Minęło już parę lat, od kiedy Hermiona
Granger oraz Ginny Weasley ukończyły Hogwart, a mimo to, do teraz były
nierozłączne. Po zakończeniu szkoły postanowiły wspólnie zamieszkać, co
skutkowało tym, że miały siebie codziennie na wyłączność. Zwierzały się sobie
wzajemnie, pomagały i dzieliły obowiązkami. Wszystko to było dla nich naturalne
i zwyczajne, więc Hermiona nie zdziwiła się wcale, gdy pewnego popołudnia Ginny
wpadła z entuzjazmem do kuchni, obwieszczając wesołą nowinę.
-Hermiono, chyba się zakochałam!
-Naprawdę?! -wykrzyknęła wesoło szatynka.
-Ginn, to wspaniale! Kim on jest?
-Przekonasz się, to niespodzianka! Przyjdzie
do nas dzisiaj wieczorem na kolację wraz ze swoim przyjacielem. Jeszcze nie
wiem czy coś z tego wyjdzie, ale mam nadzieję, że tak! Jest taki szarmancki,
przystojny, wychowany i cudowny!
Hermiona z rozbawieniem przysłuchiwała się
opisowi wybranka przyjaciółki. Nigdy nie widziała takiej Ginny. Umawiała się z
wieloma mężczyznami, lecz zachowującą się jak pierwszy raz zakochana
nastolatka, nie miała okazji zobaczyć nawet wtedy, gdy jej sercem władał Harry
Potter.
-Może jakaś mała podpowiedź kim jest ten
ideał? -zapytała drwiąco.
-Nie ma mowy! Musisz się sama przekonać!
-A znam go?
-I tak i nie. Chodził z nami do Hogwartu,
jest z twojego rocznika, jednak nie miałyśmy z nim zbytniego kontaktu. -odpowiedziała
wymijająco.
Hermiona zmarszczyła brwi z zaciekawieniem.
Coraz bardziej zaczęła ją intrygować postać owego tajemniczego adoratora jej
przyjaciółki. Z tego co dzisiaj o nim usłyszała, to osobiście nie mogła się
doczekać, aż przyjdzie na dzisiejszą kolację.
Jej ruda przyjaciółka biegała cała w nerwach
po domu, sprzątała i gotowała, aby wszystko wyszło idealnie. Nie należała do
osób samokrytycznych, ale w tej chwili wręcz rwała sobie włosy z głowy.
-Herm, ja chyba nie dam rady! -zaczęła
panikować, gdy dzwonek do drzwi zadzwonił, obwieszczając przybycie gości.
-Weź się w garść, Ginewro Weasley! -warknęła
szatynka, ledwo powstrzymując rozbawienie.
Ginny wygładziła rękoma sukienkę i poprawiła
szybko fryzurę, a następnie posyłając Hermionie nerwowy uśmiech, poszła
otworzyć drzwi czekającym gościom. Hermiona próbowała rozpoznać głosy
dochodzące z korytarza, ale za nic w świecie nie mogła ich skojarzyć. Poczekała
kilka minut, a do salonu wkroczyło dwóch przystojnych, elegancko ubranych
mężczyzn wraz z bukietem kwiatów w dłoni. Hermionie otworzyły się szeroko oczy,
gdy owymi mężczyznami okazali się być Blaise Zabini i Draco Malfoy.
Minęło już pięć lat odkąd widzieli się po raz
ostatni. W normalnych warunkach pewnie kazałaby im wyjść, ale spojrzenie
przyjaciółki ją od tego powstrzymało. W końcu była dorosłą kobietą z
nienagannym zachowaniem i wrodzoną elegancją.
-Hermiono, chciałabym ci przedstawić Blaise’a
Zabiniego i… eee… -zająknęła się i spojrzała niepewnie na jednego z byłych
Ślizgonów.
-Draco Malfoy. -dokończył blondyn i ujął dłoń
Hermiony, całując ją kurtuazyjnie i wręczając bukiet kwiatów. Trochę zaskoczył
ją owy gest. Czyżby niegdyś wieczny wróg mugoli numer jeden, Draco Malfoy, się
zmienił i dorósł? Nie bał się zarazić szlamem?
-Hermiona Granger. -odpowiedziała zdawkowo.
-Proszę, siadajcie.
Całą czwórką zasiedli wspólnie do kolacji, a
atmosfera nagle zrobiła się gęsta. Szybko przerwał ją jednak Blaise, który
okazał się być naprawdę rozluźniony i zabawny. Rozbawiał Hermionę wręcz do łez.
Największym zdziwieniem dla niej było jednak to, że Ginny zachowywała się…
dziwnie. Przez cały dzień opowiadała o chłopaku z ogromnym zachwytem, a teraz aż
wiało od niej chłodem i obojętnością. Wręcz była w szoku, ale Blaise zachowywał
się tak, jakby to było dla niego normalne.
-Jak się poznaliście? -zapytała uprzejmie
Hermiona mulata.
-W pracy. Ginny dosłownie spadła na mnie z
nieba. -mrugnął do niej. -A potem w ramach złapania tego anioła i uratowania
kości, dała się wyciągnąć na kawę.
-Nigdy nic o tobie nie wspominała.
-stwierdziła z wyrzutem, posyłając przyjaciółce zawiedzione spojrzenie.
-Nie? To prawda, że rude to wredne… O tobie
za to wspominała dość dużo. Dowiedziałem się, że nikogo nie masz, dlatego… auć!
-skrzywił się znacznie i spojrzał z wykrzywioną miną na Ginny, która posłała mu
groźne spojrzenie. -Rudzielcu, nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie.
-powiedział rozbawiony, a rudowłosa prychnęła głośno.
-Tobie za to, Zabini, już nic nie pomoże.
-Mówiłem ci, wiewiórko, że powinnaś pracować
nad mięśniami twarzy, bo twoja śliczna buźka zastygnie.
-Szkoda, że tobie nic nie zastyga. –odgryzła
się.
-Byś się zdziwiła, na jaki czas potrafi
zastygnąć. –mrugnął do niej ponownie, na co ona zaczerwieniła się soczyście.
Hermiona jeszcze szerzej otworzyła oczy i uśmiechnęła
się pod nosem, posyłając szybkie spojrzenie Draconowi, który nie odzywał się
dzisiejszego wieczora zbyt wiele, ale również się uśmiechnął. Gdzie podział się
ten przechwalający i pewny siebie dzieciak?
Kolacja jeszcze trwała w najlepsze, Ginny i
Blaise cały czas sobie dogryzali, ale atmosfera była całkiem przyjemna.
Hermiona zaproponowała deser i zaprosiła ich do mniejszego stolika, aby
rozsiąść się na wygodniejszych fotelach.
-Przepraszamy, drogie panie, ale okropny
nałóg wzywa. Czy można? –zapytał uprzejmie Draco.
-Tak, oczywiście.
Mężczyźni wyszli z pomieszczenia, a Ginny
spojrzała na przyjaciółkę zachwycona.
-Czy nie jest wspaniały? Taki uprzejmy,
uroczy, cudowny…
-O czym ty mówisz, Ginn? –zapytała z
uniesionymi brwiami Hermiona. –Skoro mówisz, że taki jest, to dlaczego
zachowujesz się jak zołza?! Cały czas robisz mu przytyki!
-Och, Hermiono, bo tak trzeba! Musimy zgrywać
niedostępne, aby mężczyźni pragnęli nas bardziej! To jest najważniejsza kobieca
zasada!
Hermiona prychnęła.
-Doprawdy? Zadziwiające, bo nigdy o niej nie
słyszałam. Prędzej go odstraszysz niż do siebie przyciągniesz. -pouczyła ją.
-Tak uważasz? No cóż, skoro Blaise mnie nie
będzie chciał, to może twoje, jakże szlachetne, uprzejme i urocze zachowanie,
przyciągnie do siebie pewnego blondyna, który nawiasem mówiąc, nie odrywa od
ciebie wzroku. -odpowiedziała zgryźliwie i uśmiechnęła się najbardziej wrednym
uśmiechem, na jaki było ją stać.
-Co? O czym ty mówisz, Ginn? Chyba nie
uważasz, że…
Nie dokończyła, gdyż do salonu powrócili ich
goście, którzy rozsiedli się obok nich na skórzanych fotelach. Hermiona jednak
nie mogła się powstrzymać i zerknęła na siedzącego naprzeciwko blondyna, który
rzeczywiście w tej chwili się w nią wpatrywał. Natychmiastowo odchrząknęła
nerwowo i zaczerwieniła się, spoglądając w innym kierunku. Przez chwilę nawet
nie zwracała uwagi na to, że Ginny znowu zaczęła odgryzać się w nieprzyjazny
sposób do biednego Blaise’a. Dopiero oderwała się od swoich myśli, gdy jej
przyjaciółka powiedziała dość zgryźliwym tonem:
-Jasne, Blaise. Jesteś głupszy od gumochłona.
-Ginny! -krzyknęła, patrząc na nią niedowierzająco,
ale Blaise roześmiał się głośno.
-Nie przejmuj się, Hermiono. -uspokoił ją.
-Ginny tak naprawdę nie uważa, ale uwielbia się ze mną droczyć. Gdy tak się
zachowuje, to jest słodsza niż ciasto, które na pewno dzisiaj z wielkim sercem
przygotowywała z myślą o mnie. Nieprawdaż, rudzielcu?
-Zabini, ty…
-Słodziutki cukiereczek, malutki bąbelek.
-zaczął się z nią przekomarzać coraz bardziej słodząc, aż Hermionie zrobiło się
dosyć niezręcznie. Widać było, że parka ma się ku sobie i najchętniej by stąd
wyparowała w tej chwili.
-Hermiono, może przejdziemy się na spacer i
pokażesz mi wasz ogród? -zapytał Draco, który najwidoczniej również źle się
poczuł w tym towarzystwie.
Szatynka spojrzała na niego niepewnie, ale
nie miała zbyt dużego wyboru. Chciała dać przyjaciółce chwilę sam na sam. Czego
się w końcu nie robi dla przyjaciół… Jak widać, nawet idzie się ze swoim
największym wrogiem na spacer.
Wstała z fotela dość nerwowo i prawie się
skrzywiła, gdy dostrzegła triumfalne spojrzenie Ginny. Odpowiedziała jej
własnym, groźnym i wskazała ręką Draconowi wyjście do ogrodu.
Przez pierwsze sekundy spaceru trwała między
nimi niezręczna cisza. Krępowali się w swoim towarzystwie. Przecież kiedyś się
nienawidzili, a teraz po prostu spacerowali sobie we dwoje, podziwiając
kwitnące kwiaty w domu Hermiony.
-A więc… -zaczął Draco. -Czym się zajmujesz?
-Och. -zająknęła się zaskoczona. -Ja… pracuję
w wydziale Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Pomagam Harry’emu… znaczy aurorom
w papierkowej robocie. -wydukała, trochę się gubiąc. -A ty? Nie widziałam cię
nigdy w Ministerstwie Magii.
-Nic dziwnego, bywam tam tylko w sprawach
biznesowych. Pracuję w Banku Gringotta. Po upadku Czarnego Pana, wpłaciłem dość
wysoką sumę ze spadku ojca, aby wynagrodzić część win, pomagając przy odbudowie
czarodziejskiego świata. Zaproponowali mi wówczas pracę. Potrzebowali ludzi.
-Czyli zostałeś bankierem?
-Owszem. Lubię tę pracę. Wielu czarodziejów
przychodzi po różne porady, czasami pożyczki, a ja staram się im pomóc.
Pieniądze mają w tych czasach ogromne znaczenie. Gobliny z początku buntowały
się, aby ludzie zaczęli pracować w banku, ale w końcu przydała im się nasza
pomoc. Od czasu do czasu burczą pod nosami, ale nie mamy z nimi tak kiepskiego
kontaktu, jak niegdyś.
Hermiona musiała przyznać, że wydoroślał.
Jego wykład na ten temat zaciekawił ją. Było słychać po jego głosie, widać po
zachowaniu i gestach, że stał się naprawdę poważnym człowiekiem. Tylko czy
przypadkiem nie aż za poważnym?
-Chyba czas wracać, prawda? -zapytała po
jakimś czasie.
-Jak sobie życzysz. -uśmiechnął się
delikatnie. Stali już pod drzwiami balkonowymi, gdy zapytał szybko: -Nie
chciałabyś umówić się ze mną na kawę?
Szatynka stanęła jak wryta i spojrzała na
niego zaskoczona. Zagryzła nerwowo wargę. To prawda, Draco wydawał się być
zupełnie innym człowiekiem, ale czy potrafiłaby wybaczyć mu tak po prostu
wcześniejsze krzywdy?
-Przepraszam, ale nie. Nie obraź się Mal…
Draco, ale nie potrafię. –wyjąkała.
-W porządku. -skinął, ale nie potrafił ukryć
zawiedzionej miny.
W momencie, gdy wrócili do środka, Blaise
poniósł się z kanapy na której siedział z Ginny.
-Zbieramy się, Draco. Dziękujemy za spotkanie,
drogie panie. Było naprawdę miło i mam nadzieję, że się niedługo ponownie spotkamy.
Hermiono -zwrócił się do szatynki. -Miło było poznać.
-Ciebie również. –odpowiedziała, posyłając
chłopakowi ciepły uśmiech, a także skinęła lekko Draconowi, który na twarzy nie
miał już uśmiechu, jaki widniał na ich chwilowym
spacerze. Widać było jednak, że poczuł ulgę, że nie musi już tutaj siedzieć.
Gdy tylko drzwi za mężczyznami się zamknęły,
Ginny momentalnie straciła nad sobą panowanie i wpadła z ekscytacją w objęcia
przyjaciółki. Hermiona odczekała chwilę aż Ruda przestanie piszczeć i zda jej
wszystkie relacje.
-Całowaliśmy się! –pisnęła podniecona.
–Blaise mnie pocałował!
-Gratulacje! –zawtórowała jej. –Chyba jednak
coś z tego wyjdzie!
-Chyba tak! Hermiono, tak się cieszę! A o
czym rozmawiałaś z Malfoyem?
-Och, opowiadał o swojej pracy. Wiesz, nie
myślałam, że kiedyś to powiem, ale z niego straszny nudziarz. Jest taki poważny
i oficjalny, że aż przerażający.
Ginny pokręciła z niedowierzaniem głową.
-I co z tego? Ale zobacz jak wyprzystojniał! Zresztą
nie obraź się, ale ty też kiedyś byłaś nudna i oficjalna. –wytknęła jej język.
Hermiona nie zdążyła wyrazić na ten temat
swojego zdania, bo Ginny ponownie pisnęła i zaczęła skakać po całym domu z
radości. Może i nie było to zachowanie godne dwudziestoczteroletniej
czarownicy, ale szatynka uśmiechała się tylko na ten widok z radością. Chciała,
aby jej przyjaciółka była szczęśliwa.
Od tego dnia Blaise bywał częstym gościem w
ich domu. Obie dziewczyny lubiły jego towarzystwo, które ubarwiało ich życie.
Hermiona uwielbiała obserwować jaki jest czuły dla Ginny, którą traktował jak
księżniczkę, mimo, iż cały czas sobie dogryzali. Blaise miał w końcu cudowne
poczucie humoru, które praktycznie nigdy go nie opuszczało. Czasami nie
potrafiła pohamować wybuchu śmiechu, gdy wręcz pocisnął swojej już obecnej
dziewczynie, bo z tego co wiedziała, zaczęli po paru tygodniach się spotykać.
Hermiona naprawdę zazdrościła przyjaciółce.
Ginny bardzo wypiękniała w ten czas i wcale nie chodzi o to, że wyładniała z
wyglądu. Ona po prostu promieniowała szczęściem.
Blaise zabierał ją na romantyczne spacery i
kolacje. Bardzo się starał wymyślając wszelakie atrakcje. Po powrocie przyjaciółki
do domu, Hermiona miała cały wykład z ich spotkania, co często skwitowała
zazdrosnym westchnięciem. Co prawda, czasami ona również była zapraszana na
różne wypady, bywał tam także Malfoy, ale nie czuła się wtedy komfortowo. Nie
chciała być piątym kołem u wozu, lub przebywać w JEGO towarzystwie, bo było to
po prostu męczące.
Na jednym z ostatnich wspólnych spotkań,
poszli wszyscy do parku rozrywki. Ginny i Blaise zachwyceni korzystali z każdej
kolejki jaka wpadła im w oko, jednak ona i Malfoy snuli się gdzieś z tyłu, nie
bardzo chętni. Zdarzało im się porozmawiać, ale były to bardziej wymuszone i
uprzejme rozmowy. Ginny po powrocie do domu, komentowała je z widocznym
niezadowoleniem.
-Nie możecie zachowywać się normalnie? Nie
jesteście już dziećmi, Herm! Widzisz, że Malfoy się stara i próbuje nawiązać
rozmowę, a ty mu nawet nie dajesz szansy.
-Ja mu nic nie robię, Ginny. Jak się odzywa,
odpowiadam. Nie posyłam mu nawet niechętnych spojrzeń!
-A nie możecie się bawić z nami?
-Wybacz mi, kochana, ale po prostu nie
potrafię. Uwielbiam Blaise’a, ale co do Malfoya… potrzebuję czasu.
-Ale mam nadzieję, że na bankiet z nami
pójdziesz?
-Bankiet? Jaki bankiet? –zapytała zaskoczona.
-Jest organizowany bal, między innymi przez
Malfoya. Dostałyśmy zaproszenie. Musisz iść, nie możesz odmówić! Poza tym,
wsparcie z banku może przydać się w Ministerstwie i…
-Dobrze, już dobrze! Wiem co próbujesz
zrobić, Ginn. Pójdę, ale nie uśmiecha mi się to.
Ginny zapiała z uciechy, a oczy jej wręcz
zaświeciły.
Hermiona nie przejmowała się zbytnio tym
bankietem. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Ubrała się elegancko w bordową
suknię, sięgającą kostek, a włosy ułożyła w dostojnego koka. Według niej
wyglądała przeciętnie, właśnie dlatego, przed samą imprezą zaczęła się
stresować, jednak próbowała tego po sobie nie pokazać.
Stawiły się z Ginny przed czasem w lokalu, a
przed nimi jak z ziemi wyrośli Draco z Blaisem. Oboje ubrani w garnitury,
które, trzeba było przyznać, leżały na nich nieziemsko dobrze.
Jak się okazało, Hermiona została praktycznie
wrobiona w towarzyszenie Malfoyowi. Mężczyzna podał jej ramię, które ona
pochwyciła z dystansem i została poprowadzona do stolika. Od razu zorientowała
się, że na tym przyjęciu gości w większości wpływowa arystokracja.
-Hermiono, pozwól, że przedstawię panią Bale.
Udziela się charytatywnie na rzecz magicznych sierocińców.
-Miło mi panią poznać.
-Mnie również. Jak udało ci się pochwycić
kogoś takiego jak Draco Malfoy? –mrugnęła do niej czarownica. –To musiało być
nie lada wyzwanie.
-Och. –Hermiona się zaczerwieniła.-Pan Malfoy
i ja nie jesteśmy razem.
-To nie dobrze! Panie Malfoy, powinien pan
stanowczo wziąć się do roboty! Nie widzi pan jaka kobieta przy panu stoi?
-Oczywiście, że widzę. –odpowiedział
uprzejmie. –Nawet dwie piękne kobiety.
-Jak zwykle się podlizujesz, kochaneczku!
–uśmiechnęła się zadziornie w jego kierunku, a o odwzajemnił uśmiech i odsunął
krzesło dla Hermiony.
Szatynka z uwagą przysłuchiwała się jego
rozmowom z innymi czarodziejami. Z początku była pod ogromnym wrażeniem. Draco
miał na pewno żyłkę do interesów. Musiała mu to przyznać bez chwili zawahania,
jednak słuchając prawię godzinę nudnych wykładów, miała już tego serdecznie
dość. Przecież powszechnie wiadomo, że raczej nie jest osobą, którą nudzą takie
ciekawe i mądre słowa, a niewątpliwie takie właśnie były.
-Zatańczysz? –widocznie musiała na chwilę
odpłynąć, bo nie zwróciła uwagi, kiedy to wszystko się skończyło.
Skinęła głową i ujęła jego wyciągniętą dłoń.
Sunęli po parkiecie bardzo płynnie, biorąc pod uwagę, że wcześniejsze ich
spotkania były zdystansowane i sztywne.
-Miło, że przyszłaś. –wyszeptał.
-Ginny mnie o to prosiła. Nie wiedziałam
jednak, że będę ci towarzyszyła.
-Tak wyszło. Nie miałem tego w planach.
–powiedział szybko. –Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję. –odpowiedziała, czując jak na jej
policzki wpływa delikatny rumieniec.
Tańczyli długo, nieświadomi jak szybko płynie
im w tańcu czas. Poddawali się płynnym ruchom, próbując się skoncentrować, ale
wspólne towarzystwo nie do końca im na to pozwalało.
-Widziałeś może gdzieś Ginny i Blaise’a?
-Wyszli jakąś godzinę temu.
Hermiona westchnęła. Tak, ten czas
zdecydowanie leciał zbyt szybko.
-Ja też już pójdę. Dziękuję za zaproszenie,
było bardzo… miło.
-Odprowadzę cię.
-Teleportuję się.
-Wiem, odprowadzę cię do wyjścia.
Szatynka skinęła i pozwoliła blondynowi
odprowadzić się do drzwi. Odwróciła się w jego stronę, pożegnała się z
wdziękiem i zaczęła schodzić marmurowymi schodami w dół. Nagle poczuła, jak
ktoś łapie jej nadgarstek. Odwróciła się i spojrzała prosto w szare oczy
Dracona Malfoya.
-Wiem, że już o to prosiłem, ale zrobię to
jeszcze raz. Umówisz się ze mną?
Hermiona przez chwilę przyglądała mu się z
niepokojem. Poprosił ją o spotkanie już drugi raz… Co miała w takim wypadku
zrobić?
-Owszem, Malfoy. Zrobię to, jak przestaniesz
być taki oficjalny i sztywny.
Draco nie odpowiedział, tylko puścił jej
nadgarstek, pozwalając jej odejść.
Gdy wylądowała w swojej sypialni, czuła się
naprawdę głupio. Może nie powinna tak do niego mówić? Na pewno go tym uraziła,
a przecież nie miała takiego zamiaru!
Przez następne dni nie miała od niego żadnych
wieści. Jeszcze większe poczucie winy wyżerało to, że od czasu do czasu
przychodził do ich domu z Blaisem. Nie zmienił zbytnio swojego zachowania,
tylko czasami posyłał jej pełne zastanowienia spojrzenia.
-Mam pomysł! –Ginny klasnęła w ręce. –Jedźmy
wszyscy nad morze!
-Cudowny pomysł! Co wy na to? –zwrócił się w
kierunku Hermiony i Dracona Blaise.
-Ja się zgadzam. –mruknął Draco, więc
Hermiona zbytnio nie miała wyboru i również potwierdziła swoją obecność
kiwnięciem głowy.
Wyjazd miał się odbyć już kolejnego dnia,
więc dziewczyny spędziły wieczór na pakowaniu się. Z samego rana usłyszały
dzwonek do drzwi. Hermiona stanęła jak wryta, gdy jej wzrok skupił się na
Draconie. Ubrany był w luźną koszulkę, krótkie spodenki, japonki i kapelusz.
Draco w takim luźnym wydaniu sprawiał naprawdę zaskakujący widok.
-Gotowe? –zapytał z uśmiechem Blaise.
–Hermiono, pomóc podnieść ci szczękę?
-Nie, to znaczy… Jesteśmy gotowe.
–powiedziała opanowana.
Wypad okazał się całkiem przyjemny.
Spacerowali po plaży, Blaise postanowił wrzucić Ginny do wody, co Draco również
zaryzykował po chwili wahania na Hermionie. Obserwował jak stała na brzegu,
przyglądając się przyjaciołom z rozbawieniem. Podszedł do niej po cichu i
oplótł ramionami, biorąc na ręce i także nie zważając na błagania, zanurzył
delikatnie w wodzie. Jej śmiech był dla niego cudownym dźwiękiem.
Wieczorem Blaise porwał gdzieś Ginny, a Draco
z Hermioną zostali sami. Myślała, że znowu będzie między nimi sztywno, ale
blondyn złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
-Muszę ci coś pokazać.
-Co takiego? –zapytała lekko przestraszona.
-Jest tutaj takie piękne miejsce, nie
pożałujesz.
Zaprowadził ją do zaludnionego miejsca, które
w tym momencie było oświetlane blaskiem księżyca. Na środku paliło się ogromne
ognisko, ludzie tańczyli do rytmów szalonej muzyki, piekli kiełbaski i
rozmawiali wesoło.
-Draco! W końcu wpadłeś!
-Przepraszam, że tak długo. To jest Hermiona.
–przedstawił dziewczynę tubylcom.
-Witaj, piękna! Jesteś ładniejsza, niż Draco
o tobie opowiadał! Łobuziak, długo nas nie odwiedzał, ale o tobie mówił same
komplementy! Siadajcie i zjedzcie coś!
Oboje szybko dostali kiełbaski na długich
kijach, które mieli zacząć smażyć. Draco pociągnął Hermionę do ogniska ze
śmiechem.
-Skąd znasz tych ludzi?
-Kiedyś jeździłem tutaj na wakacje.
Fantastyczni ludzie.
Hermiona uśmiechnęła się na widok wesołych
błysków w jego oczach.
Po zjedzeniu kiełbasek, Draco ponownie
poprosił ją do tańca. Różnił się od tego na bankiecie. Tamten był taki
oficjalny, a ten był swobodny, pełen różnych obrotów i szaleństwa. Nie mogli
oboje przestać się śmiać. To było tak inne, tak magiczne i cudowne.
-Masz ochotę się przejść? –zapytał wprost do
jej ucha, próbując przekrzyczeć muzykę.
Hermiona skinęła z ochotą głową, gdyż była
cała zmęczona po maratonie tańców z Draconem oraz jego znajomymi.
Blondyn wziął gitarę i zaprowadził ją na
pobliskie skałki.
-Potrafisz grać?
-Tak, trochę się uczyłem.
-Zagrasz mi coś? –zapytała z nadzieją.
-Taki miałem zamiar.
Rozgrzał się, strojąc instrument i zaczął
śpiewać. Hermiona była pod wrażeniem. Draco miał cudowny, miękki głos. Musiała
przyznać, że piosenka trafiła w jej serce. Śpiewał o miłości, która wygrała z
nienawiścią. Miłości prawdziwej i wiecznej. Wszystkie słowa jakby kierował do
niej, patrząc prosto w jej oczy, a ona nie potrafiła się od nich oderwać. Całą
sobą czuła, jak słowa przechodzą przez każdy kawałek ciała.
-Czy taki Draco ci odpowiada? –zapytał, gdy
skończył.
-Jak najbardziej. –wyszeptała i uśmiechnęła
się delikatnie. –Jeżeli to jest ten prawdziwy, to jest wręcz idealny.
Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko,
nieświadomy tego, że kolejne dni przyniosą im zupełnie inne życie. Lepsze
życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz