poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 11. Wspomnienia

Hermiona weszła głębiej, trochę niepewnie do pokoju Malfoya patrząc z zaintrygowaniem na leżącą na jego łóżku myślodsiewnię. Wolnym krokiem, bez zastanowienia ruszyła w jej stronę. Przez jej głowę zaczęły przelatywać z zawrotną prędkością setki sprzecznych ze sobą myśli. W końcu naczynie zawierało wspomnienia Malfoya. Najokrutniejsze sekrety. Mogło wytłumaczyć jego skomplikowany, trudny charakter. Pozwolić dowiedzieć się czegoś, czego nikt inny nie wie. Tylko czy to było w porządku? Ciężko było się oprzeć takiej pokusie.
Usiadła na łożu, wzięła naczynie w ręce i położyła je sobie na kolanach tak delikatnie, jakby zaraz miało wybuchnąć. Poruszyła misą tak, że płyn w środku, ni to gaz, ni to ciecz zaczął się mieszać ukazując niewyraźne kontury wspomnień. Zawahała się.
Tylko zerknę, przecież nie muszę wchodzić do środka.
Pochyliła się lekko żeby się lepiej im przyjrzeć. Nagle poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i zaczęła lecieć w pustkę. Nie mogła krzyczeć. Głos uwiązł w gardle nie mogąc się uwolnić. Czuła jakby leciała już wieki, lecz po chwili wylądowała na czymś miękkim.
Rozejrzała się ze strachem po pomieszczeniu. Znajdowała się w ogromnej komnacie z wielkim łożem z baldachimem oraz drogimi meblami, ozdobami i kosztownymi, ciemnymi zasłonami. Był to na pewno dom jakiegoś arystokraty, bo nikogo innego nie byłoby stać na takie luksusy. Biorąc pod uwagę, że to wspomnienia Malfoya, pomyślała, że to właśnie jego rezydencja. Z szeroko otwartymi oczami, które pochłaniały wygląd pomieszczenia, zauważyła w rogu pięknej sypialni łóżeczko dla małego dziecka. Nawet ono robiło ogromne wrażenie. Zdobione, pozłacane, lecz nie pełne przepychu.
Podeszła do niego na palcach prawie nie oddychając, jakby się bała, że zaraz ktoś przybiegnie, albo obudzi śpiącego tam berbecia (jeżeli tam jakieś leży). Zaglądając do środka zobaczyła małego, słodkiego bobasa śpiącego smacznie ze smoczkiem w ustach. Po blond włoskach prawie że platynowych zaczęła podejrzewać, że to może być mały Draco. Maleństwo otworzyło w pewnym momencie oczy i spojrzało na nią stalowymi, świecącymi oczkami. To na pewno Malfoy! Wszędzie rozpozna ten kolor tęczówek! Tylko, że u tego dziecka nie widać w nich jeszcze tego błysku ironii… Zastanowiła się przez chwilę, czy chłopczyk ją widzi, choć wiedziała, że to przecież niemożliwe. Znajdowała się tylko w jego wspomnieniach. Tylko miała głupie wrażenie, jakby bobas przewiercał ją swoimi szarymi tęczówkami.
Usłyszała za drzwiami do pokoju hałas i nagle do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby. Automatycznie się od nich odsunęła, aby ich widma jej nie dotknęły. Od razu ich rozpoznała. Pierwszą z nich była matka Dracona, Narcyza Malfoy. Pamiętała tę kobietę. Niezbyt miło wspominała spotkanie z nią na ulicy Pokątnej rok temu. Kobieta była wysoką, zgrabną blondynką o ostrych i arystokratycznych rysach twarzy. Miała też ten sam kolor tęczówek co Draco. Emanowała od niej duma oraz elegancja. Narcyza bez wątpienia była wyrafinowaną kobietą. Drugą osobą był znienawidzony przez Hermionę mężczyzna, Lucjusz Malfoy. Wyglądał jak starsza kopia Dracona, z ciemniejszymi oczami i dłuższymi platynowymi włosami. Jego rysy twarzy także były ostrzejsze niż u syna.
-Lucjuszu. –odezwała się Narcyza. W jej głosie było słychać strach.-Nie chcę, żeby Draco od maleńkiego brał udział w spotkaniach śmierciożerców! Ma na to czas!
-Narcyzo, ale on kiedyś zostanie jednym z nas! Musi się do tego przyzwyczajać!
-Kiedyś, kiedyś! Czarnego Pana już nie ma! Dlaczego musi zostać śmierciożercą?!
-WSZYSTKIE dzieci biorą udział w tych spotkaniach! Jesteśmy najwierniejszą rodziną, która służyła Czarnemu Panu od pokoleń! Jeżeli wróci, to zostaniemy wynagrodzeni!
-Jak to „wszystkie”!? I jak to „wróci”?! Czarny Pan umarł, Lucjuszu! UMARŁ! Ten mały.. Potter go zabił!
-Milcz, Narcyzo! Jeżeli On to usłyszy, wszystkich nas pozabija!
Pani domu pobladła i rozejrzała się wokół siebie z przestrachem, jakby zza jej pięknych zasłon miał wyskoczyć Voldemort.
-Zabini, Parkinson, Nott, Crabbe, Goyle.. Oni wszyscy przyprowadzają swoje dzieci na spotkania! Mam dalej wymieniać?! Myślisz, że chcę, aby jakiś Goyle był ważniejszy w szeregu śmierciożerców niż ja?!
-Ja nie chcę żeby nasz syn..
-Przykro mi, ale masz niewiele do powiedzenia. –odpowiedział Lucjusz chłodno i wziął maleńkiego blondyna na ręce. –Wiesz dobrze, że ty i Dracon podlegacie mi. Nie masz w takiej sytuacji wyjścia. Draco zostanie śmierciożercą tak, jak powinien. To jego przeznaczenie.
Narcyza patrzyła błagalnie na męża, lecz ten wydawał się niewzruszony. Od zawsze był zaślepiony wizją Voldemorta, jego pragnieniem władzy. Tylko to się dla niego liczyło. Władza i potęga. Jako ojciec pragnął, aby jego pierworodny poszedł w jego ślady obierając tą samą wyznaczoną drogę.
-Synu, za jakiś czas, staniesz się jednym z nas. Przyniesiesz mi dumę! –zwrócił swoje ciemne oczy na chłopczyka tkwiącego w jego ramionach.
*
Obraz zmienił się. Teraz Hermiona znajdowała się w salonie, jeszcze bardziej okazałym i ozdobnym niż poprzednia sypialnia, lecz tym razem Draco potrafił już samodzielnie chodzić. Na oko miał trzy latka. Jego matka siedziała na kanapie i obserwowała syna z uśmiechem ale i z troską oraz smutkiem. Do pokoju znowu wkroczył pan domu.
-Narcyzo, co to miało dzisiaj znaczyć?! Dlaczego zwróciłaś się tak karygodnie do pani Parkinson!? Czy ty nie rozumiesz sytuacji?!
-Dlaczego mamy ustalać już teraz za kogo wydamy Draco? Może on się zakocha...ożeni z miłości?!
-Nie ma czegoś takiego jak miłość! –wysyczał jej mąż, patrząc na nią z nienawiścią w oczach.-Nie rozumiesz, że młoda panna Parkinson to dla naszego syna najlepsza partia?!  Parkinsonowie to stary, szanowany ród! Niewiele rodzin może się pochwalić zachowaną czystością krwi! Crucio!
Kobieta zaczęła zwijać się z bólu, upadając na podłogę. Z jej oczu ciekły strumyki łez, lecz próbowała z nimi walczyć. W pokoju znajdował się jej mały synek. Nie może pokazać słabości, że odczuwa ból i strach. Chciała go przede wszystkim chronić. Mały Draco oderwał się od zabawek i spojrzał na mamusię. Czy rozumiał to co się dzieje? Jak wiele mógł już widzieć trzylatek?
Gdy tortury ustały, maluch podbiegł do niej i ją przytulił. Wiedział. Już wtedy musiał wiedzieć, że z mamusią dzieje się coś niedobrego. Matkę i dziecko łączy niesamowita więź.
-Już dobrze, kochanie, nic się nie stało. Mamusi nic nie jest.
Objęła swojego syna, przyciągając do swojego serca. Chciałaby go schować przed całym światem, aby był bezpieczny.
-Przepraszam cię, kochanie. –wyszeptała do niego, gdy Lucjusz opuścił pokój. –Przepraszam, że nie będziesz mógł mieć takiego życia jakie powinieneś mieć.
*
Gryfonka rozejrzała się i zorientowała, że ponownie znalazła się w innym momencie życia Ślizgona. Tym razem Draco miał już prawdopodobnie jedenaście lat i sądząc po spakowanym kufrze, miał wyruszać w swoją pierwszą podróż do Hogwartu. Normalnie każde dziecko się cieszy na myśl, że tam jedzie. Hermiona do dziś jeszcze pamiętała jak ona sama skakała z radości o możliwości pójścia do Hogwartu, ale nie on. Siedział z pochmurną miną słuchając ojca, który stał naprzeciw niego najprawdopodobniej prawiąc kazanie.
-Draconie, musisz trafić się do Slytherinu. To jest twoje przeznaczenie!
-Skoro to jest moje przeznaczenie to się raczej dostanę, nie? –zapytał z drwiną.
Trzask. Blondyn złapał się za pulsujący policzek i spojrzał z bólem na ojca.
-Smarkaczu, nie pyskuj mi!
-A co jeżeli nie dostanę się, ojcze? –poprawił się jedenastolatek.
-Spotka cię kara! KAŻDY Malfoy tam trafia i ty także musisz! Nie pozwolę, żeby mój syn hańbił mój ród wśród szanujących się czarodziejów!
-A jeżeli nie chcę być w Slytherinie? Chcę mieć normalnych przyjaciół, dziewczynę i nie przejmować się, że zostanę śmierciożercą?
-Crucio! –Malfoy senior bez ostrzeżenia wycelował w syna zaklęciem. –Nie masz prawa się mi sprzeciwiać, gówniarzu! Razem z twoją matką cię wychowaliśmy i będziesz nam podlegał, rozumiesz?!
Draco krzyczał z  bólu. Kiwnął prawie niezauważalnie głową, ale Lucjuszowi w zupełności wystarczyło. Hermiona za to miała łzy w oczach. Chciała podejść i mu pomóc, ale wiedziała, że to niemożliwe.
-Masz być cyniczny i bezwzględny. Tak jak cię uczyłem. Nie wolno zadawać się z nic niewartymi szlamami. To są śmiecie! Masz być najlepszy! I radzę ci! Nie przynieś mi hańby!
-Tak, ojcze..-odparł zimno chłopak.
Gdy wyszedł na podwórze przed domem jego wzrok wskazywał na ból i przerażenie, które po chwili zostały zamaskowane cynizmem i emanującym chłodem. Tak powstała jego maska. Maska bezwzględności i obojętności.
*
Tym razem kasztanowłosa znalazła się już przy prawie teraźniejszym Draconie. Była dalej w dworze Malfoyów, ale był w nim ktoś jeszcze. Łysy mężczyzna, z czerwonymi oczami, ze szparkami zamiast nosa. Rozpoznała w nim Voldemorta. Wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu, próbując się od niego odsunąć jak najdalej. Mimo iż znajdowała się tylko we wspomnieniu, to okropnie się bała. Mężczyzna budził w niej strach i obrzydzenie.
-Draco..-zabrzmiał głos przywodzący na myśl syczenie węża. –Nadszedł twój czasss… Dziś, zostaniesz przydzielony do mojej armii, do śmierciożerców. Cieszysz się, że zostaniemy przyjaciółmi?
-Tak, panie. –Draco klęczał z szacunkiem, lecz jego wzrok był wyrzuty z emocji, wlepiony w podłogę.
-To dlaczego na mnie nie patrzysz, Draco? Spójrz na mnie! Spójrz! Crucio!
Tortury trwały dłuższą chwilę. Chłopak zacisnął mocno powieki. Tak bardzo był przyzwyczajony do używania tego zaklęcia, że był praktycznie na nie odporny. „Praktycznie”, dlatego, że rzucał je sam Lord Voldemort. Następnie Czarny Pan podszedł do niego i na lewym przedramieniu umieścił Mroczny Znak. Znamię które pozostanie z nim już na zawsze. Którego nie da się usunąć i do końca pozostanie jego brzemieniem. Naznaczeniem oznaczającym wieczną służbę w szeregach Lorda Voldemorta. Został jego marionetką pozbawioną własnych decyzji. Już nigdy nie ma być wolny. Już nigdy nie będzie miał prawa do własnego wyboru.
Chłopak nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Zaklęcie mocno zaczęło parzyć jego skórę, czując jakby ręka stanęła w płomieniach. Jego krzyki roznosiły się po rozległym salonie, przenosząc się na mroczne korytarze rezydencji Malfoyów.
*
Wspomnienia widocznie chciały jej pokazać coś jeszcze, gdyż znalazła się na szczycie Wieży Astronomicznej. Obok niej stał Albus Dumbledore. Bez różdżki, patrzący błagalnym spojrzeniem na stojącego przed nim Dracona Malfoya.
-Wiem, że jesteś dobry, Draco. Nie jesteś mordercą.
-Skąd wiesz?! –krzyknął chłopiec.
Hermiona nigdy nie słyszała takiej paniki w jego głosie. Jego głos i ręka drżały.
-Boisz się. Strach jest rzeczą ludzką. Nie jesteś zły. Wiem to. Zaufaj mi. Daj sobie pomóc, Draco.
-Nie mogę! On mnie zabije! I całą moją rodzinę!
-Nie pozwolę cię skrzywdzić, obiecuję ci to, tylko daj sobie pomóc.
Malfoy opuścił trochę różdżkę.
-Daj sobie pomóc, Draco..
*
Hermiona nawet nie zauważyła kiedy wspomnienia zabrały ją w następne miejsce. Łzy piekły jej oczy, które zamknęła z przerażenia. Wyrwał ją z niego głos, kłócącego się Dracona. Tak, ten Draco, to na pewno ten z teraźniejszości. Rozpoznała go po jego rysach twarzy, które uwydatniły się w tym roku, a ona błądziła po nich palcami kilka razy podczas niewielu pocałunków.
-Koniec z tym! Nie wrócę już tutaj! Mam dość ciebie i twoich zasad! Nie chcę być śmierciożercą, nie chcę zabijać, zwisa mi co robi Potter! Wyjadę do szkoły, znajdę sobie narzeczoną SAM, może być nawet mugolaczką, miłość nie wybiera! Prawie przez ciebie zabiłem niewinnego człowieka!
-Ty gówniarzu..
-Nie zatrzymasz mnie już. Nie wrócę w to miejsce nigdy. -z różdżki Dracona wyleciało złote zaklęcie, godząc ojca prosto w pierś.-Matko? Idziesz ze mną? Ochronię nas! Ktoś nam pomoże!
Lucjusz został sparaliżowany. Narcyza pokręciła szybko głową. Bała się śmierci oraz męża. Nie mogła odejść.
-Nie, Draco.. Ja nie mogę..
-Proszę cię! On cię zabije!
-Nie… Ty też zostań..-zaczęła szlochać łapiąc rękaw jego koszuli.
Draco prychnął ze złością i szybko wyrwał się z jej uścisku. Nie zamierzał tutaj zostawać. To był koniec. Wziął swoje rzeczy nie zwracając uwagi na płacz matki i teleportował się. Gdzie? Do Dziurawego Kotła. Jutro ma się zacząć nowy semestr. Od jutra będzie bezpieczny. Od jutra będzie pod opieką Albusa Dumbledore’a.
*
Hermiona podskoczyła z przerażenia. Coś ścisnęło ją mocno za ramię. Wracała. Zobaczyła przed swoimi oczami wściekłe spojrzenie stalowych oczu Ślizgona.
-Dobrze się bawisz, Granger? –zapytał z wściekłością. Jego oczy w tej chwili wyglądały na obłąkane.
-Nie... Ja...Przepraszam..-jąkała się dziewczyna. Nie powinna wchodzić do jego wspomnień.
-Fajnie było pozwiedzać kogoś wspomnienia bez pozwolenia? –zaczął wzmacniać uścisk palców, na co dziewczynie zalśniły w oczach łzy przerażenia.
-Draco, ja..
-Granger, jesteś tak beznadziejna i źle wychowana?! Taka głupia?! Każda szlama tak ma, że wtyka swój nos w cudze wspomnienia?!
-Draco..
-CZEGO TUTAJ CHCIAŁAŚ?!
Hermiona wzdrygnęła się, próbując uspokoić drżący głos. Wpadł w furię. Nie panował powoli nad sobą. W tym momencie Draco Malfoy wydawał jej się naprawdę strasznym człowiekiem.
-McGonagall powiedziała, żebyśmy p-przyszli na patrol..i..chciałam p-przyjść ci p-powiedzieć..
-Świetnie. W takim razie chodźmy. -warknął i pociągnął ją za ramię, nie zważając na to, że wbił jej paznokcie w skórę tak mocno, że aż zasyczała z bólu. Jego wściekłość oślepiła go.

~~*~~

Nie odzywali się do siebie ani słowem przemierzając ciemne korytarze zamku. Hermiona chciała go o tyle rzeczy wypytać, powiedzieć coś, ale wiedziała, że jest wściekły na nią. Nie dziwiła mu się. Zrobiła źle dotykając myślodsiewni. Wyszła na wścibską, która wchodziła w czyjeś prywatne życie bez pozwolenia. Jednak nie zrobiła tego do końca specjalnie. Nie wiedziała, że tak się stanie, a jak już się tam znalazła to nie potrafiła przestać. Spojrzała ponuro na plecy Malfoya, który szedł parę metrów przed nią.
-I CZEGO SIĘ KURWA, GRANGER GAPISZ?!
-Ja..
-DOBRZE BYŁO POPATRZEĆ JAK TATUŚ RZUCA NA DZIECKO I ŻONĘ CRUCIO, CO?! A MOŻE PODOBAŁO CI SIĘ JAK MNIE TORTUROWALI?! ALBO NAZNACZALI?! ŚWIETNA FRAJDA, NO NIE?! ZRESZTĄ.. TOBIE TO NA PEWNO SIĘ PODOBAŁO! PRZECIEŻ MNIE NIENAWIDZISZ! A MOŻE MYŚLISZ, ŻE CIĘ TU I TERAZ ZABIJĘ?!
Dziewczyna stanęła sparaliżowana. Blondyn podszedł do niej gwałtownym ruchem i stanął naprzeciwko wyjmując różdżkę. Bała się, że ją uderzy, rzuci zaklęcie, zaatakuje. Przymknęła powieki, ale nic takiego się nie stało. Otworzyła niepewnie powieki wpatrując się w niego. Stali tak jeszcze chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy. Próbowali wyczytać coś ze swojego spojrzenia. Hermiony brązowe tęczówki były przepełnione bólem i strachem, a Dracona szare wściekłością i desperacją. Nie chciał, aby ktoś widział jego wspomnienia, a już na pewno nie ona. Nie zwrócili nawet uwagi, że obok nich stanął woźny, Argus Filch.
-Wicedyrektor was wzywa. –warknął, patrząc na nich podejrzliwie.
Draco odwrócił od niej wzrok i bez słowa ruszył do gabinetu wicedyrektorki. Hermiona ruszyła powoli za nim. Czuła się okropnie i wiedziała, że na razie nie powinna nic z tym robić. Powinien się uspokoić. Dołączyła do niego pod drzwiami i wspólnie weszli, zajmując miejsca przed jej biurkiem.
-Wezwałam was, żeby wam powiedzieć, że zbliża się Noc Duchów. Będzie w naszej szkole organizowana jakby taka...dyskoteka. –ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło.
-I co w związku z tym? –warknął Draco.
-A to, panie Malfoy, że jako Prefekci Naczelni jesteście zobowiązani ją zorganizować. Proszę, tu jest lista. Acha, jeszcze jedno. Idziecie tam razem. Macie być tam we dwoje jako partnerzy, oraz waszym obowiązkiem jest wszystkiego dopilnować. Odpowiadacie za to wydarzenie! Rozumiemy się? –przyjrzała im się groźnym wzrokiem.
-Tak, pani profesor. –odpowiedzieli jednocześnie.
-Możecie dać sobie spokój z dzisiejszym patrolem i idźcie spać. Nie wyglądacie zbyt dobrze. –spojrzała na wściekłego Draco i smutną Hermionę, która miała podpuchnięte oczy.
Podziękowali i wyszli z jej gabinetu. Draco natychmiastowo szybko ruszył przodem do pokoju nie czekając na koleżankę. Dziewczyna samotnie podążyła za nim. Gdy tylko weszła do sypialni rzuciła się na łóżko. Po chwili wstała, poszła do łazienki, a gdy wróciła weszła pod zimną kołdrę. Jej myśli ruszyły w oczywistym kierunku. Myślała o tym, co zobaczyła we wspomnieniach Ślizgona. Znowu poczuła ból w sercu i łzy ściekające jej po policzkach. Nie wiedziała, że ten arystokratyczny, mający wszystko co chce dupek miał tak ciężkie życie.. Chciała go nienawidzić, ale po tym co widziała ciężko było okazać wobec niego takie uczucia. Rozumiała jego zachowanie. Choć częściowo.
Musiał się tyle nacierpieć. Ojciec od małego dręczył jego oraz swoją żonę, uczył zasad tak zwanej moralności, znęcania się nad innymi, a on… próbował się z tego wyrwać. Wyrwał się! -przypomniał jej cichy głosik pokazując ostatnie wspomnienie.
On naprawdę się zmienił..
Nagle w jej myślach zaczęły pokazywać się jej właśnie wspomnienia:
Pierwsza klasa. Jechała pociągiem do Hogwartu. Wraz z nowo poznanym chłopcem Nevillem Longbottomem szukała jego zaginionej ropuchy, Teodory. Chodzili po każdym przedziale i pytali napotkanych uczniów. Weszli do jednego z przedziałów, gdzie siedziała grupka uczniów.
-Czego tu chcecie? –zapytał blondyn siedzący najbliżej okna.
-Nie widzieliście gdzieś tu ropuchy? Neville swoją zgubił.
-Nie, nie widzieliśmy.  Jesteście czystej krwi? –zapytał znienacka.
-Ja jestem. –odpowiedział grubiutki chłopiec stojący obok Hermiony. –Ale nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem tak niezdarny, że nikt by nie pomyślał, że ją mam.
-A moi rodzice są mugolami. –odpowiedziała dziewczynka z burzą kręconych loków.
Wszyscy uśmiechnęli się drwiąco i wyrzucili ich z przedziału.
Przypomniały jej się każde drwiące, poniżające uśmieszki, które potem od niego otrzymywała. Zazdrość o każdy zdobyty punkt i pochwałę. Nienawidził jej za to, że po prostu była lepsza.
Druga klasa: Trening Gryfonów. Kłótnia ze Ślizgonami. Właśnie wtedy pierwszy raz nazwał ją szlamą. Przepłakała wtedy kilkanaście nocy. Nigdy nie czuła się gorsza dlatego, że nie miała czystej krwi. Po prostu to przezwisko bolało. Właśnie wtedy zostali odwiecznymi wrogami. Nienawidził jej, a ona jego. Życzył jej śmierci z rąk potwora Slytherina kiedy Komnata Tajemnic została otwarta… Cieszył się, gdy została zaatakowana przez Bazyliszka.
Trzecia klasa: Uderzenie w nos. Nie chciała tego zrobić, poniosło ją. Był taki denerwujący. Im byli starsi, tym większa nienawiść oplatała ich serca. Chciała go upokorzyć, pokazać, że to nie on jest królem świata! Zachowywał się jak rozpieszczony dupek. Dostawał wszystko co chciał.
Czwarta klasa: Wyczarował jej długie zęby przez bójkę na korytarzu. Co prawda dzięki temu zyskała piękne ząbki, które teraz są jej dumą. No i nie było to przecież specjalnie, ale się cieszył, że to zrobił. Zresztą nic dziwnego. Moment, gdy może ją znowu poniżyć go tylko radował. Każde krzywdzące ją słowo, jego podbudowywało.
 Za to jak ją zobaczył na balu bożonarodzeniowym, to nawet jemu opadła szczęka! –uśmiechnęła się na to wspomnienie. Wtedy czuła się piękna.
Piąta klasa: Specjalnie przyłączył się do Brygady Inkwizycyjnej, żeby ich jeszcze bardziej dręczyć! Nadużywał swojej mocy jako Prefekt! Odebrał jej punkty za to, że jest szlamą…
Szósta klasa: Tutaj nie mieli tyle styczności. Był cichszy, siedział cały czas w Pokoju Życzeń. Jasne, przy każdej napotkanej okazji się z niej naśmiewał. Chciał też zabić Dumbledore’a. Ale nie zabił… Zrezygnował z tego. Nie chciał być mordercą.

No i siódma: Zmienił się. Były takie chwile kiedy się kłócili. No dobra, w większości to robili. Ale były też chwile kiedy wspólnie się śmiali, przytulał ją i pocieszał… całował...i ta wojna na liście! Gra w butelkę, poznanie jego przeszłości choć sobie tego nie życzył…
Draco Malfoy nie był już tą samą osobą. Nadal pozostawał zimny i cyniczny, lecz wydoroślał. Wszystko co dotychczas wydarzyło się w jego na pozór łatwym życiu pozwoliło mu na zmianę siebie oraz swoich wartości. Nie był idealny, lecz tak naprawdę nikt nie jest.
Tak, ich relacje śmiało można przyznać pod kategorię ogromnej nienawiści. Teraz zdawała sobie sprawę, że wszystko to jednak nie było z jego wyboru. Czy gdyby był chłopcem z normalnej rodziny, o normalnych zasadach potrafiliby zostać przyjaciółmi? Tego nigdy nie przyjdzie się im dowiedzieć. W każdym razie chciałaby go poznać. Z innej, tej łagodnej strony. Czy maska, którą ma przyklejoną na twarzy czasami schodzi? Przekonała już się, że czasami tak. Teraz jednak ich wzajemne relacje powróciły do samego początku. Nienawidzi jej.

~~*~~

Następnego dnia siedząc przy stole Gryffindoru co chwilę zerkała na Ślizgona. Oczywiście, że czuła się winna. Dobrze zdawała sobie sprawę, że wszystko to jej wina. Również by się wściekła, gdyby przeczytał jej pamiętnik. Rozumiała go i to bardzo dobrze. Za to on siedział niewzruszony i nie rzucił w jej stronę ani jednego ironicznego spojrzenia, pokazującego swoją wyższość. Postanowił po prostu nie zwracać na nią uwagi. Czy ona tak bardzo chciała jego przebaczenia? Nie chciała po prostu uchodzić za wścibską. Westchnęła głęboko dłubiąc widelcem w talerzu z jajecznicą. Dlaczego czuła się z tym wszystkim tak źle?
-Hermiono, co jest? –wyrwał z zamyśleń dziewczynę Potter.
-Nic takiego. –uśmiechnęła się krzywo.
-Jesteś jakaś taka przybita dzisiaj i nieobecna. –zauważył. –Na pewno wszystko w porządku?
-Tak. Wydaje ci się, Harry.
Potter wyglądał jednak na nieugiętego. Uniósł wysoko brew przyglądając się widocznie markotnej przyjaciółce. W końcu znał ją nie od dziś i wiedział, że dziewczyna nie ma humoru i ewidentnie się czymś martwi.
-Na pewno nie chcesz o tym pogadać? –nalegał.
-Dziękuję ci, ale nie. Wszystko jest w porządku, Harry! Proszę, nie męcz mnie.
-No dobrze… -odpuścił niechętnie. -A co powiesz na spacer ze mną? –poruszył brwiami w zabawny sposób. –Nie daj się prosić!
Hermiona uśmiechnęła się lekko i pokręciła z rozbawieniem głową. Harry wstał i podał przyjaciółce rękę, na co ta chętnie ją chwyciła splatając ich palce.
-Skoro tak bardzo nalegasz.
*
Za parą przyjaciół podążył wzrokiem blond włosy Ślizgon. Cały czas był wściekły na Granger. Nie zamierzał jej odpuszczać, mimo iż widział, że jest jej smutno i głupio. Gdyby nie była taka ciekawska i by nie wchodziła w jego wspomnienia, by nie było tak jak teraz! Nie jest jej przyjacielem, aby odpuszczać każdy jej beznadziejny błąd. Na pewno już z wszystkim poleciała do cholernego Pottera, a niedługo cały Hogwart będzie znał każdy szczegół jego życia. Zacisnął ze złości pięści. Nie pozwoli na to. Zniszczy każdego kto chociażby będzie wykazywał jakąś wiedzę na jego temat. Nieświadomie spojrzał na dłonie Granger i Pottera, które były w tym momencie złączone. Poczuł jak jego paznokcie przebijają skórę jego dłoni. Jego wściekłość przybrała na sile.
-Co jest, Smoku? –zapytał go Blaise Zabini.
-A co ma być? –odpowiedział pytaniem na pytanie niezbyt miło.
Przyjaciel spojrzał na niego z zaciekawieniem.
-Nasza Gryfoneczka coś dzisiaj smutna jest i cały czas na ciebie zerka. –zaryzykował.
-Serio? Może się zakochała? –zapytał drwiąco. –W sumie to się jej nie dziwię.
Blaise przewrócił oczami. Już wiedział, że coś nie tak.
-Wydaje mi się, że to nie o to chodzi. Znowu kłótnia? W sumie u was to nic nowego, ale wygląda chyba dosyć poważnie.
-Skoro taki dobry z ciebie jasnowidz, to powinieneś też wiedzieć co się stało.-warknął blondyn. Miał dość tego przesłuchiwania. Irytował go Blaise, Potter, wszyscy tutaj obecni i Granger. Ona w szczególności.
-Spokojnie, Draco. Powiesz o co chodzi?
-Granger włazi buciorami w kurwa nie swoje sprawy, o to chodzi.
-A trochę jaśniej? –domagał się Diabeł.
Draco myślał, że zaraz nie wytrzyma, wstanie i przywali w tę jego ciekawską gębę. Zacisnął jednak powieki, próbując się uspokoić. Wziął głęboki wdech.
-Weszła w moje wspomnienia…-szepnął drżącym głosem, próbując nie wybuchnąć.
-O kurwa..-potwierdził Blaise z rozszerzonymi do maksimum oczami. Tego się na pewno nie spodziewał.
-No właśnie. –przytaknął Malfoy z drwiącym uśmiechem. –Coś jeszcze chcesz wiedzieć, panie ciekawski?
-I co? Mówiła coś?
-Nie, choć w sumie to ja jej nie dałem dojść do słowa. Wyglądała na trochę zapłakaną i załamaną. No i mnie za to przeprosiła.
-Przeprosiła cię? To o co ci chodzi?
-To w nie twoje wspomnienia wchodziła więc się nie udzielaj, Zab. Nie obchodzą mnie przeprosiny. To tylko puste słowa. A tym bardziej przeprosiny Granger. Mogłaby nawet umrzeć, a ja bym miał to gdzieś, rozumiesz? Nie interesuje mnie ona.
Ponownie targała nim wściekłość. Dlaczego Zabini nie miał takiego samego zdania jak on?! Czy gdyby ktoś wszedł w jego wspomnienia nie byłby zły?! To było naruszenie prywatności, złamanie pewnych zasad, nawet on… przeczytał jej pamiętnik. Jej pamiętnik, który był dla niej własną myślodsiewnią.
-Powinieneś ją przeprosić. –odezwał się Blaise.
Draco przewrócił oczami.
-Słuchaj, Zabini. Malfoyowie nie przepraszają, to po pierwsze. A po drugie za co JA mam przepraszać? Nie zawiniłem w niczym. To była jej wina. Na dodatek mówiłem, że przeprosiny to tylko puste słowa.
-Dla niektórych przeprosiny nie są tylko pustymi słowami. Mógłbyś chociaż posłuchać jakiegoś wyjaśnienia, jej poglądów na to. Chcesz, aby spostrzegała wszystko źle?
-A jest w nich coś, co można postrzegać dobrze? Daj mi już spokój, Zabini. Nie obchodzi mnie Granger. Nie obchodzi mnie też co o tym myśli. Nie mam powodów, aby z nią o tym gadać.
Widział, że Blaise otwiera usta, aby coś powiedzieć, lecz nie zamierzał słuchać. Już dość namieszał w jego głowie. Uświadomił sobie przez niego jedną ważną rzecz, przez którą jego ciśnienie z niego zeszło. On zrobił to samo co ona.
Wyszedł z Wielkiej Sali, szukając pustego korytarza.Oparł się o ścianę, patrząc przez okno. Zabini nie miał też racji. Dlaczego miał ją przepraszać? Że jej nie wysłuchał? I co by mu powiedziała? Że tego nie chciała? Ale zrobiła, było już za późno. Nie wiedział ile zobaczyła, lecz czuł jak na jego sercu robi się lżej. Czy nie było łatwiej, jak ktoś wiedział o tym wszystkim? Granger i tak go nienawidziła, czy te wspomnienia mogły coś zmienić? Ona jest dobra. Za dobra.
Przez okno zauważył jak spaceruje z Potterem pod ramię. Uśmiechali się. Żartowali. Żyli tak beztrosko. Poczuł ponownie to ukłucie w sercu i skrzywił się.
Czy ja nie mogę mieć tak spokojnego życia? Przyjaciół, którzy nie są śmierciożercami, pięknej i kochającej dziewczyny oraz  żadnych zmartwień? Moje życie zawsze było niesprawiedliwe i popieprzone. Nigdy nawet nie powinienem marzyć. To dla słabeuszy. Ludzi wierzących, że coś się zmieni. Ale nie zmieni, a człowiek będzie tylko cierpiał.
Przeklinając w duchu poszedł pod salę zaklęć, wiedząc, że i tak nic lepszego nie może zrobić. No, wyjątkiem jest Ognista Whisky. Ale nie, dzisiaj nie ma ochoty pić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz