolne miejsce było
naprzeciwko Ślizgona, więc niechętnie je zajęli. Gryfonka co prawda nie
potrafiła zrozumieć jego obecności tutaj, ale teraz miała ważniejsze rzeczy na
głowie niż przejmowanie się blond fretką. Prawdopodobnie wszystkiego miała się
dowiedzieć z czasem. Ron jednak o wiele bardziej przejął się sytuacją. Obecność
blondyna go drażniła. Od pierwszej klasy się nienawidzili, więc siedzący teraz
przed nim z drwiącym, głupkowatym uśmiechem jeszcze bardziej go irytował.
Posłał mu znienawidzone spojrzenie, zaciskając pięści. Ślizgon widząc jego
reakcję roześmiał się pod nosem z satysfakcją. Nic mu bardziej nie poprawiało
humoru, niż wściekłość Weasleya.
-
Możemy zaczynać, skoro jesteśmy już w pełnym składzie? – zapytała McGonagall,
spoglądając na Hermionę i Rona karcąco. Ci zawstydzeni pokiwali lekko głowami.
– Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym. Miło mi również przywitać nowych
prefektów z każdego domu. Mam nadzieję, że zostaliście słusznie wybrani i
będziecie sprawować swoje obowiązki jak należy. Reguły rządzące się tym tytułem
nie ulegają żadnej zmianie. Macie obowiązek...
Draco
w połowie wypowiedzi wicedyrektorki przestał słuchać. Co roku ta sama gadka.
Gdyby go poprosiła, mógłby wyjść na sam środek i zacytować słowo w słowo to, co
ona aktualnie mówiła. Odejmowanie punktów. Przestrzeganie regulaminu. Bla, bla,
bla... Nieświadomie jego wzrok wędrował ze znudzeniem po twarzach innych
prefektów. Na skupionej twarzy Granger zatrzymał się jednak dłużej, niż by tego
chciał.
Głupia
szlama. Spija namiętnie każde słowo z ust staruchy.
Zlustrował
stalowymi oczami jej talię, zatrzymując się chwilę na krągłym biuście.
Powędrował spojrzeniem wyżej. Ocenił wygląd jej malinowych warg, które mimo
wszystko wyglądały bardzo kusząco.
Ale
smakują szlamem. – przypomniał sobie.
Ostatnim
etapem obserwacji były jej czekoladowe, niezwykle skupione oczy. Po paru
sekundach jej wzrok skrzyżował się z jego spojrzeniem. Przez chwilę jej mina
wyrażała zdezorientowanie, lecz po chwili szybko się zreflektowała, patrząc na
niego z oburzeniem. Draco prychnął cicho i rzucił jej pogardliwe spojrzenie,
przenosząc wzrok na Weasleya. Wieprzlej najwidoczniej mordował go swoimi
niebieskimi oczami od jakiegoś czasu. Blondyn wykorzystując to, że na niego
patrzył, odegrał przed nim scenkę wypuszczanego z rąk kafla i zaśpiewał cicho,
poruszając tylko ustami: „Weasley jest naszym królem". Ron zaczerwienił
się po cebulki włosów, jeszcze mocniej zaciskając pięści. Hermiona widząc
reakcję przyjaciela, chwyciła go delikatnie za dłonie, posyłając uspakajające
spojrzenie.
-
... a Prefektami Naczelnymi w tym roku zostają: Hermiona Granger z Gryffindoru
oraz Draco Malfoy ze Slytherinu. O waszych przywilejach porozmawiamy, gdy
wszyscy opuszczą przedział, więc zostańcie jeszcze chwilę. – zabrzmiały
chwilowe oklaski, gdy nauczycielka zakończyła przemowę.
-
ŻE COO?! – wyrwało się głośno Ronowi, który patrzył na kobietę jakby oczekiwał,
że zaraz zacznie się śmiać i powie, że to był tylko głupi żart.
-
Śmigiełko, Weasley. – odezwał się chłodno Malfoy ze złośliwymi ognikami w
szarych oczach. - Nie dość, że na wzrok poszło, to jeszcze na słuch? Proponuję
odwiedzenie Skrzydła Szpitalnego, choć wątpię, aby coś dało się odratować.
Głupota podobno jest nieuleczalna.
Ron
kipiał wręcz dziką furią. Hermiona dobrze wiedziała, że przyjaciel jest bliski
rzucenia się na Ślizgona i to wszystko to tylko kwestia paru sekund. Rudzielca
bardzo łatwo było wyprowadzić z równowagi, dlatego wzmocniła niespokojnie uścisk
na jego dłoniach.
-
Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym?! - wysyczał Ron, wręcz trzęsąc się
z wściekłości.
-
Ten, kto nie zrobił nim ciebie. – ponownie drwiący uśmiech ozdobił twarz
Dracona. – Nie martw się. Mi też się nie uśmiecha dzielenie tego tytułu ze
szlamą.
To
jedno słowo wystarczyło, aby przechylić szalę. Ron gwałtownie wstał,
wyszarpując z szaty różdżkę i wycelował nią w twarz lekko przestraszonego
Malfoya.
-
Malfoy, szlaban! Kulturalni czarodzieje nie używają takiego języka! Dzisiaj o dwudziestej
pierwszej w moim gabinecie! Świetnie pan zaczyna jako Prefekt Naczelny. Nie
zapominaj, Malfoy, że odznakę można również odebrać! To, że profesor Dumbledore
zezwolił na pański powrót do szkoły, nie oznacza, że wszystko przejdzie ci
płazem! – kobieta wyglądała na wytrąconą z równowagi. Hermiona już dawno nie
widziała na jej twarzy tak ogromnej złości. Następnie zwróciła także
wykrzywioną twarz w kierunku Rona. – Co do pana, panie Weasley, to nie używamy
w szkole magii do przemocy! Przygotuje pan wykład o tym dla pierwszorocznych,
zrozumiano? – spojrzała na niego surowo. – A teraz przepraszam, wrócę za pięć
minut. W tym czasie proszę się tutaj nie pozabijać. - oznajmiła sucho i wyszła,
przyjmując ponownie maskę opanowania.
Hermiona
nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Od momentu, gdy dowiedziała się kto został
drugim Prefektem Naczelnym, siedziała jak sparaliżowana. To było dla niej jak
spełnienie najgorszego koszmaru. Koszmaru, w którym udział brał sam Draco
Malfoy w roli głównej.
Spojrzała
na niego nieobecnym wzrokiem z którego biła nienawiść. Miała nadzieję, że już
go nigdy nie zobaczy. Myślała, że już nigdy nie usłyszy tego obraźliwego słowa,
które od lat kierował w jej stronę. A tu proszę, pierwszego dnia, gdy jeszcze
nawet nie dotarła do szkoły, została nim uraczona. Była przekonana, że nauczyła
się z tym żyć, lecz myliła się. Bolało ją równie mocno jak za pierwszym razem.
Przecież
w zeszłym roku wpuścił do szkoły Śmierciożerców! Prawdopodobnie sam nim jest!
Chciał zabić dyrektora! Dlaczego siedzi sobie tutaj jak gdyby nigdy nic?! – myślała ze złością,
wpatrując się w jego irytujący uśmiech. – Ten tleniony dupek będzie mi
uprzykrzał życie do końca szkoły! No i tyle, jeżeli chodzi o
interesującego partnera. Malfoy do takich na pewno nie należy.
-
Co jest, szlamo? Mowę ci odebrało? Brak mózgu Króla Wieprzleja jest zaraźliwy?!
– udał, że odsuwa się od Rona na bezpieczną odległość.
Ron,
korzystając z nieobecności nauczycielki, przeklął soczyście w kierunku blondyna
i już chciał się na niego rzucać, gdy w pół kroku zatrzymała go Hermiona.
Wstała i podeszła do Malfoya zamaszystym
krokiem, wymierzając siarczysty policzek, po czym wyciągnęła szybko różdżkę,
przykładając ją do jego torsu. Chłopak natychmiastowo się spiął i złapał za
pulsujący policzek.
-
Ty tleniony idioto! Jeszcze raz nazwiesz mnie szlamą, a niedługo napiszesz
książkę: „Dzień z życia fretki"! Profesor Moody trochę mnie nauczył. – wysyczała z
ironią, widząc malujące się na twarzy Ślizgona przerażenie.
-
Zapłacisz za to, Granger. Ostro sobie pogrywasz, ale jeszcze pożałujesz.
Zobaczysz, że na mnie nie podnosi się ręki. – zagroził, posyłając jej
znienawidzone spojrzenie.
Jeżeli
Hermiona się przestraszyła jego groźby, to nie dała tego po sobie poznać. Z
pełnym spokojem rzuciła zwinnie pierwsze lepsze zaklęcie, które przyszło jej do
głowy. Przed nimi pojawił się Draco Malfoy z wyłupiastymi oczami żaby.
Punkt
dla mnie, Malfoy! - uśmiechnęła się ironicznie, oceniając swoje
dzieło, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Uspokoiła się jednak
szybko, gotowa, aby odczarować chłopaka. Nieświadomie jednak wpatrzyła się w
jego oczy. Miał niesamowitą barwę tęczówek. Jak stopiona stal...
Szybko
otrząsnęła się z niepożądanych myśli. Dlaczego pomyślała o niezwykłości oczu
Malfoya?! Odbija ci, Hermiono!
-
Do twarzy ci z takimi, Malfoy! – ryczał ze śmiechu obok Ron. – Powinieneś się
zastanowić poważnie nad tym czy ich nie zachować. Przecież „nie wszystko
przejdzie ci płazem”! Czaisz? Płazem! Hermiono,
nie mogłabyś...? - przybili sobie piątkę w geście radości, ale szatynka
pokręciła głową na jego „żarcik”.
-
Co się tutaj dzieje?! – Hermiona momentalnie zbladła i skuliła ramiona,
czekając na wybuch. - Panno Granger! Nie spodziewałam się takiego zachowania po
pani! Skandal! Granger, ciebie również zapraszam o dwudziestej pierwszej do
mojego gabinetu. – kobieta wyglądała na rozczarowaną zachowaniem swojej najlepszej
uczennicy. Odczarowała Malfoya i przeszła do dalszej rozmowy. - A teraz proszę,
Weasley, o wyjście, a was o wysłuchanie mnie. Jeżeli jeszcze chociaż to
potraficie zrobić. – posłała im groźne spojrzenie.
Gdy
Ron wyszedł, Hermiona spojrzała skruszona na wicedyrektorkę, a Draco z czerwonymi
ze złości policzkami rzucił się na fotel przy oknie, odwracając od nich wzrok.
-
Jako Prefekci Naczelni zamieszkacie w osobnych pokojach. Posiadacie również
Pokój Wspólny. Mieści się w nim salon, zejście do Łazienki Prefektów oraz dwie
sypialnie. Zaprowadzę was do niego po Uczcie Powitalnej i wskażę miejsce w
którym się znajduje, a także podam hasło. Będziecie ponadto co drugi dzień
patrolować korytarze. Razem. Co więcej, waszym obowiązkiem jest zorganizowanie
balu. Wybrano was na Prefektów Naczelnych z zaufania, że sobie poradzicie. Mam
nadzieję, że nie było to błędem. Dziękuję, teraz możecie iść.
Malfoy
szybko ją wyminął, rzucając wściekłe spojrzenie, oznaczające: „jeszcze się
policzymy" i ruszył przed siebie, popychając jakiegoś chłopca, który
stanął mu na drodze. Hermiona spojrzała z lekkim niepokojem za oddalającą się
sylwetką blondyna. Po chwili dołączyła do Rona, który czekał na nią za
drzwiami.
-
ŁAŁ! Hermiono, to było świetne! – zapiał na jej widok.
~~*~~
Ron
Weasley wziął sobie za punkt honoru, aby zachwalać wyczyn Hermiony przez całą
drogę do Hogwartu, pilnując, by nikt nie zapomniał o tym wydarzeniu.
-
... no i wtedy ona strzeliła tym zaklęciem...
-
RON! Na Miłość Boską, to się zdarzyło prawie na początku podróży, a zaraz
wysiadamy! Ty ciągle mówisz o tym samym! - zdenerwowała się Ginny, słysząc po
raz kolejny opowieść brata.
-
Bo ten obraz zostanie ze mną do końca życia... - rozmarzył się chłopak, na co
wszyscy już znudzeni, pokręcili niedowierzająco głowami.
Po
piętnastu minutach dotarli w końcu na miejsce i zaczęli przepychać się w żółwim
tempie do wyjścia z pociągu. Hermiona skierowała się już w kierunku powozów,
gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię, wbijając w nie mocno palce i odwraca w
innym kierunku. Ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu, przed sobą miała twarz Malfoya.
Szybko wyszarpnęła się z uścisku jego ręki, patrząc na niego wyzywająco.
-
Czego chcesz? – zapytała chłodno.
-
Przypomnę ci, Granger, że naszym nieszczęsnym obowiązkiem jest przypilnowanie
tej całej dzieciarni oraz reszty niedorozwojów, aby weszli do łódek i powozów,
a następnie dotarli bezpiecznie do szkoły. – warknął.
-
Znam swoje obowiązki, Malfoy. – syknęła i oddaliła się w stronę jeziora. Była
na
siebie
wściekła, bo tak naprawdę zapomniała o tym obowiązku. Był to dla niej bolesny
cios. Przecież nigdy nie zapominała o tak ważnych kwestiach, a dzisiaj zdarzyło
jej się to po raz drugi.
Prefektom
Naczelnym zajęło niecałe pół godziny pomaganie pierwszoroczniakom wejść do
łodzi. Gryfonka kątem oka obserwowała poczynania Ślizgona, który, ku jej zdziwieniu,
nikogo nie wepchnął do wody.
Nieświadomie
wpatrzyła się w czerń jeziora, wspominając, jak to ona przez nie przepływała
sześć lat temu. Wystraszona, trzęsąca się dziewczynka, nie wiedziała jak bardzo
odmieni się jej świat. Spojrzała na zamek z zachwytem. Tak pięknie wyglądał w
nocy. Rzuciwszy okiem na Wieżę Astronomiczną, pomyślała o Malfoyu.
Dlaczego
pozwolili wrócić mu do szkoły?! Przecież Dumbledore nie jest głupi. Chyba, że
Malfoy uraczył go historyjką jak bardzo się zmienił i jak tego wszystkiego
żałuje. Ale po dzisiejszym dniu mogę być spokojna. Nie zmienił się wcale.
Zatopiona
w swoich myślach, nie poczuła, jak z jej kieszeni wyślizguje się różdżka i
trafia prosto do rąk zadowolonego Ślizgona.
-
Granger, Granger, Granger. – pokręcił z niedowierzaniem głową z przyklejonym do
twarzy ironicznym uśmiechem. – Podobno Moody tyle cię nauczył. A co ze „stałą
czujnością"? – zaczął obracać patyk w palcach, napawając się jej
wściekłością. – Byłaś tak zamyślona, że w jednej chwili mógłbym cię... zabić.
Podszedł
bliżej. Zdecydowanie za blisko. Poczuła, jak jej nozdrza zaczynają wdychać
przyjemne, zapewne bardzo drogie, perfumy należące do Ślizgona.
-
A może... - szepnął jej do ucha, na co momentalnie przeszedł ją po plecach
nieprzyjemny dreszcz. – Myślałaś o mnie?
Hermiona,
gdy tylko doszedł do niej sens jego słów, odepchnęła go gwałtownie od siebie.
-
Nie pochlebiaj sobie, Malfoy. I oddaj moją różdżkę!
-
Tak, uważaj, bo to zrobię. – zaśmiał się drwiąco. – Mam świetną okazję do
zemsty i nie mam z niej skorzystać?
-
Oddawaj ją! - Hermiona spojrzała na niego wrogo.
-
No to ją sobie weź. – podniósł różdżkę z winorośli wysoko nad głowę, patrząc
wyczekująco z rozbawieniem w szarych oczach.
Niestety,
dziewczyna nie należała do osób wysokich. Podskakiwanie nie robiło na Malfoyu żadnego
wrażenia, był wyższy od niej o jakieś dwadzieścia centymetrów.
Działało
to na niego zupełnie odwrotnie. Wywoływało niekontrolowane salwy śmiechu, jakby
był w cyrku na doskonałym przedstawieniu.
Zdenerwowana
Hermiona zaczęła okładać Ślizgona swoimi pięściami po umięśnionym, twardym
torsie, lecz sądząc po jego reakcji, bardziej go to śmieszyło niż bolało.
To
takie irytujące, że nie schodzi mu z gęby ten cyniczny uśmieszek!
Ze
złości i irytacji, że blondyn nic sobie nie robi z jej wysiłku, zaczęła tupać
nogą i krzyczeć jak mała dziewczynka, której zabrało się coś cennego. Zapewne
dla osób postronnych mógł być to zabawny czy uroczy widok, ale dla samej
zainteresowanej była to całkowita porażka.
-
To nie jest śmieszne! Dawaj tą różdżkę, Malfoy!
Chłopak
widząc jej reakcję, zaczął dusić się niepohamowanym śmiechem, chwytając jedną
ręką za brzuch. Opuścił przez to również lekko rękę trzymającą różdżkę
Gryfonki, co ta sprytnie postanowiła wykorzystać, uznając za jedyną,
niepowtarzalną okazję.
Próbując podskoczyć, potknęła się i z piskiem
wylądowała w jego ramionach, jednocześnie obejmując go niezgrabnie. W pierwszej
chwili nie zareagowała i z radością wyciągnęła rękę po magiczny patyk, ale jej
spojrzenie znów się spotkało z zaskoczonym wzrokiem Ślizgona. Obydwoje zalegli
w bezruchu, jakby w jednej sekundzie ich sparaliżowało. Zaledwie sekunda, ale
wystarczyła. Hermionę natychmiastowo naszło dziwne skręcanie w żołądku, więc przerażona
odskoczyła od niego jak oparzona. Zaskoczona zachowaniem własnego ciała, a
jednocześnie nie przyjmując do wiadomości, że zareagowało tak na bliskość
Dracona Malfoya, fuknęła na niego, jakby to była jego wina i odwróciła się z
zamiarem odejścia. Plusem było, że odzyskała różdżkę.
Draco
również potrzebował chwili na uspokojenie. Nie spodziewał się tego. Nie
spodziewał się, że KIEDYKOLWIEK będzie TAK BLISKO z jakąś szlamą. Wzdrygnął się
z trochę wymuszoną reakcją na samo wspomnienie.
-
Mogłabyś więcej tak na mnie więcej nie wpadać, Granger? Będę musiał się odkażać
od szlamu.
Hermiona
stanęła w pół kroku. Wyglądało jakby się nad czymś zastanawiała, lecz po chwili
odwróciła się w jego stronę. Powoli podeszła do niego i pchnęła z całej siły,
przez co blondyn wylądował z głośnym pluskiem w lodowatej wodzie.
Uśmiechnęła
się podle, lecz nie spodziewała się, że Ślizgon wyskoczy nagle z jeziora i
stanie obok niej. Z równie okrutnym uśmiechem, wziął ją na ręce i zanim zdążyła
jakkolwiek zareagować, również została wrzucona do wody.
-
Teraz, Granger, jesteśmy PRAWIE kwita. – syknął, wchodząc do łodzi. – Masz trzy
sekundy żeby tutaj dotrzeć, albo stąd odpływam. Ciesz się, że w ogóle ci to
proponuję.
Hermiona
nic nie odpowiedziawszy, wstała i cała przemoczona usiadła w łodzi naprzeciwko
Malfoya. Zdawała sobie sprawę, że to również jej wina, że teraz siedzi cała mokra.
Tylko, że on po raz KOLEJNY nazwał ją szlamą. Gdyby nie był dupkiem, nikt by
nie ucierpiał.
Przez
całą drogę żadne z nich się nie odezwało, a w ich głowach powstawały
najokrutniejsze plany tortur, których nie powstydziłby się nawet sam Lord
Voldemort.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz