-Natalie, ja naprawdę nie obchodzę takich
świąt jak Mikołajki! –tłumaczył swojej dziewczynie po raz setny Draco Malfoy.
Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z tego powodu, że ta nadal tego nie
rozumie. Irytowała go i męczyła już od długiego czasu, nie potrafiąc tego
pojąć.
-Ale, Draco! Wszyscy gdzieś wychodzą
albo coś robią. Na kolację, randkę, imprezę do Puchonów bo podobno organizują.
–naburmuszyła się.
-My to nie „wszyscy”. –westchnął
zrezygnowany. -A zresztą nawet nie lubisz Puchonów. Po co tam chcesz iść?
-Na ten wieczór mogłabym ich polubić!
–jęknęła. –Nie chcę siedzieć w zamku, gdy wszyscy inni coś robią!
Na Ślizgonie nie zrobiła wrażenie nawet
prosząca mina szatynki. Pokręcił głową wciąż stojąc przy swoim zdaniu. Myślał,
że na tym się skończy, ale ona zawzięcie próbowała coś zdziałać. Była uparta i
chciała postawić na swoim.
-A możemy spędzić ten dzień chociaż
razem?
Przewrócił zirytowany oczami.
-Codziennie spędzamy, więc jeżeli
potraktujesz to jako zwykły, rutynowy dzień to tak. Nie rozumiem cię, Natalie .
Jesteś bezwzględną śmierciożerczynią, a chcesz bawić się w jakieś beznadziejne
Mikołajki.
-A czy to musi się wykluczać?
–uśmiechnęła się zadziornie. –Zgoda, potraktujmy ten dzień normalnie.
Natalie nie wyglądała na do końca
usatysfakcjonowaną, lecz zgodziła się chętnie. Oczy jej zaświeciły. Na pewno
coś planowała. Zawsze musiała mieć ostatnie zdanie.
~~*~~
W innej części zamku niektórzy z
uczniów postanowili świętować słodkie święto. Czy było coś złego w tym, żeby
uszczęśliwiać się wzajemnie upominkami? Właśnie po to, takie święta miały
miejsce. Aby uszczęśliwiać drugą osobę.
-Wesołych Mikołajek, skarbie! –zakrył
swojej dziewczynie oczy Teodor Nott.
-Hej, hej, Mikołaju! Wesołych!
–odwróciła się i pocałowała chłopaka na powitanie śmiejąca się od ucha do ucha
Hermiona Granger.
-Proszę, to dla ciebie!
Teodor wyciągnął zza pleców pakunek i
wręczył Hermionie, która z jeszcze szerszym uśmiechem zabrała się za
rozpakowywanie, a prezent od siebie wręczyła chłopakowi. Uwielbiała prezenty.
Każdy cieszył, wzbudzał radość i pamięć. Czy było coś lepszego niż uśmiech
ukochanej osoby z otrzymanego prezentu?
-Ojej! To lukrowe piłki do Quidditcha!
–ucieszył się Teo. –Dziękuję! –pocałował ją w policzek.
Hermiona otworzyła swoje pudełko od
ciemnowłosego i zamarła. Tego się nie spodziewała. Tak, było to zaskoczenie,
ale bynajmniej nie pozytywne. Na dnie pudełeczka siedziały miniaturki skrzatów
domowych, które wytwarzały takie słodycze na jakie miało się ochotę. Zbiegły
się w grupkę krzycząc do Hermiony swoimi piskliwymi głosikami : „Na jakie
słodycze ma panienka ochotę?”.Wszystko fajnie, tylko Hermiona nienawidziła
zniewolenia tych stworzonek. Wygięła wargi w sztucznym uśmiechu i podziękowała swojemu chłopakowi,
przysięgając w duchu, że gdy będzie sama, od razu je wypuści.
-Podobają się? –zapytał z nadzieją.
-Eee.. tak. Są… urocze. –skłamała. Nie
chciała go ranić, choć postanowiła, że za jakiś czas przytoczy mu swoje zdanie
na ten temat.
Gdy Gryfonka po spotkaniu z Teodorem,
wypuściwszy biedne skrzaty, zmęczona weszła do swojego dormitorium zauważyła,
że na jej biurku stoi ogromny bukiet kwiatów. Było to połączenie jej ulubionych
goździków z różami. Po listkach spacerowały czekoladowe Mikołaje. Najwidoczniej
były to Czekoladowe Żaby, tylko przetransmutowane w Mikołajki. Z radością
powąchała roślinki i ugryzła kawałek czekoladki. Zauważyła też przyczepioną do
bukietu karteczkę, którą szybko wzięła do ręki.
„Wesołych i słodkich Mikołajek! Mam nadzieję,
że bukiet się podoba.”
Hmm,
brak podpisu. Ale są piękne! Ciekawe od kogo… -myślała. –Ron nie, to nie w jego stylu.
Harry też nie, a z Ginny nigdy sobie kwiatów nie dawałyśmy. Na pewno nie są też
od Jessiki, a tym bardziej nie od Blaise’a. Chyba, że … nie to niemożliwe.
Chociaż zaraz.. Ginny.. Przecież wtedy też wiedział od niej. Dostałam taki sam
bukiet.. To MUSI być od niego!
Czuła się trochę niepewnie. W końcu
Malfoy nie miał żadnego powodu, aby podarować jej kwiaty. Przecież miał
dziewczynę, więc dlaczego miałby jej coś dawać? Wyszła z dormitorium z zamiarem
zapytania jej współlokatora o podarowane kwiaty, ale usłyszała znaczące dźwięki
z łazienki. Nie chciała przecież podsłuchiwać… Tak samo wyszło.
-Malfooy! Mógłbyś mnie nie topić?!
-Nie znasz się na żartach, Natalie?
–usłyszała jego drwiący głos.
-A ty się niby znasz? Co takiego
fajnego jest w podtapianiu mnie?! Nie to miałam zamiar tutaj robić! Jeszcze do
tego nie obchodzisz Mikołajek! Z kim ja się związałam niby?!
-Narzekasz?! Wiesz, niby każdy ma inny
gust, ale raczej nie powinnaś na mnie narzekać. W niektórych czynnościach…
jestem o wiele lepszy niż inni. Zresztą. Jestem we wszystkim lepszy.
Hermiona nawet wyobraziła sobie jego
minę jak to mówił. Nagle zaległa cisza, co mogło oznaczać, że zaczęli
robić coś innego. Skrzywiła się znacznie, odsuwając z niesmakiem od drzwi.
Stwierdziwszy, że są teraz zajęci wspólną kąpielą ruszyła na błonia pochodzić w
jej ukochanym śniegu. Naprawdę starała się tym nie przejmować. Chciała pozbyć
się tego wszystkiego z głowy. Nie widzieć Malfoya z inną. Po prostu uciec. Kręciła
się wśród opadających śnieżynek i śmiała do siebie. Chciała być szczęśliwa. Znów
poczuła się jak malutka dziewczynka chodząca z rodzicami wspólnie na sanki,
robiąca aniołki na śniegu i biegająca z zaróżowionymi policzkami od zimna. Wtedy
była taka niewinna i szczęśliwa. Nie wiedziała jak dużo czasu spędziła na
błoniach wspominając swoje dzieciństwo.
-Chyba lubisz zimę, co? –usłyszała
kpiący głos za sobą.
Odwróciła się szybko i zobaczyła przed
sobą Malfoya, który przypatrywał się jej z podejrzanym uśmiechem. Ciekawiło ją,
od jak długiego czasu stał w tym miejscu. Widocznie już długo, bo jego policzki
zaróżowiły się od zimna. Jego nieskazitelnie blada twarz, w tym momencie
przypominała dojrzałego buraka.
-Już po kąpieli? –zapytała ironicznie i
uśmiechnęła się sztucznie.
-Co? –zapytał zdezorientowany. Po
chwili jednak zorientował się, że mogła wszystko słyszeć. Ponownie. –Zazdrosna? –uśmiechnął się drwiąco.
-O ciebie? Nie żartuj sobie. Nie
obchodzisz mnie ty i to, co robisz ze swoją dziewczyną.
-Nie? –podszedł bliżej. Stanowczo za
blisko. Poczuła jak jego perfumy zaczynają oplatać jej nozdrza. Miała wrażenie,
jakby zakręciło jej się w głowie.
-A tak w ogóle, dziękuję za kwiaty.
–wypaliła.
Draco spojrzał na nią zaskoczony.
-Skąd wiesz, że są ode mnie?
-Czytam ci właśnie w myślach.
–powiedziała z cwanym uśmiechem, a jej serce zabiło mocniej. Więc to była
prawda?
Draco zmarszczył niedowierzająco brwi,
ale lekko się wystraszył. Zdzielił się też w myślach, że tak szybko się
przyznał. Nie powinna się o tym dowiedzieć. To stawiało go w złym świetle.
-Ściemniasz.
-Ty też. Podobno nie obchodzisz Mikołajek.
Ale ja ci nic nie dałam.
-Wiem, co bym chciał dostać.. –powiedział
cicho. Teraz był już tak blisko, że Hermiona miała przed sobą jego klatkę
piersiową i mogła policzyć każdego włoska na jego brodzie. Miał taki delikatny
zarost. Dodawał mu męskości.
Postanowiła spojrzeć w jego oczy, ale
kiedy tylko napotkała ich stalowy kolor on pocałował ją, rozgrzewając w jednym
momencie całe jej ciało. Fala ciepła rozeszła się od żołądka aż po same cebulki
włosów. Z Teodorem tego nie czuła. Właśnie!
Teodor!
-Nie, Malfoy! Przestań! Oboje kogoś
mamy! –odepchnęła go od siebie. - Nie wiesz, że jak się jest w związku to nie
ma czegoś takiego jak całowanie z innymi?! To się nazywa „zdrada”.
-Spójrz. –przerwał jej „reprymendę”, jakby
wcale jej nie słuchając. Wskazał na ziemię. –Tutaj mieliśmy wojnę na liście.
Pamiętasz?
-Tak, pamiętam. –powiedziała
obojętnie.-I co w związku z tym?
Gdy tylko ponownie na niego spojrzała
dostała śnieżką w twarz.
-Teraz możemy mieć na śnieżki!
Hermiona uniknęła ze śmiechem
następnego, nadlatującego pocisku. Nabierała z piskami garści śniegu i rzucała
w blondyna. Ganiali się po błoniach, wrzucając śnieg za koszulkę, rzucali się po ziemi i wspólnie
śmiali. Wojna nie miała końca. Każde z nich było przemoczone do suchej nitki.
Raz na ziemi leżała Hermiona, a już po chwili na jej miejscu był Draco. Za każdym razem, gdy któreś z nich było na
dole, osoba na górze obdarzała go gorącymi pocałunkami. W tym momencie
zachowywali się jak dzieci, lecz nie przeszkadzało im to. Malfoy na chwilę
pozwolił zdjąć z siebie arogancką, sztywną maskę.
-Malfoy, idioto! –krzyczała, gdy ten
obmywał całą jej twarz kulką śnieżną.
-Taka mokra, jesteś całkiem urocza.
–poruszył znacząco brwiami.
Dziewczyna dopiero po chwili
zorientowała się, że to kolejny podtekst. Rzuciła się na niego z zamiarem
obrzucenia śniegiem, lecz ten przytrzymał ją mocniej i położył obok na śniegu.
Leżeli tak przez chwilę nie odzywając się.
-Nad czym myślisz? –zapytała po paru
minutach blondyna.
-Nad tym, że mam pecha i nie dostanę
tego czego chcę.-powiedział cicho.
-TY?! –zaśmiała się z niedowierzaniem.
-Tak, ja też się dziwię. A wiesz czego
nie mogę mieć?
Gryfonka z zaciekawieniem spojrzała na
niego, ale po chwili kichnęła kilkakrotnie, a następnie zaatakował ją atak
kaszlu. To zakończyło rozmyślania Dracona, który natychmiast zarządził powrót
do zamku.
-Wracamy do zamku. Nie chcę mieć cię na
sumieniu, Granger.
-A powiesz mi czego nie możesz mieć?
–zapytała zaciekawiona.
-Może kiedyś. –zarumienił się lekko.
Niemożliwe. Draco Malfoy się
ZARUMIENIŁ.
-Malfoy, albo wzrok mi zamarza, albo
się zarumieniłeś. –zaśmiała się drwiąco.
-Malfoyowie się nie rumienią! –odparł
ze złością, a na jego policzki jeszcze mocniej się zaróżowiły. –To od zimna!
Zjeżdżaj już, Granger!
Hermiona ruszyła ze śmiechem w kierunku
dormitorium, ale Draco zszedł do lochów. Jego myśli krążyły przy sytuacji
sprzed chwili. Znowu się tak zachowywał. Przy Granger czasami zapominał kim
powinien być. Była taka beztroska.
Jego myśli zostały przerwane, gdy wpadł
na kogoś na korytarzu. Z lekkim niepokojem odkrył, że tą osobą była jego
dziewczyna. Chciał ją przyciągnąć do siebie i pocałować, ale ta powstrzymała go
ręką. W jej oczach błyszczała wściekłość.
-Bitwę na śnieżki też kazał ci robić
Czarny Pan? –zapytała ze złością.
-O co ci chodzi? –udał zaskoczonego.
Dobrze wiedział co zaraz nastąpi.
-Widziałam was.
-I co w tym takiego? –zapytał lekko
przestraszony. –Przecież to nic nie znaczyło.
-Dla ciebie nic nigdy nie ma znaczenia.
–w jej oczach pojawiły się łzy. –Najwidoczniej ja również nie mam, skoro wolisz
się tarzać po śniegu z jakąś szlamą.
Dobrze,
że nic więcej nie widziała. –odetchnął z ulgą.
-Kochanie.. –powiedział łagodnie.
-Nie dotykaj mnie! -odsunęła się od
niego gwałtownie –Nie chcę cię znać!
-A co powiesz, na romantyczny wieczór,
tylko we dwoje? Z okazji Mikołajek. –zaproponował z lekką paniką.
-Przecież nie obchodzisz Mikołajek.
–odpowiedziała zaskoczona, ale oczy jej zaświeciły.
-No widzisz, dla ciebie zacznę.
–pocałował ją w czoło. –Dla ciebie zrobię wszystko.
-Tak? –uśmiechnęła się. -Skoro
nalegasz. No dobrze, wybaczę ci. Ty to wiesz, jak mnie namówić.
Z uśmiechem przykleiła się do jego
ramienia. Z Malfoya spłynęła ulga. Było tak blisko.
~~*~~
Hermiona zaraz po przebraniu się i
wysuszeniu postanowiła poszukać swoich przyjaciół. Skierowała więc swoje kroki
do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Uśmiechnęła się szeroko, widząc ich na
kanapach.
-Hej Harry, hej Ron. Co dziś
porabiacie? –usiadła pomiędzy nimi.
-Nudzimy się… -odpowiedział jej Ron
patrząc tępo w przestrzeń.
-Ty się nudzisz, ja mam coś do
zrobienia. –poprawił go Harry. Przyjaciele spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
-Co takiego? –zainteresował się
Rudzielec.
-Nic ciekawego. Chcę poszukać
horkruksów. Muszę się w końcu za to porządnie wziąć.
-Mam ci pomóc? I tak nie mam co robić.
–stwierdził rudy.
-Nie. Dzięki stary, ale chcę trochę
pomyśleć. Ty mógłbyś się wziąć za esej z OPCM, a ja później spiszę.
Weasley nie wyglądał na zadowolonego z
tego pomysłu.
-A ty, Hermiono? Masz jakieś plany?
–zapytał ją z nadzieją.
-Umówiłam się z Teo, ale jak chcesz
mogę pomóc ci trochę z tym esejem.
Gdy Ron poszedł do sypialni po książkę,
z trochę lepszym nastawieniem, Hermiona zapytała drugiego przyjaciela:
-Idziesz gdzieś z Jess, tak?
Harry spojrzał na nią z uśmiechem.
-Tak. Przed tobą chyba nic się nie
ukryje, Hermiono. Chcę przygotować dla niej coś wyjątkowego. W sumie… Chyba
mogę powiedzieć, że jesteśmy prawie jak para, ale nie możemy się ujawnić. No bo
wiesz.. Voldemort. Nie byłby zbytnio zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego
córka umawia się z jego wrogiem.
-Rozumiem. Bawcie się dobrze. –uśmiechnęła
się lekko. –Tylko nie powinieneś okłamywać Rona. To nie jest w porządku wobec
niego. Jesteście przyjaciółmi.
-Wiem, głupio mi z tego powodu. Już
niedługo o wszystkim mu powiem, obiecuję. Po prostu chcę, aby wszystko się
ułożyło, a wtedy już nic nie będę ukrywał.
Gdy Harry wstał z zamiarem opuszczenia
pokoju, Gryfonka zawołała go jeszcze.
-Harry!
-Tak? –odwrócił się i spojrzał na nią
pytająco.
-Postaraj się! Jess jest tego warta!
Potter nie odpowiedział, tylko wysłał
jej najbardziej radosne spojrzenie jakie kiedykolwiek widziała na jego twarzy.
Teraz był naprawdę szczęśliwy. Tylko czy to nie złamie mu serca?
~~*~~
Po korytarzu roznosił się śmiech dwójki
uczniów. Gryfon i Ślizgonka przemierzali szkolne korytarze prowadzeni w pewne
miejsce. Trzymali się za ręce rozglądając się, czy nie są obserwowani. Ich
widok mógłby wzbudzić wiele emocji. Nie powinni pokazywać się razem. To było
wręcz niedopuszczalne. Lecz to, co było zakazane, wydawało się najbardziej
pożądane.
-Harry, gdzie mnie prowadzisz? –pytała
go już zniecierpliwiona, a zarazem zaciekawiona Jessica.
-Nie bądź taka niecierpliwa. To ma być
niespodzianka! Nie lubisz niespodzianek?
-Lubię.
–przyznała.
-No właśnie, więc wytrzymaj jeszcze
chwilkę, a zaraz będziemy na miejscu.
Właśnie przechodzili przez czwarte
piętro, gdy dziewczyna zapytała:
-Daleko jeszcze?
Harry się roześmiał.
-Z czego się śmiejesz? –oburzyła się.
-Przypomniał mi się osioł z takiej
mugolskiej bajki.
-A co było z tym osłem? Wyglądał jak
ja? –zapytała rozbawiona i uniosła brew.
-Nie, ośle. Po prostu męczył swoich
przyjaciół pytaniem „a daleko jeszcze?”. Tak mi się teraz przypomniało. Wiesz,
wydaję mi się może tylko, ale jesteś od niego ładniejsza.
Dziewczyna zachichotała.
-Chciałabym obejrzeć tę bajkę.
-Mówisz? Może kiedyś nadarzy się
okazja.- mrugnął do niej. Dziewczyna w odpowiedzi uroczo się zaczerwieniła.
-No. Jesteśmy na miejscu! –zawołał
radośnie.
Jessica rozejrzała się wokoło z lekkim
niedowierzaniem.
-Harry? „Tu” znaczy na korytarzu, tak?
Bo niczego więcej nie widzę…
Potter nie odpowiedział, tylko zaczął
przechadzać się w jedną i drugą stronę. Ślizgonka spojrzała na niego jak na
wariata. Zaniepokoiło ją jego zachowanie. Harry zachowywał się co najmniej
dziwnie.
-Harry? Wszystko w porządku? –zapytała
cicho, podchodząc do niego ostrożnie. Gdy tylko do niego podeszła, jej oczy
otworzyły się szeroko. W ścianie pojawiły się wielkie, mosiężne drzwi, gdy
Potter przeszedł koło ściany trzeci raz i się zatrzymał.
-Co.. to? –wykrztusiła.
Brunet nie odpowiedział, tylko otworzył
przed nią drzwi i wpuścił do środka. Jej reakcja była taka, jaką oczekiwał.
Stanęła jak wryta, otworzywszy lekko usta nie wiedząc co powiedzieć.
-To kochana, jest Pokój Życzeń.
Przemieni się w to co sobie zażyczysz. –powiedział radośnie. Cieszył się z jej
reakcji. Chciał ją zaskoczyć i najwidoczniej mu się udało.
-Niesamowite. –wyszeptała rozglądając
się zachwycona.- Jak tutaj pięknie!
Znajdowali się na wielkiej łące
pokrytej błyszczącym śniegiem, który wciąż padał, ale nie było zimno. Wręcz
przeciwnie. Czuli jak paruje od niego przyjemne ciepło. Na pokrytej białym
puchem ziemi leżały płatki róż i świece, które go nie roztapiały.
Brunet wziął nadal oniemiałą dziewczynę
za rękę i poprowadził trochę dalej. Nie zaszli daleko, a przed nimi pojawił się
stolik dla dwóch osób z piętrzącymi się smakowicie wyglądającymi potrawami. Harry,
jak przystało na gryfońskiego dżentelmena odsunął złotowłosej krzesło, na
którym po chwili usiadła.
-Jak ci się podoba niespodzianka?
–zapytał, a oczy mu zabłysły.
Ślizgonka nadal rozglądała się z
zachwytem po pomieszczeniu. Jej świecące oczy zdradzały wszystko bez
odpowiedzi.
-Jest cudownie. Nikt nigdy czegoś
takiego dla mnie nie zrobił. Kochany jesteś.
Chłopak uśmiechnął się czarująco w
odpowiedzi. Naprawdę się cieszył, że sprawił jej przyjemność. Chciał ją
uszczęśliwiać każdego dnia.
Zjedli kolacje w akompaniamencie
ciągłych rozmów i śmiechów. Harry nie potrafił nie patrzeć w jej błyszczące
oczy. Nawet Ginny nie wywoływała w nim nigdy takich uczuć. Była niesamowita.
Po kolacji przyszedł czas na deser i do
tego wino. Alkohol lekko podgrzał atmosferę, dając im trochę lżejszą, beztroską
rozmowę. Poczuli się odważniejsi. Jakby cały świat był ich. Wybraniec
stwierdził więc, że trzeba się jakoś rozerwać. Rozmawianie z nią było cudowne,
ale nie chciał żeby się zanudziła.
-A co mamy takiego robić? –zapytała
rozciągając się.
-Robimy zawody, kto ulepi lepszego
bałwana? –zapytał z chytrym uśmiechem.
Jessica uniosła wysoko brwi.
-Panie Potter, chcesz przegrać z
dziewczyną w tak znieważającej sprawie?
-Nie mam zamiaru przegrać, panno
Riddle.
W jednej chwili rzucili się na śnieg i
zaczęli z prędkością światła toczyć coraz większe kule. Gdy Jessica widziała,
że Harry już prawie kończy swojego bałwana, podbiegła do niego z szerokim
uśmiechem, psując kawałek śnieżnego potworka, a następnie z piskiem zaczęła
uciekać. Chłopak rzucił się w pogoń za nią. Z tego powodu, że bieganie w śniegu
jest męczące, nawet w Pokoju Życzeń, Jessice nogi zaczęły odpadać już po paru
krokach.
-Mam cię! –rzucił się na nią Gryfon i
przewrócił na śnieg. Oboje chwilę turlali się po podłodze ze śmiechem.
-Poddaję się! –krzyknęła, gdy już nie
miała sił.
Chłopak przygarnął ją do siebie. Leżeli
w swoich objęciach jeszcze dłuższą chwilę. Obojgu się to podobało, czuli się
naprawdę szczęśliwi. Czuli, że mogliby tak wiecznie. Harry jednak zapragnął
więcej. Spojrzał na nią i przeturlał się tak, aby znaleźć się nad nią.
Ostrożnie przybliżył jej twarz do swojej, czekając na jej przyzwolenie.
Zauważył, że zamknęła oczy, co miało oznaczać zgodę. Nieśmiało dotknął swoimi
ustami jej. Były gorące i smakowały truskawkami, które jadła na deser. Chciał
smakować ich więcej i więcej.
-Mmm, jak truskaweczka.. –wyszeptał w
jej usta, na co ta się zaśmiała i przyciągnęła go ponownie do siebie, całując
tym razem już pewniej. Ich ciała reagowały na swój dotyk dreszczami. Gdy
oderwali się od siebie po chwili, może godzinie, a może po miesiącu, Harry
zapytał:
-Jess, chciałbym o coś zapytać. Wiem,
że to może być trudne, a może nawet dziwne, ale… Czy chciałabyś zostać moją
dziewczyną? –zapytał na wydechu. –Chyba, że nie chcesz, to… Nie zmuszę cię
przecież… I zrozumiem, bo..
Jessica nie odpowiadała przez dłuższą
chwilę słuchając go jak zaczarowana. Jej serce uderzało w klatkę piersiową z
ogromną siłą. Całe stada motyli latały w jej żołądku pieszcząc go nieznośnie.
-Harry! –przerwała mu, widząc, że
zaczyna się plątać w słowach. Chłopak ucichł i spojrzał na nią z niepokojem.
Zapytała więc cicho.- Jak.. jak ty to sobie wyobrażasz? Ja? Twoją dziewczyną? Przecież
to niemożliwe… Zbyt wiele nas dzieli. Ty masz zabić mojego ojca, stoisz po
stronie Zakonu Feniksa, a ja? Nie dość, że jestem JEGO córką, to należę do
grona Śmierciożerców. –odsłoniła swój Mroczny Znak. Harry wpatrywał się w niego
chwilę.
-To są nic nie znaczące różnice. –powiedział
twardo.-Kocham cię, a to jest najważniejsze, prawda? Myślisz, że nie damy rady
przejść przez to wszystko? Nie zostawię cię, Jess. Postaram się nie zranić.
Wiem w co się pakuję, wiem też kim jesteś. Nie wyjdę z tobą na Hogwart
ogłaszając, że jesteśmy razem, choć bardzo bym chciał. To by cię naraziło na niebezpieczeństwo, a do
tego nie dopuszczę.
Jessica spojrzała na niego z
niepewnością. Ufała mu. Chciała z nim być, lecz czy powinna? Czy to wszystko
nie powinno ich trzymać z daleka od siebie? Czy nie powinni się nienawidzić?
-Jesteś tego pewny? –zapytała szeptem.-Tego,
że chcesz ze mną być?
-Niczego nie byłem bardziej. –powiedział
pewnie i spojrzał w jej oczy.
Ślizgonka przygryzła delikatnie wargę,
myśląc intensywnie. Bała się, ale ze strachem trzeba walczyć.
-Zgadzam się. –powiedziała szybko i
wpiła się w jego wargi. –Myślisz, że damy radę? Harry, to nie jest zwykły
związek.
-Wiem. Damy radę. Nie pozwolę na to,
żebym cię stracił. –pogłaskał delikatnie jej policzek. –Kocham cię.
-Ja też cię kocham, Harry. –powiedziała
czule, odwzajemniając uśmiech który jej posłał. Nie żałowała tej decyzji. To
właśnie ona mogła sprawić, że jej życie będzie lepsze.
Harry zawahał się przez chwilę.
Postanowił jednak zadać jej jedno pytanie, które nurtowało go od pewnego czasu.
-Jess, może to dziwnie zabrzmi, ale mam
pewne pytanie. Opowiedziałabyś mi o swoim ojcu? Nie to jakie ma plany.
–powiedział szybko.-Po prostu chciałbym wiedzieć, spróbować zrozumieć dlaczego
tak bardzo ci na nim zależy. Nie obraź się, ale nie potrafię tego pojąć.
Ślizgonka zamyśliła się.
-Dobrze, opowiem ci, ale tak szczerze
to nie liczę na to, że zrozumiesz. Nikt nie potrafi tego zrozumieć. Widzą w nim
tylko złego czarnoksiężnika, więc nie potrafią się postawić na moim miejscu.
Nie znałam matki, choć wiele osób mówi, że jestem do niej podobna. Ojciec
odnalazł mnie stosunkowo niedawno. Na początku bałam się, że mnie zabije. Nie
sprostam oczekiwaniom. Wszystko co robił wydawało mi się chorą grą. Pozorami. Traktuje
mnie jak… księżniczkę. Uważasz, że to niemożliwe? Oczywiście, nie jest idealnym
ojcem. Nie siedzimy przy kominku z kremowym piwem i nie rozmawiamy o ocenach.
Jest zimny, czasami potrafi mnie naprawdę przestraszyć. Wiem, że jest zły, lecz
ja nie potrafię go skrzywdzić. Zabija, torturuje… Ale nadal mam nadzieję, że mu
na mnie zależy. Oczywiście, w końcu muszę stanąć po jakiejś stronie, wiem.
Wybrałam już. Wybrałam dobro. Liczę się z tym, co musi się stać. Jeżeli on
zginie… będę cierpiała. Ale teraz wszyscy cierpią, prawda? Chcę ci pomóc,
Harry. Nie będę jednak ani zabijać, ani niszczyć.
Potter głaskał kciukiem wierzch jej
dłoni, rozmyślając nad tym co mu powiedziała. Nie wierzył w to, że Voldemort
może mieć dobrą stronę, ale rozumiał ją. Od długiego czasu miała kogoś, kto
postanowił się nią zaopiekować. Miała ojca, którego zyskała po tylu latach.
-Jesteś pewna tego, że chcesz mi pomóc?
Nie wymagam tego od ciebie, Jess.
-Jestem pewna. –powiedziała twardo i
spojrzała w jego oczy. –Jeżeli masz do mnie jakieś pytania, a ja będę mogła ci pomóc,
to śmiało.
Harry odwzajemnił spojrzenie i głośno
wciągnął powietrze.
-W porządku. Mam jedno pytanie.
–powiedział cicho. –Co wiesz o horkruksach?
~~*~~
Hermiona siedziała z Teodorem na
korytarzu śmiejąc się i rozmawiając, gdy usłyszała głos profesor McGonagall.
Wicedyrektorka zbliżyła się do nich.
-Panno Granger, mam pilną sprawę do
pani, oraz pana Malfoya. Czy mogłabyś go znaleźć i przyjść razem z nim do
mojego gabinetu? Najlepiej jak najszybciej.
-Tak, oczywiście. Nie ma problemu,
zjawimy się tak szybko jak damy radę.
Nauczycielka spojrzała na nią i Teodora
z nieodgadnionym uśmiechem. Skinęła tylko głową i odwróciła się, zmierzając w
stronę swojego gabinetu.
-Pomożesz mi szukać Malfoya? –spojrzała
na niego błagalnym spojrzeniem.
-Oczywiście, piękna. Szczerze, to
miałem nadzieję, że spędzimy dzisiaj cały dzień razem. –westchnął i zrobił zawiedzioną
minę.
-Ja też, no ale sam słyszałeś. Nie
wymyśliłam sobie tego. To chyba ważna sprawa.
Nott kiwnął głową ze zrozumieniem, lecz
nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że ktoś odbiera mu jego czas wolny z
dziewczyną. A szczególnie, gdy w to wszystko wmieszany jest Malfoy.
-Co taki niezadowolony? –zapytała
delikatnie, wtulając się w jego bok.
-Ostatnio nie masz dla mnie czasu..
–powiedział chłodno, z lekkim wyrzutem. –Mam wrażenie, że mnie unikasz, albo
nie chcesz mnie widzieć.
-Teo wiesz, że to nie jest prawda! Po
prostu jestem zajęta. Mam dużo na głowie. Nauka, obowiązki prefekta… Jeżeli
chcesz ze mną być, to musisz to uszanować.
-Przecież szanuję. Tylko po prostu… Gdy
mamy czas dla siebie, ktoś nam go próbuje odebrać. –powiedział ze złością.
-Zobaczysz, niedługo wszystko się
uspokoi i będziesz miał mnie jeszcze dosyć. –uśmiechnęła się do niego
delikatnie i ucałowała w policzek.
Stanęli przed wejściem do Pokoju
Wspólnego Slytherinu.
-Wchodzisz ze mną? –zapytał.
-Żartujesz?! Do pokoju pełnego
krwiożerczych Ślizgonów?! Nie ma mowy!
-Dzięki. –wyszczerzył się Nott.
-Nie ma sprawy. Dziękuję! –zawołała za
nim, gdy przeszedł przez ścianę.
*
-Malfoy! –Nott podszedł do blondyna,
oraz do Moran, która siedziała przyklejona do jego kolan. Rzucił jej pogardliwe
spojrzenie. Może i Malfoy nie był zbyt wybredny, ale jego obecna dziewczyna
była naprawdę beznadziejnym wyborem.
-Czego, Nott? –zapytał ostro.
Ich kontakty pogorszyły się, gdy Draco
zobaczył Hermionę w jego ramionach, całujących się przy stole Gryffindoru.
Wtedy poczuł do niego ogromną nienawiść. Tak jak kiedyś mógł go nazwać nawet
przyjacielem, to teraz śmiało traktował go jak wroga.
-Hermiona cię prosi, żebyś wyszedł na
chwilę przed Pokój Wspólny. –powiedział chłodno.
Draco nie zdążył nic odpowiedzieć, bo w
słowo wpadła mu Natalie.
-Granger?
A czego ona chce od MOJEGO chłopaka? –zapytała ze złością.
-Nie do ciebie mówiłem, Moran.
Wyjdziesz? –zwrócił się ponownie do blondyna.
-A czego chce? –zapytał obojętnie.
-Chodzi o McGonagall.
-Dobra, już idę. –zaczął podnosić się z
kanapy, ale Natalie powstrzymała go.
-Nigdzie nie idziesz. –powiedziała ostro.
-Zaraz wrócę, kochanie. To pewnie
sprawy prefektów. Załatwię to szybko i zaraz do ciebie wrócę.
Dziewczyna zrobiła niezadowoloną minę,
lecz westchnęła tylko z irytacją i niechętnie skinęła głową.
-Co jest, Granger? –zapytał, gdy
wyszedł wraz z Nottem na korytarz.
-Mamy przyjść do McGonagall. Jakaś
pilna sprawa podobno.
-Dobra. Pójdziemy już teraz, czy potem?
-Mamy zjawić się jak najszybciej,
więc..
Ślizgon przytaknął.
-Skoczę tylko powiedzieć Natalie.
Po dwóch minutach wrócił z powrotem z
lekko niezadowoloną miną i ruszyli w trójkę przez zamek. Między nimi panowała
grobowa cisza. Czuli się niekomfortowo. Hermiona czuła aż negatywne emocje
bijące od chłopaków, którzy szli po jej dwóch stronach. W końcu z utęsknieniem dotarli
pod gabinet wicedyrektorki. Teodor zwrócił się do niej zanim zapukali.
-Poczekać na ciebie?
-Nie, Teo. To może trochę potrwać.
Spotkamy się jutro, dobrze? Dzisiaj i tak zamierzałam się jeszcze pouczyć.
Chłopak zrobił zawiedzioną minę, ale
podszedł do niej i pocałował namiętnie. Malfoy w tym czasie starał się go nie
zabić, odwracając zdenerwowany wzrok. Jego pięści zacisnęły się powstrzymując
przed atakiem. Naprawdę mu to nie pasowało.
-Wchodzimy? –zapytała Malfoya, gdy Teodor
odszedł.
-Taa.. –powiedział oschle. Hermiona
miała wrażenie, że brzmiało to jak warknięcie. Malfoy wyglądał na zdenerwowanego.
Zapukała głośno, a już po chwili
uzyskali pozwolenie na wejście. Zajęli fotele naprzeciwko biurka profesorki,
wpatrując się w nią z wyczekiwaniem.
-Cieszę się, że już jesteście. Mam wam
do przekazania dwie sprawy. Pierwsza dotyczy organizacji balu bożonarodzeniowego.
Podobnie jak z imprezą w Noc Duchów, jesteście zobowiązani go zaplanować.
Liczę, że wywiążecie się równie świetnie ze swojej pracy.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy. –obiecała
Hermiona.
-Na taką odpowiedź liczyłam.
–uśmiechnęła się. –Bal ma podobne zasady, jak podczas ostatniej uroczystości. O
składzie uczniów możecie sami zadecydować. Oczywiście obowiązują odświętne
stroje, odpowiednia muzyka, dekoracje i potrawy. Wszystko to należy do zakresu
waszych obowiązków. Chciałabym, aby odbył się on dwa dni przed świętami.
Następnego dnia wszyscy wyjeżdżają do swoich domów na przerwę świąteczną, więc
uważam, że ta noc będzie idealna.
-A jeżeli chodzi o partnerów nie musimy
iść razem? –zapytała szybko Hermiona.
-Nie.
Gryfonka usłyszała wypuszczane z ulgą
powietrze, przez Ślizgona. Najwidoczniej bardzo się cieszył z tego powodu, że
nie będzie musiał mieć jej za partnerkę.
-A druga sprawa, jaka jest? –zapytał
chłodno.
-Za parę dni odbędzie się konkurs
wiedzy o eliksirach. Wygrane osoby z każdego domu po jednej, wyjadą w nagrodę
do Instytutu Magii w Durmstrangu. Każdy opiekun domu wybiera uczniów, którzy
mają brać udział, ale inni uczniowie także mają prawo się zgłosić. Tylko muszą
przejść etap kwalifikujący. Panno Granger, wybrałam panią oczywiście i tutaj
jest cała lista pozostałych z Gryffindoru. Panie Malfoy, pan również został
wybrany przez profesora Snape’a. Proszę, oto lista. Za chwilę będą u mnie
pozostali prefekci i im także przekażę tę wiadomość. Z mojej strony to
wszystko. Możecie iść, chyba że macie jakieś pytania.
Oboje pokręcili głowami.
-Nie. Dowidzenia, pani profesor.
Dobranoc.
Gdy wyszli, Draco z radością się
wyciągnął.
-Super, że nie musimy iść razem.
Natalie by mnie chyba zabiła. –powiedział zadowolony.
-Teodorowi też by się to zbytnio nie
podobało. –powiedziała cicho. Była lekko zawiedziona. Czy miała nadzieję, że
tym razem również będzie jej towarzyszył? –A kiedy weźmiemy się za
przygotowanie tego wszystkiego? Nie zostało już dużo czasu.
-Może od razu po konkursie?
–zaproponował.
-Może być.
-To ustalone?
-Tak.
Stanęli w ciszy między schodami a
zejściem do lochów. Przez chwilę patrzeli na siebie z oczekiwaniem. Już dawno
nie przebywali w swoim towarzystwie sami.
-Idziesz do lochów? –zapytała go,
przerywając ciszę.
-Tak. Obiecałem Natt, że wrócę do niej.
-W porządku. –powiedziała chłodno.
Czuła jak jej serce ściskają niewidzialne liny. –To cześć.
Draco spojrzał na nią lekko
zawiedziony. Czego się właściwie spodziewał? Nie miał innego wyboru, jak po
prostu pozwolić jej odejść.
-Na razie, Granger.
Hermiona wcale się nie cieszyła na
nadchodzący bal. Gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że jednak będą musieli
iść razem na niego. Nie powinna tak myśleć. Przecież teraz była z Teodorem,
lecz jednak wbrew sobie takie myśli ją dręczyły. Zabolało ją to, że tak bardzo
się ucieszył, że nie będzie musiał iść z nią.
~~*~~
Dwa dni później nadal nie było nic
wiadome, kiedy owy konkurs ma się odbyć. Hermiona nie miała też kontaktu z
Malfoyem, a nie wiadomo kiedy dojdzie do tego, że będą musieli zacząć
przygotowywać wszystko do balu. Wbrew pozorom to było trudne zadanie. Nie mogło
być wykonywane na ostatnią chwilę.
Draco chciał porozmawiać z Hermioną,
ale nie miał chwili wytchnienia. Natalie przylegała do niego za każdym razem,
gdy się tylko ruszył. Towarzyszyła mu nawet w drodze do łazienki jakby się
obawiała, że z któregoś z pisuarów wyskoczy Hermiona. Chłopaka szczerze już to
denerwowało.
-Skarbie, ja naprawdę nie potrzebuję
ciebie obok, gdy sikam!
-Ja po prostu nie chcę się z tobą
rozstawać!
Jedynym jej plusem było to, że zawsze
była chętna do różnych „zabaw łóżkowych”. To było głównym powodem, dla którego
trzymał ją jeszcze przy sobie. Zabierał na romantyczne kolacje, wspólne kąpiele
i tym podobne, aby tylko skorzystać z tych „usług”.
Nastąpił w końcu jeden cudowny dzień,
kiedy jej przy nim nie było. Tylko, że wtedy, jak na złość Granger również zaginęła
bez śladu. Trochę go to zaniepokoiło.
Natomiast osoba poszukiwana, siedziała
sobie spokojnie w bibliotece. To był jej drugi dom, jej azyl. Chyba tylko
osoba, która nie znała Hermiony, by tam nie zajrzała. Malfoy najwidoczniej nie
pomyślał o tym, żeby jej tam poszukać. Ktoś inny jednak ją tam znalazł bardzo
szybko.
-Szlamo.
Hermiona spojrzała do góry ze
znudzeniem i ujrzała Natalie Moran.
Lepsza
ona niż Teodor. Tak. Hermiona unikała swojego chłopaka, gdyż ten, zaczął ją
drażnić i osaczać. Nienawidziła być osaczana. Nie miała chwili wytchnienia,
czasu dla siebie oraz swoich przyjaciół. Potrzebowała od niego ucieczki.
-Mi też niemiło cię widzieć, Moran. –odpowiedziała
chłodno powracając do lektury.
-Mam jedno pytanie. –powiedziała ostro
Ślizgonka.
-Ale ja nie muszę na nie opowiadać.
-Musisz.
-Bo? –Hermiona uniosła brwi i spojrzała
na nią wyczekująco.
Natalie nie odpowiedziała. Warknęła
tylko:
-Słuchaj. Niszczysz wszystko między
Draconem a mną.
-Że co proszę? –zaśmiała się Gryfonka.
-To co słyszysz, przygłucha szlamo!
Masz mi powiedzieć co między wami było i co jest teraz.
-Wiesz co jest? Obojętność. Między nami
nigdy nic nie było i nigdy nic nie będzie! A teraz odwal się ode mnie, bo nie
mam ochoty rozmawiać o Malfoyu, a tym bardziej z tobą.
-Nie odwalę się, póki ty nie odwalisz
się od mojego faceta!
-Nie interesuje mnie twój facet! Zrozum
to, idiotko!
-Przegięłaś, szlamo. Gdy będę miała
okazje, to ty będziesz na mojej liście pierwsza. Uważaj co robisz i w co się
pakujesz, bo jestem do wielu rzeczy zdolna. –wysyczała z nienawiścią.
-No, to się przestraszyłam! Brr!
–udała, że się wzdryga.
-Nabijaj się Granger, a źle skończysz.
Wyszła z biblioteki odprowadzona przez
nienawistne spojrzenie Gryfonki. Gdy spojrzała ponownie na książkę
zmaterializował się przed nią liścik-samolocik, taki jak używają w
Ministerstwie Magii do przekazywania informacji. Otworzyła go i od razu
rozpoznała koślawe pismo Rona.
„Przyjdź do naszego Pokoju Wspólnego.
Natychmiast. Ważne. –Ron”
Natychmiast zebrała wszystkie swoje
rzeczy i ruszyła do wyjścia szybkim krokiem. W drzwiach wpadła na Malfoya.
-Oo, Granger! Szukałem cię.
-Sorry, Malfoy, ale spieszę się!
Pogadamy później!
-Później to się nie wyrwę Natalie!
–powiedział zrozpaczony.
-Właśnie! Skoro już wspominasz o swojej
szurniętej dziewczynie, to weź ją jakoś ogarnij. Przylazła do mnie i wypytywała
o ciebie, a następnie groziła mi, że jestem pierwsza na jej liście i mam
pilnować się z tym co robię, bo jak nie to mnie „dorwie”. –zakreśliła na końcu
cudzysłowie.
-Nie przejmuj się nią. –powiedział
obojętnie.
-Nie przejmuję. A teraz wybacz, ale
naprawdę się spieszę.
Zostawiła go samego przed biblioteką.
Długo jednak nie pozostał samotny, bo podbiegła do niego Natalie.
-Draaaaco! Szukałam cię, głuptasku!
Chodź, mieliśmy pomalować u mnie paznokcie!
~~*~~
-Już jestem! –Hermiona wbiegła zdyszana
do wieży Gryffindoru. –C-co się stało?
-Świetnie! Ale idziemy dalej! –oznajmił
jej Harry z grobową miną.
-Dalej? To znaczy gdzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz