-Panie
Potter! Panno Granger! Panie Malfoy! Co się stało?! –krzyczała pani Pomfrey
przerażona ich stanem, gdy tylko stanęli w drzwiach Skrzydła Szpitalnego.
Trójka
uczniów faktycznie nie wyglądała zbyt widowiskowo. Harry’emu odchodziły
delikatnie płaty skóry w niektórych miejscach, a resztę ciała pokrywały bąble
mniejsze lub większe, Hermiona podobnie jak Harry pokryta była bąblami, choć
nie w takiej ilości. Draco natomiast wyglądał najlepiej, choć też się nie
obeszło bez oparzeń i kilku bąbli. Ślizgonowi najbardziej się oberwało, gdy postanowił ratować Pottera. Do
teraz nie mógł uwierzyć, że on Draco Malfoy rzucił się nie zważając na własną
krzywdę, by uratować Harry’ego Pottera. Gdyby to powiedział na głos w Wielkiej
Sali chyba wszyscy by wybuchli śmiechem. Tak, to przecież absurd.
Tatuś byłby dumny… -mimo wszystko uśmiechnął się drwiąco.
-Niestety, pani
Pomfrey, ale nie możemy powiedzieć. Wiemy tylko tyle, że to są oparzenia
spowodowane zaklęciem powielająco-parzącym. –powiedział Harry z bólem.
Kobieta
wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć, ale szybko się opanowała.
-Szybko!
Kłaść mi się tutaj na łóżka! Powoli, żeby nie popękały, panie Malfoy!
Cała trójka
położyła się na szpitalnych łóżkach i już po chwili poczuli przyjemne
ochłodzenie rozchodzące się po ich ciałach wraz ze śmierdzącą, zieloną
substancją.
-Nie mogę
przecież tak cuchnąć! –przestraszył się Draco patrząc na pielęgniarkę z
przerażeniem.
-W sumie to
nic nowego, nie? –wyszczerzył się Harry, na co Draco zgromił go wzrokiem.
-Może dla
ciebie. –warknął. –Mogłem cię tam zostawić, przynajmniej teraz bym tutaj nie
zdychał.
Potter
zaśmiał się wrednie. Hermiona zaś przewróciła oczami typu: „faceci..”. Cieszyła
się, że byli w domu. Mieli ogromne szczęście. W Gringotcie wszystko się
skomplikowało i oczywiście poszło nie po ich myśli. Nie mogli tego przewidzieć.
Na całe szczęście horkruks również został unicestwiony.
Nagle drzwi
Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z trzaskiem i wpadła Jessica. Spojrzała na
nich ze strachem i wyjąkała:
-Ginny i
Blaise… już idą. Ginn nie może biegać w takim.. stanie.
Złotowłosa
potrzebowała chwilę czasu, aby złapać oddech.
-Widzieliśmy..was…
przez okno! –wydyszała.
-Spokojnie,
Jess. Uspokój się. Wdech, wydech. –powiedział łagodnie Harry.
Po dosłownie
chwili do Skrzydła wparowali Ginny z Blaisem.
-Co tam się
wydarzyło? –zapytała z jękiem ruda, widząc w jakim są stanie jej przyjaciele.
Nie ukrywała, że ich wygląd ją przeraził.
-Wpadliście
parę minut za późno, wiewiórko. –odezwał się z ironią Draco. –Było o wiele
gorzej.
Dziewczyny
znacznie zbladły patrząc na nich z bólem w oczach.
-Jess..nie..
nie dotykaj.. –wyjęczał Harry, gdy ona automatycznie dotknęła jego twarzy. Odskoczyła
od niego, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
-Wybacz,
Harry! Ja nie chciałam!
-Nie ma
sprawy.. –uśmiechnął się blado widząc jej minę. –To wszystko zniknie bardzo
szybko. Pani Pomfrey już o to zadba.
-Wyglądasz
jakby cię tam ze skóry obdzierali!
-W sumie
jakaś prawda w tym jest…
Złotowłosa
zakryła dłońmi usta. Nie to chciała usłyszeć.
-Opowiadajcie
co tam się działo. –odezwał się w końcu Zabini. –Przecież wszystko było
zaplanowane, nic nie mogło…
-Później. –syknął
Draco i zerknął znacząco na drzwi gabinetu pielęgniarki. –Nie wiesz, Zabini, że
w TAKICH miejscach nie mówi się o TAKICH sprawach?
Jak na
zawołanie ze wskazanych drzwi, wyszła pani Pomfrey z tacką buteleczek.
-Proszę,
musicie jeszcze to wypić i będziecie jutro rano jak nowi.
-Świetnie.
To łykniemy to coś i możemy wyjść? –zapytał z nadzieją Draco.
-Nie ma
mowy, panie Malfoy! Musicie dzisiaj zostać tutaj na noc! Jeżeli rano nie
zauważę już poparzeń to was wypuszczę. Ale póki co, musicie zostać, BEZ
DYSKUSJI! –podniosła ton, gdy tylko zobaczyła, że Ślizgon ma coś jeszcze do
powiedzenia.
Wszyscy
zrobili zawiedzione miny, ale stwierdzili, że nie ma sensu się kłócić, bo i tak
nic nie wskórają. Wypili zgodnie buteleczki obrzydliwie smakujących płynów,
ledwo nie wypluwając ich zawartości.
-Pani
Weasley, Riddle oraz panie Zabini, proszę natychmiast wyjść! Chorzy muszą
odpocząć!
Przyjaciele
mruknęli coś pod nosem, ale posłusznie wyszli, żegnając się uprzednio. Harry,
Draco i Hermiona zostali znowu sami. Z jednej strony cieszył ich ten fakt.
Naprawdę nie czuli się zbyt dobrze, choć eliksiry bardzo im pomogły.
-Kto by
pomyślał, że Zabini zrobi się taki potulny. –spojrzał na zamknięte drzwi
Malfoy.
-Nie ma
innego wyjścia, skoro jest z Ginny. –westchnął Harry.
-Ty coś o
tym wiesz co, Potter? –Draco uśmiechnął się drwiąco. Nawet poparzenia skóry nie
zmienią tego.
-Możliwe.
Ale ty, Malfoy chyba nie masz lepiej? –Harry odwzajemnił wrednie uśmiech.
Draco chciał
już coś powiedzieć, ale nie dane było mu dokończyć.
-SPAĆ!
–zagrzmiał głos pielęgniarki przy ich łóżkach.
Hermiona
zamknęła oczy, próbując znaleźć pozycję, która będzie wygodna a zarazem nie
przebije żadnego bąbla. Spanie na twardym łóżku w Skrzydle Szpitalnym wcale jej
nie odpowiadało. Próbowała zapaść w sen, ale poczuła, że materac jej łóżka
ugina się pod ciężarem.
-Dobranoc, kochanie.
–pocałował ją blondyn delikatnie tak, aby nie zrobić jej krzywdy.
-Nie chcę
spać sama.. –wyszeptała. Oddałaby teraz wszystko, żeby móc się w niego wtulić
–Wszystko mnie boli.
-Ja też nie
chcę, ale jak jutro już wyjdziemy, to będziemy do końca życia spać razem. I
wiem, że cię boli, gdybym mógł to zabrałbym cały ten ból. Byłaś bardzo dzielna.
–pocałował ją jeszcze w głowę i wrócił do siebie na łóżko. Nie czuł się sobą,
choć musiał przyznać, że nie przeszkadzało mu to szczególnie. Kiedyś czułby się
totalnie jak frajer, ale teraz… dla niej mógł być nawet frajerem, skoro
widział, że się jej to podoba. Przyzwyczaił się do tego, że Granger zmieniała
jego życie. Jeszcze zabrakło tylko tego, żeby zrobił się zbyt miły dla
Weasleya. Prychnął na samą tą niemożliwą myśl.
~~*~~
Dwójkę
Gryfonów i Ślizgona obudził z rana krzyk dyrektorki. Nie był to krzyk taki,
jaki czasem stosuje na swoich lekcjach. Kobieta po prostu wpadła w furię i
ciskała z oczu błyskawicami. Dawno nie widzieli na jej twarzy takiej
wściekłości. Musieli przyznać, że… trochę się jej bali.
-Mówiliście,
że nic się nie stanie! A wracacie ledwo żywi!
-Pani
dyrektor, nic takiego nie mówiliśmy! –bronił się Harry. –Powiedzieliśmy, że nie
mamy nawet pewności czy wrócimy!
-Nie
denerwuj mnie, Potter! Nie będziecie ginąć na mojej warcie!
-Ale pani
profesor, my żyjemy…
Kobieta nie
dała mu nawet dokończyć zdania.
-Jeszcze!
Jak zaraz dobiorę wam się do skóry…
Draco zrobił
przerażoną minę i wzdrygnął się.
-Nie!
Dopiero ozdrowiała!
Dyrektorka
spojrzała na nich srogim spojrzeniem. Jej usta zadrgały niebezpiecznie.
-Na wasze
szczęście! Inaczej bym zrobiła z nią coś o wiele gorszego!
Spojrzeli na
nią z przestrachem, czekając na dalszą reprymendę. Zauważyli w jej oczach coś
na kształt triumfu, ale już więcej nie krzyknęła, a jej twarz znowu stała się
maską opanowania.
-Poppy,
kiedy mogą wyjść? –zwróciła się do pielęgniarki.
-Za chwilę.
Dam im tylko eliksir pieprzowy i mogą sobie iść.
-Może
powiecie mi co się stało? –znów zwróciła się do nich.
-Dobrze pani
wie, że nie możemy. –powiedział dobitnie Harry.
-Potter, wiesz,
że nikomu o tym nie powiem. Możesz zaufać mi tak, jak ufałeś profesorowi
Dumbledorowi.
-Tu nie chodzi
o zaufanie, pani profesor! Gdy Voldemort panią dopadnie i będzie torturował?!
Spróbuje dostać się do pani umysłu dzięki leglimencji tylko dlatego, że pani o
wszystkim wie?! Chcę uniknąć takich sytuacji. Nie chcę pani, ani nikogo innego
w to wszystko wciągać. Nie możemy ryzykować. Już i tak za dużo osób jest w to
wszystko wplątane.
Kobieta
popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę groźnym spojrzeniem, po czym
odetchnęła i powiedziała już spokojniej. Chyba domyśliła się, że nie zmieni
zdania.
-No dobrze,
wierzę ci, Potter. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i powodzenia.
-Dziękujemy.
–odrzekła cała trójka.
Pani Pomfrey
potrzebowała chwili, aby się otrząsnąć po wymianie zdań, która miała miejsce
przed chwilą.
-Proszę to
wypić. –podała im dymiący eliksir.
Wszyscy
skrzywili się zgodnie.
-Trzeba było
się nie pakować w kłopoty! A teraz możecie iść! –fuknęła na nich ze złością.
–Następnym razem uważajcie, bo wiecznie was wyciągać z tarapatów nie będę!
Cała trójka
podniosła się z łóżek i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Dzięki magicznym
dłoniom pani Pomfrey zniknęły wszelkie ślady ich wczorajszej podróży. Z
radością rozciągali się wiedząc, że tym razem nic ich nie zaboli. Gdyby Hogwart
nie miał kogoś takiego jak ta złota kobieta, to w tym momencie nie wiedzieli
czy jeszcze by żyli.
-Musimy to
wszystko omówić. –szepnął do nich Potter.
-Zwołaj
resztę i spotkajmy się u nas. –zaproponowała Hermiona.
-Dobra. Za
niedługo będziemy.
Zostawił
dwójkę prefektów samych.
-Draco, chciałam
ci powiedzieć, że byłeś cudowny. Gdyby nie ty, to byśmy tego nie przeżyli. I
dziękuję ci, że uratowałeś Harry’ego. –pochwaliła chłopaka i namiętnie
pocałowała. Draco musiał przyznać, że jej pocałunek był wystarczającą nagrodą.
-Ja za to
nie wierzę, że to zrobiłem. Chyba zacząłem go lubić. –uśmiechnął się drwiąco.- Zdziwiłem
się tylko, że mogłem podnieść ten miecz. Przecież tylko Gryfoni mogą go
podnieść.
-Tak, mnie
też to zaskoczyło. Muszę poczytać o tym mieczu, może gdzieś pisze o jakichś
wyjątkach.
Draco
roześmiał się, a Hermiona spojrzała na niego pytająco.
-Może
powinienem być Gryfonem i przystąpić jeszcze raz do Ceremonii Przydziału?
-Tak, tak,
na pewno. –zawtórowała mu śmiechem. –Byłbyś idealnym Gryfonem.
Weszli do
swojego Pokoju Wspólnego. Nie było ich jeden dzień, ale wręcz marzyli o tym
żeby rzucić się na łóżko i wyspać. Mieli rację. Następne dni miały być coraz
cięższe. Teraz mógł być to jedyny moment, kiedy mieli odpocząć. I to też nie za
długo, bo zaraz mieli się u nich pojawić ich przyjaciele.
-Ach, na
reszcie w domu! –wyciągnęła ręce Hermiona rozciągając się.
-Nie przesadzaj,
nie było nas tylko chwilę. Raczej powinnaś powiedzieć: Ach na reszcie sami!
Przyciągnął
ją do siebie i głęboko pocałował. Przez chwilę w banku Gringotta bał się, że
może ją stracić. Że to widmo, które wyszło z horkruksa ją zniszczy, albo, że po
prostu nie uda im się wyjść stamtąd cali. Na całe szczęście walczyli. Musieli
walczyć. Nie pogodziłby się z myślą, że miałoby jej nie być. Chciał mieć ją
przy sobie już na zawsze. Może nie da jej tego, co oczekuje, ale będzie się
starał.
-O wiele
ładniej wyglądasz jak nie jesteś moją ciotką. –pogłaskał ją po policzku z
drwiącym uśmiechem, na co Hermiona roześmiała się perliście. Po chwili ponownie
zasmakował jej ust, wkładając pod koszulkę dłoń.
-Draco! Oni
zaraz tu będą! Nie chcę powtórki z ostatniego. –powiedziała ostro i odsunęła
się od niego.
-To chodźmy
do sypialni i się tam zamknijmy. –stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie ma
mowy, mieliśmy mieć spotkanie! Wiesz dobrze, że to nie może czekać.
Spojrzała na
niego wymownie, ale Dracona to nie przekonywało. Naprawdę w tym momencie chciał
mieć ją tylko dla siebie.
-A ja mogę?
–zapytał z przekąsem, ale widząc jej minę odpuścił. –To może tylko całusa?
Zrobił tak nieszczęśliwą
minę, że aż jej się zrobiło przykro.
-Jaki ty
jesteś uparty, Malfoy. Zgoda ale tylko jednego. –Pocałowała go zachłannie, ale
krótko. To wystarczyło, bo już po chwili do salonu weszli ich przyjaciele.
-No typowe.
Zostawić ich na chwilę samych, a zaczną pływać w ślinie.
-Odwal się,
Zabini. –warknął rozeźlony Draco.
Chłopak
zaśmiał się, ale zirytowana Ginny im przerwała.
-Możecie
przestać?! Chciałabym usłyszeć co się wczoraj stało, że wyglądaliście tak jak
wyglądaliście. Opowiadajcie w końcu! Wiecie jak się o was martwiliśmy?!
Chłopaki
uspokoili się nieco, a Harry zaczął opowiadać wczorajsze wydarzenia starając
się nic nie pominąć. W końcu ktoś może coś wyłapać, co się przyda do następnej
misji. Wszyscy słuchali więc w skupieniu z lekko otwartym oczami i przerażonymi
minami. W trakcie historii Harry zamienił się z Hermioną i Malfoyem, którzy
widzieli więcej od niego. Gdy doszli do momentu podniesienia przez Ślizgona
miecza Gryffindora wybuchła fala podziwu i zaskoczenia.
-Jak żeś
podniósł ten mieczyk, Smoku? Może w tobie są jakieś ukryte cechy Gryfona, co?
Draco wyczuł
w głosie przyjaciela ironię, więc spojrzał na niego morderczo, ale nie
odgryzając się zastanowił się głęboko.
-Szczerze to
sam nie wiem, jak udało mi się go wziąć do ręki. Pomyślałem tylko to, że chcę
chronić Hermionę i wydostać nas z tego
cholernego pomieszczenia. Wiedziałem, że muszę zniszczyć tą kiczowatą czarkę i
wtedy dał mi się po prostu dotknąć.
Hermiona
popatrzyła na niego z czułością. Więc to miłość do niej pozwoliła mu na
dotknięcie miecza i uratowanie ich. Nie wątpiła w niego, ale musiała przyznać,
że naprawdę jej zaimponował. Żeby mógł dotknąć ten miecz, musiał posiadać w
sobie naprawdę ogromne pokłady uczuć do niej. Złapała jego dłoń, a on
odwzajemnił uścisk z lekkim uśmiechem. Wiedziała, że nie lubił mówić o swoich
uczuciach, a do tego przy takiej ilości obecnych osób.
-Harry,
cieszę się, że wam się udało przeżyć, zniszczyć tego horkruksa i uciec, ale…
ojciec już na pewno wie po co byliście w Banku Gringotta. To była niebezpieczna
misja, dobrze zaplanowana, a wyszło tak jak wyszło. Teraz już nie będzie tak
łatwo. –powiedziała cicho Jessica. Harry spojrzał na nią z zastanowieniem.
-Możliwe, że
nie wie. Horkruksy nie przenoszą informacji do niego, choć pewnie czuje, że coś
się dzieje, że słabnie.
-Nie mówię o
horkruksach, a o Śmierciożercach. Wszystko mu powiedzą.
-Mam
nadzieję, że nie. Będą się bali jego gniewu, że mieli pilnować tego co im kazał,
a dali się podejść trójce nastolatków. Boję się tylko tego, Jess, że twój
ojciec będzie się zastanawiał skąd mieliśmy włosy Bellatriks i Yaxleya..
Ślizgonka
zbladła lekko. O tym nie pomyślała wcześniej. I co teraz? Nie chciała, aby
ojciec odkrył w ten sposób jej zdradę. Wiedziała, że kiedyś się dowie, ale nie
miało to wyglądać tak.
-Twój ojciec
nic ci nie zarzuci, Jess. Bądź spokojna. –Hermiona chwyciła pocieszająco jej
rękę.
-To co nam
jeszcze zostało? –zapytała Ginny.
-Wąż i
diadem. –odpowiedziała jej szybko brązowooka. –Co może być siódmym i czy w
ogóle istnieje nie mamy pojęcia.
-Diadem to
wiem, że jest gdzieś w szkole, ale muszę pomyśleć gdzie.. –zastanowiła się
Jessica. –Jakieś ważne dla mojego ojca miejsce… Może salon Slytherinu?
-Raczej
wątpię. Nie zostawiłby tak ważnej rzeczy na oczach wszystkich uczniów domu
Slytherina. Uważam, że raczej gdzieś go ukrył. Ale może być wszędzie. Hogwart
jest ogromny.
-Tak, ale
tak czy siak, musimy go znaleźć. Więc czemu nie sprawdzić tam, gdzie nam
wpadnie jakiś pomysł?
-Masz rację,
Jess. Rozdzielimy się i będziemy go szukać.
Wszyscy
westchnęli. Harry wstał.
-Malfoy,
chciałbym ci podziękować.
Zaskoczone
spojrzenie całej paczki uczniów zwróciło się na Harry’ego. Sam Draco Malfoy
spojrzał na niego tak, jakby właśnie Harry Potter oświadczył, że mu dziękuje.
No ale zaraz… przecież właśnie to zrobił.
-Uratowałeś życie
Hermiony i moje. Zniszczyłeś horkruksa, udowodniłeś, że jesteś z nami i jesteś
nam wierny. Przepraszam, że cię źle oceniłem i dziękuję ci. Wybaczyłem ci już
dawno, teraz po prostu już wiem, że mogę ci zaufać.
Harry
wyciągnął do niego rękę, a Draco ją uścisnął.
-Spoko,
stary.
Wszyscy się
uśmiechnęli. Natomiast Potter i Malfoy wiedzieli, że nie było to tylko podziękowanie
za uratowanie życia. To było wybaczenie wszystkich lat, zapowiadające na bardzo
trwałą i prawdziwą przyjaźń. Tylko czy los będzie dla nich łaskawy?
~~*~~
-Dziewczyny,
rozchmurzamy się! Już jutro walentynki! –krzyknęła Ginny wpadając do sypialni
Hermiony, gdzie ona wraz z Jessicą leżały na jej łóżku i uczyły się do
egzaminów z niezadowolonymi minami.
-Serio?
Myślę, że ten dzień będzie tak samo obchodzony jak od dwóch tygodni.. –mruknęła
Jessica ze złością.
-To znaczy
jak? –zapytała zdziwiona ruda. Nie miała pojęcia o co chodzi jej przyjaciółkom.
-Tak, że
nasi CHŁOPACY nie wiedzą, że istniejemy. –westchnęła Hermiona. –Nie wierzę, że
to mówię, ale Draco siedzi cały czas z Harrym. Rozumiesz, Ginn? Malfoy i Potter
razem! Siedzą i myślą jak zniszczyć horkruksy i takie tam..
-Dokładnie-potwierdziła
Ślizgonka. -Harry jest tak zajęty pogonią za moim ojcem i rozpracowywaniem
planów na znalezienie horkruksa, że chyba już nie wie jak wyglądam..
Ginny
zrobiła zaskoczoną minę.
-Dziwne.
Blaise siedzi większość dnia ze mną…
-Bo ty
jesteś w ciąży i musi się tobą zająć. Dobre! Może też zajdę w ciążę? –zapytała
Jessica z ironią.
-Jesteś w
związku z Harrym Potterem. Obawiam się, że nawet to go nie ruszy. –stwierdziła
brązowooka z kolejnym westchnięciem.
-A Malfoya by
ruszyło? Może dla ciebie jest jakaś nadzieja?
-Nie. Myślę,
że w tym momencie by nie ruszyło. On nawet by nie przyjął do wiadomości czegoś
takiego, bo by tego nie usłyszał. Jak do niego mówię, to jak do ściany.
Ponowne
westchnięcie.
-Na pewno
coś wymyślą! Przecież nie może być tak źle. –przekonywała je Ginny. Najbardziej
była zaskoczona postawą Hermiony. Gryfonka nigdy nie przepadała za tym świętem,
tylko rok temu z nadzieją czekała aż jakiś kupidyn przyniesie jej kartkę
walentynkową od Rona. Niestety jej brat był na to zbyt głupi. Czyżby związek z
Malfoyem tak bardzo zmienił światopogląd Hermiony?
-Nie ważne,
zobaczy się. A wy co robicie na Walentego? –zapytała od niechcenia Hermiona.
-Och, Blaise
poprosił McGonagall, żebyśmy mogli wyjechać! Myślałam, że się nie zgodzi. Po
waszej ostatniej wyprawie to było dosyć ryzykowne, ale dała nam zgodę.
-Gdzie
wyjeżdżacie? –obie spojrzały na nią zaskoczone.
-Do Francji!
Cudownie, prawda?
-Jak
romantycznie.. –powiedziały ze zbolałymi minami pełnymi zazdrości.
-Blaise przynajmniej
się o ciebie stara. Pamięta też o takim głupim święcie jak Walentynki.
-Jesteście
po prostu niemożliwe. Uwierzcie wy we swoich ukochanych. –powiedziała z
przekąsem.
-Ginny, ja
chodzę z Draconem Malfoyem, czy on ci wygląda na romantyka?
-A ja chodzę
z Harrym Potterem. Twoim byłym. Czy widziałaś u niego w momencie gdy robił coś
tak ważnego jak ściganie czarnoksiężników, przebłyski zainteresowania twoją
osobą?
Ginny nie
odpowiedziała żadnej z nich tylko spojrzała na nie prosząco. Hermiona zignorowała
to spojrzenie i zwróciła się do Jessiki.
-Myślisz, że
nasi coś wymyślą?
-Wątpię.
-No ja tak
samo. Sprawa zamknięta, Ginny.
~~*~~
-Cześć,
kochanie! –na kolana Harry’ego wskoczyła Jessica.
-Cześć,
Jess. –pocałował ją szybko w policzek i powrócił do studiowania mapy huncwotów.
Złotowłosa postanowiła się jednak nie zniechęcać.
-Wiesz jaki
dzisiaj dzień? –zapytała głaszcząc go po włosach.
-Trzynastego
lutego?
Jessice
zaświeciły się oczy.
-Zgadza się.
A jutro?
-Czternastego.
Jess, mogę wiedzieć o co chodzi? Przepraszam cię, ale jestem trochę zajęty.
Porozmawiamy wieczorem?
-O nic, już
nie ważne. –westchnęła. -Jasne, napisz do mnie, jak będę miała gdzieś przyjść. Będę
u siebie albo u Hermiony.
-Kochanie,
nie bądź zła. Naprawdę przepraszam. Wiesz, że muszę to zrobić, żeby było
dobrze. Poszukam cię wieczorem, obiecuję.
-No dobrze…
–wstała i zawiedziona ruszyła do pokoju Hermiony.
~~*~~
-Draco! –Hermiona
uwiesiła się szyi swojego chłopaka.
-Co jest,
maleńka? –pocałował ją gorąco.
Mimo iż była
na niego zła za ostatnie dwa tygodnie, to od jego pocałunku zakręciło jej się w
głowie. Uwielbiała to, jak na nią działał.
-Wiesz jak
się długo nie widzieliśmy? –zapytała z wyrzutem.
-Przepraszam,
ale wiesz dobrze, że pomagam Potterowi… Tak wiem, że to dziwnie brzmi. Po
prostu chcę się przyczynić do tego wszystkiego. Wtedy już do końca życia będę
żył po swojemu, tak jak ja chcę, a nie mój ojciec. Będę żył z ludźmi których
kocham i pokieruję moim życiem tak, jak mam ochotę. Razem z tobą. –uśmiechnął
się łobuzersko. Chyba sam do końca nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie
powiedział. Naprawdę zaczynał robić się miękki.
-Tak, to
bardzo miłe i cieszę się z tego, że tak o tym wszystkim myślisz, ale mógłbyś chociaż chwilę dla mnie poświęcić!
Jesteś już prawie jak Harry!
-Ej,
Granger, nie obrażaj mnie. –powiedział groźnie na nią patrząc, by po chwili
znów się uśmiechnąć.-Poświęcę nawet milion chwil. Obiecuję, że cały przyszły
tydzień jest dla ciebie.
-Od jutra?
–zapytała z nadzieją.
-Od
poniedziałku. Jutro mamy zrobić plan, kto gdzie będzie węszył za tą śmieszną
koronką. Riddle ma trochę pomysłów, ale tam gdzie sprawdzaliśmy nic nie ma.
Hermiona kiwnęła
ponuro głową, zasmuciła się i wyszła. Ona również poniosła klęskę.
~~*~~
W pokoju
Prefekta Naczelnego Gryffindoru odbywały się właśnie lamenty dwóch
przyjaciółek. Tylko Ginny przysłuchiwała im się ze zniecierpliwioną miną. Nie
poznawała ich i miała dosyć ich zachowania.
-Oni nic się
z nami nie liczą! –krzyknęła Hermiona. –Głupie horkruksy.
-Dokładnie!
Wolą chronić świat niż spędzić z nami dzień zakochanych! –zawtórowała jej Jess.
-Czy wy
siebie słyszycie? –zapytała ze śmiechem Weasleyówna.
-O co ci
chodzi, Ginn? –wycelowały równocześnie pytanie w jej stronę.
-Właśnie
cierpicie z tego powodu, że wasi chłopacy wolą ratować świat, aby móc później
na nim żyć z wami, tylko dlatego, że nie chcecie spędzić samotnie walentynek.
Dziewczyny
zrobiły groźną minę.
-Ginny, oni
mogą sobie zrobić jeden głupi dzień wolne. Jeżeli nas nie zaproszą, to same
spędzimy to święto!
-Dokładnie!
Otworzymy pełno butelek wina i zrobimy babski wieczór!
Ginny
przewróciła oczami wydając z siebie głośne westchnięcie. Czuła, że traci wiarę
w ludzkość.
-Zapowiada
wam się ciekawy dzień widzę..
-Dokładnie
tak! Wtedy to ty nam będziesz zazdrościła!
-Na pewno…
Ginny
Weasley jednak wcale nie wyglądała na przekonaną. Wręcz przeciwnie, bała się,
że ten dzień skończy się katastrofą.
____________________________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Totalnie. Ten tydzień miałam tak zwariowany, że po prostu nie miałam na nic czasu. :(
Jeszcze do tego zaczęłam szkołę, niedługo mam zacząć praktyki, więc czasu będzie jeszcze mniej ;/
Ale nie zapomnę o tym opowiadaniu i wszystko skończę, także zapraszam do czytania i komentowania! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz