Końcówka listopada mijała uczniom
Hogwartu coraz bardziej nerwowo. Wszyscy byli czymś zajęci, wiecznie zabiegani
i zmęczeni. Większa część piątoklasistów oraz siódmoklasistów spędzała czas nad
książkami i notatkami ucząc się do egzaminów. Biblioteka z każdym dniem stawała
się coraz bardziej zaludniona, a błonia opuszczone. Część uczniów nadrabiała
także zadania domowe, ponieważ tylko niecały miesiąc został do zakończenia
pierwszego semestru i wyjazdu na przerwę świąteczną do domów. Uczniowie, którzy
należeli do drużyn quidditcha mieli dodatkowo czas zajęty, gdyż poświęcali go
treningowi, który wbrew pozorom okazywał się cięższy niż esej z eliksirów. Tak
się złożyło, że kapitanowie drużyn należeli do siódmego roku i każdy chciał
wygrać Puchar, dać z siebie wszystko w ostatnich momentach jego kariery. Nie
oszczędzali więc swoich zawodników wyciskając z nich siódme poty.
Hermiona, mimo, że oczywiście była
najbardziej zapracowaną uczennicą w całym zamku, radziła sobie najlepiej.
Wszyscy ci, którzy dotychczas śmiali się z niej, że jest kujonką w tym momencie
mogli jej tylko pozazdrościć. Dziewczyna współczuła Harry’emu, który wracał
późnym wieczorem, cały przemoczony i schorowany, a następnie musiał zabrać się
za nadrabianie swoich wypracowań. Ale nie tylko jemu współczuła. Przecież do
drużyny Gryffindoru należał także Ron oraz Ginny. Gdy przychodzili z treningów,
w Pokoju Wspólnym zawsze czekał na nich gotowy i ciepły posiłek przygotowany
przez ich przyjaciółkę.
-Jesteeś naylepsza, Ermiono. –mówił jej
co wieczór Ron z pełną buzią.
-Wiem, ale mógłbyś przestać ciągle to
powtarzać. Przynajmniej z pełną buzią. –uśmiechnęła się.
Gdy Weasley zakrztusił się kawałkiem
kurczaka i wypluł połowę zawartości ust na swój talerz zrobiła zniesmaczoną
minę.
-Jesteś jak dziecko. To obrzydliwe.
Dlaczego wkładasz całego kurczaka, zamiast po kawałku, przecież nikt ci nie
zabierze tego z talerza. –spojrzała na niego karcąco.
-Tak jest smaczniejszy! Sama spróbuj!
Zresztą.. Nie jestem pewien. –nagle zaczął szeptać. –Zobacz, Neville
podejrzanie ze smakiem wpatruje się w mój talerz.
Hermiona przyjrzała się wskazanemu
koledze i zaśmiała się, gdy zobaczyła, że Ronald objął opiekuńczym ramieniem
swój „łup” jakby bał się, że Neville się na niego rzuci.
-No ja nie wiem czy ten wzrok wygląda
na wygłodniały… Ron! Jesteś naprawdę okropny! –wykrzyczała, gdy zorientowała
się, że rudzielec ponownie włożył sobie do ust papkę, która przed chwilą
spoczywała na talerzu przed nim.
*
Niestety, był to też okres pechowy dla
niektórych par. Ginny i Blaise, którzy byli praktycznie nierozłączni, mało się
widywali ostatnimi czasy. Blaise także trenował, a co za tym idzie- Malfoy
również, więc Hermiona siedziała sama, bez przyjaciół (oraz Malfoya, który jej
tylko zawadzał) i uczyła się do OWTM-ów wiedząc, że do wieczora nikt jej nie
przeszkodzi. Cieszyła się, że w końcu mogła poświęcić czas na naukę. Mimo, iż
obiecała sobie na początku roku, że będzie sumiennie się uczyć, aby móc zostać
Uzdrowicielem, wrzesień i październik jej na to nie pozwoliły. Te miesiące były
zakręcone tymi wszystkimi sprawami, nawet jak dla niej. Bycie Prefektem
Naczelnym okazało się cięższe niż myślała, do tego musiała zorganizować imprezę
z Malfoyem, spędzać szlaban z Malfoyem, pokłócić się z Ronem i Malfoyem,
patrole też musiała odbywać z Malfoyem, większość spraw dotyczyła Malfoya,
choroba.. przez Malfoya. Tak, wszystko się kręciło wokół niego. Tego
arystokratycznego głupka z przylizaną blond grzywką. A na dodatek wszystkie te
sprawy zdarzyły się w zaledwie trzy miesiące. Nie miała pojęcia jak mogło się
to stać. Dlatego, resztę listopada postanowiła poświęcić miłości do nauki,
czując się jakby znowu była sobą.
Spotykała się też od czasu do czasu na
spacerach z Teodorem, z którym załapała bardzo dobry kontakt i który- mimo, że
tak jak Zabini i Malfoy przebywał większość czasu na treningach, zdobywał
trochę czasu dla niej. Były to spotkania niezobowiązujące do niczego, czysto
przyjacielskie. Przynajmniej dla niej. Raz nawet zapytała go czy w ogóle ma
czas się uczyć. Usłyszała tylko:
-No co ty Mionka, uczyć się? Teraz?
Mamy szmat czasu do egzaminów! A zresztą… przyjemniej się siedzi z tobą niż
randkować z transmutacją.
Dziewczyna się cieszyła, że Ślizgon
również lubi jej towarzystwo, ale niezbyt była zadowolona, że zawala naukę. Dla
niej była to poważna sprawa. Przecież nie tylko jej zależy, aby dobrze zdać
egzaminy, prawda?
*
Draco za to ostatnimi czasy miał bardzo
zły humor. Chociaż zły, to za mało powiedziane. Nazwałabym go wściekłym. Nie
miał nawet ochoty patrzeć na Notta, przez którego tracił ważną osobę.
Przynajmniej tak to postrzegał. Przez niego, Hermionę, Voldemorta i całe to
zamieszanie wokół niego, nic mu nie wychodziło. Odbijało się to oczywiście na
nauce, a także na jego ukochanym Quidditchu. Zamiast emanować tryskającą
radością z grania, z każdym treningiem szedł jak na ścięcie z nadzieją, że
jakiś tłuczek może uderzy ze śmiertelną siłą w Notta.
-Stary, co się z tobą dzieje? –zapytał
go Blaise po jakimś czasie. Dobrze widział, że jego przyjaciel od jakiegoś
czasu snuje się i zachowuje inaczej niż zwykle. Malfoy należał raczej do osób,
które zawsze miały na sobie przyklejoną maskę arogancji, lecz w tym momencie
znajdował się na jej miejscu tylko grymas złości.
-Ale o co chodzi? –spojrzał na niego
obojętnie.
-Chodzisz od jakiegoś czasu markotny i
wkurzony na cały świat. Wyzywasz wszystkich, których napotkasz, a zabijasz
wzrokiem tych, którzy tylko się do ciebie odezwą! Gdy się o coś pytam, to
burkniesz coś tam sobie i udajesz, że nie słyszysz. Nawet znicza złapać nie
potrafisz! Potter nas rozniesie w pierwszym meczu i Ginny nie da mi spokoju!
-Skoro tak się boisz, że twoja panienka
będzie się z ciebie śmiała, to znaczy, że jesteś ciotą.
-Nie, Malfoy. Próbuję ci uświadomić, że
to ty nią jesteś. Zachowujesz się po prostu jak jakieś obrażone dziecko. Mogę
wiedzieć o co ci chodzi? –warknął.
-Zgoda, Zabini. Skoro tak chcesz się
bawić w moją mamusię to ci powiem. Chodzi o Notta. Zawsze chodzi o tego
cholernego Notta! –wybuchnął.
Mulat spojrzał na przyjaciela z
triumfem.
-Nie „zawsze”, ale odkąd spotyka się z
Granger, nieprawdaż? Teo wkurza cię, bo jesteś zazdrosny.
-Nie jestem zazdrosny. –warknął. –Ale
tak, chodzi o nią.
-No cóż, sam sobie taki los zgotowałeś.
To TY z niej zrezygnowałeś. Chyba nie myślałeś, że do końca życia będzie sama,
nie znajdzie sobie nikogo ani nic z tych rzeczy? Albo może myślałeś, że będzie
na ciebie czekała, aż Czarny Pan zginie? Stary, to może się nigdy nie zdarzyć,
a poza tym, ona w tym momencie cię nienawidzi.
Draco westchnął. Dobrze wiedział, że to
jego wina, że znowu go nienawidziła. Musiał jednak to zrobić. Taki miał zamiar.
Może kiedyś jej powie, że to było dla jej dobra. Granger jednak nie jest osobą,
która to zrozumie.
Draco widział swoją współlokatorkę
tylko podczas posiłków, na lekcjach i gdy mijali się w Pokoju Wspólnym. Od
sytuacji na kanapie nie odezwała się do niego ani słowem. Nawet na niego nie
patrzyła, gdy nie musiała. Próbował jakoś to załagodzić, ale ona nie wykazywała
takiej chęci ani zainteresowania. Rzucała mu od czasu do czasu mordercze
spojrzenia mówiące: „odezwij się tylko do mnie a strzelę w ciebie avadą.” Nie
zdawała sobie oczywiście sprawy, że rani go tym doszczętnie. Tak, rani go.
Draco zaczął żałować tego co robił. Nie spodziewał się, że jej nienawiść tak go
dotknie. W końcu żył z nią od tylu lat, wręcz napawała go wtedy radością.
I tak czas minął do grudnia. Na dworze
zrobiło się zimno i uczniowie rzadko kiedy wychodzili spacerować wspólnie po
błoniach. Właśnie w Wielkiej Sali odbywała się kolacja, gdy dyrektor wstał ze
swojego miejsca. Cały gwar nagle ucichł i uczniowie spojrzeli na niego z
wyczekiwaniem.
-Kochani! Chciałbym wam ogłosić, że do
naszej szkoły w dniu dzisiejszym zostały przeniesione dwie uczennice z
Instytutu Magii Durmstrang! Zaraz zostanie przeprowadzona Ceremonia Przydziału i BARDZO PROSZĘ o ciepłe
przyjęcie owych dziewcząt. –spojrzał bystrymi oczami po zgromadzonych uczniach.
–Panie Filch, może pan wprowadzić panie.
Do sali wkroczyły dwie piękne
dziewczyny. Jedna z nich miała długie, lekko pofalowane złoto-brązowe włosy.
Była naprawdę śliczna. Wysoka, zgrabna z zielonymi błyszczącymi oczami.
Promieniała od niej nieśmiałość a zarazem pewność siebie. Miała w sobie coś
znajomego… i ekscytującego. Widać było, że zrobiła wrażenie na płci przeciwnej.
Każdy męski osobnik podążał za nią wzrokiem. Druga z dziewczyn także była
piękna, tyle, że zupełnie inna od swojej koleżanki. Miała krótkie, kręcone,
brązowe włoski i była bardzo chuda. Nie miała w sobie takiej urody, jak jej
koleżanka, ale także potrafiła zrobić niemałe wrażenie. Przechodząc uśmiechała
się pewnym siebie uśmiechem do niektórych mężczyzn.
Dumbledore przywitał je wesołym lecz
lekko zdystansowanym uśmiechem i odezwał się głośno:
-Powitajcie proszę Natalie
Moran..-dziewczyna w krótszych włosach uśmiechnęła się. –i.. Jessicę Riddle.
Fala szeptów w trybie natychmiastowym
rozniosła się po całej Wielkiej Sali. Dyrektor zamknął na chwilę oczy. Był
pewien, że tak się stanie. Nazwisko dziewczyny miało prawo wywołać taką falę
zaskoczenia.
-Riddle?
Czy ona może być JEGO rodziną? Ciotką? A może córką? Jest przecież taka młoda…
-Kto
ją wpuścił do Hogwartu?!
-Czy
Dumbledore oszalał na starość?!
Takie i inne szepty zabrzmiały teraz w
pomieszczeniu. Dziewczyna trochę się zmieszała, ale starała się stać prosto i
nie okazywać na twarzy uczuć, które nią w środku targały. Widać było po niej,
że potrafi być twarda.
-Cisza! –zarządził dyrektor. –Panna
Riddle, oraz panna Moran mają być traktowane w tym zamku jak każda inna osoba!
Nie popieram wyzwisk, ani złośliwych komentarzy w ich stronę. Jeżeli dowiem się
o jakiejkolwiek próbie ataku słownego, bądź fizycznego na te panienki-
będziecie karani. Wiecie, że tego nie popieram, ale o coś was proszę. Wykonajcie
więc prośbę starego człowieka. Drogie panie – zwrócił się do dziewczyn. -możemy
przystąpić do Ceremonii Przydziału?
Dziewczyny kiwnęły nieśmiało głowami.
Drzwi Wielkiej Sali ponownie się otworzyły
i wkroczyła profesor McGonagall trzymająca w ręku Tiarę Przydziału, oraz
biegnący za nią profesor Flitwick z większym od niego o głowę stołkiem.
Postawił go na podeście przed stołem nauczycielskim i zasiadł na swoim miejscu
obok reszty nauczycieli. Profesor McGonagall stanęła zaś przy stołku i
powiedziała głośno:
-Moran, Natalie.
Dziewczyna z krótkimi włosami podeszła
śmiało do stołka, po czym usiadła na nim. Profesorka założyła jej Tiarę, która
po zaledwie paru sekundach wrzasnęła:
-SLYTHERIN!
Przy stole srebro zielonych zabrzmiały
oklaski. Niestety przy innych stołach trwała grobowa cisza.
-Można się było tego spodziewać.
Wygląda na wredną zołzę. –szepnęła Ginny do Hermiony, nie spuszczając z nowej
uczennicy wzroku. Dziewczyna z uśmiechem usiadła przy stole Slytherinu obok
Blaise’a. –Niech tylko go dotknie, a sobie z nią pogadam.
-Spokojnie, Ginny. Blaise nie jest
głupi. –uspokoiła ją. -Patrz, teraz ta Riddle.
-Riddle, Jessica. –powiedziała ponownie
McGonagall.
Cała sala wstrzymała oddech. Piękna
dziewczyna podeszła mniej pewnie do stołka niż jej koleżanka. Usiadła na nim i
zamknęła oczy. Gdy tylko kapelusz dotknął czubka jej głowy usłyszała wewnątrz
cichy szept.
-Córka Czarnego Pana, tak? Ciekawe,
ciekawe… Myślałam, że gdy tylko zbliżę się do twojej głowy przydzielę cię do
Slytherinu. Ale widzę w tobie wiele oznak Gryfonki. To niespotykanie. Jesteś
odważna, oddana przyjaciołom, których zbytnio nie masz przez swój związek z
ojcem. Co by tu z tobą zrobić?
-Proszę, przydziel mnie do Slytherinu,
chcę żeby ojciec był ze mnie dumny. Chcę spełnić jego wolę.
-Chciałam przydzielić cię do
Gryffindoru, ale skoro tego chcesz więc niech będzie. –krzyknęła głośno.
-SLYTHERIN!
W Wielkiej Sali ponownie rozbrzmiały
szepty, gdy dziewczyna w akompaniamencie braw podchodziła do stołu Slytherinu.
Większość głów odprowadzała ją znienawidzonym wzrokiem.
-To było pewne! Jeżeli to córka
Sami-Wiecie-Kogo, to nie było innego wyboru. Pewnie jest jego następczynią! Co
po ładnej buzi, skoro jest na pewno główną śmierciożerczynią i pozabijała
dziesiątki mugolaków?! –syknął Ron mierząc dziewczynę spojrzeniem.
-Nie mów tak, Ron! Może to tylko zbieżność
nazwisk, a może..
-Hermiono, nie oszukuj się! Ona nie
może być miła i dobra tak jak ty myślisz o wszystkich!
-Ale zastanów się, Ron. –upierała się.
–Czy Voldemort mógłby mieć córkę?! I czy by ją wysłał do Hogwartu?!
Harry nic nie mówił tylko w ciszy
obserwował złotowłosą. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony
popierał Hermionę, a z drugiej Rona. Ta dziewczyna była dla niego zagadką.
-Harry, wszystko w porządku? –zapytała
zatroskana Hermiona.
-Tak, tylko Hermiono.. W niej jest coś
znajomego…
Hermiona przyjrzała się dziewczynie,
która właśnie siadała obok Moran. Harry miał rację. Miała w sobie coś podobnego
do Lorda Voldemorta.
~~*~~
Draco i Blaise wyróżniali się z tłumu.
Jako jedyni nie zaklaskali dla nowo przybyłych dziewczyn. Mimo iż nigdy nie
słyszał, aby Czarny Pan miał córkę, miał dziwne przeczucia co do niej.
Obserwował jak Jessica mimo tego, że wszyscy się w nią wgapiają ruszyła hardo
przed siebie. Usiadła obok swojej koleżanki i zaczęła rozglądać się z
zaciekawieniem po stole Slytherinu. Każdy szeptał, wskazywał na nią i
obgadywał. Zauważył też, że gdy tylko na kogoś spojrzała, to odwracał wzrok
jakby przerażony, że zobaczą w niej Voldemorta. Gdy zatrzymała wzrok na nim,
lekko się uśmiechnęła, lecz on nie odwzajemnił gestu. Jeżeli faktycznie była
jego córką, mógł mieć spory problem.
Po chwili podszedł do ich stołu Severus
Snape.
-Drogie panie-lekko ukłonił się przed
Jessicą, przez co ta posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. –Witam w Slytherinie. Mam
nadzieję, że spodoba wam się tutaj i przyniesiecie waszemu domowi dumę. Nazywam
się Severus Snape i jestem opiekunem Slytherinu, a także nauczycielem
eliksirów. Gdy zjecie, podejdźcie do
stołu nauczycielskiego. Zaprowadzę was do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, a
następnie przydzielę wam uczniów, którzy oprowadzą was po szkole.
Dziewczyny przytaknęły i zabrały się za
jedzenie.
-Jestem Pansy Parkinson. –wyciągnęła do
nich dłoń Ślizgonka z uśmiechem. Na pierwszy rzut oka było widać, że
zainteresowała się nowymi dziewczynami planując je dołączyć do swojej świty.
Dziewczyny podały jej ręce na
przywitanie.
-Jesteś córką Czarnego Pana? –zapytała
z podnieceniem patrząc na Jessicę.
-Może byś się przymknęła?! –warknęła
Natalie. –Jakbyś nie zauważyła jest tutaj cała szkoła.
-I co z tego?! –oburzyła się Pansy.
-I to, że może, tępa idiotko Jessica
nie chce być obgadywana z tego powodu?!
-Daj spokój, Natt. –mruknęła do niej dziewczyna.
-Nie, Jess! Po co cała szkoła zaraz ma
gadać?
-Pansy, tak? –zwróciła się do niej
Jessica, olewając koleżankę. –Pogadamy w Pokoju Wspólnym. A wy jak się
nazywacie? –zwróciła się do reszty otaczających ją osób.
-Jestem Teodor Nott, to Blaise Zabini,
Draco Malfoy, Astoria Greengrass i Gregory Goyle.
Zebrani po kolei podawali dłoń
dziewczynom. Draco i Blaise popatrzyli tylko na nią z lekką niechęcią. Jessica
jednak nie przejęła się tym zbytnio.
-Wasi wszyscy rodzice są
śmierciożercami, niesamowite. A więc to prawda, że głównie wszyscy
śmierciożercy uczęszczali do Slytherinu.
-A więc jednak. –odezwał się głośno Malfoy.
–Jesteś nią.
-Kim? –uśmiechnęła się zadziornie.
Draco zignorował ją i skierował
spojrzenie tym razem na Natalie, która uśmiechała się do niego lubieżnie.
Zauważył, że wpadł jej w oko i pomyślał, że to świetna okazja do wykorzystania.
Gdy zjadły, szybko wstały i ruszyły w
stronę stołu nauczycielskiego odprowadzane wzrokiem przez uczniów.
~~*~~
Tego samego dnia, gdy Draco zobaczył
Hermionę wchodzącą do ich Pokoju Wspólnego, stwierdził iż ma wspaniałą okazję,
żeby ją zagadać.
-Granger!
-Czego chcesz, Malfoy? –spojrzała na
niego ze średnim zainteresowaniem. –Szybko tylko, bo się spieszę.
-Chciałem cię tylko ostrzec.
-Przed? –uniosła brwi.
-Ta nowa.. Jessica.. ona jest córką
Voldemorta.
Hermiona nie chciała się do tego
przyznać, ale zaskoczyło ją to. Nie myślała, że może być to prawdą.
-Tak? Dzięki, ale domyśliłam się po
nazwisku. Poznałeś już ją?
-Taa.. ale nie wiem nic o niej jeszcze.
Myślę, że musi mieć jakiś powód żeby tutaj przyjść pod swoim nazwiskiem.
-Masz na myśli szpiegowanie? Masz się
trzymać na baczności?
-Dokładnie tak. Nie jestem zbyt mile
widzianą osobą u jej tatusia. –uśmiechnął się kwaśno.
Gryfonka przyjrzała się mu krótko.
-W każdym razie dzięki za ostrzeżenie,
ale potrafię o siebie zadbać. –ucięła i poszła przed siebie.
*
Draco nie mógł w nocy zasnąć. Dręczyły go nie dość, że koszmary to jeszcze
myśli. Jego życie było zbyt skomplikowane. Już od dziecka był gnębiony przez
ojca, nie otrzymywał od niego żadnej miłości. Wychowywany na śmierciożercę i
bezdusznego arystokratę. Teraz, gdy chciał wszystko naprawić, żyć po swojemu
również się komplikowało. Musiał uciekać przed najpotężniejszym
czarnoksiężnikiem który chciał go zabić za zdradę. Stracił matkę, która była
jedyną osobą, którą interesowało to, co się z nim działo. Pokazała mu cząstkę
miłości. Teraz musiał rezygnować z dziewczyny. Kiedyś nie obeszło by go to, ale
ona stała się… ważna. Pierwszy raz poczuł do kogoś coś więcej niż tylko
pożądanie cielesne. Chciał ją całą. Każdy jej kawałek. Jeszcze do tego pojawił
się szpieg. Bo nim była bez wątpienia córka Czarnego Pana. Czekała tylko na
jego potknięcie, aby móc mieć powód do zniszczenia go.
Ledwo udało mu się zasnąć, tak mu się
przynajmniej wydawało, a ze snu wybudził go jakiś hałas. Gdy otworzył oczy
spostrzegł, że nadszedł już ranek, a owy hałas okazał się pukaniem do drzwi. Zaskoczony spojrzał w
tamtym kierunku. Pomyślał sobie, że może po jego nocnym użalaniu się, szczęście
się w końcu do niego uśmiechnęło i przerażona Granger przybiegła do niego
(uważał to za trochę absurdalne, ale warto się czasem łudzić), bo nikt inny by
nie pukał do jego dormitorium, kto zna hasło. Zadowolony podbiegł do drzwi i
otworzył je z szerokim, ale kpiącym uśmieszkiem.
-Wiedziałem, że w końcu nie wytrzymasz
i przyjdziesz…
-Doprawdy? To naprawdę niesamowite. –przed
jego drzwiami nie stała Hermiona, lecz ktoś zupełnie inny. Stał tam Severus
Snape, patrzący na niego z kpiącym uśmiechem.
Draco spojrzał na mężczyznę szczerze zaskoczony.
-Eee, dzień dobry. To było do
Zabiniego, panie profesorze.
-Ach, tak. –usta Severusa Snape’a wypowiedziały
po woli te słowa drwiącym tonem.
-W czym mogę panu pomóc? –zapytał szybko
Ślizgon.
-Mam dla ciebie zadanie, Draco.
–odsunął się trochę. Za nim stały Jessica i Natalie patrząc na niego z
zaciekawieniem.
-A więc? –dopytywał się Malfoy.
-Masz za zadanie oprowadzić pannę
Riddle, oraz pannę Moran po szkole. Nie przyjmuję wymówek. Jesteś Prefektem
Naczelnym, a więc to należy do twoich obowiązków. Rozumiemy się?
-Oczywiście. –odparł niezadowolony, co
nauczyciel szybko zauważył.
-Czy to jakiś problem, panie Malfoy?
-Nie, ale nie mogłaby tego zrobić
Granger? –szybko palnął się w myślach za swoją głupotę. Przecież ona byłaby w
niebezpieczeństwie będąc z córką Voldemorta sam na sam.
-Nie może. To ty, Draco jesteś Prefektem
Slytherinu. Zostawiam was panie w… mam nadzieję dobrych rękach. –skłonił się
przed Jessicą i wyszedł.
Draco spojrzał z niechęcią na nowe
Ślizgonki.
-A więc, wdziałyście już coś? Jakąś
część zamku?
-Tak, lochy. –odpowiedziała natychmiast
Natalie.
-Lochy? I co myślicie o naszym Pokoju
Wspólnym? –zapytał z nikłym zainteresowaniem.
-Przytulne. –znowu odpowiedziała Natalie nie spuszczając z
niego wygłodniałego wzroku.
-Taa.. przytulne. –odwzajemnił wzrok Ślizgon z lekkim
uśmiechem. Brzydka nie była, widocznie nim zainteresowana, więc była idealna na
następną dziewczynę. Postanowił od razu wcielić swój plan w życie.
-I urocze prawda? Jak nasze Ślizgonki, a szczególne te nowe.
–uśmiechnął się szeroko, na co Natalie roześmiała się głosem małej dziewczynki.
Był to irytujący dźwięk, ale Draco nie przejął się nim za bardzo. Miał swoje
plany, więc to był nic nie ważny szczegół.
Jessica zaś spojrzała na towarzyszkę z niesmakiem i zwróciła
się do Ślizgona. Na niej jego uśmiech nie robił szczególnego wrażenia.
Oczywiście, był przystojny, ale znała ten typ chłopaka. Chciał zaciągnąć
dziewczynę tylko do łóżka, a później zostawić.
-A więc.. Draco.. Co nam pokażesz?
-Aż tak ci się spieszy? –spojrzał na nią Malfoy i uniósł
wysoko brew.
-Chciałabym jak najszybciej poznać zamek i poruszać się w
nim bez przewodnika. Potrafię szybko się uczyć. Więc, mógłbyś…?
-A co, jak nie oprowadzę cię po szkole zostanę skreślony u
tatusia? –zapytał drwiąco.
Natalie spojrzała na niego przerażona, ale za to Jessice
twarz rozjaśnił szeroki, wesoły uśmiech.
-Nie, Malfoy. Nie należę do córeczek, które lecą na skargę
do tatusia. Ale radzę ci się pilnować, bo jak wiesz jesteś na liście zdrajców.
-Czy ty mi grozisz?
-Nie, ostrzegam.
Malfoy spojrzał w zielone oczy dziewczyny. Nie wyglądały na
zdenerwowane, lub wściekłe. Błyskało w nich rozbawienie.
-A więc każdy mój ruch leci do Voldemorta, tak? –zapytał
kpiąco.
-Odważnie się o nim odzywasz, skoro twierdzisz, że jestem
jego szpiegiem, a także jego córką. Przecież w każdej chwili mogę na ciebie
donieść, prawda? –zapytała słodko.
Draco zamilkł. Czy właśnie sam siebie pogrążał?
Drzwi po drugiej stronie pokoju otworzyły się. Dziewczyna
która z nich wyszła zamarła na ich widok.
-Ooo! Granger, podejdź tutaj!
Hermiona podeszła do grupki uczniów niepewnie.
-O co chodzi, Malfoy? Nie mam czasu na rozmowy z tobą.
Draco jednak ją zignorował i z powrotem na twarz przywołał
kpiący uśmieszek.
-Dziewczyny, to jest Hermiona Granger. Drugi, mniej fajny
Prefekt Naczelny Hogwartu. Granger, przedstawiam ci Natalie Moran oraz Jessicę
Riddle. –przedstawił nowe Ślizgonki.
Hermiona nie uśmiechnęła się do nich, ani nie wykonała
żadnego gestu pokazującego zainteresowanie znajomością z nimi. Za to Jessica to
zrobiła. Wyciągnęła w jej kierunku rękę
z uśmiechem.
-Hermiona Granger? –zaciekawiła się.
Hermiona mocno zszokowana podała jej dłoń i otworzyła
szeroko oczy.
-Wiem, że to źle zabrzmi, ale ojciec opowiadał mi o tobie.
Gryfonka przyjrzała się jej badawczo, ale nic nie
powiedziała. Kiwnęła tylko głową. To wyznanie ją zaskoczyło. Ta dziewczyna
właśnie przyznała się jej do tego, że jej ojcem jest sam Lord Voldemort.
Spojrzała więc na Natalie. Dziewczyna patrzyła zielononiebieskimi oczami na nią
z wyraźną nienawiścią.
-Nie, Granger. Nie podam ręki szlamie.
Hermiona uniosła brwi. Natomiast Draco złapał szybko Natalie
za rękę, ostrzegawczo. Ona źle to zrozumiała najwidoczniej, bo spojrzała na
niego rozanielonym spojrzeniem i ścisnęła mocno jego dłoń.
Hermionę zdenerwował owy gest. Skoro Malfoy ją tutaj wołał,
aby pokazać jej tylko jak mizdrzy się z kolejną dziewczyną to nic tu po niej.
Chciała się odwrócić ze złością, lecz zatrzymał ją głos Jessiki.
-Podobno jesteś bardzo bystra. –zaczęła.
-Ee, podobno tak. Riddle, o co ci chodzi? –zapytała bez ogródek.
Te pytania były co najmniej dziwne.
-Och, mów mi Jess! Wybacz, że się tobą interesuję, ale
podobno jesteś bardzo mądra. Mi też się zdarza zabłysnąć. –zaśmiała się
delikatnie. –Jakbyś chciała, to możemy się razem pouczyć.
Hermiona, ale i Draco oraz Natalie spojrzeli na nią z
niedowierzaniem.
-Nie sądzę. –odparła zimno Hermiona nadal zaskoczona. –Twój
ojciec chce zabić mojego najlepszego przyjaciela.
Jessica spochmurniała i zacisnęła lekko pięści.
-No tak… Przepraszam, nie powinnam była proponować. Draco,
to jak? Pokażesz nam Hogwart?
-Ee, jasne. –rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na Gryfonkę
i wyszedł z dwiema dziewczynami z salonu. Natalie uwiesiła się jego ramienia, co
wcale nie spodobało się Hermionie.
Sama się tego boję,
jak to wyjdzie, ale postanowiłam wprowadzić coś, czego jeszcze na blogach nie
widziałam.
Może na początku być
to trochę dziwne, wiem. Ale raz się żyje :3.
Tak mi się ubzdurało i tak będzie, haha :D
będzie ciekawie, to na pewno. intrygujące postacie. :) jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji :)
OdpowiedzUsuń