Gdy wszyscy uczniowie
w całym Hogwarcie spali mocnym snem, jedna osoba przemierzała przez zamek w
wyznaczonym sobie kierunku. Weszła na szóste piętro i skierowała swoje kroki do
Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Wstąpiła cicho do pomieszczenia,
uprzednio podając hasło. Spojrzała na kanapę i zobaczyła śpiącego Blaise’a
Zabiniego. To nie był jej cel. Ruszyła do pary drzwi stojących w rogu
wybierając jedne z nich. Było ciemno, więc weszła przez nie po omacku.
Oceniwszy wzrokiem pomieszczenie spostrzegła, że znalazła się w sypialni
księcia Slytherinu. Tak. To o to jej właśnie chodziło. Wkroczyła po cichu,
zamykając za sobą drzwi i położyła obok chłopaka, rozbierając się…
~~*~~
-Hermiono, ja idę już do siebie. Muszę
się ogarnąć. –oznajmiła zaspana Ginewra Weasley zabierając swoje rzeczy i
wychodząc z sypialni przyjaciółki.
Kasztanowłosa Gryfonka spojrzała zamglonym
wzrokiem na zegarek. Wybiła siódma rano. Czuła się okropnie. Ponownie miała
uczucie jakby o wiele za dużo wczoraj wypiła. Tylko tym razem wszystko
pamiętała. Niestety. Chyba jednak wczorajszy wieczór wolałaby usunąć z pamięci.
Teraz, gdy czuła się już całkowicie trzeźwa, doszło do niej to co zrobiła. Z
zażenowaniem schowała twarz w poduszkę i pisnęła głośno.
Nie
mogę tutaj zostać przez cały dzień. –westchnęła. –Czas wstać.
Wzięła kosmetyki i wychylając się
ostrożnie z dormitorium rozglądnęła się. Czuła się głupio, ale nie chciała na
razie się spotkać z żadnym ze Ślizgonów. Oceniwszy, że droga wolna ruszyła na
placach do łazienki. Przechodząc obok sypialni Ślizgona usłyszała jego krzyki. Stanęła
nasłuchując.
Czyżby
zapas żelu do włosów się skończył? -Pomyślała z ironią.
Przysłuchując się chwilę zrozumiała, że
ktoś jest z nim w dormitorium. Zapewne Blaise. Nie zauważyła go na kanapie,
więc albo spał u niego, albo po prostu wstał i poszedł podenerwować Malfoya z
samego rana. Chciała ruszyć dalej, lecz usłyszała najbardziej znienawidzony
przez siebie damski głos.
-Dracusiu! Przecież w nocy było ci dobrze!
–Hermiona skrzywiła się z obrzydzeniem słysząc piskliwy głosik Pansy Parkinson.
Skąd ta małpa się tutaj wzięła?!
-Odwal się ode mnie, wariatko! -krzyczał
Draco. Co prawda jego głos nie brzmiał na zachwycony, ale to nie obchodziło
Hermiony. Zacisnęła mocno pięści, czując jak napływa do niej fala złości, a
oczy zaczynały się niebezpiecznie szklić. Nie potrafiła dłużej tego słuchać.
Malfoy na pewno zawołał do siebie mopsicę, gdy tylko one poszły spać, a on mógł
odreagować swoje zboczone zapędy właśnie na niej. Biedna dziewczyna. Całe życie
wykorzystywana i krzywdzona przez takiego idiotę. Krzyki dwójki Ślizgonów
z rana sprawiły, że chęć porannej
kąpieli całkowicie z niej wyparowała. Zmieniając kierunek podróży, cofnęła się
do swojego dormitorium. Całe szczęście Ginny szybciej wyszła. Nie chciałaby,
aby zadawała jej męczące pytania na które sama nie potrafiła udzielić
odpowiedzi. Rzuciła się na łóżko, czując gorące łzy na policzkach. Dlaczego
płakała? Dlaczego tak emocjonalnie zareagowała na obecność Ślizgonki w
dormitorium Malfoya? Przecież on od zawsze wykorzystywał kobiety, to nie było
nic nowego. Czyżby mogła mieć jakieś
beznadziejne nadzieje związane z Draconem Malfoyem?
Nie. –szybko sobie
zaprzeczyła.-To jest Malfoy, tu nie można
mieć nadziei.
A jednak. Nadzieja istniała. Niewielka,
ale jednak. Nie, w każdym razie nie myślała o wielkiej miłości. Przecież mowa
tu o Draconie Malfoyu! Byłym (oby!) śmierciożercy, jej wrogu (a może już nie?),
Ślizgonie i arystokracie czystej krwi. Nie miała także nadziei, że te trzy
pocałunki między nimi miały dla niego jakiekolwiek znaczenie. Że wywoływały w
nim podobne emocje jak w niej. To było wszystko nienormalne. Nienawidzili się,
ale całowali. Czuli względem siebie coś elektryzującego. Coś… innego. Takiego
magicznego. Czy chciałaby, aby Malfoy odwzajemniał te same spostrzeżenia? Nie.
Nie potrafiłaby oddać swojego serca komuś takiemu. Harry i Ron zabiliby ją,
gdyby się tylko dowiedzieli, że między nimi do czegoś doszło. Zresztą Malfoy
nie potrafił się wiązać. Miał inne poglądy od niej. Czy potrafił w ogóle
kochać? Zapewne nie. Zresztą, jak widać po zmieniających się panienkach. Malfoy
nigdy się nią nie zainteresuje, dlatego nie powinna w tej chwili przez niego
wylewać łez. Więc dlaczego to robiła?! Musi przestać. Wymazać go z życia,
wymazać tą część, którą zaczął do niego wchodzić ze swoimi chamskimi butami.
Koniec z Malfoyem. Jest dumną Gryfonką, nie będzie się przejmowała zdechłym,
przegranym Ślizgonem.
Cholerny,
popieprzony Malfoy. A ja nie jestem lepsza. Czym się różnię od innych?! One
wskakują do jego łóżka, a ja oddaję jego pocałunki. Jestem tak samo popieprzona
jak on.
~~*~~
W pokoju Prefekta Naczelnego Slytherinu
panowała istna wojna. Poduszki latały, krzesła latały, dlatego, że pewien
Ślizgon wpadł w furię. Stał przed dziewczyną, która była zadowolona z siebie.
Chciał zetrzeć z niej ten paskudny uśmiech. Od zawsze wiedział jaka ona potrafi
być, ale nie spodziewał się obudzić i zobaczyć ją obok siebie. Nie wspominając
o tym, że prawie dostał zawału.
-Parkinson, wynocha!
-Ale Dracusiu! Chciałam ci zrobić
niespodziankę!
-Tak? To świetnie! W takim razie zrób
ją i stąd wyjdź! –wskazał jej gwałtownym ruchem drzwi.
-Draconku, dlaczego jesteś dla mnie
taki niemiły? –zaskomlała. –Nie poznaję cię!
-Parkinson, a dawałem ci kiedyś jakieś
oznaki miłości? –zadrwił.
-Tak. –oblizała się. –Parę razy w ciągu
gorących nocy.
Draco skrzywił się z obrzydzeniem.
-Sprawdź w słowniku co znaczy zdanie: „wykorzystać
kobietę”.
-Ty byś mnie nie wykorzystał, Dracusiu.
Merlinie
daj mi siłę
-jęknął
-Parkinson, ja cię za każdym razem
wykorzystuję. Nic do ciebie nie czuję! A poza tym, podoba mi się ktoś inny.
–jego myśli poleciały bezwiednie do czekoladowych oczu pewnej Gryfonki. Szybko
odpędził je od siebie. Dlaczego pomyślał o Granger?
-Nie mów, że ta szlama?! –krzyknęła z
oburzeniem.
-Granger? Nie! Dobrze wiesz, że nie
polecę na szlamę! Nie wiedziałem, że jesteś aż tak głupia, Pansy.
Dziewczyna jednak już tego nie dosłyszała, tylko wybiegła z płaczem
z jego sypialni krzycząc: „I tak jeszcze będziesz mój! Zniszczę ją!”. Chłopak
otrząsnął się z chwilowego szoku, przeklinając za wszystkie czasy Ślizgonkę.
Nie wierzył jej, że mogła coś zrobić Granger, choć poczuł lekki niepokój. Pansy
była na to zbyt słaba, niezdarna i głupia. Jedyne o czym myślała to kosmetyki
oraz on sam. Wątpił czy zna jakieś zaklęcie, które mogłoby chociaż zamknąć
książkę, którą zazwyczaj trzymała Gryfonka. Prychnął i pokręcił głową.
Stanowczo za dużo czasu poświęca na myśli. Wziął torbę i wyszedł z dormitorium
zmierzając na lekcje. Zatrzymał się jednak przed pokojem jego współlokatorki.
To
co było w nocy nie może się powtórzyć. To wina cholernego Zabiniego i Weasley.
Gdyby nie oni, nie musielibyśmy spędzać ze sobą czasu. Granger na pewno myśli
tak samo. Ostatnio powiedziała bardzo dobitnie, że mam dać jej spokój,
cokolwiek od niej chcę.
Spojrzał ostatni raz przelotem na jej
drzwi i opuścił Pokój Wspólny. Dlaczego poczuł się tak okropnie, gdy
przypomniały mu się jej słowa?
~~*~~
Hermiona zapomniała o tym, że miała zaraz
rozpoczynać lekcje. Próbowała wszystko sobie poukładać, przemyśleć, uspokoić
się. Chciała wymazać po prostu wszystkie pozytywne wspomnienia z Malfoyem. A
miała takich kilka. Przecież ostatnimi czasy nie zawsze zachowywał się jak
dupek. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Zobaczywszy która godzina, zerwała
się z łóżka przerażona. Była spóźniona, to za mało powiedziane. Właśnie
skończyła się lekcja transmutacji, a za pięć minut rozpoczną się eliksiry.
Zignorowała to, że była nieumyta, nieumalowana, oraz jej włosy były
roztrzepane. Wzięła tylko książki i wybiegła z pokoju pędząc przez hogwarckie
korytarze.
To
wszystko przez tego idiotę! Gdyby nie on, to bym się nie spóźniła na lekcje.
Niech będą przeklęci wszyscy Malfoyowie!
~~*~~
Draco rozglądał się po Wielkiej Sali.
Nigdzie nie zauważył burzy kręconych włosów przy stole Gryfonów. Nie pojawiła
się też na transmutacji. Zaczął się denerwować. Czyżby Parkinson była
zdolniejsza niż mu się wydawało? Nie, to niemożliwe. Przecież Granger jest dla
niej za sprytna. Dlaczego więc Bliznowaty i Wieprzlej nie szukają jej? Skoro
nie reagują musi być wszystko w porządku. Przecież gdyby miało się jej coś stać
od razu by zareagowali. Odetchnął z lekką ulgą, po czym przybrał obojętną minę.
Kretynie!
Dlaczego znowu o niej myślisz i przejmujesz się jej losem?! Przecież miałeś dać
już jej spokój! Nie powinno cię interesować co robi, gdzie i z kim.
Westchnął głęboko przecierając twarz.
Od jakiegoś czasu nie działo się z nim nic dobrego.
*
Gdy rozpakowywał wszystkie przedmioty
potrzebne do zajęć, drzwi otworzyły się szeroko i do środka sali wparowała ONA.
Zaledwie pięć minut po dzwonku, cała zdyszana i czerwona na twarzy. Nie
wyglądała jakoś zjawiskowo. Jej włosy wyglądały jakby nie miały styczności ze
szczotką, a twarz była dziwnie podpuchnięta. Spojrzała z lekkim strachem na
nauczyciela.
-P-przepraszam za spóźnienie.
–wyjąkała, gdy wszyscy na nią spojrzeli. Hermiona Granger spóźniająca się na
zajęcia?
-Któż to do nas zawitał.-zironizował
Severus Snape. -Panno Granger, ja nie usprawiedliwiam ani spóźnień ani wagarów.
Nie faworyzuję też uczniów. –tu spojrzał na Ślizgonów. -I niech mi pani
uwierzy, nie mam zamiaru także usprawiedliwiać ciebie. Jesteś tak samo
traktowana jak inni uczniowie. Czyżbyś uważała się za lepszą, Granger?
-Nie, ale..
-A z tego powodu. -przerwał jej
nauczyciel.-że jest pani Prefektem Naczelnym, powinnaś świecić przykładem.
Odejmuję zatem Gryffindorowi trzydzieści punktów. Proszę usiąść.
Hermiona już i tak wściekła jak osa
usiadła na swoim miejscu, rozpakowując się i posyłając znienawidzone spojrzenia
nauczycielowi. Czego mogła się po nim spodziewać innego? Okazja, aby poznęcać
się nad idealną Hermioną oraz Gryffindorem przecież była idealna. Gdy skończyła
rozpakowywanie, spojrzała na Snape’a z uwagą. Teraz musiała jakoś nadrobić te
punkty.
-Hermiono, dlaczego się spóźniłaś?
–zapytał cicho Harry.
Dziewczyna zarumieniła się. Przecież
nie może powiedzieć przyjacielowi co, a raczej KTO był powodem spóźnienia się
na lekcję. Zagryzła zdenerwowana wargę.
-Miałam babski wieczór z Ginny i
zaspałam.
-Ale ona przyszła na śniadanie… -zaczął
Wybraniec.
-Tak? Ale ja nie dałam rady wstać.
Obudziłam się i zasnęłam dalej. Przez całą noc gadałyśmy i wiesz jak to jest.
Zasnęłyśmy dopiero nad ranem.
Potter spojrzał na nią powątpiewająco.
-Ale ona powiedziała, że już się
ubierasz..
-Zasnęłam jeszcze, przecież mówiłam.
–warknęła zirytowana.
-A dlaczego masz takie czerwone oczy?
–zapytał podejrzliwie. Czuł, że Hermiona nie mówi całej prawdy. Widział to po
niej.
-Harry, na miłość boską! Nie wyspałam
się, dlatego! –syknęła trochę za głośno. Nawet się nie zorientowali, kiedy w
klasie zaległa cisza.
-Przeszkadzam wam w pogawędce? –usłyszeli
drwiący głos za nimi. -Granger i Potter. Odejmuję wam po dziesięć punktów za
pogaduszki na mojej lekcji. Randkować proszę później.
Hermiona rzuciła Harry’emu mordercze
spojrzenie i już się do niego więcej nie odezwała. Straciła przez niego kolejne
punkty. Dla niej to był cios poniżej pasa. Nie była od tego, aby je tracić,
tylko zdobywać. Gdy je traciła czuła wstyd. Ten dzień się dla niej dopiero
zaczął, a ona już miała go dosyć. Próbowała się skupić na instrukcjach
tłumaczonych przez Snape’a, ale coś ją rozpraszało. Czuła, jakby ktoś się jej
przyglądał. Zlustrowała niezauważalnie spojrzeniem całą klasę, aż w końcu
natrafiła na stalowe oczy pewnego blondyna. Poczuła jak robi jej się duszno.
Patrzył na nią z kpiącym uśmiechem połączonym z nierozłączalną ironią. Przez
chwilę wpatrywała się w niego, lecz szybko przypomniała sobie swoje
wcześniejsze postanowienie. Spojrzała na niego jak na robaka i odwróciła się z
zamachem. Była z siebie dumna. Po niecałej minucie na jej stoliku
zmaterializował się kawałek pergaminu. Otworzyła go zaciekawiona. Jego treść
jednak wywołała w niej złość, lecz mimo wszystko poczuła jak skręca ją w
żołądku.
„Co jest, Granger? Wyglądasz coś niedobrze.
Czyżbyś znowu przesadziła?”
Zachowując maskę obojętności,
domyślając się, że ją obserwuje, odpisała:
„Ja w przeciwieństwie do Ciebie jakoś
wyglądam. O Tobie nie można tego powiedzieć. Chyba nie spałeś pół nocy, co?
Musiało być nieźle.”
Wysłała liścik z powrotem do
właściciela. Konwersacja z Malfoyem nie była czymś normalnym, nie powinna na
nią odpisywać, ale nie mogła się powstrzymać. Była zła na siebie. Treść liściku
wyglądała tak, jakby była o niego zazdrosna. Po chwili dostała odpowiedź.
Szybko, z bijącym sercem ją otworzyła.
„Właśnie przespałem ją bardzo dobrze.
Zabini szybko odpadł. Kac mnie trochę wymęczył. Ty za to chyba jej nie przespałaś. O co Ci
chodzi, Granger? Przyłapałaś Weasleya jak kazał skrzatom domowym prać
skarpetki?”
Tia,
Zabini odpadł, to napisał do Parkinson. Świetna wymówka.
„Nie Twoja sprawa co mi jest, Malfoy. PS.
Tylko wymęczył? Szkoda, że nie zabił. A i Ron potrafi wyprać samodzielnie
skarpetki w porównaniu z NIEKTÓRYMI”. Tak. To
stanowczo była odpowiedź godna pięciolatka. Nie panowała jednak nad sobą.
Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko, ale po prostu poczuła nową
falę złości. I do tego te liściki… Czy naprawdę korespondowała z Malfoyem? To
nie było poprawne, oraz nie zaliczało się do zadania „Koniec z Malfoyem”. Odpowiedziała
jednak i spojrzała na niego wzrokiem seryjnego mordercy, mówiącym: „Jeszcze raz coś do mnie powiedz, wyślij
albo spróbuj się skontaktować, to przywołam mugolską łopatę i najpierw wybiję
ci nią zęby, a następnie brutalnie poćwiartuję każdy kawałeczek twego
soczystego ciałka.”
Draco chyba się przestraszył, bo już
nic więcej nie napisał. Co prawda zastanawiał się o co jej chodzi. Zrobił jej
ponownie coś złego? Nie pamiętał, aby się z nią wczoraj pokłócił, wyzywał czy
obraził w jakiś sposób. Chyba, że była zła o pocałunek, ale to nie na niego
powinna być obrażona! Równie dobrze, miała w tym taką samą winę co on.
Reszta lekcji minęła Hermionie
okropnie. Denerwowało ją wszystko i wszyscy na około. Nie dość, ze zostało jej
odebrane tyle cennych punktów, to McGonagall przyszła do niej z pretensjami o
nieobecność na jej lekcji. Była wściekła i załamana. Dlaczego wszystko nagle
zaczęło się jej walić na głowę?!
-Świetnie, jeszcze brakuje szlabanu do
tego wszystkiego. –jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. Miała ochotę krzyczeć i
płakać. Co jeszcze wydarzy się dzisiejszego, beznadziejnego dnia?!
-Lepiej nie kracz. –przestraszył się
Harry. Współczuł przyjaciółce. Wiedział, że dziewczyna nie jest przystosowana
do zbierania negatywnych punktów, komentarzy nauczycieli czy reprymend. Zawsze
była wzorową uczennicą, nie posiadała negatywnej opinii na swój temat. Dlatego,
każda taka sytuacja była dla niej ciosem.
Hermiona na obiedzie siedziała patrząc
ponuro na swój talerz, zabijając widelcem swoje ziemniaczki, których nie miała
ochoty jeść. Wyżywała się na nich, wbijając z morderczą namiętnością ostrza
przyrządu w sam ich środek. Wyobrażała sobie, że każdy z nich ma głowę blondyna
ze Slytherinu, tak bardzo przez nią znienawidzonego. To właśnie on był
przyczyną jej ostatnich potknięć.
-Hermiono, co ci zrobiły te
ziemniaczki? –zapytał Ron, który najwyraźniej postanowił zaryzykować i się do
nich dosiąść. Miał nadzieję, że wczorajsze błędy zostały mu wybaczone. W końcu
magia przyjaźni potrafi zdziałać dużo.
-Psują moją kwintesencję życia.
–odburknęła nie przerywając czynności.
Ron widocznie nie zauważył, że jego
ukochana przez cały dzień nie ma humoru i siedzi przybita. Postanowił więc
zadać jej pytanie, które nurtowało go od wczoraj.
-A myślałaś może już nad tym o co cię
zapytałem?
Hermiona spojrzała na niego z niezrozumieniem.
Jej brwi zmarszczyły się, co oznaczało, że zaczęła intensywnie myśleć. Przez to
wszystko zapomniała o wczorajszej kłótni z Ronem. Nagle ją olśniło. Chciała tego nie robić.
Naprawdę. Uważała pomysł Malfoya za zbyt brutalny jak dla niej. Ona była
delikatniejsza, bardziej wrażliwa. Zagryzła wargi. Czy Ron zasłużył na to
wszystko? Tak. W tej chwili była naprawdę wściekła i nie miała humoru. Nie
myślała nad tym, czy potem będzie żałowała. A może właśnie w ten sposób poprawi
sobie humor?
-Tak, Ron. Myślałam. –powiedziała
głośno. Rozejrzała się szybko i zauważyła z satysfakcją, że spogląda na nich
coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. Uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie o to
chodziło.
-Więc? –zapytał rudzielec z szerokim
uśmiechem.
-Więc, odpowiedź brzmi: nie.
Przepraszam Ron, ale nie kocham cię w
ten sposób. Traktuję cię tylko jak przyjaciela. Nie potrafię sobie wyobrazić
ciebie jako mojego chłopaka. Poza tym nie jesteś w moim typie. Szczerze, to
wolę blondynów. Do tego, nie obraź się, nie jesteś przecież brzydki tyle, że w
Hogwarcie jest wielu przystojnych mężczyzn. Nie chcę ryzykować, że może
jakiemuś się spodobam i przegapię taką okazję będąc z tobą. –powiedziała to tak
jadowitym tonem, że sama siebie nie poznawała.
W Wielkiej Sali zaległa cisza. Wszyscy
obecni patrzyli to na Rona, to na Hermionę. W końcu rudzielec wstał. Na twarzy
wykwitły mu rumieńce, a w oczach błyskały iskierki wstydu i złości. Hermionie
zrobiło się głupio. Spojrzała na niego przepraszająco. Nie powinna była tego
mówić.
-Nie musiałaś być taka wredna, wiesz?
–warknął.
-Ja się tylko odpłaciłam za to, co ty
mi powiedziałeś, Ron.
-Ja..-zawahał się. –Jesteś szmatą,
Granger.
Hermionę zatkało. Gryfoni z Harrym i
Ginny na czele wstali i jak jeden mąż zaczęli bronić brązowooką. Nie szczędzili
sobie wyzwisk pod jego adresem. Można się kłócić, być zranionym, ale Ron nie
miał prawa nazwać jej w ten sposób. To było karygodne i niedopuszczające. Hermiona
tylko uśmiechnęła się smutno. Podeszła do Rona wymierzając mu siarczysty
policzek. W Wielkiej Sali odbił się jego dźwięk. Uczniowie oraz nauczyciele
patrzyli na rozgrywającą się scenę z szokiem. Hermiona nie przejmowała się tym,
że za chwilę ponownie może podejść jakiś nauczyciel i odjąć punkty, lub wlepić
szlaban. Miała swoją dumę. Nie pozwoli się tak traktować.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić,
Ronaldzie Weasley. Nie potrafisz przyjąć do siebie odmowy? Wszystko musi być po
twojemu? O nie, nie. Nie chcę już cię znać. Dla mnie jesteś skończony, Ron.
Po tych słowach wyszła z sali i
skierowała się na błonia. Gdy wyszła, owinęło ją chłodne październikowe
powietrze. Jej ciało pokryły liczne ciarki. Łzy znowu zabłysły w jej oczach. Czuła się
źle, okropnie. Nie tak miało to wszystko wyglądać, nie powinna tego robić. Czy
jednak Ron nie pokazał swojej „kultury” wobec niej? Zraniła go, przy okazji
raniąc także siebie. To prawda, była na niego wściekła, lecz nie chciała go
stracić. Chciała się tylko na nim odegrać, potraktować tak, jak on zrobił to z
nią. Ten dzień chyba nie mógł być gorszy.
-Granger…- poczuła na swoim
ramieniu dłoń i usłyszała tak bardzo
znany przez nią głos. Głos, który kiedyś przywodził jej na myśl cierpienie,
nienawiść. Teraz już tego nie czuła. Teraz jej serce podskakiwało niemal do
gardła, gdy go słyszała. Zadrżała, przyjmując na twarz maskę obojętności.
Odwróciła się i spojrzała w szare oczy Dracona Malfoya.
-Czego chcesz? –zapytała oschle, ale
głos się jej załamał. Nie potrafiła założyć tak idealnej maski jak on.
Wszystko tylko nie to. Nie chciała po
sobie pokazać słabości, tego jak bardzo została zraniona. Tego, że bolało ją to
jak bardzo zraniła przyjaciela. Nie chciała się dodatkowo kłócić z Malfoyem.
Nie miała na to wszystko sił.
-Wszystko w porządku? –zapytał
łagodnie. Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Takie zmartwienie i
troska nie pasowały do wizerunku zimnego Ślizgona. -Ładne przedstawienie
zrobiłaś w Wielkiej Sali. O to chodziło. Nieźle, Granger. Nie myślałem, że to
zrobisz. Co prawda trochę złagodziłaś to wszystko, ale Weasleya i tak to
ruszyło.
Hermiona się zirytowała. On niczego nie
rozumiał, nie stracił przyjaciela, nie został przez niego obrażony i zraniony!
-Tak? –zapytała chłodno. -Właśnie
straciłam przyjaciela, Malfoy! Przez twój „idealny” pomysł zraniłam go! Lecz ty
nie wiesz jak to jest, prawda? Ty zawsze dostajesz co czego chcesz i robisz to
co chcesz! Wszystko jest nie tak! Kłócę się z przyjaciółmi, spóźniam na lekcje,
tracę punkty i jeszcze na dodatek ty wpieprzasz się w moje życie wszystko
przestawiając! Nienawidzę cię, Malfoy!
Po jej policzkach ciekły łzy. Nie
panowała już nad sobą. Chciała się wyżyć. Wyżyć na Malfoyu, bo to wszystko było
jego winą. To on mieszał jej w życiu. Psuł, wszystko przestawiał. Gdyby nie on,
to wszystko by było takie jak wcześniej. Patrzyła na jego obojętną twarz z
nienawiścią. Tak bardzo chciała zobaczyć na niej złość, smutek, coś żeby
wiedziała, że jej słowa go dotknęły. Żeby cierpiał tak, jak ona teraz. A co
robił Malfoy? Niewzruszenie się jej przyglądał. Chciała odejść, ominąć go,
zapomnieć, ale on jednym ruchem jej na to nie pozwolił. Złapał jej nadgarstek,
odwracając ją w swoją stronę i przyciągnął do siebie. Poczuła jak przytula się
do niej, obejmując mocno. Ona stała z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała nie
wiedząc co zrobić. Zamknęła oczy pozwalając kolejnej fali łez wylecieć. Czuła
jak złość z niej ulatuje. Ostrożnie podniosła ręce, również go obejmując. Czy
zapomniała, że miała się go pozbyć z życia? Najwidoczniej tak.
-Dalej, Granger. Powiedz to jeszcze raz.
Powiedz, jak bardzo mnie nienawidzisz. –szepnął. Ona milczała. Wtuliła twarz w
jego tors, napawając się jego zapachem. Tak bardzo ją uspokajał.
Chłopak nie wiedział, dlaczego ona tak
na niego działa. Powoduje uśmiech, chęć pomocy, przytulenia. Jednym słowem
potrafiła go dotknąć do żywego. Nie znał tego uczucia. Bał się. Przed chwilą na
niego krzyczała, wyzywała, obrażała go, a już po chwili wypłakiwała się w jego
ramionach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że czuł obowiązek zaopiekowania
się nią. Trzymania w swoich ramionach, próbując przynieść ukojenie. Płakała
tylko przez chwilę. Potem się uspokoiła i odsunęła lekko od niego.
-Nie mazgaj się, Granger! Nie pamiętasz
już jak on ciebie zranił? Teraz też nazwał cię bardzo miło, nieprawdaż?
Dlaczego to ty się obwiniasz?
Hermionę zaskoczyły jego słowa. Czy on
właśnie jej doradzał? DRACO MALFOY? Wiedziała, że nienawidzi Rona, ale żeby
takie słowa z jego ust? Czy on też jej nie ranił? Czy nie częściej niż Ron?
Mimo wszystko miał rację. Nie powinna całej winy brać na swoje barki. Nie była
w tym sama. Uśmiechnęła się więc lekko.
-Wiesz, Malfoy? Czasami… jesteś bardzo
pomocny. –posłała mu nieśmiały uśmiech. On odwzajemnił go z lekkim grymasem.
Nie powinna tak o nim myśleć. Nigdy nie będzie taki, jakim by chciała, aby był.
–Dziękuję, Draco.
Draco…
Po
raz kolejny nazwała go po imieniu. Naprawdę lubił, gdy tak do niego mówiła.
Jego serce wtedy momentalnie miękło. Była zbyt dobra, zbyt delikatna dla niego.
Czy w każdym potrafiła zobaczyć iskierkę dobra? Kiedyś ją to zgubi…
-Nie przyzwyczajaj się, Granger.
Pamiętaj, że to tylko chwilowy moment, a potem wszystko wraca do normy.
Gryfonka kiwnęła ze zrozumieniem głową
i szeroko się uśmiechnęła. Zaszumiało mu w głowie. Merlinie, ona ma taki piękny
uśmiech. Nie powinien tego pomyśleć, lecz to była prawda. Jednym takim gestem
potrafiła w człowieku wzbudzić chęć dobra. Szybko soczyście przeklął w myślach.
Nie powinien był tak uważać. To nie tak powinno być. Robił się słaby. Słaby,
przez cholerną Granger.
Weszli razem do zamku nic już nie mówiąc
i w przedsionku każde z nich udało się w swoją stronę. Nie czuli się winni
pożegnania. Tak naprawdę nie powinno być nawet powitania, rozmowy, tego co się
między nimi działo. Hermiona zaczęła się tego bać. Wszystko to szło w stanowczo
złym kierunku. Zauważała w nim zmianę, coś co chciało być dobre. Jej uczucia
względem niego robiły się łagodniejsze, przyjaźniejsze. Działał na nią bardzo
mocno, lecz nie mogła pozwolić, aby wszystko zaszło za daleko. Czy mogłaby
zakochać się w Malfoyu? Bez wątpienia miał coś w sobie takiego, co przyciągało
kobiety. Ku jej niezadowoleniu ją także. Lecz to uczucie by ją zabiło. Malfoy
nigdy by tego nie odwzajemnił, a poza tym był byłym śmierciożercą. Nie był
odpowiednią osobą do lokowania swoich uczuć. Na szczęście jej rozmyślania
przerwał głos wicedyrektorki. Ze strachem spojrzała na nią. Już teraz bała się
kary za to, co wydarzyło się przy obiedzie. Na całe szczęście kobieta nie miała
surowej miny.
-Panno Granger, chciałabym żebyście wraz
z panem Malfoyem objęli dzisiaj wieczorny
patrol. Pan Filch ma przypilnować parę osób na szlabanie, a także musi
posprzątać całe północne skrzydło, ponieważ Irytek znowu narozrabiał. Przekaże
pani to panu Malfoyowi?
-Tak, oczywiście nie ma problemu. –powiedziała
i odetchnęła z ulgą.
-Doskonale. Życzę miłego wieczoru.
-Dziękuję pani profesor i wzajemnie.
Profesorka spojrzała na nią, jakby
chciała coś dodać, ale odpuściła. Gdy opuściła korytarz, Hermiona wypuściła z
siebie całe powietrze. Na całe szczęście nie miała żadnej kary, której tak
bardzo się obawiała. Jej humor zaczął się poprawiać. Postanowiła pójść najpierw
na siódme piętro odszukać przyjaciół. Poszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
Wypowiedziała hasło i weszła do środka pomieszczenia z radością. Jak dawno nie
była w salonie Gryffindoru. Nic się w nim nie zmieniło. Prócz uczniów oczywiście.
Natychmiast podbiegły do niej koleżanki, z którymi wcześniej mieszkała w
dormitorium.
-Hermiona, słuchaj! Niedługo Halloween!
Tak sobie myślałyśmy, żeby pójść na zakupy i kupić jakieś sukienki! Musimy się
jakoś przebrać! Niedługo powinni powiedzieć co nas będzie obowiązywać! Może
jakieś kostiumy! –dziewczyny gadały jak najęte.
-Zgoda, dziewczyny. Jak coś będzie
wiadomo, to idziemy na zakupy poszaleć!
Wszystkie zapiszczały i znowu zajęły
się swoimi sprawami wpadając w ożywioną dyskusję. Hermiona pokręciła głową.
Nigdy nie przepadała za zakupami. Poszukała wzrokiem czarną czuprynę, a
następnie padła obok niej na kanapę.
-Padam! Ten dzień chyba nie może być
gorszy. –poskarżyła się.
-Jak się czujesz? –uśmiechnął się Harry
ze współczuciem i uścisnął jej dłoń.
-Lepiej. Spotkałam McGonagall i
myślałam, że będzie chciała mi wlepić szlaban, ale oznajmiła mi, że mam dzisiaj
wieczorem jeszcze patrol z Malfoyem. Miałam zamiar się wyspać.
-Biedactwo. –pogłaskał ją po policzku.
–Ale nie jest tak źle, zawsze mogło być gorzej. Mogłaś wyglądać jak Ron.
Hermiona zmarkotniała na wspomnienie o
rudzielcu.
-Ronald coś mówił?
-Nie, w sumie to nie.
Hermiona spojrzała na niego badawczo.
Uniosła wysoko brew, widząc, że przyjaciel próbuje zataić przed nią prawdę.
-A więc?
Harry zrobił niezadowoloną minę.
-Czy przed tobą nic się nie ukryje?
Zgoda. Kazał mi i Ginny wybierać między wami.
-To rozumiem, że mam sobie pójść i dać ci
spokój? –patrzyła na niego niby obojętnie, ale w jej środku serce zaczęło
krwawić bojąc się odpowiedzi.
-No co ty! Ginny go zaczęła wyzywać od
pajaców i że się wstydzi takiego brata, a ja powiedziałem, że nie będę wybierać
pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi.
-I co Ronuś na to?
-Powiedział, że to tak jakbym wybrał
ciebie. –wzruszył ramionami.
-Świetnie. –zacisnęła wargi. –Przepraszam,
Harry… Gdybym wtedy tego nie powiedziała…
-Nie masz za co przepraszać, Hermiono.
Rozumiem cię i uważam, że to było świetne. Należało mu się. Naprawdę. –Hermiona
przytuliła się do niego mocno. Czuła się zupełnie inaczej, niż gdy przytulał ją
Malfoy, ale przy Harrym również czuła się bezpieczna. Co ona mówi?! Przy nim
czuła się BARDZIEJ i PRZEDEWSZYSTKIM bezpieczna.
Posiedzieli wspólnie przez jakiś czas.
Chcieli nadrobić chwile, gdy ona nie siedziała już z nimi w salonie Gryffindoru.
Napisali razem wypracowania (Hermiona napisała swój i dodatkowo dokończyła i
sprawdziła Harry’ego), powygłupiali się, porozmawiali o wszystkim jak za
starych dobrych czasów, gdy wszystko było prostsze. Gryfonka zapomniała
pilnować czasu, nie zdając sobie sprawy jak szybko płynął.
-Harry! To już tak późno?! Muszę uciekać.
Mam nadzieję, że Malfoy jest w pokoju, bo miałam mu przekazać o patrolu! McGonagall
mnie zabije jak się tam nie zjawimy! Do jutra!
Zbiegła szybko piętro niżej,
wypowiedziała hasło i ruszyła w stronę sypialni Prefekta Slytherinu. Nie
zapukała, tylko wbiegła do środka. W pomieszczeniu nie było nikogo, ale na
łóżku chłopaka leżało urządzenie, które zmusiło Gryfonkę do wejścia dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz