Przemierzaliśmy
z Harrym i Ronem szkolne korytarze, dusząc się ze śmiechu. Dlaczego?
Kierowaliśmy się właśnie do Wielkiej Sali na przerwę obiadową, ku ogromnej uciesze Rona,
którego głośne burczenie brzucha słychać było aż na błoniach. Mój przyjaciel
myślał o obiedzie już wtedy, gdy wstał rano od stołu Gryffindoru, kończąc
śniadanie. To było u niego normalne. Wiecznie głodny, marzący tylko o tym, aby
coś przegryźć. Nie przejmował się kompletnie śmiechom Harry’ego i moim
niedowierzającym kręceniu głową.
-Och, Ron.
Ile można jeść?! –zapytałam rozbawiona. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym
co najmniej powiedziała coś obraźliwego.
-Dużo,
Hermiono. To mój sens życia!
Jego
rozanielona mina i czuły głos wywołały u nas kolejną falę śmiechu. Uwielbiałam
w nim ten dystans do siebie, choć kiedyś miał go bardzo mało. Tak, Ronald stał
się prawdziwym mężczyzną. Posłaliśmy sobie z Harrym znaczące spojrzenie, by po
chwili roześmiać się pod nosem.
Przechodziliśmy właśnie obok posągu
jednookiej wiedźmy, gdy poczułam jak coś zimnego muska moją dłoń. Automatycznie
się wzdrygnęłam i pisnęłam. Chłopaki jak na zawołanie odwrócili się w moją
stronę zaniepokojeni.
-Co jest, Hermiono? Stało się coś?
–zapytał przejęty Harry.
Kątem oka mignęło mi coś ciemnego zza
posągu. Zmarszczyłam lekko brwi, a po chwili uśmiechnęłam się do przyjaciela
uspakajająco.
-Nie, nie. Przypomniało mi się coś.
Zaraz do was dołączę, chciałam coś sprawdzić w… bibliotece. –powiedziałam szybko i zauważyłam jak chłopcy
rzucają sobie znaczące spojrzenia. Wiedziałam, że to zadziałało. Gdzie indziej
mogłabym pójść, prawda?
Poczekałam chwilę aż się oddalą.
Jeszcze nie zniknęli za rogiem, a poczułam jak chłodna dłoń chwyta mnie za
nadgarstek i wciąga za posąg. Nawet nie musiałam patrzeć na to kto tam stoi.
Automatycznie poczułam znajomy zapach perfum i miękkie usta na swoich wargach.
Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy wplotłam palce w blond kosmyki
Dracona Malfoya. Przyciągnął mnie bliżej siebie, powodując jeszcze większe fale
emocji, które zalewały moje ciało. Och, uwielbiałam jego dotyk. Czułam jak
rozpływam się z każdym namiętnym, pełnym miłości pocałunkiem.
-Tęskniłem. –wymruczał mi wprost do
ucha, a już po chwili przeszedł rozgrzanymi ustami na moją szyję. Wiedziałam,
że jeżeli go w tej chwili nie powstrzymam, to już nie będę potrafiła tego
zrobić. Uwielbiałam ten dreszczyk zakazanych emocji, gdy spotykaliśmy się przed
wścibskimi spojrzeniami wszystkich uczniów i nauczycieli tej szkoły. Tak bardzo
mnie to wszystko rozgrzewało, miałam wrażenie, że po prostu w tej chwili mogłaby
się zrobić ze mnie mokra plama na podłodze.
Zanim wszystko zaszło krok dalej,
położyłam dłonie na jego torsie i odepchnęłam go od siebie zdecydowanym ruchem.
Nie wyglądał na zadowolonego. Zmarszczył zabawnie brwi i zrobił zezłoszczoną
minę. Jego zawsze ułożone włosy w tym momencie były porozrzucane, co było
oczywiście moją zasługą. Uśmiechnęłam się kpiąco. Wyglądał tak cholernie
niegrzecznie i pociągająco, a zarazem uroczo. Mogłabym wiecznie pochłaniać jego
widok, błądzić rękoma po ciele, a także twarzy, na której znajdował się
seksowny lekki zarost. Był ideałem. Jego chłodne, stalowe oczy w tej chwili
wpatrywały się we mnie ze zniecierpliwieniem.
-Draco, nie przy ludziach, przecież cię
prosiłam.
-Ale tutaj nikogo nie ma. –powiedział z
łobuzerskim uśmiechem i ponownie wziął mnie w ramiona. Kolejny raz złączył
swoje usta z moimi, ale ja się odsunęłam i zagryzłam wargę. Bardzo dużo mnie to
kosztowało, ale musiałam to zrobić.
-A co jak Harry z Ronem tędy wrócą i
nas zauważą?
Widziałam jak przewrócił oczami i
spojrzał na mnie z lekką złością.
-Kiedy zamierzasz im powiedzieć?
Powiedziałaś, że to zrobisz.
Ponownie zagryzłam wargę i spojrzałam
na niego przepraszająco.
-Przepraszam, Draco. To jest dla mnie
trudne. Dobrze wiesz, że zależy mi na nich, a oni cię nie zaakceptują.
Potrzebuję czasu, aby ich do tego przygotować. Musisz czekać.
-Już nie chcę czekać, Granger. Mam dość
ukrywania się, rozumiesz?
-Wiem. Zrobię to jak najszybciej.
Draco złagodniał widząc moją zbolałą
minę. Westchnął ciężko, ale przygarnął mnie w swoje ramiona mocno przytulając.
Od razu poczułam jak moje spięte mięśnie się rozluźniają. Tak, jego umięśnione
ciało potrafiło mnie uspokoić jak nic innego.
Pewnie zastanawiacie się jak to się
stało, że jesteśmy razem?
Otóż odpowiedź jest… dość prosta, a
zarazem skomplikowana. Zaraz Wam wszystko wytłumaczę…
Zaczęło się od tego, że po meczu
Quidditcha Ślizgoni oczywiście przegrali z Gryfonami. Jakżeby inaczej!
Zmierzałam zadowolona na boisko pogratulować swoim przyjaciołom, gdy drogę
zastąpił mi wychodzący z niego Malfoy. Jego cała drużyna dawno opuściła ze złością
murawę, ale on jako kapitan nie mógł się pozbierać. Widziałam, że był wściekły
i załamany. Dla niego ta bezsensowna gra była bardzo ważna. Zresztą dla
większości mężczyzn.
Chciałam go po prostu ominąć bez słowa,
ale spojrzał na mnie szarymi oczami przepełnionymi bólem. Przez chwilę
zaniemówiłam, a on szybko doprowadził się do porządku. Nie chciał pokazywać
swoich emocji i uczuć publicznie. A już na pewno nie przede mną.
Byłam przygotowana na wyzwiska pod moim
adresem, ale nic takiego się nie wydarzyło, choć przybrał na twarz wściekłą
minę. Nie bałam się go, o nie. To był tylko tchórzofretka Malfoy. Miałam
gorszych przeciwników od niego.
Ślizgon odchrząknął zdając sobie
sprawę, że stoimy tutaj zdecydowanie za długo i już chciał mnie minąć bez
słowa, gdy wypaliłam do niego:
-Dobrze grałeś, Malfoy. Gratuluję.
Nie spojrzałam na niego, tylko ruszyłam
przed siebie. Mogłam sobie tylko wyobrażać jego zaskoczoną minę, a może nawet
lekko zadowoloną. W każdym razie moje serce zabiło z niewiadomych przyczyn mocniej
od tego czasu spostrzegając go inaczej.
Następne dni, miesiące nie wydawały się
różnić od poprzednich. Ciągle w swoim kierunku posyłaliśmy wyzwiska, wzajemnie
się obrażając, ciągle rzucaliśmy sobie mordercze spojrzenia. To nigdy miało nie
wyjść z nawyku, a ta dziwna chwila przed boiskiem miała odejść w zapomnienie.
Jedyną różnicą było to, że coraz częściej przyłapywałam się na tym, że na niego
zerkam. Uczyłam się jego nawyków, nie potrafiłam oderwać wzroku od
hipnotyzującego uśmiechu, a najdziwniejsze było to, że nasz wzrok co chwilę się
spotykał. Wtedy czułam jak moje wnętrzności skaczą, jakby chciały wydostać się
na zewnątrz.
Na tym wszystko miało poprzestać, ale
pewnego wieczora siedząc w bibliotece usłyszałam zmysłowy szept przy swoim
uchu. Moje ciało pokryły niebezpieczne dreszcze. Z zaskoczeniem i lekkim
przerażeniem odkryłam, że stał za mną Malfoy z przyklejonym do twarzy drwiącym
uśmiechem.
-„Jak
uwarzyć najznakomitsze eliksiry naszego stulecia”. Oczywiście, wkuwasz. Nic
nowego.
Wpatrywałam się w niego z szokiem
wymalowanym na twarzy. Draco Malfoy w bibliotece. Draco Malfoy odzywający się
do mnie. Draco Malfoy… przysiadający się naprzeciwko mnie?!
-Co jest, kujonko? Przestraszyłaś się?
-Czego chcesz? –zapytałam chłodno,
próbując się otrząsnąć. Jego widok tutaj i to, że ze mną rozmawia było co
najmniej niepokojące i przerażające.
-Uważaj bo ci powiem, Granger.
Biblioteka jest miejscem dla każdego, nie wiesz?
-Tak, ale masz tyle miejsca, że nie
musisz zanieczyszczać mi powietrza swoją jakże cudowną obecnością.
–odpowiedziałam drwiąco.
-Od zanieczyszczania powietrza jest
tutaj chyba ktoś inny. –warknął, a ja zmierzyłam go spojrzeniem. Nie miałam
zamiaru wdawać się w dyskusję z tym tępakiem, więc po prostu go zignorowałam
ponownie pochłaniając się w lekturze.
-Mnie się nie ignoruje, Granger.
–wysyczał ze złością, ale po chwili się opanował. –O czym czytasz?
Nie czekając na moją odpowiedź wyrwał
mi książkę z dłoni. Byłam w zbyt ogromnym szoku żeby zareagować. Godryku, co
tutaj się wyprawia?!
Malfoy nie zwracając na mnie uwagi
zmarszczył brwi wpatrując się w książkę.
-Eliksir księżycowy? Co chcesz o tym
wiedzieć? –spojrzał na pergamin, na którym miałam zapisywane notatki. –Naprawdę
nie wiesz kiedy się go sporządza? Chyba każdy tępak wie, że o pełni księżyca.
Z kolejnym zaskoczeniem spojrzałam na
niego. Skąd Malfoy wiedział takie rzeczy? Ten eliksir nie był przerabiany na
zajęciach.
-Nie w każdą, jakbyś chciał wiedzieć.
–syknęłam wyrywając książkę z jego ręki, na co ten uśmiechnął się z widoczną drwiną.
Widział, że jestem zaskoczona jego wiedzą.
-Oczywiście, że nie. Ale w naszym
klimacie owszem.
-Och, gratuluję, Malfoy. To ty wiesz w
jakim klimacie żyjemy? –zapytałam kpiąco.
Nie mogłam dać po sobie poznać, że zrobił na mnie wrażenie. Wiedział
rzeczy, których nawet ja nie wiedziałam. Czasami nawet Malfoy mógł zabłysnąć
inteligencją.
-Nie bądź głupia, Granger. –uśmiechnął
się delikatnie, ale ja i tak widziałam w jego oczach rozbawione ogniki. –Oczywiście, że w okołobiegunowym.
Prychnęłam. Jednak był tępakiem.
Myślałam, że to był koniec jakże
ciekawej i stresującej rozmowy, ale Ślizgon nie odpuścił. Nie zdawałam sobie
nawet sprawy, kiedy wdaliśmy się w błyskotliwą dyskusję na temat pewnych
eliksirów. Naprawdę miał o nich wiedzę. Jego wypowiedzi często były wypowiadane
kpiąco, ale musiałam przyznać, że rozmawiało się z nim bardzo swobodnie.
Zapewne śmiał się z mojego zdezorientowania w oczach. Nawet nie wiedziałam, że
jest tak późno. Pani Pince wyrzuciła nas z biblioteki i dopiero wtedy sobie to
uświadomiłam.
Byłam przerażona. Myślałam o tym, że
miło spędziłam wieczór z MALFOYEM. Na dodatek szedł ze mną w stronę siódmego
piętra, a wciąż rozmawialiśmy na temat eliksirów. To była po prostu jakaś
Apokalipsa. Chory sen. Jutro się zbudzę i będzie wszystko tak, jak być powinno.
Tak jak myślałam, tak też było. Malfoy
nie zachowywał się w stosunku do mnie jakoś inaczej. Był tak samo irytujący,
wredny i złośliwy. Nie pokazywał, że między nami zawarła się jakaś nić
porozumienia.
Od czasu do czasu jednak przysiadał się
do mnie późnym wieczorem w bibliotece rozmawiając na różne tematy, a czasem
nawet milcząc. Nie wiedziałam o co mu chodzi. To było dziwne. Moje myśli nie
potrafiły tego racjonalnie wytłumaczyć.
Przez następne tygodnie nie widywaliśmy
się już, co mimo wszystko mnie lekko zasmuciło. Nie wiedziałam dlaczego. Coraz
bardziej zaczęłam się interesować jego osobą. Był bardzo skryty, a dodatkowo
jeszcze przestał mnie wyzywać na przerwach, gdy tylko miał okazję.
*
Przechodziliśmy właśnie z Harrym i
Ronem przez korytarz, a ja dostrzegłam go już z daleka. Szedł ze swoją świtą,
prawie nigdy go nie odstępującą. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko rzucił
pogardliwe spojrzenie chłopakom. Jakbym nie istniała. Przeszedł jednak obok
mnie, muskając swoim ramieniem moje ramię. Przez całe moje ciało przeszły mimowolne prądy.
Jeszcze większe emocje mną ogarnęły, gdy poczułam jak w moją dłoń wsuwa się
jakaś karteczka. Wiedziałam, że to od niego. Moje serce zaczęło skakać i
chciałam jak najszybciej się dowiedzieć co jest na niej napisane.
Gdy tylko zostałam sama, z przejęciem
otworzyłam karteczkę. Moje serce zaczęło wręcz drżeć, gdy przeczytałam tekst
napisany eleganckim, pochyłym pismem.
„Spotkajmy się tam, gdzie się zawsze
rozstajemy. O tej godzinie co zawsze. D.”
Wiedziałam, że to co robię może i nie
jest poprawne, ale poszłam na to spotkanie. Malfoy stał oparty o barierkę
schodów i wyglądał… och, bosko. Zawsze uważałam, że jest przystojny, ale
ostatnimi czasy wpływał na mnie jeszcze gwałtowniej.
-Czego chciałeś? –zapytałam na pozór
chłodno. Nie chciałam pokazać jak bardzo cieszy mnie to spotkanie.
Wtedy on spojrzał na mnie szarymi
oczami i uśmiechnął się łobuzersko.
-Przejdźmy się.
Od tamtej chwili zaczęłam tracić dla
niego głowę. Spotykaliśmy się co wieczór po kryjomu na spacery. Rozmawialiśmy
wiele ze sobą, mieliśmy bardzo dużo wspólnych tematów. Próbowałam do siebie nie
dopuszczać myśli, że się mogę zakochać, ale wszystko przepadło, gdy mnie
pocałował po raz pierwszy. Był czuły i delikatny. Jego pieszczoty były tak
intensywne, że nie potrafiłam im się nie poddać.
Z każdym spotkaniem coraz bardziej się
cieszyłam na jego widok. Wszystko było jak w najpiękniejszym śnie. Najgorsze
było jednak to, że… się ukrywaliśmy.
Potrafiliśmy na pokaz się wyzywać, co
na początku było bardzo bolesne, a później już tylko zabawne, by w chwili gdy
zostaliśmy sami wpadać w swoje ramiona z ogromną namiętnością.
Tak właśnie się stało, że w tej chwili
jesteśmy ze sobą szczęśliwi, lecz nadal zakazani.
-Będziesz jutro na meczu? –złapał mnie
za rękę zanim zdążyłam wyjść zza posągu.
-Oczywiście. Gryffindor gra ze
Slytherinem.
-Komu kibicujesz? –wymruczał
przybliżając się do mnie. Godryku, dlaczego do teraz jego obecność tak na mnie
wpływa?!
-Oczywiście, że Gryffindorowi. –powiedziałam
twardo i uśmiechnęłam się triumfalnie widząc jego minę.
-A zrobisz coś dla mnie? –zapytał
zmysłowo całując mnie w szyję.
-C-co takiego? –wydukałam niepewnie.
-Skoro chcesz im kibicować, to kibicuj.
Ale kibicuj też mi. Założysz moją koszulkę?
Wiedziałam, że mu na tym zależy. Mimo
wszystko byłam rozdarta. Między Gryffindorem a nim. Sama nie wiedziałam komu
mam kibicować. Przytaknęłam niepewnie głową, a on znowu złożył czuły pocałunek
na moich wargach.
Następnego dnia stałam przed lustrem
ubrana w za dużą koszulkę Dracona z napisem na plecach „MALFOY”. Podobało mi
się to. Uwielbiałam jego pachnące nim ubrania. Wiedziałam też, że on również
ubóstwia mnie w swoich koszulkach. Uśmiechnęłam się pod nosem i zarzuciłam na
siebie szaty Gryffindoru.
Na trybunach siedziałam obok Ginny i
Luny w szaliku Gryffindoru i flagą. Gdy jednak na boisko wyszły obie drużyny, a
Draco spojrzał na mnie, odsłoniłam się lekko żeby pokazać godło Slytherinu.
Nawet z daleka zauważyłam jego uśmiech zadowolenia i iskierki w oczach.
Mecz się zaczął, a ja mimo iż
kibicowałam gorąco Gryffindorowi, to nie mogłam oderwać wzroku od Draco. Był
wspaniałym graczem. Dorównywał talentem Harry’emu. Zwinnie robił uniki,
uwielbiał się popisywać, co jego fanki komentowały wzdychaniem i piszczeniem.
Na miotle czuł się jak ryba w wodzie. Latanie było jego pasją, kochał to co
robi, a ja uwielbiałam go obserwować.
Był dzisiaj niesamowicie pewien
wygranej. Gdy przelatywał blisko mnie, to puszczał mi oczka albo wysyłał
buziaki. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważa tego, jak się rumienię.
Nie wiem czy to koszulka, którą miałam
na sobie przyniosła mu szczęście czy coś innego, ale Slytherin wygrał. Gryfoni
zaczęli przeklinać i wyzywać, ale to Draco Malfoy chwycił zgrabnie znicz, co
wywołało wśród zielono srebrnych ogromne wiwaty.
Ja również zaklaskałam i posłałam mu
wesoły uśmiech, gdy jego oczy skrzyżowały się z moimi. Draco nie poleciał na
ziemię za resztą drużyny, tylko w moją stronę. Czułam jak krew odpływa mi z
twarzy, ale widziałam jego zadowolenie na ustach. Zatrzymał się w powietrzu
przede mną i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Widziałam jak wszyscy na nas
patrzyli. Z ciekawością, szokiem i złością.
Kątem oka spojrzałam na Harry’ego i
Rona, którzy patrzyli na mnie w oczekiwaniu. Wtedy spojrzałam ponownie na
ukochanego. Nie zawahałam się już, tylko przyjęłam jego dłoń, co on skwitował
wypuszczeniem z ulgą powietrza. Wciągnął mnie do siebie na miotłę i objął
delikatnie.
-Zabawa się dopiero teraz zaczyna.
–szepnął.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale
jednym ruchem ściągnął ze mnie szatę pokazując koszulkę, na której było
napisane jego nazwisko.
-Granger i ja się ze sobą spotykamy.
–powiedział głośno, a ja jęknęłam. Draco na potwierdzenie swoich słów
przeskoczył na miotle tak, że teraz znajdował się naprzeciwko mojej twarzy.
Byłam wściekła, że mnie nie uprzedził. On jednak się tym nie przejął, tylko
wpił się w moje usta. A ja? Nie potrafiłam mu odmówić.
*
-Do teraz dziwię się, że nie zabiłam
cię za tą akcję. –powiedziałam do swojego męża, siedząc na ławce w ogrodzie i
uśmiechając się do naszych wnuków. Draconowi jak i mnie przybyło już lat, uroda
odeszła, ale nadal byliśmy razem.
-Dlatego właśnie cię pocałowałem. Żebyś
tego nie robiła. Mój urok osobisty zawsze działał. –odpowiedział mi, a dzieci
wybuchły śmiechem. Uwielbiały słuchać tej historii po miliony razy.
-Zawsze musiałeś robić coś przy
wszystkich. Draco Malfoy nie będący w centrum uwagi to byłoby coś okropnego.
–zironizowałam.
-Tyle razy na mnie krzyczałaś o to, a
przecież oświadczyłem ci się w inny sposób! –mruknął, a ja się roześmiałam.
-A jak, dziadku się oświadczyłeś babci?
-Och, siedzieliśmy na błoniach i wasza
babcia się uczyła, zresztą jak zawsze. Wiecie jak się wtedy nudziłem? To było
okropne. Jedynym plusem było to, że przynajmniej nie warczała i mogłem się do
niej przytulić. –szturchnęłam go łokciem z rozbawieniem. –Siedzieliśmy oparci o
drzewo. Znaczy ja siedziałem, a ona plecami oparta o moją klatkę piersiową. Uwielbiałem
ją obejmować, zresztą do dzisiaj uwielbiam. Nawet nie zauważyła kiedy
wyciągnąłem przed nią pudełeczko z pierścionkiem. Po chwili się spięła, a ja
już wiedziałem, że je widzi. Wtedy zapytałem się, czy uczyni mnie
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i za mnie wyjdzie.
-Zapytałeś? –prychnęłam. –Powiedziałeś:
„wyjdź za mnie, Granger”. Gdzie ty tutaj widzisz, przepraszam cię bardzo
pytanie albo taką uroczą formułkę jaką przed chwilą powiedziałeś?
Moje oczy się rozszerzyły, gdy mój mąż
ukląkł przede mną prawie ostatkami sił i chwycił moją już pomarszczoną dłoń.
-A teraz, Hermiono Malfoy? Czy uczynisz
mi ten zaszczyt byś ponownie mogła zostać moją żoną i uczyniła mnie jeszcze
szczęśliwszym człowiekiem niż jestem?
Pocałował mnie, a ja wiedziałam. Wiedziałam,
że nawet po tylu latach nie potrafię mu odmówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz