poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział 15. Gryfonka i Ślizgon.

Hermiona Granger leżała w swojej sypialni na łóżku pisząc pamiętnik. Jej myśli błądziły przy blond włosym Ślizgonie, który był jej „chłopakiem”. Co prawda, udawali, że są ze sobą dopiero trzeci dzień, ale plotki były tak samo świeże jak pierwszego dnia. Przechodząc korytarzem ciągle słyszała szepty na swój temat, krytykę, czuła palące i zazdrosne spojrzenia większości dziewczyn. Nienawidziły jej. Dlaczego przeciętna Hermiona Granger, szlama, miałaby się spotykać z przystojnym, bogatym, szlachetnie urodzonym Draconem Malfoyem? I to do tego Ślizgonem! Przecież to nie ma sensu, stać go na kogoś lepszego.
Co do ich „związku”, to Hermiona torturowała się wręcz za nieodpowiednie myśli, gdyż mimo iż wiedziała, że wszystko jest na pokaz, to podobało jej się to. Broniła się przed tym rękami i nogami, ale czuła jak to wszystko ją przytłacza. Zdawała sobie sprawę, że to jest udawane, po prostu grane jak w najprawdziwszym teatrze, ale Draco wydawał się całkiem inny. Nierealny. Był słodki, kochany, wrażliwy i pokazywał, że ona należy tylko do niego. Był w tym tak prawdziwy, że czasami sama o tym zapominała. Zatracała się w nim nie pamiętając, że tak naprawdę nie jest jej, a ona jego. Przypominał jej o tym w brutalny sposób, gdy zostawali sami. Zachowywał się wtedy jak zwykły, normalny Malfoy. Ociekający drwiną i cynizmem. Najbardziej jednak bała się tego, że zakocha się w nim. W tym nieprawdziwym Malfoyu. To by była dla niej największa porażka życia. Owszem, ich prywatne kontakty również się poprawiły.  Gdyby tu nie chodziło o nią i Malfoya można by było ich nazwać nawet przyjaciółmi.
Malfoyowi, choć ciężko było się do tego przyznać nawet przed samym sobą, a może głównie przed samym sobą również podobał się ten układ. Granger nie należała do typu nudnych i sztucznych panienek z którymi można było się nudzić. Była inteligentna, zabawna i zadziorna. Dzięki spędzonemu razem czasowi mógł poprawić sobie oceny, a także podrażnić przebywającego z nimi od czasu do czasu Pottera. Poza tymi szlachetnymi, jakże ważnymi przykładami, które były przed chwilą podane, istniały również takie do których się głośno nie przyznawał. Lubił po prostu jej towarzystwo. Czasami specjalnie wyciągał ją gdzieś, aby móc z nią spędzić czas. Intrygowała go. Za każdym spotkaniem poznawali się bardziej. Ona nieświadomie zdejmowała z niego maskę, aby przekonać się jakie jest jego drugie oblicze. Jednak, gdy miała odkryć coraz więcej, czuła barierę. Draco nie otworzył się do końca. Zapewne nie potrafi. Sami nie wiedzieli co między nimi było prawdziwe, a co udawane. Nie potrafili sobie do końca zaufać. Nie chcieli, aby pochłonęło ich nieznane, zakazane uczucie, które prawdopodobnie sprowadziłoby na nich cierpienie.
Właśnie teraz, zmierzał w stronę pokoju swojej „dziewczyny”. Wparadował do niego bez pukania, obserwując z satysfakcją jak podskakuje na łóżku z przerażenia, szybko chowając swój pamiętnik. Ponownie naszła go ochota, aby przeczytać co wtedy o nim napisała. Nigdy się jej nie przyznał, że go czytał. To miało zostać jego tajemnicą do końca życia. Z trudem oderwał od tego myśli, przybierając na usta swój kpiący uśmieszek.
-Misiaczku, czas na spacerek. Musimy trochę pomydlić oczy naszym znajomym. –rzucił obojętnie.
-Teraz, Malfoy? –jęknęła. -Nie masz nic ciekawszego do roboty?
-Tak, teraz. Nie, nie mam. Nudzę się, a Zabini znowu gdzieś zniknął. Ty też jak zwykle nic ciekawego nie robisz, tylko ryjesz nosem w książkach. Sama mówiłaś ostatnio, że cię nie zapraszam na spacery, więc jak na zawołanie.
Hermiona uniosła wysoko brwi patrząc na niego z dezaprobatą.
-A znasz takie słowo jak „żart”? Albo „sarkazm”? Jak nie to polecam słownik.
-Nie, kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz. –zironizował.- Dobrze wiesz, że nie lubię czytać.
Gryfonka prychnęła pod nosem, ponownie wracając do swojej lektury. Postanowiła go po prostu zignorować. Jednak jej współlokator nie pozwolił jej na to, tylko szybko zamknął jej książkę przed nosem i wziął w swoje ręce.
-Nie ma mowy. Nie będziesz teraz czytała, gdy mi się nudzi. –warknął, na co ona jeszcze bardziej się zirytowała. W takich momentach miała go po prostu dość. Ślizgon był po prostu rozpieszczony i przyzwyczajony do tego, że zawsze dostawał to, co chciał. Ona w każdym razie nie zamierzała go tak traktować.
-Jaki ty jesteś irytujący! –krzyknęła. –Znajdź sobie kolegów i przestań mnie wkurzać!
Podeszła do niego próbując wyrwać książkę z jego rąk, ale schował ją za plecy, uśmiechając się przy tym drwiąco. Przypomniała jej się podobna sytuacja z początku roku. Już wtedy jej ciało reagowało niebezpiecznie na jego obecność.
-To moje ulubione zajęcie. –wyszczerzył się. –A skoro już wstałaś to możemy iść.
-Muszę iść? –spojrzała na niego błagalnie. Teraz naprawdę nie miała na to ochoty. Chciała odpocząć od niego i udawanej miłości. Czuła się po prostu tym przytłoczona.
-Nie, pójdę z twoją siostrą bliźniaczką, której nie masz. –powiedział i przewrócił zirytowany oczami.
-Ooo, czyli jednak wiesz co to żart! A myślałam, że nie masz poczucia humoru. Co prawda kiepskie, ale..
-Zamknij się, Granger! Podobno chciałaś dokopać Weasleyowi. Siedząc w dormitorium nie sprawisz, że będzie zazdrosny. No chyba, że.. –w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Powoli się do niej zbliżał, lecz  ona wiedząc co ma na myśli szybko zareagowała zatrzymując go dłonią.
-On nie ma być zazdrosny, tylko udowadniam temu osobnikowi, że ja również mogę kogoś mieć. Skoro on potrafi znaleźć dziewczynę, to nie mogę być gorsza. Myśli, że jest lepszy, ale to nie prawda. Jeszcze do tego ślinią się na każdym kroku! Jeżeli myśli, że ja też nie mogę to się myli!
-To z czym on chodzi nazywasz dziewczyną? –prychnął blondyn.
-Nie mów o niej per „to”! Nie każdy musi być piękny! –uderzyła go w tors.
-Sama mi ją opisałaś jako „ludzka siostra trolla”. –odgryzł się jej drwiąco, widząc, że rumieni się ze wstydu.
-Byłam zdenerwowana! Nie wypominaj mi takich rzeczy! To się nie liczy!
-Uważasz, że się ślinię? –zapytał znienacka. –Skoro mówisz, że też możesz, a robisz to tylko ze mną… Myślałem, że ci się to podoba…
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Ponownie zaczął się do niej przybliżać. Odsuwała się od niego tak długo, aż poczuła na plecach ścianę. Rozbawiony oparł ręce na wysokości jej głowy i pochylił się.
-Jeżeli nie pójdziesz ze mną teraz na spacer, to rozpowiem w całej szkole, że zmusiłaś mnie żebym był twoim chłopakiem i wyjdzie na to, że serio nie potrafisz go znaleźć.
Gryfonka odepchnęła go momentalnie od siebie i spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka z nadzieją, że może wypuści z nich lasery jak w filmach o superbohaterach, które poparzą tego tlenionego dupka. Tak, Malfoy bez wątpienia nim był. I co z tego, że był przystojnym dupkiem? Ominęła go ze złością, narzuciła na siebie płaszczyk i wyszła zostawiając za sobą zadowolonego z siebie.

~~*~~

Draco dogonił ją na schodach. Szła obrażona nie zwracając na niego uwagi. Objął ją ramieniem, na co ona spojrzała na niego groźnym wzrokiem i zrzuciła je z siebie. Mimo wszystko przeszło przez nią przyjemne uczucie, które bardzo chciałaby zignorować. Przez całą drogę przez hogwarckie korytarze nie potrafili przestać sobie dogryzać. To już po prostu leżało w ich naturze. Nie ważne w jakiej sytuacji się znajdowali. Ironia była praktycznie nieodłączna podczas ich rozmów. 
Gdy dotarli do wyjścia na dziedziniec chwycili się za ręce, przybierając na usta sztuczny uśmiech. Mogłoby się wydawać, że uczniowie zaczynają się przyzwyczajać do widoku tej dwójki razem. Ale nie. Nie ważne czy pojawiali się jako para, czy pod wpływem zaklęcia podczas szlabanu. Zawsze wywoływali taki sam szok.
-Czy to się kiedyś skończy? –jęknęła Gryfonka. To ona najbardziej odczuwała to wszystko. Nie była przyzwyczajona do takiego zainteresowania jej osobą.
-Wątpię. W końcu chodzisz z najprzystojniejszym chłopakiem w Hogwarcie.–odpowiedział drwiąco.
-I najskromniejszym. –dodała z westchnięciem.
-Też. Nie zapomnij dodać, że najbogatszym. Może ktoś stwierdzi, że lecisz na kasę.
Hermiona przewróciła oczami. Jeszcze tylko tego jej brakowało.
-A powiesz mi gdzie idziemy? –zapytała.
-Na spacer.
-Ale gdzie?
-No na błonia.
Szatynka westchnęła. Było południe. Wtedy najwięcej osób spędzało swój czas wolny właśnie na błoniach. Listopad w tym roku nie był szczególnie chłodny, więc na pewno kręci się tam teraz sporo uczniów. Miała dość ich oskarżających spojrzeń. Chciała zrobić na złość Ronowi, a nie całej szkole. Skoro mowa o rudzielcu… Z satysfakcją sobie przypomniała jego minę, gdy weszła z Malfoyem do Wielkiej Sali. Wyglądał jakby zjadł całą garść krwotoczek truskawkowych Freda i George’a.
Wyszli na zalane listopadowym słońcem błonia. Większość uczniów poubierana w szaliki i kurtki spacerowała sobie wydeptanymi dróżkami, siedziała w grupkach nad jeziorem lub korzystała z ostatnich promieni słońca nagrzewając zarumienione od chłodnego powietrza twarze.
Poczuła jak Draco ściska jej dłoń mocniej splatając swoje palce z jej, jakby próbując dodać otuchy. Przemierzali powoli błonia zamyśleni. Nie potrzebowali rozmowy. Cisza między nimi nie wydawała się ciążąca. To takie zaskakujące. Jeszcze dwa miesiące temu byli w stanie się nawzajem pozabijać, a teraz spacerują sobie po hogwarckich błoniach za rękę, jak gdyby nigdy nic. Wszystko się tak bardzo zdążyło pozmieniać w tak krótkim czasie. W pewnej chwili Ślizgon przystanął i przyciągnął ją do siebie. Była od niego niższa o głowę, więc oparł podbródek o jej czubek. Dlaczego to zrobił? Chciał po prostu mieć ją blisko. Przy niej czuł się inny. Nie czuł się zły. Przy niej potrafił dostrzegać dobre strony. A teraz po postu postanowił zrobić coś, o co się nie podejrzewał.
-O co chodzi, Malfoy? Następna scenka? –zapytała znudzona, lecz jej serce biło szybko, czekając na jego dotyk.
-Nie tym razem. –powiedział cicho i zawahał się. -Słuchaj Granger, chcę cię przeprosić.
-Przeprosić? Za co? –zapytała zaskoczona. Takie słowa rzadko wydobywały się z ust Dracona Malfoya. Chciała się od niego odsunąć aby na niego spojrzeć, ale nie pozwolił na to. Wystarczająco ciężko było mu to wykrztusić, a co dopiero pod jej palącym spojrzeniem.
-Za… za całe te siedem lat.  
Czuła jak przyciska ją do siebie w mocnym uścisku. Dla niego było to swojego rodzaju poniżające. Nie był typem człowieka, który przepraszał. Teraz dodatkowo obawiał się jej reakcji, odpowiedzi. Dlaczego miała mu przebaczyć? Zasłużył na to? Nadal był wobec niej chamski, niemiły, obrażał ją. Czy to, iż mu przebaczy cokolwiek zmieni? Nic, bo on dalej będzie ją ranił.
-Dlaczego to robisz? –szepnęła w jego tors.
To było dobre pytanie, lecz nie posiadało odpowiedzi. Ten pomysł przyszedł tak nagle, jakby decyzja dopiero w niego uderzyła.
-Nie uważasz, że między nami nastąpiło parę zmian?
-No cóż… Owszem, nastąpiło. Rozmawiamy ze sobą.
-Dlatego nie chciałem tego tak zostawić. –mruknął.
-Czyżby Draco Malfoy miał sumienie? –zapytała drwiąco.
-Nie wiem, Granger. To jak, wybaczasz mi?
-Sama nie wiem. Nie jest tak łatwo wybaczyć te wszystkie lata. Wiesz chociaż za co mnie przepraszasz? Byłeś dupkiem. Szczerze, to nadal czasami jesteś.
Draco westchnął. Zaczął żałować, że rozpoczął tą rozmowę, ale teraz już nie mógł się wycofać.
-Wystarczy, że powiem, że za to iż byłaś dla mnie nikim? Wredną, przemądrzałą i irytującą przyjaciółeczką Pottera i Weasleya? Osobą, którą poniżałem i obrażałem na każdym kroku?
-Tak, to prawda. Robiłeś to. Myślisz, Malfoy, że jesteś lepszy od wszystkich, ale to nieprawda. Czy to coś zmieni, że mnie przeprosisz, a za chwilę nazwiesz szlamą? Teraz jestem już dla ciebie kimś? –zapytała drżącym od emocji głosem. Ten temat ją bolał. Każde wspomnienie, gdy ją obrażał, naśmiewał się…
-Teraz cię toleruję. Gdyby nie, to nie poniżałbym się aż tak bardzo żeby udawać twojego chłopaka tylko dlatego, aby dokuczyć Weasleyowi. Nie przepraszałbym cię też w tym momencie, bo tak naprawdę nie interesowałoby mnie twoje zdanie. –powiedział chłodno. Powoli przestawał nad sobą panować. Wiedział, że Granger ma rację, ale nie potrafił tego zaakceptować. Ta sytuacja była dla nich obojga trudna.
Hermionę to zabolało. Z jednej strony próbował ją przeprosić, a z drugiej mówił o tym, że się poniża udając jej chłopaka a także przez to, że właśnie przeprasza. Była tego pewna, że był zachwiany emocjonalnie. Sam nie wiedział czego tak naprawdę chce.
-Nie musiałeś tego robić. –syknęła i odsunęła się patrząc mu ze złością w oczy. –Sam to zaproponowałeś, Malfoy! Zapomniałeś?! To ty zacząłeś mnie przepraszać, a teraz mówisz, że się poniżasz!
Kilku przechodzących uczniów popatrzyło na nich z zaciekawieniem nastawiając uszy. Ślizgon ponownie szybko ją do siebie przyciągnął i zgromił tamtych spojrzeniem.
-Wiem, Granger, nie bulwersuj się tak! Nie o to mi chodziło, naprawdę… Nie potrafię do cholery tego zrobić inaczej! –warknął.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Malfoy nigdy wprost nie mówił o swoich uczuciach. Właściwie ciężko było wyczytać z niego co w danym momencie czuje. Ojciec wychowywał go w bezwzględny sposób. Dla niego miłość, dobroć nie powinny nawet istnieć. Przeprosiny również. Niektórzy butni czarodzieje nie potrafili się zdobyć nawet na krótkie spojrzenie.
-Pierwsze trzy lata sobie odbiłam uderzając cię w twarz. –powiedziała spokojnie z lekkim drwiącym uśmiechem. Skoro Malfoyowi zależało, aby ją przeprosić, ale sobie nie radził, postanowiła mu w tym pomóc.
-Prawie mi wtedy nos złamałaś. –warknął z lekkim wyrzutem.
-Ty za każdym razem łamałeś mi serce. Jak myślisz, kto miał gorzej? –zapytała, ale po chwili zdzieliła się w myślach. Nie powinna odsłaniać przed nim swoich uczuć. Odchrząknęła więc szybko. –Dziwne, że swojego ojca na mnie nie nasłałeś.
-W tej chwili nie mogłem. –uśmiechnął się lekko. –Jak myślisz, jakby zareagował, gdybym mu powiedział, że pobiła mnie dziewczyna, a dodatkowo z mugolskiej rodziny?
Hermiona roześmiała się wrednie.
-Wydziedziczyłby cię. –W tym momencie poczuła się dumna. Dobrze wiedziała, że za ten cios miała ogromny szacunek u swoich przyjaciół, lecz myśl o tym, że Malfoy był się o tym powiedzieć ojcu napawała ją ogromną uciechą. Śmiała się do siebie w duchu, lecz po chwili zamarła, gdy Ślizgon wypowiedział trzy słowa.
-Uderz mnie, Granger.
-Że co proszę? –zapytała głupio. Zamrugała zaskoczona jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Jednak podniosła rękę. Nakierowała ją na blondyna i gdy ten czekał na uderzenie poczuł, jak jej mała rączka czochra jego platynowe włosy.
-Nie, Malfoy. Może jesteś dupkiem, kretynem oraz idiotą, a także tlenioną fretką i byłym zawszawionym śmierciożercą…
-Nie przeginasz, Granger? –warknął, ale Hermiona zignorowała go.
-Wybaczam ci, Malfoy. Mimo twoich wad. Ogromnych wad. No.. może przynajmniej spróbuję ci wybaczyć. Wiedz tylko, że nie zapomnę o tym wszystkim. To nie jest możliwe. Nie wymagaj ode mnie za dużo. Potrzebuję do tego czasu.
-Naprawdę? –teraz to on otworzył ze zdumienia oczy. Postanowił ją przeprosić, ale nie liczył się z tym, że może mu wybaczyć. Wiedział, że ją bardzo mocno ranił, ale jeszcze do niedawna cieszyło go to.
-Tak, naprawdę. Ale spróbuj mnie jeszcze obrazić, a tym razem naprawdę złamię ci nos. –ostrzegła, wbijając w niego groźnie spojrzenie. Po chwili jednak pisnęła, czując jak Ślizgon podnosi ją na rękach i obraca w powietrzu.
-Dzięki, Granger.  
Nie wiedziała, że tak bardzo ucieszy ją taki moment. Szczerze, to chyba nawet w najgłębszych snach nie wyobrażała sobie tego. On też wyglądał na zadowolonego. Bardzo rzadko widywała taki uśmiech na jego przystojnej twarzy. Zarumieniona przypatrywała się mu przez chwilę. Malfoy objął ją ramieniem i nie zważając na to, że jego chłodna maska ześliznęła się z jego twarzy, ruszył przed siebie zmierzając w  stronę zamku.

~~*~~

-Harry to naprawdę nie jest takie trudne! –westchnęła Hermiona z lekką irytacją.
W bibliotece rozległ się głośny jęk czarnowłosego chłopaka z Gryffindoru, na którego czole znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy. Od dobrej godziny walczył ze zrozumieniem zaklęcia. Nawet dzięki cennym radom przyjaciółki szło mu bardzo opornie.
-Ciszej Harry, bo Pince nas stąd wywali, jak zobaczy, że czarujesz w jej ukochanej bibliotece!- zganiła go z groźną miną.
Harry rzucił jej przepraszające spojrzenie , lecz po chwili zmieniło się w niemal błagalne.
-Gdybym może był w połowie tak mądry jak ty, to bym to ogarnął.
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie i westchnęła.
-Jeszcze raz. Mówisz Episki Rotardum i machasz różdżką, o tak! –pokazała w powietrzu ruch dłonią.
Potter wziął głęboki wdech i spróbował ponownie. Nie odniósł jednak większych rezultatów.
-Nie potrafię! –zdenerwował się.
-Bo za bardzo się denerwujesz. –powiedziała spokojnie. -Nie rób tego tak gwałtownie, tylko skup się. I wymawiaj wyraźniej.
-Jestem za głupi na to zaklęcie, Hermiono!
-I mówi to ten, do którego należy obowiązek pokonania najstraszniejszego czarnoksiężnika naszych czasów.
-Nie pomagasz.
Hermiona ponownie westchnęła i wstała z miejsca. Stanęła za nim przytrzymując jego dłoń.
-Powiedz formułę zaklęcia, a ja poprowadzę twoją dłoń.
-Udało mi się. –stwierdził z zaskoczeniem po następnej próbie. Sam ledwo mógł w to uwierzyć. –Jesteś wielka, Hermiono.
Dziewczyna zarumieniła się soczyście i posłała mu delikatny uśmiech.
-A właśnie, znalazłaś coś nowego na temat diademu?
Jej uśmiech od razu przygasł, a ona sama usiadła zrezygnowana z powrotem przy stoliku.
-Niestety nie. Starałam się, naprawdę. Pytałam Krukonów, rozmawiałam z Luną i nic nie wiedzą o zaginionym diademie. Totalnie nikt nic nie wie. Znaczy wiedzą tyle co my, ale nie wiedzą gdzie może się teraz znajdować. Wszyscy powtarzają to samo: „Zaginął już miliony lat temu”.
Harry zrobił zawiedzioną minę.
-Może ten diadem wcale nie jest horkruksem. Żałuję też, że nie znaleźliśmy prawdziwego medalionu. Tamta wyprawa rok temu wydaje się być bezsensowna.
-Nie prawda. –zaprzeczyła. –Wiemy, że ktoś również wiedział o horkruksach i próbował je zniszczyć. Co do medalionu, to mam parę pomysłów.
-Naprawdę? –zaświeciły się oczy brunetowi. -Myślisz, że Dumbledore poszedłby z nami gdybyśmy odkryli gdzie się znajduje prawdziwy?
-Harry, Dumbledore jest bardzo osłabiony po wydarzeniach w tamtej jaskini. Wątpię czy dałby radę. Jest potężnym czarodziejem, ale myślę, że to może być ponad jego siły.
-Wiem, ale miałem nadzieję…
-Damy radę jakoś, zobaczysz! –posłała mu pocieszający uśmiech i poklepała po ramieniu. –Nie raz staliśmy przed ciężkimi zadaniami i dawaliśmy radę. Musimy po prostu zrobić to wspólnie.
Ich rozmowę przerwało wejście do biblioteki dwóch Ślizgonów. Podeszli do stolika przy którym siedzieli. Draco natychmiast usiadł obok Hermiony cmokając ją w policzek, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Gryfonka ciągle czuła w tym miejscu dotyk jego ust.
-Cześć, księżniczko. –mruknął z lekką ironią. Dobrze wiedział, że dziewczyna nie jest przyzwyczajona do takich zdrobnień. Za każdym razem spoglądała wtedy na niego, jakby przybył z innej planety. –Siema, Potter.
-Siema Malfoy, cześć Zabini. –posłał drugiemu Ślizgonowi lekki uśmiech i uścisnął dłoń. Draco spojrzał zaskoczony na przyjaciela i uniósł wysoko brwi. Od kiedy to on i Potter są do siebie tak przyjacielsko nastawieni?
-Hermiona, spotkamy się potem? –zapytał ciemnowłosy zwracając się do niej. Z irytacją dostrzegł, że była zajęta wpatrywaniem się w Malfoya.
-Ee, tak jasne. –rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
-Tak, ja też was zostawię, gołąbeczki. –powiedział Zabini drwiąco, na co Hermiona wraz z Draco wysłali mu groźne spojrzenie. Mulat nic sobie z tego nie robiąc wyszedł z biblioteki wraz z Potterem.
-Granger..- szepnął jej do ucha Draco, gdy zostali sami. Wzdrygnęła się, czując jego wargi na swoim uchu. Spojrzała na niego pytająco, próbując zrobić obojętną minę.
-Czego chcesz?
-Skoro jesteś moją dziewczyną, to nie mogłabyś mi napisać zadania domowego?
-Właśnie. Dziewczyną. Nie służącą. Ale jak chcesz to mogę ci pomóc. –zaproponowała ze „słodkim” uśmiechem.
-Skoro nie możesz zrobić tego inaczej… –westchnął, robiąc niezadowoloną minę.
Oczywiście, wyszło tak jak chciał tego Malfoy. Mimo iż powiedziała, że tylko pomoże to wyszło na to, że napisała je sama osobiście. On tylko leżał oparty na stoliku, okręcając sobie jej włosy na palce. Był tym tak zafascynowany, że nawet nie widział, jak zaczyna ją to irytować, gdyż nie mogła się przez to skupić. Każda jego bliskość działała na nią niepokojąco.
-Draco, kochanie..-powiedziała przesłodzonym głosem. –Czy MÓGŁBYŚ PROSZĘ SIĘ ZA BARDZO TERAZ NIE WCZUWAĆ W ROLĘ?! –syknęła cicho.
-Czyżbym cię rozpraszał? Nie mów Granger, że nie potrafisz się skupić. –uśmiechnął się łobuzersko.
-A chcesz pisać to wypracowanie sam? –zagroziła.
-Przecież nic nie robię. –uniósł ręce w obronnym geście.
Hermiona westchnęła teatralnie. Wróciła do swojego zajęcia, lecz już po chwili podniosła triumfalnie głowę.
-Skończyłam!
-Nie wierzę, że to mówię, ale… Granger, nie wiem jak to robisz, ale rób tak dalej.
Kolejny raz tego dnia policzki Hermiony przyozdobiły rumieńce. Nie była przyzwyczajona do tylu komplementów. Nie od Dracona Malfoya.
*
Wychodząc z biblioteki rozdzielili się, gdyż Draco musiał iść na trening Quidditcha. To był jedyny moment, na który Gryfonka nie zmusiła się, aby iść z nim. Była zbyt zmęczona, a poza tym, sport ten nie należał do jej ulubionych. Była to świetna okazja, aby w końcu pobyć samej. Przez ostatnie parę dni można było spotkać tę dwójkę praktycznie nierozłączną. Posiłki, lekcje, czas wolny spędzali w swoim towarzystwie, więc ucieszyła się, że w końcu chociaż chwilę może pobyć sama. Malfoy wcale nie był aż tak zły, jak mogło się wydawać. Był po prostu… charakterystyczny, miał swoje humory, inne podejście do życia. Hermionie przeszkadzało bardziej to, że to nie jest prawdziwe. Przebywając z kimś, kto zachowuje się do ciebie w sposób wręcz fałszywy, udawany na dłuższą metę może być bardzo męczący. Dlatego teraz, w wesołym humorze oraz z poczuciem wolności, przemierzała korytarze zamku zmierzając do swojego pokoju. Niedaleko upragnionego wejścia drogę zastąpiła jej grupka Ślizgonek. Na samym czele stała jej „ulubienica”, Pansy Parkinson. Ślizgonka i jej koleżanki patrzyły na nią z nienawiścią.
-Ooo, szlama Granger sama? –zapytała jadowicie.
Hermiona rozejrzała się wokół siebie teatralnie, jakby kogoś szukała i odpowiedziała chłodno:
-Brawo, Parkinson! Twój mózg zaczyna działać! Nikogo ze mną nie ma!- zironizowała.
Reszta Ślizgonek lekko się uśmiechnęła, ale widząc zabójczy wzrok swojej liderki szybko przybrała bojową minę. Jak można było podlegać komuś takiemu jak Parkinson?!
- Zamknij się, szlamo! I odczep od Dracusia!
-A nie, jednak się pomyliłam. –posmutniała brązowooka sztucznie.- Nadal nie działa. Widzisz kogoś, do kogo jestem przyczepiona?
-Przestań tak do mnie mówić, Granger! Za dużo sobie pozwalasz! Jednym zaklęciem mogę cię zmieść! Zobaczysz, mój Pan cię znajdzie. A zresztą wiesz o co chodzi! Nie możesz chodzić z Dracusiem! Jesteś brzydką szlamą, której nikt nie chce, do tego biedną i aż wstyd się do ciebie przyznać w rodzinie! On jest mój! Zapamiętaj to sobie! Jesteśmy dla siebie przeznaczeni!
-Tak? –udała zmartwioną. –Nie zauważyłam na jego czole nalepki „własność mopsicy, Pansy Parkinson.” Ani w ŻADNYM innym miejscu na jego ciele. –uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc jak twarz Ślizgonki zaczyna robić się czerwona ze złości. Wiedziała, że przesadziła, ale nie mogła pozwolić, aby ktoś taki jak ona ją obrażał. Parkinson była strasznie denerwującą osobą. Dobrze wiedziała, że mopsica nie miałaby z nią szans. Tylko, że ich są cztery, a ona jedna. Pansy wyciągnęła różdżkę z nienawiścią w oczach i miotnęła bez ostrzeżenia zaklęciem. Zacisnęła powieki, ale zaklęcie odbiło się od niej jak od tarczy. Może faktycznie tak było, bo za nią stał Draco Malfoy.
-Parkinson, czy cię pojebało?! –krzyknął rozeźlony. -Dlaczego zaatakowałaś moją dziewczynę?!
-A-ale Dracusiu..
-Nie mów tak do mnie, idiotko!
Był wściekły. Naprawdę wściekły. Ślizgonka załkała, widząc jego spojrzenie.
-Ona nie jest twoją dziewczyną! Ja nią jestem!
-Chyba śnisz. –zaśmiał się drwiąco. –Nie masz w sobie nic, czego nie ma Hermiona. Zaoferuj mi coś lepszego!
-Twój ojciec się o tym dowie. Dobrze wiesz, że jesteś mój. –syknęła i odeszła z całą swoją świtą rzucając brązowookiej zabójcze spojrzenie. Hermiona miała wrażenie, że to nie był jeszcze koniec. Draco skrzywił się lekko na wspomnienie ojca, ale odprowadził je chłodnym wzrokiem, po czym zwrócił się do Hermiony.
-Nic ci nie jest, Granger?
-Nie, nie… Jest w porządku. Dzięki, Malfoy. A właściwie to.. nie miałeś być na treningu?
-Miałem. Ale obrońca jest w Skrzydle więc trening odwołany.
-Cóż za nieszczęście. –zasmuciła się sztucznie.
-Tak, bo na pewno cię to ruszyło. –uśmiechnął się zadziornie. –A o co chodziło Parkinson?
-O to co zawsze. –wzruszyła ramionami. -O to, że jestem szlamą i mam się odczepić, bo jesteś „jej”.
Nagle sobie przypomniała, że tak właściwie Draco był obiecany Ślizgonce. Chłopak chyba też o tym pomyślał. Dla żadnego z nich nie było to zbyt radosną nowiną. Szybko weszli do Pokoju Wspólnego nawet na siebie nie patrząc. Hermiona poczuła się nagle zmęczona.
-Idę spać. –oznajmiła chłodno. Była zła, trochę zawiedziona.
-Już? –Zdziwił się chłopak. –Ja tu mam wolne, a ty chcesz mnie olać?
-Dokładnie tak, Malfoy. Jestem zmęczona. Dobranoc.
-Coś nie tak? –zapytał świdrując ją spojrzeniem.
-Nie, nie. Wszystko w porządku. Możesz mnie przepuścić?
Chłopak stał oparty o drzwi jej dormitorium nie pozwalając jej wejść do środka. Miał wrażenie, że Gryfonka nie chce mu o czymś powiedzieć. Nie zamierzał naciskać. Czy coś zrobił znowu nie tak? Nie przypominał sobie nic takiego. Więc o co jej mogło chodzić?
-Nie zapomniałaś o czymś?
-O czym? –warknęła.
-Skoro jesteś moją dziewczyną..
-O nie, czego znowu chcesz? Nie mam ochoty na twoje gierki, Malfoy!
-Buziaka na dobranoc.
Hermionę zatkało. Poczuła jak w jej żołądku wzbija się całe stado motyli. Była jednak na niego zła. Nie zamierzała mu tym razem odpuścić. A dlaczego była zła? Wszystko przez Parkinson. Nie rozumiała dlaczego ona i Malfoy mieli być dla siebie przeznaczeni. Mopsica była głupsza od przysłowiowej blondynki. Może i była bogata, ale czy teraz nadal w starych rodach się na to patrzyło?
-Jestem twoją dziewczyną, tylko przy reszcie szkoły, a tutaj nikogo z niej nie widzę.
Draco wywrócił oczami, lecz uśmiechnął się z widoczną ironią.
-Jeżeli tego nie zrobisz, to nie wpuszczę cię do dormitorium. Wybieraj.
-Malfoy! Czy ty..
Chłopak szybko się nad nią pochylił zatykając jej usta pocałunkiem. Nie trwał długo, lecz mimo wszystko wywołał w obojgu całą gamę ogromnych emocji.  Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy się od niej oderwał, a ona wciąż stała z zamkniętymi oczami, czekając na więcej.
-No, Granger. Dobranoc.
On jest niemożliwy.. -spojrzała za oddalającym się chłopakiem i z westchnięciem irytacji weszła do dormitorium. Dlaczego nie potrafiła się zachowywać w stosunku do niego bardziej asertywnie? Chyba nikt jej na to pytanie nie odpowie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz