W
końcu nadszedł dzień przez wielu tak wyczekiwany, a przez wielu znienawidzony.
Dzień zwany Dniem Świętego Walentego, Dniem Zakochanych lub po prostu
Walentynkami. Dlaczego znienawidzony? Wielu zastanawia po co komu
obchodzić takie święto. Przesłodzony czas w którym wyjątkowo mamy obdarzać
siebie miłością? Miłość nie potrzebuje do tego święta, okazji. Powinna być
obecna na co dzień. Przecież jeżeli się kogoś kocha nie potrzebujesz
romantycznej kolacji akurat tego dnia! Oczywiście, że nie. Jednak jest to takie
samo święto jak dzień kobiet, dzień chłopaka… Zakochani również powinni mieć do
niego prawo. Może właśnie tego dnia ktoś odnajdzie swoją drugą połówkę? Swoje
szczęście? Nikt z nas nie wie co przygotował dla nas los...
~~*~~
Od rana po całym Hogwarcie widać było przechadzające
się zakochane pary okazujące sobie na każdym kroku uczucia, śpiewające kupidyny
wręczające kartki walentynkowe uczniom, a czasem nawet nauczycielom, gdy któryś
z uczniów postanowił sprawić w jego mniemaniu zabawny żart. Nawet jedzenie
tworzone przez skrzaty miało kształt serduszek. Przechodząc korytarzami z
każdego wolnego miejsca zwisały przesłodzone dekoracje, a z głośników leciała
romantyczna muzyka wprowadzająca każdego samotnika w istny szał.
Przy stole Gryffindoru siedziały właśnie
dwie dziewczyny. Nie były samotne, o nie. Po prostu czuły się zapomniane.
Powieszone wszędzie naokoło serpentyny oraz słodkie ciasteczka wprawiały je w
paskudny humor. Patrzyły ponurym wzrokiem na zakochanych którzy pałętali się po
Wielkiej Sali. Żałowały, że nie zrobiły tego, co większość uczniów. Po prostu
nie zostały w dormitorium. Ich ponure myśli przerwała podbiegająca do nich
z szerokim uśmiechem rudowłosa istotka.
-Tutaj jesteście, wszędzie was
szukałam! –wykrzyknęła radośnie.
-Nigdzie się nie chowałyśmy. –mruknęła
do niej brązowooka Hermiona bez entuzjazmu. –Jeszcze nie wyjechaliście?
-Właśnie po to was szukałam. Chciałam
się pożegnać. Zaraz wyjeżdżamy. Bawcie się dobrze i przestańcie już wymyślać
jakieś babskie wino party. To jest dzień zakochanych, a nie alkoholowa libacja
samotnych dziewczyn będących w związku!
Jej przyjaciółki spojrzały na nią z
lekkim, rozbawionym uśmiechem.
-Dzięki, Ginn. Wy też bawcie się
dobrze. A co do nas… Zostaniemy jednak przy naszym planie dotyczącym wina.
-Czy wy nie możecie…?
-Nie. –mruknęły jednocześnie.
-Leć już, bo Blaise na ciebie czeka.
–Hermiona wskazała głową na mulata stojącego w drzwiach Wielkiej Sali.
-Spóźnicie się na Świstoklik i nigdzie nie pojedziecie.
Ginny spojrzała na przyjaciółki ostatni
raz z niezadowoloną miną i wyszła bez słowa, lekko zirytowana wraz ze swoim
chłopakiem, który krzyknął jeszcze na odchodne do nich „słodkich Walentynek,
laseczki!”.
Przyjaciółki westchnęły cicho.
-Przynajmniej Ginny będzie się dobrze
bawiła..
-Dokładnie tak. –przytaknęła Ślizgonka,
lecz już po chwili spojrzała na nią oburzona. -Powiedz mi Hermiono, jak można
być tak ślepym żeby nie zauważyć tych wszystkich dekoracji i w ogóle!? Chyba
nawet ślepy by zauważył! Przecież przez to wszystko nawet korytarzem się
przejść nie da! Nie zdziwię się, jak nam nawet życzeń nie złożą.
-Ale widocznie zrobi to ktoś inny..
–powiedziała z lekkim zainteresowaniem Hermiona widząc, że zbliża się do nich
jeden z latających kupidynów.
-Panna Hermiona Granger oraz Jessica
Riddle? –zapytał skrzeczącym głosem świdrując je małymi oczkami.
-Tak.. –odpowiedziały ostrożnie.
-To dla was. Musicie mieć wielu
wielbicieli. Czy mam wam zaśpiewać miłosną piosenkę? –podał dziewczynom stosik
listów czekając na odpowiedź.
-Nie, nie trzeba. Dziękujemy, miłego
dnia. –odpowiedziała szybko Jessica czekając aż kupidyn zniknie za drzwiami
Wielkiej Sali. -Ale połów… Od kogo to?
Hermiona nadal z szokiem przeglądała
zawartość listów. Jessica miała ich trochę więcej od przyjaciółki, ale
większość o podobnej treści.
-Życzenia, wyznania miłosne, większość
anonimowych, prośby o spotkanie… o nie! –Hermiona wyglądała na przerażoną.
-Cormac wysłał mi walentynkę! Oraz Teodor… Zaprasza mnie na spotkanie.
Jessica spojrzała na treść listu z
uniesionymi brwiami niedowierzająco.
-On jest chyba śmieszny jeżeli myśli,
że po tym wszystkim się z nim umówisz. Ale ja tutaj też mam trochę tych
zaproszeń. Mężczyźni boją się nawet się podpisać. Tchórze.
-Jess..
Złotowłosa zwróciła na nią pytające
spojrzenie. Niepewność w głosie Hermiony zaintrygowała ją.
-A może chodźmy na jakieś spotkanie? No
wiesz, nie na randkę, ale tak żeby gdzieś wyskoczyć, po przyjacielsku…
Zielone oczy Ślizgonki zabłysły
entuzjazmem, który po chwili zmalał. Spojrzała na przyjaciółkę niezdecydowanym
spojrzeniem.
-No nie wiem, Herm. Myślę, że chłopaki
by się wkurzyli. Harry na pewno. A Malfoy też nie wygląda na takiego co lubi
się dzielić.
-Racja.. –Hermiona westchnęła
wyobrażając sobie jak Draco rzuca się ze złością na Cormaca McLagenna. Nie, to
stanowczo nie był dobry pomysł, nawet jeżeli nie lubiła tego zadufanego w sobie
osiłka. Dobrze wiedziała na co stać blondyna, gdy staje się zazdrosny, a w tym
przypadku na pewno by taki był.
-Słuchaj, chodźmy się gdzieś przejść. –powiedziała
twardo. -Nie ma sensu tu siedzieć samemu i się nudzić. Jeżeli chłopaki mają nas
gdzieś, to sobie same poradzimy. Nie pokażemy im nic po sobie! Później tego
pożałują.
Złotowłosa przytaknęła z entuzjazmem.
-Masz rację! Spotkajmy się w Sali
Wejściowej. Skoczę tylko po kurtkę.
-Zgoda.
W trochę lepszych humorach rozeszły się
w dwie strony zamku kierując się do swoich dormitoriów. Jessica schodząc po
schodach do lochów usłyszała za sobą szybkie kroki, więc obróciła się
przestraszona. Przed nią stał zdyszany chłopak z pierwszej klasy.
-Panna Jessica Riddle?
-Tak, o co chodzi? –zapytała
podejrzanie.
-Pan Draco Malfoy pani szukał. Powiedział,
że musi się pani udać na siódme piętro wraz z panią Hermioną Granger.
Przekazałem jej wiadomość, więc będzie tam już czekała. Pan Malfoy wspomniał,
że to sprawa niecierpiąca zwłoki.
Jessica z irytacją pokręciła głową
słysząc, że Malfoy kazał temu biednemu, przestraszonemu dziecku mówić sobie per
„pan”. I to stanowczo zbyt dużo razy w jednym zdaniu.
-Pan Malfoy mógłby się sam pofatygować
żeby przekazać mi wiadomość. –warknęła zbyt ostro. Chłopiec znacznie zbladł.
Przeraziła go na pewno myśl, że będzie musiał powiedzieć Ślizgonowi, że Jessica
odesłała go z kwitkiem. Złotowłosa widząc jego minę szybko dodała: -Ale
dziękuję za przekazanie informacji. Dobrze się spisałeś, już tam idę.
Zmieniła zezłoszczona kierunek drogi na
siódme piętro. Wolała spędzić ten dzień z Hermioną i winem niż z nimi
wszystkimi, obmyślając plan zniszczenia własnego ojca. Postanowiła jednak za
szybko się nie zniechęcać. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka jest tego samego
zdania i zaraz wrócą do swoich wcześniejszych planów.
Zanim weszła do Pokoju Życzeń wyjęła z
torebki walentynkę przeznaczoną dla Harry’ego. Może i nie liczyła na to, aby
chłopak złożył jej życzenia, ale ona jemu na pewno. Przynajmniej taki miała
zamiar.
Wypowiedziała w myślach hasło chodząc
trzy razy obok ściany i weszła do pokoju. Gdy przekroczyła jego próg stanęła
jak wryta. Pomieszczenie nie wyglądało jak przez ostatnie kilka tygodni. Pokój
był pięknie udekorowany, ze stołem na którym piętrzyły się wytworne potrawy, a
na podłodze leżał stos czerwonych poduszek, a pośród nich… Harry.
-Harry.. ja.. myślałam, że zapomniałeś…
-wyszeptała, wciąż nie wierząc w to, co widzi.
Potter uśmiechnął się łagodnie.
-Nie zapomniałbym o tobie. Naprawdę we
mnie nie wierzysz?
Podszedł do niej powoli i przyciągnął zaskoczoną
do siebie. Zupełnie zapomniała o wcześniejszej złości. Naprawdę przez chwilę w
niego zwątpiła, przez co było jej teraz głupio. Harry jednak nie wyglądał na
obrażonego.
-Miłosnych Walentynek, kochanie.
Zatopili się w pocałunku, zmieniając
plany przyjaciółek o całe sto osiemdziesiąt stopni.
-Harry… Ale Hermiona… Muszę jej
powiedzieć, że nie przyjdę. Miałyśmy razem spędzić ten dzień. Nie chcę żeby siedziała
sama. Nie mogę jej zostawić.
Potter przyłożył jej palec do ust.
-Cii… Malfoy już się tym zajmie.
Jessica uśmiechnęła się promiennie na
tę wiadomość. Wiedziała, że nie tylko na jej ustach pojawił się dnia
dzisiejszego taki uśmiech.
~~*~~
Hermiona
wypowiedziała hasło do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych i przeszła przez
ukryte przejście. Wchodząc do pomieszczenia zastanowiła się czy na pewno
trafiła w dobre miejsce. Na pierwszy rzut oka panowała tam ciemność, lecz po
chwili zorientowała się, że przebija się przez nią światło z setki maleńkich
świeczek stojących na podłodze.
Zaintrygowana, domyślając się kogo to pomysł ruszyła ostrożnie przed
siebie. Na początku nie mogła w to uwierzyć. Nie pasowało to do niego, ale nie
było innego wyjaśnienia na to, co widzi. Z uśmiechem weszła przez otwarte drzwi
łazienki szukając pewnej osoby. Łazienka była w podobnym ustroju. Rozglądała
się poszukując blond czupryny, gdy ktoś złapał ją od tyłu w talii i przyciągnął
do siebie. Po chwili usłyszała zmysłowy głos w swoim uchu.
-Wszystkiego najlepszego. Zostaniesz
moją Walentynką?
Odwróciła się z szerokim uśmiechem na
ustach i świecącymi oczami.
-Draco! Nie zapomniałeś?!
Ślizgon uśmiechnął się łobuzersko.
-Ja miałbym zapomnieć, Granger?! Nie ma
mowy! A teraz wyskakuj z ubrań!
Hermiona spojrzała na niego unosząc
wysoko brwi.
-No przecież nie zrobiłem tej kąpieli
tak po prostu. –powiedział z szerokim, cwanym uśmiechem.
Gryfonka pokręciła z rozbawieniem głową,
jednak rozebrała się i w towarzystwie chłopaka wskoczyła do basenu pełnego
piany.
-Nie spodziewałam się, że coś
wymyślisz, Malfoy. Jednak do teraz mnie zaskakujesz. –dodała z ironią. Cieszyła
się. Nie oczekiwała tego wszystkiego. Chciała, aby po prostu dał im trochę
wspólnie spędzonego czasu. Tak jednak również było idealnie. Nawet bardzo.
Chłopak uśmiechnął się drwiąco.
-A ty jak zwykle we mnie nie wierzysz.
Zobaczysz jak sypialnię wystroiłem, to się dopiero zdziwisz!
Hermiona chlapnęła go wodą w twarz i
roześmiała się.
-Wiedziałam, że masz w tym swój cel!
-Ja zawsze mam swój cel. Pamiętaj, nic
w życiu nie jest za darmo.
Nie zorientowała się kiedy wziął ją w
ramiona i pocałował gorąco. Mieli wrażenie, że z każdym pocałunkiem wytwarzało
się coraz więcej pary…
~~*~~
-No i było tam pełno róż, świec i w
ogóle! –chwaliła się Hermiona. –Myślałam, że będę musiała go zabić, a tu
proszę! Draco Malfoy oderwał się od swojej pracy!
-Ja myślałam tak samo! Nie wiedziałam,
że z Harry’ego taki romantyk!
-Jeżeli ty nie spodziewałaś się
romantyzmu u Harry’ego , to co dopiero ja mam powiedzieć?! Przecież słowa Malfoy
i romantyk są tak sprzeczne jak Ron i mózg.
Ginny przysłuchiwała się paplaninie
przyjaciółek z uśmiechem. Spodziewała się tego. Mimo iż one same zwątpiły, to
wiedziała, że chłopaki nie są aż tak głupi żeby o nich zapomnieć. Przez chwilę
były po prostu zaślepione. Może i racja, że żaden z nich nie należał do
romantyków, ale widocznie planowali to wspólnie od jakiegoś czasu.
-A nie mówiłam, że będą o was pamiętać?!
Ale jak zwykle Ginny się nie zna! –powiedziała z wyrzutem. Dziewczyny jak na
komendę spojrzały na nią podejrzanie.
-Ginny.. ale mamy nadzieję, że nie maczałaś
w tym palców?
Ruda patrzyła na nie z chwilowym
zaskoczeniem, zastanawiając się co mogła zrobić. Po chwili jednak zreflektowała
się uspakajającym uśmiechem.
-Nie. Postanowiłam, że nie będę im o
tym mówić, bo powinniście same się przekonać jak ważne dla nich jesteście. No i
to było takie romantyczne, że jesteście ważniejsze niż planowanie zniszczenia
zła! –powiedziała ironicznie.
Wszystkie się roześmiały zgodnie. W tym
momencie do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Wieczorna poczta. Z jej tłumu
wyróżniał się ogromny, ciemny, elegancki puchacz, który zmierzał w kierunku
stołu Gryffindoru. Wylądował z gracją pomiędzy Hermioną a Jessicą. Brązowooka
zmarszczyła na widok sowy brwi.
-Hmm, ciekawe od kogo to. Nie znam tego
puchacza.
-To sowa ojca. List jest da mnie... –wyszeptała
przerażona Jessica, nie odrywając wzroku od przyczepionego do nóżki sowy listu.
-Na co czekasz? Przeczytaj go, Jess! –ponagliły
ją Gryfonki.
Ślizgonka drżącymi rękami odwiązała
list, rozpieczętowała szybko kopertę i pogrążyła się w niedługiej lekturze. Z
każdym słowem jej oczy nieznacznie się powiększały ukazując coraz większy
strach.
-C-co jest? –zapytała ostrożnie Hermiona.
Bała się uzyskać odpowiedzi.
-Miałam rację. List od ojca.
–wyszeptała cicho.
-Ale co się stało, Jess?! Wyglądasz na
przerażoną! Dowiedział się? O tobie? O ostatniej misji?! –także wyszeptała
przerażona Ginny czekając na wyjaśnienia.
-Nie sądzę, aby się dowiedział. Nie ma
o tym ani jednego słowa. Po prostu… -spojrzała na Hermionę z obawą. –Wzywa mnie
oraz Malfoya do siebie.
Hermiona zatkała przerażona usta, aby
nie wydostał się z nich żaden jęk. Spojrzała błagalnie na Jessicę. Chciała, aby
powiedziała, że żartowała, że to był tylko głupi żart.
-Jessica, nie możecie… Przecież…
-Dobrze wiesz, że musimy. –powiedziała cicho.
-Nie chcę tego robić, ale nie mamy wyboru. On też nie ma, Herm. Nie przejmuj
się, na pewno wrócimy. Będzie tak jak ostatnio!
Widząc, że nie pocieszyło to Hermiony,
która znacznie pobladła złapała delikatnie jej dłoń.
-A co jeżeli on się dowiedział, że
Draco zniszczył jego horkruksa? –ledwo wypowiedziała te słowa, a w jej oczach
zabłysły łzy. –Zabije go, Jess, a ty nie dasz rady mu pomóc!
Jessica spojrzała na nią z maską
opanowania. Ona również się bała, lecz nie chciała mówić o tym przestraszonej
przyjaciółce. Nie byłoby dobrze straszyć jej jeszcze bardziej.
-Uspokój się, Hermiono. To niemożliwe,
aby się o tym dowiedział. Przecież o tym dobrze wiesz! Gdyby Śmierciożercy coś
powiedzieli, wezwałby nas o wiele szybciej. Gdy byliście z Harrym w domu jego
ojca chrzestnego też nie wiedział, że zniszczyliście medalion. Dlatego tym
razem nie dowiedział się, że Malfoy zniszczył czarkę. Rozumiesz?
Hermiona trochę się uspokoiła i kiwnęła
lekko głową. Chciała w to wierzyć. Naprawdę chciała, ale miała złe przeczucia.
-Przekażesz mu, że musimy tam dzisiaj się
zjawić? –zapytała już łagodniej Ślizgonka. –Zrobiłabym to sama, ale na pewno
chcesz z nim porozmawiać.
-T-tak… Już do niego idę. Poczekaj na
niego w naszym Pokoju Wspólnym. Ty też na siebie uważaj, Jess.
Posłała przyjaciółce delikatny uśmiech
i szybko podążyła na siódme piętro do Pokoju Życzeń. Przez ostatni czas tak
bardzo się bała, że to się wydarzy. Bała się, że Lord Voldemort się o wszystkim
dowiedział i go zabije. Bała się, że Draco nie wróci do niej, nie dotknie, nie
przytuli, nie pocałuje, nie pośle swojego drwiącego uśmieszku. Najchętniej
schowałaby go gdzieś głęboko aż wszystko minie samo. Ale wiedziała, że to
niemożliwe. On chciał walczyć. Musiał walczyć o nich.
-Draco! –wbiegła zdyszana do pokoju
nawet nie zaszczycając Harry’ego spojrzeniem. Chciała pochłaniać widok Ślizgona
jak najdłużej było jej to dane. Nie chciała przyjąć do siebie myśli, że to mogłoby
być ich ostatnie spotkanie.
-Co się stało? –odwrócił się szybko,
słysząc przerażenie w jej głosie. W jego szarych oczach zabłysło zaciekawienie,
niepewność i troska w jednym. Wpatrywała się w niego próbując coś z siebie
wykrztusić. Przez chwilę miała ochotę powiedzieć, że nic takiego. Że się
stęskniła, że go kocha. Ale nie mogła. I tak prędzej czy później by tam poszedł.
-Jessica przed chwilą dostała list od ojca.
Wzywa was do siebie. Macie zjawić się tam jak najszybciej. –chciała powiedzieć
to obojętnie, jakby jej to nie ruszyło, jakby była na to gotowa. Ale jej drżący
głos ją zdradził. Wbiła wzrok w podłogę i przygryzła mocno wargę walcząc ze
łzami.
Draco podszedł do niej powoli podnosząc
jej podbródek do góry i patrząc w oczy. W jego stalowych źrenicach krył się
strach, ale także determinacja. Zrobi to. Była tego pewna, choć miała malutką
iskierkę nadziei, że zaprzeczy. Wyglądał na przejętego, wyczuwała od niego
troskę. Dopiero od bardzo niedawna czuła od niego takie uczucia. Dla niego cały
czas to było nowością. Kochała go jeszcze bardziej za to, że starał się być dla
niej taki.
-Spokojnie, wrócę. –wyszeptał łagodnie.
Hermiona nie wytrzymała i wpadła w
panikę. Denerwował ją jego spokój. Ona nie potrafiła taka być. Bała się straty,
cierpienia. Nie chciała tego.
-Ja się boję, Draco! Boję się o ciebie!
A jeżeli się dowiedział…? Jeżeli…
-Nie dowiedział. –stwierdził szybko. -Wrócę
do ciebie, najszybciej jak dam radę. Obiecuję. Nie pozbędziesz się mnie tak
szybko, Granger. –przytulił ją mocno do siebie wdychając jej słodki zapach.
-Ja.. nie chcę żebyś tam szedł!
–zaczęła szlochać. –Nie możesz zostać?
Dobrze wiedziała jaka będzie odpowiedź.
Znała go już na tyle dobrze, żeby to wiedzieć. Nawet gdyby miała paść na ziemię
i trzymać mocno jego nogę, to nie zmieniłby zdania.
-Nie. Wiem, kochanie, że się boisz. Mi
też się nie uśmiecha tam iść. Ale muszę i dobrze o tym wiesz. Z każdym krokiem
wszystko zbliża się ku końcowi.
-Wiem.. –powiedziała cicho, czując jak
w jej gardle tworzy się nieprzyjemna gula. Jej wargi zadrgały niebezpiecznie.
Draco pocałował ją krótko, ale włożył w
to całe pokłady swojej miłości. Mówił, że wróci. Tylko dlaczego czuła się tak
jakby całował ją po raz ostatni? Czy on także bał się, że to może być ich
ostatni pocałunek?
-Kocham cię, Granger. –powiedział
patrząc w czekoladowe oczy. Biła z nich ogromna determinacja i tęsknota. Ból i
strach. I miłość. Przede wszystkim to była miłość.
-Nie mów tak, jakbyśmy się więcej mieli
nie zobaczyć. –powiedziała z lekką paniką. –Zobaczymy się jeszcze dzisiaj. I
Malfoy… Nadal to z twoich ust dziwnie brzmi. Ja ciebie też kocham. Jess czeka u nas w
salonie. Idź, póki cię nie zatrzymam jakimś sprytnym zaklęciem. –uśmiechnęła się
delikatnie, pozwalając się od siebie odsunąć.
Draco spojrzał porozumiewawczo na
Pottera, który stał równie blady jak Gryfonka i skinął porozumiewawczo głową.
-Uważaj na siebie. –rzucił do niego
ciemnowłosy.
-Jak zawsze. A ty spróbuj chociaż raz
coś wykombinować beze mnie. –uśmiechnął się do dziewczyny ostatni raz i opuścił
pomieszczenie. Dla niego również to rozstanie było ciężkie.
Hermiona rozpłakała się na dobre, gdy
tylko drzwi do Pokoju Życzeń się zatrzasnęły. Osunęła się na ziemię kryjąc
twarz w dłoniach. Zapewnienia blondyna nic jej nie dawały. Strach pozostał.
Podszedł do niej Harry i objął opiekuńczo ramieniem.
-Nie płacz, Hermiono. On wróci. ONI
wrócą..
-Przepraszam, Harry! –Hermiona
spojrzała na niego smutno. –Jestem egoistką. Rozpłakałam się nie zwracając na
ciebie uwagi, a przecież Jessica..
-Nie przepraszaj. My już byliśmy na to
gotowi. –posłał jej sztuczny, pocieszający uśmiech. Hermiona wiedziała, że to
nieprawda. Nie można być gotowym na coś takiego.
-Harry, mam złe przeczucie. Bardzo
złe...
Harry nie chciał tego wypowiedzieć na
głos aby nie przestraszyć dziewczyny, ale w jego głowie uformowały się same
słowa i wyszeptały: Ja też mam złe przeczucia,
Hermiono…
~~*~~
-Tatuś stęsknił się za córeczką?
–zapytał drwiąco Draco, gdy szli przez Zakazany Las oświetlony jedynie przez
światło z ich różdżek.
-Gdyby faktycznie tak było, to by nie
chciał widzieć się też z tobą. –warknęła Jessica.
Draco uśmiechnął się kwaśno.
-Wiem i właśnie to jest najgorsze.
Chyba, że za mną też się stęsknił.
Próbował zażartować, aby poprawić sobie
humor, ale nie wychodziło mu to. Beznadziejność sytuacji zwyciężała. Już za
chwilę stanie przed obliczem Czarnego Pana, który prawdopodobnie ma dla niego
zadanie. Albo zginie. Ale przecież nie mógł zginąć. Obiecał jej, że wróci.
Przecież nie może być tak, że Draco Malfoy łamie obietnice. Ma swój honor!
Jessica jakby czytając w jego myślach powiedziała:
-Nie martw się. Wrócimy do Hogwartu.
Jestem zaskoczona, że Hermiona cię puściła, a nie mam ochoty zginąć z jej ręki,
gdy wrócę bez ciebie.
Z Dracona ust nie znikał drwiący
uśmiech.
-A co z Potterem? Nawet się nie
pożegnaliście. Wyglądał jakby go trzasnął piorun.
Na dźwięk nazwiska ukochanego Jessice
zrobiło się przykro, lecz nie pokazała tego po sobie.
-Nie mogliśmy się pożegnać, to by było
zbyt ryzykowne. –powiedziała oschle, lecz po chwili złagodniała. – Zbyt bardzo
by mnie to bolało i mój ojciec by to odczuł, a raczej by mu się to nie
spodobało, że żywię jakiekolwiek pozytywne uczucia do jego wroga. A szczególnie
coś takiego tak „prymitywnego” jak miłość.
Dziewczyna przystanęła i wyciągnęła do
niego rękę.
-Myślę, że tutaj wystarczy.
Przeteleportowali się łącznie pod bramy
dużego dworu. Rezydencja Malfoyów wyglądała tego wieczora wyjątkowo mrocznie.
Każdego z nich przeszedł dreszcz na myśl o tym, co usłyszą w jej wnętrzu.
-Nienawidzę tego miejsca. –syknął
blondyn.
-Długo tu nie zabawimy.-pocieszyła go
kierując się do wejścia.
-Obyś miała rację, Riddle.
Wchodząc na posesję zdziwili się
obecnym widokiem. W rzędach stały tłumy śmierciożerców oraz magicznych zwierząt
i potworów. Gdy z zaskoczeniem i przerażeniem przechodzili obok nich, wszyscy
kłaniali się przed Jessicą i posyłali jej krótkie pozdrowienia pełne szacunku.
-Po co im tyle tych potworów? –zapytał półgębkiem
Draco. Wcale nie podobała mu się ta sytuacja. Coraz bardziej zaczął się bać
tego co usłyszy.
-Są tu dementorzy, olbrzymy, wilkołaki…
Draco… chyba idzie wojna..
Oboje lekko pobledli na samą myśl.
Dobrze wiedzieli po której stronie staną. Ale jakie będą tego następstwa? Po
każdej stronie byli zagrożeni, lecz tylko po jednej mieli gdzie wrócić.
Przy drzwiach powitał ich pan domu,
Lucjusz Malfoy. Na widok Jessiki pokłonił się nisko, lecz Draconowi rzucił
tylko pogardliwe spojrzenie.
-Witamy panienko, w naszych skromnych
progach. –przywitał się grzecznie. Draconowi skinął głową. –synu. Witaj z
powrotem w domu. Masz tu chwilę zaczekać, bo Czarny Pan chce się widzieć tylko
ze swoją córką.
Niechętnie się rozstali rzucając sobie
pocieszające spojrzenie. Jessica ruszyła długim holem do siedziby swojego ojca.
Zapukała, a gdy uzyskała zgodę na wejście wkroczyła do pomieszczenia.
-Jessico, już jesteś, znakomicie!
Wszyscy wyjść i zostawić nas samych!
Złotowłosa podeszła do ojca i uściskała
go niezgrabnie z lekkim obrzydzeniem. Sama zdziwiła się swoją postawą. Do
jeszcze niedawna bardzo go kochała.
-Czy coś się stało, ojcze? Dlaczego nas
wezwałeś?
-Nie tylko was. Wezwałem wszystkich
moich śmierciożerców z Hogwartu. Oraz tych, którzy mają nimi zostać. Nadszedł
czas naznaczenia również ich.
-Dlatego wszyscy muszą tutaj być?
Chcesz naznaczyć nowych popleczników?
Odetchnęła z ulgą. Po chwili jednak się
znowu spięła, gdy jej ojciec roześmiał się. Ten dźwięk przywodził jej na myśl
wbijające się kawałki lodu w skórę.
-Zaczyna się wojna, córko.
-Domyśliłam się po widoku tych
wszystkich stworzeń na zewnątrz. Więc jednak nie chodzi o samo naznaczenie.
Chcesz uderzyć na świat czarodziejów. –zignorowała to, że odezwała się do niego
zbyt ostro.
Voldemort uśmiechnął się z satysfakcją.
-Tak, to prawda. Zgromadziłem wspaniałą
armię, wszyscy się do mnie w końcu przyłączą. Czarodzieje nie będą mieli jak
się bronić przed moją potęgą.
Jessica powstrzymała się od
prychnięcia. Jej ojciec miał naprawdę prymitywne cele.
-Chciałem się ciebie zapytać córko, czy
Potter wspominał ci coś o włamaniu do Banku Gringotta?
-Włamaniu…? Ja-jakim włamaniu, ojcze? –zapytała
niepewnie, czując jak zimny pot ścieka po jej karku.
Czarny Pan uśmiechnął się z
satysfakcją.
-Widocznie Harry Potter nie zaufał ci
do końca, Jessico. Włamał się do skarbca Bellatriks.
Jessica zrobiła głupią minę udając
zaskoczoną.
-Ojcze, ale po co on miałby się tam
włamywać?
-Czegoś szuka..
-Czego? –zapytała dobitnie.
-Bardzo cennych dla mnie rzeczy… Nie
wiesz może czy nie znalazł takiej w Hogwarcie?
-Nie mówił nic. Hogwart jest ogromny.
Wątpię czy zdołał to zrobić. Na pewno schowałeś to w bezpiecznym miejscu do
którego nie ma nawet dostępu!
Lord Voldemort pochwycił dłoń córki.
-No tak, masz rację. Na pewno nie odnalazł
tego pokoju. Nikt go nigdy nie znalazł!
-Jakiego pokoju? –zapytała zaskoczona
dziewczyna.
-Jest w Hogwarcie jeden pokój, który
pojawia się tylko na życzenie. I właśnie tam schowałem jedną z tych cennych
rzeczy. Tam, gdzie wszystko jest schowane.
Jessica zamyśliła się.
A
może… to jest Pokój Życzeń? Jeżeli tak, to przez tyle miesięcy byliśmy w
miejscu, gdzie cały czas był horkruks..Tuż pod naszym nosem.. Harry nie będzie
zadowolony z tego faktu..
-Córko? –przerwał jej rozmyślania. –Nie
masz nic przeciwko, żebyśmy zaczęli już naradę?
-Co? Nie, nie, zaczynajmy. –powiedziała
szybko. Nie mogła po sobie dać poznać, jak bardzo jej myśli są teraz
daleko. Byli coraz bliżej. Jeżeli chodziło o Pokój Życzeń, to był to najlepszy
trop jaki mogli mieć. Tylko jak przekazać informację do Harry’ego? Nie
wiedziała kiedy wrócą do zamku, choć miała nadzieję, że jak najszybciej.
Voldemort przycisnął różdżkę do Mrocznego
Znaku, a po chwili do pomieszczenia zaczęli wchodzić śmierciożercy łącznie z
Draco i ustawiać się wokół przywódcy czekając aż zacznie.
-Gdzie jest reszta?! Dlaczego nie
odpowiedzieli na moje wezwanie?! –przyglądał się pustym miejscom wśród swoich sług
i osób, które miały dopiero nimi zostać. -Gdzie Zabini Blaise i Teodor Nott?!
-Zdradzili, panie. –odpowiedziała
Moran. –Nie przybyli wraz z resztą.
-Pożałują. Czarnego Pana się nie
zdradza. Będą świetnym przykładem, na którym pokaże co się robi ze zdrajcami.
Cieszysz się, że ciebie to ominęło, Draco? –zwrócił się do blondyna z uśmiechem.
Draco się wzdrygnął, ale pokiwał głową
z szacunkiem. Domyślał się, że będzie podawany jak przykład bardzo często.
Czarny Pan chciał go ukarać, ośmieszyć, zadrwić z niego. Był na to gotowy.
-Oczywiście, panie.
-Cieszę się, Draco, że do mnie
powróciłeś. Tylko czy z lojalności, a może ze strachu?
Jessica przyjrzała się Malfoyowi z
niepokojem. Wszyscy na niego patrzyli w oczekiwaniu.
-Oczywiście, że..
-Ale skąd mogę mieć pewność, Draco, że
jesteś mi wierny? –przerwał mu Lord Voldemort.
-Służę ci oddanie od paru miesięcy. Śledziłem
na twoje rozkazy Pottera i jego bandę tak jak tego oczekiwałeś.
-Tak? –oczy Voldemorta zabłysły
gniewem. -Nie dostałem od ciebie żadnych informacji na temat tego co porabia
ciekawego Harry Potter. A może tylko udawałeś, że jesteś oddany mnie, a przeszedłeś
na ich stronę?
-Nie panie, nie śmiałbym.
Draco poczuł, że opuszcza go pewność
siebie. Wiedział, że nie ma ucieczki. Czarny Pan go podejrzewał. Już wiedział.
-A ja uważam inaczej… Może się
przekonamy? Pewne źródło doniosło mi ciekawą nowinę… Hmm zobaczmy, może… Moran!
Mogłabyś wyjść i sprowadzić naszego gościa?
-Oczywiście, panie. –uśmiechnęła się z
satysfakcją wychodząc z pokoju. Po chwili wróciła prowadząc zakładnika. Draconowi
na jego widok odpłynęła cała krew z twarzy, a serce niebezpiecznie zwolniło
swój rytm. Zakładnikiem była jego ukochana.
-HERMIONA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz