Kocham życie. Kocham gwar roznoszący się po korytarzach Hogwartu. Kocham to, że ptaszki wesoło ćwierkają, że Crabbe i Goyle zarobili dzisiaj kolejny szlaban, a także to, że Filch goni mnie z miotłą już przez trzeci korytarz. Kocham Ognistą Whisky za to, że mieni się tyloma barwami. O, kocham również Severuska i McSztywną! Kocham po prostu WSZYSTKICH! A najbardziej kocham tego rudzielca, który idzie przede mną i odwraca się w moją stronę z wściekłą, ale uroczą miną.
-Czego ode mnie znowu chcesz, Zabini?! Przestań łazić za mną
krok w krok! Czy ty nie masz własnego życia?! Znajomych?! Chyba, że mają cię
dosyć, to się im wcale nie dziwię!
Blaise uśmiechnął się wesoło, szczerząc białe ząbki. Tak,
naprawdę kochał napady złości Ginny Weasley. Zawsze wtedy uroczo się
czerwieniła i wykrzywiała twarz w zabawnych minach. Gdyby mógł, patrzyłby tak
na nią cały czas. Dla niego mogłaby nawet tak wyglądać gdy śpi. Była
najpiękniejsza.
-Wiewióreczko, nie potrzebni mi znajomi, gdy mam ciebie! Ty
jesteś moim życiem, więc nie mogę przestać za tobą chodzić. To by było
samobójstwo, a ja nie jestem samobójcą!
-A szkoda. –sarknęła. –Nie masz zamiaru nigdy się ode mnie
odczepić? Mam znosić twój widok aż do śmierci?! Co zrobiłam, że dostałam taką
karę?!
-Kiedyś nazwiesz go najpiękniejszym widokiem na świecie. Nie
będziesz żałować, rudzielcu.
Ginny roześmiała się sztucznie i otarła ostentacyjnie łezkę.
-Chociaż raz powiedziałeś coś zabawnego, Blaise.
-Kochanie, ja zawsze mówię tylko i wyłącznie zabawne teksty.
Jestem do tego stworzony! Do tego mam też inne zalety. Przystojny, czarujący,
wrażliwy... I uwielbiam, gdy mówisz do mnie po imieniu. –mrugnął do niej, na co
ruda się zaczerwieniła i napuszyła.
-Jesteś nienormalny, Zabini. I nie mów do mnie
„kochanie"!
Blaise już chciał znowu odpowiedzieć jakimś żarcikiem, gdy
rozejrzał się wokół siebie z zaciekawieniem. Do jego diabelskich uszu dotarły
pewne dźwięki, wyzwiska i głosik, który bardzo dobrze znał, a także kochał.
Tak, znam ten głos! Nadchodzi mój pulpecik! Moje
kochanie! Mój blondasek Dracuś, którego kocham tak bardzo, że aż nie mogę się
wysłowić!
Jak na potwierdzenie, zza rogu korytarza wyszedł Draco
Malfoy w całej swojej okazałości, wyzywający się, jak zwykle zresztą, z niejaką
Hermioną Granger. Ich wzajemne krzyki nie były niczym nadzwyczajnym w tym
zamku. Były wręcz rutyną, więc Blaise spojrzał tylko na nich znudzony, ale po
chwili jego ciemne oczy rozbłysły blaskiem.
-Cześć misiaczku! –cmoknął Malfoya w policzek, na co blondyn
szybko otarł się z obrzydzeniem. –Witaj, koleżanko Granger. Co u ciebie
słychać?
Hermiona uściskała Ginny na powitanie i spojrzała z
uśmiechem na Blaise'a. Mimo, że nie znała go osobiście zbyt dobrze, to wydawał
się całkiem miły. Od paru miesięcy kręcił się przy Ginny i zawsze był w
stosunku do niej sympatyczny. Co prawda zwracanie się do niej per „koleżanko
Granger" trochę ją przerażało, ale powoli przyzwyczajała się do jego
nietypowego zachowania.
-Wszystko po staremu. Twój kolega jak zwykle mnie drażni.
–spojrzała miażdżąco na Malfoya. –Ale poza tym jest okej. A jak u ciebie?
-Bardzo dobrze, właśnie uświadamiałem Ginny, że mam wiele
zalet. W końcu przyznała, że jestem zabawny! Jestem już schodek wyżej, teraz
muszę udowodnić, że bycie królową mojego życia jest kuszącą propozycją! W końcu
czy ta twarz –przejechał palcami po brodzie –może być nieatrakcyjna?
-Nie zwracaj uwagi na tego czubka, chodźmy. Spieszymy się
przecież. –syknęła Ginny i spojrzała wrogo na mulata, nawet nie dając szans na
odpowiedź Hermionie. Blaise pomachał im z radością, posyłając buziaki w
powietrzu, gdy dziewczyny szybko się oddaliły. Ginny co prawda nie wyglądała na
zadowoloną, ale Hermiona wręcz tarzała się ze śmiechu.
Oboje panowie podążali za nimi wzrokiem, dopóki nie zniknęły
z ich oczu. Draco spojrzał na przyjaciela karcąco.
-Jesteś kretynem. Dlaczego byłeś miły dla Granger?
Blaise wzruszył ramionami.
-Koleżanka Granger jest bardzo fajna. Poza tym, jest
najlepszą przyjaciółką mojej cudownej wiewióreczki, więc staram się jej
przypodobać.
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Pogrążasz się, Zab. Po co ciągle łazisz za Weasley? Nie
widzisz, że gdy tylko cię widzi, to dostaje szału?
Mulat roześmiał się.
-Stary, ona mnie kocha, tylko jeszcze o tym nie wie. Poza
tym... Dlaczego podoba ci się koleżanka Granger, skoro tylko się wyzywacie, a
poza tym nie ma czystej krwi? Przecież tatusiowi by się to nie spodobało.
–stwierdził drwiąco, czekając na jego reakcję.
-Nie obchodzi mnie już jego zdanie! –syknął. -I skąd pomysł,
że Granger mi się podoba?! Weasley ma rację, jesteś czubem. –warknął.
Zabini roześmiał się jeszcze bardziej.
-Nie podoba się mówisz? A udowodnić ci, że jest inaczej?
-Śmiało. –syknął i spojrzał na niego pewnie, krzyżując
ramiona.
-Spoko. A więc tak... Czy gapienie się na nią bez przerwy
wystarczy? W czasie posiłku, na lekcjach, a dodatkowo przecież jak kładziesz
głowę na ławkę by „spać", to twarzą zwróconą zawsze w stronę gdzie ona
akurat siedzi, tak PRZYPADKOWO... A może fakt, że połamałeś już z pięć piór,
gdy tylko zobaczyłeś jak Weasley poklepał ją po ramieniu, albo chociażby
nachylił się w jej stronę, aby coś powiedzieć? Wcale nie wyglądałeś wtedy na
takiego, który trząsł się z zazdrości... O, a co myślisz o tym, że nie umawiasz
się z nikim od dłuższego czasu, a gdy przechodzi obok ciebie, to nagle
podrywasz inną pannę mówiąc do niej „Kelly", a ma na imię „Kasandra"?
A i bym zapomniał o najważniejszym! Ostatnio byłeś tak pijany, że ledwo cię
powstrzymałem przed tym, abyś do niej nie poszedł i wyznał... zaraz, jak to
było? Aaa! Chciałeś jej oznajmić z pełną klasą, że „ogromnie pragniesz wycałować
jej pełne, miękkie i słodkie malinowe usta, a następnie patrzeć w czekoladowe
oczy o blasku księżyca". Dodać coś jeszcze?
W tej chwili Draco Malfoy wydawał się maleńki. Wręcz kurczył
się z każdym kolejnym słowem przyjaciela. Czy to naprawdę można było tak szybko
zauważyć? Czy był mało ostrożny?
-Zamknij się. Dobra, nawet jeżeli mi się podoba, to co?
–oburzył się.
-To mi to odpowiada. –wyszczerzył się Blaise. –Kiedy mogę
się spodziewać Hermiony Malfoy?
-Nigdy? –warknął Draco z irytacją. –Jakbyś nie zauważył, to
ona mnie nienawidzi od siedmiu lat.
-Dlatego ciesz się, że to ja jestem twoim przyjacielem!
Właśnie tak! Możesz uważać się za szczęściarza, bo twój nowy mentor, Wspaniały
Mistrz Zabini, pomoże podbić ci serce tej młodej damy!
Malfoy zamrugał szybko i roześmiał się, unosząc wysoko brew.
Wręcz skulił się ze śmiechu, krztusząc się i łapiąc za brzuch. Już dawno się
tak nie uśmiał.
-Że niby ty? Proszę cię, sam nie potrafisz poderwać
dziewczyny, a chcesz dawać porady mi? Weasley ucieka na twój widok, a nie do
końca mi o to chodzi.
-Spokojnie, stary. Zaufaj mi. Dzięki mnie, jej serce
niedługo będzie należało do ciebie. –zapewnił. –Rób po prostu to co ja, a wujek
Zabini sprawi, że ta ponętna Gryfonka wskoczy w twoje ramiona.
-Chyba nie skorzystam.
-Nie to nie. –wzruszył ramionami. –Słyszałem, że za miesiąc
jest wyjście do Hogsmeade, a przez przypadek dotarło do mnie, że niejaki Ronald
W., chce iść na nie sam na sam z panią Hermioną G. Może lepiej, że ty się w to
nie wtrącisz.
-Nie mówisz poważnie, prawda?
-Jak najbardziej poważnie. Czy ja kiedyś byłem niepoważny?
Draco nie chciał na to odpowiadać, bo tak. Blaise Zabini był
niepoważny w większości przypadków.
-Więc jak? –ponaglił go mulat. –Wchodzisz?
Blondyn wciąż patrzył na niego podejrzliwie, ale uspokoił
się trochę, jednak wciąż nie na tyle, aby pozbyć się niepewności. Znając
Blaise'a, to może być kompletny niewypał. Ale nic już nie zrobi, ponieważ mulat
objął go przyjacielsko i wykrzyknął:
-Szkoła Uwodzenia Blaise'a Zabiniego została otwarta!
Strzeżcie się, wrogowie miłości!
Tak, jedyne co pozostało, to uderzenie otwartą ręką w twarz
i przeczekanie najgorszego, bo właśnie nadchodziło.
~~*~~
-Dobra, możemy zaczynać. Ginny jest tam, na końcu korytarza.
Draco i Blaise stanęli na korytarzu, schowani za ścianą,
rozglądając się wokoło. Blondyn dosyć niepewnie, natomiast brunet ze
zniecierpliwieniem.
-Musimy to robić? –szepnął Draco, coraz bardziej nerwowy.
-Oczywiście! Chyba chcesz, by koleżanka Granger była twoja?
–nie musiał czekać na odpowiedź. –Punkt pierwszy: komplementy. Panny
uwielbiają miłe słówka w ich stronę. No wiesz, gdy ją komplementujesz, ona jest
już w połowie twoja. Tylko patrz i się ucz, kochanie! –zanim Draco
zdążył chociażby otworzyć usta, Blaise wyskoczył zza ściany. -Ginny!
Wiewióreczko, Rozkwitający Kwiecie Mojego Życia!
Draco popatrzył przez chwilę jak Blaise biegnie w stronę
młodej Weasley i zakrył twarz ręką z zażenowania. Był po prostu załamany. Czy
taki ktoś naprawdę miał zamiar dawać mu porady jak obchodzić się z taką kobietą
jak Hermiona Granger?
Ginny również rozejrzała się w popłochu i gdy zobaczyła
Zabiniego, próbowała uciec, ale mulat ją zatrzymał.
-Najpiękniejsza i najcudowniejsza niewiasto! Wyglądasz dziś
jak promyk słońca!
-Zabini! –syknęła. –Nie mógłbyś choć raz jak człowiek nie
wrzeszczeć?! I przestań tak do mnie mówić!
-Nie potrafię inaczej! Chcę, aby cały świat wiedział, że po
tych korytarzach stąpa drobnymi stópkami, piękna jak... -jego słowa zostały
zagłuszone przez dłoń Ginny, którą szybko mu przyłożyła do ust, gdy przechodził
obok nich Harry Potter.
-Cześć, Harry! –uśmiechnęła się zawstydzona, a Draco widząc
jej rumieńce, roześmiał się cicho. Ginny nachyliła się do Ślizgona bardziej.
–Zjeżdżaj, Zabini.
Blaise odsunął się od niej delikatnie i rzucił Potterowi
groźne spojrzenie. Czy to możliwe, że ona nadal się w nim podkochiwała? Kiedyś
cały Hogwart o tym wiedział, ale nie sądził, że to trwa cały czas.
Nie chciał jednak tutaj stać i wpatrywać się w
rozmawiających przyjaciół. Nawet on posiadał w sobie pokłady zazdrości, więc
uśmiechnął się mimo wszystko do dziewczyny.
-To do zobaczenia później, Ginny.
-Tak, tak. Do później.
Blaise odszedł do Dracona, który roześmiał się głośno na
widok jego miny. Takiego „kosza" wręcz należałoby uwiecznić! Pierwszy raz
Blaise Zabini przyszedł ze skwaszoną, odrzuconą miną. Czyżby Ginny Weasley
ośmieliła się (po raz wtóry) odmówić nienagannej urodzie, a także charyzmie
słynnego Ślizgona?
-Teraz twoja kolej, Draco. –jego smutna mina jednak nie
trwała długo, bo mulat jakby natychmiast odzyskał dawny wigor i zwrócił się do
przyjaciela z szerokim uśmiechem. W tym momencie Draco jednak spojrzał na niego
ze strachem.
-Wyobrażasz sobie żebym miał podbiec do Granger z takim
tekstem? Nie ma mowy! Przerobiłaby mnie na skrzata domowego, a ja naprawdę nie
znoszę sprzątać!
-Stary, nie to, że nie znosisz, ty po prostu nawet nigdy nie
sprzątałeś. Wiesz chociaż jak wygląda szczotka do kurzu?
-No... ma piórka i chyba... trzonek i...
Blaise załamał się.
-Dobra, skończ. W porządku, skoro jesteś takim tchórzem, to
zacznijmy od podstaw. Ja ci pokażę parę trików, doradzę ci, a ty to później
wykorzystasz. Na razie tylko obserwuj mistrza w akcji.
Malfoy skinął z niechęcią głową. Mimo wszystko, było to
pewniejsze niż robienie z siebie idioty przed całą szkołą.
-Następne podejście jutro przed śniadaniem, bądź gotowy,
kurczaczku! –wytargał go za policzek i podśpiewując, odszedł w stronę lochów,
odprowadzony smętnym spojrzeniem przyjaciela.
~~*~~
-Punkt drugi. Wykaż się romantycznością. Nie ma nic
lepszego niż miły, romantyczny gest, gdzie twoja ukochana poczuje się
wyjątkowo. Kobiety uwielbiają w końcu niespodzianki. –przedstawił
sytuację Blaise, nie zwracając uwagi na spojrzenie blondyna.
-Chyba nie chcesz zrobić tego, co myślę, że chcesz zrobić,
prawda? –Draco stał przerażony przed Wielką Salą i wpatrywał się z
niedowierzaniem w przyjaciela, który był ubrany w... sam do końca nie wiedział
jak to nazwać. Blaise miał założone „rajstopy", śmieszną czapkę z piórkiem
i jego strój wyglądał jak z typowej mugolskiej baśni, która miała miejsce w
średniowieczu. Mugole taką osobę nazywali bodajże minstrelem.
-A dlaczego miałbym ubierać się w to cacko? Napisałem nawet
własny wiersz! Brakuje mi tylko tego śmiesznego urządzenia na którym grali.
-Skąd ty w ogóle wiesz o takich rzeczach?
-Wyobraź sobie, że czytałem.
-TY? CZYTAŁEŚ? To ty potrafisz czytać? –zapytał drwiąco
Draco.
-Oczywiście i robię to częściej niż ty. Powinieneś się
przyzwyczajać, bo twoja wybranka przebywa większość życia w bibliotece.
Blondyn mruknął coś pod nosem, a Diabeł przybrał na twarz
szeroki uśmiech i poprawił szybko swój wygląd. Nie zwracał uwagi na to, że
patrzą na niego wszyscy przechodnie. Odchrząknął i wkroczył do Wielkiej Sali
pewnym siebie krokiem, zanim Draco zdążył zacząć go błagać aby tego nie robił.
-Czy to Zabini? –obok Dracona pojawiła się Hermiona, również
patrząc na chłopaka z niedowierzaniem. –Co on wyprawia?
-Napisał wiersz, więc podejrzewam, że chce go wyrecytować.
–mruknął.
-Czy to może... wiersz dla Ginny? –zapytała z obawą, ale już
po chwili jęknęła, gdy zobaczyła jak mulat klęka przed jej przyjaciółką
krzycząc: „Cóż za blask strzelił tam z okna! Ono jest wschodem, a Ginny jest
słońcem!"
Z współczuciem i rozbawieniem obserwowała jak Ginny chowa
twarz za kurtyną włosów. Sama poszkodowana w tym momencie miała ochotę zapaść
się pod ziemię lub po prostu wsadzić twarz w budyń.
-Jest beznadziejny. –stwierdziła Hermiona. Otworzyła jednak
usta w zamyśleniu, gdy zobaczyła, że Ginny uśmiechnęła się na zdanie „Twe włosy
jak płonące pióra hipogryfa, lecz tylko w momencie płonięcia, bo później już
ich brak..." –Beznadziejny, ale się stara. Ginny chyba go lubi i coś mi
się widzi, że jej się to podoba.
Draco spojrzał na nią jak na wariatkę. Jak KTOKOLWIEK mógł
lubić coś takiego?! Mimo że to nie on tam klęczał, to po prostu czuł
zażenowanie i wstyd za przyjaciela.
-Przecież ona wygląda jakby miała go zamiar zadźgać
łyżeczką. Wiesz Granger, masz dziwne pojęcie lubienia kogoś.
-Chyba znam lepiej własną przyjaciółkę, prawda?! –oburzyła
się.
-Może... -zawahał się. –Pomożemy im się zejść?
-Co proponujesz? –zapytała zaciekawiona.
-Zrobimy wszystko, aby ten idiota tego nie zniszczył i w
końcu jakoś poderwał Weasley.
-Mamy pracować razem? –spojrzała na niego podejrzliwie.
-Chyba musimy się przemóc. Co ty na to, Granger? Umowa stoi?
Hermiona przez chwilę wpatrywała się w jego dłoń, by
pochwycić ją z trochę większą pewnością. Czego się w końcu nie robi dla dobra
przyjaciółki. Można nawet zawrzeć pakt z Diabłem, chociaż w tej chwili to z
jego przyjacielem.
-Zgoda. Akcja połączenia Zabiniego i Ginny czas zacząć.
~~*~~
-Po co on tam lezie? -Hermiona z niecierpliwością
obserwowała zza drzewa postać Blaise'a, która zmierzała powolnym krokiem w
stronę jeziora nad którym stała samotnie Ginny, pogrążona w lekturze.
Prawdopodobnie się uczyła, bo zawsze wtedy tłumaczyła coś sobie gestami. –Nic
nie wspominał?
Draco lekko się speszył. W głowie cały czas przelatywały
wspomnienia sprzed kilkunastu minut: „Punkt trzeci, zaskocz ją! Chodzi
o taki motyw, że wzbudzasz w niej emocje, jak np., podchodzisz od tyłu i
szepczesz na ucho!"
-Niee, nic nie wspominał. –mruknął.
-A jak ją przestraszy?!
-To całkiem możliwe. –przyznał po namyśle.
-Musimy go powstrzymać!
-Jak? –zapytał, unosząc brew.
Hermiona rozejrzała się szybko wokół siebie i szybko wpadła
na pomysł. Wdrapała się na murek, który stał obok i wyciągnęła różdżkę.
-Co ty wyprawiasz? –przestraszył się.
-Zaczaruję kamień i wystrzelę go, żeby ją jakoś zaalarmować.
-Jesteś pewna, że...
-Oczywiście, że jestem! –obruszyła się i uniosła go do góry.
Pech chciał, by podeszła do tego zbyt emocjonalnie, więc zaraz po wystrzeleniu
go, zorientowała się, że zrobiła to za mocno. Kamień leciał wprost na Ginny.
Hermiona przestraszona pośliznęła się i wpadła wprost w ramiona Malfoya. Oboje
nie zwracali jednak na to uwagi, bo skupili się na obecnych wydarzeniach.
Blaise na całe szczęście zauważył lecący kamień, więc
doskoczył do dziewczyny, szybko ciągnąć ją w swoją stronę. Przyciągnął ją do
siebie, osłaniając przed atakiem. Dziewczyna wystraszona wtuliła się w niego.
Hermiona i Draco odetchnęli z ulgą. Szatynce wręcz spadł
kamień z serca. Jakby nie patrzeć, wszystko poszło lepiej niż sobie
zaplanowali.
-Świetny strzał, Granger, nie ma co. –dogryzł jej.
-Ej, nie wyszło tak źle! Dzięki mnie się przytulili!
Oboje jakby dopiero zorientowali się w jakiej znajdują się
sytuacji, spojrzeli na siebie speszeni. Hermiona odchrząknęła, wpatrując się w
Malfoya i zagryzając usta. Draco również odchrząknął i odstawił ją na ziemię,
odwracając wzrok od jej zaczerwienionych policzków.
-Niech ci będzie, wyszło całkiem nieźle. –potwierdził, na co
ona uśmiechnęła się zadowolona. Draco również delikatnie się uśmiechnął.
–Lepiej się stąd zmywajmy zanim nas zauważą. Myślę, że ciężko będzie
wytłumaczyć się z tej próby sabotażu.
-Masz rację. –skinęła i odeszła prędko w stronę zamku, zostawiając
go samego.
~~*~~
-No i mówię ci, stary! To było jakieś przeznaczenie po
prostu! Chciałem tylko ją przestraszyć, a tu nagle bam! Kamień! Zachowałem się
jak typowy bohater, który ratuje niewiastę z opresji!
Draco ze znudzeniem przysłuchiwał się historii przyjaciela.
Za pierwszym razem było to nawet zabawne, ale już po raz setny po prostu
nudziło.
-Widzę, że nie interesuje cię moja historia. –mruknął
Zabini. –Ale nie szkodzi, inna cię zainteresuje.
-Co masz na myśli? –blondyn spojrzał z zaciekawieniem na
przyjaciela.
-Idziemy do biblioteki. –oświadczył Blaise z błyskiem w oku.
-Dlaczego tam? –zapytał Draco nie kryjąc zaskoczenia.
-Bo w tej chwili dwie piękne Gryfonki przesiadują tam i uczą
się Historii Magii.
-Skąd ty to wszystko wiesz? –zaintrygował się.
-Ma się swoje źródła. –odpowiedział tajemniczo.
Jak Blaise zarządził, tak zrobili. Po paru minutach byli już
w bibliotece, gdzie wypatrzyli szybko dwie Gryfonki, które były pochylone nad
książkami.
-Zapamiętaj. Punkt czwarty, mój ulubiony. Bądź
zabawny. Przychodzi mi to najłatwiej, bo w końcu urodzony ze mnie
żartowniś.
Draco przewrócił oczami, a Blaise pociągnął go za sobą do
stolika.
-Witamy piękne panie.
Hermiona uśmiechnęła się do niego i zaskoczona spojrzała na
Draco, który usiadł trochę niechętnie obok niej. Odwzajemnił spojrzenie,
patrząc na nią znacząco. Szatynka odwróciła się więc i skupiła spojrzenie na
Ginny, która mordowała swoim Zabiniego, próbującego złapać jej dłoń.
-Co ty znowu próbujesz, Zabini?! –syknęła.
-Chciałem sprawdzić, czy twoje palce również są pokryte
rudymi włosami. –zaśmiał się. –Wyglądałabyś jak wilkołak.
Hermiona zachichotała, a Draco ręką zakrył twarz, załamując
się nad głupotą przyjaciela.
-Nie powiedział tego, prawda? –zapytał.
-Powiedział. –powiedziała rozbawiona.
Draco spojrzał przez palce na Hermionę, która z szerokim
uśmiechem przysłuchiwała się coraz gorszym żartom mulata. Malfoyowi przeszły
przez myśl słowa przyjaciela: „Bądź zabawny...". Postanowił
zastosować się do rady Blaise'a, lecz z ciężkim sercem.
-A podobno z niego taki żartowniś. Już Snape wydaje się
bardziej taktowny dla Longbottoma. A poza tym –nachylił się ku niej. –Filch ma
nawet lepszą bajerę, spójrz.
Hermiona spojrzała we wskazanym kierunku, gdzie ich woźny
jak zwykle zabawiał bibliotekarkę i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
-Prawie udało mu się uczesać tą szczecinkę. Zaraz, czy to
melonik?
Szatynka zakrywała dłońmi usta, aby nikt się nie oburzył za
przeszkadzanie w nauce, w końcu byli w bibliotece. Za to Ginny i Blaise
spojrzeli na nich zaskoczeni. Może jej się wydawało, ale Zabini wyglądał na
dość zadowolonego i puścił oczko do Draco.
-Zabini, Zabini, czy ty mnie słuchasz? –Ginny potrząsnęła
jego ramieniem ze zniecierpliwieniem. –Po raz pierwszy zwracam się do ciebie z
własnej, nieprzymuszonej woli, a ty mnie ignorujesz?
-Wybacz, rudzielcu. Zamyśliłem się. A więc, twoje usteczka
mogłyby powtórzyć?
Ruda odetchnęła i przymknęła powieki, zaciskając usta w
wąską linię. Najwidoczniej walczyła z samą sobą.
-Pytałam, czy nie pomógłbyś mi w czymś... Przydałbyś się w
końcu do czegoś.
-A w czym to ma pomóc takiemu aniołowi taki prosty, ale
przystojny Ślizgon jak ja?
-Jako jeden z przedmiotów kontynuacyjnych wybrałam ONMZ.
Chcę zdawać z tego OWTM-y. Hagrid poprosił mnie, bym zrobiła porządek przy jego
chatce. Muszę przekopać grządki i poszukać pewnych zwierzątek. Pomyślałam, że
mógłbyś... -Blaise uśmiechnął się szatańsko i przybliżył uchem w jej stronę, na
co ona ledwie wycedziła ostatnie słowo. –pomóc.
Zabini wręcz pisnął ze szczęścia.
-To te mięśnie, prawda?! Zauważyłaś je i stwierdziłaś, że
mam wystarczająco sił, aby ci pomóc!
-Wiesz co? Chyba nagle zmieniłam zdanie. –syknęła.
-Nie, nie! Zgadzam się! Przykazanie piąte! –zwrócił
się z oczywistą miną w kierunku Dracona. –Zawsze przychodź pięknym damom z
pomocą!
~~*~~
Ginny i Blaise z łopatami przekopywali pobliskie grządki
Hagrida. Rudowłosa widocznie była załamana wyborem partnera. Co rusz miała
ochotę po prostu przyłożyć mu tą łopatą i skończyć samotnie. Mimo iż chłopak
radził sobie nieźle, to po prostu nie miała już sił na jego żarciki. Była tak
zajęta wyzywaniem jego osoby, że nie zwrócili uwagi na zduszone wyzwiska, który
wywodziły się zza chatki gajowego.
To tam właśnie skryli się Draco z Hermioną, obserwując
sytuację. Wychylali się zza roku, próbując dostrzeć dwójkę przyjaciół. Jak na
złość nie szło im z tym zbyt dobrze.
-Widzisz coś?! –zapytała Hermiona półgłosem.
-Nie. –warknął blondyn. –Twoje kłaki mi zasłaniają.
To była prawda, Draco próbował się wychylić, ale przed nim
stała Gryfonka, której włosy żyły po prostu własnym życiem. Może nie należała
do najwyższych osób, ale brązowa burza nadrabiała centymetry. Ich orzechowy
zapach dodatkowo doprowadzał go do irytacji. Nie potrafił się przez niego
skoncentrować.
-Dobra, widzę. Weasley usiadła na ziemi, prawdopodobnie w
końcu się załamała.
-Co robimy? –wyszeptała.
-Nie wiem, wymyśl coś.
-Czy ty nie potrafisz samodzielnie myśleć?! –naskoczyła na
niego.
-Tutaj nie da się myśleć! Merlinie, jak tutaj śmierdzi! To
pewnie od domu tego głąba.
Hermiona zadziałała automatycznie. Schyliła się i podniosła
z ziemi grudkę błota, którą przyłożyła natychmiastowo do jego twarzy. Draco
chciał się wydrzeć, ale ona przystawiła palec do ust, wskazując ciszę.
Napawając się tym, powoli zaczęła palcami przesuwać po jego twarzy, rozsmarowując
błoto po jego bladych policzkach. Malfoy złapał ją za nadgarstki, uśmiechając
się przy tym podle i pociągnął tak, że teraz przylegała plecami do ściany
chatki Hagrida.
Szatynka pisnęła, ale tym razem to Draco nakazał jej być
cicho i nie spuszczając wzroku z jej brązowych oczu, zaczął nabierać więcej
błota, aby przenieść je na jej rumianą twarzyczkę, uśmiechając się przy tym
cały czas drwiąco. Obydwoje mieli wrażenie, że wszystko płonie, a powietrze
przecinają przedziwne iskry wyładowania elektrycznego.
Zapomnieli, że mieli pilnować przyjaciół. Draco zatrzymał
dłonie oparte o ścianę na wysokości jej głowy. W tym momencie nie potrafił
odwrócić spojrzenia od jej oczu, których nie potrafił rozgryźć.
-ZABINI! JESTEŚ NIENORMALNY!
Jak oparzeni odskoczyli od siebie, patrząc w różne strony.
-Eee, podobno błotne maseczki zawierają wiele minerałów.
–wyszczerzył się w jej stronę, a ona zgromiła go wściekłym wzrokiem.
-Świetnie, Malfoy. –syknęła, ale mimo wszystko się
roześmiała.
~~*~~
-Mówię ci, stary. Powinieneś w końcu zacząć działać.
Przyznaj się, że czekasz na moment, aż ja będę z Ginny, a ty wtedy będziesz
mógł być blisko koleżanki Granger.
-Nie ma kiedy korzystać z twoich złotych rad, Blaise.
–przewrócił oczami, choć nie do końca mówił prawdę. Był tak blisko Granger, że
Zabini by chyba rozpłakał się, gdyby się o tym dowiedział.
-Oczywiście, że jest kiedy, tylko ty po prostu nie potrafisz
z nich korzystać. Mógłbyś to zrobić... -przerwał i natychmiastowo się
zezłościł. –na przykład w takiej chwili.
Draco spojrzał z zaskoczeniem na przyjaciela. Nagła zmiana
jego głosu go zaniepokoiła. Blaise patrzył z furią w stronę stołu Gryffindoru,
gdzie Zachariasz Smith bezczelnie pochylał się nad zezłoszczoną widocznie
Ginny.
-Punkt szósty. –powiedział groźnie. –Wyrwij ją z
łap innego debila, który próbuje ci ją wyrwać.
Z niepokojem patrzył, jak jego przyjaciel szybkim krokiem
oddala się w kierunku stołu ich rywali. Nie podziałało na niego nawet
krzyknięcie, aby wracał. Granger spojrzała w ich kierunku z niepokojem, a Draco
posłał jej tylko ostrzegające spojrzenie, wskazując głową na Blaise'a.
Ślizgon podszedł do pieklącej się Ginny i przysiadł
naprzeciwko, jak gdyby robił to codziennie.
-Co jest, rudzielcu, jakiś problem?
Ginny już otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale Puchon ją
uprzedził.
-Spadaj, Zabini. Nie twoja sprawa, teraz dorośli rozmawiają.
–warknął, ale na Blaisie to nie zrobiło wrażenia. Uniósł tylko brew i parsknął
śmiechem.
-Doprawdy? Dlaczego więc wciąż tutaj jesteś, Smith?
Piaskownicy poszukaj na zewnątrz.
-Właśnie, Smith, zjeżdżaj stąd, bo i tak nie pójdę z tobą na
tą imprezę. –potwierdziła Ginny, a Blaise spojrzał na nią z zaciekawieniem.
-Dlaczego nie? –jęknął chłopak.
-Bo idzie ze mną. –wtrącił się mulat z diabelskim uśmiechem.
Ginny zaniemówiła, a Blaise uśmiechnął się do niej znacząco.
-T-tak. Zabini zaprosił mnie parę dni temu, więc się
zgodziłam.
Zachariasz spojrzał po nich podejrzliwie, ale Blaise zbył go
szybko.
-Spływaj już, Smith i zobacz czy cię nie ma gdzie indziej.
Podobno Hagridowi pouciekały zwierzątka z klatki.
Puchon odszedł, a rudowłosa spojrzała na Ślizgona groźnie.
-Zwariowałeś, Zabini?! Czy ty zawsze musisz się wtrącać?!
-Nie unoś się tak, lwico! Wystarczy podziękować.
–wyszczerzył się. –Rozumiem, że to impreza u Krukonów, ta jutrzejsza? Będę
czekał o dwudziestej pod portretem Grubej Damy. –mrugnął do niej i odszedł do
stołu Ślizgonów z zadowoleniem. Hermiona słysząc to, rzuciła Draconowi
rozbawione spojrzenie, na co on się roześmiał pod nosem.
~~*~~
Draco Malfoy przemierzał właśnie szkolne korytarze, gdy
dostrzegł zmierzającą z naprzeciwka chodzącą górę książek. Nie było widać zza
tej sterty głowy, ale oczywiście tylko jedna osoba przyszła mu na myśl. W końcu
jaka inna uczennica niż Hermiona Granger może wynieść ze sobą pół biblioteki?
Przypomniał sobie jeden z punktów, który przedstawił mu
Blaise: „Punkt trzeci, zaskocz ją! Chodzi o taki motyw, że wzbudzasz w
niej emocje, jak np., podchodzisz od tyłu i szepczesz na ucho!".
Niewiele myśląc, zaszedł ją od tyłu i szepnął na ucho:
-Okradłaś bibliotekę?
Gryfonka pisnęła i podskoczyła, co skończyło się prawie
zrzuceniem wszystkich książek. Spojrzała na swojego oprawcę i gdy dostrzegła
Malfoya, zarumieniła się uroczo, co on potwierdził szarmanckim uśmiechem.
Skromnie musiał przyznać, że poszło mu lepiej niż Zabiniemu.
-Daj te książki, Granger, bo zaraz się połamiesz. –wziął od
niej stertę ciężkich ksiąg, na co ona nerwowo wykręciła palce. Nie znała
Dracona Malfoya od tej miłej strony. Draco jednak musiał przyznać, że właśnie
wykorzystał kolejną radę przyjaciela: „Przykazanie piąte! Zawsze przychodź
pięknym damom z pomocą!"
-Dzięki. –uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Właściwie, to szukałem cię. –powiedział, a ona spojrzała na
niego z zaskoczeniem i ciekawością. –Jak słyszałaś, to Blaise i Weasley idą
razem na tą imprezę. My też tam musimy być, skoro mamy ich pilnować. Wiesz jak
to jest na imprezach –dodał szybko. –alkohol, tańce i te sprawy, a Zabini może
coś odwalić.
-To prawda. –przyznała cicho. –W takim razie powinniśmy tam
być.
-My... -zawahał się. –spotkamy się na miejscu?
-Tak. –przyznała, zmuszając się do delikatnego uśmiechu.
–Dzięki, poradzę już sobie z tymi książkami.
Odebrała od niego księgi i ruszyła do przejścia za obrazem,
a on miał wrażenie, że naprawdę zawalił sprawę.
~~*~~
Draco siedział ze znudzeniem w Pokoju Wspólnym Krukonów i
obserwował Blaise'a i Ginny, którzy jak zwykle się ze sobą przekomarzali. Nie
miał nawet ochoty ich pilnować. Czekał na Granger, która spóźniała się.
Wyjątkowo długo, a podobno była taka punktualna. Właśnie podnosił się z miejsca
po kolejnego drinka, gdy wejście się otworzyło, a do środka weszła niepewnie
Ona.
Stanął wręcz w pół kroku, wytrzeszczając oczy. Jeżeli to był
powód dla którego się spóźniła, to był w stanie wybaczyć. W tym momencie
zapomniał całkowicie, że mieli pilnować tych głąbów. Zapomniał o wszystkim.
Usiadł z powrotem na miejsce, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Hermiona zaczęła rozglądać się speszona po pomieszczeniu,
szukając wzrokiem przyjaciółki, albo chociaż Malfoya. Dostrzegła ich wszystkich
przy stoliku pod ścianą i chciała ruszyć w tamtym kierunku, gdy jak spod ziemi,
wyrósł przed nią Cormac McLaggen.
-Zatańczysz?
Ujęła niechętnie jego dłoń, pozwalając się prowadzić po
parkiecie. Dostrzegła z lekkim zadowoleniem, że niedaleko od nich, na parkiet
weszli również Ginny i Zabini. Było to trochę podejrzane, bo Ginn ani nie
krzyczała, ani nie posyłała mu morderczych spojrzeń, tylko wydawała się jakaś
przygaszona. W tym momencie szatynka naprawdę pragnęła wyrwać się z zaborczych
ramion kolegi z jej domu.
*
W tym samym czasie Draco wręcz mordował wzrokiem blondyna z
Gryffindoru. Przecież to tylko taniec, wiele osób to robi, więc dlaczego miał
ochotę wstać i podejść do niego, a następnie zamordować go niezwykle brutalnie?
Wydawało mu się również, że Granger także nie miała ochoty
na jego towarzystwo. Cały czas rozglądała się nerwowo, lub ze znudzeniem
patrząc w ścianę. Wtedy po raz kolejny przypomniał sobie pewne słowa: „Punkt
szósty. Wyrwij ją z łap innego debila, który próbuje ci ją wyrwać."
Te słowa jakby nagromadziły w nim pokłady sił, bo wstał ze
swojego miejsca, a już po chwili stał przy tańczącej parze.
-Odbijany. –mruknął z zadowoleniem, porywając ją w swoje
ramiona. Szatynka spojrzała na niego zaskoczona, ale już po chwili uśmiechnęła
się do niego z wdzięcznością.
-Dzięki, Malfoy. Ponownie mnie uratowałeś.
-Nie ma sprawy.
-Przepraszam, że się spóźniłam, ale moje włosy nie chciały
się poskromić.
-Nie ma sprawy, Panno Punktualna. Jestem w stanie ci
wybaczyć, pod twoją nieobecność ja przypilnowałem nasze gołąbki.
Przez chwilę tańczyli ze sobą, a wszystko spłynęło na boczny
tor. Tak bardzo się zaangażowali we wzajemną obecność, że nie zwrócili uwagi na
to, iż ich „gołąbki" zniknęły z parkietu.
-Malfoy, nie ma ich. –szepnęła spanikowana Hermiona.
-Kogo? –zapytał półprzytomnie.
-Jak to „kogo", kretynie?! Ginny i Blaise'a!
Draco rozejrzał się wokoło i rzeczywiście, pary było brak.
Spojrzeli na siebie w ciszy.
-Pójdę ich poszukać, a ty tutaj zaczekaj. Spróbuję cię
powiadomić jak ich znajdę.
Hermiona skinęła głową i usiadła przy jednym ze stollików,
rozglądając się po pomieszczeniu. Mijały minuty, a ona wciąż samotna, czekała
na powrót przyjaciółki lub na chociażby najmniejszy znak od Malfoya. Miała
ochotę już stąd wyjść, gdy pojawiła się przy niej młodsza Krukonka.
-Hermiona Granger? –zapytała, a Gryfonka skinęła głową. –Mam
pani przekazać to.
Hermiona wzięła w rękę karteczkę, którą wręczyła jej
dziewczynka i szybko przeczytała z delikatnym uśmiechem. Zerwała się z miejsca
i ruszyła wedle wskazówek, jakie napisał Malfoy.
Wyszła z Pokoju Wspólnego, skręcając od razu w lewo na
wieżę. Z każdym kolejnym stopniem była coraz bardziej zachwycona. Prawie na
każdym stała maleńka świeczka, tworząc oświetloną dróżkę na samą górę. Każdy
krok sprawiał coraz większą ciekawość i fascynację, aż dotarła do końca, gdzie
przy balustradzie stał On. Cały taras również był pięknie ozdobiony, Krukoni
nieźle się urządzili.
-Jak tutaj pięknie! –pisnęła i stanęła obok niego.
–Znalazłeś ich?
-Tak, spójrz w dół.
Posłusznie spojrzała we wskazane miejsce i zauważyła, że
siedzą objęci na jednej z ławek. Nie zastanawiała się dłużej nad tym jak udało
im się wyjść ze szkoły, tylko spojrzała z zadowoleniem na blondyna.
-Tego się nie spodziewałam.
-Ja też nie. Chyba nieźle im idzie bez nas. –przyznał.
–Jak wpadłeś na to miejsce?
-Tak jakoś wyszło... -wyszeptał, a w jego umyśle znowu
uparcie pojawiały się słowa Blaise'a. „Punkt drugi. Wykaż się
romantycznością. Nie ma nic lepszego niż miły, romantyczny gest, gdzie twoja
ukochana poczuje się wyjątkowo. Kobiety uwielbiają w końcu niespodzianki." Czy
to był przypadek, że zaprosił ją akurat tutaj?
Ich spojrzenia się spotkały, a on zatopił się w jej
spojrzeniu, które było w tym momencie oświetlane tylko przez świeczki i
delikatny blask księżyca, który od czasu do czasu wyglądał zza chmur.
„Punkt pierwszy: komplementy. Panny uwielbiają miłe
słówka w ich stronę. No wiesz, gdy ją komplementujesz, ona jest już w połowie
twoja."
-Ładnie wyglądasz, Granger. Opłacało się czekać, jeżeli miałaś
spóźnić się w taki sposób. –wypalił, a ona spojrzała na niego zaczerwieniona.
Nie spodziewała się takich słów z jego ust.
-Dziękuję. –wyszeptała. –To miłe...
*
W tej chwili dla innej pary również trwał jeden ważny
moment.
-Hej, rudzielcu, nie mazgaj się. Przecież jesteś Gryfonką!
Nigdy nie widziałem ryczącej wiewiórki!
-Nie rozumiesz tego, Zabini. Myślałam, że Harry i ja...
-Potter to kretyn, kiedy to zrozumiesz? Nie jest ciebie wart
w żadnym calu. Po co ci ktoś taki, skoro zawsze masz jeszcze mnie? –wyszczerzył
się, a ona się roześmiała.
-Jesteś beznadziejny w pocieszaniu, kretynie.
-Oj rudzielcu, za to ty jesteś beznadziejna w udawaniu uczuć
do mnie.
-Wcale, że nie! –oburzyła się, ale ponownie roześmiała, a on
poczochrał ją po włosach, mierzwiąc je czule i uśmiechając się do niej wesoło.
...Tej nocy dwie pary dały się ponieść emocjom,
pozwalając zapomnieć o istnieniu innych, rozpoczynając kolejne, dopiero co
odkrywające się etapy...
~~*~~
Z samego rana w Wielkiej Sali siedziało przy stole dwóch
Ślizgonów, którzy wręcz promieniowali radością. Poprzednie wieczory wiele
zdawały się zmienić w ich życiu. Tak się przynajmniej wydawało.
-Nie zdążyłem ci tego wczoraj powiedzieć, Draco, ale jest
bardzo ważny punkt, który powinieneś wykorzystać w podbiciu serca twojej damy. Punkt
siódmy. Pociesz ją i spraw, żeby czuła się bezpiecznie, ab się uśmiechnęła,
zaufała ci. Następne punkty będą już tylko formalnością, będziesz prawie u
celu, więc kolejnym, ósmym punktem od razu będzie przytulenie jej. Zrób to
śmiało, ona już jest twoja!
-Tak? Spójrz, twoja wybranka właśnie przyszła na śniadanie.
–uśmiechnął się Draco do przyjaciela.
Blaise wstał jak oparzony i spojrzał na Ginny z radością.
Pobiegł w jej stronę z dzikim okrzykiem, biorąc ją w ramiona. Draco przez
chwilę miał wrażenie, że mulat ją zmiażdży tym entuzjazmem. Usmiechnął się sam
do siebie, ale jego mina zrzedła, gdy rudowłosa go od siebie odepchnęła.
-Co jest? –zapytał Ślizgon z szokiem.
-Zapomnij o wczoraj, Zabini. –powiedziała chłodno. –Nie było
nic, rozumiesz? To były tylko emocje, nic co mówiłam lub robiłam nie było
prawdziwe. Nie nastawiaj się na nic, tylko po prostu zapomnij o mnie. Nie chcę
cię znać.
Blaise odsunął się od niej, patrząc z niedowierzaniem. Nie
znał powodu dlaczego się tak zachowała, ale pierwszy raz w życiu poczuł się...
zraniony. Bez słowa odwrócił się i odszedł, nie widząc już równie mocno
zranionej i zbolałej miny rudowłosej, która bez sił ponownie wyszła z Wielkiej
Sali.
~~*~~
Draco szukał już od trzech godzin przyjaciela. Nie było po
nim śladu, a bał się, że mógł odwalić coś głupiego. W końcu mowa tutaj o
Zabinim. On praktycznie zawsze miewa beznadziejne i głupie pomysły. Ku swojemu
niezadowoleniu nie znalazł go, ale za to spotkał kogoś innego.
Hermiona Granger siedziała samotnie na jednym z parapetów.
Wyglądała na przybitą i smutną, więc niepewnie podszedł do niej.
-Co jest, Granger? Dlaczego nie było cię na śniadaniu?
-Nie mogłam, działo się coś ciekawego?
-Ruda ci się nie pochwaliła?
Hermiona spojrzała na niego dziwnie, a on szybko streścił
jej całą sytuację. Gryfonka z każdym słowem zaczęła wytrzeszczać oczy coraz
bardziej.
-Nie wierzę, że to zrobili. –wyszeptała.
-Kto? O co chodzi, Granger?! Mów! –potrząsnął jej ramionami.
-Harry i Ron. –powiedziała cicho, a jej oczy się zaszkliły.
–Wczoraj się na nas obrazili, że rozmawiałyśmy z wami na imprezie. Kazali nam
zerwać z wami kontakt. Widocznie Ginny to zrobiła, choć powinna wytłumaczyć
wszystko Blaise'owi.
-A to kretyni. –syknął. –Zabiję ich.
-Nie możesz, bo oni naprawdę... -z jej oczu pociekły
pierwsze łzy, a Dracona sparaliżowało. Widział, że cierpi. Chciał jej pomóc.
-Nie płacz, Granger... Nie warto.
„Nie zdążyłem ci tego wczoraj powiedzieć, Draco, ale jest
bardzo ważny punkt, który powinieneś wykorzystać w podbiciu serca twojej damy.
Punkt siódmy. Pociesz ją i spraw, żeby czuła się bezpiecznie, aby się
uśmiechnęła, zaufała ci."
Niepewnie dotknął jej dłoni, ściskając ją w delikatnym
uścisku. Hermiona spojrzała na niego zaszklonymi oczami i wręcz rzuciła się w
jego stronę, wtulając w jego tors. Zaskoczył go owy gest, więc przez chwilę
stał jak sparaliżowany.
„Następne punkty będą już tylko formalnością, będziesz
prawie u celu, więc kolejnym, ósmym punktem od razu będzie przytulenie jej.
Zrób to śmiało, ona już jest twoja!"
Jego ramiona objęły ją mocno w talii, pozwalając mocniej do
siebie przylgnąć. Zaryzykował wszystko i ku jego uldzie jej ciało się nie
spięło, tylko rozluźniło jakby w uldze. Trzymał ją. Chciał chronić. Być jej opoką.
Chciał, aby trwała w jego ramionach wiecznie...
~~*~~
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Miał ochotę skakać,
krzyczeć, oznajmić to całemu światu. Najbardziej chciał podzielić się tym z
Blaise'em, ale wiedział, że przyjaciel w tej chwili nawet nie zareagowałby
jakoś pozytywnie. Chciał mu również powiedzieć o Weasleyu i Potterze, ale tutaj
też wątpił, aby był to dobry pomysł.
Zmierzał w stronę Wielkiej Sali, gdy zauważył, że Zabini
również tam zmierza.
-ZABINI! –ryknął, a Blaise się odwrócił. Był wściekły,
wyglądał wręcz jak prawdziwy diabeł, w całej swojej okazałości. –Gdzieś ty się
podziewał?
-Musiałem przemyśleć sobie coś ważnego, a teraz mam zamiar
przystąpić do działania. Czas na punkt ostatni, przyjacielu... Jaki? Po prostu
obserwuj, a sam się dowiesz.
Bez zbędnych słów wkroczył do pomieszczenia, wyszukując w
tłumie pewną osobę. Stała tam. Stała obok Pottera i Weasleya, którzy patrzyli
na nią z niezadowoleniem. Ich spojrzenia się skrzyżowały i ruszył pewnym,
szybkim krokiem w jej stronę. Ona również ruszyła w jego kierunku. Blaise
gwałtownym ruchem odsunął ręką Pottera i bez słowa przyciągnął ją do siebie,
wpijając w jej usta. Czekał na pierwszy odruch odepchnięcia, ale nie doczekał
się. W myślach odetchnął z ulgą.
Jaki jest ostatni punkt, przyjacielu? Pocałuj ją? Mogłoby
się wydawać, że tak, lecz głównie chodziło mi o „walcz o swoje i nie pozwól
odejść, choćby nie wiem co".
Hermiona stanęła obok Dracona patrząc na tą scenę z
uśmiechem. Draco złapał jej rękę i wyciągnął na korytarz obok.
-Chyba nam się udało, co? –zaśmiał się.
-Chyba tak, choć byliśmy słabymi pomocnikami. –przyznała.
Draco popatrzył na jej uśmiech z czułością. Czy to był czas
na ten ostatni krok, który przedstawił mu Blaise? Teraz był już tego pewny.
Złapał jej twarz w dłonie, skradając na ustach namiętny pocałunek. Hermionie
zakręciło się w głowie, ale odwzajemniła go i objęła ramionami za szyję,
mocniej go przyciągając. Czuła, że nie tylko połączyli Blaise'a i Ginny, ale
także siebie.
Po chwili usłyszeli oklaski i gwizdy. Za nimi stali Blaise i
Ginny, trzymający się za ręce i uśmiechający do nich znacząco.
-Chyba moja Szkoła Uwodzenia jest niezawodna. –Blaise
poruszył brwiami. –Musisz przyznać, że byłem doskonałym mentorem.
Draco spojrzał na niego groźnie, ale roześmiał się.
-Jasne, stary. Dzięki. A teraz żegnam.
Nie czekając na ich protesty, po prostu wziął Hermionę na
ręcę i nie przestając całować, po prostu uciekł w miejsce, gdzie już teraz
mogli być tylko oni.
Ruda i Diabeł spojrzeli za nimi z rozbawieniem.
-Czy oni naprawdę nie wiedzieli, że domyślamy się, że coś
kombinują?
-Chyba nie. –westchnęła Ginny. –Sami wpadli w swoją pułapkę.
-To było oczywiste. Draco nie mógł jej nie zdobyć z tymi
złotymi poradami.
-Oczywiście. –zadrwiła. –Przecież nie można się im oprzeć.
Chyba powinieneś otworzyć interes, Blaise.
-Chyba tak zrobię. –zaśmiał się, ale jego oczy zabłysły
diabelskim blaskiem. Tak, teraz już było wiadomo, że przed Ginny dopiero
nadchodzi niesamowite wyzwanie, jakim jest sam Diabeł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz