Ile lat już minęło odkąd wojna się
zakończyła? Ile czasu uleciało, gdy ludzie na powrót zaczęli żyć normalnie bez
strachu? Kiedy zaczęli układać sobie życie na nowo, nie zwracając uwagi na
różnice, które między nimi wynikały? Wojna zamiast oddalić –zbliżyła. Sprawiła,
że dwie zbłąkane dusze odnalazły się wśród kurzu i śmierci. Sprawiła, że
niektóre sprawy już nigdy nie miały być takie same.
-Nie mam zamiaru cię błagać, Hermiona! Mam
już tego dosyć! Nie chcę, abyś skoczyła w ogień, tylko tam ze mną poszła!
-Wybacz, ale to jeszcze gorsze niż ogień!
Chyba wolałabym się przytulić do jego ciepłych płomyczków, niż… pójść tam.
-Granger, do cholery!
-Nie ma mowy, Draco! Nigdy się na to nie
zgodzę! Nawet, gdybyś miał mi w tej chwili odrywać każdy paznokieć po kolei!
-Dlaczego musisz być taka uparta?! –sarknął
ze złością. –Nie możesz uciekać przed tym wiecznie!
-Owszem, mogę.
-Nie, nie możesz. Wiążąc się ze mną,
zdecydowałaś, że w końcu przyjdzie na to czas! Oni naprawdę chcą cię poznać! Od
długiego czasu czekają, aż przyprowadzę do domu swoją narzeczoną. Są tacy
podekscytowani.
Hermiona wręcz prychnęła i roześmiała się
panicznie.
-PODEKSCYTOWANI?! A wiedzą chociaż z kim się
spotykasz?!
-No… nie. –mruknął Draco niechętnie. –To ma
być taka… niespodzianka.
Były Ślizgon czekał na wybuch, którego
doczekał się dosłownie w ułamku następnej sekundy.
-NIESPODZIANKA, MÓWISZ?! TAK, NA PEWNO TRYSNĄ
SZCZĘŚCIEM, MIŁOŚCIĄ I ŻYCZĄ NAM SZYBKICH WNUKÓW!
-No, może nie tak wylewnie, ale… polubią cię.
–powiedział ostrożnie.
Hermiona spojrzała na niego z
niedowierzaniem.
-A którą literkę ze słowa „mugolak” mam ci
zaakcentować, żeby udowodnić, że jednak nie? –Draco przewrócił oczami. –A może
jednak wolisz ze słowa „szla..”
-Nie kończ. –warknął groźnie, a ona założyła
tylko obrażona ręce na piersi. Draco odetchnął i przyjrzał się jej, natychmiast
łagodniejąc.
-Nie daj się prosić, Herm. Wiesz, że mi na
tym zależy. Obiecuję, że jeżeli będą niemili, to po prostu wyjdziemy, dobrze?
Hermiona spojrzała na niego niechętnie, ale
już wiedziała, że nie będzie potrafiła odmówić. Ta jego łagodna, kochana
wersja, zawsze rozwiewała jej wściekłość. Westchnęła przeciągle i wiedząc, że
będzie tego żałowała, skinęła głową. Jedynym plusem tego wszystkiego było, że
Draco uśmiechnął się zadowolony z siebie i przyciągnął ją do swojej piersi,
namiętnie całując.
~~*~~
Hermiona chodziła po ich mieszkaniu cała
podenerwowana. Świadomość, że ma wrócić do TAMTEGO domu, poznać jego rodziców,
przyprawiała ją wręcz o mdłości. Była przerażona tym, jak zareagują, co powiedzą,
po prostu wszystkim. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nie jest ich wymarzonym
materiałem na przyszłą synową.
W dniu wizyty, snuła się jeszcze bardziej.
Wszystko jej wypadało z rąk, co chwilę się potykała, nerwowo zerkała na
zegarek. Nie chciała tego pokazywać przed swoim narzeczonym, ale on bardzo
szybko zorientował się o co chodzi.
-Wyglądasz cudownie. –wyszeptał jej do ucha,
gdy stała przed ogromnym lustrem w sypialni, mierząc krytycznym wzrokiem swoją
elegancką, długo wybieraną sukienkę.
-Nie prawda. Mam wrażenie, że mogła być
jednak czerwona albo czarna! A te włosy jak na złość nie chcą się dzisiaj
ułożyć! –zaczęła szarpać rękoma koka, ale Draco przytrzymał jej dłonie i umieścił
je na talii, ciągle trzymając swoimi, o wiele większymi.
-Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, a
ta sukienka bardzo mi się podoba. –przygryzł delikatnie płatek jej ucha.
Hermiona mimo wszystko zaczerwieniła się na
komplementy. Miała nadzieję, że Draco zwróci uwagę na sukienkę. Butelkowa
zieleń miała oznaczać przynależność i akceptację jego byłego domu.
-Już czas, chodźmy. Wszystko będzie dobrze.
–dodał, gdy zobaczył w lustrze jej przerażoną minę.
~~*~~
Stanęli przed potężnymi drzwiami dworu
Malfoyów. Hermiona zadrżała, przypominając sobie okrutne chwile, które tutaj
przeżyła. Draco objął ją w talii i ścisnął opiekuńczo. Nie była tutaj sama.
Miała jego, a on jej zawsze pomoże.
Załomotał w drzwi ozdobną klamką i poczekał,
aż drzwi się otworzą, a w nich stanie jeden ze skrzatów, które służyły w jego
domu.
-Paniczu Malfoy. –ukłonił się. –Rodzice
czekają na panicza i jego śliczną narzeczoną. Proszę za mną.
Hermiona zacisnęła usta, nie chcąc już na
wstępie zrobić wtopy i zapytać, czy dostaje wynagrodzenie za swoją pracę.
Podążyła więc bez słowa wraz ze swoim narzeczonym do przestronnego salonu,
który bardzo dobrze pamiętała.
W pomieszczeniu czekali na nich rodzice
Dracona. Stali obok siebie z uśmiechami na twarzy z widoczną niecierpliwością.
Na ich widok jednak uśmiechy zrzedły, a na usta wkradł się grymas
niedowierzania i zaskoczenia.
-Ojcze, matko, chciałbym wam przedstawić moją
narzeczoną, Hermionę Granger. –powiedział pewnie Draco, a Hermiona nieśmiało
mruknęła powitanie.
Lucjusz Malfoy wybałuszył oczy i zakrztusił
się pitym winem, które popił w momencie ich wejścia do pokoju. Narcyza jednak
zachowała w sobie klasę i przywołała na usta uprzejmy uśmiech. Podeszła do
nich, ucałowała syna w policzki i uścisnęła dłoń Hermiony.
-Miło cię w końcu poznać, Hermiono. Draco
dużo opowiadał o swojej tajemniczej narzeczonej i muszę przyznać, że nie
przesadzał z urodą.
-Dz-dziękuję. –wyjąkała zawstydzona. –Mnie
również miło państwa poznać.
Wszyscy spojrzeli na Lucjusza, ale mężczyzna
nie wykonał w ich kierunku żadnego ruchu. Stał w miejscu, jakby walcząc sam ze
sobą.
-Proszę, siadajcie. –matka Dracona wskazała
na krzesła przy długim, elegancko wystrojonym stole, bogatym w złote zastawy i
pełne półmiski. Hermiona była pod wrażeniem bogactw tego miejsca. Wytrzeszczyła oczy,
gdy jeden ze skrzatów nalał do jej kieliszka wysadzanego diamentami, tak,
prawdziwymi diamentami, wina.
Gdy już rozsiedli się wygodnie, Draco położył
ramię na oparciu krzesła Hermiony, próbując dodać jej otuchy. Wiedział, że jak
na razie jest bardzo spięta, czemu jej się wcale nie dziwił.
Przez pierwsze minuty trwała niezręczna
cisza. Zaczęli jeść, zachęceni uśmiechem pani domu. Hermiona czuła na sobie
czujne spojrzenie Lucjusza, które śledziło z uwagą każdy jej najdrobniejszy
ruch. Zapewne oczekiwał potknięcia, jakiegoś nieodpowiedniego dopasowania sztućców
lub niechlujstwa. Nie wiadomo czy się zawiódł, czy był pod wielkim wrażeniem,
ale Hermiona zachowywała się jak najprawdziwsza dama. Uczęszczanie na zajęcia z
mugoloznastwa się opłaciło. To tam nauczyła się dworskiej etykiety, którą teraz
używała bez najmniejszego problemu.
Po skończonym posiłku, przenieśli się do
mniejszego stolika, gdzie skrzaty przyniosły deser.
-Hermiono, masz doprawdy piękną suknię.
–powiedziała z uznaniem Narcyza. –Zaskoczył mnie ten kolor. Byłaś w
Gryffindorze, prawda?
Hermiona kątem oka widziała, jak Draco
uśmiecha się pod nosem.
-Zgadza się, jednak tą suknią chciałam…
dopasować się do Dracona.
-Och, udało ci się idealnie. Dopasowałaś się
do naszego rodu, a także iście ślizgońskiego charakteru Draco.
Lucjusz prychnął pod nosem, ale nie
powiedział nic złośliwego, tylko zlustrował ją spojrzeniem.
-Wybaczcie za pytanie, ale jak zaczęliście
się ze sobą spotykać? Nie chcę cię urazić, Hermiono, ale z tego co pamiętam…
nie przyjaźniliście się z sobą.
-Och, to prawda. To trochę zabawne. –Hermiona
uśmiechnęła się pod nosem. –Trwała Bitwa o Hogwart. Walczyłam na czwartym
piętrze z jakimś śmierciożercą, który zrzucił na mnie stertę kamieni. Myślał,
że zabił mnie tym, więc uciekł. Ja jednak walczyłam, zaklinowana pod nimi.
Draco wyciągnął mnie spod nich. Byłam zaskoczona, że to zrobił. Skinęłam mu
tylko głową i pobiegłam przed siebie, bez żadnego słowa. Po chwili poczułam jak
obok mnie pada martwe ciało pająka, który polował na mnie. Odwróciłam się w
kierunku mojego wybawcy, orientując się, że uratował mnie po raz drugi. Draco
podszedł do mnie i powiedział, że jestem mu coś winna za podwójny ratunek.
Znałam go, więc zgodziłam się z tym niechętnie i zapytałam czego chce w zamian.
Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Powiedział, że jak skończymy tą wojnę, to
mam się z nim umówić na kawę. Byłam w szoku, ale się zgodziłam. Myślałam, że
żartował, ale po paru tygodniach po zakończeniu wojny, pojawił się w moich
drzwiach.
Szatynka zakończyła opowieść i uśmiechnęła
się do ukochanego czule. Narcyza widząc to, również się uśmiechnęła.
-Przepraszam, czy mogłabym skorzystać z
łazienki? –zapytała uprzejmie była Gryfonka.
-Tak, oczywiście. Draco, wskażesz Hermionie
drogę?
-Oczywiście. Chodź. –podał jej dłoń, którą
chwyciła i wyprowadził ją z salonu, prowadząc przez labirynt korytarzy.
-Jak myślisz? Zrobiłam dobre wrażenie?
–zapytała nieśmiało.
-Najlepsze. –pocałował ją namiętnie, nie
pozwalając się odsunąć. Był taki szczęśliwy, że wszystko szło po jego myśli. No
cóż, prawie wszystko.
-Nie tutaj. –syknęła. –Wracaj do rodziców,
zaraz dołączę.
-Nie poczekać na ciebie?
-Nie, nie trzeba. Trafię.
Weszła do wskazanego pomieszczenia i
oniemiała. Czy cały ten dom był tak bogato urządzony? Nawet kafelki na ścianie
promieniowały elegancją i… bogatą skrzynką w Banku Gringotta.
Wracając, usłyszała podniesiony głos swojego
narzeczonego. Stanęła ostrożnie za drzwiami, aby nikt jej nie zauważył i
zaczęła nasłuchiwać.
-Ta dziewczyna, panna Granger… -rozpoznała
głos Lucjusza. –Ona nie jest dla ciebie odpowiednia.
-Dlaczego? Dlatego, że nie posiada
arystokratycznego pochodzenia? Bo nie jest czarownicą czystej krwi? Myślałem,
ojcze, że odkąd Czarny Pan umarł, w końcu zacząłeś doceniać innych ludzi.
-Ta dziewczyna była przez nas torturowana!
Wycierpiała przez naszą rodzinę tyle, a nadal chce być twoją narzeczoną?!
Podejrzane…
-Bo jest dobrą osobą. Osobą, która mnie
kocha. Jeżeli usłyszę jedno słowo, powtarzam, jedno słowo, które będzie w jej
stronę skierowane, aby ją obrazić, to po prostu stąd wyjdę, a ty nie będziesz
miał już syna.
Hermionie serce zabiło dwa razy mocniej.
Cieszyła się, że ceni ją tak wysoko i ufa jej, ale nie chciała sprawiać, żeby
Draco stracił z rodzicami kontakt. Weszła więc niepewnie do pomieszczenia i
usiadła jak gdyby nigdy nic, obok Dracona.
-Musimy już iść. –powiedział dość chłodno
Draco.
-Już? –zdziwiła się Narcyza i spojrzała
błagalnym spojrzeniem na męża.
-Tak, Hermiona jest bardzo szanowanym
Uzdrowicielem i gdy nie ma jej już na dyżurze dłużej niż powinna, to wszyscy
wariują. Nie dziwię się, najlepszy Uzdrowiciel magicznego świata.
-Zanim wyjdziecie, synu, może
potowarzyszyłbyś mi przy zapaleniu cygara?
Draco chciał zaprzeczyć, ale Hermiona
ścisnęła jego rękę i uśmiechnęła się delikatnie.
-Idź.
Mimo iż Malfoy junior zrobił krzywą minę, to
poszedł, a Hermiona została sam na sam z jego matką.
-Nie przejmuj się moim mężem, dziecko.
–powiedziała łagodnie Narcyza. –Lucjusz potrzebuje jeszcze trochę czasu. Ciężko
zmienić mu prawie całe życie.
-Rozumiem. Nic nie szkodzi. Dla mnie
najważniejsze jest, aby Draco miał z nim dobry kontakt.
Pani Malfoy uśmiechnęła się i zaczęła
prowadzić z przyszłą synową swobodną rozmowę. Polubiła to niewinne,
inteligentne dziecko i szczerze pożałowała, gdy mężczyźni wrócili, a jej syn
zabrał ją do domu.
~~*~~
Od obiadu w rezydencji Malfoyów minęło już
parę dni. Hermiona w między czasie nawet została poproszona o spotkanie z
Narcyzą i pomoc w wyborze sukni. Polubiła matkę Draco i wiedziała, że mogłaby
się do niej przywiązać.
W tej chwili jednak przebywała na ulicy
Pokątnej na zakupach. Weszła do apteki, aby uregulować część recept, o które
prosiły farmaceutki i stanęła jak wryta. Przed ladą stał Lucjusz Malfoy, który
nie wyglądał na zadowolonego.
-Przykro mi, panie Malfoy, ale nie mogę panu
sprzedać tego leku. Jest to bardzo mocna trucizna i osobom, które nie są do
tego upoważnione, nie możemy tego sprzedać. Przepraszam, ale pańskie pieniądze
tutaj nie pomogą.
-Czy nie można zrobić wyjątku?
-Proszę wybaczyć, ale nie. Takie są
zalecenia.
-W porządku. Poręczę za pana Malfoya i
wypiszę receptę. –Hermiona stanęła obok i uśmiechnęła się do farmaceutki.
-Pani doktor! Oczywiście, tak. Już podaję.
Lucjusz spojrzał na szatynkę zaskoczony, ale
po chwili szybko się zreflektował i pokłonił sztywno.
-Panno Granger. Dziękuję, nie było trzeba.
-Innego sposób nie było. Na przyszłość,
proszę mnie odwiedzić w gabinecie, a zobaczę co da się zrobić.
Malfoy senior odebrał swój lek i kłaniając
się jeszcze raz, wyszedł. Hermiona za to spojrzała na niego zamyślonym
wzrokiem, lecz już po chwili wróciła do swoich obowiązków.
-Dobra, zostało już tylko jedno. –spojrzała
na kartkę zakupów i wykrzywiła usta w grymasie. Jej zadaniem było kupić
Draconowi sprzęt miotlarski.
Wkroczyła niepewnie do markowego sklepu z
przyborami do quidditcha i rozejrzała się wokoło. W tym momencie naprawdę
żałowała, że Draco nie ma telefonu, bo kompletnie się na tym nie znała. Miała
kupić zestaw do pielęgnacji, ale było tyle różnych, do kilkudziesięciu modeli,
że aż załamała ręce.
-Może tym razem to ja jakoś mogę pomóc pani.
–obok niej, jak spod ziemi, wyrósł Lucjusz Malfoy z delikatnym… uśmiechem.
-Ja… och, czemu nie. Draco poprosił mnie abym
kupiła zestaw do jego miotły, ale kompletnie nie mam pojęcia jaki to.
Lucjusz kiwnął ze zrozumieniem głową i na
całe szczęście, znał się na tym. Szybko znalazł odpowiedni i już chciał go
kupić, gdy Hermiona go zatrzymała.
-Nie trzeba. Ja kupię.
Zaskoczyła go. Był prawie pewny, że przyjmie
prezent. Ta dziewczyna zadziwiała go coraz bardziej.
~~*~~
-Jestem w domu!
-W porządku. –Draco podszedł do niej, cmoknął
w usta i odebrał siatki. Gdy zobaczył, że sprzęt, który mu kupiła był wręcz
idealny, to aż popatrzył na nią z otwartymi ustami.
-Skąd wiedziałaś jaki potrzebuję?
-Spotkałam twojego ojca.
-Ojca? A skąd on tam się wziął?
-Nie wiem, chyba był na zakupach… poczekaj.
Odbiorę telefon. –Hermiona odebrała komórkę i rzuciła się na kanapę. –Cześć,
mamo.
Draco przewrócił oczami. To teraz będzie
przez godzinę gadała i niczego się nie dowie. Postanowił jednak cierpliwie poczekać. Przez pierwsze
minuty się niemiłosiernie nudził, ale po chwili mina jego ukochanej się
zmieniła, więc zaczął się uważnie przysłuchiwać.
-… dobrze, zapytam. Cześć, ucałuj tatę.
-odłączyła się i westchnęła.
-Co jest?
Hermiona popatrzyła na Dracona niepewnie.
-Mama prosiła, abyśmy zaprosili twoich
rodziców do nich na kolację. Chcą ich poznać.
Malfoy wytrzeszczył oczy niedowierzająco.
-Naprawdę? Jakoś nie mogę sobie tego
wyobrazić…
-Ja również. –kiwnęła głową. –Zapytasz ich o
to?
-Jasne, ale nie wiem, czy się na to zgodzą.
-Domyślam się. Można przecież zapytać, jak
się nie zgodzą to trudno.
~~*~~
-Mamo! Skończyłaś już?! Zaraz Draco i jego
rodzice tutaj będą!
-Nie gorączkuj się tak, kochanie!
-Mamo… nie obraź się, ale… -zawahała się.
–Jego rodzice mogą wydawać się dość… oschli. Proszę was, uważajcie na to, co
mówicie.
-Czy ty uważasz, że nie potrafimy się
zachować? –oburzyła się pani Granger.
-Ależ skąd, jesteście najlepsi, ale oni… och,
oni mają takie maniery arystokratyczne! To oni! –Hermiona podskoczyła na dźwięk
dzwonka i zbiegła na dół, gdzie jej ojciec otwierał już drzwi i wpuszczał gości
do środka.
-Witamy i zapraszamy dalej. Czy mogę wziąć
pani płaszcz?
Hermiona starała się nie przewrócić oczami na
zachowanie ojca, który jeszcze przed chwilą czytał o tym w Internecie.
Draco podszedł do niej i pocałował ją, a już
po chwili był ściskany przez mamę Hermiony.
–Nie trzeba było, syneczku! –powiedziała, gdy
Draco wręczył jej bukiet kwiatów.
-Dobrze wiem, mamo, jak bardzo lubisz kwiaty.
Chciałbym wam przedstawić moich rodziców.
Gdy czwórka rodziców podeszła do siebie,
dopiero można było zauważyć kontrast między nimi. Rodzice Hermiony mimo, że
elegancko ubrani, różnili się całkowicie od rodziców Dracona ubranych w drogie,
ozdobne szaty. Ich ubiór wręcz nie pasował do skromnego domku państwa Granger.
-Witam, jestem John, a to moja żona Jean.
-pan Malfoy (z oporem) ucałował dłoń matki Hermiony i uścisnął dłoń ojcu.
-Lucjusz Malfoy oraz Narcyza Malfoy.
Dziękujemy za zaproszenie do tego… pięknego domu. –powiedział uprzejmie i
wykrzywił wargi w uśmiechu.
-Zapraszamy do środka, zaraz podamy kolację.
Gdy wszyscy już usiedli, a mama Hermiony
doniosła ostatnie danie i zaprosiła do jedzenia, zapadała chwilowa cisza.
Hermiona spojrzała kątem oka na rodziców Dracona zawstydzona. Dom jej rodziców
nie był tak bogaty jak ich, a dań nie przynosiła służba. Poczuła delikatny
uścisk dłoni Draco, więc uśmiechnęła się do niego delikatnie.
-Narcyzo, Lucjuszu –zaczęła Jean, przerywając
ciszę. –Muszę wam pogratulować tak wspaniałego syna. Draco jest taki wychowany,
taki kochany i uroczy! Zdarta skóra z ciebie, Lucku, mogę tak do ciebie mówić?
-Mamo! –Hermiona syknęła przerażona.
Bezpośredniość matki była naprawdę zaskakująca. Sam pan Malfoy spojrzał na nią
zaskoczony i wcale nie wyglądał na to, aby
podobało mu się to zdrobnienie.
-Co? –zapytała rozbawiona Jean. –Przynajmniej
wiesz, że z latami nadal będzie przystojny.
Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię,
ale Lucjusz uśmiechnął się pod nosem.
-Dziękuję, dużo włożyliśmy wysiłku w jego
wychowanie. I owszem, możesz tak mówić. –Hermionie, Draconowi i Narcyzie opadły
szczęki. –Hermiona jest również piękną kobietą, widać, że urodę odziedziczyła
po tobie. –szczęki potoczyły się po podłodze.
Po tym stwierdzeniu, cała atmosfera się
rozluźniła. Draco z Hermioną tylko przeskakiwali od swoich rodziców wzrokiem,
przysłuchując się rozmową.
-Narcyzo, czym się zajmujesz?
-Aktualnie niczym szczególnym. Siedzę całymi
dniami w domu i czekam na powrót Lucjusza.
-No tak, Lucek taki zapracowany, biedaczek. A
szyłaś kiedyś? Przecudowne zajęcie!
-Lucjuszu, jakie sporty najbardziej lubisz?
-Szczerze powiedziawszy, często z Draconem
jeździliśmy na mecze quidditcha, to…
-Latanie na miotle! –wpadł mu w słowo John.
–Zawsze marzyłem, aby to zobaczyć. Kiedyś Artur Weasley chciał mi pokazać, ale
to było wtedy, gdy Hermionka umawiała się z Ronem…
-Artur Weasley nie byłby w stanie ci tego
zaprezentować! Spokojnie, na następny mecz pójdziemy razem, najlepsze miejsca,
jak zawsze…
Szatynka i blondyn popatrzyli po sobie w
zdumieniu. Nie tego się spodziewali. Draco pociągnął ją w górę i powiedział, że
idą na spacer. Nikt jednak nie zwrócił na nich uwagi.
-Nie tego się spodziewałam. –przyznała cicho
Hermiona, gdy usiedli na ławce w ogrodzie.
-Lucek! –powiedział Draco i wybuchnął
śmiechem. –Nigdy nie zapomnę jego miny, NIGDY!
Hermiona zawtórowała mu śmiechem.
-Moja mama niedługo wpakuje się w kłopoty z
taką bezpośredniością…
-Daj spokój, jest najlepsza! –ucałował ją w
policzek. –Wracajmy już, co? Bo nie wiem co tam kombinują.
Wrócili do salonu i niemal nie zemdleli z
wrażenia. John i „Lucek” siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz,
oczywiście z kuflami piwa w ręku, a Narcyza i Jean przeglądały katalogi ślubne.
-Hermionko, Draco, podejdźcie tutaj!
Zobaczcie jakie z Cyzią wam ładne dekoracje znalazłyśmy! Kiedy planujecie ślub?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy.
–wymamrotała Hermiona, a Draco przyszedł jej z pomocą.
-Mamo, dziękujemy za kolację, ale musimy już
lecieć.
-Nie zostaniecie na noc? –zapytała
zawiedziona.
-Nie, naprawdę nie. Rano wyjeżdżamy na
wycieczkę.
-Tak, my też się będziemy już zbierać.
–Narcyza wstała i ucałowała Jean w policzek. –Widzimy się w środę, tak?
-Oczywiście!
-A my idziemy w środę na tą strzelnicę wtedy?
–zapytał Lucjusz.
-Koniecznie!
Wszyscy pożegnali się i wyszli. Hermiona
odetchnęła dopiero, gdy wylądowali w ich mieszkaniu.
-Widziałeś jak się dogadywali? Mogliśmy im
powiedzieć! –powiedziała z wyrzutem.
-Żartujesz? Zwariowaliby, gdyby się
dowiedzieli. Za dużo nowości jak na jeden dzień. Zrobimy to następnym razem. Na
razie niech to zostanie naszym słodkim sekretem.
Draco położył rękę na jej brzuchu i cmoknął
czule jej usta. Ich życie układało się lepiej, niż to sobie planowali.
Świetna miniaturka czekam na wiwięcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Julka��