Hermiona Granger leżała w swojej
sypialni na łóżku pisząc pamiętnik. Jej myśli błądziły przy blond włosym Ślizgonie,
który był jej „chłopakiem”. Co prawda, udawali, że są ze sobą dopiero trzeci
dzień, ale plotki były tak samo świeże jak pierwszego dnia. Przechodząc
korytarzem ciągle słyszała szepty na swój temat, krytykę, czuła palące i
zazdrosne spojrzenia większości dziewczyn. Nienawidziły jej. Dlaczego
przeciętna Hermiona Granger, szlama, miałaby się spotykać z przystojnym,
bogatym, szlachetnie urodzonym Draconem Malfoyem? I to do tego Ślizgonem!
Przecież to nie ma sensu, stać go na kogoś lepszego.
Co do ich „związku”, to Hermiona
torturowała się wręcz za nieodpowiednie myśli, gdyż mimo iż wiedziała, że
wszystko jest na pokaz, to podobało jej się to. Broniła się przed tym rękami i
nogami, ale czuła jak to wszystko ją przytłacza. Zdawała sobie sprawę, że to
jest udawane, po prostu grane jak w najprawdziwszym teatrze, ale Draco wydawał
się całkiem inny. Nierealny. Był słodki, kochany, wrażliwy i pokazywał, że ona należy
tylko do niego. Był w tym tak prawdziwy, że czasami sama o tym zapominała.
Zatracała się w nim nie pamiętając, że tak naprawdę nie jest jej, a ona jego.
Przypominał jej o tym w brutalny sposób, gdy zostawali sami. Zachowywał się
wtedy jak zwykły, normalny Malfoy. Ociekający drwiną i cynizmem. Najbardziej
jednak bała się tego, że zakocha się w nim. W tym nieprawdziwym Malfoyu. To by
była dla niej największa porażka życia. Owszem, ich prywatne kontakty również
się poprawiły. Gdyby tu nie chodziło o nią
i Malfoya można by było ich nazwać nawet przyjaciółmi.
Malfoyowi, choć ciężko było się do tego
przyznać nawet przed samym sobą, a może głównie przed samym sobą również
podobał się ten układ. Granger nie należała do typu nudnych i sztucznych
panienek z którymi można było się nudzić. Była inteligentna, zabawna i
zadziorna. Dzięki spędzonemu razem czasowi mógł poprawić sobie oceny, a także
podrażnić przebywającego z nimi od czasu do czasu Pottera. Poza tymi
szlachetnymi, jakże ważnymi przykładami, które były przed chwilą podane,
istniały również takie do których się głośno nie przyznawał. Lubił po prostu
jej towarzystwo. Czasami specjalnie wyciągał ją gdzieś, aby móc z nią spędzić
czas. Intrygowała go. Za każdym spotkaniem poznawali się bardziej. Ona nieświadomie
zdejmowała z niego maskę, aby przekonać się jakie jest jego drugie oblicze.
Jednak, gdy miała odkryć coraz więcej, czuła barierę. Draco nie otworzył się do
końca. Zapewne nie potrafi. Sami nie wiedzieli co między nimi było prawdziwe, a
co udawane. Nie potrafili sobie do końca zaufać. Nie chcieli, aby pochłonęło
ich nieznane, zakazane uczucie, które prawdopodobnie sprowadziłoby na nich
cierpienie.
Właśnie teraz, zmierzał w stronę pokoju
swojej „dziewczyny”. Wparadował do niego bez pukania, obserwując z satysfakcją
jak podskakuje na łóżku z przerażenia, szybko chowając swój
pamiętnik. Ponownie naszła go ochota, aby przeczytać co wtedy o nim napisała. Nigdy
się jej nie przyznał, że go czytał. To miało zostać jego tajemnicą do końca
życia. Z trudem oderwał od tego myśli, przybierając na usta swój kpiący
uśmieszek.
-Misiaczku, czas na spacerek. Musimy
trochę pomydlić oczy naszym znajomym. –rzucił obojętnie.
-Teraz, Malfoy? –jęknęła. -Nie masz nic
ciekawszego do roboty?
-Tak, teraz. Nie, nie mam. Nudzę się, a
Zabini znowu gdzieś zniknął. Ty też jak zwykle nic ciekawego nie robisz, tylko
ryjesz nosem w książkach. Sama mówiłaś ostatnio, że cię nie zapraszam na
spacery, więc jak na zawołanie.
Hermiona uniosła wysoko brwi patrząc na
niego z dezaprobatą.
-A znasz takie słowo jak „żart”? Albo
„sarkazm”? Jak nie to polecam słownik.
-Nie, kompletnie nie mam pojęcia o czym
mówisz. –zironizował.- Dobrze wiesz, że nie lubię czytać.
Gryfonka prychnęła pod nosem, ponownie
wracając do swojej lektury. Postanowiła go po prostu zignorować. Jednak jej
współlokator nie pozwolił jej na to, tylko szybko zamknął jej książkę przed
nosem i wziął w swoje ręce.
-Nie ma mowy. Nie będziesz teraz
czytała, gdy mi się nudzi. –warknął, na co ona jeszcze bardziej się zirytowała.
W takich momentach miała go po prostu dość. Ślizgon był po prostu rozpieszczony
i przyzwyczajony do tego, że zawsze dostawał to, co chciał. Ona w każdym razie
nie zamierzała go tak traktować.
-Jaki ty jesteś irytujący! –krzyknęła.
–Znajdź sobie kolegów i przestań mnie wkurzać!
Podeszła do niego próbując wyrwać
książkę z jego rąk, ale schował ją za plecy, uśmiechając się przy tym drwiąco.
Przypomniała jej się podobna sytuacja z początku roku. Już wtedy jej ciało
reagowało niebezpiecznie na jego obecność.
-To moje ulubione zajęcie. –wyszczerzył
się. –A skoro już wstałaś to możemy iść.
-Muszę iść? –spojrzała na niego
błagalnie. Teraz naprawdę nie miała na to ochoty. Chciała odpocząć od niego i
udawanej miłości. Czuła się po prostu tym przytłoczona.
-Nie, pójdę z twoją siostrą
bliźniaczką, której nie masz. –powiedział i przewrócił zirytowany oczami.
-Ooo, czyli jednak wiesz co to żart! A
myślałam, że nie masz poczucia humoru. Co prawda kiepskie, ale..
-Zamknij się, Granger! Podobno chciałaś
dokopać Weasleyowi. Siedząc w dormitorium nie sprawisz, że będzie zazdrosny. No
chyba, że.. –w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Powoli się do niej
zbliżał, lecz ona wiedząc co ma na myśli
szybko zareagowała zatrzymując go dłonią.
-On nie ma być zazdrosny, tylko
udowadniam temu osobnikowi, że ja również mogę kogoś mieć. Skoro on potrafi
znaleźć dziewczynę, to nie mogę być gorsza. Myśli, że jest lepszy, ale to nie
prawda. Jeszcze do tego ślinią się na każdym kroku! Jeżeli myśli, że ja też nie
mogę to się myli!
-To z czym on chodzi nazywasz
dziewczyną? –prychnął blondyn.
-Nie mów o niej per „to”! Nie każdy
musi być piękny! –uderzyła go w tors.
-Sama mi ją opisałaś jako „ludzka siostra
trolla”. –odgryzł się jej drwiąco, widząc, że rumieni się ze wstydu.
-Byłam zdenerwowana! Nie wypominaj mi
takich rzeczy! To się nie liczy!
-Uważasz, że się ślinię? –zapytał
znienacka. –Skoro mówisz, że też możesz, a robisz to tylko ze mną… Myślałem, że
ci się to podoba…
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
Ponownie zaczął się do niej przybliżać. Odsuwała się od niego tak długo, aż
poczuła na plecach ścianę. Rozbawiony oparł ręce na wysokości jej głowy i
pochylił się.
-Jeżeli nie pójdziesz ze mną teraz na
spacer, to rozpowiem w całej szkole, że zmusiłaś mnie żebym był twoim chłopakiem
i wyjdzie na to, że serio nie potrafisz go znaleźć.
Gryfonka odepchnęła go momentalnie od
siebie i spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka z nadzieją, że może wypuści z
nich lasery jak w filmach o superbohaterach, które poparzą tego tlenionego
dupka. Tak, Malfoy bez wątpienia nim był. I co z tego, że był przystojnym
dupkiem? Ominęła go ze złością, narzuciła na siebie płaszczyk i wyszła
zostawiając za sobą zadowolonego z siebie.
~~*~~
Draco dogonił ją na schodach. Szła
obrażona nie zwracając na niego uwagi. Objął ją ramieniem, na co ona spojrzała
na niego groźnym wzrokiem i zrzuciła je z siebie. Mimo wszystko przeszło przez
nią przyjemne uczucie, które bardzo chciałaby zignorować. Przez całą drogę
przez hogwarckie korytarze nie potrafili przestać sobie dogryzać. To już po
prostu leżało w ich naturze. Nie ważne w jakiej sytuacji się znajdowali. Ironia
była praktycznie nieodłączna podczas ich rozmów.
Gdy dotarli do wyjścia na dziedziniec
chwycili się za ręce, przybierając na usta sztuczny uśmiech. Mogłoby się
wydawać, że uczniowie zaczynają się przyzwyczajać do widoku tej dwójki razem.
Ale nie. Nie ważne czy pojawiali się jako para, czy pod wpływem zaklęcia
podczas szlabanu. Zawsze wywoływali taki sam szok.
-Czy to się kiedyś skończy? –jęknęła
Gryfonka. To ona najbardziej odczuwała to wszystko. Nie była przyzwyczajona do
takiego zainteresowania jej osobą.
-Wątpię. W końcu chodzisz z
najprzystojniejszym chłopakiem w Hogwarcie.–odpowiedział drwiąco.
-I najskromniejszym. –dodała z
westchnięciem.
-Też. Nie zapomnij dodać, że
najbogatszym. Może ktoś stwierdzi, że lecisz na kasę.
Hermiona przewróciła oczami. Jeszcze
tylko tego jej brakowało.
-A powiesz mi gdzie idziemy? –zapytała.
-Na spacer.
-Ale gdzie?
-No na błonia.
Szatynka westchnęła. Było południe.
Wtedy najwięcej osób spędzało swój czas wolny właśnie na błoniach. Listopad w
tym roku nie był szczególnie chłodny, więc na pewno kręci się tam teraz sporo
uczniów. Miała dość ich oskarżających spojrzeń. Chciała zrobić na złość Ronowi,
a nie całej szkole. Skoro mowa o rudzielcu… Z satysfakcją sobie przypomniała
jego minę, gdy weszła z Malfoyem do Wielkiej Sali. Wyglądał jakby zjadł całą
garść krwotoczek truskawkowych Freda i George’a.
Wyszli na zalane listopadowym słońcem
błonia. Większość uczniów poubierana w szaliki i kurtki spacerowała sobie
wydeptanymi dróżkami, siedziała w grupkach nad jeziorem lub korzystała z
ostatnich promieni słońca nagrzewając zarumienione od chłodnego powietrza
twarze.
Poczuła jak Draco ściska jej dłoń mocniej splatając swoje palce z jej, jakby próbując dodać otuchy. Przemierzali
powoli błonia zamyśleni. Nie potrzebowali rozmowy. Cisza między nimi nie
wydawała się ciążąca. To takie zaskakujące. Jeszcze dwa miesiące temu byli w
stanie się nawzajem pozabijać, a teraz spacerują sobie po hogwarckich błoniach
za rękę, jak gdyby nigdy nic. Wszystko się tak bardzo zdążyło pozmieniać w tak
krótkim czasie. W pewnej chwili Ślizgon przystanął i przyciągnął ją do siebie. Była
od niego niższa o głowę, więc oparł podbródek o jej czubek. Dlaczego to zrobił?
Chciał po prostu mieć ją blisko. Przy niej czuł się inny. Nie czuł się zły.
Przy niej potrafił dostrzegać dobre strony. A teraz po postu postanowił zrobić coś, o co się nie podejrzewał.
-O co chodzi, Malfoy? Następna scenka?
–zapytała znudzona, lecz jej serce biło szybko, czekając na jego dotyk.
-Nie tym razem. –powiedział cicho i
zawahał się. -Słuchaj Granger, chcę cię przeprosić.
-Przeprosić? Za co? –zapytała zaskoczona.
Takie słowa rzadko wydobywały się z ust Dracona Malfoya. Chciała się od niego
odsunąć aby na niego spojrzeć, ale nie pozwolił na to. Wystarczająco ciężko
było mu to wykrztusić, a co dopiero pod jej palącym spojrzeniem.
-Za… za całe te siedem lat.
Czuła jak przyciska ją do siebie w
mocnym uścisku. Dla niego było to swojego rodzaju poniżające. Nie był typem
człowieka, który przepraszał. Teraz dodatkowo obawiał się jej reakcji,
odpowiedzi. Dlaczego miała mu przebaczyć? Zasłużył na to? Nadal był wobec niej
chamski, niemiły, obrażał ją. Czy to, iż mu przebaczy cokolwiek zmieni? Nic, bo
on dalej będzie ją ranił.
-Dlaczego to robisz? –szepnęła w jego
tors.
To było dobre pytanie, lecz nie
posiadało odpowiedzi. Ten pomysł przyszedł tak nagle, jakby decyzja dopiero w
niego uderzyła.
-Nie uważasz, że między nami nastąpiło
parę zmian?
-No cóż… Owszem, nastąpiło. Rozmawiamy
ze sobą.
-Dlatego nie chciałem tego tak
zostawić. –mruknął.
-Czyżby Draco Malfoy miał sumienie?
–zapytała drwiąco.
-Nie wiem, Granger. To jak, wybaczasz
mi?
-Sama nie wiem. Nie jest tak łatwo
wybaczyć te wszystkie lata. Wiesz chociaż za co mnie przepraszasz? Byłeś
dupkiem. Szczerze, to nadal czasami jesteś.
Draco westchnął. Zaczął żałować, że
rozpoczął tą rozmowę, ale teraz już nie mógł się wycofać.
-Wystarczy, że powiem, że za to iż
byłaś dla mnie nikim? Wredną, przemądrzałą i irytującą przyjaciółeczką Pottera
i Weasleya? Osobą, którą poniżałem i obrażałem na każdym kroku?
-Tak, to prawda. Robiłeś to. Myślisz,
Malfoy, że jesteś lepszy od wszystkich, ale to nieprawda. Czy to coś zmieni, że
mnie przeprosisz, a za chwilę nazwiesz szlamą? Teraz jestem już dla ciebie
kimś? –zapytała drżącym od emocji głosem. Ten temat ją bolał. Każde
wspomnienie, gdy ją obrażał, naśmiewał się…
-Teraz cię toleruję. Gdyby nie, to nie
poniżałbym się aż tak bardzo żeby udawać twojego chłopaka tylko dlatego, aby
dokuczyć Weasleyowi. Nie przepraszałbym cię też w tym momencie, bo tak naprawdę
nie interesowałoby mnie twoje zdanie. –powiedział chłodno. Powoli przestawał
nad sobą panować. Wiedział, że Granger ma rację, ale nie potrafił tego
zaakceptować. Ta sytuacja była dla nich obojga trudna.
Hermionę to zabolało. Z jednej strony
próbował ją przeprosić, a z drugiej mówił o tym, że się poniża udając jej
chłopaka a także przez to, że właśnie przeprasza. Była tego pewna, że był
zachwiany emocjonalnie. Sam nie wiedział czego tak naprawdę chce.
-Nie musiałeś tego robić. –syknęła i
odsunęła się patrząc mu ze złością w oczy. –Sam to zaproponowałeś, Malfoy!
Zapomniałeś?! To ty zacząłeś mnie przepraszać, a teraz mówisz, że się poniżasz!
Kilku przechodzących uczniów popatrzyło
na nich z zaciekawieniem nastawiając uszy. Ślizgon ponownie szybko ją do siebie
przyciągnął i zgromił tamtych spojrzeniem.
-Wiem, Granger, nie bulwersuj się tak!
Nie o to mi chodziło, naprawdę… Nie potrafię do cholery tego zrobić inaczej! –warknął.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
Malfoy nigdy wprost nie mówił o swoich uczuciach. Właściwie ciężko było
wyczytać z niego co w danym momencie czuje. Ojciec wychowywał go w bezwzględny
sposób. Dla niego miłość, dobroć nie powinny nawet istnieć. Przeprosiny
również. Niektórzy butni czarodzieje nie potrafili się zdobyć nawet na krótkie
spojrzenie.
-Pierwsze trzy lata sobie odbiłam
uderzając cię w twarz. –powiedziała spokojnie z lekkim drwiącym uśmiechem.
Skoro Malfoyowi zależało, aby ją przeprosić, ale sobie nie radził, postanowiła
mu w tym pomóc.
-Prawie mi wtedy nos złamałaś. –warknął
z lekkim wyrzutem.
-Ty za każdym razem łamałeś mi serce.
Jak myślisz, kto miał gorzej? –zapytała, ale po chwili zdzieliła się w myślach.
Nie powinna odsłaniać przed nim swoich uczuć. Odchrząknęła więc szybko.
–Dziwne, że swojego ojca na mnie nie nasłałeś.
-W tej chwili nie mogłem. –uśmiechnął
się lekko. –Jak myślisz, jakby zareagował, gdybym mu powiedział, że pobiła mnie
dziewczyna, a dodatkowo z mugolskiej rodziny?
Hermiona roześmiała się wrednie.
-Wydziedziczyłby cię. –W tym momencie
poczuła się dumna. Dobrze wiedziała, że za ten cios miała ogromny szacunek u
swoich przyjaciół, lecz myśl o tym, że Malfoy był się o tym powiedzieć ojcu
napawała ją ogromną uciechą. Śmiała się do siebie w duchu, lecz po chwili
zamarła, gdy Ślizgon wypowiedział trzy słowa.
-Uderz mnie, Granger.
-Że co proszę? –zapytała głupio. Zamrugała
zaskoczona jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Jednak podniosła rękę.
Nakierowała ją na blondyna i gdy ten czekał na uderzenie poczuł, jak jej mała
rączka czochra jego platynowe włosy.
-Nie, Malfoy. Może jesteś dupkiem,
kretynem oraz idiotą, a także tlenioną fretką i byłym zawszawionym
śmierciożercą…
-Nie przeginasz, Granger? –warknął, ale
Hermiona zignorowała go.
-Wybaczam ci, Malfoy. Mimo twoich wad.
Ogromnych wad. No.. może przynajmniej spróbuję ci wybaczyć. Wiedz tylko, że nie
zapomnę o tym wszystkim. To nie jest możliwe. Nie wymagaj ode mnie za dużo.
Potrzebuję do tego czasu.
-Naprawdę? –teraz to on otworzył ze
zdumienia oczy. Postanowił ją przeprosić, ale nie liczył się z tym, że może mu
wybaczyć. Wiedział, że ją bardzo mocno ranił, ale jeszcze do niedawna cieszyło
go to.
-Tak, naprawdę. Ale spróbuj mnie
jeszcze obrazić, a tym razem naprawdę złamię ci nos. –ostrzegła, wbijając w
niego groźnie spojrzenie. Po chwili jednak pisnęła, czując jak Ślizgon podnosi
ją na rękach i obraca w powietrzu.
-Dzięki, Granger.
Nie wiedziała, że tak bardzo ucieszy ją
taki moment. Szczerze, to chyba nawet w najgłębszych snach nie wyobrażała sobie
tego. On też wyglądał na zadowolonego. Bardzo rzadko widywała taki uśmiech na
jego przystojnej twarzy. Zarumieniona przypatrywała się mu przez chwilę. Malfoy
objął ją ramieniem i nie zważając na to, że jego chłodna maska ześliznęła się z
jego twarzy, ruszył przed siebie zmierzając w
stronę zamku.
~~*~~
-Harry to naprawdę nie jest takie
trudne! –westchnęła Hermiona z lekką irytacją.
W bibliotece rozległ się głośny jęk
czarnowłosego chłopaka z Gryffindoru, na którego czole znajdowała się blizna w
kształcie błyskawicy. Od dobrej godziny walczył ze zrozumieniem zaklęcia. Nawet
dzięki cennym radom przyjaciółki szło mu bardzo opornie.
-Ciszej Harry, bo Pince nas stąd
wywali, jak zobaczy, że czarujesz w jej ukochanej bibliotece!- zganiła go z
groźną miną.
Harry rzucił jej przepraszające
spojrzenie , lecz po
chwili zmieniło się w niemal błagalne.
-Gdybym może był w połowie tak mądry
jak ty, to bym to ogarnął.
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie i
westchnęła.
-Jeszcze raz. Mówisz Episki Rotardum i machasz różdżką, o
tak! –pokazała w powietrzu ruch dłonią.
Potter wziął głęboki wdech i spróbował
ponownie. Nie odniósł jednak większych rezultatów.
-Nie potrafię! –zdenerwował się.
-Bo za bardzo się denerwujesz. –powiedziała
spokojnie. -Nie rób tego tak gwałtownie, tylko skup się. I wymawiaj wyraźniej.
-Jestem za głupi na to zaklęcie,
Hermiono!
-I mówi to ten, do którego należy
obowiązek pokonania najstraszniejszego czarnoksiężnika naszych czasów.
-Nie pomagasz.
Hermiona ponownie westchnęła i wstała z
miejsca. Stanęła za nim przytrzymując jego dłoń.
-Powiedz formułę zaklęcia, a ja
poprowadzę twoją dłoń.
-Udało mi się. –stwierdził z
zaskoczeniem po następnej próbie. Sam ledwo mógł w to uwierzyć. –Jesteś wielka,
Hermiono.
Dziewczyna zarumieniła się soczyście i
posłała mu delikatny uśmiech.
-A właśnie, znalazłaś coś nowego na
temat diademu?
Jej uśmiech od razu przygasł, a ona
sama usiadła zrezygnowana z powrotem przy stoliku.
-Niestety nie. Starałam się, naprawdę.
Pytałam Krukonów, rozmawiałam z Luną i nic nie wiedzą o zaginionym diademie. Totalnie
nikt nic nie wie. Znaczy wiedzą tyle co my, ale nie wiedzą gdzie może się teraz
znajdować. Wszyscy powtarzają to samo: „Zaginął już miliony lat temu”.
Harry zrobił zawiedzioną minę.
-Może ten diadem wcale nie jest
horkruksem. Żałuję też, że nie znaleźliśmy prawdziwego medalionu. Tamta wyprawa
rok temu wydaje się być bezsensowna.
-Nie prawda. –zaprzeczyła. –Wiemy, że
ktoś również wiedział o horkruksach i próbował je zniszczyć. Co do medalionu,
to mam parę pomysłów.
-Naprawdę? –zaświeciły się oczy
brunetowi. -Myślisz, że Dumbledore poszedłby z nami gdybyśmy odkryli gdzie się
znajduje prawdziwy?
-Harry, Dumbledore jest bardzo
osłabiony po wydarzeniach w tamtej jaskini. Wątpię czy dałby radę. Jest
potężnym czarodziejem, ale myślę, że to może być ponad jego siły.
-Wiem, ale miałem nadzieję…
-Damy radę jakoś, zobaczysz! –posłała
mu pocieszający uśmiech i poklepała po ramieniu. –Nie raz staliśmy przed
ciężkimi zadaniami i dawaliśmy radę. Musimy po prostu zrobić to wspólnie.
Ich rozmowę przerwało wejście do
biblioteki dwóch Ślizgonów. Podeszli do stolika przy którym siedzieli. Draco
natychmiast usiadł obok Hermiony cmokając ją w policzek, jakby to była
najzwyklejsza rzecz na świecie. Gryfonka ciągle czuła w tym miejscu dotyk jego
ust.
-Cześć, księżniczko. –mruknął z lekką
ironią. Dobrze wiedział, że dziewczyna nie jest przyzwyczajona do takich
zdrobnień. Za każdym razem spoglądała wtedy na niego, jakby przybył z innej
planety. –Siema, Potter.
-Siema Malfoy, cześć Zabini. –posłał
drugiemu Ślizgonowi lekki uśmiech i uścisnął dłoń. Draco spojrzał zaskoczony na
przyjaciela i uniósł wysoko brwi. Od kiedy to on i Potter są do siebie tak
przyjacielsko nastawieni?
-Hermiona, spotkamy się potem? –zapytał
ciemnowłosy zwracając się do niej. Z irytacją dostrzegł, że była zajęta
wpatrywaniem się w Malfoya.
-Ee, tak jasne. –rzuciła mu
przepraszające spojrzenie.
-Tak, ja też was zostawię, gołąbeczki.
–powiedział Zabini drwiąco, na co Hermiona wraz z Draco wysłali mu groźne spojrzenie.
Mulat nic sobie z tego nie robiąc wyszedł z biblioteki wraz z Potterem.
-Granger..- szepnął jej do ucha Draco,
gdy zostali sami. Wzdrygnęła się, czując jego wargi na swoim uchu. Spojrzała na
niego pytająco, próbując zrobić obojętną minę.
-Czego chcesz?
-Skoro jesteś moją dziewczyną, to nie
mogłabyś mi napisać zadania domowego?
-Właśnie. Dziewczyną. Nie służącą. Ale
jak chcesz to mogę ci pomóc. –zaproponowała ze „słodkim” uśmiechem.
-Skoro nie możesz zrobić tego inaczej…
–westchnął, robiąc niezadowoloną minę.
Oczywiście, wyszło tak jak chciał tego
Malfoy. Mimo iż powiedziała, że tylko pomoże to wyszło na to, że napisała je
sama osobiście. On tylko leżał oparty na stoliku, okręcając sobie jej włosy na
palce. Był tym tak zafascynowany, że nawet nie widział, jak zaczyna ją to
irytować, gdyż nie mogła się przez to skupić. Każda jego bliskość działała na
nią niepokojąco.
-Draco, kochanie..-powiedziała
przesłodzonym głosem. –Czy MÓGŁBYŚ PROSZĘ SIĘ ZA BARDZO TERAZ NIE WCZUWAĆ W
ROLĘ?! –syknęła cicho.
-Czyżbym cię rozpraszał? Nie mów
Granger, że nie potrafisz się skupić. –uśmiechnął się łobuzersko.
-A chcesz pisać to wypracowanie sam?
–zagroziła.
-Przecież nic nie robię. –uniósł ręce w
obronnym geście.
Hermiona westchnęła teatralnie. Wróciła
do swojego zajęcia, lecz już po chwili podniosła triumfalnie głowę.
-Skończyłam!
-Nie wierzę, że to mówię, ale… Granger,
nie wiem jak to robisz, ale rób tak dalej.
Kolejny raz tego dnia policzki Hermiony
przyozdobiły rumieńce. Nie była przyzwyczajona do tylu komplementów. Nie od
Dracona Malfoya.
*
Wychodząc z biblioteki rozdzielili się,
gdyż Draco musiał iść na trening Quidditcha. To był jedyny moment, na który
Gryfonka nie zmusiła się, aby iść z nim. Była zbyt zmęczona, a poza tym, sport
ten nie należał do jej ulubionych. Była to świetna okazja, aby w końcu pobyć
samej. Przez ostatnie parę dni można było spotkać tę dwójkę praktycznie
nierozłączną. Posiłki, lekcje, czas wolny spędzali w swoim towarzystwie, więc
ucieszyła się, że w końcu chociaż chwilę może pobyć sama. Malfoy wcale nie był
aż tak zły, jak mogło się wydawać. Był po prostu… charakterystyczny, miał swoje
humory, inne podejście do życia. Hermionie przeszkadzało bardziej to, że to nie
jest prawdziwe. Przebywając z kimś, kto zachowuje się do ciebie w sposób wręcz
fałszywy, udawany na dłuższą metę może być bardzo męczący. Dlatego teraz, w wesołym
humorze oraz z poczuciem wolności, przemierzała korytarze zamku zmierzając do
swojego pokoju. Niedaleko upragnionego wejścia drogę zastąpiła jej grupka
Ślizgonek. Na samym czele stała jej „ulubienica”, Pansy Parkinson. Ślizgonka i
jej koleżanki patrzyły na nią z nienawiścią.
-Ooo, szlama Granger sama? –zapytała
jadowicie.
Hermiona rozejrzała się wokół siebie
teatralnie, jakby kogoś szukała i odpowiedziała chłodno:
-Brawo, Parkinson! Twój mózg zaczyna
działać! Nikogo ze mną nie ma!- zironizowała.
Reszta Ślizgonek lekko się uśmiechnęła,
ale widząc zabójczy wzrok swojej liderki szybko przybrała bojową minę. Jak
można było podlegać komuś takiemu jak Parkinson?!
- Zamknij się, szlamo! I odczep od
Dracusia!
-A nie, jednak się pomyliłam.
–posmutniała brązowooka sztucznie.- Nadal nie działa. Widzisz kogoś, do kogo
jestem przyczepiona?
-Przestań tak do mnie mówić, Granger! Za
dużo sobie pozwalasz! Jednym zaklęciem mogę cię zmieść! Zobaczysz, mój Pan cię
znajdzie. A zresztą wiesz o co chodzi! Nie możesz chodzić z Dracusiem! Jesteś
brzydką szlamą, której nikt nie chce, do tego biedną i aż wstyd się do ciebie
przyznać w rodzinie! On jest mój! Zapamiętaj to sobie! Jesteśmy dla siebie
przeznaczeni!
-Tak? –udała zmartwioną. –Nie
zauważyłam na jego czole nalepki „własność mopsicy, Pansy Parkinson.” Ani w
ŻADNYM innym miejscu na jego ciele. –uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc jak
twarz Ślizgonki zaczyna robić się czerwona ze złości. Wiedziała, że
przesadziła, ale nie mogła pozwolić, aby ktoś taki jak ona ją obrażał.
Parkinson była strasznie denerwującą osobą. Dobrze wiedziała, że mopsica nie
miałaby z nią szans. Tylko, że ich są cztery, a ona jedna. Pansy wyciągnęła
różdżkę z nienawiścią w oczach i miotnęła bez ostrzeżenia zaklęciem. Zacisnęła
powieki, ale zaklęcie odbiło się od niej jak od tarczy. Może faktycznie tak
było, bo za nią stał Draco Malfoy.
-Parkinson, czy cię pojebało?!
–krzyknął rozeźlony. -Dlaczego zaatakowałaś moją dziewczynę?!
-A-ale Dracusiu..
-Nie mów tak do mnie, idiotko!
Był wściekły. Naprawdę wściekły.
Ślizgonka załkała, widząc jego spojrzenie.
-Ona nie jest twoją dziewczyną! Ja nią
jestem!
-Chyba śnisz. –zaśmiał się drwiąco.
–Nie masz w sobie nic, czego nie ma Hermiona. Zaoferuj mi coś lepszego!
-Twój ojciec się o tym dowie. Dobrze
wiesz, że jesteś mój. –syknęła i odeszła z całą swoją świtą rzucając
brązowookiej zabójcze spojrzenie. Hermiona miała wrażenie, że to nie był
jeszcze koniec. Draco skrzywił się lekko na wspomnienie ojca, ale odprowadził
je chłodnym wzrokiem, po czym zwrócił się do Hermiony.
-Nic ci nie jest, Granger?
-Nie, nie… Jest w porządku. Dzięki,
Malfoy. A właściwie to.. nie miałeś być na treningu?
-Miałem. Ale obrońca jest w Skrzydle więc
trening odwołany.
-Cóż za nieszczęście. –zasmuciła się
sztucznie.
-Tak, bo na pewno cię to ruszyło.
–uśmiechnął się zadziornie. –A o co chodziło Parkinson?
-O to co zawsze. –wzruszyła ramionami.
-O to, że jestem szlamą i mam się odczepić, bo jesteś „jej”.
Nagle sobie przypomniała, że tak
właściwie Draco był obiecany Ślizgonce. Chłopak chyba też o tym pomyślał. Dla
żadnego z nich nie było to zbyt radosną nowiną. Szybko weszli do Pokoju
Wspólnego nawet na siebie nie patrząc. Hermiona poczuła się nagle zmęczona.
-Idę spać. –oznajmiła chłodno. Była
zła, trochę zawiedziona.
-Już? –Zdziwił się chłopak. –Ja tu mam
wolne, a ty chcesz mnie olać?
-Dokładnie tak, Malfoy. Jestem
zmęczona. Dobranoc.
-Coś nie tak? –zapytał świdrując ją
spojrzeniem.
-Nie, nie. Wszystko w porządku. Możesz
mnie przepuścić?
Chłopak stał oparty o drzwi jej
dormitorium nie pozwalając jej wejść do środka. Miał wrażenie, że Gryfonka nie
chce mu o czymś powiedzieć. Nie zamierzał naciskać. Czy coś zrobił znowu nie
tak? Nie przypominał sobie nic takiego. Więc o co jej mogło chodzić?
-Nie zapomniałaś o czymś?
-O czym? –warknęła.
-Skoro jesteś moją dziewczyną..
-O nie, czego znowu chcesz? Nie mam
ochoty na twoje gierki, Malfoy!
-Buziaka na dobranoc.
Hermionę zatkało. Poczuła jak w jej
żołądku wzbija się całe stado motyli. Była jednak na niego zła. Nie zamierzała
mu tym razem odpuścić. A dlaczego była zła? Wszystko przez Parkinson. Nie
rozumiała dlaczego ona i Malfoy mieli być dla siebie przeznaczeni. Mopsica była
głupsza od przysłowiowej blondynki. Może i była bogata, ale czy teraz nadal w
starych rodach się na to patrzyło?
-Jestem twoją dziewczyną, tylko przy
reszcie szkoły, a tutaj nikogo z niej nie widzę.
Draco wywrócił oczami, lecz uśmiechnął
się z widoczną ironią.
-Jeżeli tego nie zrobisz, to nie
wpuszczę cię do dormitorium. Wybieraj.
-Malfoy! Czy ty..
Chłopak szybko się nad nią pochylił
zatykając jej usta pocałunkiem. Nie trwał długo, lecz mimo wszystko wywołał w
obojgu całą gamę ogromnych emocji.
Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy się od niej oderwał, a ona wciąż stała
z zamkniętymi oczami, czekając na więcej.
-No, Granger. Dobranoc.
On
jest niemożliwy.. -spojrzała za oddalającym się chłopakiem i z westchnięciem
irytacji weszła do dormitorium. Dlaczego nie potrafiła się zachowywać w
stosunku do niego bardziej asertywnie? Chyba nikt jej na to pytanie nie odpowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz