-Potter.
-Malfoy.
Hermiona wpadła do pokoju w momencie,
gdy dwójka mężczyzn podawała sobie dłonie. Nie podobał jej się ten przyjazny
gest wobec siebie. Oboje mieli zacięte miny, niezbyt szczęśliwe, a także jakby zapełnione lekkim strachem. To
nie mogło wróżyć nic dobrego. Podeszła do nich lekko chwiejącym się krokiem.
Jej twarz wyrażała tylko przerażenie i skołowanie.
-Coś się stało? –zapytała z obawą.
Chłopcy spojrzeli na nią z przeróżną gamą emocji. Swój wzrok skupiła jednak na
przyjacielu. Widząc ból w jego oczach, niemą prośbę przebaczenia już wiedziała.
Wiedziała, że to co zaraz usłyszy wcale jej się nie spodoba. Brunet wziął
głęboki wdech i przybrał na twarz pewność siebie i opanowanie. Miała wrażenie,
że jego głos zrobił się chłodny, nie wyrażający żadnych emocji. W głębi duszy
wiedziała, że nie jest prawdziwy. To tylko maska.
-Malfoy obiecał pomóc mi wypełnić
misję. –odezwał się patrząc prosto w jej oczy. Starał się ich nie spuścić w
dół, nie mrugnąć, nie pokazać swojej słabości. Dobrze znał zaciętość
przyjaciółki.
-Misję…? –zapytała słabo. Czuła jakby
grunt osuwał jej się spod stóp.
-Tak, ma śledzić dla mnie Voldemorta.
Hermiona z przerażeniem spojrzała na
blondyna. Nie mogła w to uwierzyć. To była nieprawda! Malfoy nie mógł iść
wprost do jego kryjówki, był zdrajcą! Nie miała pojęcia jak mogli wpaść na tak
niedorzeczny pomysł! I to do tego Harry! Zawsze uważał na to, co stanie się z
innymi ludźmi! Nigdy nikogo nie poświęcał!
-Przecież to niebezpieczne! Voldemort
to mistrz oklumencji, zabije cie! –zwróciła się do Dracona. Jej głos drżał z
emocji.
-Zgodziłem się ją wypełnić i zrobię to.
–odrzekł równie chłodno, co wcześniej Harry. Złagodniał jednak, gdy zobaczył w
oczach brązowookiej gromadzące się łzy. Widział po niej, że jest blisko
załamania. Wargi i dłonie jej drżały, oczy zaczęły zachodzić mgłą spowodowaną
przez łzy, lecz nie chciała pokazać tego po sobie. Była najsilniejszą kobietą
jaką znał. Zasługiwała na rozmowę, wyjaśnienie. -Potter, możesz nas zostawić?
Harry ze smutkiem spojrzał na
przyjaciółkę zanim wyszedł wiedząc, że może mu tego nie wybaczyć. Znienawidzi
go za to, że pozwolił Malfoyowi pójść na pewną śmierć, lecz nie miał wyboru.
Jest szefem biura aurorów, musi dbać o mieszkańców czarodziejskiego świata, a
Draco sam zgłosił się na ochotnika. Malfoy natomiast podszedł powolnym krokiem
do Hermiony. Nie wytrzymał jednak długo i złapał ją za ramiona, by po chwili
zamknąć ją w swoim uścisku. Oparł policzek o czubek jej głowy czując jak drży.
Płakała. Przez niego. Jego serce zalało poczucie winy, ale nie miał wyboru.
Chronił ją. Voldemort wzmocnił ataki na mugolaki i ich rodziny. Nie była tutaj
bezpieczna. Zdawał sobie sprawę, że może go znienawidzić, znaleźć sobie kogoś
innego. Bolało go serce na samą myśl, ale już postanowił. Ważniejsze było jej
bezpieczeństwo niż to, czy z nim będzie. Gdyby mógł, to by został z nią w
ramionach do końca życia. Uwielbiał jej zapach, obecność. Ją całą. Cieszył się,
że dała mu szansę. Naprawdę potrzebował paru lat po skończeniu szkoły, aby w
końcu była jego. Teraz mógł to stracić.
-Dlaczego mi to robisz? –jęknęła. -Dopiero
od niedawna poczułam co to szczęście i miłość, a ty już mnie zostawiasz?! Jak
wszystkie inne panienki! –krzyknęła jeszcze głośniej płacząc.
-Nie chcę tego robić, ale muszę.
Zrozum. –rzekł z drżeniem w głosie. Serce mu się krajało. Nie zdawała sobie
sprawy ile dla niego znaczy. Nie mógł jednak jej teraz tego powiedzieć, bo nie
potrafiłby odejść. Olałby Pottera, a także cały magiczny świat i uciekł z nią
jak najdalej od tego całego chaosu.
-Nie kochasz mnie? –tak bardzo
niedorzeczne pytanie, lecz musiała je zadać. Może i czuła się głupio, jak
malutka dziewczynka, która chce za wszelką cenę zatrzymać przy sobie coś
cennego, ale to była prawda. Nie chciała go oddawać.
-Kocham i właśnie dlatego to robię. –złapał
jej twarz w swoje dłonie. –Robię to dla nas. Nie chcę żyć w obawie, że coś może
stać się tobie, lub naszemu dziecku. Chcę stworzyć wam dom pełen miłości, a nie
strachu i ciągłych morderstw naokoło. To nie jest dla was idealne miejsce do
życia.
-A co jeśli nie wrócisz? Zostawisz
mnie.. –wyszeptała.
-Wrócę! Jesteś moja, Granger. W końcu.
Nie pozwolę ci teraz odejść. Wrócę i będziemy szczęśliwi. Obiecuję…
Widziała, że jest pewny tego co mówi. A
może tylko udawał? W końcu potrafił kłamać, potrafił też przybierać maski. Był
Draconem Malfoyem. Chciała jednak w to uwierzyć. Uwierzyć, że tym razem mówił
prawdę. A ona będzie czekała.
Pocałowali się tak, jakby miał być to
ich ostatni pocałunek w życiu. Emocje wariowały, ciała były rozgrzane do
czerwoności, a oni cieszyli się sobą po raz ostatni.
~~*~~
Minęły dwa lata, a Hermiona nadal wyczekiwała
powrotu ukochanego. Z każdym dniem zaczynała jednak tracić nadzieję. Nie miała
o nim żadnych wieści. Nie wiedziała czy żyje, gdzie jest, co robi, a może sobie
kogoś znalazł zapominając o niej. Powoli ona sama zapominała jak wyglądał, jak
pachniał. Jego drwiący uśmiech rozmazywał się w jej pamięci, a bluza z którą
spała każdej nocy już dawno przestała nim pachnieć. Przerażało ją to. Czuła się
tak, jakby po prostu jej myśli próbowały go wypchnąć z resztek wspomnień,
umysłu. Chciała go nienawidzić, że ją zostawił. Czy to źle, że próbowała
zapomnieć? Robiła się wrakiem człowieka. Czekając na niego zapominała o innych
ważnych sprawach. Okropnie wychudła, omijała przyjaciół, Harry’ego nie chciała
nawet znać, czasem nie chodziła do pracy. Nie było śladu po silnej Hermionie.
Miała wrażenie, że niedługo nie będzie jej na tym świecie, albo zapadnie w
depresję. A może już nawet teraz ją miała? Draco Malfoy ją zniszczył. Jego
miłość ją zniszczyła.
-Hermiona, musisz zacząć żyć dalej! To
jest nienormalne, to co ze sobą robisz! Nie widzisz co się z tobą dzieje?!
Przestałaś być sobą, ogarnij się, dziewczyno! –mówiła jej przy każdym spotkaniu
Ginny. Hermiona wiedziała, że chce dla niej jak najlepiej, ale miała wrażenie,
że nie ma sił na zmiany.
-A skoro nie potrafię? Nie chcę?
Ginny przewróciła oczami. Podejście
przyjaciółki ją drażniło. Była naprawdę przerażona jej zachowaniem. Chciała jej
pomóc, ale Hermiona nie chciała przyjąć jej pomocnej dłoni. Starała się jednak
nie poddawać.
-To czas nabrać chęci i się nauczyć!
Znaleźć nową miłość, nowe szczęście! Przypomnij sobie jaka byłaś szczęśliwa!
-Ginny, on wróci! Musi wrócić! Obiecał
mi to!
Ruda spojrzała na nią smutno. Wyczuła w
głosie przyjaciółki rozpacz, determinację. Kochała Malfoya, ale to była miłość
toksyczna. Zasługiwała na kogoś lepszego, kogoś, kto ją uszczęśliwi, przywróci
chęci do życia. Westchnęła przeciągle.
-Harry mówi, że nie publikują nazwisk
ludzi, których zabił Voldemort. A ostatnio trochę ich zginęło… Ludzie nie
wracają do domów, Hermiono. Voldemort nie oszczędza nikogo. A Draco wyruszył
ponad dwa lata temu. Nie chcę ci robić fałszywych nadziei. Uważam, że jego już
nie ma. Przykro mi, kochanie.
-Nie, to niemożliwe, Ginny! On nie
dałby się zabić! Dlaczego Harry nie publikuje nazwisk tych wszystkich ludzi?! Przecież
powinien wiedzieć jak się czują rodziny, które nie wiedzą czy ich bliscy żyją!
To okrutne!
-Nie chodzi o Harry’ego. To Voldemort
nie pokazuje kogo zabił. Chce siać panikę, nadzieje… Dokładnie, to jest
okrutne. Dlatego tak bardzo bawi śmierciożerców.
Szatynce stanęły łzy w oczach. Nie
chciała w to uwierzyć. Gdyby umarł to by to w jakiś sposób wyczuła. Na pewno!
Jednak z drugiej strony Ginny mogła mieć rację. Zmieniło się jej życie. Musiała
zacząć je zmieniać, bo krzywdzi nie tylko siebie, ale też innych dla których
jest ważna. Otarła wierzchem dłoni płynące po policzkach łzy.
-Hermiono, proszę cię. Zmień to.
Zniszczysz siebie, jeżeli to wszystko będziesz kontynuowała. Jesteś piękną i
mądrą kobietą. Zasługujesz na kogoś odpowiedniego. Proszę cię!
-Dobrze, Ginn. –wyszeptała, lecz serce
ją bolało. –Zrobię co w mojej mocy.
Weasley uśmiechnęła się triumfalnie.
Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że w środku jej przyjaciółki toczy się
okrutnie bolesna walka. Hermiona nie potrafiła sobie poradzić sama. Teraz już
była całkowicie wypruta z emocji.
~~*~~
Po tygodniu kolejnej bezczynności,
kolejnych samotnych i cierpiących dniach odwiedził ją Ron. Przybrała na usta
krzywy, nieszczery uśmiech. Pamiętała o obietnicy złożonej Ginny. Miała zmienić
coś w swoim życiu, więc nie mogła być nieszczęśliwa. Przynajmniej przy swoich
przyjaciołach.
-Cześć, Hermiono. Możemy porozmawiać?
Chciałbym ci coś powiedzieć.
W jej sercu odżyła nadzieja. Czy Ron
mógł przynieść jej dobre wieści? Może w końcu los się do niej uśmiechnął i
wiadomo coś o Draconie. Złapała go za dłonie z entuzjazmem tak wielkim, jak
nigdy od ponad dwóch lat.
-Tak, oczywiście! Mów szybko! –pospieszyła
go. Jej entuzjazm jednak drastycznie zmalał, gdy z przerażeniem odkryła, że
Ronald klęka przed nią, wyciągając piękny pierścionek.
-Kocham cię, Hermiono. Od tylu lat…
Chciałbym cię chronić, dbać o ciebie. Zostaniesz moją żoną?
Hermiona zagryzła nerwowo dolną wargę.
Kochała go, ale jak przyjaciela. Nie potrafiła pokochać go tak, jak kochała
Dracona. Podejrzewała jednak, że te oświadczyny były pomysłem Ginny. Trochę ją
drażniło, że jej przyjaciółka wymyśliła coś takiego. Na pewno miała nadzieję,
że nie odmówi.
Przyjrzała się chłopakowi. Wyglądał na
takiego zdesperowanego. Zależało mu na tym, widziała to. Jej serce zabiło
mocniej. Co jej szkodzi? Może… może będzie szczęśliwa. Zna Rona tak długo, był
wspaniałym przyjacielem, zaopiekuje się nią.
Nie
będzie Draconem…
To prawda, lecz zbyt dużo czasu już
minęło. On może nigdy do niej nie wrócić.
-Oczywiście, Ron. –zgodziła się cicho.
W chwili, gdy chłopak z niedowierzaniem, a zarazem szczęściem nałożył jej na
palec pierścionek, a następnie uściskał mocno, poczuła jak jej serce rozpada
się na miliony kawałeczków.
~~*~~
-Pięknie wyglądasz. –rozpływała się
Ginny nad widokiem jeszcze panny Granger. Nie zwracała uwagi na jej zapadnięte
kości policzkowe, wychudłe ciało oraz worki pod oczami. Nawet pełny makijaż nie
dał rady zakryć tych wszystkich niedoskonałości. Hermiona jednak nie
przejmowała się swoim wyglądem. Nie potrzebowała tego. Z dnia na dzień czuła,
jakby umierała. Nie potrafiła być szczęśliwa, choć się starała.
-A wcale się tak nie czuje. –stwierdziła.
-Ginn, ja go nie kocham. Nie powinniśmy brać ślubu! Ron jest fantastycznym
mężczyzną, ale nieodpowiednim dla mnie. Nie dość, że skrzywdzę siebie, to
jeszcze jego! Nie mogę dać mu tego, czego oczekuje..
Przyjaciółka spojrzała na nią smutno.
Tak bardzo chciała, aby Hermionie i Ronowi się udało. Wyglądali ze sobą
pięknie. Mogli stworzyć naprawdę szczęśliwą rodzinę.
-Może z czasem go pokochasz. Daj mu
szansę… -nalegała, choć wiedziała, że to nie w porządku. Cały czas miała
nadzieję, że z czasem coś zacznie się zmieniać.
Hermiona wiedziała, że to nie prawda.
Ślub z Ronem bierze tylko dlatego, aby go uszczęśliwić. Uszczęśliwić wszystkich
jej przyjaciół tylko nie siebie. Już nie interesowało jej własne życie. Czuła
się pusta. Tęskniła za pełnią życia, śmiechem, miłością. Naprawdę chciała to
odzyskać, ale nie wiedziała jak się za to zabrać.
Spojrzała w lustro. Zobaczyła piękną
pannę młodą, ale nieszczęśliwą. Wiedziała, że tak będzie już do końca życia. Będzie
ukryta pod szczęśliwą maską, zawsze zakłamana. Chciała, aby inny mężczyzna stał
przy jej boku. Mężczyzna, który był nie do osiągnięcia.
-Hermiono, już czas…
Była Gryfonka stanęła przy ołtarzu obok
swojego przyszłego męża, Rona Weasleya. Już za chwilę i ona zmieni nazwisko na
Weasley. Może kiedyś byłoby to naprawdę cudowną chwilą. Mogłaby zakochać się w
Ronie, ale teraz już było na to za późno. Jej serce trzymał w żelaznym uścisku
ktoś inny. Prawdopodobnie nigdy nie miał go oddać.
Zaczęła się ceremonia, lecz ona
pierwszy raz nie słuchała. Chciała stąd wyjść, uciec jak najdalej. Jej myśli
nie potrafiły skupić się na słowach księdza. Miała wrażenie, że jest osaczona,
zmuszona do tego szaleństwa. Teraz już nie było odwrotu. Wszyscy jej goście,
przyjaciele, rodzina patrzyli na nią z zachwytem.
-Jeżeli ktoś jest przeciwny temu
małżeństwu, niech wygłosi to teraz lub zamilknie na wieki.
Hermiona spojrzała po gościach z
nadzieją. Jak na złość w kościele trwała grobowa cisza. Była już skończona. Za
parę sekund będzie należała do Rona, a on do niej. Gdy już otwierała usta, aby
sama się sprzeciwić, z ławki ktoś wstał. Otworzyła szeroko oczy, miała
wrażenie, że patrzy na ducha. Z ławki wstał pewien blondyn o stalowych oczach i
spojrzał wprost na nią. Hermiona upuściła z wrażenia bukiet nie wierząc w to, co
widzi. Niemożliwe, aby Draco tu był. Siedział w jednej z ławek na jej ślubie z
Ronem Weasleyem.
-Ja się nie zgadzam.
Wszyscy spojrzeli w szoku na mężczyznę,
ale on zdawał się tego nie zauważać. Wyszedł z ławki i zaczął powolnym krokiem
zmierzać w stronę ołtarza. Hermiona również nieświadomie jak w transie zaczęła
zmierzać w jego stronę.
-Obiecałem, że wrócę, a ty się już
chajtasz beze mnie?! –natarł na nią.
-Draconie Malfoyu, nie dałeś mi znaku
życia przez ponad dwa lata! Myślałam, że nie żyjesz! Wiesz jak ja się czułam?!
–sama siebie zaskoczyła. Nagle jej ciało nabrało tyle siły i energii. Wszystko
wokoło się rozmazało.
-Wiem. Przepraszam, Granger. Ale
próbowałem wrócić, rozumiesz?! Nie zapomniałem o tobie! Zrozumiem jednak,
jeżeli mnie już nie chcesz.
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
Zmierzyła go spojrzeniem czekoladowych oczu. Nie wierzyła w to, że stał tuż
przed nią. On również trochę zmizerniał, ale dla niej nie było to ważne. Teraz
stał lekko przybity i patrzący na nią błagalnie. Nic dziwnego. Stała przed nim
w sukni ślubnej, będąca na własnym ślubie, lecz nie z nim. W jednej chwili mógł
ją stracić. Poczuła jak jej serce rwie się do niego, wszystko w niej odżywa. W
tej chwili poczuła, jak bardzo za nim tęskniła, jak bardzo go kochała.
-Idioto! -rozpłakała się.-Oczywiście,
że chcę!
Na twarzy Dracona zawitała ulga.
Natychmiastowo pokonał dzielącą ich odległość, by wziąć ją w ramiona. Gdy tylko
się dotknęli poczuli jakby ich ciała się w końcu zapełniły. Byli siebie
spragnieni, stęsknieni. Draco zatopił swoje usta w jej ustach. Pocałunek był
gorący, wlali w niego całą swoją tęsknotę i uczucia. W tym momencie cały świat
dla nich zniknął. Odnalazły się dwa ciała, dwie dusze.
Obok nich ktoś odchrząknął. Oderwali
się od siebie niechętnie. Dopiero teraz przypomnieli sobie gdzie się znajdują i
dlaczego. Wszyscy goście weselni patrzyli na nich zszokowani, a także
zniesmaczeni. Hermiona wiedziała, że nie wybaczą jej przez długi okres czasu.
-Przepraszam państwa, ale porywam pannę
młodą. –powiedział obojętnie Draco i złączył swoje palce z palcami Hermiony,
chcąc ją wyciągnąć z kościoła. Poczuł jednak opór, więc spojrzał na ukochaną z
zaciekawieniem. Miał nadzieję, że mimo wszystko nie chciała wyjść za Weasleya.
-Ron… -zwróciła się do niedoszłego męża
ze skruchą. Naprawdę jej było przykro. Widziała jego minę. Był zraniony.-Przepraszam.
Nie kocham cię i nasze życie nie byłoby szczęśliwe. Musisz mi wybaczyć. Jesteś
moim przyjacielem, ale nigdy nie pokochałabym cię jako mężczyzny.
Chłopak uśmiechnął się do niej smutno.
Wiedział, że przegrał. Przegrał z Malfoyem o jej serce.
-Jasne..
Draco nie chcąc, ale nie potrafiąc
czekać dłużej skinął tylko Ronowi głową i wyciągnął Hermionę z tego miejsca.
Chciał z nią stworzyć własną przyszłość. A Hermiona? Hermiona poddała się temu
całkowicie, w końcu się uśmiechając.
~~*~~
Dwa lata później:
-Mam nadzieję, że mnie już nie
zostawisz? –zapytała pani Malfoy z uśmiechem swojego męża. Minęło już tyle lat
odkąd go odzyskała, a ciągle bała się tego, że znowu ją zostawi. Tym razem by
tego nie przeżyła.
-Nigdy, księżniczko.-pogłaskał ją po
zaokrąglonym brzuchu. –Bo tym razem jeszcze bym nie zdążył i byś wyszła za
Weasleya.
Hermiona roześmiała się perliście.
Cieszyła się, że do tego nie doszło. Nie wyobrażała sobie innego życia niż ma
teraz. Obecnie już nie czuła smutku, najgorszy etap już minął. Czasami ciężko
było go przejść, ale wspólnie sobie poradzili. Mieli siebie. Teraz swoją szansę
miała radość. To ona przejęła ich życie.
-Teraz bym czekała nawet dziesięć lat,
a następnie wyrwała sobie jakiegoś bogacza.
-Tylko spróbuj, a go znajdę i
potraktuję avadą. –zagroził z lekkim uśmiechem. –Poza tym, przecież ja też
jestem bogaty.
Hermiona Malfoy ponownie się
roześmiała. Tak. Już nigdy więcej nie miała się smucić. Miała być szczęśliwa.
Szczęśliwa przy boku Dracona Malfoya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz