poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 27. Horkruks

Trójka przyjaciół stała właśnie w pokoju Regulusa Blacka, przyglądając się dokładnie małej, niby niepozornej szczelinie w suficie.
-Co to może być? –zapytał Ron marszcząc brwi.
-To chyba wejście na strych. –odpowiedziała powoli Hermiona obserwując z rozmysłem niedoskonałość, jakby miała pokazać jej swój sekret. Szczelina jednak pozostała niewzruszona.
-W pokoju Regulusa? Wygląda jakby nie miało być odkryte. Ja nawet nie zwróciłem na to uwagi. -stwierdził Harry patrząc na sufit nieufnie.
-Tylko ktoś bystry mógł to zauważyć. Patrzyłem po suficie i również nie zwróciłem na to uwagi. Przecież to tylko drobna szczelinka. –przyznał Ron.
Hermiona spojrzała na niego karcąco z typowo hermionowatą miną i pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Naprawdę nie wyczuwasz czarnej magii?
-Wyczuwałem ją na samym wejściu! –zezłościł się Weasley. -Skąd miałem wiedzieć, że akurat drobna..
-Wejdźmy tam! –przerwała mu brązowooka, na co ten zrobił niezadowoloną minę, mrucząc pod nosem „kobiety..”.
Ściągnęli  wspólnie ciężką klapę, która wysunęła się wraz z drabiną i weszli po kolei na górę. Zapalili różdżki, ponieważ w pomieszczeniu nie było żadnego okna, przez co panowała tam całkowita ciemność. Pokój okazał się ku ich zdziwieniu pusty.
-Może nawet to i lepiej. Przynajmniej nie namęczymy się z szukaniem. –powiedział ucieszony Ron, ale zamilkł widząc surowe spojrzenie przyjaciela. Po chwili jednak się zreflektował, gdyż jako najwyższy zauważył coś leżącego w kącie stryszku. Pobiegł w tamto miejsce i wrócił z małym woreczkiem wyglądającym podobnie jak prezent, który dostał kiedyś Harry na urodziny od Hagrida. Ron nie zastanawiając się długo wsadził do niego rękę, lecz po chwili głośno krzyknął.
-Ugryzło mnie!
Z bólem wymalowanym w oczach, syczał na widocznie żyjący worek, który w tym momencie wyglądał jakby oddychał.  
-Daj, ja spróbuję. –zaoferował się Harry, który wyglądał na zniecierpliwionego. Próbował siłą rozerwać szczęki przedmiotu, ale na nic jego zmagania. Sam ledwo uszedł ugryzieniu przez futrzaste „zwierzątko”.
-Może… pogłaszcz to? –zapytała z powątpiewaniem Hermiona. –No wiecie, Potworną Księgę Potworów też trzeba było pogłaskać. To wygląda jak jedno z „uroczych” zwierzątek Hagrida, więc pomyślałam…
Ron spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-Sama to pogłaszcz jak taka mądra. –wyciągnął w jej kierunku woreczek.
Hermiona z niepewną, lekko wystraszoną miną pogłaskała go końcówkami palców. Gryzący futrzak wydał z siebie dźwięk jakby się śmiał, a po chwili odpuścił i pozwolił otworzyć swoje wnętrze.
-Znaleziony! –zawołał triumfalnie rudzielec, wyciągając horkruksa ze środka i wieszając go w ręku przed ich oczami.
-Myślicie, że to ten prawdziwy? –zapytała z powątpiewaniem Hermiona. Patrzyła na medalion z nieufnością.
-Jasne.  –odpowiedział jej Ron-znawca horkruksów. –Tylko go dotknij.
Gryfonka po dotknięciu przedmiotu zrozumiała skąd pewność u Weasleya. Metal jakby ożył pod wpływem ich dotyku budząc w środku małe serduszko. Czy należało one do Lorda Voldemorta? Sama taka myśl napawała ją przerażeniem.
-Koniec tego podziwiania. Czas to zniszczyć. –oznajmił ostro Harry i zabrał horkruksa. Położył go na podłodze i uniósł wysoko miecz. Bez chwili zastanowienia cisnął nim w medalion. Nic się nie wydarzyło, oprócz tego, że poleciał kawałek dalej. Poza tym, nadal był cały, nawet nie miał zadraśnięcia. -Przecież Dumbledore powiedział, że… -wyszeptał głucho.
Hermiona wzięła delikatnie medalion do ręki. Zaczęła nim obracać między palcami rozmyślając.
-Alohomora! –spróbowała. –Sezam materio! –również nic. –Odsuńcie się!
Ponownie położyła go na podłodze i wycelowała w niego różdżką.
-Bombarda! Reducto!
Nadal nic. Horkruks nie miał na sobie żadnego śladu, który miałby chociaż wskazywać na to, że da się go jakoś otworzyć, lub zniszczyć.
-To chyba nie zadziała. –powiedział cicho Ron widząc, że zaczęła się denerwować. Zignorowała jego minę, która wyrażała lekką radość z powodu, że nawet Hermionie Granger coś może się nie udać. Zmarszczyła tylko delikatnie brwi, jak wtedy, gdy się nad czymś głęboko zastanawiała.
-Harry, uważam, że on musi być otwarty. –oznajmiła.
-Ale jak go otworzyć? –zapytał nerwowo.-Przecież próbowałaś już wszystkiego.
Gryfonka pogładziła wypukłe wyżłobienia w kształcie węża na medalionie. Wtedy wpadła na pewien pomysł. Spojrzała na niego niepewnie.
-Może… spróbuj go otworzyć mową wężów?
Harry wraz z Ronem spojrzeli na nią z powątpiewaniem. Brunet jednak odetchnął głęboko skupiając całą swoją wolę na tym, aby użyć swojej zdolności. Nigdy nie wiedział na jakiej podstawie działa owa zdolność. Po prostu czuł, jakby jego ciało przemieniało się, mózg zaczął pracować w inny sposób odbierając bardziej wyczulone zmysły.
Medalion zaczął drgać pod wpływem jego głosu. Hermiona z lękiem go odrzuciła. W tym momencie wyłoniło się z niego światło, a po chwili postać Voldemorta. Dokładniej, jego widmo. Całą trójką na jego widok zbliżyli się do siebie chwytając za ręce. Patrzyli na mężczyznę ze strachem. Widmo zwróciło się w ich kierunku z paskudnym uśmiechem.
-Harry Potter. –wysyczał.-Znów się spotykamy. Tym razem w towarzystwie szlamy oraz zdrajcy krwi. Bez Albusa Dumbledore’a? Dziwię się, że ten naiwny starzec, Dumbledore z wami nie przyszedł. Zawsze wykorzystuje sytuację, w której może pokrzyżować mi plany. Kochany, stary Dumbledore. Nigdy mi nie zaufał. Ale… -mężczyzna jakby głośno wciągnął powietrze. -Widzę w waszych sercach strach. Boicie się Lorda Voldemorta?
Cała trójka przylgnęła do siebie jeszcze mocniej.
-Weasley! –wycelował w niego palcem.- Najmniej kochany przez rodzinę, opuszczany przez przyjaciół i ignorowany przez szlamowatą przyjaciółkę, którą kochasz. Sam jej widok w ramionach innego, twojego wroga… Rozrywa twoje biedne, skrzywdzone serduszko, prawda? –uśmiechnął się drwiąco. –Czujesz się gorszy, beznadziejny… Nikt nie chce cię docenić. Jesteś nikim.
Ron zaczął cofać się przerażony, puszczając rękę Hermiony, gdy widmo Voldemorta powoli kroczyło w jego stronę. Dziewczyna próbowała ponownie złapać dłoń rudzielca, lecz ten ją wyrwał. W jego oczach błyszczał obłęd.
-Boisz się tego?
Przed ich oczami ukazała się scena jak Molly Weasley płacze nad ciałami swoich dzieci-martwych dzieci, tylko nie nad jego. Nie nad Rona. Po chwili scena się zmieniła i ukazała Harry’ego wraz z Hermioną przestających zwracać na niego uwagę. Szli śmiejąc się wspólnie i żartując, trzymając się pod ręce i cicho obgadując mijającego ich rudego chłopaka. Na końcu Harry przemienił się w Dracona Malfoya. Dracona, który trzymał w ramionach Hermionę i całował ją namiętnie. Widmo-Malfoy odwrócił się w jego stronę i z jadowitym uśmiechem powiedział: Widzisz, Weasley? Jestem od ciebie lepszy we wszystkim. Jestem bogaty, sławny, mam nawet dziewczynę którą kochasz... Ciebie nie chce nikt. Jesteś niczym.
Hermiona była tym przerażona. Nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała, że Ron długo nie wytrzyma. Zaczął drżeć na całym ciele, wpatrując się w jej i Malfoya widma złączone w namiętnym pocałunku.
-RON! RON, OTRZĄŚNIJ SIĘ! JESTEŚMY TUTAJ! NIE TAM! TO WSZYSTKO JEST NIEPRAWDĄ!
-Reducto! –krzyknął zrozpaczony chłopak, nie mogąc dłużej patrzeć na rozgrywającą się scenę. Zaklęcie przeleciało ze świstem przez widmo Voldemorta, który roześmiał się przeraźliwie.
-Nie działają na mnie zaklęcia, głupi zdrajco krwi! Jesteście bezbronni. Próbowaliście bawić się w bohaterów, lecz na marne, bo teraz każdy z was zginie. Nie martwcie się. Chyba nie będzie bolało. –uśmiechnął się zajadle. Podniósł leżącą różdżkę należącą do Hermiony, która upuściła ją wraz z medalionem.
-Crucio! –krzyknęła zjawa, celując w Gryfonkę. Hermiona krzyknęła z bólu upadając na podłogę. Jej ciało zaczęło zwijać się w lekkim bólu.
-HERMIONA! –krzyknęli przyjaciele podbiegając do niej.
Nie wiedziałam, że to tak bardzo boli…
Przed jej oczami zaczęły jak film przelatywać najwspanialsze sceny z jej życia. Zabawa z rodzicami gdy była mała, urodziny, wspólne wakacje, ich uśmiechy oraz uściski którymi ją tak często obdarzali. Radość, gdy dostała list ze szkoły. Wygłupy z Ginny. Przyjaźń z Harrym i Ronem. Osobami dla niej tak ważnymi. Tyle razem przeszli… A także pojawiły się stalowe oczy, tak dobrze jej znane, kiedyś znienawidzone. Cyniczny uśmiech. Usta z których wyleciało tyle raniących słów… Które tyle razy ją całowały..
Draco…
Tępy ból ustał, a z jej oczu poleciały ciurkiem łzy. Harry uklęknął, trzymając ją w ramionach i mocno przytulając. Próbował szeptać jej do ucha pocieszające słowa, obietnice, że ją stąd wyciągnie.
Jesteś wspaniałym przyjacielem, Harry. Obiecuję, że Ci to powiem, gdy już się stąd wydostaniemy…
Czarny Pan jednak nie przejął się zaistniałą sytuacją. Śmiał się głośno, ciesząc się ich cierpieniem i bólem. Bawiła go ta sytuacja. Dzięki ich strachowi jego siła wzrastała.
-Każdy z was się czegoś boi. Granger.. Boisz się odrzucenia miłości, o bliskich… To takie żałosne. Powinnaś się nauczyć, że w życiu najważniejsza jest twoja własna osoba! A ty, Harry. –przeniósł spojrzenie na oszołomionego Pottera. –Tyle się nacierpiałeś przez te wszystkie lata, nieprawdaż? W twoim życiu ciągle powstawało nowe zło, nowy ból. Brak rodziny… Strach, że mógłbyś stracić przyjaciół… Pojawiła się też dziewczyna.. Miłość. Takie słabe uczucie. Warto by było zobaczyć jej twarz zanim umrzesz… Wyślę jej najszczersze kondolencje. –zaśmiał się cicho.
On nie może się dowiedzieć kim ona jest! –pomyślała zrozpaczona Hermiona, wbijając palce w ciało Pottera, które powoli kładło ją na ziemię.
-Mylisz się, Riddle!
Mężczyzna zamilkł, gdy zobaczył biegnącego ku niemu Harry’ego.
-Dobrze wiem jak cię zniszczyć! Zrobiłem to już kiedyś i zrobię ponownie! Giń!
Harry uderzył mieczem w medalion, a wszystko na około się zatrzęsło. Postać Riddle’a znikła z głośnym krzykiem.
-Harry! Co się dzieje?! –wykrzyczała przerażona Hermiona dźwigając się przy pomocy wciąż zdezorientowanego Rona.
-Nie wiem! Zniszczenie horkruksa musiało spowodować jakiś wybuch!
Cała trójka rozejrzała się po pomieszczeniu, które wciąż drgało.
-Dom się sypie! –krzyknął Ron, gdy tylko pierwsze odłamki sufitu zaczęły spadać pod ich nogi.
Przerażeni złapali się mocno za ręce i pobiegli ile sił w nogach w stronę drabinki. Hermiona miała problem z zejściem. Przez rzucone zaklęcie nie miała sił zejść o własnych nogach, więc Ron przerzucił ją delikatnie przez ramię.
-Szybko! –poganiał ich z dołu Harry.
Zeszli ostrożnie i  gdy Hermiona stanęła na własne nogi zaczęli zbiegać po następnych schodach próbując dostać się do kominka w kuchni.
-Uwaga! –ostrzegła ich.
Odskoczyli, a w miejscu gdzie akurat stali spadł kawałek sufitu.
-Harry! Schody się zawaliły! Jak mamy zejść?! –zapytał Ron szukając wzrokiem drogi ucieczki.
-Musimy skakać! Nie ma innego wyjścia!
Zanim Hermiona się zorientowała już skakała w ramionach Ronalda w dół, wpadając na Harry’ego. Ron nie miał tyle szczęścia. Podczas skoku, trzymając Hermionę nie miał szans, aby przeturlać się i zamortyzować upadek więc skoczył na nogi. Jęknął głośno, gdy tylko spróbował wstać.
-Ron! Możesz wstać? –podbiegli do przyjaciela.
-Nie. Nie dam rady. Chyba mam połamane nogi…
Harry z trudem podniósł przyjaciela i przy pomocy Hermiony szybko przenieśli się do kuchni.
-Harry! Wskakujcie! -krzyczała Hermiona odskakując przed walącą się ścianą.
-Wejdź pierwsza! Musisz wyciągnąć z kominka Rona, zanim przeniosę się do gabinetu!
-Harry, szybko bo z tej kuchni zaraz nic nie będzie!
-Jestem tuż za tobą! Leć!
Hermiona wskoczyła w szmaragdowe płomienie i wyszła prędko w gabinecie dyrektora. Po chwili pojawił się też Ron, którego udało się jakoś wyciągnąć przy pomocy milczącego Dumbledore’a. Dziewczyna odwróciła się w kierunku kominka oczekując wejścia Harry’ego, ale cenne sekundy mijały a jego wciąż nie było.
-Gdzie on jest?! Przecież mówił, że jest tuż za mną! –zaczęła panikować dziewczyna. Po paru sekundach pojawił się Potter. Brązowooka rzuciła mu się w objęcia i załkała.
-Już wszystko dobrze, Hermiono. Jesteśmy w domu. –poklepał ją po plecach pocieszająco.- Wszystko z tobą w porządku? Nie boli cię? Powinna cię obejrzeć pani Pomfrey.
-Nie, wszystko jest dobrze. –uśmiechnęła się do niego.
-Harry, Hermiono, moglibyście usiąść i opowiedzieć mi co się stało? –zapytał szybko dyrektor.
Oboje przytaknęli i opadli zmęczeni i brudni na wyczarowanych przez Dumbledore’a fotelach.
-Wysłałem już po panią Pomfrey. Zaraz tu będzie po pana Weasleya. Wysłałem także po pannę Weasley i pannę Riddle. –uśmiechnął się porozumiewawczo.
Harry nie zapytał skąd dyrektor wie o nim i Jessice. A może nie wie? Tajemniczość dyrektora zawsze go zaskakiwała. Wydawało się, że nic nie może się przed nim ukryć.
-A więc? Co się stało? –zapytał ponownie staruszek, gdy tylko Ron wyszedł lewitowany na niewidzialnych noszach przez panią Pomfrey, która wykrzyczała, że po rozmowie z dyrektorem mają także zjawić się u niej.
-Pierwszego i drugiego dnia nic.. –zaczęła Hermiona. –Dzisiaj się rozdzieliliśmy na ostatnim piętrze. Ron był w pokoju Regulusa i nas zawołał. Zauważyłam klapę w suficie, śmierdziało od niej czarną magią  i postanowiliśmy wejść do pomieszczenia, które prawdopodobnie było strychem. Właśnie w tamtym miejscu znaleźliśmy medalion. Harry próbował zniszczyć horkruksa, ale nie dało rady więc stwierdziłam, że musi być otwarty. Zaklęciem się nie dało, więc wpadłam na to, że trzeba go otworzyć mową wężów. Gdy Harry otworzył go, wyszła postać Voldemorta. Zaczęła przemawiać, próbując dostać się do naszych umysłów, pokazując okrutne sceny, obnażając nasze słabości, ale Harry szybko go zaatakował zanim stało się coś gorszego. Zostałam jednak zaatakowana cruciatusem, lecz myślę, że nie był aż tak mocny, jak gdyby miał to zrobić prawdziwy Voldemort. W momencie dźgnięcia mieczem, dom zaczął się walić. Ledwo udało nam się ujść z życiem.
-To przez to, że horkruksy mają ogromną moc.. –powiedział cicho Dumbledore widocznie na siebie zły. –Mogłem się tego spodziewać.
Harry postanowił przerwać dręczącą ciszę , która zaległa po wypowiedzeniu ostatnich słów.
-Oddaję miecz. –Wyciągnął rękę podając rękojeść dyrektorowi.
-Chcę, żebyście wiedzieli, że jeżeli mnie zabraknie, to będziecie mogli pożyczać ten miecz. Wszystko zapiszę odpowiednio. Macie prawo do każdej pomocy, w zniszczeniu Lorda Voldemorta. Jestem z was dumny. Teraz możecie udać się do pani Pomfrey, bo obawiam się, że gdy się tam nie znajdziecie Poppy odpowiednio się mną zajmie.
Gdy Gryfoni otwierali drzwi do gabinetu dyrektora usłyszeli jeszcze jego wołanie.
-Panno Granger, dzisiaj jest konkurs z eliksirów! Jeżeli jednak nie ma pani sił…
Hermiona spojrzała na niego przerażona.
-Dziękujemy.
Zeszli po schodach i w momencie przejścia przez gargulec, rzuciły się na nich dwie osoby. Hermiona zdążyła zarejestrować przytulającą ją rudą czuprynę.
-Wróciliście! –łkała Ginny.
-Spokojnie, Ginny! –spróbowała ją uspokoić poklepując po plecach.
Obok Harry namiętnie całował swoją dziewczynę. Ginny i Blaise popatrzyli na nich zdezorientowani.
-Nie mówcie nikomu o tym, proszę. –rzekł Harry dopiero po chwili orientując się, że jego przyjaciele wszystko widzą.
Hermiona zauważyła w oczach przyjaciółki ukłucie zazdrości i bólu widząc tę scenę. Mimo wszystko, kiedyś byli razem.
-Wróciłeś! Tak się bałam! –łkała Jessica wtulając się w tors chłopaka.
-Już w porządku, kochanie. –pocieszał ją. –Wszyscy żyjemy.
-Ale co się właściwie stało?! –domagał się wyjaśnień Zabini. –Zniknęliście na trzy pieprzone dni, nikomu nic nie mówiąc. Zostaliśmy bez informacji, bez niczego!
-Harry wam opowie, bo ja się spieszę na konkurs. –odpowiedziała tylko Hermiona przeglądając się w pobliskiej zbroi.
-Jaki konkurs? –zapytał zaskoczony Blaise.
-Z eliksirów. –odpowiedziała obojętnie.
Wszyscy popatrzyli na nią niedowierzająco. Dziewczyna tylko posłała im wesoły uśmiech i pobiegła przed siebie.
-Masz zamiar iść w takim stanie? A pani Pomfrey? –zawołał za nią Harry.
-Och, wymyśl coś! Nie mam czasu na bieganie po pielęgniarkach, gdy czekają na mnie eliksiry!
Wbiegła już za róg korytarza, ale po chwili wróciła.
-Zapomniałam ci powiedzieć, Harry. Jesteś wspaniałym przyjacielem. –ucałowała go w policzek i pobiegła co sił przed siebie.
-Cała Hermiona.. –powiedziała Ginny, gdy całą czwórką spojrzeli za biegnącą brązową burzą loków.
-Przed chwilą co dostała cruciatusem od Voldemorta, a tu już biegnie jak na zbawienie, bo nie zdąży na konkurs z eliksirów. –szepnął oszołomiony Harry.
-ŻE CZYM DOSTAŁA?!
Teraz Harry Potter mógł czekać tylko na wybuch złości.

~~*~~

Draco czekał już pod salką na rozpoczęcie konkursu od prawie dwudziestu minut. Nie chciał przyjść, lecz wiedział, że miałby problem z McGonagall. Wolał to odbębnić niż słuchać później półtoragodzinnego wykładu na ten temat. Usłyszał kroki myśląc, że to reszta uczestników lub komisja. Wstał z miejsca otrzepując się i opierając z nonszalancją o ścianę. Bardzo się nie pomylił, bo zbliżała się do niego jedna z uczestniczek. Hermiona Granger.
-Zdążyłam?! –zapytała zdyszana na wstępie.
Nie odpowiedział.
-Malfoy, zdążyłam czy nie?! –zdenerwowała się.
Chłopak tym razem też nie odpowiedział. Podszedł do niej szybkim krokiem przyciągając do siebie  i mocno pocałował, a następnie już ją przytulał do piersi. W jej brzuchu wzbiło się stado motyli, poczuła jak jego usta były przepełnione ulgą.
-Granger! Wszystko w porządku!? Gdzieś ty była! Jak ja się cieszę, że nic ci nie jest! –cały czas ją tulił.
-Malfoy, już w porządku! –wydyszała łapiąc powietrze w jego „misiowym uścisku”. Naprawdę Draco Malfoy powiedział, że się CIESZY, że nic JEJ nie jest?
-Gdzie byłaś?! –ponowił pytanie.
-Nie tutaj. Po konkursie trzeba wziąć się za przygotowania do balu! Na Merlina to tylko parę dni!
Chłopak się uśmiechnął drwiąco. Ona nigdy się nie zmieni.

~~*~~

Przez cały konkurs Draco nie mógł się skupić. Cieszył się, gdyż sam konkurs okazał się banalny, ale jego całą uwagę odwracała burza brązowych loków, siedząca przy stoliku obok. Hermiona wyglądała na zmęczoną i bladą. Co prawda widać było maksymalne skupienie, gdy uroczo marszczyła nosek, ale nie uszło jego uwadze, że bardzo szybko się zmęczyła. Miała też drobne ranki na dłoniach i wyglądała jakby dopiero co wróciła z bardzo zakurzonego miejsca.
-Gdyby lekcje u Snape’a były tyk proste jak ten konkurs. –Cieszył się już po wszystkim.
-No nie wiem. Boję się, że źle zaznaczyłam w 30 pytaniu! –powiedziała zmartwiona.
-Granger, przesadzasz! Na pewno będziesz perfekcyjna. –przewrócił oczami.- Widziałem jak ryłaś po pergaminie! –szturchnął ją łokciem. Miał dzisiaj naprawdę dobry humor.
-Nie i nie mów tak! –zaczęła panikować.-Wszyscy tak myślą, a wyjdzie jak wyjdzie!
-A zakładasz się, że jeszcze to wygrasz? –wyszczerzył się w cwany sposób.
-A o co? –zapytała podejrzanie.
-Może oo… kolację?
-Czy ty nie masz przypadkiem dziewczyny? –uniosła brwi.
-No może i mam, ale powiem, że mnie zmusiłaś. –uśmiechnął się szelmowsko.
Hermiona się roześmiała i pokręciła z niedowierzaniem głową. Malfoy czasami zachowywał się tak normalnie.
-To co? Teraz idziemy do późna w nocy męczyć się z planem na bal dla McGonagall?
-Za chwilę. Teraz musimy zrobić coś innego.
-Co takiego? –zdumiała się.
-Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.
-Po co niby?! –oburzyła się.
-Nie obraź się, Granger, ale wyglądasz jakbyś dopiero co dostała cruciatusem. Idziemy i bez dyskusji! –pociągnął ją za rękę. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak ogromną miał rację.
-Potrafię sama chodzić, Malfoy! –zezłościła się. –I znam drogę!
Chłopak nie chcąc wszczynać kłótni, puścił jej rękę ale przewrócił oczami. Ona nigdy nie przestanie być taka uparta.

~~*~~

-Mówiłam ci, że nie było potrzeby tam iść! –oznajmiła, gdy szli w kierunku Pokoju Wspólnego.
-Nie, wcale. Masz wypoczywać, jesteś cała przemęczona, rany co prawda ci się zagoją, ale i tak wyglądasz jak chodząca śmierć.
-A od kiedy to ty się Malfoy taki troskliwy zrobiłeś, hm? –zapytała złośliwie.
-Troskliwy? Phi! Chyba coś ci się przewidziało, Granger.
Hermiona nie chcąc ciągnąc nieprzyjemnego tematu, zmieniła go.
-To co? Teraz do nocy męczymy się z przygotowaniami dla McGonagall?
-Tak jakby. –odpowiedział tajemniczo.
-Dlaczego tylko tak? –zapytała podejrzanie.
Chłopak wszedł z tajemniczym uśmiechem do dormitorium i po chwili wrócił z paroma długimi pergaminami. Dumny z siebie wręczył je Gryfonce. Ta z wielkimi oczami zaczęła je przeglądać.
-Gdy TY olewałaś sobie obowiązki prefekta, JA zająłem się tym wszystkim. Trochę nad tym posiedziałem, oczywiście nie wybrałem wszystkiego, bo dałem ci pole do popisu, wybrania według własnego uznania i oceny. I tak byś to zrobiła, więc wolałem oszczędzić sobie pracy.
-Zaraz, zaraz.. –powiedziała powoli.- TY zrobiłeś to SAM? Bez przymuszonej woli, tortur i szantaży?! No, no, no. Jestem pełna podziwu! –powiedziała sarkastycznie.
-Miło, że we mnie wierzysz. –warknął. – Ale pochlebia mi to, że to doceniłaś. To coś nowego.
-To musimy jeszcze napisać ogłoszenie, zanieść McGonagall i wywiesić, no i wyeliminować coś z tej twojej listy.
Wzięli się do pracy. Hermiona przeglądała jego wypociny, czasami skreślając coś co miała do wyboru. Draco zaś zaczął pisać ogłoszenie. Hermiona spoglądała na niego kątem oka.  Nie widziała go od długiego czasu tak skupionego.
-No gotowe!
-Ja tak samo! –uśmiechnęła się do chłopaka delikatnie.
-No to pokaż mi to! –powiedzieli równocześnie i zaczęli się śmiać. Naprawdę się śmiać.
-No nie! Skreśliłaś Gang Albanii?! –oburzył się blondyn.
-Malfoy! To ma być BAL, a nie koncert przekleństw!
Draco coś mruknął pod nosem i spojrzał na nią ze złością. Ta dziewczyna naprawdę potrafiła zepsuć czasami dobrą zabawę.
-Ooo, znalazłam błąd! –ucieszyła się Hermiona z szerokim uśmiechem.
Draco spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-Cieszysz się moim nieszczęściem, prawda?
-Troszeczkę. –zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się słodko.
Draco wziął do ręki leżącą obok poduszkę i zaczął okładać nią dziewczynę. Hermiona ze śmiechem zaczęła okrywać się rękoma. Ślizgon jednak nie dawał za wygraną. Z szatańskim uśmiechem bezlitośnie podwajał ataki.
-Malfoy, przestań! Proszę, MALFOY!
Blondyn się uspokoił i pociągnął ją tak, że siedziała mu na kolanach okrakiem. Brązowooka zorientowała się, że to jest bardzo nieodpowiednia pozycja i próbowała zejść, ale ten ją przytrzymał.
-A może byś zaczęła do mnie mówić po imieniu? –wypalił. Po chwili zorientował się co właśnie powiedział. To było głupie, chwila nieświadomości, zapomnienia. Patrzył jednak na nią z niewzruszoną miną.
-Że co? –wytrzeszczyła oczy. –Co ci teraz odbiło?
-Zawsze „Malfoy”. A dlaczego nie „Draco”? –zignorował jej pytanie.
-Ty też do mnie mówisz „Granger”. –znów spróbowała zejść z jego kolan.
-Bo jesteś moją Granger. –przytrzymał ją mocniej.
-Twoją? –uniosła brwi.
-Tak, moją. -Przyciągnął ją bliżej.
-Tak ci zależy, żebym do ciebie mówiła po imieniu?...Draco? –zapytała zaczepnie.
-Nie zależy mi, ale chyba już powinniśmy. Myślę, że nasz topór wojenny został już dawno zakopany. Mimo, że ciągle się kłócimy i mnie denerwujesz.
Hermiona zbliżyła się do niego i spojrzała rozmarzonym wzrokiem szepcząc do jego ucha. Poczuła jak zaczyna się spinać.
-Lubisz jak wymawiam twoje imię?
-Lubię..
Wiedziała, że się nim bawi kierując jego zmysłami. Zbliżała się coraz bardziej do jego ust, a następnie, gdy zobaczyła, że chłopak rozchylił wargi, wykrzyczała w nie:
-MALFOY!
Chłopak momentalnie ją od siebie odsunął i spojrzał na nią ze złością.
-Jesteś nienormalna, Granger.
Hermiona zaśmiała się perliście i wykorzystała jego zaskoczoną reakcję na to, aby uciec z jego kolan. Spojrzała na niego słodkim, drwiącym uśmiechem.
-Słuchaj Gr.. Hermiono.. –zaczął. Gryfonka spojrzała mimo wszystko na niego zaskoczona. Tak szczerze, to nie spodziewała się, że zacznie do niej mówić po imieniu. To strasznie dziwnie brzmiało z jego ust. Spojrzała na niego pytająco. -Dowiem się gdzie wy byliście przez te trzy dni? Co się z wami działo?
Gryfonka ponownie usiadła na kanapie obok niego, wtulając się w poduszkę.
-To długa historia..
-Mam czas.
Brązowooka przyjrzała mu się. Sama nie wiedziała, czy może mu o tym powiedzieć, ale postanowiła, że zaryzykuje. W końcu on też jej powiedział o Voldemorcie. Teraz siedział obok niej i wpatrywał się z oczekiwaniem. Był poważny. Nie miał na sobie cynicznej maski. Wyglądał na  naprawdę zaciekawionego i może trochę… zaniepokojonego?
-Harry ma taką misję… Musi znaleźć coś bardzo ważnego, należącego do Voldemorta, aby go zniszczyć..
-Co na przykład? –zapytał zaciekawiony.
-W tym przypadku był to medalion Slytherina.
Draco zdziwił się.
-Kiedyś mój ojciec miał należący dziennik do niego, ale nie wiem czy to o to chodzi.
-Tak. Harry go zniszczył w drugiej klasie.
-A więc gdzie byliście teraz?
-Byliśmy w domu Sy.. jednego z członków Zakonu Feniksa. Okazało się, że jest możliwość, że właśnie tam jest ten medalion. Naprowadziła nas na to Jessica.
-Riddle? Zdradziła ojca? –zapytał jeszcze bardziej zaskoczony.
-Było jej ciężko, ale chyba postanowiła..
-No ale co w tym domu? Co wam zajęło tak długo czasu? –przerwał jej.
-To jest ogromny dom. Przeszukiwaliśmy go trzy dni, aż w końcu ostatniego dnia znaleźliśmy medalion.
-I co wtedy?
Hermiona zawahała się. Czy powinna zdradzić mu wszystko? A gdy on przekaże to komuś innemu?
-Wyszedł z niego Voldemort. –wyszeptała.
Draco spojrzał na nią przerażony. Widziała po nim, że nim wstrząsnęła ta informacja.
-Że co?!
-Znaczy tylko jego widmo. Chciał nas zaatakować. Dostałam cruciatusem, ale Harry dosyć szybko zainterweniował i go zniszczył. I wtedy…
-ŻE CO?! DOSTAŁAŚ CRUCIATUSEM?! NIC CI NIE JEST?! –dotknął jej twarzy. –Bolało? –zapytał już łagodniej.
Zarumieniła się na wspomnienie, które przeleciało  w jej głowie, gdy była pod wpływem klątwy.
-Jak widzisz żyję! Nie był jakoś szczególnie mocny, bo to nie była jego prawdziwa postać. Ale nie przeszkadzaj mi! No i nastąpiła mała eksplozja i cały dom zaczął się walić. Ledwo uciekliśmy, ale jakoś się udało. –zakończyła.
-Ile takich ważnych przedmiotów ma Voldemort?
-Sami nie wiemy. Podejrzewamy, że siedem.
-A ile jest już zniszczonych?
Hermiona szybko wyliczyła w głowie.
-Trzy.
-Tylko? –zapytał zawiedziony.
-No wiesz, to nie jest proste znaleźć wszystkie. Mogą być ukryte wszędzie i być wszystkim.
-A podejrzewacie chociaż co to może być?
-Tak. Jessica nam pomogła.
Draco zawahał się.
-Ja też mam jeden pomysł.
-Naprawdę? –zapytała tym razem zdziwiona Hermiona.
-Tak. Voldemort dał mojej ciotce jakiś przedmiot. Taki mały pucharek czy..
-Czarka? –dokończyła za niego z drżącym od emocji głosem.
-Tak, dokładnie! Kazał ją schować u siebie w skrytce.
Hermiona zapytała ze strachem:
-Jaka to ciotka?
-Bellatriks Lestrange.
Brązowooka głośno wciągnęła powietrze i przełknęła ślinę. W tym momencie także do pokoju wpadła Natalie Moran. Na ich widok wpadła w istny szał.
-DRACONIE MALFOYU, DLACZEGO ZNOWU SIEDZISZ Z TĄ SZLAMĄ?!
-NIE NAZYWAJ MNIE SZLAMĄ, TĘPA IDIOTKO! ZAJMIJ SIĘ NAJPIERW SWOIM KRZYWYM RYJEM! –krzyknęła zdenerwowana Hermiona, wzięła swoje rzeczy i poszła do swojego dormitorium głośno trzaskając drzwiami.
Natalie odwróciła się do zdezorientowanego, lekko rozbawionego Dracona. Nie spodziewał się takiego ostrego słownictwa po Granger.
-DLACZEGO MNIE NIE OBRONIŁEŚ?!
-Jesteś już dużą dziewczynką i wierzę, że sobie poradzisz. –odpowiedział zdawkowo, myślami będąc gdzie indziej. Był już znudzony jej ciągłymi wybuchami. Powoli naprawdę zaczynała go irytować. Miał cierpliwość, ale tym razem zaczęła się kończyć. Nienawidził takiego zachowania. Dlatego właśnie nie chciał się kiedyś wiązać. Aby uniknąć takich sytuacji. Niestety, ale tym razem musiał wytrzymać. Nie wiedział jednak jak długo.
-Ostatnio traktujesz mnie jak jakąś zabawkę!
-Natalie, przesadzasz! Uwzięłaś się na Hermionę za to, że musi od czasu do czasu ze mną przebywać! Przecież ci już tłumaczyłem dlaczego!
-Jesteś moim chłopakiem, a nie jej! Dlaczego mam się tobą dzielić?! I dlaczego mówisz o niej po imieniu?!
-Nie dzielisz się mną! Ona dobrze wie, że jestem z tobą! Przypomnę ci, że oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi! Musieliśmy przygotować wszystko do balu! Patrz!
Dziewczyna przyjrzała się pergaminowi trzymanemu przez swojego chłopaka. Zapomniała o tym, że Draco pominął całkowicie ostatnie pytanie o imię. Teraz jej całe zainteresowanie zajął kolorowy pergamin trzymany przed jej oczami.
-To ogłoszenie dotyczące balu.. –powiedziała pusto.
-No właśnie! I skoro mowa o balu.. Pójdziesz ze mną?
-Och Draco, oczywiście! Przepraszam cię, kochanie! –rzuciła mu się na szyję cicho łkając.
Ślizgon odsunął lekko od siebie dziewczynę ścierając opuszkami palców łzy z jej policzków, a następnie natrafił łapczywie ustami na jej usta. Dziewczyna odpowiedziała na pieszczotę z niezwykłą zachłannością, ciągnąć go za sobą do sypialni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz