-Daj spokój, Ron. To jest żałosne.
-Mylisz się, Hermiono. Jestem pewien
wygranej, bo te śmierdzące węże z tchórzofretką na czele nie mają z nami szans!
Hermiona przewróciła zirytowana oczami.
Nienawidziła takiej pychy, przechwalania się i zbyt dużej pewności siebie. Ron
uparł się, że drużyna Gryffindoru jest niepokonana i w świetnej formie, więc
mogą olać treningi, bo drużyna Slytherinu nie jest dla nich żadnym zagrożeniem.
A na dodatek uważa, że sam gra na poziomie zawodowców i nie ma czym się
przejmować. Dlaczego więc obie drużyny właśnie walczyły o to, by móc dalej brać
udział w bitwie o puchar?
-Jesteś zbyt pewny siebie, Ronaldzie.
Nie wiesz, że przeciwników się nie ignoruje? Malfoyowi jako kapitanowi również
zależy na pokonaniu was, chyba, że jest tak samo obłudny jak ty i również ma
zamiar robić te same błędy.
-Czyżbyś uważała, że jesteśmy słabi?
-Nie, tego nie powiedziałam. -warknęła
już rozeźlona. -Próbuję ci tylko wytłumaczyć, że nie wygracie jeżeli nie
będziecie trenować!
-Powinnaś nas wspierać, a ty po prostu
twierdzisz, że te robaki mogłyby nas pokonać! Nie ma mowy, aby Malfoy i jego
słaba drużynka zwyciężyła.
Hermiona prychnęła. Nie było sensu się
kłócić z Rudzielcem, gdyż jeżeli chodziło o quidditcha, to był bardzo uparty.
Nawet ona wiedziała, że w Ślizgonach mają ogromnych rywali, a „słaba drużynka
Malfoya” wcale nie była taka słaba.
-A może jakiś zakładzik, co? -zapytał z
wrednym uśmiechem Ron. Szatynka zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głowy.
-Jaki? -zapytała z nikłym
zainteresowaniem, ale w jej oczach pojawiły się buntownicze iskierki. Zazwyczaj
nie dawała się podchodzić przyjacielowi w ten sposób, ale widziała, że był zbyt
pewny siebie, a ona nie miała ochoty słuchać tego, że tchórzy. To by zbyt
bardzo wjechało na jej ego.
-Jeżeli wygramy, to wykonasz zadanie,
które ja wyznaczę, a jeżeli twój ukochany Slytherin wygra, to zadanie dla mnie
wybierasz ty.
-Nie kocham Slytherinu. -syknęła przez
zaciśnięte zęby, patrząc morderczo na Rona. -Jakie to zadania?
-Wyznaczymy po meczu.
-Nie. Zrobimy to teraz. Chcę wiedzieć
jaki muszę mieć powód, aby kibicować gorąco Malfoyowi i jego kolegom.
-W porządku. -uśmiechnął się Ron z
satysfakcją. -A więc, masz jakiś pomysł?
-A mam. -Hermiona odwzajemniła uśmiech.
-Jeżeli wygram, to zaprosisz na bal bożonarodzeniowy Jęczącą Martę.
Przysłuchujący się wymianie zdań Harry
parsknął śmiechem, a Ron spojrzał na nią niedowierzająco. Po chwili jednak
roześmiał się głośno i spojrzał z satysfakcją na przyjaciółkę. Na ten widok
Hermionie zrobiło się aż słabo.
-A jeżeli ja wygram, to zaprosisz na
bal… Malfoya.
-Że co?! -wykrzyknęła z oburzeniem
Hermiona. Mogła się spodziewać wszystkiego, dosłownie WSZYSTKIEGO, ale nie TEGO.
-Chyba żartujesz!
-Nie, nie żartuję. Podejdziesz do niego
po meczu i zapytasz czy pójdzie z tobą jako osoba towarzysząca. Zrobisz to
oczywiście publicznie.
-To jest oczywiste, że się nie zgodzi!
-To jak, tchórzysz?
-Nie ma mowy!
Hermiona wiedziała, że popełnia
największy błąd życia, ale nie miała zamiaru się poddać. O nie. Nie da Ronowi
tej satysfakcji. Pokaże mu, że nie może być zbyt pewny siebie i nie należy
ignorować przeciwników. Teraz również pokładała ogromne nadzieje w Malfoyu. I
tutaj był największy problem. Samo to, że musi mu kibicować było już najgorszą
karą życia.
-Harry, musimy wzmocnić treningi, bo
jak Hermiona wygra… Nie ma mowy żebym miał się pokazać z Martą! Jęczałaby przez
cały bal, a potem by oznajmiła wszystkim, że jesteśmy zaręczeni, albo co
gorsza… jest w ciąży.
Harry roześmiał się.
-Przecież ona nie może być w ciąży.
Poza tym… czy wasz zakład nie obejmuje tego żeby właśnie nie ćwiczyć? Jej chyba
chodziło o to, że jesteś zbyt pewien wygranej bez trenowania.
-Hermiona nie musi o tym wiedzieć.
Błagam cię, stary! Chyba nie chcesz być ojcem chrzestnym hybrydy człowieka z
duchem?
Brunet wzdrygnął się z obrzydzeniem i
pokręcił głową. Wiedział, że jeżeli Hermiona się o tym dowie, to go zabije,
ale… nie może też zawieść Rona. Choć z drugiej strony nie chciał patrzeć jak
jego przyjaciółka poniża się zapraszając Malfoya na bal. Stał właśnie między
młotem a kowadłem…
~~*~~
Dzień meczu nadszedł nieubłagalnie
szybko. Hermiona nigdy nie stresowała się tak bardzo jak dnia dzisiejszego.
Nawet egzaminy nie przerażały jej tak bardzo jak możliwość zaproszenia Malfoya
na bal bożonarodzeniowy. To by ją zniszczyło doszczętnie. Nie dość, że
zrobiłaby z siebie pośmiewisko, Ron by nie dał jej spokoju do końca życia, przegrałaby
zakład, to jeszcze na dodatek Malfoy na pewno odprawił by ją z tak brutalnym i
wulgarnym kwitkiem, że na samą myśl robiło jej się niedobrze.
Usiadła na trybunach między Luną a
Nevillem w oczekiwaniu na mecz. Jeszcze nigdy z takim zapałem nie kibicowała
Slytherinowi. Gdy tylko drużyna srebrno zielonych wyszła na murawę, to gorąco
zaczęła piszczeć i głośno krzyczeć. Czuła się z tym głupio, ale w tym momencie
wręcz w myślach błagała o ich wygraną…
Mecz się rozpoczął, a szatynka
siedziała cała nerwowa, kurczowo ściskając w dłoniach swój szalik. Jeszcze
nigdy z taką uwagą nie oglądała meczu, nigdy nie była tak pełna emocji, strachu
i radości, gdy tylko któryś ze ścigających Ślizgonów trafił przez obręcz. Wręcz
skakała, gdy punkty były przyznawane Ślizgonom.
Z satysfakcją zauważyła, że Ron zaczął
się denerwować. Zaczął przepuszczać kafla coraz częściej, przeklinał pod nosem
i aż nim nosiło. W tym momencie oboje chcieli swojej wygranej, nie ważne w jaki
sposób.
Obie drużyny tak naprawdę miały
wyrównaną grę. Hermiona z rosnącym niepokojem wodziła za ścigającymi, trzymając
mocno kciuki. Gol dla Gryfonów, gol dla Ślizgonów… Tak było na przemian, więc
cały czas żyła w ogromnym strachu. Po chwili jednak Gryffindor zdobył ogromne
prowadzenie. To już był koniec. Wtedy to usłyszała. Głośne westchnięcia,
krzyki.
Rozejrzała się po boisku i zauważyła,
że Harry i Malfoy lecą w kierunku złotej piłeczki, wyciągając równocześnie
ręce. Nie było między nimi żadnej różnicy. Oboje byli na tej samej wysokości,
teraz liczył się tylko refleks. Cały mecz jakby się zatrzymał. Hermiona i Ron
wstrzymali oddechy obserwując w oczekiwaniu i z bijący sercem ostatnie sekundy
rozgrywki.
Złoty znicz znalazł się w jednej dłoni.
Rozległ się gwizdek. Tłumy ryknęły z zadowoleniem, bądź jęknęły z zawodu.
Hermiona jednak wyskoczyła z radości w górę. Tak. Draco Malfoy trzymał w ręku
znicza. Slytherin wygrał!
I wtedy to się stało… krótkie
spojrzenie na tabelę wyników i dezorientacja większości osób. Na tabeli widniał
remis.
Obie drużyny rzuciły się na siebie,
walcząc o dalsze miejsce w rozgrywkach, choć tak naprawdę niczym nie
wskórają.
Hermionie w głowie kłębiły się myśli. I
co teraz? Co w przypadku remisu? Nie ustalali nic takiego!
Zbiegła na murawę do przyjaciół i
spojrzała pytająco na Weasleya.
-Nikt nie wygrał, prawda? Czyli zakład
odwołany!
Rudzielec popatrzył przez chwilę na
panią Hooch w oczekiwaniu. Kobieta rozmawiała z Harrym, który podszedł do nich
z przybitą miną.
-Ani my, ani Ślizgoni nie przechodzimy
dalej. Oboje mieliśmy mniej punktów od Puchonów, co oznacza, że wypadamy z gry.
-I co teraz?
-Zakłady w magicznym świecie mają swoją
zasadę, Hermiona. -odezwał się Ron, a w jego oczach tkwił ból. -Oboje prawnie
przegraliśmy, co oznacza, że oboje musimy wykonać swoje zadania.
-Nie… to niemożliwe. -wyszeptała
przerażona. Miało być tak pięknie, przecież Ślizgon złapał znicza. Nie mogła
przecież zapytać o bal! Spojrzała z lękiem na drugą stronę boiska, gdzie w tym
momencie Draco Malfoy cisnął ze złością swoją miotłą i zaczął krzyczeć na
członków drużyny. Tak, to będzie zdecydowanie najgorszy moment jej życia…
~~*~~
Hermiona siedziała właśnie przy stole
Gryffindoru i patrzyła ponuro na wściekłego Dracona Malfoya. Wiedziała, że
zaraz musi to zrobić, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. Blondyn bez
takiego humoru był okropny, a co dopiero, gdy właśnie zabijał każdego wzrokiem.
Po chwili przysiadł się obok niej Ron,
który miał kwaśną minę, a także Harry, który wręcz nie mógł przestać się śmiać.
-Co jest? -zapytała cicho.
-Ron właśnie wykonał swoje zadanie i w
sobotę pojawi się na balu z Martą. -Harry nie wytrzymał i wybuchnął głośnym
śmiechem, co Ron skwitował krzywym spojrzeniem w jego stronę.
-Teraz twoja kolej, Hermiona. Może
chociaż to poprawi mi humor. -mruknął rudzielec, a Hermiona poczuła jak z jej
twarzy zaczyna odpływać krew. Nie miała jednak wyboru, więc wstała i na trzęsących
się nogach ruszyła do stołu Slytherinu. W jej głowie przelatywały myśli co ma
zrobić, czy uczniowie przestaną się z niej nabijać do końca szkoły.
-Malfoy? -te słowa ledwie słyszalnie
wyszły z jej ust, a miała wrażenie, że cała szkoła je usłyszała i w tym
momencie wpatrywała się w nią z zaciekawieniem.
-Czego chcesz, Granger? -warknął,
patrząc na nią ze złością. Hermiona aż się wzdrygnęła, gdy chłód jego
spojrzenia zaczął przeszywać jej oczy.
-Czy ty.. czy… my… bal…
Malfoy uniósł wysoko brew, a w jego
oczach błysnęło lekkie rozbawienie.
-Masz zamiar powiedzieć o co ci chodzi,
czy będziesz tak sepleniła przez cały dzień?
Szatynka się zarumieniła, ale wypuściła
powietrze i spojrzała na niego buntowniczo.
-Pójdziesz ze mną na bal?
Na około było słychać gwizdy i
buczenie, ale Hermiona stała dzielnie i wpatrywała się w Ślizgona, czekając na
odpowiedź. Malfoy wpatrywał się w nią tylko nieodgadnionym wzrokiem, ale po
chwili uśmiechnął się kpiąco.
-Jasne, Granger. Bądź gotowa na
dziewiętnastą. Ubierz się znośnie.
Gryfonka otworzyła szeroko oczy nie
wierząc w to co słyszy. Zgodził się? Idzie z nią na bal? Idą RAZEM na bal?!
Przez chwilę poruszała ustami jak rybka, nie potrafiąc wydać z siebie chociażby
jęknięcia, ale po chwili odwróciła się i wybiegła czym prędzej z Wielkiej Sali.
~~*~~
Następne dni były dla Hermiony katorgą.
Ron nie dawał jej spokoju, co chwilę wypominał, że Malfoy się chyba w niej
zakochał, bo normalnie nigdy by się nie zgodził na pójście z nią na bal. Jej
jednak te docinki nie bawiły. Była tym wszystkim przerażona. Nie potrafiła
sobie wyobrazić chociażby minuty sam na sam w towarzystwie Malfoya. Wiedziała,
że chłopak uchodzi za chłodnego i chamskiego, a ona chciała ten wieczór spędzić
sympatycznie. Jedyną pociechą było to, że za każdym razem jak spojrzy na Rona i
Martę, będzie miała sobie czym poprawić humor. Ciekawa była tego, jak uda im
się wspólnie zatańczyć. To będzie na pewno niezapomniany widok i już zdążyła
porozmawiać z Colinem, aby przyniósł swój magiczny aparat.
W dzień balu jej przerażenie sięgnęło
zenitu. Gdy zaczęła przygotowania, ręce trzęsły jej się niemiłosiernie.
Postanowiła jednak nie dać nikomu satysfakcji i zrobić tak, aby wyglądać na
opanowaną, pewną siebie, a przede wszystkim piękną.
Sama przed sobą musiała przyznać, że
jej wygląd robił wrażenie. Grube loki zamieniły się w lekkiego koczka, z którego wychodziło parę kosmyków, twarz miała podkreśloną
delikatnym makijażem, a sukienka miała kolor fioletowy. Nie była zbytnio
wyzywająca, tylko elegancka a zarazem bardzo kobieca i delikatna.
Wyszła z dormitorium z dosyć dobrym
nastawieniem, ale pewność siebie zaczęła ją opuszczać przed schodami
prowadzącymi do Wielkiej Sali. Wiedziała, że jeżeli wyjdzie zza rogu, to gdzieś
tam na dole miał czekać na nią Malfoy, z którym miała spędzić cały dzisiejszy
wieczór.
Wciągnęła głośno powietrze i z uczuciem
galaretowatych nóg, przestąpiła próg i stanęła na szczycie schodów.
Pierwszym co zauważyła byli jej
przyjaciele. Parsknęła aż śmiechem, gdy zauważyła skwaszonego Rona, do którego
była przyczepiona Jęcząca Marta (jeżeli duch może się w jakiś sposób uczepić),
a także Harry’ego, któremu towarzyszyła Ginny. Oni też jak na zawołanie na nią
spojrzeli i otworzyli z zaskoczeniem usta. Uśmiechnęła się lekko widząc ich
reakcję. I wtedy właśnie zauważyła wpatrujące się w nią stalowe tęczówki. Draco
Malfoy stał i patrzył na nią w osłupieniu i z widocznym zachwytem. Jego reakcja
jeszcze bardziej ją ucieszyła, bo to właśnie jemu chciała pokazać, że potrafi
wyglądać ładnie.
-Hermiono, wyglądasz… -zaczęła Ginny.
-Nieźle, Granger. -dokończył Draco,
podchodząc do nich i wyciągając w jej kierunku ramię. Gryfonka musiała
przyznać, że w granatowym garniturze wyglądał zabójczo. Nie dziwiła się, że
tyle dziewczyn patrzyło w ich kierunku z zazdrością. Pochwyciła niepewnie jego
ramię i usłyszała gniewne prychnięcie Rona. Draco spojrzał w jego kierunku
kpiąco.
-Weasley, żywe laski cię nie chcą?
Biedaczek… może jak popełnisz samobójstwo, to wtedy będziesz mógł z Martą pływać
już wiecznie w kanalizacji?
Nie czekając na odpowiedź kipiącego ze
złości Rona, skierował się z drwiącym uśmiechem do wejścia Wielkiej Sali,
ciągnąc lekko za sobą niepewną Hermionę.
-Uśmiech, Granger. To będzie najlepszy
bal, na jaki miałaś okazję pójść.
Wkroczyli pod ramię do sali, a
wszystkie oczy patrzyła na nich z niedowierzaniem. Draco jednak nie wyglądał na
przejętego tym i pociągnął ją na sam środek, gdzie tłoczyły się pary, aby
zatańczyć wprowadzający taniec.
-Mam nadzieję, że dotrzymasz mi kroku.
-uśmiechnął się łobuzersko, wywołując tym u niej rumieńce na policzkach. Złapał
ją również delikatnie w talii, a drugą ręką złapał za jej dłoń. Taniec się
zaczął, a oni sunęli po parkiecie, prawie, że latając. Tak właśnie czuła się
Hermiona. Delikatna jak piórko. Nie sądziła, że ten taniec będzie tak
naturalny, przepełniony łagodnością. Była także zaskoczona tym, że nie brzydził
się jej dotknąć.
Kątem oka widziała, że wpatruje się w
nich Ron, który wydaje się być wściekły, a ciska błyskawicami, gdy tylko Malfoy
pochylał się w jej stronę, aby coś do niej powiedzieć. Nie była to jednak jej
wina, sam wpadł na pomysł, że ma go zaprosić.
Po skończonym tańcu lekko się od niego
odsunęła z zamiarem pójścia się napić.
-A ty dokąd? -złapał ja za łokieć,
przyciągając w swoją stronę.
-Napić się. -odpowiedziała lekko
zaskoczona. Myślała, że będzie chciał się jej jak najszybciej pozbyć.
-Ależ kochanie, to jest bal i tutaj się
tańczy. Nie jesteś na nim z Łasicem, który przyszedł z duchem, tylko ze mną.
Pokażę ci, jak się bawi.
Zaciągnął ją ponownie na środek
parkietu. Muzyka zmieniła się już na bardziej młodzieżową, co Draco skwitował
leniwym, seksownym uśmiechem. Zdjął z siebie marynarkę zostając w samej koszuli
i przyciągnął szatynkę blisko siebie.
Prowadził ją po parkiecie bardzo
pewnie. Hermiona była zachwycona jego szarmanckością, a także uwaga… poczuciem
humoru! Tak! Draco Malfoy miał poczucie humoru! Musiała przyznać, że bawiła się
z nim cudownie. Nie był nachalny, nie obmacywał jej. Trzymał rękę
profesjonalnie w pasie i swobodnie pozwalał jej ciału wirować. Z jej ust nie
znikał uśmiech. Cały czas się śmiała, gdy Draco rzucił jakąś uwagę o
najładniejszej parze na balu (Ron i Marta), albo o tym, że zazdrości partnerki,
choć Rudy pewnie nie ma za co złapać.
Hermiona przeklinała na siebie w duchu,
że tak dobrze się z nim bawiła. Czuła się trochę jak zdrajczyni, bo w końcu to
był Malfoy. Chciała jednak spędzić miło ten wieczór. Musiała też przyznać przed
samą sobą, że już rozumiała skąd takie zainteresowanie płci przeciwnej
Malfoyem. Potrafił być czarujący, miał takie magnetyczne oczy, cudowny uśmiech
i naprawdę przyjemne perfumy.
-Dobra, Granger. Idź się napić, a ja
idę zapalić. Zaraz cię znajdę.
Gryfonka z lekką niechęcią ruszyła w
stronę stolika, gdzie siedzieli Harry z Ronem. Usiadła niepewnie obok widocznie
naburmuszonego Rudzielca.
-Jak się bawicie? -zapytała cicho.
-Chyba nie tak dobrze jak ty.
-odwarknął Ron. -Jak tam nowy chłopak Malfoy?
-O co ci znów chodzi, Ron? -wycedziła
przez zęby. Harry w tej chwili czując wybuch poprosił Ginny do tańca. -I Malfoy
nie jest moim chłopakiem!
-O co chodzi?! O co mi chodzi?! A o to,
że przyszłaś tu z Malfoyem, z naszym wrogiem!
-Jakbyś chciał wiedzieć, to TY kazałeś
mi go zaprosić, już nie pamiętasz?!
-Może i tak, ale nie sądziłem, że się
zgodzi! I do tego obściskujesz się z nim jak taka…
-No dalej, dokończ, Weasley. -warknął
Draco, który pojawił się momentalnie obok nich. Przeniósł swój parzący wzrok na
Martę. -Nie widzisz ciemniaku, że twoja partnerka się nudzi? Weź Martę na
parkiet, zaraz się zacznie jakiś przytulaniec. Granger, wracamy tańczyć?
Hermiona kiwnęła ledwie zauważalnie
głową, ale ruszyła za nim na parkiet. Tym razem jednak wyglądała na nieobecną i
zdenerwowaną.
-Nie denerwuj się, Granger. Weasley to
bezmózgi wiewiór. A i tak na marginesie to wiedziałem o waszym zakładzie.
Szatynka wyglądała na zaskoczoną.
-Dlatego się zgodziłeś ze mną pójść?
-I tak i nie. -odpowiedział tajemniczo.
-Z jednej strony wiedziałem, że ten gumochłon się wkurzy, więc chciałem mu
zrobić na złość, a z drugiej podziwiałem twoją odwagę. Nie żałuję, że się
zgodziłem. Jest miło.
Hermiona wytrzeszczyła oczy, ale
uśmiechnęła się delikatnie.
-To prawda. -wyszeptała zarumieniona.
-Zaraz będzie ostatni taniec.
Jak na zawołanie na sam koniec został
puszczony powolny kawałek. Draco uśmiechnął się szeroko i pociągnął ją tak, że
byli na widoku Rona. Przyciągnął ja tak blisko, że stykali się ciałami. Wtulili
się w siebie wzajemnie, kołysząc się delikatnie w rytm dźwięków.
Po skończonym balu, Ślizgon postanowił
ją odprowadzić aż pod portret Grubej Damy wiedząc, że za nimi idzie cały czas
Ron.
-Dzięki za zaproszenie, Granger. Było
bardzo miło. Może kiedyś powtórzymy. -posłał jej wesoły uśmiech i ucałował ją
kurtuazyjnie w dłoń na pożegnanie. Hermiona spłoniła się na ten gest, ale
zmusiła się do wysłania mu zawstydzonego uśmiechu. Ostatnim co widziała, to
wściekłego Rona, który uderzył z barku przechodzącego blondyna, a później
mijającego ją bez słowa.
~~*~~
Następnego dnia Hermiona weszła do
Wielkiej Sali na drugie śniadanie, siadając przy stole Gryffindoru. Spojrzała
przelotnie na stół Slytherinu, gdzie siedział już Draco Malfoy, ale ten nie
spojrzał na nią ani razu. Zachowywał się jakby nic się nie wydarzyło, a
wczorajszego balu nie było. Trochę jej się zrobiło przykro, ale czego mogła się
spodziewać?
-I co, Hermiono? Twój wspaniały partner
teraz się pewnie z ciebie naśmiewa, bo wczoraj tak się do niego kleiłaś, że aż
mi wstyd było za ciebie.
Jak na zawołanie przy stole Ślizgonów
wybuchły śmiechy i wszyscy spojrzeli w ich stronę. Hermionie zabłysły łzy w
oczach.
-Nie martw się. Malfoy to świnia i na
pewno wszyscy zapomną już niedługo. Chyba nie miałaś nadziei, że teraz się tobą
zainteresuje, co? Wybacz mi, ale tacy jak on nie spojrzą na mugolaczkę…
Hermiona wzdrygnęła się, gdy poczuła
jak ktoś całuje ją delikatnie w policzek. Spojrzała za siebie, natrafiając na
wzrok Dracona Malfoya.
-Zjadłaś już, Granger? Guzdrzesz się, a
przecież byliśmy umówieni na spacer. -uśmiechnął się pod nosem widząc jej minę.
-O, Weasley. Właśnie o tobie rozmawialiśmy z chłopakami. Po balu z Martą
poszliście do ciebie czy do jej łazienki? Z tego co rozpowiadała dzisiaj w
lochach, to bardzo się ślinisz i w sumie to nie masz czym się pochwalić, jeżeli
wiesz o czym mówię.
Ron spłonił się aż po cebulki i tak już
rudych włosów. Zacisnął mocno pięści, aby rzucić się na Malfoya, ale Hermiona
szybko wstała i odciągnęła Dracona na bok.
-Tak, Malfoy. Zjadłam. Przepraszam,
zapomniałam, ale już możemy iść.
Nie spojrzawszy na przyjaciela, po
prostu chwyciła dłoń Ślizgona i wyprowadziła z Wielkiej Sali, po drodze mijając
zaskoczonego Harry’ego.
Brunet usiadł obok Rona, który wciąż
trząsł się z wściekłości.
-Ona… ona odeszła z nim, Harry!
Widziałeś to?!
-Widziałem. Dziwisz się? To wszystko
twoja wina, stary. Pamiętaj, trzeba uważać na to, o co się zakładasz.
KONIEC.
Twoje miniaturki są cudowne zastanawiam się tylko czemu nikt ich nie komentuje.
OdpowiedzUsuńWeny życzę bo piszesz niesamowite historie o tej dwójce.
Pozdrawiam Julka
Dziękuję bardzo!
UsuńMiło usłyszeć w końcu na tej stronie coś miłego, naprawdę!
Pewnie już dawno bym nic tutaj nie publikowała gdyby nie to, że również publikuję na wattpadzie.
Cieszę się, że podobają Ci się moje wypociny.
Ja również pozdrawiam cieplutko!