niedziela, 11 grudnia 2016

Miniaturka 8. Wróg czy przyjaciel? Cz.1

To tak bardzo bolało. Widok ukochanej osoby całującej się z inną. Załzawionymi oczami obserwowałam jak jego umięśnione, ciepłe ramiona oplatają jej szczupłe, a palce błądzą po jasnych loczkach wplątując się w nie i przyciągają jej twarz bliżej niego.
Nie mogłam na to patrzeć. Na widok Ronalda Weasleya całującego się z Lavender Brown rozpadało mi się serce. Myślałam, miałam nadzieję, że mój przyjaciel czuje do mnie to samo, co ja do niego. W tym momencie, gdy ona wpiła się zachłannie w jego usta, ja straciłam swój sens życia. Przez chwilkę tliła się we mnie malutka cząstka nadziei, że ją odepchnie, ale Ron przyciągnął ją bliżej z zamiętnością oddając każdy pocałunek i dotyk. Wszyscy zaczęli wiwatować i głośno bić brawo. Na samym środku stałam ja. W bezruchu, umierająca od wewnątrz. Chciałam stąd uciec jak najdalej, rozpłakać się, zapomnieć o tym widoku.
Odwróciłam się na pięcie  i zaczęłam się przepychać przez tłum uczniów. Kątem oka zauważyłam Harry’ego, który patrzył na mnie wyszczerzony. Nie wiedział jaka walka się we mnie toczy, a ja nie chciałam mu tego mówić. Oczywiście, zauważył moją minę, moje oczy. Ja również widziałam nagłą zmianę na jego twarzy. Zanim zdążył mnie zawołać wybiegłam z wieży Gryffindoru, wiedząc, że prędzej czy później na pewno zacznie mnie szukać. Nie chciałam tego w tym momencie. Chciałam zostać sama. Sama w swoim świecie, ze swoimi myślami, ze swoim bólem i złością. W tej chwili nienawidziłam wszystkich, a w szczególności Rona.
Pobiegłam aż pod Wieżę Astronomiczną i osunęłam się po ścianie siadając na jednym ze schodków. Wtedy nie wytrzymałam. Łzy pociekły ciurkiem po moich policzkach, a głośny szloch wydobył się z mojego gardła. Dlaczego to musi tak bardzo boleć? Podobno miłość to piękne uczucie, a ja czuje tylko ból. Ból tak ogromny, że nie spodziewałam się takiego. Czy mój przyjaciel tak wiele dla mnie znaczył? Czułam się taka zawiedziona, taka oszukana. Po prostu beznadziejna. Nie wiem ile tutaj siedziałam. Nie pilnowałam czasu, nie było mi to potrzebne. Chciałabym zostać jak najdłużej.
Niespodziewanie obok mnie ktoś usiadł. Ledwie przez łzy widziałam jego sylwetkę. Na początku myślałam, że to Harry. Chciałam się w niego wtulić, wiedziałam, że mnie wysłucha. Był wspaniałym przyjacielem. Po chwili jednak rozmazane kontury zaczęły się wyostrzać, i wtedy zrozumiałam kto obok mnie siedzi. Gwałtownie wstałam widząc kto okazał się tą osobą. Był chyba ostatnim człowiekiem na ziemi, którego bym się tutaj spodziewała. Nie wiedziałam więc, czego może ode mnie chcieć.
-Czego chcesz? –warknęłam w stronę Malfoya, który patrzył na mnie obojętnym wzrokiem. Pustym, bez emocji. Szybko otarłam wierzchem dłoni policzki. Nie chciałam, żeby ktoś taki jak on widział mnie w takim stanie.
-Spokoju, Granger. Tylko i wyłącznie tego.
Zaskoczona spojrzałam na niego niedowierzająco. Żadnej chamskiej odpowiedzi? W jego głosie nie dało się wyczuć drwiny, cynizmu. Powiedział to tak neutralnie, że aż przeszły mnie po plecach dreszcze. Coś było ewidentnie nie tak. Harry miał rację, że Malfoy coś ukrywa. Wyglądał bladziej niż zwykle, oczy straciły dawny blask, wydawały się zmęczone i podpuchnięte. Był cieniem dawnego siebie.
-Co tutaj robisz? –zapytałam, choć nie oczekiwałam odpowiedzi. Tak naprawdę zapytałam tylko dlatego, żeby przerwać tą krępującą ciszę.
-Myślę. Próbuję pozbyć się emocji, przemyśleć niektóre sprawy. Podobnie jak ty, prawda? –przeniósł na mnie spojrzenie swoich szarych oczu, które wbiły się we mnie przewiercając na wylot.
Ta rozmowa była stanowczo dziwna. Wymieniliśmy ze sobą parę zdań i jeszcze nie poleciało żadne obraźliwe słowo. W tym momencie Draco Malfoy był dla mnie zagadką. Próbowałam dojrzeć w nim coś, co odzwierciedlało jego dawne zachowanie, ale nie mogłam się tego doszukać.
-Nie martw się, Granger. Nie chcę ci przeszkadzać. Mam sobie pójść?
-Nie.
To słowo wyszło z moich ust stanowczo za szybko. Nie miałam powodu, aby chcieć tego, aby tutaj został, ale nie miałam w tej chwili także powodu, aby sobie poszedł. Zauważyłam jego niedowierzające spojrzenie i coś na cień uśmiechu.
-W porządku.
Nie rozmawialiśmy ze sobą. On rozmyślał nad swoimi problemami, ja nad swoimi. Nie wchodziliśmy sobie w paradę. Nie byliśmy przyjaciółmi, nie chcieliśmy swojej pomocy. Sama obecność drugiej osoby pomagała. Siedzieliśmy na schodach Wieży Astronomicznej, ramię w ramię. Wróg z wrogiem i nieświadomie upajaliśmy się swoją obecnością.
Ten raz nie był naszym jedynym. Przez dwa tygodnie siedzieliśmy na tych samych schodach, pocieszając się wyłącznie swoją obecnością i wpatrując w przestrzeń. Niby nic nadzwyczajnego, ale każdego dnia chciałam znaleźć się w tamtym miejscu. Upajać się ciszą z moim największym wrogiem. Czuć spokój, jaki dawała jego chłodna osoba. Na posiłkach i wspólnych lekcjach spoglądałam na niego i czasami natrafiałam na jego lodowate spojrzenie. Było jak magnes, prześwietlało mnie na wylot. Ciągnęło w swoją stronę, a jednocześnie odpychało.
I właśnie jednego wieczora nastąpił przełom. Naszą niezmąconą ciszę przerwał jego aksamitny, cichy głos. Zadrżałam na sam jego dźwięk. Minęło naprawdę sporo czasu, kiedy ostatni raz go słyszałam. Musiałam przyznać, że wywołał we mnie niekontrolowane odruchy. Sama siebie się wystraszyłam.
-Siedzisz tu każdego wieczora przez Wiewióra, prawda?
Zatkało mnie. Skąd taka osoba jak on, mogła to wiedzieć?
-Skąd.. skąd wiesz?
-Widzę jak na niego patrzysz. Migdali się z Brown, a ty z tego powodu cierpisz. Woli ją od ciebie. Uważasz, że jesteś gorsza od niej. Boli cię, że wybrał ją.
Trafił w samo sedno. Czułam jakby wbił ostry kawałek szkła w moje i tak już zranione serce. Czyżby dawny Malfoy powrócił? Chciałam wstać i obrazić go za bezczelność. Przyłożyć mu w twarz i stąd uciec. Nigdy więcej nie wrócić. Zapomnieć, że przez chwilę wierzyłam w to, że potrafi być człowiekiem.
-A ty co?! Nie jesteś lepszy, Malfoy! –natarłam na niego. –Siedzisz tutaj, bo coś cię męczy! Coś się stało, a ty nie możesz nikomu o tym powiedzieć! Nie potrafisz się z tym uporać! Dlatego siedzisz tutaj co wieczór i myślisz. Uwierz mi, od tego nic się samo nie rozwiąże.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Ślizgon się roześmiał. Nie był to jednak wesoły śmiech. Brzmiał tak… ostro, a zarazem smutno. Spojrzał na mnie z wciąż delikatnie uniesionym kącikiem ust.
-Zgadłaś. Chodzi o… sprawy rodzinne. Nawet jeżeli bardzo bym chciał, nie mogę ci powiedzieć o co dokładnie chodzi, Granger. Nie mogę nikomu powiedzieć. Nikt by tego nie zrozumiał, a szczególnie ty.
-Ale… Malfoy, wiesz, że masz wybór, prawda? Zawsze jakiś jest i każdy go ma!
Nie wiedziałam dlaczego daję takie złote porady Ślizgonowi, ale poczułam, że wreszcie nieznacznie, ale jednak poszliśmy do przodu. Chłopak ponownie wygiął lekko wargi.
-Nie, Granger. Ja nie mam wyboru.
Już więcej nic nie powiedział. Wstał, otrzepał się i poszedł, zostawiając mnie ponownie samą z mętlikiem w głowie.

~~*~~

Siedząc przy stole Gryffindoru w czasie śniadania, targały mną mdłości. Po takim czasie widok całującego się Rona wzbudzał we mnie głównie takie uczucia. Oczywiście, że byłam na niego zła, zazdrosna, nie chciałam z nim rozmawiać, ani na niego patrzeć. Widziałam, że zerka na mnie, ale próbowałam na niego nie patrzeć. Jego wzrok nadal wzbudzał we mnie ból, a ja miałam już go za dużo.
Zaskoczyło mnie jednak, że po chwili usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzałam na niego ze zdezorientowaniem.
-Co tam, Hermiono?
-Zgubiłeś gdzieś Lavender? –zapytałam chłodno nie odpowiadając na zadane pytanie. Jeżeli myślał, że tak po prostu sobie usiądzie obok i zacznie rozmowę jak gdyby nigdy nic, to się mylił. Zazdrością cuchnęło ode mnie na kilometr, ale mały móżdżek mojego przyjaciela oczywiście tego nie zauważał. Zawsze widział to, co chciał widzieć.  
-Och, poszła do łazienki. Zaraz wróci.
Jak na potwierdzenie jego słów, na jego kolanach po chwili znowu zmaterializowała się moja współlokatorka z dormitorium. Jej widok drażnił mnie chyba jeszcze bardziej niż widok mojego przyjaciela. Miałam ochotę obydwoje rzucić budyniem, który akurat był na wyciągnięcie ręki.
-Hermiona! Długo cię nie widziałam! Gdzie ty bywasz wieczorami? Masz kogoś?
Zauważyłam zaciekawiony wzrok Ronalda, więc odpowiedziałam z szerokim, sztucznym uśmiechem:
-Spotykam się z przyjacielem.
Widocznie Ron chciał zapytać kim jest owy przyjaciel, ale nie dane mu to było. Lavender ponownie wpiła się zachłannie w jego usta, otaczając go ramionami jak ośmiornica mackami. Chciałam się odwrócić i zwymiotować na swój talerz, ale moje oczy automatycznie zaszkliły się łzami złości. Nie chcąc wybiegać z Wielkiej Sali spojrzałam na swoje trzęsące się ręce. Spokojnie, nie denerwuj się. Wtem usłyszałam ponownie cichy, aksamitny głos pewnego blondyna ze Slytherinu. Zadrżałam cała i aż przymknęłam na sekundę powieki nieświadoma tego, co robię.
-Idziemy, Granger?
Odwróciłam się jak oparzona i spojrzałam w szare oczy blondyna, próbując wyszukać w nich rozwiązanie. Stał za mną z wyciągniętą w moim kierunku dłonią, widocznie czekając, aż ją złapię. Zerknęłam przelotem na Rona, który oderwał się od swojej dziewczyny, czekając na rozwój wydarzeń, jakby nie wiedział, że to wszystko dzieje się naprawdę. Ja sama czułam się rozdarta. Ta chwila nie mogła jednak trwać w nieskończoność, a ja musiałam podjąć pewne kroki.
-Oczywiście.
Chwyciłam jego chłodną dłoń i natychmiastowo przeszedł mnie elektryzujący prąd wzdłuż ręki. On, z tajemniczym uśmiechem splótł swoje palce z moimi i pociągnął mnie w kierunku wyjścia. Moje emocje tym delikatnym gestem były oszołomione. Odprowadzeni byliśmy wzrokiem przez wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. W końcu niecodzienny to widok, prawda?
Gdy wyszliśmy daleko od wścibskich spojrzeń, szybko puściłam jego dłoń i spojrzałam na niego jakby spłoszona.
-C-co to miało być?
-Chyba właśnie ci pomogłem, Granger.
Patrzyłam na niego przez sekundę, po czym pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech w jego stronę, który on odwzajemnił.
-Dziękuję.

~~*~~

Od tego czasu nasze życie uległo małej zmianie. Nie zostaliśmy oczywiście parą, o nie. Nadal kochałam Rona, choć nie tak bardzo jak kiedyś. Mimo wszystko przesiadywanie z Malfoyem osłabiło moje uczucia. Draco nie należał do osób towarzyskich. Był cichy, małomówny, choć czasami zdarzały się jakieś przebłyski. Często też znikał na większość dnia w Pokoju Życzeń, choć oczywiście nie dane było mi się dowiedzieć po co. W każdym razie coś go męczyło i to jest pewne.
-Granger, pamiętasz, jak mówiłaś, że każdy ma wybór?
-Oczywiście. –przyznałam z nutką zaciekawienia.
-A jeżeli ja go nie mam? Muszę coś zrobić złego wbrew woli?
-Coś złego? Malfoy, możesz mi powiedzieć, ja..
-Nie mogę. –przerwał mi natychmiastowo. -Nie mogę nikomu powiedzieć. Granger, ja naprawdę nie chcę tego robić. Oni mnie zmuszają, ja nie potrafię… Nie potrafię odmówić. NIE MOGĘ odmówić.
Muszę przyznać, że przerażenie w jego głosie, wręcz desperacja mnie przestraszyły. Przez chwilę wyglądał, jakby coś go napadło.
-To dlatego znikasz w Pokoju Życzeń na całe dnie?
Kiwnął ledwie zauważalnie głową, a spod jego powieki wypłynęła samotna łza. Nigdy nie widziałam płaczącego Malfoya. Wydawało mi się wręcz, że nie potrafi wykazywać takich uczuć. Zawsze opanowany, twardy, cyniczny.
-Draco, ja..
-Nie. Nic nie mów. –spojrzał na mnie z obłędem w oczach. –Posłuchaj, Granger. Jeżeli się coś wydarzy, ja naprawdę tego nie chciałem. Nie myśl o mnie źle.
I odszedł. Typowe zachowanie Dracona Malfoya. Nigdy nie będzie potrafił się otworzyć. Nigdy.

~~*~~

Przez cały następny dzień nie dawały mi spokoju jego słowa. Nie miałam też możliwości zapytania o nie, gdyż nie przychodził już na Wieżę, nie spotykał się ze mną. Omijał mnie szerokim łukiem, jak gdyby nigdy nic. W międzyczasie udało mi się pogodzić z Ronem, który zerwał z Lavender. Teraz to ja miałam gdzieś jego zaloty. Nie zależało mi już na nim. Udało mi się pozbyć tego toksycznego uczucia. Stracił swoją szansę. Moje myśli były teraz skierowane w kierunku pewnego Ślizgona. Malfoy wyglądał coraz gorzej. Chodzący wrak człowieka.
Pewnego wieczora przybiegł do nas Harry i oznajmił, że mamy śledzić Malfoya. Nie spodobało mi się to. Wiedziałam, że Harry go podejrzewa i miał rację, ale nie chciałam tego robić Draconowi. Poszłam jednak z przyjaciółmi we wskazane miejsce, czekając na blondyna. Wydarzenia, które wtedy miały miejsce działy się bardzo szybko. Pokój Życzeń się otworzył, a następnie zrobiło się ciemno. Usłyszałam tylko jak obok mnie przebiega kilkoro ludzi.
Następnie usłyszeliśmy, że do zamku dostali się Śmierciożercy. Domyśliłam się, kogo to jest sprawka. Miałam nadzieję, że to nieprawda. Z nadzieją biegłam w stronę Wieży Astronomicznej, że może go tam odnajdę. Wytłumaczy, zaprzeczy. Chciałam wierzyć w ludzi. Wierzyć w niego.
W drodze do celu walczyłam z zamaskowanymi śmierciożercami, próbując pozbyć się ich, spróbować złapać. Nie było ich dużo, podobno wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu. W NASZYM miejscu. Zanim wbiegłam do góry, moim oczom ukazał się zbiegający ze schodów Draco Malfoy. Na mój widok gwałtownie się zatrzymał i rozejrzał szybko wokół siebie. Podbiegł do mnie i chwycił dłońmi za moje ramiona. Nie zwracał uwagi, że trzyma mnie za mocno. Syknęłam z bólu, ale on wyglądał na zbyt przerażonego, aby ocenić co robi.  
-Co ty tutaj robisz?! Chowaj się, nie mogą cię zobaczyć. Zabiją cię, Granger.
-Malfoy, czy ty..
-Tak, to ja ich wpuściłem, Hermiono. Mówiłem ci, że nie chciałem tego robić, uwierz mi.
Za jego plecami rozległy się dźwięki zbliżających kroków. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego jeszcze u niego nie widziałam, a po sekundzie poczułam jak całuje moje usta swoimi zimnymi wargami.
-Uciekaj, Granger. Odnajdę cię. Obiecuję.
Pobiegł w ciemność, a ja stałam jak sparaliżowana ciągle czując jego smak na swoich wargach. Nie wiedziałam co zrobić, co myśleć.
Zostawił mnie…
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz