Przygotowania do następnego wyruszenia
na misję po horkruks szły pełną parą. Hermiona miała głowę pełną składników,
skomplikowanych receptur, a większość czasu spędzała za górą pełną książek.
Przez ostatni czas trudno było ją stamtąd wyciągnąć, a jej przyjaciel, Harry
Potter wcale nie ułatwiał jej zadania. To właśnie on poprosił ją o pomoc, lecz
w tym momencie, co było zrozumiałe był tak niecierpliwy i przerażony, że po
prostu krótko mówiąc -działał jej na nerwy.
-I jak ci idzie, Hermiono? Coś ruszyło
do przodu? –dopytywał się Potter po kilka razy dziennie.
-Harry, opanuj się. Jeżeli eliksir
będzie gotowy to uwierz mi, że cię o tym poinformuję. Ciesz się, że profesor
Slughorn zaczął go warzyć, aby pokazać na lekcji, a mi się udało go trochę
zwędzić. Gdyby nie on i oczywiście nie ja, nie czekałbyś tydzień tylko miesiąc.
–powiedziała już lekko zirytowana.
-Wiem, dlatego jesteś boska. Nie będę
tego mówił o Slughornie, Jessica mogłaby się obrazić.
Hermiona mimowolnie się roześmiała.
Harry też w końcu trochę się rozluźnił i do niej uśmiechnął. Już dawno nie
widziała na jego twarzy takiego prawdziwego uśmiechu.
-A o mnie się nie obrazi, tak? Obawiam
się, że bardziej się obawia mnie niż profesora i to tej samej płci co ty.
Dlatego lepiej tak nie mów, bo nie mam ochoty żeby Jess mnie dorwała. W końcu
jest z krwi Voldemorta, więc ukryte w niej ciemne moce mogą w końcu się obudzić
a jakoś nie chcę, żeby to na mnie je próbowała.
Brunet przyjrzał się swojej
przyjaciółce z rozbawieniem. Od jakiegoś czasu, mimo że okres dla wszystkich
zrobił się trudny, z jej ust rzadko znikał chociażby cień uśmiechu.
Podejrzewał czego, a raczej kogo to może
być zasługa. Nie do końca potrafił w to uwierzyć, ale widział po niej, że jest
naprawdę szczęśliwa.
-Hermiono, a jak tam układa ci się z
Malfoyem? Nie denerwuje cię? Nie muszę sobie z nim pogadać?
Brązowookiej znowu w oczach zaświeciły
wesołe ogniki, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Harry zawsze zachowywał
się względem niej jak starszy brat mimo, że w tym wypadku był młodszy. Wiedziała,
że się o nią martwił. Zawsze taki był w stosunku do niej.
-Nie, nie musisz. Ale nie martw się.
Jeżeli coś zbroi, to do ciebie pierwszego z tym przyjdę. –posłała mu
uspakajający uśmiech.- Wiesz, Harry nie wierzę, że to mówię, ale jest idealnie.
Kto by pomyślał, prawda? Ja i Draco. To tak jakby nagle McGonagall miałaby się
spotykać z Voldemortem. Jasne, że mnie denerwuje, ale bez tego byłoby dziwnie.
Miły Draco Malfoy, bez drwiącego uśmieszku, cynicznego głosu oraz wrednego
dogryzania, na dłuższą metę potrafi być jeszcze bardziej denerwujący niż
normalnie. Poza tym bardzo się stara i mną opiekuje. Zdziwiłbyś się, Harry jaki
on potrafi być kochany.
-Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć.
Tak, zmienił się. Już od jakiegoś czasu. Po prostu nie mogę się przyzwyczaić do
tej jego odmiany. Niby już był inny w święta, ale sama wiesz. To potrafi być
trudne. Ale skoro ty jesteś szczęśliwa i cię nie zranił to dobrze. Jesteś
dorosła, a w końcu nigdy nas nie zawiódł twój zmysł. Przynajmniej mam jedną
osobę mniej do zabicia.
Zaśmiali się wesoło.
-A wam co tak zabawnie? –zapytał
obgadywany wchodząc do pokoju. –Potter znowu popisał się swoim jakże
inteligentnym żartem?
-Nie, ale właśnie cię obgadywaliśmy.
–odpowiedziała brązowooka, której na jego widok oczy zaświeciły jeszcze mocniej,
a ich czekoladowa toń jakby się pogłębiła. Sam jego widok wzbudzał w niej
kolosalne uczucia.
-No wiesz?! –udał obrażonego, ale
pocałował ją w policzek na powitanie. –Jadłaś coś dzisiaj chociaż?
-Niestety nie. –westchnęła.-Cały czas
siedzę przy tym eliksirze. Za niedługo powinien być gotowy. Prawdopodobnie już
nawet dzisiaj. Mija tydzień odkąd zaczęłam go przygotowywać.
-Domyśliłem się, że Potter nie da ci
odetchnąć. –posłał brunetowi groźne spojrzenie. - Dlatego ja, twój kochany,
idealny chłopak przyniosłem ci coś do zjedzenia. Niestety, Potter dla ciebie
nic nie mam.
-Nic nowego, Malfoy. Chyba nawet bym
nic nie wziął. Kto wie co ty tam wsypałeś.
-Dla ciebie trochę sałatki doprawionej
szczyptą trutki na szczury.
-Jesteś kochany. –przerwała im Hermiona,
całując Dracona, całkowicie zapominając o obecności Harry’ego. Przyzwyczaiła
się już do ich ciągłego przekomarzania. Na szczęście nie były już takie same
jak na początku roku szkolnego. Nawet między nimi relacje się ociepliły.
-Ekhmm.. to może ja was zostawię samych
i uprzedzę resztę aby nie wchodzili? –zażartował Wybraniec.
-No co ty, głuptasie! –zarumieniła się
Hermiona gwałtownie, odsuwając od Ślizgona.
-Dobry pomysł. Chociaż jakiś, Potter.
–odezwał się jednak Draco, za co dostał kuksańca w bok od Gryfonki. Spojrzała
na niego z irytacją wciąż zarumieniona.
-Współczuję ci, Malfoy. Jak Hermiona
chce to potrafi przyłożyć. Ale hej! Tobie już przecież przyłożyła! –roześmiał się,
na co Draco już chciał się odszczekać. -Serio idę, Hermiono, bo też jestem
głodny, a o mnie nikt nie pamięta. –wykrzywił usta w smutnym grymasie.
-Noo, widziałem, że Riddle zakuwa. To
musi być przykre, gdy twoja dziewczyna olewa cię dla nauki.
-Taa, przejęła się tymi egzaminami
prawie jak Hermiona. Właśnie, nie mylę się, ale Hermiona to chyba twoja
dziewczyna?
Dziewczyna zrobiła zdenerwowaną minę.
Czy oni właśnie się z niej nabijają? Jeszcze bezczelnie wybuchli śmiechem!
Spojrzała na nich ze złością.
-Ale śmieszne! Też byście mogli się
pouczyć! Trochę nauki żadnemu z was nie zaszkodzi.
Harry pospiesznie opuścił pokój,
machając z kpiącym uśmiechem na pożegnanie Ślizgonowi, zanim odbyły się wykłady
na temat egzaminów. W końcu nie od dzisiaj znał Hermionę i wiedział co za
chwilę nastąpi.
-Mówię poważnie, Draco. Nic się nie
uczysz, jak ty chcesz zdać te egzaminy?
Blondyn zatkał jej usta pocałunkiem.
-Zamknij się, Granger. Mam coś lepszego
do roboty niż gadanie o szkole.
-To znaczy co? –warknęła z udawaną złością.
Tak naprawdę zaszumiało jej w głowie od jego pocałunku.
-Skoro Potter nas zostawił, to można to
wykorzystać w inny sposób.. –Po tych słowach pokój przemienił się w sypialnię,
a Draco zabawnie poruszył brwiami.
Hermionie natomiast zrobiło się duszno.
O wiele za duszno, a na jej policzki zaczęły wkraczać niechciane rumieńce. Do
teraz nie potrafiła opanować się przed słowami chłopaka, a co dopiero jego
dotykiem!
-Zboczeniec i napaleniec! –warknęła.
-Jakbyś była na moim miejscu i chodziła
z samą sobą, też byś się nie mogła powstrzymać. –mruknął jej na ucho,
obserwując z satysfakcją jak rumieni się uroczo coraz bardziej. Nie czekając aż
coś powie, złapał za jej podbródek i ucałował usta z namiętnością i miłością.
Czując brak odepchnięcia, uznał to za zgodę do działania. Jednak gdy tylko
próbował przejść krok dalej, zareagowała.
-Draco, a jak ktoś tu wejdzie?
–odepchnęła go lekko od siebie.
-Kto miałby wejść? Potter wyszedł,
Riddle się uczy, a Zabini z Weasley zapomnieli o całym świecie i są zajęci
sobą.
Hermiona przeanalizowała jego słowa w
milczeniu i zgodziła się z nim, zaczynając oddawać pocałunki, a po chwili lądując
na łóżku. Draco zaczął odpinać jej koszulę sprawnymi palcami, gdy jednak do
pokoju wkroczyli rozbawieni Blaise z Ginny.
-Ja myślałem, że to ma być nasz pokój
spotkań, a nie pokój rodem z „Greya”. –zaśmiał się Zabini z wrednym uśmiechem
przyklejonym do twarzy. Mimo, że od tygodnia wiedział, że jego przyjaciel jest
w związku z Hermioną to do teraz cieszył się każdym takim momentem jakby przyłapał
ich na zakazanym pocałunku. Do tego wszystkiego uwielbiał wypominać Malfoyowi,
że przecież twierdził iż nic nie czuje do Gryfonki. Dokuczanie mu, było jedną z
lepszych rozrywek w jego życiu.
Hermiona nadal się czuła jakby była
przyłapywana na czymś zakazanym. Dodatkowo jej niemoralne zachowanie odbywało
się z jej wrogiem. To dodatkowo sprawiało, że było złe. Oczywiście, że nie
traktowała Draco jak wroga, po prostu stare przyzwyczajenia zostają do teraz. Zawstydzona
zaczęła się szybko ubierać z czerwoną twarzą ukrytą pod kurtyną włosów. Za nic
w świecie nie chciała spojrzeć w triumfujące oczy Ginny.
-Zabini, ty to masz wyczucie czasu.
–warknął Draco, również zapinając koszulę.
-Trzeba było się tu nie
roznegliżowywać! Jeszcze wpadkę będziecie mieli i co? Ciesz się, że się o
ciebie martwię!
-Wpadkę mówisz? Wiesz co wtedy?
Dołączymy do was, bo widocznie ty nie opanowałeś paru czynności. Radzę się
zaznajomić z jakąś książką, albo porozmawiać z kimś dorosłym. Udzielić ci paru
lekcji? –podły uśmiech blondyna rozlał się na jego ustach.
Mulat spiął ramiona gotowy do rzucenia
ciętej riposty, lecz ich kłótnię przerwało bulgotanie w kociołku za nimi. Oboje
podskoczyli lekko przestraszeni i odwrócili się w tamtym kierunku.
-Wiedziałam! Eliksir gotowy!
–wykrzyknęła rozradowana Hermiona podbiegając do wywaru ignorując zaskoczone
spojrzenia swoich przyjaciół.
~~*~~
-Omówmy wszystko ostatni raz! –nalegała
Hermiona.
Harry chodził zniecierpliwiony w tę i z
powrotem po Pokoju Życzeń. Wszystko było już gotowe, praktycznie teraz już
powinni być w drodze, ale Hermiona musiała jak zwykle mieć wszystko dopięte na
ostatni guzik.
-Jessica, Ginny i Zabini zostają w
zamku, a ja idę teraz do McGonagall po miecz i zgodę na opuszczenie zamku.
Następnie ty, Malfoy i ja przenosimy się na Pokątną, gdzie zażyjecie eliksir
wielosokowy. Ty przemienisz się w Bellatriks a on w Yaxleya. Malfoy wie jak się
tam dostać żeby nie wzbudzać podejrzeń, ma klucz do skarbca i będzie cię
informował oraz dyktował jak masz się zachowywać. W końcu zna swoją ciotkę
lepiej niż ktokolwiek inny. Zresztą mówił ci co masz robić, więc znając ciebie
jesteś przygotowana perfekcyjnie. Ja będę pod peleryną niewidką cały czas za
wami i będę was osłaniał oraz kontrolował całą sytuację. Wszystko jasne? Jakieś
pytania?
Hermiona zaprzeczyła sztywno głową na
znak, że wszystko rozumie. To, że zrozumiała nie znaczy, że czuła się pewna lub
bezpieczna. W końcu robili największą głupotę na jaką kiedykolwiek mogli wpaść.
Mogli zginąć, a ona bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Oczywiście
wiedziała w co się pakuje. Od samego początku była gotowa zginąć za przyjaciół
oraz pomóc Harry’emu Potterowi. To było jej przeznaczeniem.
-Hermiono.. –Draco objął ją opiekuńczo
i obrócił w swoją stronę tak, żeby spojrzała mu w oczy. Wszyscy obecni zajęli
się czymś innym dając im chwilę na rozmowę. –Wiem, że się boisz. Ja też. Oj nie
rób takiej miny, przecież wiesz, że zawsze ratowałem swoją skórę i unikałem
takich wyczynów godnych Złotej Trójki Hogwartu. –uśmiechnął się lekko. - Nie
chcę żeby coś ci się stało, ale cały czas będę obok ciebie, rozumiesz? Obronię
cię, gdy stanie się coś niebezpiecznego. Ale wierzę w to, że wszystko się uda. Potter
tak wszystko obmyślił, że nie ma prawa aby coś się nie wyszło.
Hermiona uśmiechnęła się gorzko.
-I to jest właśnie najgorsze..
Draco spojrzał na nią zaskoczony.
-Co takiego? –zapytał.
-Zazwyczaj gdy coś planujemy, to
właśnie wtedy się wszystko psuje…
~~*~~
-Pani dyrektor! –do gabinetu dyrektora,
pędząc niczym wiatr, bez pukania wpadł Harry Potter.
-Potter!? Co się stało? Dlaczego wpadasz
do mojego gabinetu jak na boisko do Quidditcha?!
-Potrzebuję miecza i zgody! Wyruszamy!
Teraz! –wydyszał łapiąc zachłannie powietrze w płuca.
-Tak szybko? –zdumiała się
nauczycielka.
-Tak, to pilne pani profesor!
Kobieta przyjrzała mu się badawczo i z
lekkim.. strachem? Tak, na pewno widział w jej oczach strach o nich, o swoich
uczniów. Mimo iż Minerwa McGonagall uchodziła za kobietę surową, z zasadami
należała do osób w których miał swoje całkowite wsparcie oraz pomoc.
-Powiedziałeś: „wyruszamy”, Potter.
„My” to znaczy kto?
-Hermiona, Malfoy i ja. –odpowiedział
zniecierpliwiony.
-Tylko wasza trójka? Kiedy wrócicie? I
czy w ogóle wrócicie?
-Mamy taką nadzieję. –wykrzywił usta w
gorzkim uśmiechu. –Postaramy się wrócić już dzisiaj, pani dyrektor.
Wybraniec spojrzał jeszcze na portret
byłego dyrektora. Staruszek uśmiechał się dobrodusznie i pokrzepiająco.
-Wszystko zaplanowane, Harry?
-Taką mamy nadzieję, panie profesorze.
W tym momencie nie mamy już wyboru ani czasu.
Mężczyzna skinął głową, a w jego niebieskich
oczach zalśniła duma.
Kobieta wyjęła miecz z gabloty i podała
brunetowi. Harry wziął go, a następnie włożył do wyszywanej koralikami torebki
Hermiony. Dyrektorka spojrzała z lekkim zaskoczeniem oraz dumą na to zjawisko.
-Podziwiam pomysłowość panny Granger.
Harry posłał jej delikatny uśmiech.
-Ja również, pani profesor. Do
zobaczenia. Gdy tylko wrócimy, przyjdę do pani oddać miecz.
-Powodzenia, Harry! –krzyknął jeszcze
portret Dumbledore’a zanim Wybraniec wybiegł z gabinetu.
Biegnąc korytarzem do umówionego
miejsca w głowie odbijał mu się głos byłego dyrektora. Podświadomie czuł, że Dumbledore
będzie dawał mu siłę, aby tym razem
również dało się skutecznie zniszczyć horkruksa, zbliżając się do coraz
bardziej widocznego celu jakim był Lord Voldemort.
-Jestem. Wszystko załatwione. Możemy
ruszać? Hermiona? Malfoy? Jesteście gotowi?
Blondyn przytaknął nieznacznie, niezbyt
zadowolony z tego co ma się za chwilę wydarzyć, a Hermiona kiwnęła głową lekko
blada.
-Jess, Ginny, Blaise musicie już iść do
Pokoju Życzeń. Nic nam nie będzie. Wrócimy cali. Zobaczymy się później.
Wszyscy uściskali się mocno na
pożegnanie. Czuli się jakby to miało być ich ostatnie spotkanie. Ostatni
uścisk, spojrzenie, ciepłe słowa.
-Powodzenia. –powiedzieli słabo i w
trójkę ruszyli do swojej kryjówki, czekając na powrót przyjaciół.
Harry spojrzał na Hermionę i Draco.
-Musimy wyjść aż do Hogsmeade, żeby się
teleportować na Pokątną.
Oboje zgodnie przytaknęli. Poszli więc
przez już topniejący śnieg do wioski. Nadszedł luty, więc było mroźno, a na
ulicach pojawiła się tylko wodna klapa. Aż do wioski nie odezwali się do siebie
ani słowem. Każdy w głowie układał sobie plan, gdyby coś miało się nie udać.
Dla każdego najważniejszym celem była ochrona bliskich.
-Teleportujemy się łącznie. Hermiono,
pozwolisz?
Oboje złapali dłoń brązowookiej i po
chwili stali pomiędzy ulicą Śmiertelnego Nokturnu a ulicą Pokątną. Całą trójką
rozejrzeli się i szybko weszli do opuszczonego sklepu na rogu, tak aby nikt nie
zauważył ich przybycia. Hermiona wyjęła ze swojej praktycznej torebki eliksir
wielosokowy i pelerynę niewidkę.
-Załóż ją, Harry. A to, Draco dla ciebie.
–podała mu drżącymi rękoma kubek z eliksirem, wrzucając tam jeszcze włos
należący do Yaxleya.
Wypili duszkiem obrzydliwie wyglądające
mikstury. Po chwili zaczęła się najgorsza część. Przemiana. Ich ciała zmieniły
swoją wysokość oraz tuszę, twarze zmieniły rysy, każda ich część uległa
przemianie. Draco najbardziej cierpiał z powodu braku swoich platynowych
włosów.
-Merlinie, nawet śmierdzę Yaxleyem.
Hermiona przyjrzała mu się krytycznie,
ale sama nie wyglądała lepiej.
-Szybko. Musimy się przebrać.
Gdy stanęli gotowi do wyjścia Hermiona
rozejrzała się. Na razie wszystko wyglądało tak, jak zakładał ich plan.
Harry’ego nie było widać, upewniła się, że nawet najmniejszy kawałek jego ciała
nie opuści peleryny, Draco wyglądał jak idealna kopia Yaxleya, a ona sama
wyglądała jak Bellatriks Lestrange.
-Wiesz, Granger. Chciałem być miły, ale
nie potrafię.
-Dlaczego? –spojrzała na niego oczami
Bellatriks.
-Chciałem ci powiedzieć, że wyglądasz
we wszystkim ładnie, ale skłamałbym. Wyglądasz koszmarnie. Pocałowałbym cię,
ale to obrzydliwe, gdyż wyglądasz jak moja ciotka.
Hermiona zaśmiała się nerwowo.
Przygryzła wargi ze strachem.
-Dobra, gołąbeczki, koniec tego
gruchania. Idziemy! –szepnął Harry zniecierpliwiony.
Przechodząc powoli ulicami, zauważyli,
że wielu ludzi patrzy na nich z przerażeniem i nienawiścią. Na ich widok
zamykają się okna w domach i sklepach, ludzie chowają się po najciemniejszych
zaułkach, aby tylko uniknąć z nimi jakiegokolwiek kontaktu. Śmierciożercy budzą
obrzydzenie, przynoszą ze sobą śmierć, strach i cierpienie. Mimo, że nienawiść
jest do nich ogromna, ludzie boją się śmierci, nie chcą się jej przeciwstawiać.
-Pani Lestrange! Jaki zaszczyt! Czego
pani szuka na tej zaśmieconej, śmierdzącej ulicy? –podbiegł do nich jakiś
staruszek silący się na uprzejmy, służalczy uśmiech.
Hermiona spojrzała na niego
zdezorientowana. Prawie zapomniała w kogo ciele się znajduje. Gdyby nie Draco,
który ją szturchnął niezauważalnie i chrząknął, już na samym początku
zniszczyłaby ich długo układany i dopracowywany plan. Spojrzała więc na niego z
pogardą.
-Ktoś ci pozwolił się do mnie odezwać?
Spojrzeć na mnie? Naprawdę myślisz, że będę ci się zwierzać z moich planów?
Zjeżdżaj stąd, plugawy śmieciu. –warknęła, świetnie udając głos
śmierciożerczyzni, a widząc jak mężczyzna ucieka w popłochu pozwoliła sobie na
skrzeczący śmiech Bellatriks.
-Nieźle. –pochwalił ją Draco.
Hermiona wcale nie czuła się z tą
pochwałą dobrze. Pierwszy raz potraktowała kogoś w ten sposób. Jak można do
kogokolwiek odezwać się tak okrutnie go traktując? Przecież ten człowiek niczym
sobie nie zawinił. Chciał pomóc, chciał…
-Voldek sobie ustawił straże. –szepnął
Draco, widząc strażników stojących przed wejściem do banku. –Nie wiem czy uda
nam się ich tak po prostu ominąć. Zobaczcie, mają takie czujniki jak Filch. Od razu wykryją
podstęp. Potter, jakiś pomysł?
-Spokojnie, załatwię to. –powiedziała
twardo Hermiona/Bellatriks. Podchodząc pewnym krokiem do wejścia banku chciała
po prostu przejść, ale widząc jej zamiary strażnicy wyciągnęli w jej kierunku
urządzenia wykrywające oszustwo. Hermiona nie tracąc pewności siebie krzyknęła
groźnie:
-Macie zamiar celować we mnie tym
ustrojstwem? WE MNIE?! Wy nędzne kreatury, chyba nie wiecie z kim zadzieracie!
Mężczyźni widocznie przestraszyli się
jej, gdyż natychmiastowo opuścili czujniki.
-N-nie.. Proszę wybaczyć, pani
Lestrange. Nie chcieliśmy pani urazić, to tylko taka ostrożność.
Hermiona miała nadzieję, że to koniec,
ale strażnicy nie odpuścili i zaczęli zmierzać w stronę Dracona przebranego za
Yaxleya. Widziała, że Ślizgon stanął zaskoczony nie wiedząc co zrobić.
Wyciągnęła więc idealną replikę różdżki Bellatriks zrobioną dzięki Jessice i
Draconowi i wycelowała w dwóch strażników, którzy zbliżali się w ich stronę.
-Szumowiny! Mam poinformować Czarnego
Pana, że przeszukujecie jego najwierniejszych, szczególne, że są ze mną?! To on
nas tutaj wysłał osobiście, ale jeżeli potrzebujecie jakiegoś potwierdzenia,
nie ma problemu. Zaraz go tutaj przywołam, choć nie obiecuję, że będzie tym
zadowolony. Ale spokojnie, to wami się zajmie. Albo pozwoli zrobić to mnie.
–podwinęła lewy rękaw szaty, nerwowo oblizując wargi jak miała to w zwyczaju
robić ciotka Dracona.
Przez którtki ułamek chwili, jedno
uderzenie serca, bała się, że mężczyźni zaryzykują. To właśnie w tym czasie jej
serce bało się, że zaraz nie wytrzyma napięcia. Jednak na szczęście jej groźba
była skuteczna.
-Nie! Przepraszamy! Nie wiedzieliśmy! Proszę
przejść! Proszę!
Odsłonili im swobodne przejście do holu
Gringotta, a Hermiona wraz z Draco i Harrym
przechodząc przez wrota odetchnęli z ulgą.
-To było świetne! –szepnął jej Harry.
Hermiona zrobiła grymas mający na celu
ukazać uśmiech. Idąc długim holem banku, mijając pracujące gobliny, które
spoglądały na nich z podejrzliwością doszli w końcu do recepcji.
Jedno już z głowy, teraz zostaje wejść
do skarbca, zabrać to co muszą i uciec stąd najszybciej jak się da.
Znad stołu recepcyjnego wychyliła się
głowa goblina sprawującego pieczę nad tym stanowiskiem. Jego oczy lekko się
zaokrągliły z zaskoczeniem obserwując kto przed nim stoi.
-Pani Lestrange! Co panią tu sprowadza?
–zapytał.
-Chcę obejrzeć mój skarbiec i pobrać
pieniądze. Czy to takie dziwne? Co ja mogę chcieć w banku Gringotta, głupcze? Czarny
Pan kazał wszystko przygotować. Przybędzie jeszcze dziś wieczór, porozmawiać z
tobą o sam wiesz czym.
Goblin przyglądał jej się chwilę
świdrującymi oczyma.
-Rozumiem. A czy mogę prosić o klucz, albo
jakiś dowód tożsamości, pani Lestrange?
Hermiona spojrzała na niego jakby
zapomniała co tutaj robi. Zaczęła nerwowo szarpać kieszenie swojej szaty.
-Oczywiście, że mam klucz, goblinie.
-Ekhm, Bellatriks, tutaj jest.
Draco podał jej zgubę, obwiniając się o
tak duży błąd. Hermiona nerwowym ruchem zgarnęła go i podała małemu mężczyźnie długi,
złoty klucz przypominający pazur właśnie goblina. Goblin gładził szorstkimi
palcami podejrzliwie złote zdobienia, a Hermiona czuła, że robi się jej coraz
słabiej. Następny błąd, który może szybko doprowadzić do zdemaskowania. Na
szczęście tym razem również udało im się przejść bez szwanku.
-Zgadza się. Ten klucz jest wykuty
przez nas dla pani.
-Oczywiście, że tak. –zaczęła się
niecierpliwić.- Możemy już wejść? Nie mam całego dnia.
-Naturalnie. Glodiark! Zaprowadź państwa
do skarbca.
Gruby goblin podszedł do nich i gestem
nakazał iść za sobą. Zaprowadził ich do wózka i poczekał aż rozsiądą się w
środku. Gdy dali znać, że są gotowi ruszyli z głośnym piskiem małych kółek,
napędzających pojazd. Jechali długi czas krętymi torami w coraz głębsze
zakamarki podziemia. Droga zaczęła się zmieniać, rozdwajać na wiele innych par
torów. Nawet Hermionie nie udało się spamiętać wszystkich zakrętów, co wcale
jej się nie podobało. Próbowała zapamiętać chociaż jakieś charakterystyczne
miejsce, aby nakierować się później na nie.
-Jesteśmy już chyba prawie całkiem na
dole. –szepnął Harry.
Faktycznie, widzieli prawie podłoże
ogromnej jaskini. Nie wiedzieli jak długo będą jeszcze jechać, ani jak długo
będzie działał jeszcze eliksir. Droga się dłużyła a czas skracał. Powoli
wszyscy zaczęli się niecierpliwić i nerwowo spoglądać na siebie. Po paru
minutach, które wydawały się okrutną wiecznością usłyszeli upragnione słowa:
-Jesteśmy na miejscu. Klucz proszę.
–odezwał się niski głos goblina.
Hermiona podała ponownie złoty pazur
goblinowi, który otworzył im ogromne wrota komnaty. Gdy tylko drzwi się
otworzyły znaleźli się w okazałej krypcie pełnej złota. Gryfonka otworzyła
szeroko oczy oraz usta zdumiona zawartością skrytki. NIGDY nie widziała takiej
ilości pieniędzy ani skarbów.
-Zaskoczona? Moja wygląda podobnie.
–stwierdził obojętnie Draco.
Brązowooka popatrzyła na niego z lekkim
przerażeniem. Wiedziała, że jest bogaty, ale żeby AŻ TAK?! Spróbowała pokazać
jednak, że nie ruszyła jej ta informacja i postanowiła zmienić temat.
-Coś za łatwo poszło. –szepnęła. –A
gdzie ten sławetny Wodospad Złodzieja? Żadnych zabezpieczeń?
-Jesteś zbyt podejrzliwa. Przecież byli
strażnicy, chcieli dowód tożsamości. Wszystko poszło dobrze i powinnaś się
cieszyć.
Hermionie mimo zapewnień blondyna coś
nie pasowało. Czasy są zbyt niebezpieczne, a Voldemort na pewno chciałby dobrze
zabezpieczyć tak ważną dla siebie rzecz. Nie chodzi tu w końcu o błyskotkę, a o
kawałek jego duszy! Postanowiła jednak nie zapeszać i z największą
ostrożnością, jakby zaraz miał się ktoś na nią rzucić wkroczyła do
pomieszczenia. Gdy przekroczyli jego próg automatycznie, z ogromną siłą ich
stronę wystrzeliła chmura dymu połączonego z wiatrem. Tak jak podejrzewała
Hermiona. Pułapka się uaktywniła w momencie przekroczenia progu skrytki. Całą
trójką zaczęli się dusić i nie mogli otworzyć oczu. Gryfonka momentalnie
poczuła jak siła odciąga ją z miejsca odsuwając od Draco. Próbowała pochwycić
go dłonią, ale nigdzie w pobliżu nie wyczuła jego obecności. Powoli w jej umysł
zaczęła wkradać się panika.
-Co się dzieje?! –krzyknęła. –Draco?!
Harry?!
Pisnęła ze strachu, gdy poczuła jak
ktoś łapie ją w talii, a po chwili przyciska pewnie jej twarz do swojego torsu
osłaniając przed dymem. Zapach mięty. Draco.
-Draco, co się dzieje?!
-Nie mam pojęcia! Spróbuj nie wdychać
tego dymu!
-A gdzie Harry?!
-Zaraz się dowiem. Potter?! Gdzie
jesteś?!
Niedaleko od siebie usłyszeli tak
dobrze znajomy głos.
-Jestem tutaj! Chyba za wami!
W pewnym momencie, jak gdyby nigdy nic
wichura ustała. Nikt nic nie zrobił, nie zatrzymał. Po prostu wszystko przeszło
samo z siebie. Spojrzeli po sobie zaskoczeni szukając wyjaśnienia. Jednak gdy
tylko dostrzegli swoje oblicza zrozumieli co oznaczał owy wiatr.
-D-Draco… zmieniłeś się w siebie..-dotknęła
delikatnie jego twarzy.
-Ty też…
Rozejrzeli się szybko przerażeni
szukając wzrokiem Wybrańca. Harry także został odkryty spod peleryny i patrzył
na nich w niemym szoku.
-C-co to było?
-Chyba zapeszyłam. Pamiętacie jak wspominałam
o Wodospadzie Złodzieja? Ten dym najwidoczniej miał takie same właściw…
-ZŁODZIEJE! –ryknął goblin orientując
się co się stało. Całą trójką zapomnieli o jego obecności i jak na zawołanie
zwrócili się w jego stronę.
-Zamknij się! Imperio! –ryknął blondyn.
-DRACO! TAK NIE MOŻNA! –oburzyła się
brązowooka.
-Przepraszam, ale nie miałem wyboru!
Zaraz by tu sprowadził całą resztę, a chyba w naszym planie nie było
zaplanowanej żadnej walki, prawda? Szukajmy tej głupiej czarki i spadajmy stąd.
Hermiona wyglądała nadal na
zdenerwowaną i oburzoną, ale wiedziała, że Ślizgon ma rację. Po co im więcej
kłopotów? Musieli znaleźć horkruksa i stąd uciekać jak najszybciej. Nie było
czasu na pojedynki.
-Tylko niczego nie dotykajcie, jak nie
musicie! –krzyknął Potter. –Kto wie, jakie jeszcze zasadzki mają założone!
Rozdzielmy się, będzie szybciej.
Całą trójką zaczęli rozglądać się po
pomieszczeniu. Wszędzie leżały stosy monet, kielichów ale nie widzieli na
żadnym z nich herbu Hufflepuff. Każdy poszedł w inną część skrytki szukać
zguby. Mieli coraz mniej czasu, z każdą chwilą rosło napięcie, że ktoś
zrozumie, że to oszustwo.
-Harry, tam! Na górze! –wskazała ręką
Hermiona po paru minutach poszukiwań.
Chłopaki spojrzeli we wskazaną stronę. Dziewczyna
miała rację. Na półce stała czarka Helgi Hufflepuff połyskując zdradliwym
blaskiem. Potter ruszył w tamtym kierunku bez zastanowienia. Rozglądnął się
dookoła ostrożnie.
-Podniesiecie mnie do góry? Wolę
niczego nie dotykać.
Hermiona z Draco podnieśli równocześnie
różdżki i lewitowali chłopaka zgrabnie do pucharu. Jednak, gdy dotknął tylko
przedmiotu wydarzyło się coś czego się nie spodziewali.
Wrota skrytki się zatrzasnęły z głośnym
trzaskiem, ogarnęła ich ciemność przerwana coraz głośniejszym pykaniem. Po
ciele Hermiony przebiegły dreszcze i pociekły strużki potu. Wszystko idzie w
coraz gorszym kierunku.
-Co się znowu dzieje?! –usłyszała głos
Draco, niedaleko siebie. –Co to za cholerne pykanie?! Potter, coś ty zrobił?!
Głuchy trzask ponownie rozległ się w
pomieszczeniu. Z każdą chwilą jakby się powielał, robił głośniejszy…
-Ała! –usłyszeli głos Harry’ego
syczącego z bólu. –Coś mnie oparzyło! Dlaczego tu jest tak ciemno?! Hermiono,
zrobisz coś z tym?
-Lumos
Maxima!
Całe pomieszczenie zostało oświetlone
przez zaklęcie Gryfonki. Rozejrzała się i zobaczyła Harry’ego zatapiającego się
powoli w górce pieniędzy, która z każdym jego ruchem zaczęła rosnąć. Chłopak
szarpał się próbując uciec z zasadzki, a na jego ciele zaczęły pojawiać się
bąble spowodowane oparzeniami.
-Tego ciągle przybywa! Nie.. mogę się
ruszyć!
-To zaklęcie powielająco-parzące!
–przestraszyła się Hermiona. –Harry, nie ruszaj się bo tylko pogorszysz sprawę!
Po całej sali potoczył się przerażający
śmiech. Wszyscy zamarli rozglądając się ze strachem w poszukiwaniu jego źródła.
-Skąd on się wydobywa? –pisnęła
Hermiona przeszukując różdżką teren.
-Z horkruksa! –krzyknął Harry i odrzucił
przedmiot daleko od siebie, aby przypadkiem nie zgubić go w powielających
skarbach rodziny Lestrange.
Hermiona domyśliła się co się za chwilę
wydarzy, więc szybko narzuciła pelerynę niewidkę na Dracona. Stanęła w
gotowości odsuwając się znacznie od horkruksa.
W tej chwili z czarki wyszedł Lord
Voldemort. Nie był już młodym Tomem Riddlem, którego widzieli ostatnio. Jego
twarz powoli zaczęła ulegać przemianie w wężową twarz obecnego Lorda
Voldemorta. Tylko oczy pozostały jeszcze ludzkie.
-No, no, no. Wybraniec i szlama… Znowu
się spotykamy. Gdzie macie swojego przyjaciela, zdrajcę krwi? A może tutaj
jest? Kogoś z wami wyczuwam… Kim jesteś? Kto próbuje się ukryć przed Lordem
Voldemortem?
Niespodziewanie podniósł białą dłoń i
jednym, szybkim machnięciem zrzucił
pelerynę okrywającą Draco.
-Zdrajca Malfoy! Cudownie! –wysyczał.
Ludzkie oczy Toma Riddle’a zabłysły
okrutną radością.
Hermiona zaczęła myśleć na najwyższych
obrotach. Chciała po prostu wyciągnąć stąd swoich bliskich.
-Harry, musimy coś zrobić! –zaczęła go
pośpieszać. –Te pieniądze zaraz całych nas poparzą jak będą się w takim tempie
powielać!
-Trzeba zniszczyć horkruksa! –ledwo
krzyknął brunet. Już prawie nie było go widać spod górki pieniędzy, a w powietrzu
unosił się zapach palonego mięsa.
Hermiona w rozpaczy zaczęła rozglądać
się za drogą ucieczki. Wiedziała, że Czarny Pan nie może ich zaatakować
różdżką, tylko siłą wspomnień. Może zniszczyć ich psychikę najgorszym sposobem.
Nawet gorszym od tortur zaklęcia Cruciatus.
Voldemort znowu machnął leniwie ręką. Z
półek zaczęły masowo spadać wszystkie drogocenne skarby rodziny Lestrange. Ich
ilość zaczęła się powielać powoli zasypując również Hermionę.
Gryfonka syknęła z bólu, gdy uderzył ją
w skroń spadający galeon, a ona sama upadła na ziemię ciężko dysząc.
-Draco… -zaczęła postać Voldemorta.
–Niekochany, dręczony przez ojca, mający wszystko, a tak naprawdę
nieposiadający niczego. Zdrajca krwi. Zhańbiłeś swój ród prowadząc się z tą
szlamą. Służba w moim gronie dałaby ci tyle możliwości.. Gdy do mnie nie
dołączysz, ona może stać się ich celem, Draco. Chyba tego nie chcesz? Zobaczyć
jak twoja ukochana ląduje na ziemi po uderzeniu w jej ciało zaklęcia Avada
Kedavra… Albo Greyback… Wiesz jak on kocha takie delikatne gardełka…
Przed oczami Ślizgona pojawiła się
wizja Hermiony, jego Hermiony z rozszarpanym ciałem. Automatycznie jego ciało
spięło się i zareagowało agresją. Bał się tego.
-Nie pozwolę na to! Hermiona! –przeszukał
wzrokiem najbliższe otoczenie szukając ukochanej. Gdy zauważył, że leży na
ziemi, a obok niej pojawia się coraz więcej złota podbiegł wyciągając ją z
pułapki, próbując osłonić własnym ciałem przed spadającymi następnymi
kosztownościami. Objął ją swoimi ramionami, wyciągając w pozornie bezpieczne
miejsce. Zauważył, że na jej ciele powoli zaczynają pojawiać się obrażenia
zadane przez klejnoty.
-Gdzie Harry?! –zapytała spanikowana
rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widziała już ciemnych włosów
przyjaciela.
-Nadal zakopany w tej górce. Hermiono,
jeżeli go szybko nie wyciągniemy.. Musimy szybko stąd wyjść.
-Nie znajdziecie wyjścia! –usłyszeli
głos Riddle’a. –Stąd nie ma wyjścia! Zginiecie tutaj! Złoty Chłopiec, szlama i
zdrajca krwi! Czyż to nie cudowne?
Lord Voldemort roześmiał się głośno
posyłając ku nim następne kosztowności. Sytuacja była prawie że krytyczna.
Harry nie mógł wydostać się spod sterty pieniędzy, Hermiona również miała coraz
więcej poparzeń. Nie miała już sił, oddech stawał się coraz płytszy..
-Draco! –już prawie płakała. –Miecz! W
mojej torebce! Zniszcz tego horkruksa!
Draco spojrzał na jej poparzoną twarz
przerażony. Wszystko działo się tak szybko, a on czuł bezradność. Nie mógł im
pomóc. Zawiódł.
-Nie mogę..
-Dlaczego?! Draco, nie ma czasu!
-Nie dam rady wziąć tego miecza! Jestem
Ślizgonem..
Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
To wszystko coraz bardziej zaczynało boleć. Czuła, że długo nie wytrzyma.
-Draco… musisz spróbować. Jeżeli.. nie
dasz rady.. zginiemy tutaj. –osunęła się mocniej na ziemię, ale Ślizgon ją
przytrzymał.
To wystarczyło chłopakowi. Strach o
nią, jej życie… Pobiegł do torebki kołysząc się lekko. Poparzone lekko ciało
nie pozwoliło mu na sprawne ruchy. Zaczął szukać klingi miecza. Z wciągniętym
powietrzem złapał za nią i … nie poczuł następnego palącego bólu na swojej
dłoni. Miecz pozwolił mu się dotknąć. Spojrzał na niego z szeroko otwartymi
oczami.
-DRACO!
Spojrzał na Hermionę, która ledwo
oddychała. Przedzierając się przez parzące kielichy podbiegł do zjawy będącej
przy czarce i cały czas posyłającej wszędzie kosztowności, powodując ich
rozmnażanie. W takim tempie wszystko miało zasypać całą skrytkę w ciągu paru
minut.
Spojrzał na swojego byłego pana z
nienawiścią. Mężczyzna wyciągnął z paniką w oczach przed siebie ręce.
-GIŃ ŚMIECIU! –z krzykiem natarł na
czarkę. –TO ZA MOJĄ MATKĘ!
Ponownie nastąpiła eksplozja spowodowana
zniszczeniem horkruksa, tak mocna, że zdołała wywarzyć drzwi skarbca. Draco
szybko wcisnął miecz oraz zniszczonego horkruksado
torebki i wziął delikatnie poparzoną Hermionę na ręce wynosząc w bezpieczne
miejsce przed skrytkę.
-Wracam po Pottera! Zaraz wrócę do
ciebie. –pocałował ją w czoło.
Wbiegł ponownie do pomieszczenia, co
nie było takie łatwe. Musiał biec po górach skarbów, uważając aby się nie
zapaść, parząc sobie całe ciało. Co prawda miał nie tak wiele poparzeń co jego
towarzysze, ale zdawał sobie sprawę, że wyciągając Pottera się poświęca. Dla
swojego wroga. Byłego wroga.
-Od kiedy ja
taki waleczny jestem? –zapytał sam
siebie drwiąco. –Potter mi się w życiu za to nie odwdzięczy.
Wbiegł do ledwie mieszczącej w sobie
już całe złoto skrytki swojego wujostwa i rozejrzał się za brunetem.
-Potter?! –ryknął.
Zauważył go. Próbował cały czas walczyć
z wciągającymi go przedmiotami, cały w bąblach i czerwonych ranach od poparzeń.
Wyglądał o wiele gorzej od Hermiony. Skóra z jego ciała powoli zaczęła płatami
odrywać się od całej reszty. Draco pobiegł powoli w jego kierunku i wciągnął
się z bólem na jedną z półek.
-Podaj mi rękę!
Harry nie zawahał się. Podał dłoń
blondynowi sycząc z bólu.
-Jak się stąd wydostaniemy?!
-Musimy przez to przebiec, nie mamy
wyboru! Dasz radę?
-Tak jak mówisz. Nie mam wyboru.
Rzucili się ponownie na złoto, wspomagając
się zaklęciem tarczy oraz zaklęciem odpychającym. Draco musiał podtrzymywać
Pottera, gdyż ten o własnych siłach nie miał możliwości ruszenia dalej. Po
chwili udało im się wydostać na zewnątrz.
-Hermiona, w porządku?!
-Tak, już jest lepiej, próbowałam to
złagodzić zaklęciem ale nadal boli. Co z tobą, Harry?
-Ledwo, ale żyję. Musimy stąd
wia..-przerwał. –Słyszycie coś?
-Tam ktoś idzie! –pisnęła przerażona
Hermiona.
Chłopaki podążyli za jej spojrzeniem.
-To śmierciożercy!
-Wiejemy!
Draco pomógł podnieść się dziewczynie,
która przy każdym najdrobniejszym ruchu syczała z bólu. Następnie złapał pod
boki Harry’ego ciągnąc go przed siebie. Gryfonka zacisnęła zęby i zaczęła biec.
Musiała odnaleźć wózek dla przyjaciela, bo inaczej nie wyjdą stąd cali. Po
chwili usłyszeli za sobą krzyki które w szybkim tempie zaczęły się do nich
zbliżać.
-Draco, zarzuć tą pelerynę! Nie mogą
cię zauważyć!
-Ale przecież Riddle i tak mnie
widział! Teraz to już nie ważne!
-Nie! To tylko jego cząstka! Ten
prawdziwy o tym nie wie! Ubieraj ją!
Draco posłusznie założył pelerynę,
czekając na rozwój wydarzeń.
Harry i Hermiona przystąpili do walki.
Wiedzieli, że nie mają szans z taką ilością przeciwników. Draco z podziwem
obserwował jak Potter ledwo żywy, posługuje się wprawnie różdżką. Przecież
przed chwilą ledwo stał na nogach! Blondynowi udało się co jakiś czas rzucić
zaklęcie spod peleryny, żeby nie zauważyli jego obecności. Dotarli do wózka
zanim reszta ich dogoniła. Gdyby nie duża odległość już dawno by przegrali. Ich
sparzone ciała nie wytrzymałyby długiego pojedynku.
-Ktoś wie jak tym sterować?! –zapytała
Gryfonka patrząc z powątpiewaniem na
niepozorną kierownicę. –Nie mamy czasu aby uciec inaczej!
-Nie potrafię, ale zaraz się nauczę!
Harry wziął mini kierownicę i zaczął
kombinować jak uruchomić wózek. W końcu
mu się udało i pomknęli w górę. Co prawda nie była to płynna jazda, co chwile
nimi rzucało, zatrzymywali się, gubili. Hermiona co rusz rzucała jakieś
zaklęcia zawalające próbując spowolnić pościg, który cały czas był na ich
ogonach. Nie mieli pojęcia jak udało im się dojechać na samą górę.
Prawdopodobnie adrenalina pozwoliła im odnaleźć prawdziwą drogę. Wbiegli szybko
do holu nie zatrzymując się. Przepędzili przez niego zanim ktokolwiek zdążył
zorientować się, co się dzieje. Wybiegli na główną ulicę. Ledwo ruszyli dalej
usłyszeli krzyki.
-To Harry Potter! Łapać go!
Zdążyli się jeszcze obejrzeć i
zobaczyć, że tłum ludzi biegnie za nimi.
Hermiona podała rękę chłopakom i
teleportowała ich możliwie najbliżej bram Hogwartu. Z wioski Hogsmeade szli już
ledwo żywi. Przechodząc przez bramy zamku czuli się spokojni, szczęśliwi i
dumni lecz wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Trójka wrogów, byłych wrogów
szła otoczona ramionami, pilnując aby żaden nie upadł. Gryffindor i
Slytherin.
_______________________________________________________________________
Obiecany długi rozdział jest. :)
Niestety, bez prologu do następnego opowiadania bądź miniaturki, gdyż nie widziałam, aby ktoś się interesował tym zbytnio ^^ (mistrz szantażu :D)
Tylko kochana M. sprawiła na mojej twarzy taaaaaaki uśmiech.
Kochana, wielbię Cię :*
Tylko kochana M. sprawiła na mojej twarzy taaaaaaki uśmiech.
Kochana, wielbię Cię :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz