Trójka przyjaciół stała właśnie w
pokoju Regulusa Blacka, przyglądając się dokładnie małej, niby niepozornej
szczelinie w suficie.
-Co to może być? –zapytał Ron marszcząc
brwi.
-To chyba wejście na strych. –odpowiedziała
powoli Hermiona obserwując z rozmysłem niedoskonałość, jakby miała pokazać jej
swój sekret. Szczelina jednak pozostała niewzruszona.
-W pokoju Regulusa? Wygląda jakby nie
miało być odkryte. Ja nawet nie zwróciłem na to uwagi. -stwierdził Harry
patrząc na sufit nieufnie.
-Tylko ktoś bystry mógł to zauważyć.
Patrzyłem po suficie i również nie zwróciłem na to uwagi. Przecież to tylko
drobna szczelinka. –przyznał Ron.
Hermiona spojrzała na niego karcąco z
typowo hermionowatą miną i pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Naprawdę nie wyczuwasz czarnej magii?
-Wyczuwałem ją na samym wejściu!
–zezłościł się Weasley. -Skąd miałem wiedzieć, że akurat drobna..
-Wejdźmy tam! –przerwała mu brązowooka,
na co ten zrobił niezadowoloną minę, mrucząc pod nosem „kobiety..”.
Ściągnęli wspólnie ciężką klapę, która wysunęła się
wraz z drabiną i weszli po kolei na górę. Zapalili różdżki, ponieważ w
pomieszczeniu nie było żadnego okna, przez co panowała tam całkowita ciemność.
Pokój okazał się ku ich zdziwieniu pusty.
-Może nawet to i lepiej. Przynajmniej
nie namęczymy się z szukaniem. –powiedział ucieszony Ron, ale zamilkł widząc
surowe spojrzenie przyjaciela. Po chwili jednak się zreflektował, gdyż jako
najwyższy zauważył coś leżącego w kącie stryszku. Pobiegł w tamto miejsce i
wrócił z małym woreczkiem wyglądającym podobnie jak prezent, który dostał
kiedyś Harry na urodziny od Hagrida. Ron nie zastanawiając się długo wsadził do
niego rękę, lecz po chwili głośno krzyknął.
-Ugryzło mnie!
Z bólem wymalowanym w oczach, syczał na
widocznie żyjący worek, który w tym momencie wyglądał jakby oddychał.
-Daj, ja spróbuję. –zaoferował się
Harry, który wyglądał na zniecierpliwionego. Próbował siłą rozerwać szczęki
przedmiotu, ale na nic jego zmagania. Sam ledwo uszedł ugryzieniu przez
futrzaste „zwierzątko”.
-Może… pogłaszcz to? –zapytała z
powątpiewaniem Hermiona. –No wiecie, Potworną Księgę Potworów też trzeba było
pogłaskać. To wygląda jak jedno z „uroczych” zwierzątek Hagrida, więc
pomyślałam…
Ron spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-Sama to pogłaszcz jak taka mądra.
–wyciągnął w jej kierunku woreczek.
Hermiona z niepewną, lekko wystraszoną
miną pogłaskała go końcówkami palców. Gryzący futrzak wydał z siebie dźwięk
jakby się śmiał, a po chwili odpuścił i pozwolił otworzyć swoje wnętrze.
-Znaleziony! –zawołał triumfalnie
rudzielec, wyciągając horkruksa ze środka i wieszając go w ręku przed ich
oczami.
-Myślicie, że to ten prawdziwy?
–zapytała z powątpiewaniem Hermiona. Patrzyła na medalion z nieufnością.
-Jasne.
–odpowiedział jej Ron-znawca horkruksów. –Tylko go dotknij.
Gryfonka po dotknięciu przedmiotu
zrozumiała skąd pewność u Weasleya. Metal jakby ożył pod wpływem ich dotyku
budząc w środku małe serduszko. Czy należało one do Lorda Voldemorta? Sama taka
myśl napawała ją przerażeniem.
-Koniec tego podziwiania. Czas to
zniszczyć. –oznajmił ostro Harry i zabrał horkruksa. Położył go na podłodze i
uniósł wysoko miecz. Bez chwili zastanowienia cisnął nim w medalion. Nic się
nie wydarzyło, oprócz tego, że poleciał kawałek dalej. Poza tym, nadal był
cały, nawet nie miał zadraśnięcia. -Przecież Dumbledore powiedział, że…
-wyszeptał głucho.
Hermiona wzięła delikatnie medalion do
ręki. Zaczęła nim obracać między palcami rozmyślając.
-Alohomora!
–spróbowała. –Sezam materio! –również
nic. –Odsuńcie się!
Ponownie położyła go na podłodze i
wycelowała w niego różdżką.
-Bombarda!
Reducto!
Nadal nic. Horkruks nie miał na sobie
żadnego śladu, który miałby chociaż wskazywać na to, że da się go jakoś
otworzyć, lub zniszczyć.
-To chyba nie zadziała. –powiedział
cicho Ron widząc, że zaczęła się denerwować. Zignorowała jego minę, która
wyrażała lekką radość z powodu, że nawet Hermionie Granger coś może się nie
udać. Zmarszczyła tylko delikatnie brwi, jak wtedy, gdy się nad czymś głęboko
zastanawiała.
-Harry, uważam, że on musi być otwarty.
–oznajmiła.
-Ale jak go otworzyć? –zapytał
nerwowo.-Przecież próbowałaś już wszystkiego.
Gryfonka pogładziła wypukłe wyżłobienia
w kształcie węża na medalionie. Wtedy wpadła na pewien pomysł. Spojrzała na
niego niepewnie.
-Może… spróbuj go otworzyć mową wężów?
Harry wraz z Ronem spojrzeli na nią z
powątpiewaniem. Brunet jednak odetchnął głęboko skupiając całą swoją wolę na
tym, aby użyć swojej zdolności. Nigdy nie wiedział na jakiej podstawie działa
owa zdolność. Po prostu czuł, jakby jego ciało przemieniało się, mózg zaczął
pracować w inny sposób odbierając bardziej wyczulone zmysły.
Medalion zaczął drgać pod wpływem jego
głosu. Hermiona z lękiem go odrzuciła. W tym momencie wyłoniło się z niego światło,
a po chwili postać Voldemorta. Dokładniej, jego widmo. Całą trójką na jego
widok zbliżyli się do siebie chwytając za ręce. Patrzyli na mężczyznę ze
strachem. Widmo zwróciło się w ich kierunku z paskudnym uśmiechem.
-Harry Potter. –wysyczał.-Znów się
spotykamy. Tym razem w towarzystwie szlamy oraz zdrajcy krwi. Bez Albusa
Dumbledore’a? Dziwię się, że ten naiwny starzec, Dumbledore z wami nie
przyszedł. Zawsze wykorzystuje sytuację, w której może pokrzyżować mi plany. Kochany,
stary Dumbledore. Nigdy mi nie zaufał. Ale… -mężczyzna jakby głośno wciągnął
powietrze. -Widzę w waszych sercach strach. Boicie się Lorda Voldemorta?
Cała trójka przylgnęła do siebie
jeszcze mocniej.
-Weasley! –wycelował w niego palcem.-
Najmniej kochany przez rodzinę, opuszczany przez przyjaciół i ignorowany przez
szlamowatą przyjaciółkę, którą kochasz. Sam jej widok w ramionach innego,
twojego wroga… Rozrywa twoje biedne, skrzywdzone serduszko, prawda? –uśmiechnął
się drwiąco. –Czujesz się gorszy, beznadziejny… Nikt nie chce cię docenić.
Jesteś nikim.
Ron zaczął cofać się przerażony,
puszczając rękę Hermiony, gdy widmo Voldemorta powoli kroczyło w jego stronę.
Dziewczyna próbowała ponownie złapać dłoń rudzielca, lecz ten ją wyrwał. W jego
oczach błyszczał obłęd.
-Boisz się tego?
Przed ich oczami ukazała się scena jak
Molly Weasley płacze nad ciałami swoich dzieci-martwych dzieci, tylko nie nad
jego. Nie nad Rona. Po chwili scena się zmieniła i ukazała Harry’ego wraz z
Hermioną przestających zwracać na niego uwagę. Szli śmiejąc się wspólnie i
żartując, trzymając się pod ręce i cicho obgadując mijającego ich rudego
chłopaka. Na końcu Harry przemienił się w Dracona Malfoya. Dracona, który
trzymał w ramionach Hermionę i całował ją namiętnie. Widmo-Malfoy odwrócił się
w jego stronę i z jadowitym uśmiechem powiedział: Widzisz, Weasley? Jestem od ciebie lepszy we wszystkim. Jestem bogaty,
sławny, mam nawet dziewczynę którą kochasz... Ciebie nie chce nikt. Jesteś
niczym.
Hermiona była tym przerażona. Nie
wiedziała co ma zrobić. Wiedziała, że Ron długo nie wytrzyma. Zaczął drżeć na
całym ciele, wpatrując się w jej i Malfoya widma złączone w namiętnym
pocałunku.
-RON! RON, OTRZĄŚNIJ SIĘ! JESTEŚMY
TUTAJ! NIE TAM! TO WSZYSTKO JEST NIEPRAWDĄ!
-Reducto!
–krzyknął zrozpaczony chłopak, nie mogąc dłużej patrzeć na rozgrywającą się
scenę. Zaklęcie przeleciało ze świstem przez widmo Voldemorta, który roześmiał
się przeraźliwie.
-Nie działają na mnie zaklęcia, głupi
zdrajco krwi! Jesteście bezbronni. Próbowaliście bawić się w bohaterów, lecz na
marne, bo teraz każdy z was zginie. Nie martwcie się. Chyba nie będzie bolało. –uśmiechnął
się zajadle. Podniósł leżącą różdżkę należącą do Hermiony, która upuściła ją
wraz z medalionem.
-Crucio!
–krzyknęła zjawa, celując w Gryfonkę. Hermiona krzyknęła z bólu upadając na
podłogę. Jej ciało zaczęło zwijać się w lekkim bólu.
-HERMIONA! –krzyknęli przyjaciele
podbiegając do niej.
Nie
wiedziałam, że to tak bardzo boli…
Przed jej oczami zaczęły jak film
przelatywać najwspanialsze sceny z jej życia. Zabawa z rodzicami gdy była mała,
urodziny, wspólne wakacje, ich uśmiechy oraz uściski którymi ją tak często
obdarzali. Radość, gdy dostała list ze szkoły. Wygłupy z Ginny. Przyjaźń z
Harrym i Ronem. Osobami dla niej tak ważnymi. Tyle razem przeszli… A także
pojawiły się stalowe oczy, tak dobrze jej znane, kiedyś znienawidzone. Cyniczny
uśmiech. Usta z których wyleciało tyle raniących słów… Które tyle razy ją
całowały..
Draco…
Tępy ból ustał, a z jej oczu poleciały
ciurkiem łzy. Harry uklęknął, trzymając ją w ramionach i mocno przytulając.
Próbował szeptać jej do ucha pocieszające słowa, obietnice, że ją stąd
wyciągnie.
Jesteś
wspaniałym przyjacielem, Harry. Obiecuję, że Ci to powiem, gdy już się stąd wydostaniemy…
Czarny Pan jednak nie przejął się
zaistniałą sytuacją. Śmiał się głośno, ciesząc się ich cierpieniem i bólem.
Bawiła go ta sytuacja. Dzięki ich strachowi jego siła wzrastała.
-Każdy z was się czegoś boi. Granger..
Boisz się odrzucenia miłości, o bliskich… To takie żałosne. Powinnaś się
nauczyć, że w życiu najważniejsza jest twoja własna osoba! A ty, Harry.
–przeniósł spojrzenie na oszołomionego Pottera. –Tyle się nacierpiałeś przez te
wszystkie lata, nieprawdaż? W twoim życiu ciągle powstawało nowe zło, nowy ból.
Brak rodziny… Strach, że mógłbyś stracić przyjaciół… Pojawiła się też
dziewczyna.. Miłość. Takie słabe uczucie. Warto by było zobaczyć jej twarz
zanim umrzesz… Wyślę jej najszczersze kondolencje. –zaśmiał się cicho.
On
nie może się dowiedzieć kim ona jest! –pomyślała zrozpaczona Hermiona,
wbijając palce w ciało Pottera, które powoli kładło ją na ziemię.
-Mylisz się, Riddle!
Mężczyzna zamilkł, gdy zobaczył
biegnącego ku niemu Harry’ego.
-Dobrze wiem jak cię zniszczyć!
Zrobiłem to już kiedyś i zrobię ponownie! Giń!
Harry uderzył mieczem w medalion, a
wszystko na około się zatrzęsło. Postać Riddle’a znikła z głośnym krzykiem.
-Harry! Co się dzieje?! –wykrzyczała
przerażona Hermiona dźwigając się przy pomocy wciąż zdezorientowanego Rona.
-Nie wiem! Zniszczenie horkruksa
musiało spowodować jakiś wybuch!
Cała trójka rozejrzała się po
pomieszczeniu, które wciąż drgało.
-Dom się sypie! –krzyknął Ron, gdy
tylko pierwsze odłamki sufitu zaczęły spadać pod ich nogi.
Przerażeni złapali się mocno za ręce i
pobiegli ile sił w nogach w stronę drabinki. Hermiona miała problem z zejściem.
Przez rzucone zaklęcie nie miała sił zejść o własnych nogach, więc Ron
przerzucił ją delikatnie przez ramię.
-Szybko! –poganiał ich z dołu Harry.
Zeszli ostrożnie i gdy Hermiona stanęła na własne nogi zaczęli
zbiegać po następnych schodach próbując dostać się do kominka w kuchni.
-Uwaga! –ostrzegła ich.
Odskoczyli, a w miejscu gdzie akurat
stali spadł kawałek sufitu.
-Harry! Schody się zawaliły! Jak mamy
zejść?! –zapytał Ron szukając wzrokiem drogi ucieczki.
-Musimy skakać! Nie ma innego wyjścia!
Zanim Hermiona się zorientowała już
skakała w ramionach Ronalda w dół, wpadając na Harry’ego. Ron nie miał tyle
szczęścia. Podczas skoku, trzymając Hermionę nie miał szans, aby przeturlać się
i zamortyzować upadek więc skoczył na nogi. Jęknął głośno, gdy tylko spróbował
wstać.
-Ron! Możesz wstać? –podbiegli do
przyjaciela.
-Nie. Nie dam rady. Chyba mam połamane
nogi…
Harry z trudem podniósł przyjaciela i
przy pomocy Hermiony szybko przenieśli się do kuchni.
-Harry! Wskakujcie! -krzyczała Hermiona
odskakując przed walącą się ścianą.
-Wejdź pierwsza! Musisz wyciągnąć z
kominka Rona, zanim przeniosę się do gabinetu!
-Harry, szybko bo z tej kuchni zaraz
nic nie będzie!
-Jestem tuż za tobą! Leć!
Hermiona wskoczyła w szmaragdowe
płomienie i wyszła prędko w gabinecie dyrektora. Po chwili pojawił się też Ron,
którego udało się jakoś wyciągnąć przy pomocy milczącego Dumbledore’a.
Dziewczyna odwróciła się w kierunku kominka oczekując wejścia Harry’ego, ale
cenne sekundy mijały a jego wciąż nie było.
-Gdzie on jest?! Przecież mówił, że
jest tuż za mną! –zaczęła panikować dziewczyna. Po paru sekundach pojawił się
Potter. Brązowooka rzuciła mu się w objęcia i załkała.
-Już wszystko dobrze, Hermiono.
Jesteśmy w domu. –poklepał ją po plecach pocieszająco.- Wszystko z tobą w
porządku? Nie boli cię? Powinna cię obejrzeć pani Pomfrey.
-Nie, wszystko jest dobrze.
–uśmiechnęła się do niego.
-Harry, Hermiono, moglibyście usiąść i
opowiedzieć mi co się stało? –zapytał szybko dyrektor.
Oboje przytaknęli i opadli zmęczeni i
brudni na wyczarowanych przez Dumbledore’a fotelach.
-Wysłałem już po panią Pomfrey. Zaraz
tu będzie po pana Weasleya. Wysłałem także po pannę Weasley i pannę Riddle.
–uśmiechnął się porozumiewawczo.
Harry nie zapytał skąd dyrektor wie o
nim i Jessice. A może nie wie? Tajemniczość dyrektora zawsze go zaskakiwała.
Wydawało się, że nic nie może się przed nim ukryć.
-A więc? Co się stało? –zapytał
ponownie staruszek, gdy tylko Ron wyszedł lewitowany na niewidzialnych noszach
przez panią Pomfrey, która wykrzyczała, że po rozmowie z dyrektorem mają także
zjawić się u niej.
-Pierwszego i drugiego dnia nic..
–zaczęła Hermiona. –Dzisiaj się rozdzieliliśmy na ostatnim piętrze. Ron był w
pokoju Regulusa i nas zawołał. Zauważyłam klapę w suficie, śmierdziało od niej
czarną magią i postanowiliśmy wejść do
pomieszczenia, które prawdopodobnie było strychem. Właśnie w tamtym miejscu
znaleźliśmy medalion. Harry próbował zniszczyć horkruksa, ale nie dało rady
więc stwierdziłam, że musi być otwarty. Zaklęciem się nie dało, więc wpadłam na
to, że trzeba go otworzyć mową wężów. Gdy Harry otworzył go, wyszła postać
Voldemorta. Zaczęła przemawiać, próbując dostać się do naszych umysłów,
pokazując okrutne sceny, obnażając nasze słabości, ale Harry szybko go
zaatakował zanim stało się coś gorszego. Zostałam jednak zaatakowana
cruciatusem, lecz myślę, że nie był aż tak mocny, jak gdyby miał to zrobić
prawdziwy Voldemort. W momencie dźgnięcia mieczem, dom zaczął się walić. Ledwo
udało nam się ujść z życiem.
-To przez to, że horkruksy mają ogromną
moc.. –powiedział cicho Dumbledore widocznie na siebie zły. –Mogłem się tego
spodziewać.
Harry postanowił przerwać dręczącą
ciszę , która zaległa po wypowiedzeniu ostatnich słów.
-Oddaję miecz. –Wyciągnął rękę podając
rękojeść dyrektorowi.
-Chcę, żebyście wiedzieli, że jeżeli
mnie zabraknie, to będziecie mogli pożyczać ten miecz. Wszystko zapiszę
odpowiednio. Macie prawo do każdej pomocy, w zniszczeniu Lorda Voldemorta.
Jestem z was dumny. Teraz możecie udać się do pani Pomfrey, bo obawiam się, że
gdy się tam nie znajdziecie Poppy odpowiednio się mną zajmie.
Gdy Gryfoni otwierali drzwi do gabinetu
dyrektora usłyszeli jeszcze jego wołanie.
-Panno Granger, dzisiaj jest konkurs z
eliksirów! Jeżeli jednak nie ma pani sił…
Hermiona spojrzała na niego przerażona.
-Dziękujemy.
Zeszli po schodach i w momencie
przejścia przez gargulec, rzuciły się na nich dwie osoby. Hermiona zdążyła
zarejestrować przytulającą ją rudą czuprynę.
-Wróciliście! –łkała Ginny.
-Spokojnie, Ginny! –spróbowała ją
uspokoić poklepując po plecach.
Obok Harry namiętnie całował swoją
dziewczynę. Ginny i Blaise popatrzyli na nich zdezorientowani.
-Nie mówcie nikomu o tym, proszę.
–rzekł Harry dopiero po chwili orientując się, że jego przyjaciele wszystko
widzą.
Hermiona zauważyła w oczach przyjaciółki
ukłucie zazdrości i bólu widząc tę scenę. Mimo wszystko, kiedyś byli razem.
-Wróciłeś! Tak się bałam! –łkała
Jessica wtulając się w tors chłopaka.
-Już w porządku, kochanie. –pocieszał
ją. –Wszyscy żyjemy.
-Ale co się właściwie stało?! –domagał
się wyjaśnień Zabini. –Zniknęliście na trzy pieprzone dni, nikomu nic nie
mówiąc. Zostaliśmy bez informacji, bez niczego!
-Harry wam opowie, bo ja się spieszę na
konkurs. –odpowiedziała tylko Hermiona przeglądając się w pobliskiej zbroi.
-Jaki konkurs? –zapytał zaskoczony
Blaise.
-Z eliksirów. –odpowiedziała obojętnie.
Wszyscy popatrzyli na nią
niedowierzająco. Dziewczyna tylko posłała im wesoły uśmiech i pobiegła przed
siebie.
-Masz zamiar iść w takim stanie? A pani
Pomfrey? –zawołał za nią Harry.
-Och, wymyśl coś! Nie mam czasu na
bieganie po pielęgniarkach, gdy czekają na mnie eliksiry!
Wbiegła już za róg korytarza, ale po
chwili wróciła.
-Zapomniałam ci powiedzieć, Harry.
Jesteś wspaniałym przyjacielem. –ucałowała go w policzek i pobiegła co sił
przed siebie.
-Cała Hermiona.. –powiedziała Ginny,
gdy całą czwórką spojrzeli za biegnącą brązową burzą loków.
-Przed chwilą co dostała cruciatusem od
Voldemorta, a tu już biegnie jak na zbawienie, bo nie zdąży na konkurs z
eliksirów. –szepnął oszołomiony Harry.
-ŻE CZYM DOSTAŁA?!
Teraz Harry Potter mógł czekać tylko na
wybuch złości.
~~*~~
Draco czekał już pod salką na
rozpoczęcie konkursu od prawie dwudziestu minut. Nie chciał przyjść, lecz
wiedział, że miałby problem z McGonagall. Wolał to odbębnić niż słuchać później
półtoragodzinnego wykładu na ten temat. Usłyszał kroki myśląc, że to reszta
uczestników lub komisja. Wstał z miejsca otrzepując się i opierając z
nonszalancją o ścianę. Bardzo się nie pomylił, bo zbliżała się do niego jedna z
uczestniczek. Hermiona Granger.
-Zdążyłam?! –zapytała zdyszana na
wstępie.
Nie odpowiedział.
-Malfoy, zdążyłam czy nie?!
–zdenerwowała się.
Chłopak tym razem też nie odpowiedział.
Podszedł do niej szybkim krokiem przyciągając do siebie i mocno pocałował, a następnie już ją
przytulał do piersi. W jej brzuchu wzbiło się stado motyli, poczuła jak jego
usta były przepełnione ulgą.
-Granger! Wszystko w porządku!? Gdzieś
ty była! Jak ja się cieszę, że nic ci nie jest! –cały czas ją tulił.
-Malfoy, już w porządku! –wydyszała
łapiąc powietrze w jego „misiowym uścisku”. Naprawdę Draco Malfoy powiedział,
że się CIESZY, że nic JEJ nie jest?
-Gdzie byłaś?! –ponowił pytanie.
-Nie tutaj. Po konkursie trzeba wziąć
się za przygotowania do balu! Na Merlina to tylko parę dni!
Chłopak się uśmiechnął drwiąco. Ona
nigdy się nie zmieni.
~~*~~
Przez cały konkurs Draco nie mógł się
skupić. Cieszył się, gdyż sam konkurs okazał się banalny, ale jego całą uwagę
odwracała burza brązowych loków, siedząca przy stoliku obok. Hermiona wyglądała
na zmęczoną i bladą. Co prawda widać było maksymalne skupienie, gdy uroczo
marszczyła nosek, ale nie uszło jego uwadze, że bardzo szybko się zmęczyła.
Miała też drobne ranki na dłoniach i wyglądała jakby dopiero co wróciła z
bardzo zakurzonego miejsca.
-Gdyby lekcje u Snape’a były tyk proste
jak ten konkurs. –Cieszył się już po wszystkim.
-No nie wiem. Boję się, że źle
zaznaczyłam w 30 pytaniu! –powiedziała zmartwiona.
-Granger, przesadzasz! Na pewno
będziesz perfekcyjna. –przewrócił oczami.- Widziałem jak ryłaś po pergaminie!
–szturchnął ją łokciem. Miał dzisiaj naprawdę dobry humor.
-Nie i nie mów tak! –zaczęła
panikować.-Wszyscy tak myślą, a wyjdzie jak wyjdzie!
-A zakładasz się, że jeszcze to
wygrasz? –wyszczerzył się w cwany sposób.
-A o co? –zapytała podejrzanie.
-Może oo… kolację?
-Czy ty nie masz przypadkiem
dziewczyny? –uniosła brwi.
-No może i mam, ale powiem, że mnie
zmusiłaś. –uśmiechnął się szelmowsko.
Hermiona się roześmiała i pokręciła z
niedowierzaniem głową. Malfoy czasami zachowywał się tak normalnie.
-To co? Teraz idziemy do późna w nocy
męczyć się z planem na bal dla McGonagall?
-Za chwilę. Teraz musimy zrobić coś
innego.
-Co takiego? –zdumiała się.
-Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.
-Po co niby?! –oburzyła się.
-Nie obraź się, Granger, ale wyglądasz
jakbyś dopiero co dostała cruciatusem. Idziemy i bez dyskusji! –pociągnął ją za
rękę. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak ogromną miał rację.
-Potrafię sama chodzić, Malfoy!
–zezłościła się. –I znam drogę!
Chłopak nie chcąc wszczynać kłótni, puścił
jej rękę ale przewrócił oczami. Ona nigdy nie przestanie być taka uparta.
~~*~~
-Mówiłam ci, że nie było potrzeby tam
iść! –oznajmiła, gdy szli w kierunku Pokoju Wspólnego.
-Nie, wcale. Masz wypoczywać, jesteś
cała przemęczona, rany co prawda ci się zagoją, ale i tak wyglądasz jak
chodząca śmierć.
-A od kiedy to ty się Malfoy taki
troskliwy zrobiłeś, hm? –zapytała złośliwie.
-Troskliwy? Phi! Chyba coś ci się
przewidziało, Granger.
Hermiona nie chcąc ciągnąc
nieprzyjemnego tematu, zmieniła go.
-To co? Teraz do nocy męczymy się z
przygotowaniami dla McGonagall?
-Tak jakby. –odpowiedział tajemniczo.
-Dlaczego tylko tak? –zapytała
podejrzanie.
Chłopak wszedł z tajemniczym uśmiechem
do dormitorium i po chwili wrócił z paroma długimi pergaminami. Dumny z siebie
wręczył je Gryfonce. Ta z wielkimi oczami zaczęła je przeglądać.
-Gdy TY olewałaś sobie obowiązki
prefekta, JA zająłem się tym wszystkim. Trochę nad tym posiedziałem, oczywiście
nie wybrałem wszystkiego, bo dałem ci pole do popisu, wybrania według własnego
uznania i oceny. I tak byś to zrobiła, więc wolałem oszczędzić sobie pracy.
-Zaraz, zaraz.. –powiedziała powoli.-
TY zrobiłeś to SAM? Bez przymuszonej woli, tortur i szantaży?! No, no, no. Jestem
pełna podziwu! –powiedziała sarkastycznie.
-Miło, że we mnie wierzysz. –warknął. –
Ale pochlebia mi to, że to doceniłaś. To coś nowego.
-To musimy jeszcze napisać ogłoszenie,
zanieść McGonagall i wywiesić, no i wyeliminować coś z tej twojej listy.
Wzięli się do pracy. Hermiona
przeglądała jego wypociny, czasami skreślając coś co miała do wyboru. Draco zaś
zaczął pisać ogłoszenie. Hermiona spoglądała na niego kątem oka. Nie widziała go od długiego czasu tak
skupionego.
-No gotowe!
-Ja tak samo! –uśmiechnęła się do
chłopaka delikatnie.
-No to pokaż mi to! –powiedzieli
równocześnie i zaczęli się śmiać. Naprawdę się śmiać.
-No nie! Skreśliłaś Gang Albanii?!
–oburzył się blondyn.
-Malfoy! To ma być BAL, a nie koncert
przekleństw!
Draco coś mruknął pod nosem i spojrzał
na nią ze złością. Ta dziewczyna naprawdę potrafiła zepsuć czasami dobrą
zabawę.
-Ooo, znalazłam błąd! –ucieszyła się
Hermiona z szerokim uśmiechem.
Draco spojrzał na nią z
niedowierzaniem.
-Cieszysz się moim nieszczęściem,
prawda?
-Troszeczkę. –zatrzepotała rzęsami i
uśmiechnęła się słodko.
Draco wziął do ręki leżącą obok
poduszkę i zaczął okładać nią dziewczynę. Hermiona ze śmiechem zaczęła okrywać
się rękoma. Ślizgon jednak nie dawał za wygraną. Z szatańskim uśmiechem
bezlitośnie podwajał ataki.
-Malfoy, przestań! Proszę, MALFOY!
Blondyn się uspokoił i pociągnął ją
tak, że siedziała mu na kolanach okrakiem. Brązowooka zorientowała się, że to
jest bardzo nieodpowiednia pozycja i próbowała zejść, ale ten ją przytrzymał.
-A może byś zaczęła do mnie mówić po
imieniu? –wypalił. Po chwili zorientował się co właśnie powiedział. To było
głupie, chwila nieświadomości, zapomnienia. Patrzył jednak na nią z
niewzruszoną miną.
-Że co? –wytrzeszczyła oczy. –Co ci
teraz odbiło?
-Zawsze „Malfoy”. A dlaczego nie
„Draco”? –zignorował jej pytanie.
-Ty też do mnie mówisz „Granger”. –znów
spróbowała zejść z jego kolan.
-Bo jesteś moją Granger. –przytrzymał
ją mocniej.
-Twoją? –uniosła brwi.
-Tak, moją. -Przyciągnął ją bliżej.
-Tak ci zależy, żebym do ciebie mówiła
po imieniu?...Draco? –zapytała zaczepnie.
-Nie zależy mi, ale chyba już
powinniśmy. Myślę, że nasz topór wojenny został już dawno zakopany. Mimo, że
ciągle się kłócimy i mnie denerwujesz.
Hermiona zbliżyła się do niego i
spojrzała rozmarzonym wzrokiem szepcząc do jego ucha. Poczuła jak zaczyna się
spinać.
-Lubisz jak wymawiam twoje imię?
-Lubię..
Wiedziała, że się nim bawi kierując
jego zmysłami. Zbliżała się coraz bardziej do jego ust, a następnie, gdy
zobaczyła, że chłopak rozchylił wargi, wykrzyczała w nie:
-MALFOY!
Chłopak momentalnie ją od siebie
odsunął i spojrzał na nią ze złością.
-Jesteś nienormalna, Granger.
Hermiona zaśmiała się perliście i
wykorzystała jego zaskoczoną reakcję na to, aby uciec z jego kolan. Spojrzała
na niego słodkim, drwiącym uśmiechem.
-Słuchaj Gr.. Hermiono.. –zaczął.
Gryfonka spojrzała mimo wszystko na niego zaskoczona. Tak szczerze, to nie
spodziewała się, że zacznie do niej mówić po imieniu. To strasznie dziwnie
brzmiało z jego ust. Spojrzała na niego pytająco. -Dowiem się gdzie wy byliście
przez te trzy dni? Co się z wami działo?
Gryfonka ponownie usiadła na kanapie
obok niego, wtulając się w poduszkę.
-To długa historia..
-Mam czas.
Brązowooka przyjrzała mu się. Sama nie
wiedziała, czy może mu o tym powiedzieć, ale postanowiła, że zaryzykuje. W
końcu on też jej powiedział o Voldemorcie. Teraz siedział obok niej i wpatrywał
się z oczekiwaniem. Był poważny. Nie miał na sobie cynicznej maski. Wyglądał
na naprawdę zaciekawionego i może
trochę… zaniepokojonego?
-Harry ma taką misję… Musi znaleźć coś
bardzo ważnego, należącego do Voldemorta, aby go zniszczyć..
-Co na przykład? –zapytał zaciekawiony.
-W tym przypadku był to medalion
Slytherina.
Draco zdziwił się.
-Kiedyś mój ojciec miał należący
dziennik do niego, ale nie wiem czy to o to chodzi.
-Tak. Harry go zniszczył w drugiej
klasie.
-A więc gdzie byliście teraz?
-Byliśmy w domu Sy.. jednego z członków
Zakonu Feniksa. Okazało się, że jest możliwość, że właśnie tam jest ten
medalion. Naprowadziła nas na to Jessica.
-Riddle? Zdradziła ojca? –zapytał
jeszcze bardziej zaskoczony.
-Było jej ciężko, ale chyba
postanowiła..
-No ale co w tym domu? Co wam zajęło
tak długo czasu? –przerwał jej.
-To jest ogromny dom. Przeszukiwaliśmy
go trzy dni, aż w końcu ostatniego dnia znaleźliśmy medalion.
-I co wtedy?
Hermiona zawahała się. Czy powinna zdradzić
mu wszystko? A gdy on przekaże to komuś innemu?
-Wyszedł z niego Voldemort. –wyszeptała.
Draco spojrzał na nią przerażony.
Widziała po nim, że nim wstrząsnęła ta informacja.
-Że co?!
-Znaczy tylko jego widmo. Chciał nas
zaatakować. Dostałam cruciatusem, ale Harry dosyć szybko zainterweniował i go
zniszczył. I wtedy…
-ŻE CO?! DOSTAŁAŚ CRUCIATUSEM?! NIC CI
NIE JEST?! –dotknął jej twarzy. –Bolało? –zapytał już łagodniej.
Zarumieniła się na wspomnienie, które
przeleciało w jej głowie, gdy była pod
wpływem klątwy.
-Jak widzisz żyję! Nie był jakoś
szczególnie mocny, bo to nie była jego prawdziwa postać. Ale nie przeszkadzaj
mi! No i nastąpiła mała eksplozja i cały dom zaczął się walić. Ledwo
uciekliśmy, ale jakoś się udało. –zakończyła.
-Ile takich ważnych przedmiotów ma
Voldemort?
-Sami nie wiemy. Podejrzewamy, że
siedem.
-A ile jest już zniszczonych?
Hermiona szybko wyliczyła w głowie.
-Trzy.
-Tylko? –zapytał zawiedziony.
-No wiesz, to nie jest proste znaleźć
wszystkie. Mogą być ukryte wszędzie i być wszystkim.
-A podejrzewacie chociaż co to może
być?
-Tak. Jessica nam pomogła.
Draco zawahał się.
-Ja też mam jeden pomysł.
-Naprawdę? –zapytała tym razem
zdziwiona Hermiona.
-Tak. Voldemort dał mojej ciotce jakiś
przedmiot. Taki mały pucharek czy..
-Czarka? –dokończyła za niego z drżącym
od emocji głosem.
-Tak, dokładnie! Kazał ją schować u
siebie w skrytce.
Hermiona zapytała ze strachem:
-Jaka to ciotka?
-Bellatriks Lestrange.
Brązowooka głośno wciągnęła powietrze i
przełknęła ślinę. W tym momencie także do pokoju wpadła Natalie Moran. Na ich
widok wpadła w istny szał.
-DRACONIE MALFOYU, DLACZEGO ZNOWU
SIEDZISZ Z TĄ SZLAMĄ?!
-NIE NAZYWAJ MNIE SZLAMĄ, TĘPA IDIOTKO!
ZAJMIJ SIĘ NAJPIERW SWOIM KRZYWYM RYJEM! –krzyknęła zdenerwowana Hermiona,
wzięła swoje rzeczy i poszła do swojego dormitorium głośno trzaskając drzwiami.
Natalie odwróciła się do zdezorientowanego,
lekko rozbawionego Dracona. Nie spodziewał się takiego ostrego słownictwa po
Granger.
-DLACZEGO MNIE NIE OBRONIŁEŚ?!
-Jesteś już dużą dziewczynką i wierzę,
że sobie poradzisz. –odpowiedział zdawkowo, myślami będąc gdzie indziej. Był
już znudzony jej ciągłymi wybuchami. Powoli naprawdę zaczynała go irytować.
Miał cierpliwość, ale tym razem zaczęła się kończyć. Nienawidził takiego
zachowania. Dlatego właśnie nie chciał się kiedyś wiązać. Aby uniknąć takich
sytuacji. Niestety, ale tym razem musiał wytrzymać. Nie wiedział jednak jak
długo.
-Ostatnio traktujesz mnie jak jakąś
zabawkę!
-Natalie, przesadzasz! Uwzięłaś się na
Hermionę za to, że musi od czasu do czasu ze mną przebywać! Przecież ci już
tłumaczyłem dlaczego!
-Jesteś moim chłopakiem, a nie jej!
Dlaczego mam się tobą dzielić?! I dlaczego mówisz o niej po imieniu?!
-Nie dzielisz się mną! Ona dobrze wie,
że jestem z tobą! Przypomnę ci, że oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi!
Musieliśmy przygotować wszystko do balu! Patrz!
Dziewczyna przyjrzała się pergaminowi
trzymanemu przez swojego chłopaka. Zapomniała o tym, że Draco pominął
całkowicie ostatnie pytanie o imię. Teraz jej całe zainteresowanie zajął
kolorowy pergamin trzymany przed jej oczami.
-To ogłoszenie dotyczące balu..
–powiedziała pusto.
-No właśnie! I skoro mowa o balu..
Pójdziesz ze mną?
-Och Draco, oczywiście! Przepraszam cię,
kochanie! –rzuciła mu się na szyję cicho łkając.
Ślizgon odsunął lekko od siebie
dziewczynę ścierając opuszkami palców łzy z jej policzków, a następnie natrafił
łapczywie ustami na jej usta. Dziewczyna odpowiedziała na pieszczotę z
niezwykłą zachłannością, ciągnąć go za sobą do sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz