poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 3. Szlaban

Jeju, tak na sam początek pragnę napisać, że miło mi się zrobiło, gdy weszłam na bloga i zobaczyłam ile wyświetleń wskoczyło i pozytywnych komentarzy J Dziękuję dziewczyny, oraz chłopaki jesteście wspaniali! <3
Dużo zawdzięczam między fp Dramione: https://www.facebook.com/fanclub.dramione/?fref=ts
Dzięki adminkom, pewnie trochę z Was mnie odwiedziło, więc i Wam dziękuję kobietki! Polecam też fanpage, dzięki niemu możecie znaleźć wiele innych ciekawych opowiadań J

Zapraszam do czytania:

____________________________

Nie wierzę w to, co się dzieje... - brązowooka Gryfonka stanęła nad brzegiem ogromnego basenu w Łazience Prefektów, patrząc na niego nieufnie. – To nie jest prawda, na pewno nie! Przecież to tylko głupi sen. Miałabym się kąpać z jednym z tych tchórzliwych karykatur? Dodatkowo z Królem Fretek, Draconem Malfoyem? Absurd! Hermiono, błagam, obudź się wreszcie!
Miała ogromną ochotę roześmiać się nerwowo. Sama ta niedorzeczna myśl wydawała jej się absurdalnie śmieszna. Nie potrafiła, a tym bardziej nie chciała nawet w to wszystko uwierzyć. Taka informacja nie była jedną z tych, które można przyjąć do siebie ot tak. To chodziło przecież o jej życie, jej reputację! Czuła się jak w chorym żarcie, gdzie miał za chwilę ktoś wyskoczyć i krzyknąć: „mamy cię!". Nic się jednak takiego nie wydarzyło, a ona wciąż stała skrępowana jego obecnością, obserwując kątem oka jak zdejmuje z siebie ubrania, jak gdyby nigdy nic.
Ślizgon był, no cóż, całkiem pokaźnie wyrzeźbiony. Nawet ona była zmuszona to przyznać, choć oczywiście nie głośno. Mimo wszystko ciężko było jej ukryć wpełzające na policzki delikatne rumieńce. Za nic w świecie nie przyznałaby się, że spowodowane widokiem półnagiego ciała swojego wroga. Dokładnie tak. Wroga! Chłopaka, który ubliżał jej na każdym możliwym kroku od kilku lat, a wszelką okazję wykorzystywał do ośmieszenia. Dlaczego więc została tak pokarana, że była skazana na jego osobę nawet w takim momencie? Miała dzielić z nim jeden basen? Ona i on? Sami?
Przez chwilę zawiesiła na nim ponury wzrok, gdyż jej uwagę przykuł lśniący czarną, mroczną poświatą, wytatuowany na jego lewym przedramieniu Mroczny Znak. Był taki… przerażający, a jednocześnie intrygujący. Wzbudzał grozę, niosąc za sobą mroczne tajemnice i niepokojące emocje. Wiedziała, że zostanie z nim już na zawsze. Był jego piętnem. Oznaką przynależności do armii Lorda Voldemorta.
Pozostawało tylko pytanie… Czy Draco Malfoy wciąż pozostawał Jego sługą? Czy wciąż był jednym z nich?
Ślizgon przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął wrednie. Była cała blada, lekko się trzęsła. Wyglądało na to, że nad czymś intensywnie myśli. Nie miał pojęcia nad czym, ale domyślał się. A przynajmniej tak mu się zdawało. Wykrzywił się w jeszcze szerszym uśmiechu i zrobił krok w jej stronę.
- Co jest, Granger? Czyżby odważna Gryfonka bała się niewinnej kąpieli ze swoim kolegą ze szkoły? Przecież cię nie utopię... No, chyba, że mnie zdenerwujesz. – dodał, a na jego twarzy ponownie pojawił się ironiczny uśmiech. – A może ty po prostu się wstydzisz? Nie wiedziałem, że z ciebie taka cnotka. Chociaż... wiedziałem. Zawsze grzeczna i ułożona Hermiona Granger, przykład cnoty. Spokojnie, nie jedno widziałem. Nie zaskoczysz mnie niczym nowym. Taką mam przynajmniej nadzieję. Chociaż patrząc na ciebie, to sam nie wiem...
Hermiona spojrzała na niego groźnie i jakby chcąc zaprzeczyć jego słowom, które nie ukrywając, trochę ją zirytowały, zaczęła zdejmować z siebie niedbale części garderoby. Nie wzięła tylko pod uwagę tego, że jej fałszywą pewność siebie zdradzi ogromny rumieniec pokrywający jej policzki. Nie, nie czuła się komfortowo obnażając przed Malfoyem. Nie była gotowa na oszczerstwa, których na pewno nie będzie sobie szczędził pod jej adresem. 
- Mógłbyś z łaski swojej się na mnie nie gapić? Próbuję się przebrać. – warknęła ze złością, posyłając mu zirytowane, zawstydzone spojrzenie.
Blondyn zlustrował ją pogardliwie, ale odwrócił się z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie pochlebiaj sobie, Granger. Uwierz mi, nie ma nawet na co patrzeć. Nie wiem kiedy ostatnio patrzyłaś na siebie w lustrze.
Nie była to do końca prawda, gdyż od dwóch minut jego oczy chłonęły każdy kawałek jej odsłoniętego ciała, pożerając je łapczywie. Nie spodziewał się, że pod workowatymi sweterkami i długimi spódniczkami może kryć się tak ładne, zadbane ciało. Nigdy by nie uwierzył, że szlama Granger, zawsze skromna, takowe posiada. Smukłe uda, płaski brzuch, zaokrąglone, jędrne piersi. Nie dał po sobie oczywiście poznać, że zrobiła na nim lekkie wrażenie, co w jego przypadku graniczyło z cudem. 
Jednak mimo wszystko pozostawał Malfoyem, a to oznaczało, że nie mógł zrezygnować z podrażnienia widocznie zawstydzonej Gryfonki, korzystając z całkiem niezłych widoków. Pomysł na to wpadł mu do głowy niemal natychmiastowo. Granger wciąż pozostawała mu dłużna za ostatnie uderzenie jego osoby. Nie, nie zamierzał puścić jej tego płazem. Przecież nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek podniósł na niego rękę, a w szczególności Granger.
Z szatańskim uśmiechem i niebezpiecznym błyskiem w oczach odwrócił się w jej kierunku. Hermiona wzdrygnęła się widząc jego minę i spięła, zaciskając kurczowo palce na stroju kąpielowym, który właśnie miała zamiar ubrać.
- C-co ty robisz? – wymamrotała drżącym głosem, robiąc krok do tyłu.
- Mszczę się. – odpowiedział obojętnie i nim zdążyła zareagować, doskoczył do niej i wziął na ręce, na co szatynka pisnęła głośno, a następnie wrzucił z impetem do wody, rechocząc.
W tym wszystkim nie przewidział jednego. Zaklęcie ich łączące okazało się mieć bardzo krótki zasięg, więc już po chwili z głośnym pluskiem wylądował obok niej, przyciągnięty przez magiczne liny. Wynurzył się z wody po kilku sekundach, natrafiając wprost na czekoladowe, rozwścieczone, mierzące go morderczym wzrokiem oczy Hermiony.
- CZY TY JESTEŚ NIENORMALNY, MALFOY?! JESTEŚ KRETYNEM, CHAMEM, DUPKIEM, IDIOTĄ I…
- Oj zamknij się już, Granger. Oszczędź sobie tlenu w płucach. – sarknął ironicznie i chlapnął ją wodą prosto w twarz. Ten gest przelał szalę wściekłości Hermiony. Na sekundę uspokoiła się, by zetrzeć z oczu wodę, a po chwili bez ostrzeżenia rzuciła się na niego z dzikim okrzykiem, jakby dostała nagłego ataku szału. W tym momencie całkowicie straciła nad sobą panowanie. Chlapała wodą bez jakiegokolwiek opamiętania, nie zwracając uwagi na to, że chłopak świetnie się bawi jej kosztem.
- Już nie żyjesz, kretynie! – krzyczała, a w jej oczach lśnił istny obłęd.
Oboje nie zdawali sobie sprawy kiedy i w jaki sposób jej wściekłość, którą starała się na nim wyładować, przemieniła się w chwilę zapomnienia. Nie mam pewności czy można to nazwać zapomnieniem o swoich uprzedzeniach względem siebie. Raczej nie. Oni po prostu żyli chwilą. Jak małe dzieci chlapali się wodą, wywołując wodną wojnę. Zniknęły wrogie spojrzenia, zastąpił je chwilowy, szczery uśmiech. W tym przypadku było to zjawisko niespotykane, wręcz szokujące. Bo pierwszy raz wojna nie miała na celu nikogo urazić. Była tylko… zabawą. Zabawą, która pomiędzy tymi osobami nie powinna mieć racji bytu.
Dlatego w końcu nadeszło opanowanie. Hermiona uspokoiła się, zdając sobie sprawę z tego z kim i co właśnie robi. Wiedziała, że tak być nie powinno, że to nie było w porządku wobec jej przyjaciół, a szczególne jej samej. Ten chłopak gnębił ją od kilku lat. Dla niego była tylko zwykłą szlamą, kimś nieistotnym. Takie zachowanie było niepoprawne.
Przybrała bojową minę, chcąc oznajmić Malfoyowi, że czas skończyć te dziecinne gierki i stąd wyjść, ale zanim to zrobiła, zamarła. Ciało chłopaka pływało głową w dół w tafli basenu, nie ruszając się. Natychmiast do niego doskoczyła i przewróciła z przerażeniem na drugą stronę. Wydawało jej się, że blondyn nie oddycha. Szybko wyłowiła go na brzeg i sprawdziła panicznie czynności życiowe.
- Malfoy?! Malfoy! Obudź się, błagam! Jeżeli cię zabiłam, to wszyscy pomyślą, że specjalnie! Draco, obudź się! – jęknęła płaczliwie i zaczęła klepać go po twarzy. Jeżeli faktycznie coś mu się stało, to wszystko będzie jej winą, a przecież nie chciała zrobić mu krzywdy!
Sam Draco świetnie się w tym momencie bawił. Próbował zachować pełną powagę, przysłuchując się słowom dziewczyny. Wszystko było oczywiście zaplanowanym żartem, mającym na celu sprawdzenie zachowanie dziewczyny, gdyby jemu coś się
naprawdę stało. Przez jej krzyki ledwie udawało mu się przez cały ten czas powstrzymywać drwiący uśmiech, cisnący się na usta. Chciał ją podręczyć jeszcze przez krótką chwilę, a później do końca życia upajać się jej wściekłością, gdy wspaniałomyślnie będzie się z niej naśmiewał.
Jego serce drgnęło delikatnie przez krótki moment, gdy usłyszał dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego jej ustami. Merlinie, jak to dziwnie, obco brzmiało…
- W porządku, przecież to nie może być wcale takie trudne. – do rzeczywistości przywołał go zdenerwowany głos Gryfonki. – Potrafisz to zrobić, to tylko ratowanie życia.
Z rosnącym niepokojem zaczął zdawać sobie sprawę o czym mówi dziewczyna i doszło do niego, że jego żart zaszedł o wiele za daleko. Jeżeli dobrze podejrzewał, to szatynka chciała użyć na nim mugolskich sposobów i mimo, że ekspertem nie był, widział już akcje ratownicze, gdy był dawno temu na misji. A pamiętał tyle, że ona musi… O nie. W tej chwili trzeba to przerwać.
Ale… nie zrobił tego. Dlaczego? Nie potrafił? Nie chciał? Był po prostu w zbyt wielkim szoku. Nie podejrzewał nawet w najgorszych koszmarach, że posunęła by się do TEGO STOPNIA. Gdyby choć przez chwilę przeszłaby przez głowę mu taka myśl, to ten moment nigdy by nie miał miejsca. To wszystko nie tak miało wyglądać. Miał ją przestraszyć, a potem z drwiącym uśmiechem wyznać, że ją nabrał, a tymczasem ona planowała takie okropieństwa na jego osobie. Nie ważne, że ta cała mugolska Pierwsza Pomoc miała na celu ratowanie życia! Pocałunek to pocałunek! A jeżeli nawet miałby tutaj umierać niż zostać ratowanym przez nią… w taki sposób, wolałby umrzeć.
Och, doprawdy? To dlaczego w tej chwili wciąż leżał i udawał, że nie oddycha?
Hermiona wpatrywała się w jego bladą twarz z niepokojem, zagryzając wargi i walcząc z samą sobą. Była tak zestresowana, że całkowicie zapomniała o wszystkich ważnych czynnościach i pochyliła się nad omdlałym ciałem chłopaka. Wzięła głęboki oddech, a jej serce przyspieszyło niebezpiecznie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ich serca uderzają w jednakowym rytmie, jakby słyszały siebie nawzajem. Uderzały z taką siłą w ścianki klatki piersiowej, niemal rozrywając ją brutalnie. Gdyby ktoś w tej chwili stanął obok, na pewno by słyszał co się dzieje w ich ciałach.
    Ślizgon czuł jej ciepły oddech na swoich wargach. Wiedział, że dzielą ich milimetry. I właśnie wtedy odzyskał nad sobą panowanie. Momentalnie zaczął głośno oddychać, lecz ona wydawała się tego nie słyszeć, jakby była w transie. Przerażona dziewczyna z poczuciem winy, że mogła go skrzywdzić, była gotowa na najgorsze, byleby go odratować.
    Otworzył gwałtownie oczy i uniósł ręce, by ją od siebie odepchnąć, gdy drzwi łazienki zaskrzypiały, a do środka ktoś wszedł. Oboje zamarli w obecnej pozycji, przekręcając tylko głowę w kierunku wejścia.
Osobą, która weszła do pomieszczenia, okazał się Ron Weasley. Gdy zobaczył scenę, która się przed nim odgrywała, stanął jak porażony. Przeskakiwał spojrzeniem to na Hermionę, to na Malfoya. Oboje znajdowali się w dziwnym położeniu, a to, co robili, wydawało się oczywiste. Nie potrafił nawet wydać z siebie głosu. Był przerażony, wściekły, zraniony. Czy właśnie jego przyjaciółka, osoba na której mu bezgranicznie zależało, klęczała nad ich wrogiem z zamiarem pocałowania go? W końcu, po krótkiej chwili, źle odczytując zaistniałą sytuację, natarł ze złością na dziewczynę.
-A więc to tak? –zapytał ostro. -Tak bardzo go nienawidzisz, co? Jeszcze przy kolacji go wyzywałaś, obrażałaś i klęłaś na niego skarżąc się, jaki to jest zły, a teraz się z nim całujesz?!
Hermiona wyprostowała się i wytrzeszczyła na niego oczy. Nie potrafiła pojąć o co mu chodzi. Chciała mu wytłumaczyć, że nic nie rozumie, przecież nigdy nie pocałowałaby Malfoya z własnej woli i to wszystko nie tak, jak wygląda. Otworzyła usta, aby zaprzeczyć z oburzeniem jego słowom, lecz ten nie dał jej dojść do głosu.
-Hermiono, on cię gnębi już od sześciu lat! Co ty wyprawiasz?!
-To nie tak, Ron! Malfoy zemdlał no i... -przelotnie spojrzała na blondyna, który siedział wyprostowany i zagotowało się w niej ze złości. Okłamał ją?!
-Nie tłumacz się, Hermiono. Nie chcę tego słuchać.
-Ale, Ron! Ty nic...
Nigdy nie widziała w oczach przyjaciela takiej złości, nienawiści i zawodu.
-Nie sądziłem, że jesteś taka głupia, Hermiono. On nie ma ci nic do zaoferowania. Chyba, że lecisz na jego kasę. Skoro tak, to jesteś tylko głupią szlamą, która puszcza się z takim dupkiem. On cię zniszczy. Zniszczy tak, jak wszystko wokół siebie. Jeszcze popamiętasz moje słowa. A teraz żegnaj, nie chcę mieć z kimś takim do czynienia! A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, że coś do mnie czujesz. Zapomniałem, nie mam tyle pieniędzy. Ty wolisz bogatych śmierciożerców.
Hermiona zaniemówiła i zesztywniała. Przez jej myśli przelatywały tylko bolesne słowa, które uderzyły w nią z ogromną siłą. Tak, raniły ją, ale to nie było najgorsze. Najbardziej zabolało to, kogo ustami zostały wypowiedziane. Jej przyjaciela. Osoby, której mogła ufać bezgranicznie. Którą kochała, jak własną rodzinę. Tak, często kłóciła się z Ronem, ale nigdy nie nazwał jej szlamą ani puszczalską. Aż do teraz. 
Głupią szlamą, głupią szlamą, głupią szlamą...
Z jej oczu pociekły łzy złości. Mógł być na nią wściekły, ale nie miał prawa jej obrażać! Nie pozwolił nawet wytłumaczyć sobie sytuacji, a powiedział to, co powiedział. Przecież niczym nie zawiniła! Ona i Malfoy to była zwykła pomyłka. Ron jej nie znał, skoro pomyślał w ten sposób. 
Spojrzała za odchodzącym rudzielcem zamierzając coś powiedzieć, ale leżący obok chłopak był szybszy. Rzucił się na Weasleya i przewrócił na posadzkę, siadając na nim i okładając pięściami. 
-Nie. Nazywaj. Jej. Szlamą! –jedno słowo, kolejne uderzenie. Z każdym kolejnym, twarz Rona coraz bardziej robiła się czerwona ze złości, oraz cieknącej z rozerwanej wargi krwi. 
Hermiona nie potrafiła się otrząsnąć z szoku spowodowanego wybuchem Malfoya. Patrzyła na szarpiących się chłopaków zdezorientowana. Przecież to wszystko powinno być na odwrót. To Ron powinien okładać Malfoya w jej obronie, a nie inaczej. Nic do siebie nie pasowało, wszystko burzyło należyty porządek. 
Po paru sekundach wrócił do niej w końcu rozsądek i podbiegła do okładających się mężczyzn, próbując ich rozdzielić. Było to nie lada wyczynem. Starała się pociągnąć Malfoya do tyłu, ale był cięższy i wyrywał się, a nie chciała przypadkowo oberwać. 
-Malfoy, dosyć! Przestań! Skończ już, zrobisz mu krzywdę! Proszę! DRACO! –na dźwięk swojego imienia, blondyn przestał okładać Weasleya i spojrzał ze złością na Hermionę.
-Wiesz, jakoś to, że zrobię mu krzywdę do mnie nie przemawia. –ponownie chwycił go za kołnierz szaty, gotowy do następnego ciosu.
-Możesz przestać?! –wydarła się na niego, a po jej policzkach pociekła kolejna fala łez.
Draco spojrzał na nią z irytacją. Chyba powinna być mu wdzięczna, a nie wydzierać się na niego, prawda?! Właśnie stanął w jej obronie, bo jakiś idiota ją obraził!
Z niechęcią zauważył, że z zaszklonych, czerwonych oczu wypływają kryształki łez, okalające zaróżowione ze złości policzki. Odetchnął ciężko i wstał bez słowa z rudzielca, stając centralnie przed nią. Nie wiedział co go do tego podkusiło, ale wyciągnął swoją rękę w kierunku jej twarzy z nieodgadnioną miną. Przez krótką chwilę chciał odgarnąć kosmyk jej włosów i zetrzeć kciukiem łzy. Na całe szczęście Hermiona na to nie pozwoliła, odpychając jego rękę swoją. Spojrzała za to na niego zaskoczona i lekko drgnęła, jakby ze strachu. Przez pierwszy moment myślała, że Malfoy chce ją uderzyć. 
-Co jest, Malfoy?! –krzyknął Ron, jeszcze bardziej go prowokując. –Nagle stałeś się obrońcą szlam?! Przecież ich nienawidzisz! Gardzisz nimi, jak wszystkim wokoło!
Ślizgon odwrócił się z powrotem w jego stronę, zaciskając pięści.
-Zdrajców przyjaciół nienawidzę jeszcze bardziej. –syknął. –A ciebie, Weasley, najbardziej z wszystkich.
-Naprawdę?! Co ty wiesz o przyjaźni, kretynie?! Przecież nie masz przyjaciół, tylko służących! A może mówisz o tych w maskach?!
-STOP! USPOKÓJCIE SIĘ! –krzyknęła ledwie stojąca na nogach Hermiona. Była wściekła. Miała już dosyć. Ich obojga. Ręką powstrzymała Malfoya przed ponownym rzuceniem się na Rona i posłała mu groźnie spojrzenie. -O co ci chodzi?! –naskoczyła na niego. -Bijesz Rona, bo nazwał mnie szlamą, a sam to robisz przez cały czas! Chyba nie powiesz, że w ciągu paru minut ci minęło i nagle zostałeś obrońcą i przyjacielem mugoli!? I co to była za akcja z tym utopieniem?! Jeżeli myślałeś, że to będzie śmieszne, to się myliłeś. Nienawidzę cię, Malfoy. Jesteś dupkiem. –wysyczała z nienawiścią, patrząc w jego oczy. –Oboje jesteście. –dodała zwracając się do Weasleya.
Draco patrzył na nią obojętnym wzrokiem. Co prawda, zaskoczyła go tym wyznaniem. Miała rację, że się nie lubili, ale nienawiść jaką go darzyła, musiała być naprawdę ogromna. Nigdy nie widział, żeby błyszczała wręcz taką agresją. Nawet w jego kierunku.
-Ron. -zwróciła się ponownie do rudzielca. –Nie chcę cię znać. A ty, Malfoy, niestety musisz iść ze mną. Gdybyś teraz się topił naprawdę, bez wahania bym cię zostawiła.
Wściekła jak osa, ruszyła do drzwi prowadzących do Pokoju Wspólnego, ciągnąc za sobą zdezorientowanego blondyna, który posłał jeszcze uśmiech przepełniony jadem w kierunku Rona.
-Postawmy sprawę jasno. –zaczęła, gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym. –Tobie się nie podoba ta sytuacja i mi również. Niestety, jeżeli nie chcemy ze sobą spędzić następnego tygodnia, zakopmy wojenne różdżki na te dwa, nieszczęsne dni. Nie mam zamiaru spać w twojej sypialni, więc będziemy spali w mojej. –widząc, że chłopak otwiera usta, podniosła rękę. –Nie przerywaj mi. Przedzielimy łóżko poduszkami, ponieważ nie chcę cię dotknąć, nawet przez przypadek. Tobie też radzę mnie nie dotykać. No, ale prawda. Ty przecież nie dotkniesz szlamy.
Ku jej zdziwieniu, gdy skończyła, chłopak tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza. Żadnej głupiej odzywki, kłótni, ani własnych wymyślnych wymagań. Wyglądał jakby nad czymś głęboko myślał, a tutaj był obecny tylko ciałem. Pozwolił zaprowadzić się do jej dormitorium i położyć obok niej na ogromnym łóżku, czekając, aż skończy budować pomiędzy nimi mur z poduszek.
Hermiona mimo ochrony, którą zbudowała, wciąż czuła się niekomfortowo leżąc ze Ślizgonem w łóżku. Nie miała w zwyczaju spać z nikim, chyba, że z dziewczynami. Nawet z Harrym czy Ronem zawsze spali osobno, a tutaj proszę, miała obok siebie swojego największego wroga. Wroga, który dręczył ją przez sześć lat, wyzywał od szlam, robił wszystko, aby cierpiała. 
To wszystko było nienormalne i po prostu dziwne. Najpierw musieli wziąć razem kąpiel, która mimo, iż wcale nie zapowiadała się tak źle, to zakończyła się wręcz fatalnie, potem stanął w jej obronie, w co nigdy by nie uwierzyła, gdyby tego nie widziała na własne oczy, a teraz jeszcze leży z nią w jednym łóżku. JEJ łóżku. Tak, widocznie najbliższy czas miał być dla niej ciężki...
Z westchnięciem zamknęła oczy, uspakajając się. Czuła, jak emocje opadają, a ona sama zaczyna powoli się rozluźniać. Potrzebowała tej chwili spokoju. Nie dane jej to było jednak, bo po chwili, przed oczami pojawiła jej się scena z łazienki, gdy Malfoy okładał Ronalda pięściami w JEJ obronie. Na policzki mimowolnie wkroczył lekki rumieniec. Dlaczego to zrobił? Przecież nigdy nie pokazywał żadnej, chociażby krzty sympatii dla niej. Nienawidzili się. Od zawsze. Nigdy nie szczędzili sobie wyzwisk, przecież słowo "szlama", było jego ulubionym określeniem, a teraz sam rzucił się z tego powodu na Rona! 
No, chyba, że przeszedł jakąś magiczną metamorfozę, ale to było bardzo wątpliwe. Zachowywał się jak wcześniej, tylko z pojedynczymi przebłyskami człowieczeństwa. Bardzo rzadkimi w dodatku. Co prawda, normalny Malfoy by z nią pewnie nawet nie rozmawiał, a co dopiero o uśmiechu mowa. Z jeszcze większym rumieńcem przypomniała sobie wojnę w basenie. Jeżeli o absurdach mowa, to tamta sytuacja była chyba największym. 
Wciągnęła gwałtownie powietrze i poczuła jak w jej nozdrza ponownie wpada zapach blondyna leżącego obok. Tak, nic jej się nie przyśniło, on wciąż tutaj był. Mimowolnie zobaczyła samą siebie, jak nachyla się nad nim, aby przeprowadzić sztuczne oddychanie. Jej żołądek skręcił się boleśnie, a serce trochę przyspieszyło. Było tak blisko tego, aby go pocałowała. 
Skoro był przytomny, to dlaczego mnie nie odepchnął? Chyba nie chciał... abym go pocałowała?
Na samą tą myśl, zrobiło jej się dziwnie gorąco. Prawie podskoczyła, gdy z zamyśleń wyrwał ją cichy szept Ślizgona.
-Ej, Granger. Granger, śpisz?
-Śpię i tobie bym radziła to samo. –burknęła.
Blondyn nie odezwał się już więcej, a ona z myślami o nim, w końcu zasnęła. W przeciwieństwie do niej, Draco miał z tym problem. Jego myśli były prawie identyczne jak wcześniejsze Hermiony. Zastanawiał się, dlaczego stanął w jej obronie. Przecież wciąż pozostawał wrednym Ślizgonem bez uczuć. Tępicielem szlam. Nienawidził ich, a Granger najbardziej z nich wszystkich. Cały czas ją wyzywał, choć obiecał sobie, że nie będzie tego robił. Nie potrafił jednak inaczej. Granger drażniła go o wiele bardziej niż wszyscy inni, szybko tracił przy niej cierpliwość, a mimo wszystko się za nią wstawił. 
Myślał, że po wydarzeniach z poprzedniego roku się zmienił. I tak było, choć nie do końca to do siebie dopuszczał. Zrezygnowanie ze Służby u Czarnego Pana wymagało poświęceń. Wszystkich powinien traktować jednakowo, lecz Granger miała w sobie coś takiego, co po prostu nie dawało mu spokoju. Podświadomie czuł, że musiał być powód, dlaczego stanął w jej obronie. Może nienawiść do Weasleya była większa niż do niej? Może zdenerwowało go TO słowo, które tak często on sam stosował w jej stronę? A może zdrada przyjaciela lub łzy w jej oczach?
Nie, to nie to. Ciągle nie pałał do niej sympatią, ale wyczuwał od niej niewinność i dobro. Czynniki, których brakuje w jego życiu. Życiu, które było od zawsze przepełnione bólem i nienawiścią. Wiedział, że nie należy do przyjaciół Hermiony Granger, ale zastanowił się, czy nadal nienawidzi jej tak samo jak kiedyś. Czy ona mogłaby również pozbyć się nienawiści do niego? Chociaż jej malutkiej cząstki? Kto wie, może ten wspólny rok zmieni coś pomiędzy nimi? 
Powoli jego zmęczone myśli zaczęły wkraczać na zakazany tor. Nie powinien myśleć o tej dziewczynie. Na pewno nie w taki sposób. Szybko więc przeskoczył nimi do Ronalda Weasleya. 
Wielki przyjaciel, też mi coś. Mam nadzieję, że moja pięść naprawiła trochę tą jego krzywą gębę. -uśmiechnął się zajadle, powoli wkraczając w Krainę Snów.

~~*~~

O świcie, słońce wznoszące się nad zamkiem, wpuściło swoje promienie do jednej z sypialni na szóstym piętrze, prosto na twarz przystojnego blondyna. Chłopak przebudził się i poczuł delikatny ból w klatce piersiowej. Jakby coś przygniatało ją przez całą noc. Spojrzał na obolałe miejsce, lecz scena, którą zobaczył, wywołała lekki uśmiech na jego bladej twarzy. Do jego piersi leżała przytulona dziewczyna z burzą brązowych loków na głowie. Uśmiechała się przez sen. Draco odgarnął parę zbłąkanych kosmyków z jej twarzy i przyjrzał się jej. Spokojna, nie wrzeszcząca na niego Granger, wyglądała całkiem uroczo. Szybko zganił się za takie myślenie, ale uśmiechnął pod nosem.
-Ej, śpiąca królewno. Pobudka. -zaczął szeptać jej do ucha.
Dziewczyna jeszcze bardziej wtuliła się w niego i mruknęła coś w stylu: „jeszcze pięć minutek, mamo". Draco uśmiechnął się szerzej i powiedział tym razem głośniej, już typowym dla niego ironicznym głosem:
-Granger, pobudka! Domyślam się, że ci wygodnie, ale mnie niezbyt, więc mogłabyś ze mnie zleźć, albo sam cię zrzucę.
Hermiona słysząc TEN głos, natychmiast się obudziła i spojrzała z paniką na blondyna. Gdy zobaczyła w jakiej znajdują się sytuacji, zaczęła krzyczeć na biednego, niczemu winnego chłopaka.
-CO TY ROBISZ W MOIM ŁÓŻKU?!
-Kłopoty z pamięcią, maleńka? Mamy szlaban. -przypomniał jej z drwiącym uśmiechem i przeciągnął się leniwie, na co Hermiona zarumieniła się delikatnie. Dracona najwidoczniej rozbawiła jej reakcja, bo spojrzał prosto na nią szarymi oczami, uśmiechając się kpiąco pod nosem. 
-Tak, ale... dlaczego w takim razie leżałam... no... -zawahała się. -bez poduszek między nami?
Chłopak nie mógł się powstrzymać i wykrzywił usta w jeszcze szerszym, wrednym uśmiechu. Jej wstyd i krępacja były cudownym momentem, aby trochę ją podręczyć. 
-Dlatego, że najwyraźniej nasza księżniczka sama zburzyła magiczny mur cnoty, żeby dostać się do księcia.
-Tak bardzo nie śmieszne, Malfoy. -warknęła ze złością.
-Mnie to bawi. -wzruszył ramionami.
Gryfonka spojrzała na niego groźnie, ale po chwili odwróciła się od niego. Zastanowiła się dlaczego nie zrzucił jej z siebie od razu po przebudzeniu, albo nie zrobił czegoś jeszcze gorszego. Przecież to Malfoy, po nim można spodziewać się wszystkiego. Chyba, że wziął sobie do serca zakopanie wojennych różdżek.
Godryku, czuła się taka zawstydzona. Nakrzyczała na niego, a przecież to wszystko było jej winą. Dodatkowo, to zdradzieckie ciało przytuliło się do niego przez sen. Zaczerwieniła się gwałtownie na myśl, że prawdopodobnie przez większość nocy spała wtulona w ciepłe i miękkie ciało Dracona Malfoya. Miała ochotę umrzeć ze wstydu.
Powinnam teraz iść skoczyć z mostu. To nie dopuszczalne! Gdyby Harry i Ron... -na myśl o rudzielcu się trochę zezłościła.
-Mogłeś mnie zrzucić z siebie. -mruknęła.
-Nie mogłem, spałaś tak słodko... -stwierdził spokojnie, ale szybko zamilkł, gdy zorientował się co powiedział. 
Z przerażeniem spojrzał na Gryfonkę. Hermiona również na niego spojrzała zaskoczona. Otworzyła lekko usta, z których nie wypłynął żaden dźwięk.
-Ale cały czar prysł, gdy się przebudziłaś. Powinnaś spojrzeć w lustro. Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. –dodał szybko, próbując się zreflektować. Gdyby mógł, to w tym momencie sam na siebie rzuciłby Avadę. Czy on naprawdę coś takiego powiedział?!
-Naprawdę? Zabawne. Ty już gorzej wyglądać nie możesz. –odbiła piłeczkę i uśmiechnęła się sztucznie. Nadal była w lekkim szoku. -Wstawaj. Musimy się ogarnąć i zejść na śniadanie, a zanim się ubierzemy, to trochę minie. Wejdę pierwsza i przymknę drzwi, a ty poczekaj aż się ubiorę i wtedy zamiana.
Mimo tego, że była w łazience sama, to ciężko było się ubrać, bo gdy oddaliła się za daleko, znów została przyciągana do drzwi za którymi stał Draco. Jedynie w pomieszczeniu z toaletą czar jakby się wydłużał, pozwalając na swobodne skorzystanie z niej. Jednak świadomość, że centralnie za drzwiami stoi Malfoy, wcale jej nie ułatwiała tego zadania. Po jakimś czasie w końcu udało im się przygotować. Minęła jakaś godzina, ale najważniejsze, że zdążą na zajęcia.
Idąc korytarzami, uczniowie odwracali się za nimi i patrzyli szeroko otwartymi oczami. Nic dziwnego. Para najbardziej znienawidzonych przez siebie nastolatków, szła ze sobą ramię w ramię.
-Co takiego? Hermiona Granger z Draconem Malfoyem?
-Ślizgon z Gryfonką?
Takie szepty towarzyszyły im przez całą drogę do Wielkiej Sali. Hermiona słysząc je, stawała się coraz bardziej przybita i zawstydzona. Przecież wcale nie chciała iść nigdzie z Malfoyem! Była przygotowana na zaskoczenie uczniów, głośne komentarze i obelgi z ich strony, ale nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo ją to zaboli. Draco widząc jej zmieszanie, przewrócił oczami.
-Granger, serio się tym przejmujesz? Olej to. Chodź. -pociągnął ją lekko, gdy stanęła przed Wielką Salą, bojąc się wejść. Draco jednak nie miał zamiaru spędzić całego dnia w tym miejscu tylko dlatego, że Gryfonka bała się paru plotek.
Gdy tylko weszli do środka, wszystkie głowy zaczęły obracać się w ich stronę. Hermiona zarumieniła się i spuściła głowę w dół, a Draco, ku zdziwieniu wszystkich, ze skwaszoną miną chwycił Gryfonkę za rękaw szaty i pociągnął do stołu Gryffindoru.
-I na co się gapicie? –warknął na paru Puchonów.
W sali wybuchł gwar plotkujących ze sobą uczniów o nietypowej sytuacji. Gryffindor i Slytherin rozmawiający ze sobą, wystarczająco tworzyły niespotykany widok, a co dopiero, gdy przy stole Gryffindoru zasiedli razem, najprawdopodobniej się ze sobą spotykający, Malfoy i Granger. Do tej pory uchodzili za najbardziej nienawidzących się uczniów. Mówiąc tutaj oczywiście o damsko-męskiej nienawiści. A teraz, po tylu latach nienawiści, się w sobie zakochali. Przecież to dobry materiał na książkę jest!
-Nie ma mowy, Malfoy. Wypieprzaj stąd. –powiedział głośno Wybraniec, wstając na ich widok ze złością w oczach.
-Nie, Harry. On nie może. To nie tak. My się nie spotykamy. Mamy szlaban... –próbowała szybko wytłumaczyć Hermiona, posyłając przyjacielowi błagalne spojrzenie.
Potter wyglądał jakby dopiero go olśniło. Co prawda wydawał się być trochę zdezorientowany, ale znacznie się uspokoił.
-Ale Ron mówił... –westchnął głęboko, jakby coś zrozumiał. -W porządku. Rozumiem. Siadajcie. –uśmiechnął się do przyjaciółki, zaś Draconowi rzucił pogardliwe spojrzenie.
-Tak, mi też, Potter, nie odpowiada siedzenie w towarzystwie jakże odważnych i szlachetnych Gryfonów. Gdyby nie przeklęta McGonagall, nie musiałbym z takiego bliska oglądać twojej brzydkiej gęby.
To prawda, Draco nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie Gryfonów, którzy zabijali go wzrokiem z każdej strony. Co gorsza, żartowali z niego. Bez sensu było wzbudzać kłótnię, ponieważ był tutaj sam. Jeszcze do tego jego „towarzyszka", również nie czuła się komfortowo. Z każdej strony słyszała szyderstwa i śmiechy. Nawet Gryfoni patrzyli na nią znienawidzonymi spojrzeniami. Draco zerknął z utęsknieniem na stół Slytherinu. Tam wszyscy dobrze się bawili i na pewno brakowało im ich księcia.
Harry zignorował blondyna, zwracając się do przyjaciółki.
-A więc, o co chodzi z tym szlabanem?
-Och, McGonagall stwierdziła, że nie potrafimy się szanować, więc zaczarowała nas tak, że przez dwa dni jesteśmy na siebie skazani. Nawet nie możemy się od siebie oddalić dalej niż na metr.
-Ron wczoraj twierdził, że...
-Ron wszedł po prostu w nieodpowiednim momencie i źle zrozumiał to, co się dzieje. –stwierdziła chłodno.
Harry pokiwał głową ze zrozumieniem. Między nimi zaległa cisza.
-Hermiono? –Draco usłyszawszy cichy, znienawidzony głos, podniósł głowę i zobaczył stojącego przed nimi Weasleya. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył, że jego warga jest cała opuchnięta, a pod okiem widnieje rozcięcie. 
Hermiona również spojrzała na niego pytająco. Nie wyglądała na chętną do rozmowy, ale Ronald zrobił błagalną, skruszoną minę.
-Chciałbym cię przeprosić. Teraz widzę, że to tylko szlaban. Chciałaś mi o tym powiedzieć, ale nie dałem ci na to szansy. Przepraszam. Jestem idiotą. -rudzielec ponownie zrobił minę zbitego psa, a Draco spojrzał na niego z politowaniem. 
Hermiona wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, jakby coś analizowała. Po paru sekundach westchnęła.
-Dobrze, wybaczę ci, Ron. Ale obiecaj, że już więcej mi tego nie zrobisz. To bolało. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mi powiedziałeś coś takiego. –powiedziała oschle, na co Ron spuścił głowę. -A tak w ogóle, to co ty robiłeś o tej godzinie w łazience? Przecież było już grubo po północy.
-Eee... -zająknął się. -Chciałem pójść do ciebie o czymś pogadać. Nie wiedziałem jakie jest hasło, a Percy kiedyś mówił, że da się dostać do Prefektów Naczelnych przez łazienkę. Ale już nie ważne. -zarumienił się, a Hermiona odetchnęła głośno. Nie chciała się kłócić z przyjaciółmi przez kogoś takiego jak Malfoy.
Nagle podbiegła do niej szeroko uśmiechnięta i bardzo podekscytowana Ginny.
-Hermiona! Nie wyobrażasz sobie co za ploty chodzą po szkole! Że ty i Malfoy... -urwała zauważywszy blondyna. Jej brwi podjechały do góry z zaskoczenia. Z zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę.
-Ginny. To szlaban. TYLKO szlaban. –podkreśliła szybko Hermiona, żeby ruda zrozumiała od razu, lecz chyba było za późno, bo zauważyła już błysk ekscytacji w oczach przyjaciółki.
Ginny była znana z tego, że uwielbiała romantyczne, niespotykane i niemożliwe historie miłosne, a także niebezpieczne i tragiczne romanse. Miłość Hermiony z oschłym Malfoyem zdecydowanie zaliczałaby się do jej ulubionych. Miłość po latach nienawiści, pomimo całego zła, okrutnej przeszłości. Tak, to by było coś. Drugim jej ulubionym zajęciem było szukanie Hermionie chłopaka. Jakby połączyć pierwsze z drugim, wyszedłby związek idealny. Lecz nie dla samej zainteresowanej.
Poza tym, młoda Weasley nienawidziła Ślizgona tak samo jak reszta Gryfonów. Dlaczego więc miałaby ją próbować złączyć z blondynem?
-Ach, no tak. Oczywiście. Tylko szlaban. –Ginny uśmiechnęła do chłopaka promiennie, ku zdziwieniu wszystkich obecnych i wpakowała się na ławkę obok nich. Z reguły wiadomo, że raczej Weasleyowie nie przepadają za Malfoyami i odwrotnie.
Dracona również zaskoczyło zachowanie Weasleyówny. Nigdy się do niego uśmiechała. Wręcz przeciwnie. Kiedyś prawie się na niego rzuciła, gdy obraził jej rodzinę oraz Pottera. Uniósł wysoko brwi, ale nie skomentował tego.
Przez resztę śniadania najwięcej paplała Ginny, więc atmosfera nie była już tak bardzo gęsta. Nawet Draco Malfoy chyba zapomniał w jakim towarzystwie się znajduję i zaczął konwersacje wraz z młodą Weasley na temat quidditcha. Nie spodobało mu się, jak wyraziła się o jego ulubionej drużynie, dlatego rozpoczęli ożywioną dyskusję na ten temat. Oczywiście, nie odbyło się bez sprzeczek, ponieważ każde z nich miało odmienne zdanie. Hermiona z nieodgadnionym spojrzeniem przypatrywała się wesołej przyjaciółce. Czy ona przypadkiem czegoś nie kombinowała? Postanowiła jednak o tym nie myśleć, tylko zaczęła przysłuchiwać się ich wymianie zdań z nieśmiałym uśmiechem. Poczuła jak jej humor ulega całkowitej poprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz