24 grudzień. Wigilia Bożego Narodzenia,
a w domu państwa Granger trwa szał przygotowywania świątecznych potraw i
dekoracji. Jak to często w takie dni bywa, zawsze się o czymś ważnym zapomni. I
tak właśnie było i w tym przypadku. Jane Granger po raz setny przeszukiwała
kuchnię w poszukiwaniu potrzebnych przypraw.
-Hermionko! –zawołała głośno, czekając
na swoją córkę.
-Tak, mamo?
Do kuchni weszła Hermiona Granger,
będąca na siódmym roku w Hogwarcie. Postanowiła przyjechać na święta w tym roku
do rodziców, choć miała propozycję spędzenia ich z przyjaciółmi w Norze.
Wiedziała jednak, że jej rodzicom bardzo zależało na jej obecności. Ona również
się za nimi stęskniła przez miesiące przesiadywania w szkole.
-Nie widziałaś może cynamonu? Pieprzu?
I śledzi?
-Nie kupowałaś nic takiego, mamo.
-Jak to nie? –kobieta się wystraszyła.
Była pewna, że wkładała to wszystko do koszyka. –Jesteś pewna?
-Oczywiście, że jestem. Bardzo
potrzebujesz tego wszystkiego?
-Tak! Hermionko, kochanie, skoczyłabyś
mi do sklepu?
Super…
Szatynka
przewróciła oczami z lekkim niezadowoleniem.
-Nie mogłaś pomyśleć o tym wczoraj?
–zirytowała się. –Dobrze wiesz, jak kolosalne kolejki są w sklepach w Wigilię.
-Przepraszam. To nie moja wina. Nie
musisz mówić do mnie takim tonem.
Hermiona zarumieniła się. Nie powinna
syczeć na rodzicielkę, przecież to nie była jej wina. To wszystko dlatego, że
nie uśmiechało jej się wychodzić w takie zimno na dwór. Do sklepów wcale nie
było tak blisko, a śnieg wręcz przykrywał grubą warstwą niektóre chodniki.
-To ja przepraszam. Przygotuj listę
zakupów, a ja w tym czasie się przebiorę. Tylko mamo… -ostrzegła. –Tym razem o
niczym nie zapomnij.
Gdy tylko wróciła po paru minutach do
kuchni, opatulona w ciepłą kurtkę, szalik oraz czapkę, od razu pożałowała o
poproszenie o listę zakupów. Wręcz wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła zapisaną
ilość składników. Nie miała pojęcia jak to wszystko przeniesie, może nawet
będzie musiała użyć magii?
-Przecież przed chwilą brakowało ci
tylko trzech rzeczy! –sarknęła z lekkim szokiem.
-Ale skoro idziesz do sklepu, to
pomyślałam…
Hermiona westchnęła tylko głęboko i
ruszyła do wyjścia bez słowa. Wiedziała, że to mogą być długie zakupy… Przedzierała
się dzielnie przez zaspy czując, jak mróz zamraża każdy kawałeczek jej ciała.
Kochała zimę, ale tylko przez chwilę. Gdy dotarła w końcu do sklepu, nie
potrafiła wydobyć choćby jęknięcia, widząc monstrualne kolejki. Miała ochotę
wybuchnąć szaleńczym śmiechem, a po chwili opłakiwać swój nieszczęsny los.
Co
ci wszyscy ludzie tutaj porabiają?! Wszystkim nagle zabrakło serków topionych?!
Z lekką niechęcią ruszyła na łowy
wyznaczonych składników. Przedzierała się przez tłumy ludzi, walczyła dzielnie
o ostatnie śledzie. Po prawie godzinie z satysfakcją przejrzała listę zakupów
stwierdzając, że wszystko zakupiła. Nie dałaby sobie za wygarną, gdyby chociaż
czegoś zabrakło.
Po wyjściu ze sklepu, obładowana
ciężkimi torbami i kartonami (tak, jej kochany tatuś zażyczył sobie całe
kartoniki ulubionych ciasteczek, a także bezcukrowych cukierków), ruszyła przez
park zatapiając się w myślach. Tak była nimi zajęta, że nie zwracała uwagi, że
idzie środkiem chodnika, a z naprzeciwka ktoś zmierza. Mamrotała tylko cicho
pod nosem obelgi, marudząc kto normalny robi zakupy dopiero w święta. Przerwała
swój monolog z samą sobą, gdy na kogoś z impetem wpadła. Zdążyła tylko pisnąć i
ruchem obronnym złapać swoje zakupy.
-Uważaj jak łazisz. –usłyszała chłodny,
warczący głos. Miała wrażenie, że gdzieś go już słyszała, ale nie chciała
ryzykować wyjrzeniem zza sterty zakupów. Mogłoby się to skończyć ich upadkiem,
a to nie byłoby zbyt przyjemne. Nie mruknęła więc nawet nieuprzejmemu
mężczyźnie chociażby przeprosin. Miała ochotę go zmrozić spojrzeniem, ale nie
było jej to dane.
Co
za buc!
Chciała ruszyć dalej, ale poczuła jak
jej stopa się na czymś poślizgnęła, prawie powodując upadek. Ze złością
spojrzała na dół i z szokiem zorientowała się, że narzędziem zbrodni jest
różdżka. I to nie jej. Nie pomyślawszy, krzyknęła za oddalającym się mężczyzną.
-Przepraszam, ale zgubił pan różdżkę!
Dopiero po chwili zorientowała się co
takiego palnęła. Miała ochotę rzucić pakunki w cholerę i przyłożyć sobie
otwartą dłonią w twarz, co robiła właśnie w myślach. No cóż, trochę ją
zaskoczyła leżąca sobie na środku chodnika różdżka, więc co miała na to poradzić?
Nie często widzi się takie rzeczy w świecie mugoli.
Mężczyzna, który najwyraźniej ją przez
przypadek upuścił, podszedł szybko do niej, schylając się po zgubę.
-Dzięki, ale skąd wie… GRANGER?!
Hermiona się wzdrygnęła. Gdy tylko
wyjrzała zza kartonów, zorientowała się, że przed nią stoi Draco Malfoy w całej
swojej okazałości i patrzy na nią zaskoczony. Już wiedziała skąd zna ten głos.
Nie miała pojęcia jak mogła go nie poznać. Przecież tyle razy z niej szydził!
Nie pozostała mu dłużna z zaskoczeniem, gdyż sama otworzyła szeroko oczy i
krzyknęła:
-MALFOY?! A ty co tutaj niby robisz? W
mugolskiej dzielnicy?
Nic dziwnego, że była w szoku. Czysto
krwiści, arystokratyczni czarodzieje rzadko się pokazywali w nie magicznej
części Londynu. A szczególnie tacy, jak Malfoyowie. Chłopak natomiast
uśmiechnął się wrednie, jak na Malfoya przystało i spojrzał na nią z lekką
drwiną.
-Ta, uważaj, bo ci powiem. A ty co,
Granger? Robisz za skrzata domowego? W sumie to niewiele was różni, z początku
was pomyliłem.
Hermiona spojrzała na niego morderczo.
Nienawidziła tej blond fretki, jego krzywego uśmiechu i drwiącego głosu. Na sam
widok miała ochotę skoczyć z mostu lub po prostu zadrapać tą przystojną twarz
długimi pazurami.
-Dla twojej wiadomości robię coś, czego
ty byś nigdy nie zrobił. Pomagam rodzicom!
Na wzmiankę o rodzicach blondynowi
zszedł uśmiech z twarzy. Na jego twarzy za to zagościła dziwna konsternacja.
Przez chwilę jakby się wahał, ale podszedł do niej bliżej. Hermiona
automatycznie zrobiła krok w tył, bojąc się, że Ślizgon chce jej coś zrobić,
ale nic takiego nie nastąpiło.
-Ze względu na święta, znaj moją
dobroć, Granger. Daj te kartony, pomogę ci.
Hermiona tylko przez chwilę wydawała
się zaskoczona, bo już po chwili wybuchła głośnym śmiechem. To musiał być jakiś
głupi żart. Miała ochotę otrzeć teatralnie łzy z oka, ale niestety wciąż
trzymała ciężkie zakupy.
-TY chcesz pomagać MI?! Nie bądź
śmieszny, Malfoy. I tak ci nie uwierzę.
-Zrobię to tylko raz, więc nie próbuj
nawet nikomu o tym wspominać. –warknął, zabierając od niej ciężary.
Tym razem jednak nie udało jej się
roześmiać. Spojrzała na niego w niedowierzaniu, czekając na następny ruch. Może
wyrzuci gdzieś jej zakupy? Albo wyśmieje i ponownie wsadzi w jej ramiona? Draco
najwyraźniej nie miał zamiaru tego robić, tylko wpatrywał się w nią z
niecierpliwością.
-Ocknij się, Granger. Którędy do
twojego domu?
Gryfonka wskazała niepewnie ręką w
stronę, w którą wcześniej zmierzała i powoli ruszyła za blondynem, który
oczywiście nie wiedział dokąd iść, ale i tak szedł parę kroków przed nią. Nie
do końca potrafiła sobie poradzić ze swoimi myślami. Pomagający w czymś Malfoy
był dosyć niecodziennym zjawiskiem.
Z lekkimi rumieńcami wstydu wprowadziła
go do domu, a następnie wkroczyła z nim do kuchni. Widziała kątem oka jak
rozglądał się po pomieszczeniu z zaciekawieniem. W swoim domu pewnie nawet
nigdy nie był w kuchni. W końcu wszystko przygotowywały skrzaty.
Jej mama odwróciła się do niej z
uśmiechem, a gdy tylko zobaczyła, że Hermiona wróciła z kolegą, jej mina od
razu zrobiła się bardzo ciekawska, co nie spodobało się szatynce. Wiedziała, że
rodzicielka może zacząć wypytywać Malfoya, a tego by nie chciała. Nie wiedziała
jak blondyn się zachowa w stosunku do jej matki mugolki.
-A co to za przystojny kolega?
–zapytała z miłym uśmiechem, gdy Draco odłożył zakupy. Hermiona przewróciła
oczami. Zaczynało się. Teraz tylko trzeba było wyprowadzić Ślizgona z jej domu
jak najszybciej, aby nie rozpętało się piekło.
-Draco Malfoy, kolega ze szkoły.
–przedstawił się i ucałował lekko dłoń pani Granger. –Miło mi poznać.
Gryfonka spojrzała na niego jak na
wariata. Tego było dla niej za dużo. Chociaż… w końcu Draco był arystokratą, od
dziecka miał wpajane doskonałe maniery. Mimo wszystko…
DRACO
MALFOY JEST MIŁY DLA MOJEJ MAMY?!
-Malfoy? Hermionka chyba wspominała nam
o tobie. –powiedziała z niepewnością, przyglądając się jego twarzy.
-Tak? –zapytał uprzejmie, wysyłając
Hermionie ironiczny uśmieszek, na co ta się zarumieniła. Nie wiadomo co takiego
zaroiło się w jego tlenionej głowie. –A co takiego mówiła?
-Och, wydaje mi się, iż wspominała, że
nie lubicie się zbyt bardzo. –Hermiona posłała mu triumfujące spojrzenie. -Ale
najwyraźniej z kimś cię pomyliłam, bo przecież gdybyście się nie lubili, to
byście tutaj razem nie przyszli, prawda?
Szatynce zrzedła mina, za to Draco
uśmiechnął się szeroko i zaśmiał pod nosem widząc jej mordercze spojrzenie.
-Tak, to prawda.
-W każdym razie dziękujemy ci, Draco.
Sama by tutaj chyba szła z miesiąc.
-To nie był dla mnie żaden problem,
pani Granger. Miło było spotkać Hermionę poza szkołą.
Brązowowłosa zmrużyła oczy
podejrzliwie. Czy on właśnie nazwał ją po imieniu? Zaprzeczył temu, że się nie
lubią? Powiedział, że miło było ją spotkać? Czekaj… NAZWAŁ JĄ PO IMIENIU?!
-A może napijesz się czegoś ciepłego w
podzięce?
Hermiona szybko się otrząsnęła ze
swoich myśli i spojrzała na matkę z szokiem wymalowanym na twarzy. Po chwili
przeniosła spanikowane spojrzenie na Ślizgona. To było oczywiste, że Malfoy się
nie zgodzi. Mógł sobie udawać miłego, ale na pewno nie zostanie dłużej w domu
mugoli i to w domu Hermiony Granger.
-Bardzo chętnie. Jest tak zimno, że
miło się ogrzać. Dziękuję za zaproszenie.
-Nie ma sprawy, kochaniutki! Może być
kakao? Hermionko, kochanie, zrobisz dla swojego kolegi coś do picia?
-Z dużą porcją czekolady. –mrugnął do
niej z wyższością i zaśmiał się na widok jej rozdziawionej w pełnym szoku buzi.
–Granger, oprzytomniej.
Przygotowując w kuchni napój
zastanawiała się tylko, czy czegoś paskudnego do niego nie nasypać. Co on sobie
wyobrażał?! Myślał, że może wejść do jej domu, kokietować jej matkę i do tego
wszystkiego tutaj zostać?! Zadufany w sobie dupek!
Przynosząc napoje, usiadła obok mamy,
naprzeciwko Ślizgona. Utkwiła w nim niebezpieczne spojrzenie, które on
odwzajemnił z lekkim uśmiechem. Bezczelnie się z niej naśmiewał!
-Proszę, DRACO, z podwójną porcją
czekolady, specjalnie dla ciebie. –posłała mu groźny uśmiech i z satysfakcją
odkryła, że trochę nieufnie napił się ciepłego napoju.
-Dzięki, Miona.
Dziewczyna rozzłościła się jeszcze
bardziej. Tego zdrobnienia nie mógł używać NIKT. Nikt, a zwłaszcza Malfoy.
Zacisnęła mocniej dłonie na swoim kubku, a Ślizgon, gdy tylko to zauważył to
parsknął cichym śmiechem.
-Draco, jak spędzasz święta? –zapytała
pani Granger, najwidoczniej nie widząc cichej rywalizacji między córką a jej
kolegą.
-Och, nie spędzam ich w ogóle.
-Jak to? –zdziwiła się kobieta.
Draco uśmiechnął się delikatnie.
-Pokłóciłem się z rodzicami. Tata
wyrzucił mnie z domu, więc do czasu wyjazdu do szkoły będę spacerował po
Londynie, może pójdę do kolegów. Nie wiem.
-A może chciałbyś spędzić święta z
nami?
Hermiona szybko spojrzała na matkę,
zresztą ponownie jak Malfoy. Oboje byli lekko zaskoczeni na propozycję matki
Hermiony. Na ustach Dracona pojawił się delikatny uśmiech, lecz szatynka nie
mogła uwierzyć w to co usłyszała.
Czy
ta kobieta oszalała?!
-Naprawdę dziękuję za zaproszenie.
Chętnie bym skorzystał, ale nie chcę państwu przeszkadzać. To rodzinne święta.
-Ależ nie przeszkodzisz w niczym.
–zapewnił ojciec Hermiony, wchodząc do salonu i podając blondynowi dłoń.
–Przyjaciele naszego Dzwoneczka zawsze są mile widziani w naszym domu. Czuj się
jak u siebie. –pan Granger pogłaskał delikatnie córkę po włosach, nawet nie
zdając sobie sprawy, że w środku gotuje się ze złości.
-Tato! –wybuchnęła Gryfonka ze wstydem,
na co ten się zaśmiał serdecznie.
-W takim razie chętnie zostanę.
Dziękuję. –zgodził się Malfoy, patrząc z szerokim uśmiechem na Hermionę. Czy
jej się tylko przewidziało, czy zauważyła w jego wzroku triumf?
~~*~~
Nadeszła godzina kolacji. Draco wraz z
Hermioną pomagali nosić na stół świąteczne potrawy. Mijając się w korytarzu,
chwyciła chłopaka za łokieć i pociągnęła go bliżej siebie. Nie zwracała uwagi,
że prawie stykali się ciałami. Próbowała zgromić go samym spojrzeniem, ale
Draco nic sobie z tego nie robił. Wyglądał tylko na rozbawionego.
-W co ty grasz, Malfoy? –syknęła.
-W nic nie gram. –zrobił minę
niewiniątka. –Chociaż dzisiaj mogłabyś być dla mnie miła. –mruknął i odszedł
nucąc pod nosem, cicho się śmiejąc. Hermiona spojrzała za nim z
niedowierzaniem. Jak on śmie jej mówić, że to ona jest niemiła?!
Gdy skończyli pomagać, poszli się
przebrać. Hermiona miała wrażenie, że nie mogła trafić na gorsze święta. Czym
zawiniła, że została obdarowana jego towarzystwem?! Nie interesowało ją to, co
próbował wcisnąć jej rodzicom. Ona znała go bardzo dobrze i nie nabierze się na
te sztuczki.
Schodząc na dół, weszła do salonu i
stanęła jak wryta. Od zawsze miała pociąg do mężczyzn w garniturach, ale Malfoy
przeszedł samego siebie. Blond włosy były lekko zmierzwione, a koszula idealnie
kontrastowała z jego oczami. On też przyglądał jej się w niemym zdziwieniu.
-Łał, wyglądasz świetnie. –wydukał, ku
jej zaskoczeniu. Podszedł do niej powoli i podał szarmancko ramię, na co ta
przyjęła je z lekką niechęcią. Nie zapominała kim jest i że tylko przed nią
gra. Podeszli do rodziców Hermiony, którzy trzymali w ręku opłatki. Dziewczyna
złożyła rodzicom życzenia, lecz pozostał jeszcze Malfoy. Odwróciła się w jego
kierunku z buntowniczą miną, ale to on rozpoczął.
-No… Granger. –zaczął. – Życzę ci
wesołych świąt, prawdziwej miłości i przyjaźni. Dobrych ocen w szkole i czego
sobie zapragniesz.
Hermiona także złożyła chłopakowi
życzenia, podobne zresztą jak jego i usiedli obok siebie przy stole. Na
początku czuła się skrępowana obecnością Ślizgona tak blisko swojego ciała.
Czuła jak jego kolano oparło się o jej nogę, przez co zrobiło jej się duszno.
Gdy przystąpili do wigilijnej kolacji,
okazało się, że nie było napiętej atmosfery o którą się obawiała. Na początku
siedziała naburmuszona, ale w końcu postanowiła na ten wieczór przełamać
niechęć do Ślizgona. W końcu były święta. Nawet jeżeli udawał, to policzy się z
nim później.
Śmiała się właśnie z jego dowcipu, gdy
pan Granger zaproponował rozpakowywanie prezentów. Wszyscy usiedli zgodnie na
kanapie, otwierając podarunki. Nie miała pojęcie kiedy Draco to zrobił, ale miał
przygotowany prezent dla jej rodziców, a także ku jej ogromnemu zaskoczeniu,
dla niej. Otworzyła bordowe pudełeczko i z zachwytem wyjęła pozłacaną
bransoletkę z serduszkiem. Spojrzała na niego z wdzięcznością, a on odwzajemnił
spojrzenie, gdyż właśnie trzymał w ręku koszulę od niej. Odetchnęła z ulgą, że
wysłała sowę z prośbą o przysłanie jakiejś ładnej koszuli, tak na wszelki
wypadek.
Posiedzieli wspólnie jeszcze przez
chwilę, gdy jej rodzice zapowiedzieli pójście spać.
-Chcesz posiedzieć jeszcze trochę?
–zapytała blondyna z lekkimi rumieńcami. Nie wiedziała jak się będzie
zachowywał, gdy zostaną sami.
-Jasne, czemu nie. –odpowiedział cicho.
Hermiona z tajemniczymi emocjami
przyniosła dla nich koce, poduszki i wino. Rozłożyli się obok siebie na kanapie
przed kominkiem i przez krótką chwilę zapanowała między nimi niezręczna cisza.
-Naprawdę nie miałeś dokąd iść? –zapytała
cicho i wlepiła w niego spojrzenie brązowych oczu.
-Tak. Gdybyś znała mojego ojca, to byś
wiedziała, że nie kłamię.
Opuściły ją wszelkie podejrzenia. Nie
znała Lucjusza Malfoya osobiście, ale wiele o nim słyszała. Nie były to
pochlebstwa, a wręcz przeciwnie. Podobno był okrutnym i obłudnym mężczyzną,
który nie szanował nikogo. Nawet własnej rodziny.
Po dłuższym czasie i coraz większej
ilości wypitego alkoholu, rozmowa stała się coraz bardziej szczera. Hermiona
dowiedziała się paru faktów z jego życia, a on z jej. Nie wiedzieli, że
rozmawiali tak długo. Po trzeciej w nocy już leżeli oparci o siebie i śmiali
się do rozpuku. Ich największym problemem w tej chwili było to, czy przypadkiem
nie pobudzą rodziców dziewczyny.
Na tej jednej nocy się nie skończyło.
Draco na prośbę państwa Granger został aż do zakończenia przerwy świątecznej.
Hermionie wcale to nie przeszkadzało, gdyż zapomniała o całej niechęci do
niego. Draco wydawał się inny niż w szkole. Był zabawny, otwarty, miły i
kochany. Wiele razy w ciągu dnia pokazywał jak uroczy potrafi być. Nigdy nie
widziała aby zachowywał się tak do kogokolwiek, a szczególne do niej. Podobało
jej się to. Czasami aż za bardzo. Czuła, że powoli jej uczucia względem niego
kierują się na inny tor.
-Nigdy nie chwaliłaś się swoją ksywą.
–zaśmiał się wrednie pewnego wieczora.
-O jaką ksywę ci chodzi?
-O Dzwoneczka. –ponownie się zaśmiał,
za co dostał z poduszki po głowie od zawstydzonej szatynki.
-Tylko tata tak do mnie mówi.
–burknęła.
-Już dobrze… Dzwoneczku.
Gdy otworzyła usta aby na niego
nakrzyczeć, zrobił coś, czego się nie spodziewała. Pocałował ją. Wziął w dłonie
jej twarz i zaczął całować tak, że ona ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu zaczęła
oddawać pieszczotę. Wpijał się w jej usta z czułością i delikatnością, przygryzał
dolną wargę, a po chwili pieścił ją językiem. Jasne, całowała się już kiedyś,
ale nigdy nie TAK. I nigdy by nie pomyślała, że zrobi to z NIM.
Następne dni wydawały jej się tylko
piękniejsze. Czuła, że ten wredny Ślizgon coś zaczyna dla niej znaczyć.
Obdarzał ją słodkimi pocałunkami bez okazji, przytulał, trzymał za rękę, gdy
wychodzili na spacer. Zachowywał się jak zwykły, mugolski chłopak, który
potrafił urządzić bitwę na śnieżki, tarzać się po śniegu przy okazji obsypując
całusami, nosić na baranach, gdy tylko ona była zmęczona, a wieczorem siadywać
z nią przed kominkiem z kubkiem gorącego kakao. Myślała, że znajduje się w
pięknej bajce, w której zakochuje się w przystojnym księciu. Ale jak to czasem
w bajkach bywa, miłość musi się zakończyć. W dzień wyjazdu do Hogwartu zeszła
na dół już spakowana i zdziwiła się nie ujrzawszy gotowego blondyna.
-Draco jeszcze śpi? –zapytała rodziców.
-Nie, wyszedł już wcześniej. Nie mówił
ci? Może nie chciał cię budzić.
-Tak… może. –odpowiedziała, lecz czuła,
że chodzi o coś zupełnie innego. O coś, na czego samą myśl robiło jej się
przykro.
~~*~~
W podróży do szkoły, siedząc w
przedziale z Harrym, Ronem i Ginny, odpływała w swoje myśli. Mogła się
domyślać, że tak będzie. Było pięknie, gdy on potrzebował pomocy. Teraz
wszystko miało wrócić do normy. Jej nieprzyjemne rozmyślania przerwało
wkroczenie ich obiektu przemyśleń do przedziału. Serce jej zaczęło przyspieszać
na jego widok. Spojrzała na niego, ale on nawet przez chwilę nie zerknął w jej
stronę. Zabolało ją to.
-No proszę. Bliznowaty, Wiewióry i…
kujonka znowu razem. Jak tam święta? A zresztą nie mówicie i tak mnie to nie
obchodzi. –powiedział szyderczo.
-To po co tu przylazłeś, Malfoy?
–warknął Ron.
-Popatrzeć na wasze stadko. –uśmiechnął
się cynicznie i wyszedł z przedziału, rzucając przelotne spojrzenie na
Hermionę, której łzy zaczęły gromadzić się w oczach.
Gryfonka podejrzewała, że właśnie tak
będą wyglądały teraz ich relacje. Cierpiała bardzo z tego powodu, gdyż przez
taki krótki okres czasu mogła coś do niego poczuć. Mówicie, że nazywał ją
szlamą? Gnębił? Czasami miłość może przebaczać wszelakie krzywdy. I tak było w
tym przypadku.
Przez miesiąc śmiech nie gościł już na
jej uśmiech tak często jak kiedyś. Przyjaciele zaczęli martwić się jej stanem.
Nie wiedzieli co jest przyczyną takiego zachowania Hermiony. Nie chciała
rozmawiać, spotykać się. Snuła się i zostawała w swoim świecie.
Pewnego wieczora, wchodząc do swojego
dormitorium zauważyła karteczkę leżącą na łóżku. Wzięła ją do ręki i odczytała,
a po chwili na jej usta wkroczył szeroki uśmiech, a łzy zalśniły jej w oczach.
Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
„Granger, ja próbowałem! Chciałem
zapomnieć o Tobie! Ale wiem już, że nie dam rady. Proszę, wybacz mi! Umówisz
się ze mną, Dzwoneczku?”
Nie było podpisu, ale ona doskonale
wiedziała od kogo ta wiadomość. Wybiegła niczym struś pędziwiatr, przeciskając
się przez portret Grubej Damy i wpadając dosłownie w kogoś ramiona. Tym kimś
okazał się być Ślizgon, do którego właśnie biegła. Chciała przecież oznajmić
mu, że też nie może o nim zapomnieć, a zapytała tylko głupio:
-Co tutaj robisz?
-Przyszedłem zapytać osobiście o
odpowiedź, ale sądząc po twojej szybkości, chyba kierowałaś się do mnie.
–uśmiechnął się łobuzersko, na co zaświeciły jej oczy. Nie odpowiedziała. Wpiła
się w jego usta zachłannie, zarzucając mu ręce na szyję. Ślizgon mruknął z
radością mocniej ją do siebie przyciągając. W przerwie między pocałunkami,
zdążył tylko wyszeptać:
-To chyba oznacza, że zgadzasz się na
randkę.
Jako odpowiedź ponownie zatopiła się w
jego ustach. Ustach, które tak naprawdę dostała już w świątecznym prezencie.
______________________________________________________
Dooobra, a skoro skończyliście
czytać, to Was trochę zanudzę, bo lubię. :*
Chciałabym Wam życzyć, kochani:
*wesołych, pogodnych, rodzinnych
świąt. Może ktoś z Was wyjeżdża, więc w takim przypadku jeszcze udanych!
*Najważniejsze to zdrówka!
*Żeby Mikołaj Was odwiedził, bo
nie wątpię, że każdy z Was był grzeczny (dobra, dobra, te parę zboczuchów o
których myślę. –wiem, że się domyślacie jeżeli to czytacie, niech się boi, mam
kontakty u Mikołaja!)
*Smaczności, ale żeby nie
tuczyły. J (chyba, że ktoś ma zamiar przytyć, to wtedy niech te
świąteczne potrawy mają z milion kalorii!)
I jeszcze… (wiecie co? Mimo, że
tyle piszę, to z życzeniami sobie nie radzę xD)
*Ooo! Spełnienia najskrytszych
marzeń,
* przede wszystkim prawdziwych
przyjaciół i miłości, bo bez nich w życiu będzie ciężko…
Dobra, przejdźmy do
najważniejszych:
*dużo czasu, żebyście mogli
czytać ile wlezie. :D
*weny dla autorek! ♥
*a na koniec jeszcze dodam
żebyście się nie zmieniali, bo jesteście najcudowniejsi!
WESOŁYCH ŚWIĄT! :*
Wasza Ayaka. ♥
Wasza Ayaka. ♥
(Noo… Jakoś wybrnęłam! :D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz