poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 10. Zemsta?

Gdy wszyscy uczniowie w całym Hogwarcie spali mocnym snem, jedna osoba przemierzała przez zamek w wyznaczonym sobie kierunku. Weszła na szóste piętro i skierowała swoje kroki do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Wstąpiła cicho do pomieszczenia, uprzednio podając hasło. Spojrzała na kanapę i zobaczyła śpiącego Blaise’a Zabiniego. To nie był jej cel. Ruszyła do pary drzwi stojących w rogu wybierając jedne z nich. Było ciemno, więc weszła przez nie po omacku. Oceniwszy wzrokiem pomieszczenie spostrzegła, że znalazła się w sypialni księcia Slytherinu. Tak. To o to jej właśnie chodziło. Wkroczyła po cichu, zamykając za sobą drzwi i położyła obok chłopaka, rozbierając się…

~~*~~

-Hermiono, ja idę już do siebie. Muszę się ogarnąć. –oznajmiła zaspana Ginewra Weasley zabierając swoje rzeczy i wychodząc z sypialni przyjaciółki.
Kasztanowłosa Gryfonka spojrzała zamglonym wzrokiem na zegarek. Wybiła siódma rano. Czuła się okropnie. Ponownie miała uczucie jakby o wiele za dużo wczoraj wypiła. Tylko tym razem wszystko pamiętała. Niestety. Chyba jednak wczorajszy wieczór wolałaby usunąć z pamięci. Teraz, gdy czuła się już całkowicie trzeźwa, doszło do niej to co zrobiła. Z zażenowaniem schowała twarz w poduszkę i pisnęła głośno.
Nie mogę tutaj zostać przez cały dzień. –westchnęła. –Czas wstać.
Wzięła kosmetyki i wychylając się ostrożnie z dormitorium rozglądnęła się. Czuła się głupio, ale nie chciała na razie się spotkać z żadnym ze Ślizgonów. Oceniwszy, że droga wolna ruszyła na placach do łazienki. Przechodząc obok sypialni Ślizgona usłyszała jego krzyki. Stanęła nasłuchując.
Czyżby zapas żelu do włosów się skończył? -Pomyślała z ironią.
Przysłuchując się chwilę zrozumiała, że ktoś jest z nim w dormitorium. Zapewne Blaise. Nie zauważyła go na kanapie, więc albo spał u niego, albo po prostu wstał i poszedł podenerwować Malfoya z samego rana. Chciała ruszyć dalej, lecz usłyszała najbardziej znienawidzony przez siebie damski głos.
-Dracusiu! Przecież w nocy było ci dobrze! –Hermiona skrzywiła się z obrzydzeniem słysząc piskliwy głosik Pansy Parkinson. Skąd ta małpa się tutaj wzięła?!
-Odwal się ode mnie, wariatko! -krzyczał Draco. Co prawda jego głos nie brzmiał na zachwycony, ale to nie obchodziło Hermiony. Zacisnęła mocno pięści, czując jak napływa do niej fala złości, a oczy zaczynały się niebezpiecznie szklić. Nie potrafiła dłużej tego słuchać. Malfoy na pewno zawołał do siebie mopsicę, gdy tylko one poszły spać, a on mógł odreagować swoje zboczone zapędy właśnie na niej. Biedna dziewczyna. Całe życie wykorzystywana i krzywdzona przez takiego idiotę. Krzyki dwójki Ślizgonów z  rana sprawiły, że chęć porannej kąpieli całkowicie z niej wyparowała. Zmieniając kierunek podróży, cofnęła się do swojego dormitorium. Całe szczęście Ginny szybciej wyszła. Nie chciałaby, aby zadawała jej męczące pytania na które sama nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Rzuciła się na łóżko, czując gorące łzy na policzkach. Dlaczego płakała? Dlaczego tak emocjonalnie zareagowała na obecność Ślizgonki w dormitorium Malfoya? Przecież on od zawsze wykorzystywał kobiety, to nie było nic  nowego. Czyżby mogła mieć jakieś beznadziejne nadzieje związane z Draconem Malfoyem?
Nie. –szybko sobie zaprzeczyła.-To jest Malfoy, tu nie można mieć nadziei.
A jednak. Nadzieja istniała. Niewielka, ale jednak. Nie, w każdym razie nie myślała o wielkiej miłości. Przecież mowa tu o Draconie Malfoyu! Byłym (oby!) śmierciożercy, jej wrogu (a może już nie?), Ślizgonie i arystokracie czystej krwi. Nie miała także nadziei, że te trzy pocałunki między nimi miały dla niego jakiekolwiek znaczenie. Że wywoływały w nim podobne emocje jak w niej. To było wszystko nienormalne. Nienawidzili się, ale całowali. Czuli względem siebie coś elektryzującego. Coś… innego. Takiego magicznego. Czy chciałaby, aby Malfoy odwzajemniał te same spostrzeżenia? Nie. Nie potrafiłaby oddać swojego serca komuś takiemu. Harry i Ron zabiliby ją, gdyby się tylko dowiedzieli, że między nimi do czegoś doszło. Zresztą Malfoy nie potrafił się wiązać. Miał inne poglądy od niej. Czy potrafił w ogóle kochać? Zapewne nie. Zresztą, jak widać po zmieniających się panienkach. Malfoy nigdy się nią nie zainteresuje, dlatego nie powinna w tej chwili przez niego wylewać łez. Więc dlaczego to robiła?! Musi przestać. Wymazać go z życia, wymazać tą część, którą zaczął do niego wchodzić ze swoimi chamskimi butami. Koniec z Malfoyem. Jest dumną Gryfonką, nie będzie się przejmowała zdechłym, przegranym Ślizgonem.
Cholerny, popieprzony Malfoy. A ja nie jestem lepsza. Czym się różnię od innych?! One wskakują do jego łóżka, a ja oddaję jego pocałunki. Jestem tak samo popieprzona jak on.

~~*~~

W pokoju Prefekta Naczelnego Slytherinu panowała istna wojna. Poduszki latały, krzesła latały, dlatego, że pewien Ślizgon wpadł w furię. Stał przed dziewczyną, która była zadowolona z siebie. Chciał zetrzeć z niej ten paskudny uśmiech. Od zawsze wiedział jaka ona potrafi być, ale nie spodziewał się obudzić i zobaczyć ją obok siebie. Nie wspominając o tym, że prawie dostał zawału.
-Parkinson, wynocha!
-Ale Dracusiu! Chciałam ci zrobić niespodziankę!
-Tak? To świetnie! W takim razie zrób ją i stąd wyjdź! –wskazał jej gwałtownym ruchem drzwi.
-Draconku, dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły? –zaskomlała. –Nie poznaję cię!
-Parkinson, a dawałem ci kiedyś jakieś oznaki miłości? –zadrwił.
-Tak. –oblizała się. –Parę razy w ciągu gorących nocy.
Draco skrzywił się z obrzydzeniem.
-Sprawdź w słowniku co znaczy zdanie: „wykorzystać kobietę”.
-Ty byś mnie nie wykorzystał, Dracusiu.
Merlinie daj mi siłę -jęknął
-Parkinson, ja cię za każdym razem wykorzystuję. Nic do ciebie nie czuję! A poza tym, podoba mi się ktoś inny. –jego myśli poleciały bezwiednie do czekoladowych oczu pewnej Gryfonki. Szybko odpędził je od siebie. Dlaczego pomyślał o Granger?
-Nie mów, że ta szlama?! –krzyknęła z oburzeniem.
-Granger? Nie! Dobrze wiesz, że nie polecę na szlamę! Nie wiedziałem, że jesteś aż tak głupia, Pansy.
Dziewczyna jednak już  tego nie dosłyszała, tylko wybiegła z płaczem z jego sypialni krzycząc: „I tak jeszcze będziesz mój! Zniszczę ją!”. Chłopak otrząsnął się z chwilowego szoku, przeklinając za wszystkie czasy Ślizgonkę. Nie wierzył jej, że mogła coś zrobić Granger, choć poczuł lekki niepokój. Pansy była na to zbyt słaba, niezdarna i głupia. Jedyne o czym myślała to kosmetyki oraz on sam. Wątpił czy zna jakieś zaklęcie, które mogłoby chociaż zamknąć książkę, którą zazwyczaj trzymała Gryfonka. Prychnął i pokręcił głową. Stanowczo za dużo czasu poświęca na myśli. Wziął torbę i wyszedł z dormitorium zmierzając na lekcje. Zatrzymał się jednak przed pokojem  jego współlokatorki.
To co było w nocy nie może się powtórzyć. To wina cholernego Zabiniego i Weasley. Gdyby nie oni, nie musielibyśmy spędzać ze sobą czasu. Granger na pewno myśli tak samo. Ostatnio powiedziała bardzo dobitnie, że mam dać jej spokój, cokolwiek od niej chcę.
Spojrzał ostatni raz przelotem na jej drzwi i opuścił Pokój Wspólny. Dlaczego poczuł się tak okropnie, gdy przypomniały mu się jej słowa?

~~*~~

Hermiona zapomniała o tym, że miała zaraz rozpoczynać lekcje. Próbowała wszystko sobie poukładać, przemyśleć, uspokoić się. Chciała wymazać po prostu wszystkie pozytywne wspomnienia z Malfoyem. A miała takich kilka. Przecież ostatnimi czasy nie zawsze zachowywał się jak dupek. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Zobaczywszy która godzina, zerwała się z łóżka przerażona. Była spóźniona, to za mało powiedziane. Właśnie skończyła się lekcja transmutacji, a za pięć minut rozpoczną się eliksiry. Zignorowała to, że była nieumyta, nieumalowana, oraz jej włosy były roztrzepane. Wzięła tylko książki i wybiegła z pokoju pędząc przez hogwarckie korytarze.
To wszystko przez tego idiotę! Gdyby nie on, to bym się nie spóźniła na lekcje. Niech będą przeklęci wszyscy Malfoyowie!

~~*~~

Draco rozglądał się po Wielkiej Sali. Nigdzie nie zauważył burzy kręconych włosów przy stole Gryfonów. Nie pojawiła się też na transmutacji. Zaczął się denerwować. Czyżby Parkinson była zdolniejsza niż mu się wydawało? Nie, to niemożliwe. Przecież Granger jest dla niej za sprytna. Dlaczego więc Bliznowaty i Wieprzlej nie szukają jej? Skoro nie reagują musi być wszystko w porządku. Przecież gdyby miało się jej coś stać od razu by zareagowali. Odetchnął z lekką ulgą, po czym przybrał obojętną minę.  
Kretynie! Dlaczego znowu o niej myślisz i przejmujesz się jej losem?! Przecież miałeś dać już jej spokój! Nie powinno cię interesować co robi, gdzie i z kim.
Westchnął głęboko przecierając twarz. Od jakiegoś czasu nie działo się z nim nic dobrego.
*
Gdy rozpakowywał wszystkie przedmioty potrzebne do zajęć, drzwi otworzyły się szeroko i do środka sali wparowała ONA. Zaledwie pięć minut po dzwonku, cała zdyszana i czerwona na twarzy. Nie wyglądała jakoś zjawiskowo. Jej włosy wyglądały jakby nie miały styczności ze szczotką, a twarz była dziwnie podpuchnięta. Spojrzała z lekkim strachem na nauczyciela.
-P-przepraszam za spóźnienie. –wyjąkała, gdy wszyscy na nią spojrzeli. Hermiona Granger spóźniająca się na zajęcia?
-Któż to do nas zawitał.-zironizował Severus Snape. -Panno Granger, ja nie usprawiedliwiam ani spóźnień ani wagarów. Nie faworyzuję też uczniów. –tu spojrzał na Ślizgonów. -I niech mi pani uwierzy, nie mam zamiaru także usprawiedliwiać ciebie. Jesteś tak samo traktowana jak inni uczniowie. Czyżbyś uważała się za lepszą, Granger?
-Nie, ale..
-A z tego powodu. -przerwał jej nauczyciel.-że jest pani Prefektem Naczelnym, powinnaś świecić przykładem. Odejmuję zatem Gryffindorowi trzydzieści punktów. Proszę usiąść.
Hermiona już i tak wściekła jak osa usiadła na swoim miejscu, rozpakowując się i posyłając znienawidzone spojrzenia nauczycielowi. Czego mogła się po nim spodziewać innego? Okazja, aby poznęcać się nad idealną Hermioną oraz Gryffindorem przecież była idealna. Gdy skończyła rozpakowywanie, spojrzała na Snape’a z uwagą. Teraz musiała jakoś nadrobić te punkty.
-Hermiono, dlaczego się spóźniłaś? –zapytał cicho Harry.
Dziewczyna zarumieniła się. Przecież nie może powiedzieć przyjacielowi co, a raczej KTO był powodem spóźnienia się na lekcję. Zagryzła zdenerwowana wargę.
-Miałam babski wieczór z Ginny i zaspałam.
-Ale ona przyszła na śniadanie… -zaczął Wybraniec.
-Tak? Ale ja nie dałam rady wstać. Obudziłam się i zasnęłam dalej. Przez całą noc gadałyśmy i wiesz jak to jest. Zasnęłyśmy dopiero nad ranem.
Potter spojrzał na nią powątpiewająco.
-Ale ona powiedziała, że już się ubierasz..
-Zasnęłam jeszcze, przecież mówiłam. –warknęła zirytowana.
-A dlaczego masz takie czerwone oczy? –zapytał podejrzliwie. Czuł, że Hermiona nie mówi całej prawdy. Widział to po niej.
-Harry, na miłość boską! Nie wyspałam się, dlatego! –syknęła trochę za głośno. Nawet się nie zorientowali, kiedy w klasie zaległa cisza.
-Przeszkadzam wam w pogawędce? –usłyszeli drwiący głos za nimi. -Granger i Potter. Odejmuję wam po dziesięć punktów za pogaduszki na mojej lekcji. Randkować proszę później.
Hermiona rzuciła Harry’emu mordercze spojrzenie i już się do niego więcej nie odezwała. Straciła przez niego kolejne punkty. Dla niej to był cios poniżej pasa. Nie była od tego, aby je tracić, tylko zdobywać. Gdy je traciła czuła wstyd. Ten dzień się dla niej dopiero zaczął, a ona już miała go dosyć. Próbowała się skupić na instrukcjach tłumaczonych przez Snape’a, ale coś ją rozpraszało. Czuła, jakby ktoś się jej przyglądał. Zlustrowała niezauważalnie spojrzeniem całą klasę, aż w końcu natrafiła na stalowe oczy pewnego blondyna. Poczuła jak robi jej się duszno. Patrzył na nią z kpiącym uśmiechem połączonym z nierozłączalną ironią. Przez chwilę wpatrywała się w niego, lecz szybko przypomniała sobie swoje wcześniejsze postanowienie. Spojrzała na niego jak na robaka i odwróciła się z zamachem. Była z siebie dumna. Po niecałej minucie na jej stoliku zmaterializował się kawałek pergaminu. Otworzyła go zaciekawiona. Jego treść jednak wywołała w niej złość, lecz mimo wszystko poczuła jak skręca ją w żołądku.
 „Co jest, Granger? Wyglądasz coś niedobrze. Czyżbyś znowu przesadziła?”
Zachowując maskę obojętności, domyślając się, że ją obserwuje, odpisała:
„Ja w przeciwieństwie do Ciebie jakoś wyglądam. O Tobie nie można tego powiedzieć. Chyba nie spałeś pół nocy, co? Musiało być nieźle.”
Wysłała liścik z powrotem do właściciela. Konwersacja z Malfoyem nie była czymś normalnym, nie powinna na nią odpisywać, ale nie mogła się powstrzymać. Była zła na siebie. Treść liściku wyglądała tak, jakby była o niego zazdrosna. Po chwili dostała odpowiedź. Szybko, z bijącym sercem ją otworzyła.
„Właśnie przespałem ją bardzo dobrze. Zabini szybko odpadł. Kac mnie trochę wymęczył.  Ty za to chyba jej nie przespałaś. O co Ci chodzi, Granger? Przyłapałaś Weasleya jak kazał skrzatom domowym prać skarpetki?”
Tia, Zabini odpadł, to napisał do Parkinson. Świetna wymówka.
 „Nie Twoja sprawa co mi jest, Malfoy. PS. Tylko wymęczył? Szkoda, że nie zabił. A i Ron potrafi wyprać samodzielnie skarpetki w porównaniu z NIEKTÓRYMI”. Tak. To stanowczo była odpowiedź godna pięciolatka. Nie panowała jednak nad sobą. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko, ale po prostu poczuła nową falę złości. I do tego te liściki… Czy naprawdę korespondowała z Malfoyem? To nie było poprawne, oraz nie zaliczało się do zadania „Koniec z Malfoyem”. Odpowiedziała jednak i spojrzała na niego wzrokiem seryjnego mordercy, mówiącym: „Jeszcze raz coś do mnie powiedz, wyślij albo spróbuj się skontaktować, to przywołam mugolską łopatę i najpierw wybiję ci nią zęby, a następnie brutalnie poćwiartuję każdy kawałeczek twego soczystego ciałka.”
Draco chyba się przestraszył, bo już nic więcej nie napisał. Co prawda zastanawiał się o co jej chodzi. Zrobił jej ponownie coś złego? Nie pamiętał, aby się z nią wczoraj pokłócił, wyzywał czy obraził w jakiś sposób. Chyba, że była zła o pocałunek, ale to nie na niego powinna być obrażona! Równie dobrze, miała w tym taką samą winę co on.
Reszta lekcji minęła Hermionie okropnie. Denerwowało ją wszystko i wszyscy na około. Nie dość, ze zostało jej odebrane tyle cennych punktów, to McGonagall przyszła do niej z pretensjami o nieobecność na jej lekcji. Była wściekła i załamana. Dlaczego wszystko nagle zaczęło się jej walić na głowę?!
-Świetnie, jeszcze brakuje szlabanu do tego wszystkiego. –jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. Miała ochotę krzyczeć i płakać. Co jeszcze wydarzy się dzisiejszego, beznadziejnego dnia?!
-Lepiej nie kracz. –przestraszył się Harry. Współczuł przyjaciółce. Wiedział, że dziewczyna nie jest przystosowana do zbierania negatywnych punktów, komentarzy nauczycieli czy reprymend. Zawsze była wzorową uczennicą, nie posiadała negatywnej opinii na swój temat. Dlatego, każda taka sytuacja była dla niej ciosem.
Hermiona na obiedzie siedziała patrząc ponuro na swój talerz, zabijając widelcem swoje ziemniaczki, których nie miała ochoty jeść. Wyżywała się na nich, wbijając z morderczą namiętnością ostrza przyrządu w sam ich środek. Wyobrażała sobie, że każdy z nich ma głowę blondyna ze Slytherinu, tak bardzo przez nią znienawidzonego. To właśnie on był przyczyną jej ostatnich potknięć.
-Hermiono, co ci zrobiły te ziemniaczki? –zapytał Ron, który najwyraźniej postanowił zaryzykować i się do nich dosiąść. Miał nadzieję, że wczorajsze błędy zostały mu wybaczone. W końcu magia przyjaźni potrafi zdziałać dużo.
-Psują moją kwintesencję życia. –odburknęła nie przerywając czynności.
Ron widocznie nie zauważył, że jego ukochana przez cały dzień nie ma humoru i siedzi przybita. Postanowił więc zadać jej pytanie, które nurtowało go od wczoraj.
-A myślałaś może już nad tym o co cię zapytałem?
Hermiona spojrzała na niego z niezrozumieniem. Jej brwi zmarszczyły się, co oznaczało, że zaczęła intensywnie myśleć. Przez to wszystko zapomniała o wczorajszej kłótni z Ronem.  Nagle ją olśniło. Chciała tego nie robić. Naprawdę. Uważała pomysł Malfoya za zbyt brutalny jak dla niej. Ona była delikatniejsza, bardziej wrażliwa. Zagryzła wargi. Czy Ron zasłużył na to wszystko? Tak. W tej chwili była naprawdę wściekła i nie miała humoru. Nie myślała nad tym, czy potem będzie żałowała. A może właśnie w ten sposób poprawi sobie humor?
-Tak, Ron. Myślałam. –powiedziała głośno. Rozejrzała się szybko i zauważyła z satysfakcją, że spogląda na nich coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. Uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie o to chodziło.
-Więc? –zapytał rudzielec z szerokim uśmiechem.
-Więc, odpowiedź brzmi: nie. Przepraszam Ron, ale  nie kocham cię w ten sposób. Traktuję cię tylko jak przyjaciela. Nie potrafię sobie wyobrazić ciebie jako mojego chłopaka. Poza tym nie jesteś w moim typie. Szczerze, to wolę blondynów. Do tego, nie obraź się, nie jesteś przecież brzydki tyle, że w Hogwarcie jest wielu przystojnych mężczyzn. Nie chcę ryzykować, że może jakiemuś się spodobam i przegapię taką okazję będąc z tobą. –powiedziała to tak jadowitym tonem, że sama siebie nie poznawała.
W Wielkiej Sali zaległa cisza. Wszyscy obecni patrzyli to na Rona, to na Hermionę. W końcu rudzielec wstał. Na twarzy wykwitły mu rumieńce, a w oczach błyskały iskierki wstydu i złości. Hermionie zrobiło się głupio. Spojrzała na niego przepraszająco. Nie powinna była tego mówić.
-Nie musiałaś być taka wredna, wiesz? –warknął.
-Ja się tylko odpłaciłam za to, co ty mi powiedziałeś, Ron.
-Ja..-zawahał się. –Jesteś szmatą, Granger.
Hermionę zatkało. Gryfoni z Harrym i Ginny na czele wstali i jak jeden mąż zaczęli bronić brązowooką. Nie szczędzili sobie wyzwisk pod jego adresem. Można się kłócić, być zranionym, ale Ron nie miał prawa nazwać jej w ten sposób. To było karygodne i niedopuszczające. Hermiona tylko uśmiechnęła się smutno. Podeszła do Rona wymierzając mu siarczysty policzek. W Wielkiej Sali odbił się jego dźwięk. Uczniowie oraz nauczyciele patrzyli na rozgrywającą się scenę z szokiem. Hermiona nie przejmowała się tym, że za chwilę ponownie może podejść jakiś nauczyciel i odjąć punkty, lub wlepić szlaban. Miała swoją dumę. Nie pozwoli się tak traktować.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić, Ronaldzie Weasley. Nie potrafisz przyjąć do siebie odmowy? Wszystko musi być po twojemu? O nie, nie. Nie chcę już cię znać. Dla mnie jesteś skończony, Ron.
Po tych słowach wyszła z sali i skierowała się na błonia. Gdy wyszła, owinęło ją chłodne październikowe powietrze. Jej ciało pokryły liczne ciarki.  Łzy znowu zabłysły w jej oczach. Czuła się źle, okropnie. Nie tak miało to wszystko wyglądać, nie powinna tego robić. Czy jednak Ron nie pokazał swojej „kultury” wobec niej? Zraniła go, przy okazji raniąc także siebie. To prawda, była na niego wściekła, lecz nie chciała go stracić. Chciała się tylko na nim odegrać, potraktować tak, jak on zrobił to z nią. Ten dzień chyba nie mógł być gorszy.
-Granger…- poczuła na swoim ramieniu  dłoń i usłyszała tak bardzo znany przez nią głos. Głos, który kiedyś przywodził jej na myśl cierpienie, nienawiść. Teraz już tego nie czuła. Teraz jej serce podskakiwało niemal do gardła, gdy go słyszała. Zadrżała, przyjmując na twarz maskę obojętności. Odwróciła się i spojrzała w szare oczy Dracona Malfoya.
-Czego chcesz? –zapytała oschle, ale głos się jej załamał. Nie potrafiła założyć tak idealnej maski jak on.
Wszystko tylko nie to. Nie chciała po sobie pokazać słabości, tego jak bardzo została zraniona. Tego, że bolało ją to jak bardzo zraniła przyjaciela. Nie chciała się dodatkowo kłócić z Malfoyem. Nie miała na to wszystko sił.
-Wszystko w porządku? –zapytał łagodnie. Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Takie zmartwienie i troska nie pasowały do wizerunku zimnego Ślizgona. -Ładne przedstawienie zrobiłaś w Wielkiej Sali. O to chodziło. Nieźle, Granger. Nie myślałem, że to zrobisz. Co prawda trochę złagodziłaś to wszystko, ale Weasleya i tak to ruszyło.
Hermiona się zirytowała. On niczego nie rozumiał, nie stracił przyjaciela, nie został przez niego obrażony i zraniony!
-Tak? –zapytała chłodno. -Właśnie straciłam przyjaciela, Malfoy! Przez twój „idealny” pomysł zraniłam go! Lecz ty nie wiesz jak to jest, prawda? Ty zawsze dostajesz co czego chcesz i robisz to co chcesz! Wszystko jest nie tak! Kłócę się z przyjaciółmi, spóźniam na lekcje, tracę punkty i jeszcze na dodatek ty wpieprzasz się w moje życie wszystko przestawiając! Nienawidzę cię, Malfoy!
Po jej policzkach ciekły łzy. Nie panowała już nad sobą. Chciała się wyżyć. Wyżyć na Malfoyu, bo to wszystko było jego winą. To on mieszał jej w życiu. Psuł, wszystko przestawiał. Gdyby nie on, to wszystko by było takie jak wcześniej. Patrzyła na jego obojętną twarz z nienawiścią. Tak bardzo chciała zobaczyć na niej złość, smutek, coś żeby wiedziała, że jej słowa go dotknęły. Żeby cierpiał tak, jak ona teraz. A co robił Malfoy? Niewzruszenie się jej przyglądał. Chciała odejść, ominąć go, zapomnieć, ale on jednym ruchem jej na to nie pozwolił. Złapał jej nadgarstek, odwracając ją w swoją stronę i przyciągnął do siebie. Poczuła jak przytula się do niej, obejmując mocno. Ona stała z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała nie wiedząc co zrobić. Zamknęła oczy pozwalając kolejnej fali łez wylecieć. Czuła jak złość z niej ulatuje. Ostrożnie podniosła ręce, również go obejmując. Czy zapomniała, że miała się go pozbyć z życia? Najwidoczniej tak.
-Dalej, Granger. Powiedz to jeszcze raz. Powiedz, jak bardzo mnie nienawidzisz. –szepnął. Ona milczała. Wtuliła twarz w jego tors, napawając się jego zapachem. Tak bardzo ją uspokajał.
Chłopak nie wiedział, dlaczego ona tak na niego działa. Powoduje uśmiech, chęć pomocy, przytulenia. Jednym słowem potrafiła go dotknąć do żywego. Nie znał tego uczucia. Bał się. Przed chwilą na niego krzyczała, wyzywała, obrażała go, a już po chwili wypłakiwała się w jego ramionach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że czuł obowiązek zaopiekowania się nią. Trzymania w swoich ramionach, próbując przynieść ukojenie. Płakała tylko przez chwilę. Potem się uspokoiła i odsunęła lekko od niego.  
-Nie mazgaj się, Granger! Nie pamiętasz już jak on ciebie zranił? Teraz też nazwał cię bardzo miło, nieprawdaż? Dlaczego to ty się obwiniasz?
Hermionę zaskoczyły jego słowa. Czy on właśnie jej doradzał? DRACO MALFOY? Wiedziała, że nienawidzi Rona, ale żeby takie słowa z jego ust? Czy on też jej nie ranił? Czy nie częściej niż Ron? Mimo wszystko miał rację. Nie powinna całej winy brać na swoje barki. Nie była w tym sama. Uśmiechnęła się więc lekko.
-Wiesz, Malfoy? Czasami… jesteś bardzo pomocny. –posłała mu nieśmiały uśmiech. On odwzajemnił go z lekkim grymasem. Nie powinna tak o nim myśleć. Nigdy nie będzie taki, jakim by chciała, aby był. –Dziękuję, Draco.
Draco… Po raz kolejny nazwała go po imieniu. Naprawdę lubił, gdy tak do niego mówiła. Jego serce wtedy momentalnie miękło. Była zbyt dobra, zbyt delikatna dla niego. Czy w każdym potrafiła zobaczyć iskierkę dobra? Kiedyś ją to zgubi…
-Nie przyzwyczajaj się, Granger. Pamiętaj, że to tylko chwilowy moment, a potem wszystko wraca do normy.
Gryfonka kiwnęła ze zrozumieniem głową i szeroko się uśmiechnęła. Zaszumiało mu w głowie. Merlinie, ona ma taki piękny uśmiech. Nie powinien tego pomyśleć, lecz to była prawda. Jednym takim gestem potrafiła w człowieku wzbudzić chęć dobra. Szybko soczyście przeklął w myślach. Nie powinien był tak uważać. To nie tak powinno być. Robił się słaby. Słaby, przez cholerną Granger.
Weszli razem do zamku nic już nie mówiąc i w przedsionku każde z nich udało się w swoją stronę. Nie czuli się winni pożegnania. Tak naprawdę nie powinno być nawet powitania, rozmowy, tego co się między nimi działo. Hermiona zaczęła się tego bać. Wszystko to szło w stanowczo złym kierunku. Zauważała w nim zmianę, coś co chciało być dobre. Jej uczucia względem niego robiły się łagodniejsze, przyjaźniejsze. Działał na nią bardzo mocno, lecz nie mogła pozwolić, aby wszystko zaszło za daleko. Czy mogłaby zakochać się w Malfoyu? Bez wątpienia miał coś w sobie takiego, co przyciągało kobiety. Ku jej niezadowoleniu ją także. Lecz to uczucie by ją zabiło. Malfoy nigdy by tego nie odwzajemnił, a poza tym był byłym śmierciożercą. Nie był odpowiednią osobą do lokowania swoich uczuć. Na szczęście jej rozmyślania przerwał głos wicedyrektorki. Ze strachem spojrzała na nią. Już teraz bała się kary za to, co wydarzyło się przy obiedzie. Na całe szczęście kobieta nie miała surowej miny.
-Panno Granger, chciałabym żebyście wraz z  panem Malfoyem objęli dzisiaj wieczorny patrol. Pan Filch ma przypilnować parę osób na szlabanie, a także musi posprzątać całe północne skrzydło, ponieważ Irytek znowu narozrabiał. Przekaże pani to panu Malfoyowi?
-Tak, oczywiście nie ma problemu. –powiedziała i odetchnęła z ulgą.
-Doskonale. Życzę miłego wieczoru.
-Dziękuję pani profesor i wzajemnie.
Profesorka spojrzała na nią, jakby chciała coś dodać, ale odpuściła. Gdy opuściła korytarz, Hermiona wypuściła z siebie całe powietrze. Na całe szczęście nie miała żadnej kary, której tak bardzo się obawiała. Jej humor zaczął się poprawiać. Postanowiła pójść najpierw na siódme piętro odszukać przyjaciół. Poszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wypowiedziała hasło i weszła do środka pomieszczenia z radością. Jak dawno nie była w salonie Gryffindoru. Nic się w nim nie zmieniło. Prócz uczniów oczywiście. Natychmiast podbiegły do niej koleżanki, z którymi wcześniej mieszkała w dormitorium.
-Hermiona, słuchaj! Niedługo Halloween! Tak sobie myślałyśmy, żeby pójść na zakupy i kupić jakieś sukienki! Musimy się jakoś przebrać! Niedługo powinni powiedzieć co nas będzie obowiązywać! Może jakieś kostiumy! –dziewczyny gadały jak najęte.
-Zgoda, dziewczyny. Jak coś będzie wiadomo, to idziemy na zakupy poszaleć!
Wszystkie zapiszczały i znowu zajęły się swoimi sprawami wpadając w ożywioną dyskusję. Hermiona pokręciła głową. Nigdy nie przepadała za zakupami. Poszukała wzrokiem czarną czuprynę, a następnie padła obok niej na kanapę.
-Padam! Ten dzień chyba nie może być gorszy. –poskarżyła się.
-Jak się czujesz? –uśmiechnął się Harry ze współczuciem i uścisnął jej dłoń.
-Lepiej. Spotkałam McGonagall i myślałam, że będzie chciała mi wlepić szlaban, ale oznajmiła mi, że mam dzisiaj wieczorem jeszcze patrol z Malfoyem. Miałam zamiar się wyspać.
-Biedactwo. –pogłaskał ją po policzku. –Ale nie jest tak źle, zawsze mogło być gorzej. Mogłaś wyglądać jak Ron.
Hermiona zmarkotniała na wspomnienie o rudzielcu.
-Ronald coś mówił?
-Nie, w sumie to nie.
Hermiona spojrzała na niego badawczo. Uniosła wysoko brew, widząc, że przyjaciel próbuje zataić przed nią prawdę.
-A więc?
Harry zrobił niezadowoloną minę.
-Czy przed tobą nic się nie ukryje? Zgoda. Kazał mi i Ginny wybierać między wami.
-To rozumiem, że mam sobie pójść i dać ci spokój? –patrzyła na niego niby obojętnie, ale w jej środku serce zaczęło krwawić bojąc się odpowiedzi.
-No co ty! Ginny go zaczęła wyzywać od pajaców i że się wstydzi takiego brata, a ja powiedziałem, że nie będę wybierać pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi.
-I co Ronuś na to?
-Powiedział, że to tak jakbym wybrał ciebie. –wzruszył ramionami.
-Świetnie. –zacisnęła wargi. –Przepraszam, Harry… Gdybym wtedy tego nie powiedziała…
-Nie masz za co przepraszać, Hermiono. Rozumiem cię i uważam, że to było świetne. Należało mu się. Naprawdę. –Hermiona przytuliła się do niego mocno. Czuła się zupełnie inaczej, niż gdy przytulał ją Malfoy, ale przy Harrym również czuła się bezpieczna. Co ona mówi?! Przy nim czuła się BARDZIEJ i PRZEDEWSZYSTKIM bezpieczna.
Posiedzieli wspólnie przez jakiś czas. Chcieli nadrobić chwile, gdy ona nie siedziała już z nimi w salonie Gryffindoru. Napisali razem wypracowania (Hermiona napisała swój i dodatkowo dokończyła i sprawdziła Harry’ego), powygłupiali się, porozmawiali o wszystkim jak za starych dobrych czasów, gdy wszystko było prostsze. Gryfonka zapomniała pilnować czasu, nie zdając sobie sprawy jak szybko płynął.
-Harry! To już tak późno?! Muszę uciekać. Mam nadzieję, że Malfoy jest w pokoju, bo miałam mu przekazać o patrolu! McGonagall mnie zabije jak się tam nie zjawimy! Do jutra!
Zbiegła szybko piętro niżej, wypowiedziała hasło i ruszyła w stronę sypialni Prefekta Slytherinu. Nie zapukała, tylko wbiegła do środka. W pomieszczeniu nie było nikogo, ale na łóżku chłopaka leżało urządzenie, które zmusiło Gryfonkę do wejścia dalej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz