poniedziałek, 8 maja 2017

Miniaturka 22. Powietrzna Miłość

- Nie, ja w to po prostu nie wierzę. – Ron Weasley spojrzał na swoje wypracowanie ze złością. – Trzy godziny nad tym siedziałem, żeby dostać Nędzny?! Nawet ty, Harry, dostałeś Zadowalający, a przecież przepisałeś słowo w słowo ode mnie!
Potter wzruszył tylko ramionami i spojrzał na niego przepraszająco. Może i czuł się nieco winny, ale przecież nic na to nie poradzi, że profesor McGonagall stwierdziła, iż to Ron spisywał od niego, a nie na odwrót. W zasadzie, to by było całkiem naturalną codziennością.
Hermiona natomiast, wiedząc co się święci, szybko spróbowała schować swoje wypracowanie do torby, aby uniknąć niepotrzebnej sprzeczki, która miała w ciągu następnych sekund się rozpętać.
- A ty, Hermiono? Co dostałaś? – zapytał w końcu Ron, na co szatynka wzdrygnęła się i przykleiła na usta nieszczęśliwy grymas.
- Ja? – zaczerwieniła się. - Och, wiecie, niezbyt dobrze mi tym razem poszło i…
Rudzielec wyszarpnął z jej torby pergamin, który próbowała bezskutecznie upchnąć i rozwinął go, a jego niezadowolenie się natychmiastowo powiększyło.
- Dlaczego ja w ogóle pytam? Oczywiście, Wybitny! Czy ty kiedykolwiek dostałaś niższą ocenę?! – zapytał złośliwie.
- Dostałam. – syknęła. – Snape nie wstawia mi Wybitnych, jakbyś chciał wiedzieć. A ty, Ronaldzie, gdybyś zaczął czytać więcej, a także odrabiał zadane nam prace wcześniej, a nie tylko wtedy, gdy pali ci się pod nogami, również byś dostawał lepsze oceny!
Ron wraz z Harrym wymienili ponure spojrzenia, ale rudzielec natychmiastowo się rozchmurzył i spojrzał kpiąco na przyjaciółkę. Ta mina zapowiadała ich odwieczne sprzeczki, które zazwyczaj nie kończyły się zbyt miło i kulturalnie.
- Jednak jest coś, w czym twoje głupie książki ci nie pomogą i w czym nawet ja jestem od ciebie lepszy. – powiedział z pewnością w głosie.
Szatynka uniosła brwi oczekująco i założyła ręce na piersi.
- Tak? W takim razie oświeć mnie, Ronald. W czym to ty jesteś taki dobry?
Ron wymówił tylko jedno słowo, ale na tyle wyraźnie, że Hermiona zbladła, a jej zacięta mina zrzedła.
- Qiudditch.
- Może nie gram w drużynie, ale znam zasady i wiem jak się lata! – oburzyła się.
- Zabawne, bo zawsze, gdy chcieliśmy grać w wakacje, to kategorycznie odmawiałaś. Ale w porządku, udowodnij, że potrafisz, a przyznam ci rację i nawet przeproszę, za to, że tak powiedziałem.
Gryfonka zrobiła zawziętą minę i zaczęła głośno recytować:
- Dobrze, a więc w drużynie jest siedmiu graczy. Obrońca, szukający…
- Nie chcę słuchać wyrecytowanych formułek z podręcznika. – przerwał jej, zanim zdążyła się na dobre rozkręcić. – Chodź z nami na boisko i udowodnij, że potrafisz latać.
- Daj już spokój, Ron. – stanął w jej obronie Harry, obserwując z niepokojem blednące kolory na twarzy przyjaciółki. Dobrze wiedział, że co jak co, ale lot na miotle był słabym punktem Hermiony.
- Nie, Harry. Musi się nauczyć, że nie jest we wszystkim najlepsza i że nawet ona ma słabe punkty. Nie nadaje się do tego po prostu. Książki jej we wszystkim nie pomogą. Tutaj jest potrzebna praktyka. – stwierdził oschle, bezlitośnie wbijając igły w jej nienawidzące krytyki serce.
Hermiona nie mogła już tego wytrzymać. Jak on śmiał podważać jej zdanie, obrażać książki albo, co gorsza, twierdzić, że czegoś nie potrafi?!
- W porządku, chodźmy na boisko. – warknęła ze złością i wstała z miejsca, wychodząc szybko przez obraz Grubej Damy, kompletnie ignorując niepewną minę Harry’ego. Jej pewność siebie zmyła się, gdy stała już na murawie z miotłą w dłoni.
Dobra. Spokojnie, Hermiono. Wystarczy wsiąść, położyć ręce dwadzieścia centymetrów od końca miotły i pewnie chwycić, a następnie odbić się nogami od ziemi. – z niepokojem zaczęła w myślach recytować formułki z podręcznika. Jak na złość, nic się nie wydarzyło po wykonaniu każdej opisanej czynności, co przyjęła z ogromnym niezadowoleniem.
Ron uśmiechnął się drwiąco na widok jej nieudolnych prób i parsknął pod nosem, co zirytowało ją jeszcze bardziej. Próbowała przeróżnych sposobów, ale nic nie szło po jej myśli. Raz, tylko jeden raz, wzleciała ledwo w powietrze, ale natychmiastowo opadła z powrotem w dół.
- Hermiono, pomóc ci? – zapytał cicho Harry, ale szatynka zmiażdżyła go spojrzeniem, przez co szybko skulił się w sobie.
- Nie. Poradzę sobie. – mruknęła zawstydzona.
Jej twarz przyjęła kolor dojrzałej wiśni, gdy natrafiła wzrokiem na wchodzącą właśnie na murawę drużynę Slytherinu, na której czele królował Draco Malfoy.
- Potter, możesz to coś znieść z boiska? Zaraz zaczyna się nasz trening. – odezwał się blondyn, a następnie przeniósł drwiące spojrzenie na Hermionę. – Co jest, Granger? Podręcznik nie powiedział ci jak się siedzi na miotle?
Drużyna Slytherinu ryknęła śmiechem, ale ku ich zaskoczeniu, Ron również się roześmiał. Wszyscy obecni spojrzeli na niego, jakby nie był z tego świata. Ronald Weasley śmiejący się z żartów Malfoya? Żartów o Hermionie?
- Nie szczerz się tak, Weasley, bo twarz ci pęknie. – warknął lekko zaskoczony Malfoy. - A teraz jazda stąd, nieudacznicy. Za chwilę rozegra się tutaj prawdziwy mecz. Potter, idź lizać dalej dupę Dumbledore’owi, Weasley, ty idź sprawdzić czy cię nie ma gdzieś indziej, a ty Granger… przeczytaj po raz trzeci całą bibliotekę. Do latania trzeba mieć talent. – chciał odejść, ale odwrócił się z podłym uśmiechem. - Zmieniłem zdanie. Wcale nie trzeba mieć talentu. W końcu Weasley też jakoś się unosi w powietrzu.
Ron kipiał z wściekłości, więc Harry pociągnął go za łokieć w kierunku zamku. Hermiona z zawiedzioną miną ruszyła za nimi. Pierwszy raz książki ją zawiodły. Zawsze miała w nich oparcie, mogła doszukać się w nich wszystkiego, a teraz…
- Nie przejmuj się, Herm. – szepnął łagodnie Harry i położył rękę na jej ramieniu. – Nauczę cię latać i wtedy udowodnisz Ronowi, w porządku?
Szatynka skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Nie lubiła gdy ktoś ją czegoś uczył, był w czymś lepszy… Może to egoistyczne i nieuprzejme, ale zazwyczaj to ona pomagała w czymś komuś innemu. Jednak to był Harry, jej najlepszy przyjaciel.
- Przyjdź jutro z rana na boisko. Myślę, że siódma będzie w porządku. Ron jeszcze śpi co najmniej do dziewiątej.

~~*~~

Nocka minęła jej w błyskawicznym tempie. Miała wrażenie, że nie spała ani trochę. Stresowała się treningiem z przyjacielem, gdyż w pamięci ciągle miała poprzednią porażkę. Nie potrafiła się z nią pogodzić, więc przez pół nocy studiowała księgi z zasadami gry w quidditcha. Postara się, aby rano było wszystko w porządku. Udowodni, że dzięki nim, wzleci w powietrze.
Przebudziła się z wrażeniem, że umiera. Zasnęła oczywiście z opasłym tomiskiem na brzuchu. Z uczuciem galaretowatych nóg wstała i ubrawszy się, przeszła przez pokrytą rosą trawę i stanęła na środku boiska. Przyjaciel uśmiechnął się do niej pocieszająco i wręczył miotłę, na którą spojrzała z niechęcią. No cóż, trzeba dać z siebie wszystko!
- Po pierwsze – zaczął spokojnie. - nie możesz się stresować. Nie spadniesz, spokojnie. Chwyć mocno trzonek i po prostu odepchnij się.
Zrobiła tak, jak poradził i… nic się nie wydarzyło. Spojrzała na niego zawiedziona i dostrzegła również w jego oczach zawód. Harry’emu również na pewno zależało, aby jej pomóc jej jak najszybciej i pójść na śniadanie.
Nie miała już na siebie pomysłu. Każda jego rada nie dawała oczekiwanych rezultatów. Skakanie, próby wzlecenia podczas biegu czy rzucanie miotłą również.
Z każdą kolejną minutą Harry załamywał ręce. Nie mógł uwierzyć jak to jest możliwe, że Hermiona nie potrafi wzlecieć, a jak już wzlatywała, to bardzo szybko spadała w dół. On sam zrozumiał mechanikę lotu już na pierwszej lekcji, więc niewytłumaczalnym było, że ktoś inny również tak nie potrafił.
Siedzieli tak z dwie godziny i próbowali, ale Wybraniec zaczął dostrzegać, że nie poradzi sobie z tym wyzwaniem. Hermiona była… beznadziejnym przypadkiem.
- Przepraszam, Hermiono. – jęknął, gdy szatynka po raz setny usiadła na murawie z nietęgą miną. - Nie potrafię ci pomóc. Jestem okropnym nauczycielem.
- Nie szkodzi, Harry. – powiedziała łagodnie, uśmiechając się delikatnie. - Nie jesteś okropny, to ja jestem widocznie beznadziejną uczennicą. Ron i tak już miał rację. Książki mi nie pomogły w nauce latania. Nawet jeżeli teraz bym się nauczyła, to i tak nic nie zmieni.
Harry odwzajemnił smutno jej uśmiech i podał dłoń, pomagając stanąć na nogi. Gdy stanęła już obok niego, objął ją ramieniem pocieszająco. Było mu jej szkoda, ale zrobił tyle, ile potrafił. Próbował jej pomóc.
- Idziemy na śniadanie? Jedzenie dobrze ci zrobi! – zaproponował, próbując poprawić jej humor.
- Nie, dziękuję, ale nie jestem głodna. Zostanę tutaj jeszcze przez chwilę, a potem do was dołączę. Nie martw się, Harry. Dam sobie radę. – powiedziała dobitnie, gdy przyjaciel spojrzał na nią nieprzekonany.
I została. W pocie czoła próbowała coś zmienić, ale ciągle sytuacja się powtarzała. Nie miała pojęcia jakie błędy popełnia, ale z każdym kolejnym miała dosyć. Przecież robiła prawidłowo wszystko tak, jak opisywały książki! Wszystkiego wykuła się na pamięć, analizowała z pięćset razy, nie było możliwości, aby się pomyliła, więc dlaczego ta cholerna szczotka nie chce wzlecieć?!
Była tak skupiona i zezłoszczona na swoim obecnym zadaniu, że nie zauważyła, jak na boisko wkracza Draco Malfoy ze swoją miotłą. Dostrzegł samotnie próbującą wzlecieć na miotle dziewczynę i pokręcił z niedowierzaniem głową. Granger chyba nie wiedziała kiedy się wycofać.
Dosiadł szybko swojego Nimbusa 2001, zaczynając codzienny trening od kilku okrążeń wokół boiska. Szybkość, zwinność, skomplikowane zwroty były ważną częścią jego roli jako Szukający. Spędzał w powietrzu co najmniej kilka godzin dziennie, co miało przynieść późniejsze skutki w czasie meczu z Gryffindorem.
Dzisiejszego dnia również trenował już prawie godzinę. Skierował się na trybuny, by napić się wody i siadając, rozejrzał się po swoim królestwie. Jego wzrok przykuł widok wciąż mordującej się w tym samym miejscu Granger. Z rozbawieniem i kpiną obserwował jak dziewczyna rzuca miotłą, co zabolało go w sercu, i siada na ziemi obok niej zdenerwowana, ukrywając twarz za kurtyną poskręcanych loków.
Draco roześmiał się pod nosem i westchnął, kręcąc ponownie z niedowierzaniem głową. Na pierwszy rzut oka było widać, że Granger jest w tym beznadziejna. Tyle czasu tam siedzi, a nawet dwóch nóg nie potrafi od podłoża oderwać. Z drugiej jednak strony podziwiał jej upór. Mało jaka osoba mogła mieć taką wytrzymałość przy niepowodzeniach.
Blondyn uważał, że dziewczyna na miotle to naprawdę rzadkie widowisko. Publicznie śmiał się z kobiet, które dosiadały mioteł, a nie używały ich do tego, czego powinny, ale gdzieś w głębi siebie uważał, że to nawet pociągające. Dzielić z płcią przeciwną swoją pasję.
Jednak w tej chwili nie mógł przegapić okazji, aby uprzykrzyć jeszcze bardziej życie Gryfonki, więc wstał z ławki i ponownie dosiadając miotły, nadleciał nad nią, okrążając ją z drwiącym uśmiechem.
- Możesz mi właściwie powiedzieć, co ty takiego próbujesz zrobić, Granger? Nie wiesz, że miotłą to ty powinnaś zamiatać?
Hermiona spojrzała w górę i skrzywiła się. Chyba nic nie mogło zepsuć jej bardziej humoru, niż latająca nad jej głową, denerwująca fretka. Zmarszczyła z irytacją brwi, zagryzając wargi ze złości.
- To, że ty jesteś tak ograniczony umysłowo, że żyjesz stereotypami, nie oznacza, że ja również jestem. Zacznij myśleć, Malfoy. Jakbyś nie widział, to latam. – warknęła.
- O tak, rzeczywiście, nie zauważyłem. – sarknął z ironią. – Przecież potrafisz unieść się w powietrze na więcej niż pięć centymetrów, prawda? Już od ponad godziny latasz wokoło boiska tak szybko, że nawet światło jest wolniejsze od ciebie.
- Bardzo elokwentne i kreatywne dowcipy, Malfoy. Na twoim poziomie.
- Daj spokój, Granger. Nie wiem po co tutaj ślęczysz. Nie widzisz, że jesteś w tym be-zna-dzie-jna?
Hermiona spłoniła się na ostatnie słowo, które bardzo dokładnie podkreślił. Prychnęła jednak niczym rozjuszona kotka i spojrzała zazdrośnie na jego Nimbusa, unoszącego się płynnie w powietrzu. Też chciałaby unieść się nad ziemię. Chociaż na chwilkę, aby móc udowodnić coś poniektórym.
- Wiesz, chyba masz rację. – Draco wytrzeszczył oczy. – Dzięki, Malfoy. Uświadomiłeś mi, że Ron się nie mylił. Nie nadaję się do tego i jestem gorsza w lataniu niż on. Nie ma co ukrywać. Nawet Harry nie potrafił mi pomóc.
Draco zacmokał kpiąco.
- Bo się jeszcze rozpłaczę, Granger. – zironizował, ale natychmiast spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Zaraz. Weasley uważa się za lepszego od ciebie? Uważa się za DOBREGO W LATANIU?!
Hermiona przekręciła oczami, gdy Draco wybuchnął śmiechem, ocierając teatralnie łezkę z oka. Miała już tego wszystkiego dosyć. Może faktycznie powinna się poddać, bo wygląda na to, że robiła z siebie tylko pośmiewisko.
Zebrała się więc w sobie i podniosła z murawy, biorąc miotłę do ręki i odwracając się w stronę zamku. Nie zamierzała zostawać tutaj dłużej, dając tylko powody Malfoyowi do żartów.
Chłopak jednak uspokoił się i popatrzył na jej plecy w zamyśleniu. Wpadł mu do głowy pewien… dosyć niepoprawny pomysł, którego może pożałować bardzo szybko. Jednak, czemu by nie? To może być świetna okazja do ponabijania się z niej, a także niezłego ośmieszenia, nawet na skalę całej szkoły.
Odetchnął więc głęboko, dając sobie mentalnie liścia w twarz i zawołał za nią:
- Ej, Granger, zaczekaj!
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę z uniesionymi brwiami, patrząc na niego niechętnie.
- Czego chcesz? – zapytała sucho.
Draco wahał się przez chwilę, ale na jednym wydechu wyrzucił:
- Nauczę cię latać.
Hermiona zaczęła się panicznie śmiać, łapiąc za brzuch. Czy on naprawdę myślał, że ją nabierze? Łzy rozbawienia wypłynęły z kącików oczu, a ona ponownie na niego zerknęła. Draco uniósł jedną brew, patrząc na nią jak na idiotkę. Szatynka momentalnie przestała się śmiać, otwierając usta. On nie żartował? Naprawdę Draco Malfoy wyszedł z taką propozycją? Chciał uczyć ją latać?!
- Żartujesz, tak? Myślisz, że chcę, abyś to TY uczył mnie latać? Mam spędzić w twoim towarzystwie więcej niż sekundę czasu? Proszę cię. Nawet Harry nie potrafił tego zrobić, więc dlaczego uważasz, że ty…
- Potter to kretyn. – uciął jej. – Ja też jakoś nie mam ochoty na spędzanie w twoim towarzystwie czasu, ale tak się składa, że mam w tym swój cel. Mianowicie: Weasley. Chcę utrzeć mu ten zasmarkany nos. Ty chyba także, co?
Hermiona zagryzła wargi, ale Malfoy kontynuował:
- Potrzebujesz dużo lepszego nauczyciela niż Bliznowaty. On sam siebie nauczyć nie potrafi, a co dopiero kogoś. Dlatego do zobaczenia o osiemnastej w Pokoju Życzeń, Granger. Nie spóźnij się, bo czekać nie będę.
- Zaraz! Przecież nie powiedziałam, że…
- Tchórzysz, czy może poddajesz się, bo i tak wiesz, że ci się nie uda? – zapytał, a oczy zapłonęły mu drwiną. – Nie chcesz dokopać rudemu przygłupowi?
Nie musiała się nad tym długo zastanawiać. Odpowiedź była prosta: tak, chciała. Tak bardzo, że nie potrafiła krzyknąć za oddalającym się blondynem, że nie przyjdzie. Nie była tchórzem, nie chciała się poddać. Była Gryfonką!
Czy się stresowała? Innej odpowiedzi niż: „cholernie”, tutaj nie widzę. Skoro trening z najlepszym przyjacielem ją przerażał, co miała powiedzieć o największym wrogu? Dodatkowo fakt, że Malfoy to zaproponował, był podejrzany. Jak to blondyn wcześniej wspomniał, to mógł mieć w tym swój jakiś cel. Mógł się zemścić za jakiś dawny dowcip, ośmieszyć ją, a może nawet zrobić krzywdę! Był nieprzewidywalny, a chęć pomocy wręcz niemożliwa.
Była idiotką, że się na to godziła i tam szła.
Stanęła jednak punktualnie przed ścianą na siódmym piętrze, czekając na Ślizgona. Ręce powoli zaczęły jej się pocić i drżeć na myśl, że będzie tam tylko z nim. Malfoy zjawił się prawie w tym samym czasie co ona i przeszedł bez słowa trzy razy obok ściany. Po zaledwie sekundzie pojawiły się w niej kolosalne drzwi, przez które z niepewnością przeszła.
Widok jaki ujrzała przed sobą, zaskoczył ją. Myślała, że wkroczy na ogromne boisko, ale w tym przypadku okazało się, że było to wysokie, praktycznie puste, nie licząc niewielkich trybun pomieszczenie, wypełnione materacami.
Zerknęła z zaskoczeniem na Malfoya, który w dłoni trzymał już miotłę.
- Trzymaj. To będzie twój kompan przez kolejne godziny, więc poznajcie się. Granger, to jest miotła; miotła, to Granger. No, zapoznanie mamy za sobą, więc teraz powiedz mi, co wiesz o lataniu?
Hermionie dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Wystrzeliła z formułką z podręcznika niczym karabin maszynowy i nawet Malfoy dostał nadmiar informacji, które niekoniecznie chciał uzyskać.
Gdy skończyła, umilkła, czekając na jego uwagi, ale ten westchnął tylko i potarł dłonią czoło.
- Świetnie. – powiedział w końcu. – Zanim przystąpimy dalej, to obowiązuje nas jedna, malutka zasada. Ja tutaj rządzę, Granger. Jeżeli wydam polecenie, wykonasz je. Zrobisz tak, jak powiem. Rozumiemy się?
Gryfonka niechętnie skinęła głową. Nie podobało jej się to, nie ma co ukrywać. Nigdy nie wiadomo co temu kretynowi może wpaść do głowy.
- Skoro już wszystko jasne, to możemy kontynuować. A więc wszystko to, co przed chwilą wyrecytowałaś jest prawdą, więc twoje ukochane książki się nie mylą. To jednak ta prostsza sprawa. Sucha teoria. W lataniu jednak chodzi przede wszystkim o praktykę, dlatego to, co powiedziałaś, wykonaj na miotle.
Hermiona niepewnie usiadła na miotle, stosując się do wcześniejszych instrukcji, które tak dobrze znała z książek. Gdy skończyła, Draco zaczął obchodzić ją wokoło, oceniając ułożenie ciała.
- Po pierwsze, przestań się trząść jak skrzat domowy. Ty i miotła macie stanowić jedno. Zero stresu, maksimum zaufania. Nie spadniesz, jeżeli zaufasz. Po drugie, trzymasz trzonek dobrze, ale usiądź tak, aby tobie było wygodnie. Potrzebujesz swojego ciała, aby manewrowało.
Zanim się obejrzała, Malfoy wskoczył na jej miotłę, siadając za jej plecami i złapał za biodra, odsuwając do tyłu. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz. Nie spodziewała się, że znajdzie się tak blisko. Tak, to należało stanowczo do tej niebezpiecznej części treningu. To jego bliskość była niebezpieczna.
- I po trzecie. – wydyszał w jej ucho. - Trzymaj się mocno, ale nie wbijaj tak tych paznokci, bo ręce ci zdrętwieją. I rozluźnij się, dziewczyno. Bycie sztywną jak kłoda nic ci nie pomoże, uwierz mi.
Już miała mu odpowiedzieć na tę kąśliwą uwagę, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język i spróbowała rozluźnić chwyt, co jednak nie było takie łatwe, gdyż w głowie już obliczała z jakiej wysokości musiałaby spaść, aby złamać sobie rękę, nogę czy dostać wstrząsu mózgu, co chyba i tak było jednym z lepszych urazów, jakiego mogłaby się nabawić, grając w ten jakże: „beznadziejny, pozbawiony sensu sport".
Malfoy, widząc jej wahanie, jęknął zdenerwowany i położył swoje ręce na jej dłoniach, obejmując ją przy tym. Gryfonka pod wpływem nagłego wyrwania z krainy myśli i obliczeń, podskoczyła i cofnęła ze strachem ręce, przyciągając je do piersi.
- Merlinie, bo nie wytrzymam! – warknął i wyrzucił ręce w powietrze. – Granger, złap w końcu ten cholerny trzonek i wzleć w powietrze! To nie koniec świata!
Złapał jej nadgarstki i umieścił je w odpowiednim miejscu. Widział, że pod wpływem jego dotyku dziewczyna sztywnieje jeszcze bardziej, więc postanowił wstać i dać jej więcej przestrzeni.
Hermiona westchnęła i policzyła do trzech, próbując swoich sił w praktyce, tak, jak polecił wcześniej Malfoy. Niestety, jej ciało było tak spięte, że nawet nie udało jej się zmusić miotły do poruszenia choćby o cal.
Gryfonka nigdy nie należała do osób cierpliwych, dlatego kolejne próby były po prostu bezcelowe i nie wnoszące nic nowego. Sytuacja ciągle się powtarzała, a ona zaczęła z każdą irytować się coraz bardziej.
Co mogła jeszcze zrobić, żeby się udało?
Dodatkowo jej nauczyciel również wyglądał na znudzonego, a także zirytowanego. Zaczął bawić się swoją różdżką, kompletnie nie zwracając na nią uwagi.
Tak, Draco powoli zaczął żałować, że podjął się tego wyzwania. Teraz jednak nie mógł odpuścić. Wyszłoby na to, że on również sobie nie poradził i że tak jak Potter, jest beznadziejnym nauczycielem. Nie ma mowy o takim upokorzeniu! Powiedział, że ją nauczy, to tak będzie!
Stanął w końcu w miejscu, dopiero orientując się, że od dłuższej chwili musiał chodzić w kółko i spojrzał na bladą twarz Gryfonki znacząco. Musiał jej pomóc w inny sposób, bo inaczej siedzieli by tutaj całą noc, a i to by nie przyniosło rezultatów.
Dziewczyna, jakby domyślając się, co chodzi po głowie blondyna, pokręciła przecząco z przerażeniem głową. On wiedział jednak, że nie ma wyboru.
Usiadł ponownie na miotle za jej plecami, poprawiając jej ciało, aby zarówno jemu jak i jej było wygodnie.
- Nie panikuj, Granger. Przecież nic ci się ze mną nie stanie, a musisz w końcu wzlecieć!
- Niestety, ale nie mam do ciebie zaufania, Malfoy. – burknęła drżącym głosem.
- Nie musisz mieć. Powinno wystarczyć ci moje słowo, że nie narażę swojego życia dla ciebie. A w końcu siedzę na tej miotle z tobą.
Tak, to było akurat dosyć przekonującym argumentem. Malfoy na pewno nie naraziłby swojego idealnego, wypielęgnowanego ciała dla niej. Jeszcze nabawiłby się kontuzji i co by było?
Próbując ignorować jego bliskość, a także oddech na karku, chwyciła pewnie trzonek miotły i odbiła się mocno nogami od materaca. Myślała, że czeka ją kolejna nieudana próba, ale ku jej zaskoczeniu znalazła się jakieś trzydzieści centymetrów nad ziemią! To trwało jednak tylko chwilę, bo do jej umysłu wkradł się strach, a już po sekundzie oboje leżeli na materacu.
- Brawo, zawsze jakiś postęp. Chociaż dziesięć sekund znalazłaś się nad ziemią, myślałem, że zajmie nam to cały wieczór. – rzucił drwiąco, na co Hermiona zrobiła wściekłą minę, mordując go spojrzeniem. – Na co czekasz, Granger? Na miotłę! Chyba nie nazwiesz tego sztuką latania?
Gryfonka jęknęła, ale wiedziała, że musi wykonać polecenie. Malfoy miał rację, to zawsze było jakimś postępem. Ale nic nie dawało mu prawa, aby z niej szydzić i żartować!
Usiadła z powrotem na miotłę, tym razem sama i zamknęła oczy. Zacisnęła palce na trzonku, myśląc o tym, że teraz również Malfoyowi chce utrzeć nosa. Skupiła się maksymalnie, a gdy otworzyła oczy, dostrzegła, że może z góry podziwiać sylwetkę chłopaka.
Dopiero teraz zorientowała się, że idealnie skrojony, czarny garnitur blondyna oraz szkolne szaty, zamieniły się w luźny, szary dres i czarną, opinającą się na klatce piersiowej koszulkę.
Przez chwilę zawiesiła wzrok na mięśniach jego brzucha, ale szybko przywróciła trzeźwość myślenia, gdy tylko zaczęła tracić równowagę, doprowadzając ją do porządku.
Potrząsnęła głową, odpychając od siebie gorszące myśli i zapiała z uciechy, że w końcu unosi się w powietrzu i to sama, a co lepsze, wyżej niż kiedykolwiek!
- Tak trzymaj, Granger. Teraz spróbuj podlecieć w moją stronę.
Hermiona dopiero teraz zorientowała się, że chłopak nie stoi już pod nią, tylko prawie po drugiej stronie pomieszczenia.
Z niepewnością rozejrzała się wokoło. Wcale nie czuła się bezpiecznie, pomimo całej tej ilości materaców. Odetchnęła jednak głęboko i starając się trzymać równowagę, ruszyła przed siebie. Lot był niezgrabny, ona sama kołysała się niebezpiecznie na wszystkie strony, ale wciąż posuwała się do przodu. Coraz wyżej i szybciej. Nie podobało jej się to. Miała wrażenie, że coraz mniej panuje nad tym, co robi. Panika w ciągu sekundy opanowała jej ciało, gdy zdała sobie sprawę, że nie potrafi zatrzymać miotły.
- Granger, zatrzymaj się! – krzyknął Malfoy, ale po minie dziewczyny zorientował się, że to nic nie da. Przerażenie w jej oczach było na to wystarczającym dowodem. On sam w tej chwili spanikował. Dobrze wiedział, jak niebezpieczne było stracenie kontroli.
Gryfonka ominęła go z piskiem, a jego krzyk był ostatnim, co usłyszała, nim uderzyła miotłą w ścianę. Jej ciało zaczęło spadać na podłogę, mając za chwilę upaść dość boleśnie na jeden z materacy. Była przygotowana na to, wiedziała, że w tej sytuacji nawet materac nie pomoże. Przymknęła powieki, ale jej świat nagle zwolnił. Poczuła pod sobą coś miękkiego i dopiero wtedy pozwoliła sobie na otworzenie oczu.
Nad sobą miała twarz zdenerwowanego Ślizgona, a ona sama leżała bez zbędnych kolizji na jednym z miękkich materacy.
- Cholera, Granger! Słyszysz mnie, wariatko?! – krzyknął, potrząsając jej ramieniem.
- Nie szarp mną tak, kretynie! – syknęła cicho, wydając z siebie pomruk niezadowolenia i wyrwała się z jego uścisku.
Podniosła się do pozycji siedzącej i oparła rękoma za plecami, dopiero zdając sobie sprawę, że od twarzy blondyna dzieli ją zaledwie kilka centymetrów. Z tej bliskości potrafiła ujrzeć w jego stalowych oczach strach, ale jednocześnie również ulgę.
- Możesz mi do cholery powiedzieć, co to miało być?! – syknął. – Nie możesz panikować, gdy latasz!
- Wybacz, panie Nie Wspominałem O Panice!
- Nigdy więcej, rozumiesz, Granger?! – warknął i wstał zwinnie, pociągając za sobą Hermionę. – Nie mam ochoty siedzieć w Azkabanie za morderstwo na miotle.
- Będę uważniejsza. – mruknęła pod nosem, a on prychnął, patrząc na nią niechętnie. – Dzięki, no wiesz, gdyby nie ty, to…
Draco uniósł brew, czekając na ciąg dalszy, ale ona nie kontynuowała, tylko odchrząknęła i odwróciła się w inną stronę. Kiedyś myślała, że prędzej by obraziła hipogryfa albo wypiła cały kubek jadu akromantuli niż podziękowała jakiemuś Ślizgonowi, a szczególnie Malfoyowi. Niestety, ale była mu to winna. Uratował jej… no może nie życie, ale oszczędził złamania nogi na przykład. Te materace mogłyby tutaj nic nie zdziałać.
Odwróciła się ostrożnie w jego stronę, dostrzegając, że chłopak stoi odwrócony do niej tyłem i ciężko oddycha. Był wkurzony, o czym świadczyły unoszące się i opadające gwałtownie ramiona. Przecież to nie była jej wina, że straciła kontrolę nad miotłą, więc nie miała pojęcia o co się piekli!
- Na dzisiaj koniec. – powiedział w końcu po dłuższej przerwie. – Mam na dzisiaj ciebie dosyć, Granger.
Hermiona zaczerwieniła się i spojrzała w podłogę.
- Jutro mam trening, ale jak chcesz, to możemy poćwiczyć po kolacji. – kontynuował, a ona uniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Nie myślała, że będzie chciał kontynuować naukę po takim wybryku.
- W porządku. To do jutra. – wydukała tylko i wyszła bez ociągania, nie patrząc za siebie z Pokoju Życzeń.

~~*~~

- Gdzieś ty była, Hermiono?! Chyba przez cały wieczór cię szukałam! – usłyszała, gdy tylko przekroczyła próg swojego prywatnego dormitorium.
- Ginny, błagam cię, daj mi dzisiaj spokój, jestem padnięta. – jęknęła wymijająco i rzuciła się na łóżko. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nie może zdradzić miejsca swojego pobytu przyjaciółce.
- Żartujesz, prawda?! Szukaliśmy cię WSZĘDZIE, Herm! Zniknęłaś bez słowa! – młodsza Gryfonka stanęła przed nią ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. – Martwiliśmy się o ciebie!
- Byłam w biblio…
- Nie było cię tam. – przerwała jej rudowłosa z coraz większą złością.
- To w takim razie musiałam już być na patrolu i pewnie się minęliśmy. – broniła się. Nie lubiła kłamać, a szczególnie przyjaciołom, ale nie mogła tym razem powiedzieć im prawdy. Sytuacja ją do tego zmuszała. Przecież lekcje z Malfoyem nie mogły wyjść na jaw i miała nadzieję, że ten kretyn również nikomu o nich nie powie.
- I tak wcześnie z niego wróciłaś? – ruda prychnęła.
- Tak, ponieważ jak już wspomniałam, jestem zmęczona i wybacz, Ginny, ale jedyne o czym marzę, to położyć się spać.
Jej przyjaciółka nie wyglądała na przekonaną, więc Hermiona westchnęła.
- Jesteście naprawdę wspaniali i kocham was, ale naprawdę wszystko w porządku, Ginn.
Kolejne westchnięcie opuściło jej usta, gdy rudowłosa istotka niechętnie opuściła jej pokój, w końcu odpuszczając sobie przesłuchanie.
Gryfonka wstała cała obolała i poszła wziąć orzeźwiający prysznic, a zaraz po nim padła z powrotem na łóżko. Była wymęczona. Dodatkowo jak na złość w jej głowie przewijał się pewien blondyn, nie chcąc dać spokoju.
To Malfoy ją uczył latać. MALFOY! Podjął się tego zadania, a nawet jej własny przyjaciel odpuścił. Dodatkowo uratował ją przed wypadkiem, który mógł się skończyć dla niej tragicznie! Zareagował szybko, nie pozwolił, by coś je się stało. Naprawdę wyglądał na przejętego.
Nie. Nie powinna myśleć w ten sposób. On po prostu myślał o sobie. Chciał uniknąć problemów. Musiałby po niej posprzątać, miałby problemy u dyrektorki, za dużo roboty, za dużo tłumaczeń. Wolał się poświęcić.
Zmęczona dniem, po prostu zasnęła, nie zdając sobie sprawy jakie kolejne dni będą ciężkie…

~~*~~

Hermiona wraz z Draco przez następne kilka tygodni wieczorami spotykali się w Pokoju Życzeń na wspólnych treningach, które z każdym kolejnym przynosiły większe efekty. Szatynka już bez problemu unosiła się nad ziemię, latała coraz wyżej, asekurowana przez Malfoya, czasami goniąc się z nim w powietrzu. Wszystkiego uczyła się krok po kroku, jak jazdy na rowerze.
Trzymanie miotły jedną ręką, równowaga, nauka wchodzenia w ostry zakręt. Nie raz brakowało jej naprawdę niewiele, aby w coś uderzyć, czy nie wyrobić na zakręcie. Hermiona jeszcze nie do końca panowała nad przedmiotem, czasami ciężko było jej zahamować, choć starała się nie panikować. Miotła również czasami za bardzo przyspieszała lub w kluczowych momentach – zwalniała, ale Gryfonka starała się nie poddawać i nie tracić w siebie wiary. Naprawdę wiele czasu poświęciła na naukę latania, a z każdym wieczorem podobało jej się to coraz bardziej.
Sam Draco Malfoy, choć nie mówił tego głośno, był pod wrażeniem jak szybko zaczęła się uczyć, a także czuł dziwną dumę wobec niej, a także samego siebie. W końcu jemu też się coś należało. Podołał praktycznie zadaniu niemożliwemu.
- W porządku, Granger. – zaczął blondyn, gdy tylko przekroczył próg Pokoju Życzeń. – Sprawa jest prosta. Nie mogę dzisiaj tutaj długo siedzieć, bo mam do załatwienia pewne sprawy.
Hermiona skinęła głową, dalej się w niego wpatrując i czekając na to, co ma do powiedzenia. Może to dziwne, ale coraz częściej mijając go na korytarzu, wspominała ich późne spotkania i lekcje. W niektórych momentach jego maska zimnego, nieczułego drania spadała, ukazując normalnego chłopaka. Tak, czasami zdarzało mu się zachowywać normalnie. Żartował, śmiał się czy nabijał z niej, gdy coś banalnego jej nie wyszło. Nie był to jednak ten wredny, szyderczy i arogancki śmiech, a ten szczery, rozbawiony – prawdziwy. Nigdy go takim nie widywała wcześniej, więc dla jej oczu oraz uszu było to czymś nowym i przyjemnym. Była zadowolona, że powoli zaczął się przy niej otwierać. W końcu nie był dupkiem Malfoyem, czy śmierciożercą. Był zabawny i otwarty. Był sobą.
- A więc tak, na jakiej pozycji chciałabyś grać?
Gryfonka miała wrażenie, że zaschło jej w ustach, a oczy wyszły na wierzch.
- J- jak to „pozycji”? Ja miałam tylko l-latać… - wydukała, niemal sparaliżowana strachem. Nie czuła, aby była gotowa na coś więcej.
- Nie panikuj. – westchnął z irytacją, wstając ze swojego miejsca. – Wydawało mi się tylko, czy nie chciałaś udowodnić czegoś Weasleyowi?
Hermiona skinęła niepewnie głową, potwierdzając jego słowa.
- Samo unoszenie się w powietrzu nie wystarczy. To musi być coś o wiele więcej, coś, na co Łasic wytrzeszczy gały. Musisz się wykazać, Granger, pokazać, że stać cię na to.
Draco widział, że Hermiona wpatruje się w niego z niezbyt przekonaną miną. Tak, wyczynem było, że zaczęła latać, nauka gry była o wiele bardziej skomplikowana. Miał wrażenie, że dziewczyna boi się, że zaraz wszystkie piłki rzucą się na nią i pozabijają, bo przecież „każda z nich jest w stanie zabić. To krwiożercze potwory!”.
Chwycił twarz w dłonie nerwowo. Dzisiejszego wieczora czas go gonił, nie miał czasu na jej zachwianie emocjonalne! Miał tyle spraw do załatwienia z drużyną, a tymczasem ona robiła scenki niezdecydowanej kobiety.
- Ścigający. – mruknął w końcu. Hermionie na te słowa przyspieszyło lwie serce. – Z tego co pamięta mój nos, to masz niezły zamach, a to kluczowe w tej pozycji. Co prawda na pozycji pałkarza również, ale tam liczy się także siła.
Hermiona mimowolnie zachichotała na wspomnienie prawie złamanego nosa Ślizgona, przez co ten skrzywił się od razu wiedząc o co chodzi dziewczynie.
- Ostrzegam cię, Granger, nie drażnij mnie. – zagroził, ale sam nie mógł do końca pozbyć się cienia uśmiechu. – Nawet nie masz pojęcia, jak mój nosek wtedy cierpiał. Już nigdy nie był tak prosty.
Hermiona przez chwilę się zmieszała, ale po chwili roześmiała melodyjnie, gdy Malfoy zachlipał żartobliwie i również się uśmiechnął. Długo to jednak nie trwało, bo chłopak, jakby do niego doszło to, co robi, szybko się opamiętał i odchrząknął, na powrót zakładając maskę chłodu i obojętności.
- Należało ci się  i tyle. – skomentowała po raz ostatni śmiejąc się, gdyż usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Jej wzrok powędrował w tamtą stronę, rozszerzając się gwałtownie, gdy tylko zobaczyła kto do nich dołączył.
- Witaj, Smoku. Sorki za spóźnienie, korki były. – Blaise Zabini ściągnął z siebie zaklęcie kameleona i spojrzał na dwójkę czarodziejów z szerokim uśmiechem, a także skinął głową w stronę szatynki. – Granger.
Hermiona nie odpowiedziała na jego przywitanie żadnym, nawet najmniejszym gestem. Była tak zaskoczona i skołowana, że nie była w stanie. Miała wrażenie, że nie potrafi wydusić z siebie ani jednego słowa.
-  Zabini. – również skinęła po dłuższej chwili, która wydawała się wiecznością. Szybko opuściła głowę w dół, pod wpływem jego wzroku. Musiała przyznać, że Blaise Zabini, druga najważniejsza Persefona Slytherinu, po wojnie znacznie wyprzystojniał. Na jego ustach nieustannie gościł szeroki uśmiech, a w oczach czaiły się rozbawione ogniki. Przybrał również na masie, co dawało dobry skutek, bo jego mięśnie opinały się na dość dopasowanej koszulce.
Mulat roześmiał się, wyrywając Hermionę z ciekawskiego mierzenia wzrokiem jego osoby i spłoniła się jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę, że to właśnie z tego śmieje się chłopak.
- Spokojnie, Hermiono. Może nie jestem tutaj z tych powodów, które sobie wyobrażałaś, ale jak chcesz, możemy o tym porozmawiać później. – mrugnął do niej zalotnie, a Hermiona wybałuszyła oczy na dźwięk swojego imienia oraz braku kpiny w głosie, towarzyszącej praktycznie każdemu Ślizgonowi.
Blaise jednak, jakby nie widząc jej zaskoczenia, odwrócił się w stronę przyjaciela, powoli do niego podchodząc. Draco nie wyglądał na zbytnio zadowolonego, wręcz jakoś wykrzywił usta w niezadowolony grymas i rzucił w jego stronę miażdżące spojrzenie.
- Skończyliście już swoją przyprawiającą o mdłości pogawędkę i możemy przejść do konkretów? – warknął, ale nie czekał na odpowiedź. – Diable, przygotowałeś wszystko?
- Oczywiście, mój najdroższy. – Draco się skrzywił. – Gdzieś to tutaj mam…
Ślizgon zaczął przeszukiwać kieszenie, co chwile robiąc dziwne miny i doprowadzając do szału blond przyjaciela. W końcu jednak wydał cichy pisk i wyciągnął maleńkie pudełeczko, uśmiechając się jeszcze szerzej i mrugając w kierunku Hermiony.
Dziewczyna nie miała pojęcia czym jest owy przedmiot. Zdała sobie z tego dopiero sprawę, gdy Blaise mruknął pod nosem zaklęcie, a ogromna, ciężka skrzynia uderzyła z łoskotem w posadzkę przed jego nogami.
Od razu, bez problemów rozpoznała masywny kufer z piłkami do Quidditcha, co niezbyt jej się spodobało.
- To od czego zaczynamy? – zapytał szatyn, otwierając wieko skrzyni i kierując ciekawy wzrok na Hermionę, która spłoniła się jeszcze bardziej ze strachu. Blaise nawet nie zdawał sobie sprawy, jak w tej chwili jej serce uderza potężnie o ścianki klatki piersiowej. Gryfonka ponownie opuściła wzrok, nie chcąc przyznawać się do strachu.
- Zacznijmy od kafla. – mruknął w końcu Malfoy, przekręcając oczami ze zniecierpliwieniem. W ciągu paru sekund kafel znalazł się w jego lewej dłoni, a w prawej trzymał już miotłę.
- No dalej, Granger. Chyba się nie boisz, co, Gryfonko? – mulat szczególnie mocno zaakcentował ostatnie słowo, unosząc drwiąco brew.
Na Hermionę zadziałało to jak płachta na byka. Momentalnie wyrwało ją z poprzedniego odrętwienia i strachu, który tak odczuwała. Gwałtownie się wyprostowała, wypinając dumnie pierś.
- Jak doskonale udało ci się zauważyć, Zabini, to tak, jestem z domu Lwa i uwierz mi, nie mam powodów, by bać się czegoś tak banalnego jak quidditch. – fuknęła obrażona i dosiadła trochę zbyt pewnie miotły.
Coś w środku niej powtarzało, że nie jest to dobry pomysł, ale ze względu honoru nie mogła zrezygnować. Zamierzała utrzeć nosa tym dwóm przemądrzałym, zadufanym w sobie Ślizgonom.
Draco i Blaise spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a w ich oczach błysnęło kpiące rozbawienie. Nie powiedzieli nic jednak na głos, tylko również dosiedli swoich mioteł, wzbijając się w powietrze obok szatynki.
- Po pierwsze, Granger… - zaczął blondyn swoim pouczającym tonem. Hermiona jakby momentalnie zapomniała o wszystkich tygodniach, kiedy ją uczył, nabrała czerwonych policzków ze złości. Malfoy miał teraz zamiar ją pouczać?! Ją?! Nie ma mowy! Udowodni mu, że na tym etapie będzie potrafiła poradzić sobie bez niego! – Gdy chcesz…
- Dobra, Malfoy. Oszczędź sobie tlenu. – zniecierpliwiła się. – Przejdźmy do praktyki, bo w tym tempie to chyba nigdy nie zaczniemy.
Sama siebie zaskoczyła swoimi słowami, a co dopiero Ślizgoni mogli na to powiedzieć. Hermiona jednak nie zwracając uwagi na ich zdziwione miny, odleciała od nich na większą odległość.
- Dobra, to co najpierw? – zawołała.
W chwili, gdy wypowiedziała te słowa, w jej stronę niczym pocisk pomknął czerwony kafel. Wystraszona pisnęła, ale automatycznie wyciągnęła przed siebie ręce, końcówkami palców chwytając pewnie piłkę. Otworzyła zaciśnięte powieki, patrząc na przedmiot z niedowierzaniem, jakby nie mogąc do końca uwierzyć, że naprawdę go złapała, ale również z dziwną fascynacją, oglądając go z każdej strony.
- Nieźle, Granger, ale pamiętaj, że ta gra nie polega na tym, żebyś siedziała sztywno na miotle i czekała aż kafel sam wpadnie ci w ręce. – sarknął drwiąco Malfoy. – Uwierz, możesz ruszyć się z miejsca, a nawet przesunąć na miotle.
Draco zaprezentował ruch na swojej miotle, ale Hermiona wciąż wpatrywała się z fascynacją z piłkę, totalnie ignorując jego słowa.
- Hermionko, oddaj proszę kafla, skarbie. – podleciał do niej Zabini, z rozbawieniem zabierając jej dosyć ciężką piłkę. Hermiona spojrzała na niego z zaróżowionymi policzkami z zażenowania.
- Zabini. – syknęła ostrzegająco, ale chłopak posłał jej tylko całusa w powietrzu, a następnie ponownie wycelował w jej stronę kaflem. Niestety, ale tym razem piłka tylko musnęła jej palce, lecąc dalej.
- Granger. – syknął Draco. – Przed chwilą ci mówiłem, że nie masz siedzieć tak sztywno!
- Ale Blaise za szybko… - zaczęła, ale blondyn jej przerwał.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu, że to czarodziej kieruje miotłą, a nie na odwrót?! To TY decydujesz jak się zachować! Jeszcze niedawno sama mi to wyrecytowałaś, słowo w słowo. – warknął ostatecznie i potarł ze zmęczeniem skronie.
- Zamknij się już. – jęknęła, rozmasowując obolałe palce. – Próbuję się skupić, ale to wszystko jest za szybko!
- Quidditch nie jest grą dla słabych. Nie dajesz rady, Granger?
- Daję. – powiedziała twardo.
- Dobrze, dzieci, nie kłócimy się już, tylko gramy! – zawołał nadlatujący Blaise.
- Tak w ogóle, Malfoy, mieliśmy nie mówić nikomu o naszych spotkaniach. Jak to się stało, że Zabini wie? – zapytała wrogo, mrużąc oczy, ale po chwili odwróciła się zmieszana w stronę Zabiniego, który oczywiście wszystko słyszał i mruknęła przepraszająco. – Nie bierz tego do siebie, Blaise. Chodzi mi głównie o Malfoya i jego niedotrzymywanie tajemnic.
Mulat machnął ręką i zachlipał sztucznie.
- Jasne, przyzwyczaiłem się, że nikt nie chce przebywać w towarzystwie biednego Blaise’ika.
Hermiona uśmiechnęła się, ale Malfoy szybko zmył jej ten uśmiech z twarzy.
- Jakbyś zapomniała, to ja cię trenuję i to ja decyduję, czy ktoś o tym wie!
- A może ja również bym chciała skończyć ukrywać się przed przyjaciółmi?! Może mam dość ciągłych kłamstw dlaczego znikam?! – oburzyła się.
- Zapomniałaś, że to właśnie przez tych PRZYJACIÓŁ się tutaj znalazłaś, idiotko?!
Blaise przeskakiwał spojrzeniem od jednego do drugiego, nie wiedząc czy może się wtrącić. Oboje byli dosyć… wściekli i nie miał za bardzo ochoty oberwać po głowie za ich kiepskie humorki. Zawsze mógł polecieć do kuchni po popcorn, to by było lepsze wyjście. Chociaż w sumie nachosy są lepsze…
- Ty parszywa fretko! – krzyknęła i wyciągnęła gwałtownie różdżkę, aby potraktować jego blond głowę jakimś paskudnym zaklęciem, ale jej przeciwnik okazał się szybszy.
- Expelliarmus! – w jego ręce wylądowała różdżka z winorośli, a jej właścicielka niebezpiecznie zachwiała się na miotle.
- Oddawaj to, Malfoy! – syknęła, gdy odzyskała równowagę.
Draco spojrzał na nią wzrokiem typu: „chyba śnisz” i rzucił przedmiot do Blaise’a. Heriona więc odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się delikatnie, mrugając rzęsami.
- Blaise…
Chłopak jakby się zawahał, ale również się uśmiechnął.
- Wybacz, Hermiono… Siła wyższa. – i odrzucił jej przedmiot z powrotem do Malfoya.
W tej chwili Gryfonka poczuła się jak w jednej z mugolskich zabaw z dzieciństwa pod tytułem: „Głupi Jaś”. Jak na złość, ona nienawidziła być tym Jasiem. Jej cudowna i ukochana różdżka z winorośli przelatywała na zmianę z rąk Malfoya, do rąk Zabiniego, nie chcąc powrócić do rąk właścicielki. Miała wrażenie, że Ślizgoni nieźle się bawią tym, że latała bez sensu w tą i z powrotem za nią.
- No, Granger! Postaraj się trochę! Prawie ci się udało! – zaśmiał się wrednie blondyn. – Czyżby Weasley nie nauczył cię rzucania się na wartościowe rzeczy? Podobno jak widzi knuta, to od razu…
Blaise ze śmiechu nie zapanował nad rzutem i jej różdżka wzbiła się wyżej i poleciała dalej niż planował. Hermiona uznała to za doskonałą okazję. Szybko poderwała swoją miotłę w górę i ruszyła za własnością. Niecałe dwa metry przed ścianą zatrzymała się gwałtownie, odwracając o sto osiemdziesiąt stopni i złapała patyk sprawnie. Spojrzała zwycięsko na chłopaków, którzy patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami.
- Szukająca jak się patrzy. – powiedział z podziwem Zabini i mrugnął do niej. – Chyba twoja uczennica poszła w twoje ślady, Draco.
- Chyba… - mruknął z wyczuwalnym szokiem.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, czując, że nadszedł czas, gdy może pokazać swoim przyjaciołom na co ją stać.

~~*~~

Z dumą i pewnością wsiadła na miotłę, czując na sobie wzrok przyjaciół. Zauważyła, że na trybunach rozsiadł się również Malfoy z Zabinim. Mulat pokazał jej kciuk do góry, co dodało jej otuchy. Malfoy tylko kiwnął jej głową, na co ona również skinęła swoją i westchnęła.
Teraz był ten moment, by przypomnieć sobie wszystko to, czego nauczył ją Malfoy i wykazać się swoimi tygodniowymi treningami.
Odbiła się od podłoża, czując przyjemny wiatr we włosach i śmignęła jak strzała parę widowiskowych okrążeń nad boiskiem. Postanowiła się również odrobinę popisać, więc kilka razy pokazała pewne siebie zwroty czy zakręty.
Wylądowała na ziemi przed przyjaciółmi, a emocje w niej buzowały. Z szerokim uśmiechem zsiadła z miotły i usłyszała gwizdy Blaise’a i spojrzenie pełne uznania Malfoya. To już samo w sobie było dobrą nagrodą. Spojrzała na Rona i Harry’ego, który patrzyli na nią z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć, że ich Hermiona zrobiła takie widowisko.
- Znalazłem zastępcę. – powiedział z dumą Harry.
- Za- zastępcę? – zapytała niepewnie.
- Musisz mnie zastąpić w meczu. Złamałem rękę. – wyjął spod szaty zabandażowaną rękę.
- Kiedy?!
- Dzisiaj na treningu, spokojnie. – powiedział uspokajająco. – Nie martw się, po prostu cała drużyna się załamała, bo nie mogę wsiąść na miotłę. Jednak po dzisiejszym pokazie już wiem kto mnie zastąpi.
- Ale, Harry…
- Dasz sobie radę! Jeżeli będziesz latała jak dzisiaj, to bez problemu wygramy!

~~*~~

- Żebyś widział minę Rona! – wykrzyknęła Hermiona w Pokoju Życzeń, gdzie spotkała się z Malfoyem.
- Widziałem. – powiedział z uśmiechem. Radość Granger udzielała się również jemu.
- Dzięki, Malfoy. No wiesz, za te treningi i za cierpliwość, gdyby nie ty… Musiałam być wyjątkowo uciążliwą uczennicą. – wymamrotała z czerwonymi policzkami.
- O tak. – przyznał. – Byłaś najbardziej upartą, marudzącą i przemądrzałą uczennicą jaką miałem. Ale dałem radę. Polecam się na przyszłość. – uśmiechnął się, a ona wstała.
- Będę pamiętać. Muszę iść. – zaczęła przechodzić przez drzwi, ale odwróciła się ze zmieszaną miną. – Będę grała w meczu.
- Słyszałem. Postaraj się, Granger. Nie będę ci pobłażał.
Opuściła pokój z pewnym siebie uśmiechem, a jej serce zaczęło skakać z radości na zbliżający się mecz…

~~*~~

Siedziała w szatni na ławce, ubrana w barwy swojego domu. Czerwień i złoto. Kochała te kolory od pierwszego dnia w Hogwarcie. A dziś po raz pierwszy w życiu miała walczyć dla swojego domu, reprezentując go z dumą. Grała oczywiście przeciwko NIM. Chłopakom, dzięki którym była właśnie w tym, a nie innym miejscu. I choć nie wiadomo jak bardzo by chciała grać razem z nimi, oni ubrani w zieleń i srebro, czekali tylko na jej pomyłkę, aby wygrać dla swojej drużyny. W tej chwili przestały się liczyć wspólne treningi. Tutaj chodziło o wygraną, o rywalizację.
Westchnęła głęboko i podniosła wzrok na pustą już szatnię. Mecz miał zacząć się za około dwadzieścia minut, a ona zamiast powtarzać wymyśloną przez Pottera taktykę, siedziała w szatni i rozmyślała. Czy da radę? Czy nie zawiedzie drużyny, a tym samym swojego przyjaciela, który ogłosił ją jego zastępczynią? Czy nie zawiedzie JEGO? Swojego nauczyciela, który w tym momencie pewnie drwił ze swojego przeciwnika?
- Przecież ja nie mam z nim szans - westchnęła załamana i przejechała palcami pomiędzy włosami. Grała przeciwko Malfoyowi. Malfoyowi, który od lat trenował, praktycznie dzień w dzień. Był praktycznie na poziomie Harry’ego. Jego drugie życie odbywało się w powietrzu.
Hermiono, o czym ty mówisz?! Jesteś z Domu Lwa i nie poddajesz się, a tym bardziej nie przejmujesz się byle Ślizgonem! - upomniał ją głos w głowie dając tym samym mentalnego kopniaka. – Jesteś silna, dziewczyno!
Potrząsnęła głową i wstała z ławki, szybko wiążąc włosy w ciasny kucyk, aby nie przeszkadzały jej podczas meczu. Chwyciła starą miotłę Harry'ego, która według samego właściciela miała przynieść jej szczęście i wyszła z niedużego pomieszczenia.
Otworzyła szerzej oczy, gdy zobaczyła czekającego na nią pod drzwiami jej szatni Malfoya. Jego koledzy z drużyny poszli wypolerować swoje nowe miotły, ale on musiał z nią wcześniej porozmawiać, nie mógł tak po prostu zostawić bez słowa. Czuł się z tym bardzo dziwnie i wręcz pewna jego część była wściekła na tą drugą, ale jest Malfoyem i może robić co tylko zechce, a jeżeli jest to rozmowa z Granger czy górskim trollem, to tak będzie.  
- Malfoy? - usłyszał jej melodyjny, ale zaskoczony głos i zaśmiał się lekko w duchu. Miał ochotę przeklinać się za to, że tutaj w ogóle przyszedł.
- Tak się właśnie nazywam. – powiedział z drwiącym uśmiechem, obserwując z dumą zmianę na jej twarzy.
- Merlinie, ale ty jesteś zabawny! Że też wcześniej tego nie zauważyłam! – zironizowała, ale jej usta ozdobił szeroki uśmiech.
- Też mnie to zaskakuje, przecież to widać na pierwszy rzut oka! – ukazał swoje bialutkie ząbki i przeczesał palcami platynowe włosy, odrzucając je na bok.
Hermiona prychnęła cicho i oboje w ciszy patrzyli na siebie uważnie. Draco bez pośpiechu zmierzył jej ciało wzrokiem i musiał przyznać sam przed sobą, że Blaise miał racje komplementując wygląd szatynki, ale jednak coś mu nie pasowało w efekcie końcowym. Zmarszczył brwi i zawahał się.
- Granger, pasuje ci ten strój, ale tak czy inaczej, w barwach Slytherinu wyglądałaś dużo lepiej - zarumieniła się na jego słowa i obojgu przed oczami stanęła sytuacja z poprzedniego wieczoru.
Było już po ich patrolu, który minął niesłychanie szybko, a oni nie mogąc zasnąć, wymknęli się razem na boisko, mijając po drodze śpiącego Filcha, przytulonego do starego mopa.
 Na miejscu latali wspólnie goniąc się i ścigając w jedną i drugą stronę. Oboje musieli przyznać, że bawili się ze sobą cudownie. Hermiona nie mogła się pozbyć wrażenia, że Malfoy zaczął w jej towarzystwie zachowywać się tak normalnie…
- Zimno ci? – zapytał, gdy dziewczyna po raz kolejny w ciągu paru minut zadrżała
- Nie, nie. - uśmiechnęła się uspokajająco, ale w tym samym czasie jej szczęka poruszyła się niespokojnie, a zęby uderzyły o siebie.
Malfoy westchnął i przekręcił oczami, podlatując do niej bliżej. Zdjął przez głowę bluzę swojej drużyny i podał ją drżącej Hermionie, dotykając przy tym jej lodowatej dłoni.
Gryfonka podziękowała cicho i ubrała bluzę o butelkowo zielonym kolorze z dużym napisem "MALFOY" na plecach i herbem domu węża na klatce piersiowej. Blondyn nie powiedział tego na głos, ale myśleć nikt mu nie zabronił: Hermiona wyglądała uroczo w za dużej bluzie, gdzie rękawy zasłaniały jej palce, ale świadomość, że to jego bluzę ma na sobie, dodawała jej seksapilu. Nie wiedział jakim cudem, ale tak było. Krótko mówiąc - częściej mogłaby nosić jego ubrania
- Tak sądzisz? – zapytała, uśmiechając się uwodzicielsko. Nie wiedziała dlaczego to robi, a tym bardziej w stronę Malfoya, ale nie zastanawiała się nad tym głębiej, tylko patrzyła jak w jego oczach pojawia się ta łobuzerska iskra.
- Ja to po prostu wiem, Granger - mrugnął do niej i znacznie się zbliżył.
Wstrzymała oddech, kiedy jego blada dłoń wylądowała na jej talii i przesunęła się jeszcze wyżej pod sportową szatę Gryffindoru.
- Tak, jak prosiłem. - zaśmiał się cicho, widząc swoją bluzę pod czerwoną płachtą. W sekundzie jego szeroki uśmiech się powiększył, choć nie wiem czy to było możliwe. Jego zwycięska mina mówiła wszystko.
- Poprosiłeś? - prychnęła głośno i pokręciła głową z niedowierzeniem. - Ty to wymusiłeś, Malfoy. Musiałam czekać, aby wszyscy wyszli i dopiero się przebierałam. - pożaliła się jak dziecko, a wtedy przez mikrofon zostało ogłoszone, że mecz rozpocznie się za pięć minut.
Bez słowa ruszyła przed siebie, gdy nagle poczuła, jak ktoś ją łapie za ramię.
- Nie narzekaj, Granger, to tak na szczęście - szepnął jej do ucha i nie mogąc się powstrzymać, przygryzł lekko jego płatek, na co z satysfakcją poczuł, jak dziewczynę przechodzi dreszcz. - Połamania miotły, Granger. – powiedział, odchodząc i nawet na nią nie patrząc.
- I wzajemnie, Malfoy. – wyszeptała cicho, a następnie odwróciła się i pobiegła do reszty drużyny.

~~*~~

Slytherin prowadził dwudziestoma punktami, co doprowadzało Ronalda Weasleya do białej gorączki. Wstyd przyznać, ale miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy czasem zerkała na całego czerwonego obrońcę.
 Rozglądała się uważnie za swoim celem, ale nigdzie nie mogła go dostrzec. Przejechała wzrokiem po trybunach i odpowiedziała równie szczerym uśmiechem swojemu przyjacielowi, który ze złamaną ręką siedział obok Seamusa i patrzył właśnie na nią. Był z niej dumny i kibicował całym sercem.
Przed nią przemknęła Ginny z kaflem w ręce, a zaraz za nią leciał pewny siebie Blaise Zabini, próbując wyrwać jej piłkę, aby zdobyć kolejne punkty dla swojego domu. Zaśmiała się widząc ich wesołe uśmiechy. Tak, podejrzewała, że między jej przyjaciółką a Ślizgonem coś iskrzyło.
- Złoty Znicz! – krzyknął komentator, a Hermiona jak oparzona przypomniała sobie o meczu, rozglądając się uważnie wokoło.
Coś mignęło jej kilkanaście metrów dalej, gdzie od razu skierowała swoją miotłę. Wiatr smagał jej twarz i targał włosy, a ona czuła się wolna i pewna siebie. Przestraszyła się jednak, gdy Draco znalazł się w mgnieniu oka obok niej, rozpoczynając wyścig po wygraną. Doceniała swojego przeciwnika, dlatego coraz bardziej traciła pewność siebie.
Złota kuleczka leciała kilka metrów przed nimi i za nic nie żałowała sobie gwałtownych skrętów i uników przed rękami jej oprawców. Draco i Hermiona, oboje z wyciągniętymi przed siebie rękami, lecieli łeb w łeb, a wszyscy uczniowie dopingowali głośno szukających wybranej drużyny.
Większość była w mocnym szoku widząc pannę Granger jako zastępstwo za Pottera, przecież ona nigdy nie interesowała się sportem, jednak w tej chwili całym sercem byli właśnie z nią. Głośne wiwaty i krzyki ją motywowały do dalszej walki, dlatego nie zamierzała się poddać.
Znicz ponownie zawrócił w niespodziewanej chwili i gdyby nie dobry refleks graczy, oboje wylądowaliby w trybunach nauczycieli. Lecieli łeb w łeb, przyspieszali w tym samym momencie, przez co żadne z nich nie wychodziło na lepszą pozycję.
W tle słyszeli, że ktoś zdobył kolejne dziesięć punktów, ale nie mieli czasu, aby się zastanawiać kto i ile. Ważna była ich walka. Złapanie Złotego Znicza.
- Lecą miotła w miotłę! Znicz jest na wyciągnięcie ręki! Już! Kawałek! I... Zwycięża Gryffindor! - wszyscy podnieśli się po słowach komentatora i w sekundzie po całym boisku rozbrzmiały okrzyki radości, ale i niezadowolenia – Tak, ludzie! Hermiona Granger złapała Złotego Znicza!
- Brawo, Miona! - krzyknęła Ginny, mocno się do niej przytulając. Szybko jednak się od niej odsunęła, widząc, że zbliża się do nich Zabini.
- Chodź tutaj, Wiewióro! Wcale nie wygrałaś!
Hermiona roześmiała się i poczuła, że ktoś jest dokładnie za nią. Odwróciła się i uśmiechnęła do swojego nauczyciela, który wcale nie wyglądał na jakiegoś wściekłego czy niezadowolonego. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że coś kombinuje.
- Gratulacje, Granger. - wyciągnął w jej stronę rękę, a wszyscy uczniowie patrzyli na nich jakby sam Merlin im się objawił. Nawet drużyna Gryffindoru powstrzymała się od rzucenia na ich obecną szukającą.
- Dałeś mi wygrać, Malfoy, nie myśl, że nie zauważyłam jak zwolniłeś w ostatniej chwili. - potrząsnęła ich złączonymi dłońmi, a w chwili, nawet nie wiedząc jak, znalazła się na miotle chłopaka. Zaskoczona popatrzyła w dół, jak jej miotła sama leci na swoje miejsce i podniosła wzrok na zadowolonego z siebie Ślizgona.
- Może dałem wygrać - gdzieś obok usłyszeli głośne „Co?!" Zabiniego i zwycięski śmiech Rudej, ale nie zwrócili na to większej uwagi poza wywróceniem oczami. - Może nie. To nie zmienia faktu, że należy mi się nagroda - uśmiechnął się łobuzersko i jednym płynnym ruchem zerwał z dziewczyny jej szatę, odsłaniając bluzę ze swoim nazwiskiem.
- Malfoy! - krzyknęła przerażona, gdy się zachwiała pod wpływem gwałtownego ruchu i złapała za jego barki. Popatrzyła mu wystraszona w oczy, a on nie wiele myśląc, wpił się w jej usta. Oszołomiona oddała pocałunek, a po chwili poczuła zimne ręce na swojej talii.
- Co my robimy? – zapytała cicho.
- Całujemy. – odpowiedział obojętnie.
- Ale szkoła, nauczyciele…
- Olej ich, Granger. Odbieram swoją nagrodę. Chyba zasłużyłem, co? Uczeń przerósł mistrza.
Hermiona roześmiała się.
- Nie wiesz, że to niereformowalne, by uczennica całowała się z nauczycielem?
- Tym lepiej. – ponownie ją pocałował. – Ale nie myśl sobie, Granger. Następny mecz wygram ja.























































Miniaturka 22. Powietrzna Miłość
- Nie, ja w to po prostu nie wierzę. – Ron Weasley spojrzał na swoje wypracowanie ze złością. – Trzy godziny nad tym siedziałem, żeby dostać Nędzny?! Nawet ty, Harry, dostałeś Zadowalający, a przecież przepisałeś słowo w słowo ode mnie!
Potter wzruszył tylko ramionami i spojrzał na niego przepraszająco. Może i czuł się nieco winny, ale przecież nic na to nie poradzi, że profesor McGonagall stwierdziła, iż to Ron spisywał od niego, a nie na odwrót. W zasadzie, to by było całkiem naturalną codziennością.
Hermiona natomiast, wiedząc co się święci, szybko spróbowała schować swoje wypracowanie do torby, aby uniknąć niepotrzebnej sprzeczki, która miała w ciągu następnych sekund się rozpętać.
- A ty, Hermiono? Co dostałaś? – zapytał w końcu Ron, na co szatynka wzdrygnęła się i przykleiła na usta nieszczęśliwy grymas.
- Ja? – zaczerwieniła się. - Och, wiecie, niezbyt dobrze mi tym razem poszło i…
Rudzielec wyszarpnął z jej torby pergamin, który próbowała bezskutecznie upchnąć i rozwinął go, a jego niezadowolenie się natychmiastowo powiększyło.
- Dlaczego ja w ogóle pytam? Oczywiście, Wybitny! Czy ty kiedykolwiek dostałaś niższą ocenę?! – zapytał złośliwie.
- Dostałam. – syknęła. – Snape nie wstawia mi Wybitnych, jakbyś chciał wiedzieć. A ty, Ronaldzie, gdybyś zaczął czytać więcej, a także odrabiał zadane nam prace wcześniej, a nie tylko wtedy, gdy pali ci się pod nogami, również byś dostawał lepsze oceny!
Ron wraz z Harrym wymienili ponure spojrzenia, ale rudzielec natychmiastowo się rozchmurzył i spojrzał kpiąco na przyjaciółkę. Ta mina zapowiadała ich odwieczne sprzeczki, które zazwyczaj nie kończyły się zbyt miło i kulturalnie.
- Jednak jest coś, w czym twoje głupie książki ci nie pomogą i w czym nawet ja jestem od ciebie lepszy. – powiedział z pewnością w głosie.
Szatynka uniosła brwi oczekująco i założyła ręce na piersi.
- Tak? W takim razie oświeć mnie, Ronald. W czym to ty jesteś taki dobry?
Ron wymówił tylko jedno słowo, ale na tyle wyraźnie, że Hermiona zbladła, a jej zacięta mina zrzedła.
- Qiudditch.
- Może nie gram w drużynie, ale znam zasady i wiem jak się lata! – oburzyła się.
- Zabawne, bo zawsze, gdy chcieliśmy grać w wakacje, to kategorycznie odmawiałaś. Ale w porządku, udowodnij, że potrafisz, a przyznam ci rację i nawet przeproszę, za to, że tak powiedziałem.
Gryfonka zrobiła zawziętą minę i zaczęła głośno recytować:
- Dobrze, a więc w drużynie jest siedmiu graczy. Obrońca, szukający…
- Nie chcę słuchać wyrecytowanych formułek z podręcznika. – przerwał jej, zanim zdążyła się na dobre rozkręcić. – Chodź z nami na boisko i udowodnij, że potrafisz latać.
- Daj już spokój, Ron. – stanął w jej obronie Harry, obserwując z niepokojem blednące kolory na twarzy przyjaciółki. Dobrze wiedział, że co jak co, ale lot na miotle był słabym punktem Hermiony.
- Nie, Harry. Musi się nauczyć, że nie jest we wszystkim najlepsza i że nawet ona ma słabe punkty. Nie nadaje się do tego po prostu. Książki jej we wszystkim nie pomogą. Tutaj jest potrzebna praktyka. – stwierdził oschle, bezlitośnie wbijając igły w jej nienawidzące krytyki serce.
Hermiona nie mogła już tego wytrzymać. Jak on śmiał podważać jej zdanie, obrażać książki albo, co gorsza, twierdzić, że czegoś nie potrafi?!
- W porządku, chodźmy na boisko. – warknęła ze złością i wstała z miejsca, wychodząc szybko przez obraz Grubej Damy, kompletnie ignorując niepewną minę Harry’ego. Jej pewność siebie zmyła się, gdy stała już na murawie z miotłą w dłoni.
Dobra. Spokojnie, Hermiono. Wystarczy wsiąść, położyć ręce dwadzieścia centymetrów od końca miotły i pewnie chwycić, a następnie odbić się nogami od ziemi. – z niepokojem zaczęła w myślach recytować formułki z podręcznika. Jak na złość, nic się nie wydarzyło po wykonaniu każdej opisanej czynności, co przyjęła z ogromnym niezadowoleniem.
Ron uśmiechnął się drwiąco na widok jej nieudolnych prób i parsknął pod nosem, co zirytowało ją jeszcze bardziej. Próbowała przeróżnych sposobów, ale nic nie szło po jej myśli. Raz, tylko jeden raz, wzleciała ledwo w powietrze, ale natychmiastowo opadła z powrotem w dół.
- Hermiono, pomóc ci? – zapytał cicho Harry, ale szatynka zmiażdżyła go spojrzeniem, przez co szybko skulił się w sobie.
- Nie. Poradzę sobie. – mruknęła zawstydzona.
Jej twarz przyjęła kolor dojrzałej wiśni, gdy natrafiła wzrokiem na wchodzącą właśnie na murawę drużynę Slytherinu, na której czele królował Draco Malfoy.
- Potter, możesz to coś znieść z boiska? Zaraz zaczyna się nasz trening. – odezwał się blondyn, a następnie przeniósł drwiące spojrzenie na Hermionę. – Co jest, Granger? Podręcznik nie powiedział ci jak się siedzi na miotle?
Drużyna Slytherinu ryknęła śmiechem, ale ku ich zaskoczeniu, Ron również się roześmiał. Wszyscy obecni spojrzeli na niego, jakby nie był z tego świata. Ronald Weasley śmiejący się z żartów Malfoya? Żartów o Hermionie?
- Nie szczerz się tak, Weasley, bo twarz ci pęknie. – warknął lekko zaskoczony Malfoy. - A teraz jazda stąd, nieudacznicy. Za chwilę rozegra się tutaj prawdziwy mecz. Potter, idź lizać dalej dupę Dumbledore’owi, Weasley, ty idź sprawdzić czy cię nie ma gdzieś indziej, a ty Granger… przeczytaj po raz trzeci całą bibliotekę. Do latania trzeba mieć talent. – chciał odejść, ale odwrócił się z podłym uśmiechem. - Zmieniłem zdanie. Wcale nie trzeba mieć talentu. W końcu Weasley też jakoś się unosi w powietrzu.
Ron kipiał z wściekłości, więc Harry pociągnął go za łokieć w kierunku zamku. Hermiona z zawiedzioną miną ruszyła za nimi. Pierwszy raz książki ją zawiodły. Zawsze miała w nich oparcie, mogła doszukać się w nich wszystkiego, a teraz…
- Nie przejmuj się, Herm. – szepnął łagodnie Harry i położył rękę na jej ramieniu. – Nauczę cię latać i wtedy udowodnisz Ronowi, w porządku?
Szatynka skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Nie lubiła gdy ktoś ją czegoś uczył, był w czymś lepszy… Może to egoistyczne i nieuprzejme, ale zazwyczaj to ona pomagała w czymś komuś innemu. Jednak to był Harry, jej najlepszy przyjaciel.
- Przyjdź jutro z rana na boisko. Myślę, że siódma będzie w porządku. Ron jeszcze śpi co najmniej do dziewiątej.

~~*~~

Nocka minęła jej w błyskawicznym tempie. Miała wrażenie, że nie spała ani trochę. Stresowała się treningiem z przyjacielem, gdyż w pamięci ciągle miała poprzednią porażkę. Nie potrafiła się z nią pogodzić, więc przez pół nocy studiowała księgi z zasadami gry w quidditcha. Postara się, aby rano było wszystko w porządku. Udowodni, że dzięki nim, wzleci w powietrze.
Przebudziła się z wrażeniem, że umiera. Zasnęła oczywiście z opasłym tomiskiem na brzuchu. Z uczuciem galaretowatych nóg wstała i ubrawszy się, przeszła przez pokrytą rosą trawę i stanęła na środku boiska. Przyjaciel uśmiechnął się do niej pocieszająco i wręczył miotłę, na którą spojrzała z niechęcią. No cóż, trzeba dać z siebie wszystko!
- Po pierwsze – zaczął spokojnie. - nie możesz się stresować. Nie spadniesz, spokojnie. Chwyć mocno trzonek i po prostu odepchnij się.
Zrobiła tak, jak poradził i… nic się nie wydarzyło. Spojrzała na niego zawiedziona i dostrzegła również w jego oczach zawód. Harry’emu również na pewno zależało, aby jej pomóc jej jak najszybciej i pójść na śniadanie.
Nie miała już na siebie pomysłu. Każda jego rada nie dawała oczekiwanych rezultatów. Skakanie, próby wzlecenia podczas biegu czy rzucanie miotłą również.
Z każdą kolejną minutą Harry załamywał ręce. Nie mógł uwierzyć jak to jest możliwe, że Hermiona nie potrafi wzlecieć, a jak już wzlatywała, to bardzo szybko spadała w dół. On sam zrozumiał mechanikę lotu już na pierwszej lekcji, więc niewytłumaczalnym było, że ktoś inny również tak nie potrafił.
Siedzieli tak z dwie godziny i próbowali, ale Wybraniec zaczął dostrzegać, że nie poradzi sobie z tym wyzwaniem. Hermiona była… beznadziejnym przypadkiem.
- Przepraszam, Hermiono. – jęknął, gdy szatynka po raz setny usiadła na murawie z nietęgą miną. - Nie potrafię ci pomóc. Jestem okropnym nauczycielem.
- Nie szkodzi, Harry. – powiedziała łagodnie, uśmiechając się delikatnie. - Nie jesteś okropny, to ja jestem widocznie beznadziejną uczennicą. Ron i tak już miał rację. Książki mi nie pomogły w nauce latania. Nawet jeżeli teraz bym się nauczyła, to i tak nic nie zmieni.
Harry odwzajemnił smutno jej uśmiech i podał dłoń, pomagając stanąć na nogi. Gdy stanęła już obok niego, objął ją ramieniem pocieszająco. Było mu jej szkoda, ale zrobił tyle, ile potrafił. Próbował jej pomóc.
- Idziemy na śniadanie? Jedzenie dobrze ci zrobi! – zaproponował, próbując poprawić jej humor.
- Nie, dziękuję, ale nie jestem głodna. Zostanę tutaj jeszcze przez chwilę, a potem do was dołączę. Nie martw się, Harry. Dam sobie radę. – powiedziała dobitnie, gdy przyjaciel spojrzał na nią nieprzekonany.
I została. W pocie czoła próbowała coś zmienić, ale ciągle sytuacja się powtarzała. Nie miała pojęcia jakie błędy popełnia, ale z każdym kolejnym miała dosyć. Przecież robiła prawidłowo wszystko tak, jak opisywały książki! Wszystkiego wykuła się na pamięć, analizowała z pięćset razy, nie było możliwości, aby się pomyliła, więc dlaczego ta cholerna szczotka nie chce wzlecieć?!
Była tak skupiona i zezłoszczona na swoim obecnym zadaniu, że nie zauważyła, jak na boisko wkracza Draco Malfoy ze swoją miotłą. Dostrzegł samotnie próbującą wzlecieć na miotle dziewczynę i pokręcił z niedowierzaniem głową. Granger chyba nie wiedziała kiedy się wycofać.
Dosiadł szybko swojego Nimbusa 2001, zaczynając codzienny trening od kilku okrążeń wokół boiska. Szybkość, zwinność, skomplikowane zwroty były ważną częścią jego roli jako Szukający. Spędzał w powietrzu co najmniej kilka godzin dziennie, co miało przynieść późniejsze skutki w czasie meczu z Gryffindorem.
Dzisiejszego dnia również trenował już prawie godzinę. Skierował się na trybuny, by napić się wody i siadając, rozejrzał się po swoim królestwie. Jego wzrok przykuł widok wciąż mordującej się w tym samym miejscu Granger. Z rozbawieniem i kpiną obserwował jak dziewczyna rzuca miotłą, co zabolało go w sercu, i siada na ziemi obok niej zdenerwowana, ukrywając twarz za kurtyną poskręcanych loków.
Draco roześmiał się pod nosem i westchnął, kręcąc ponownie z niedowierzaniem głową. Na pierwszy rzut oka było widać, że Granger jest w tym beznadziejna. Tyle czasu tam siedzi, a nawet dwóch nóg nie potrafi od podłoża oderwać. Z drugiej jednak strony podziwiał jej upór. Mało jaka osoba mogła mieć taką wytrzymałość przy niepowodzeniach.
Blondyn uważał, że dziewczyna na miotle to naprawdę rzadkie widowisko. Publicznie śmiał się z kobiet, które dosiadały mioteł, a nie używały ich do tego, czego powinny, ale gdzieś w głębi siebie uważał, że to nawet pociągające. Dzielić z płcią przeciwną swoją pasję.
Jednak w tej chwili nie mógł przegapić okazji, aby uprzykrzyć jeszcze bardziej życie Gryfonki, więc wstał z ławki i ponownie dosiadając miotły, nadleciał nad nią, okrążając ją z drwiącym uśmiechem.
- Możesz mi właściwie powiedzieć, co ty takiego próbujesz zrobić, Granger? Nie wiesz, że miotłą to ty powinnaś zamiatać?
Hermiona spojrzała w górę i skrzywiła się. Chyba nic nie mogło zepsuć jej bardziej humoru, niż latająca nad jej głową, denerwująca fretka. Zmarszczyła z irytacją brwi, zagryzając wargi ze złości.
- To, że ty jesteś tak ograniczony umysłowo, że żyjesz stereotypami, nie oznacza, że ja również jestem. Zacznij myśleć, Malfoy. Jakbyś nie widział, to latam. – warknęła.
- O tak, rzeczywiście, nie zauważyłem. – sarknął z ironią. – Przecież potrafisz unieść się w powietrze na więcej niż pięć centymetrów, prawda? Już od ponad godziny latasz wokoło boiska tak szybko, że nawet światło jest wolniejsze od ciebie.
- Bardzo elokwentne i kreatywne dowcipy, Malfoy. Na twoim poziomie.
- Daj spokój, Granger. Nie wiem po co tutaj ślęczysz. Nie widzisz, że jesteś w tym be-zna-dzie-jna?
Hermiona spłoniła się na ostatnie słowo, które bardzo dokładnie podkreślił. Prychnęła jednak niczym rozjuszona kotka i spojrzała zazdrośnie na jego Nimbusa, unoszącego się płynnie w powietrzu. Też chciałaby unieść się nad ziemię. Chociaż na chwilkę, aby móc udowodnić coś poniektórym.
- Wiesz, chyba masz rację. – Draco wytrzeszczył oczy. – Dzięki, Malfoy. Uświadomiłeś mi, że Ron się nie mylił. Nie nadaję się do tego i jestem gorsza w lataniu niż on. Nie ma co ukrywać. Nawet Harry nie potrafił mi pomóc.
Draco zacmokał kpiąco.
- Bo się jeszcze rozpłaczę, Granger. – zironizował, ale natychmiast spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Zaraz. Weasley uważa się za lepszego od ciebie? Uważa się za DOBREGO W LATANIU?!
Hermiona przekręciła oczami, gdy Draco wybuchnął śmiechem, ocierając teatralnie łezkę z oka. Miała już tego wszystkiego dosyć. Może faktycznie powinna się poddać, bo wygląda na to, że robiła z siebie tylko pośmiewisko.
Zebrała się więc w sobie i podniosła z murawy, biorąc miotłę do ręki i odwracając się w stronę zamku. Nie zamierzała zostawać tutaj dłużej, dając tylko powody Malfoyowi do żartów.
Chłopak jednak uspokoił się i popatrzył na jej plecy w zamyśleniu. Wpadł mu do głowy pewien… dosyć niepoprawny pomysł, którego może pożałować bardzo szybko. Jednak, czemu by nie? To może być świetna okazja do ponabijania się z niej, a także niezłego ośmieszenia, nawet na skalę całej szkoły.
Odetchnął więc głęboko, dając sobie mentalnie liścia w twarz i zawołał za nią:
- Ej, Granger, zaczekaj!
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę z uniesionymi brwiami, patrząc na niego niechętnie.
- Czego chcesz? – zapytała sucho.
Draco wahał się przez chwilę, ale na jednym wydechu wyrzucił:
- Nauczę cię latać.
Hermiona zaczęła się panicznie śmiać, łapiąc za brzuch. Czy on naprawdę myślał, że ją nabierze? Łzy rozbawienia wypłynęły z kącików oczu, a ona ponownie na niego zerknęła. Draco uniósł jedną brew, patrząc na nią jak na idiotkę. Szatynka momentalnie przestała się śmiać, otwierając usta. On nie żartował? Naprawdę Draco Malfoy wyszedł z taką propozycją? Chciał uczyć ją latać?!
- Żartujesz, tak? Myślisz, że chcę, abyś to TY uczył mnie latać? Mam spędzić w twoim towarzystwie więcej niż sekundę czasu? Proszę cię. Nawet Harry nie potrafił tego zrobić, więc dlaczego uważasz, że ty…
- Potter to kretyn. – uciął jej. – Ja też jakoś nie mam ochoty na spędzanie w twoim towarzystwie czasu, ale tak się składa, że mam w tym swój cel. Mianowicie: Weasley. Chcę utrzeć mu ten zasmarkany nos. Ty chyba także, co?
Hermiona zagryzła wargi, ale Malfoy kontynuował:
- Potrzebujesz dużo lepszego nauczyciela niż Bliznowaty. On sam siebie nauczyć nie potrafi, a co dopiero kogoś. Dlatego do zobaczenia o osiemnastej w Pokoju Życzeń, Granger. Nie spóźnij się, bo czekać nie będę.
- Zaraz! Przecież nie powiedziałam, że…
- Tchórzysz, czy może poddajesz się, bo i tak wiesz, że ci się nie uda? – zapytał, a oczy zapłonęły mu drwiną. – Nie chcesz dokopać rudemu przygłupowi?
Nie musiała się nad tym długo zastanawiać. Odpowiedź była prosta: tak, chciała. Tak bardzo, że nie potrafiła krzyknąć za oddalającym się blondynem, że nie przyjdzie. Nie była tchórzem, nie chciała się poddać. Była Gryfonką!
Czy się stresowała? Innej odpowiedzi niż: „cholernie”, tutaj nie widzę. Skoro trening z najlepszym przyjacielem ją przerażał, co miała powiedzieć o największym wrogu? Dodatkowo fakt, że Malfoy to zaproponował, był podejrzany. Jak to blondyn wcześniej wspomniał, to mógł mieć w tym swój jakiś cel. Mógł się zemścić za jakiś dawny dowcip, ośmieszyć ją, a może nawet zrobić krzywdę! Był nieprzewidywalny, a chęć pomocy wręcz niemożliwa.
Była idiotką, że się na to godziła i tam szła.
Stanęła jednak punktualnie przed ścianą na siódmym piętrze, czekając na Ślizgona. Ręce powoli zaczęły jej się pocić i drżeć na myśl, że będzie tam tylko z nim. Malfoy zjawił się prawie w tym samym czasie co ona i przeszedł bez słowa trzy razy obok ściany. Po zaledwie sekundzie pojawiły się w niej kolosalne drzwi, przez które z niepewnością przeszła.
Widok jaki ujrzała przed sobą, zaskoczył ją. Myślała, że wkroczy na ogromne boisko, ale w tym przypadku okazało się, że było to wysokie, praktycznie puste, nie licząc niewielkich trybun pomieszczenie, wypełnione materacami.
Zerknęła z zaskoczeniem na Malfoya, który w dłoni trzymał już miotłę.
- Trzymaj. To będzie twój kompan przez kolejne godziny, więc poznajcie się. Granger, to jest miotła; miotła, to Granger. No, zapoznanie mamy za sobą, więc teraz powiedz mi, co wiesz o lataniu?
Hermionie dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Wystrzeliła z formułką z podręcznika niczym karabin maszynowy i nawet Malfoy dostał nadmiar informacji, które niekoniecznie chciał uzyskać.
Gdy skończyła, umilkła, czekając na jego uwagi, ale ten westchnął tylko i potarł dłonią czoło.
- Świetnie. – powiedział w końcu. – Zanim przystąpimy dalej, to obowiązuje nas jedna, malutka zasada. Ja tutaj rządzę, Granger. Jeżeli wydam polecenie, wykonasz je. Zrobisz tak, jak powiem. Rozumiemy się?
Gryfonka niechętnie skinęła głową. Nie podobało jej się to, nie ma co ukrywać. Nigdy nie wiadomo co temu kretynowi może wpaść do głowy.
- Skoro już wszystko jasne, to możemy kontynuować. A więc wszystko to, co przed chwilą wyrecytowałaś jest prawdą, więc twoje ukochane książki się nie mylą. To jednak ta prostsza sprawa. Sucha teoria. W lataniu jednak chodzi przede wszystkim o praktykę, dlatego to, co powiedziałaś, wykonaj na miotle.
Hermiona niepewnie usiadła na miotle, stosując się do wcześniejszych instrukcji, które tak dobrze znała z książek. Gdy skończyła, Draco zaczął obchodzić ją wokoło, oceniając ułożenie ciała.
- Po pierwsze, przestań się trząść jak skrzat domowy. Ty i miotła macie stanowić jedno. Zero stresu, maksimum zaufania. Nie spadniesz, jeżeli zaufasz. Po drugie, trzymasz trzonek dobrze, ale usiądź tak, aby tobie było wygodnie. Potrzebujesz swojego ciała, aby manewrowało.
Zanim się obejrzała, Malfoy wskoczył na jej miotłę, siadając za jej plecami i złapał za biodra, odsuwając do tyłu. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz. Nie spodziewała się, że znajdzie się tak blisko. Tak, to należało stanowczo do tej niebezpiecznej części treningu. To jego bliskość była niebezpieczna.
- I po trzecie. – wydyszał w jej ucho. - Trzymaj się mocno, ale nie wbijaj tak tych paznokci, bo ręce ci zdrętwieją. I rozluźnij się, dziewczyno. Bycie sztywną jak kłoda nic ci nie pomoże, uwierz mi.
Już miała mu odpowiedzieć na tę kąśliwą uwagę, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język i spróbowała rozluźnić chwyt, co jednak nie było takie łatwe, gdyż w głowie już obliczała z jakiej wysokości musiałaby spaść, aby złamać sobie rękę, nogę czy dostać wstrząsu mózgu, co chyba i tak było jednym z lepszych urazów, jakiego mogłaby się nabawić, grając w ten jakże: „beznadziejny, pozbawiony sensu sport".
Malfoy, widząc jej wahanie, jęknął zdenerwowany i położył swoje ręce na jej dłoniach, obejmując ją przy tym. Gryfonka pod wpływem nagłego wyrwania z krainy myśli i obliczeń, podskoczyła i cofnęła ze strachem ręce, przyciągając je do piersi.
- Merlinie, bo nie wytrzymam! – warknął i wyrzucił ręce w powietrze. – Granger, złap w końcu ten cholerny trzonek i wzleć w powietrze! To nie koniec świata!
Złapał jej nadgarstki i umieścił je w odpowiednim miejscu. Widział, że pod wpływem jego dotyku dziewczyna sztywnieje jeszcze bardziej, więc postanowił wstać i dać jej więcej przestrzeni.
Hermiona westchnęła i policzyła do trzech, próbując swoich sił w praktyce, tak, jak polecił wcześniej Malfoy. Niestety, jej ciało było tak spięte, że nawet nie udało jej się zmusić miotły do poruszenia choćby o cal.
Gryfonka nigdy nie należała do osób cierpliwych, dlatego kolejne próby były po prostu bezcelowe i nie wnoszące nic nowego. Sytuacja ciągle się powtarzała, a ona zaczęła z każdą irytować się coraz bardziej.
Co mogła jeszcze zrobić, żeby się udało?
Dodatkowo jej nauczyciel również wyglądał na znudzonego, a także zirytowanego. Zaczął bawić się swoją różdżką, kompletnie nie zwracając na nią uwagi.
Tak, Draco powoli zaczął żałować, że podjął się tego wyzwania. Teraz jednak nie mógł odpuścić. Wyszłoby na to, że on również sobie nie poradził i że tak jak Potter, jest beznadziejnym nauczycielem. Nie ma mowy o takim upokorzeniu! Powiedział, że ją nauczy, to tak będzie!
Stanął w końcu w miejscu, dopiero orientując się, że od dłuższej chwili musiał chodzić w kółko i spojrzał na bladą twarz Gryfonki znacząco. Musiał jej pomóc w inny sposób, bo inaczej siedzieli by tutaj całą noc, a i to by nie przyniosło rezultatów.
Dziewczyna, jakby domyślając się, co chodzi po głowie blondyna, pokręciła przecząco z przerażeniem głową. On wiedział jednak, że nie ma wyboru.
Usiadł ponownie na miotle za jej plecami, poprawiając jej ciało, aby zarówno jemu jak i jej było wygodnie.
- Nie panikuj, Granger. Przecież nic ci się ze mną nie stanie, a musisz w końcu wzlecieć!
- Niestety, ale nie mam do ciebie zaufania, Malfoy. – burknęła drżącym głosem.
- Nie musisz mieć. Powinno wystarczyć ci moje słowo, że nie narażę swojego życia dla ciebie. A w końcu siedzę na tej miotle z tobą.
Tak, to było akurat dosyć przekonującym argumentem. Malfoy na pewno nie naraziłby swojego idealnego, wypielęgnowanego ciała dla niej. Jeszcze nabawiłby się kontuzji i co by było?
Próbując ignorować jego bliskość, a także oddech na karku, chwyciła pewnie trzonek miotły i odbiła się mocno nogami od materaca. Myślała, że czeka ją kolejna nieudana próba, ale ku jej zaskoczeniu znalazła się jakieś trzydzieści centymetrów nad ziemią! To trwało jednak tylko chwilę, bo do jej umysłu wkradł się strach, a już po sekundzie oboje leżeli na materacu.
- Brawo, zawsze jakiś postęp. Chociaż dziesięć sekund znalazłaś się nad ziemią, myślałem, że zajmie nam to cały wieczór. – rzucił drwiąco, na co Hermiona zrobiła wściekłą minę, mordując go spojrzeniem. – Na co czekasz, Granger? Na miotłę! Chyba nie nazwiesz tego sztuką latania?
Gryfonka jęknęła, ale wiedziała, że musi wykonać polecenie. Malfoy miał rację, to zawsze było jakimś postępem. Ale nic nie dawało mu prawa, aby z niej szydzić i żartować!
Usiadła z powrotem na miotłę, tym razem sama i zamknęła oczy. Zacisnęła palce na trzonku, myśląc o tym, że teraz również Malfoyowi chce utrzeć nosa. Skupiła się maksymalnie, a gdy otworzyła oczy, dostrzegła, że może z góry podziwiać sylwetkę chłopaka.
Dopiero teraz zorientowała się, że idealnie skrojony, czarny garnitur blondyna oraz szkolne szaty, zamieniły się w luźny, szary dres i czarną, opinającą się na klatce piersiowej koszulkę.
Przez chwilę zawiesiła wzrok na mięśniach jego brzucha, ale szybko przywróciła trzeźwość myślenia, gdy tylko zaczęła tracić równowagę, doprowadzając ją do porządku.
Potrząsnęła głową, odpychając od siebie gorszące myśli i zapiała z uciechy, że w końcu unosi się w powietrzu i to sama, a co lepsze, wyżej niż kiedykolwiek!
- Tak trzymaj, Granger. Teraz spróbuj podlecieć w moją stronę.
Hermiona dopiero teraz zorientowała się, że chłopak nie stoi już pod nią, tylko prawie po drugiej stronie pomieszczenia.
Z niepewnością rozejrzała się wokoło. Wcale nie czuła się bezpiecznie, pomimo całej tej ilości materaców. Odetchnęła jednak głęboko i starając się trzymać równowagę, ruszyła przed siebie. Lot był niezgrabny, ona sama kołysała się niebezpiecznie na wszystkie strony, ale wciąż posuwała się do przodu. Coraz wyżej i szybciej. Nie podobało jej się to. Miała wrażenie, że coraz mniej panuje nad tym, co robi. Panika w ciągu sekundy opanowała jej ciało, gdy zdała sobie sprawę, że nie potrafi zatrzymać miotły.
- Granger, zatrzymaj się! – krzyknął Malfoy, ale po minie dziewczyny zorientował się, że to nic nie da. Przerażenie w jej oczach było na to wystarczającym dowodem. On sam w tej chwili spanikował. Dobrze wiedział, jak niebezpieczne było stracenie kontroli.
Gryfonka ominęła go z piskiem, a jego krzyk był ostatnim, co usłyszała, nim uderzyła miotłą w ścianę. Jej ciało zaczęło spadać na podłogę, mając za chwilę upaść dość boleśnie na jeden z materacy. Była przygotowana na to, wiedziała, że w tej sytuacji nawet materac nie pomoże. Przymknęła powieki, ale jej świat nagle zwolnił. Poczuła pod sobą coś miękkiego i dopiero wtedy pozwoliła sobie na otworzenie oczu.
Nad sobą miała twarz zdenerwowanego Ślizgona, a ona sama leżała bez zbędnych kolizji na jednym z miękkich materacy.
- Cholera, Granger! Słyszysz mnie, wariatko?! – krzyknął, potrząsając jej ramieniem.
- Nie szarp mną tak, kretynie! – syknęła cicho, wydając z siebie pomruk niezadowolenia i wyrwała się z jego uścisku.
Podniosła się do pozycji siedzącej i oparła rękoma za plecami, dopiero zdając sobie sprawę, że od twarzy blondyna dzieli ją zaledwie kilka centymetrów. Z tej bliskości potrafiła ujrzeć w jego stalowych oczach strach, ale jednocześnie również ulgę.
- Możesz mi do cholery powiedzieć, co to miało być?! – syknął. – Nie możesz panikować, gdy latasz!
- Wybacz, panie Nie Wspominałem O Panice!
- Nigdy więcej, rozumiesz, Granger?! – warknął i wstał zwinnie, pociągając za sobą Hermionę. – Nie mam ochoty siedzieć w Azkabanie za morderstwo na miotle.
- Będę uważniejsza. – mruknęła pod nosem, a on prychnął, patrząc na nią niechętnie. – Dzięki, no wiesz, gdyby nie ty, to…
Draco uniósł brew, czekając na ciąg dalszy, ale ona nie kontynuowała, tylko odchrząknęła i odwróciła się w inną stronę. Kiedyś myślała, że prędzej by obraziła hipogryfa albo wypiła cały kubek jadu akromantuli niż podziękowała jakiemuś Ślizgonowi, a szczególnie Malfoyowi. Niestety, ale była mu to winna. Uratował jej… no może nie życie, ale oszczędził złamania nogi na przykład. Te materace mogłyby tutaj nic nie zdziałać.
Odwróciła się ostrożnie w jego stronę, dostrzegając, że chłopak stoi odwrócony do niej tyłem i ciężko oddycha. Był wkurzony, o czym świadczyły unoszące się i opadające gwałtownie ramiona. Przecież to nie była jej wina, że straciła kontrolę nad miotłą, więc nie miała pojęcia o co się piekli!
- Na dzisiaj koniec. – powiedział w końcu po dłuższej przerwie. – Mam na dzisiaj ciebie dosyć, Granger.
Hermiona zaczerwieniła się i spojrzała w podłogę.
- Jutro mam trening, ale jak chcesz, to możemy poćwiczyć po kolacji. – kontynuował, a ona uniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Nie myślała, że będzie chciał kontynuować naukę po takim wybryku.
- W porządku. To do jutra. – wydukała tylko i wyszła bez ociągania, nie patrząc za siebie z Pokoju Życzeń.

~~*~~

- Gdzieś ty była, Hermiono?! Chyba przez cały wieczór cię szukałam! – usłyszała, gdy tylko przekroczyła próg swojego prywatnego dormitorium.
- Ginny, błagam cię, daj mi dzisiaj spokój, jestem padnięta. – jęknęła wymijająco i rzuciła się na łóżko. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nie może zdradzić miejsca swojego pobytu przyjaciółce.
- Żartujesz, prawda?! Szukaliśmy cię WSZĘDZIE, Herm! Zniknęłaś bez słowa! – młodsza Gryfonka stanęła przed nią ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. – Martwiliśmy się o ciebie!
- Byłam w biblio…
- Nie było cię tam. – przerwała jej rudowłosa z coraz większą złością.
- To w takim razie musiałam już być na patrolu i pewnie się minęliśmy. – broniła się. Nie lubiła kłamać, a szczególnie przyjaciołom, ale nie mogła tym razem powiedzieć im prawdy. Sytuacja ją do tego zmuszała. Przecież lekcje z Malfoyem nie mogły wyjść na jaw i miała nadzieję, że ten kretyn również nikomu o nich nie powie.
- I tak wcześnie z niego wróciłaś? – ruda prychnęła.
- Tak, ponieważ jak już wspomniałam, jestem zmęczona i wybacz, Ginny, ale jedyne o czym marzę, to położyć się spać.
Jej przyjaciółka nie wyglądała na przekonaną, więc Hermiona westchnęła.
- Jesteście naprawdę wspaniali i kocham was, ale naprawdę wszystko w porządku, Ginn.
Kolejne westchnięcie opuściło jej usta, gdy rudowłosa istotka niechętnie opuściła jej pokój, w końcu odpuszczając sobie przesłuchanie.
Gryfonka wstała cała obolała i poszła wziąć orzeźwiający prysznic, a zaraz po nim padła z powrotem na łóżko. Była wymęczona. Dodatkowo jak na złość w jej głowie przewijał się pewien blondyn, nie chcąc dać spokoju.
To Malfoy ją uczył latać. MALFOY! Podjął się tego zadania, a nawet jej własny przyjaciel odpuścił. Dodatkowo uratował ją przed wypadkiem, który mógł się skończyć dla niej tragicznie! Zareagował szybko, nie pozwolił, by coś je się stało. Naprawdę wyglądał na przejętego.
Nie. Nie powinna myśleć w ten sposób. On po prostu myślał o sobie. Chciał uniknąć problemów. Musiałby po niej posprzątać, miałby problemy u dyrektorki, za dużo roboty, za dużo tłumaczeń. Wolał się poświęcić.
Zmęczona dniem, po prostu zasnęła, nie zdając sobie sprawy jakie kolejne dni będą ciężkie…

~~*~~

Hermiona wraz z Draco przez następne kilka tygodni wieczorami spotykali się w Pokoju Życzeń na wspólnych treningach, które z każdym kolejnym przynosiły większe efekty. Szatynka już bez problemu unosiła się nad ziemię, latała coraz wyżej, asekurowana przez Malfoya, czasami goniąc się z nim w powietrzu. Wszystkiego uczyła się krok po kroku, jak jazdy na rowerze.
Trzymanie miotły jedną ręką, równowaga, nauka wchodzenia w ostry zakręt. Nie raz brakowało jej naprawdę niewiele, aby w coś uderzyć, czy nie wyrobić na zakręcie. Hermiona jeszcze nie do końca panowała nad przedmiotem, czasami ciężko było jej zahamować, choć starała się nie panikować. Miotła również czasami za bardzo przyspieszała lub w kluczowych momentach – zwalniała, ale Gryfonka starała się nie poddawać i nie tracić w siebie wiary. Naprawdę wiele czasu poświęciła na naukę latania, a z każdym wieczorem podobało jej się to coraz bardziej.
Sam Draco Malfoy, choć nie mówił tego głośno, był pod wrażeniem jak szybko zaczęła się uczyć, a także czuł dziwną dumę wobec niej, a także samego siebie. W końcu jemu też się coś należało. Podołał praktycznie zadaniu niemożliwemu.
- W porządku, Granger. – zaczął blondyn, gdy tylko przekroczył próg Pokoju Życzeń. – Sprawa jest prosta. Nie mogę dzisiaj tutaj długo siedzieć, bo mam do załatwienia pewne sprawy.
Hermiona skinęła głową, dalej się w niego wpatrując i czekając na to, co ma do powiedzenia. Może to dziwne, ale coraz częściej mijając go na korytarzu, wspominała ich późne spotkania i lekcje. W niektórych momentach jego maska zimnego, nieczułego drania spadała, ukazując normalnego chłopaka. Tak, czasami zdarzało mu się zachowywać normalnie. Żartował, śmiał się czy nabijał z niej, gdy coś banalnego jej nie wyszło. Nie był to jednak ten wredny, szyderczy i arogancki śmiech, a ten szczery, rozbawiony – prawdziwy. Nigdy go takim nie widywała wcześniej, więc dla jej oczu oraz uszu było to czymś nowym i przyjemnym. Była zadowolona, że powoli zaczął się przy niej otwierać. W końcu nie był dupkiem Malfoyem, czy śmierciożercą. Był zabawny i otwarty. Był sobą.
- A więc tak, na jakiej pozycji chciałabyś grać?
Gryfonka miała wrażenie, że zaschło jej w ustach, a oczy wyszły na wierzch.
- J- jak to „pozycji”? Ja miałam tylko l-latać… - wydukała, niemal sparaliżowana strachem. Nie czuła, aby była gotowa na coś więcej.
- Nie panikuj. – westchnął z irytacją, wstając ze swojego miejsca. – Wydawało mi się tylko, czy nie chciałaś udowodnić czegoś Weasleyowi?
Hermiona skinęła niepewnie głową, potwierdzając jego słowa.
- Samo unoszenie się w powietrzu nie wystarczy. To musi być coś o wiele więcej, coś, na co Łasic wytrzeszczy gały. Musisz się wykazać, Granger, pokazać, że stać cię na to.
Draco widział, że Hermiona wpatruje się w niego z niezbyt przekonaną miną. Tak, wyczynem było, że zaczęła latać, nauka gry była o wiele bardziej skomplikowana. Miał wrażenie, że dziewczyna boi się, że zaraz wszystkie piłki rzucą się na nią i pozabijają, bo przecież „każda z nich jest w stanie zabić. To krwiożercze potwory!”.
Chwycił twarz w dłonie nerwowo. Dzisiejszego wieczora czas go gonił, nie miał czasu na jej zachwianie emocjonalne! Miał tyle spraw do załatwienia z drużyną, a tymczasem ona robiła scenki niezdecydowanej kobiety.
- Ścigający. – mruknął w końcu. Hermionie na te słowa przyspieszyło lwie serce. – Z tego co pamięta mój nos, to masz niezły zamach, a to kluczowe w tej pozycji. Co prawda na pozycji pałkarza również, ale tam liczy się także siła.
Hermiona mimowolnie zachichotała na wspomnienie prawie złamanego nosa Ślizgona, przez co ten skrzywił się od razu wiedząc o co chodzi dziewczynie.
- Ostrzegam cię, Granger, nie drażnij mnie. – zagroził, ale sam nie mógł do końca pozbyć się cienia uśmiechu. – Nawet nie masz pojęcia, jak mój nosek wtedy cierpiał. Już nigdy nie był tak prosty.
Hermiona przez chwilę się zmieszała, ale po chwili roześmiała melodyjnie, gdy Malfoy zachlipał żartobliwie i również się uśmiechnął. Długo to jednak nie trwało, bo chłopak, jakby do niego doszło to, co robi, szybko się opamiętał i odchrząknął, na powrót zakładając maskę chłodu i obojętności.
- Należało ci się  i tyle. – skomentowała po raz ostatni śmiejąc się, gdyż usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Jej wzrok powędrował w tamtą stronę, rozszerzając się gwałtownie, gdy tylko zobaczyła kto do nich dołączył.
- Witaj, Smoku. Sorki za spóźnienie, korki były. – Blaise Zabini ściągnął z siebie zaklęcie kameleona i spojrzał na dwójkę czarodziejów z szerokim uśmiechem, a także skinął głową w stronę szatynki. – Granger.
Hermiona nie odpowiedziała na jego przywitanie żadnym, nawet najmniejszym gestem. Była tak zaskoczona i skołowana, że nie była w stanie. Miała wrażenie, że nie potrafi wydusić z siebie ani jednego słowa.
-  Zabini. – również skinęła po dłuższej chwili, która wydawała się wiecznością. Szybko opuściła głowę w dół, pod wpływem jego wzroku. Musiała przyznać, że Blaise Zabini, druga najważniejsza Persefona Slytherinu, po wojnie znacznie wyprzystojniał. Na jego ustach nieustannie gościł szeroki uśmiech, a w oczach czaiły się rozbawione ogniki. Przybrał również na masie, co dawało dobry skutek, bo jego mięśnie opinały się na dość dopasowanej koszulce.
Mulat roześmiał się, wyrywając Hermionę z ciekawskiego mierzenia wzrokiem jego osoby i spłoniła się jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę, że to właśnie z tego śmieje się chłopak.
- Spokojnie, Hermiono. Może nie jestem tutaj z tych powodów, które sobie wyobrażałaś, ale jak chcesz, możemy o tym porozmawiać później. – mrugnął do niej zalotnie, a Hermiona wybałuszyła oczy na dźwięk swojego imienia oraz braku kpiny w głosie, towarzyszącej praktycznie każdemu Ślizgonowi.
Blaise jednak, jakby nie widząc jej zaskoczenia, odwrócił się w stronę przyjaciela, powoli do niego podchodząc. Draco nie wyglądał na zbytnio zadowolonego, wręcz jakoś wykrzywił usta w niezadowolony grymas i rzucił w jego stronę miażdżące spojrzenie.
- Skończyliście już swoją przyprawiającą o mdłości pogawędkę i możemy przejść do konkretów? – warknął, ale nie czekał na odpowiedź. – Diable, przygotowałeś wszystko?
- Oczywiście, mój najdroższy. – Draco się skrzywił. – Gdzieś to tutaj mam…
Ślizgon zaczął przeszukiwać kieszenie, co chwile robiąc dziwne miny i doprowadzając do szału blond przyjaciela. W końcu jednak wydał cichy pisk i wyciągnął maleńkie pudełeczko, uśmiechając się jeszcze szerzej i mrugając w kierunku Hermiony.
Dziewczyna nie miała pojęcia czym jest owy przedmiot. Zdała sobie z tego dopiero sprawę, gdy Blaise mruknął pod nosem zaklęcie, a ogromna, ciężka skrzynia uderzyła z łoskotem w posadzkę przed jego nogami.
Od razu, bez problemów rozpoznała masywny kufer z piłkami do Quidditcha, co niezbyt jej się spodobało.
- To od czego zaczynamy? – zapytał szatyn, otwierając wieko skrzyni i kierując ciekawy wzrok na Hermionę, która spłoniła się jeszcze bardziej ze strachu. Blaise nawet nie zdawał sobie sprawy, jak w tej chwili jej serce uderza potężnie o ścianki klatki piersiowej. Gryfonka ponownie opuściła wzrok, nie chcąc przyznawać się do strachu.
- Zacznijmy od kafla. – mruknął w końcu Malfoy, przekręcając oczami ze zniecierpliwieniem. W ciągu paru sekund kafel znalazł się w jego lewej dłoni, a w prawej trzymał już miotłę.
- No dalej, Granger. Chyba się nie boisz, co, Gryfonko? – mulat szczególnie mocno zaakcentował ostatnie słowo, unosząc drwiąco brew.
Na Hermionę zadziałało to jak płachta na byka. Momentalnie wyrwało ją z poprzedniego odrętwienia i strachu, który tak odczuwała. Gwałtownie się wyprostowała, wypinając dumnie pierś.
- Jak doskonale udało ci się zauważyć, Zabini, to tak, jestem z domu Lwa i uwierz mi, nie mam powodów, by bać się czegoś tak banalnego jak quidditch. – fuknęła obrażona i dosiadła trochę zbyt pewnie miotły.
Coś w środku niej powtarzało, że nie jest to dobry pomysł, ale ze względu honoru nie mogła zrezygnować. Zamierzała utrzeć nosa tym dwóm przemądrzałym, zadufanym w sobie Ślizgonom.
Draco i Blaise spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a w ich oczach błysnęło kpiące rozbawienie. Nie powiedzieli nic jednak na głos, tylko również dosiedli swoich mioteł, wzbijając się w powietrze obok szatynki.
- Po pierwsze, Granger… - zaczął blondyn swoim pouczającym tonem. Hermiona jakby momentalnie zapomniała o wszystkich tygodniach, kiedy ją uczył, nabrała czerwonych policzków ze złości. Malfoy miał teraz zamiar ją pouczać?! Ją?! Nie ma mowy! Udowodni mu, że na tym etapie będzie potrafiła poradzić sobie bez niego! – Gdy chcesz…
- Dobra, Malfoy. Oszczędź sobie tlenu. – zniecierpliwiła się. – Przejdźmy do praktyki, bo w tym tempie to chyba nigdy nie zaczniemy.
Sama siebie zaskoczyła swoimi słowami, a co dopiero Ślizgoni mogli na to powiedzieć. Hermiona jednak nie zwracając uwagi na ich zdziwione miny, odleciała od nich na większą odległość.
- Dobra, to co najpierw? – zawołała.
W chwili, gdy wypowiedziała te słowa, w jej stronę niczym pocisk pomknął czerwony kafel. Wystraszona pisnęła, ale automatycznie wyciągnęła przed siebie ręce, końcówkami palców chwytając pewnie piłkę. Otworzyła zaciśnięte powieki, patrząc na przedmiot z niedowierzaniem, jakby nie mogąc do końca uwierzyć, że naprawdę go złapała, ale również z dziwną fascynacją, oglądając go z każdej strony.
- Nieźle, Granger, ale pamiętaj, że ta gra nie polega na tym, żebyś siedziała sztywno na miotle i czekała aż kafel sam wpadnie ci w ręce. – sarknął drwiąco Malfoy. – Uwierz, możesz ruszyć się z miejsca, a nawet przesunąć na miotle.
Draco zaprezentował ruch na swojej miotle, ale Hermiona wciąż wpatrywała się z fascynacją z piłkę, totalnie ignorując jego słowa.
- Hermionko, oddaj proszę kafla, skarbie. – podleciał do niej Zabini, z rozbawieniem zabierając jej dosyć ciężką piłkę. Hermiona spojrzała na niego z zaróżowionymi policzkami z zażenowania.
- Zabini. – syknęła ostrzegająco, ale chłopak posłał jej tylko całusa w powietrzu, a następnie ponownie wycelował w jej stronę kaflem. Niestety, ale tym razem piłka tylko musnęła jej palce, lecąc dalej.
- Granger. – syknął Draco. – Przed chwilą ci mówiłem, że nie masz siedzieć tak sztywno!
- Ale Blaise za szybko… - zaczęła, ale blondyn jej przerwał.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu, że to czarodziej kieruje miotłą, a nie na odwrót?! To TY decydujesz jak się zachować! Jeszcze niedawno sama mi to wyrecytowałaś, słowo w słowo. – warknął ostatecznie i potarł ze zmęczeniem skronie.
- Zamknij się już. – jęknęła, rozmasowując obolałe palce. – Próbuję się skupić, ale to wszystko jest za szybko!
- Quidditch nie jest grą dla słabych. Nie dajesz rady, Granger?
- Daję. – powiedziała twardo.
- Dobrze, dzieci, nie kłócimy się już, tylko gramy! – zawołał nadlatujący Blaise.
- Tak w ogóle, Malfoy, mieliśmy nie mówić nikomu o naszych spotkaniach. Jak to się stało, że Zabini wie? – zapytała wrogo, mrużąc oczy, ale po chwili odwróciła się zmieszana w stronę Zabiniego, który oczywiście wszystko słyszał i mruknęła przepraszająco. – Nie bierz tego do siebie, Blaise. Chodzi mi głównie o Malfoya i jego niedotrzymywanie tajemnic.
Mulat machnął ręką i zachlipał sztucznie.
- Jasne, przyzwyczaiłem się, że nikt nie chce przebywać w towarzystwie biednego Blaise’ika.
Hermiona uśmiechnęła się, ale Malfoy szybko zmył jej ten uśmiech z twarzy.
- Jakbyś zapomniała, to ja cię trenuję i to ja decyduję, czy ktoś o tym wie!
- A może ja również bym chciała skończyć ukrywać się przed przyjaciółmi?! Może mam dość ciągłych kłamstw dlaczego znikam?! – oburzyła się.
- Zapomniałaś, że to właśnie przez tych PRZYJACIÓŁ się tutaj znalazłaś, idiotko?!
Blaise przeskakiwał spojrzeniem od jednego do drugiego, nie wiedząc czy może się wtrącić. Oboje byli dosyć… wściekli i nie miał za bardzo ochoty oberwać po głowie za ich kiepskie humorki. Zawsze mógł polecieć do kuchni po popcorn, to by było lepsze wyjście. Chociaż w sumie nachosy są lepsze…
- Ty parszywa fretko! – krzyknęła i wyciągnęła gwałtownie różdżkę, aby potraktować jego blond głowę jakimś paskudnym zaklęciem, ale jej przeciwnik okazał się szybszy.
- Expelliarmus! – w jego ręce wylądowała różdżka z winorośli, a jej właścicielka niebezpiecznie zachwiała się na miotle.
- Oddawaj to, Malfoy! – syknęła, gdy odzyskała równowagę.
Draco spojrzał na nią wzrokiem typu: „chyba śnisz” i rzucił przedmiot do Blaise’a. Heriona więc odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się delikatnie, mrugając rzęsami.
- Blaise…
Chłopak jakby się zawahał, ale również się uśmiechnął.
- Wybacz, Hermiono… Siła wyższa. – i odrzucił jej przedmiot z powrotem do Malfoya.
W tej chwili Gryfonka poczuła się jak w jednej z mugolskich zabaw z dzieciństwa pod tytułem: „Głupi Jaś”. Jak na złość, ona nienawidziła być tym Jasiem. Jej cudowna i ukochana różdżka z winorośli przelatywała na zmianę z rąk Malfoya, do rąk Zabiniego, nie chcąc powrócić do rąk właścicielki. Miała wrażenie, że Ślizgoni nieźle się bawią tym, że latała bez sensu w tą i z powrotem za nią.
- No, Granger! Postaraj się trochę! Prawie ci się udało! – zaśmiał się wrednie blondyn. – Czyżby Weasley nie nauczył cię rzucania się na wartościowe rzeczy? Podobno jak widzi knuta, to od razu…
Blaise ze śmiechu nie zapanował nad rzutem i jej różdżka wzbiła się wyżej i poleciała dalej niż planował. Hermiona uznała to za doskonałą okazję. Szybko poderwała swoją miotłę w górę i ruszyła za własnością. Niecałe dwa metry przed ścianą zatrzymała się gwałtownie, odwracając o sto osiemdziesiąt stopni i złapała patyk sprawnie. Spojrzała zwycięsko na chłopaków, którzy patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami.
- Szukająca jak się patrzy. – powiedział z podziwem Zabini i mrugnął do niej. – Chyba twoja uczennica poszła w twoje ślady, Draco.
- Chyba… - mruknął z wyczuwalnym szokiem.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, czując, że nadszedł czas, gdy może pokazać swoim przyjaciołom na co ją stać.

~~*~~

Z dumą i pewnością wsiadła na miotłę, czując na sobie wzrok przyjaciół. Zauważyła, że na trybunach rozsiadł się również Malfoy z Zabinim. Mulat pokazał jej kciuk do góry, co dodało jej otuchy. Malfoy tylko kiwnął jej głową, na co ona również skinęła swoją i westchnęła.
Teraz był ten moment, by przypomnieć sobie wszystko to, czego nauczył ją Malfoy i wykazać się swoimi tygodniowymi treningami.
Odbiła się od podłoża, czując przyjemny wiatr we włosach i śmignęła jak strzała parę widowiskowych okrążeń nad boiskiem. Postanowiła się również odrobinę popisać, więc kilka razy pokazała pewne siebie zwroty czy zakręty.
Wylądowała na ziemi przed przyjaciółmi, a emocje w niej buzowały. Z szerokim uśmiechem zsiadła z miotły i usłyszała gwizdy Blaise’a i spojrzenie pełne uznania Malfoya. To już samo w sobie było dobrą nagrodą. Spojrzała na Rona i Harry’ego, który patrzyli na nią z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć, że ich Hermiona zrobiła takie widowisko.
- Znalazłem zastępcę. – powiedział z dumą Harry.
- Za- zastępcę? – zapytała niepewnie.
- Musisz mnie zastąpić w meczu. Złamałem rękę. – wyjął spod szaty zabandażowaną rękę.
- Kiedy?!
- Dzisiaj na treningu, spokojnie. – powiedział uspokajająco. – Nie martw się, po prostu cała drużyna się załamała, bo nie mogę wsiąść na miotłę. Jednak po dzisiejszym pokazie już wiem kto mnie zastąpi.
- Ale, Harry…
- Dasz sobie radę! Jeżeli będziesz latała jak dzisiaj, to bez problemu wygramy!

~~*~~

- Żebyś widział minę Rona! – wykrzyknęła Hermiona w Pokoju Życzeń, gdzie spotkała się z Malfoyem.
- Widziałem. – powiedział z uśmiechem. Radość Granger udzielała się również jemu.
- Dzięki, Malfoy. No wiesz, za te treningi i za cierpliwość, gdyby nie ty… Musiałam być wyjątkowo uciążliwą uczennicą. – wymamrotała z czerwonymi policzkami.
- O tak. – przyznał. – Byłaś najbardziej upartą, marudzącą i przemądrzałą uczennicą jaką miałem. Ale dałem radę. Polecam się na przyszłość. – uśmiechnął się, a ona wstała.
- Będę pamiętać. Muszę iść. – zaczęła przechodzić przez drzwi, ale odwróciła się ze zmieszaną miną. – Będę grała w meczu.
- Słyszałem. Postaraj się, Granger. Nie będę ci pobłażał.
Opuściła pokój z pewnym siebie uśmiechem, a jej serce zaczęło skakać z radości na zbliżający się mecz…

~~*~~

Siedziała w szatni na ławce, ubrana w barwy swojego domu. Czerwień i złoto. Kochała te kolory od pierwszego dnia w Hogwarcie. A dziś po raz pierwszy w życiu miała walczyć dla swojego domu, reprezentując go z dumą. Grała oczywiście przeciwko NIM. Chłopakom, dzięki którym była właśnie w tym, a nie innym miejscu. I choć nie wiadomo jak bardzo by chciała grać razem z nimi, oni ubrani w zieleń i srebro, czekali tylko na jej pomyłkę, aby wygrać dla swojej drużyny. W tej chwili przestały się liczyć wspólne treningi. Tutaj chodziło o wygraną, o rywalizację.
Westchnęła głęboko i podniosła wzrok na pustą już szatnię. Mecz miał zacząć się za około dwadzieścia minut, a ona zamiast powtarzać wymyśloną przez Pottera taktykę, siedziała w szatni i rozmyślała. Czy da radę? Czy nie zawiedzie drużyny, a tym samym swojego przyjaciela, który ogłosił ją jego zastępczynią? Czy nie zawiedzie JEGO? Swojego nauczyciela, który w tym momencie pewnie drwił ze swojego przeciwnika?
- Przecież ja nie mam z nim szans - westchnęła załamana i przejechała palcami pomiędzy włosami. Grała przeciwko Malfoyowi. Malfoyowi, który od lat trenował, praktycznie dzień w dzień. Był praktycznie na poziomie Harry’ego. Jego drugie życie odbywało się w powietrzu.
Hermiono, o czym ty mówisz?! Jesteś z Domu Lwa i nie poddajesz się, a tym bardziej nie przejmujesz się byle Ślizgonem! - upomniał ją głos w głowie dając tym samym mentalnego kopniaka. – Jesteś silna, dziewczyno!
Potrząsnęła głową i wstała z ławki, szybko wiążąc włosy w ciasny kucyk, aby nie przeszkadzały jej podczas meczu. Chwyciła starą miotłę Harry'ego, która według samego właściciela miała przynieść jej szczęście i wyszła z niedużego pomieszczenia.
Otworzyła szerzej oczy, gdy zobaczyła czekającego na nią pod drzwiami jej szatni Malfoya. Jego koledzy z drużyny poszli wypolerować swoje nowe miotły, ale on musiał z nią wcześniej porozmawiać, nie mógł tak po prostu zostawić bez słowa. Czuł się z tym bardzo dziwnie i wręcz pewna jego część była wściekła na tą drugą, ale jest Malfoyem i może robić co tylko zechce, a jeżeli jest to rozmowa z Granger czy górskim trollem, to tak będzie.  
- Malfoy? - usłyszał jej melodyjny, ale zaskoczony głos i zaśmiał się lekko w duchu. Miał ochotę przeklinać się za to, że tutaj w ogóle przyszedł.
- Tak się właśnie nazywam. – powiedział z drwiącym uśmiechem, obserwując z dumą zmianę na jej twarzy.
- Merlinie, ale ty jesteś zabawny! Że też wcześniej tego nie zauważyłam! – zironizowała, ale jej usta ozdobił szeroki uśmiech.
- Też mnie to zaskakuje, przecież to widać na pierwszy rzut oka! – ukazał swoje bialutkie ząbki i przeczesał palcami platynowe włosy, odrzucając je na bok.
Hermiona prychnęła cicho i oboje w ciszy patrzyli na siebie uważnie. Draco bez pośpiechu zmierzył jej ciało wzrokiem i musiał przyznać sam przed sobą, że Blaise miał racje komplementując wygląd szatynki, ale jednak coś mu nie pasowało w efekcie końcowym. Zmarszczył brwi i zawahał się.
- Granger, pasuje ci ten strój, ale tak czy inaczej, w barwach Slytherinu wyglądałaś dużo lepiej - zarumieniła się na jego słowa i obojgu przed oczami stanęła sytuacja z poprzedniego wieczoru.
Było już po ich patrolu, który minął niesłychanie szybko, a oni nie mogąc zasnąć, wymknęli się razem na boisko, mijając po drodze śpiącego Filcha, przytulonego do starego mopa.
 Na miejscu latali wspólnie goniąc się i ścigając w jedną i drugą stronę. Oboje musieli przyznać, że bawili się ze sobą cudownie. Hermiona nie mogła się pozbyć wrażenia, że Malfoy zaczął w jej towarzystwie zachowywać się tak normalnie…
- Zimno ci? – zapytał, gdy dziewczyna po raz kolejny w ciągu paru minut zadrżała
- Nie, nie. - uśmiechnęła się uspokajająco, ale w tym samym czasie jej szczęka poruszyła się niespokojnie, a zęby uderzyły o siebie.
Malfoy westchnął i przekręcił oczami, podlatując do niej bliżej. Zdjął przez głowę bluzę swojej drużyny i podał ją drżącej Hermionie, dotykając przy tym jej lodowatej dłoni.
Gryfonka podziękowała cicho i ubrała bluzę o butelkowo zielonym kolorze z dużym napisem "MALFOY" na plecach i herbem domu węża na klatce piersiowej. Blondyn nie powiedział tego na głos, ale myśleć nikt mu nie zabronił: Hermiona wyglądała uroczo w za dużej bluzie, gdzie rękawy zasłaniały jej palce, ale świadomość, że to jego bluzę ma na sobie, dodawała jej seksapilu. Nie wiedział jakim cudem, ale tak było. Krótko mówiąc - częściej mogłaby nosić jego ubrania
- Tak sądzisz? – zapytała, uśmiechając się uwodzicielsko. Nie wiedziała dlaczego to robi, a tym bardziej w stronę Malfoya, ale nie zastanawiała się nad tym głębiej, tylko patrzyła jak w jego oczach pojawia się ta łobuzerska iskra.
- Ja to po prostu wiem, Granger - mrugnął do niej i znacznie się zbliżył.
Wstrzymała oddech, kiedy jego blada dłoń wylądowała na jej talii i przesunęła się jeszcze wyżej pod sportową szatę Gryffindoru.
- Tak, jak prosiłem. - zaśmiał się cicho, widząc swoją bluzę pod czerwoną płachtą. W sekundzie jego szeroki uśmiech się powiększył, choć nie wiem czy to było możliwe. Jego zwycięska mina mówiła wszystko.
- Poprosiłeś? - prychnęła głośno i pokręciła głową z niedowierzeniem. - Ty to wymusiłeś, Malfoy. Musiałam czekać, aby wszyscy wyszli i dopiero się przebierałam. - pożaliła się jak dziecko, a wtedy przez mikrofon zostało ogłoszone, że mecz rozpocznie się za pięć minut.
Bez słowa ruszyła przed siebie, gdy nagle poczuła, jak ktoś ją łapie za ramię.
- Nie narzekaj, Granger, to tak na szczęście - szepnął jej do ucha i nie mogąc się powstrzymać, przygryzł lekko jego płatek, na co z satysfakcją poczuł, jak dziewczynę przechodzi dreszcz. - Połamania miotły, Granger. – powiedział, odchodząc i nawet na nią nie patrząc.
- I wzajemnie, Malfoy. – wyszeptała cicho, a następnie odwróciła się i pobiegła do reszty drużyny.

~~*~~

Slytherin prowadził dwudziestoma punktami, co doprowadzało Ronalda Weasleya do białej gorączki. Wstyd przyznać, ale miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy czasem zerkała na całego czerwonego obrońcę.
 Rozglądała się uważnie za swoim celem, ale nigdzie nie mogła go dostrzec. Przejechała wzrokiem po trybunach i odpowiedziała równie szczerym uśmiechem swojemu przyjacielowi, który ze złamaną ręką siedział obok Seamusa i patrzył właśnie na nią. Był z niej dumny i kibicował całym sercem.
Przed nią przemknęła Ginny z kaflem w ręce, a zaraz za nią leciał pewny siebie Blaise Zabini, próbując wyrwać jej piłkę, aby zdobyć kolejne punkty dla swojego domu. Zaśmiała się widząc ich wesołe uśmiechy. Tak, podejrzewała, że między jej przyjaciółką a Ślizgonem coś iskrzyło.
- Złoty Znicz! – krzyknął komentator, a Hermiona jak oparzona przypomniała sobie o meczu, rozglądając się uważnie wokoło.
Coś mignęło jej kilkanaście metrów dalej, gdzie od razu skierowała swoją miotłę. Wiatr smagał jej twarz i targał włosy, a ona czuła się wolna i pewna siebie. Przestraszyła się jednak, gdy Draco znalazł się w mgnieniu oka obok niej, rozpoczynając wyścig po wygraną. Doceniała swojego przeciwnika, dlatego coraz bardziej traciła pewność siebie.
Złota kuleczka leciała kilka metrów przed nimi i za nic nie żałowała sobie gwałtownych skrętów i uników przed rękami jej oprawców. Draco i Hermiona, oboje z wyciągniętymi przed siebie rękami, lecieli łeb w łeb, a wszyscy uczniowie dopingowali głośno szukających wybranej drużyny.
Większość była w mocnym szoku widząc pannę Granger jako zastępstwo za Pottera, przecież ona nigdy nie interesowała się sportem, jednak w tej chwili całym sercem byli właśnie z nią. Głośne wiwaty i krzyki ją motywowały do dalszej walki, dlatego nie zamierzała się poddać.
Znicz ponownie zawrócił w niespodziewanej chwili i gdyby nie dobry refleks graczy, oboje wylądowaliby w trybunach nauczycieli. Lecieli łeb w łeb, przyspieszali w tym samym momencie, przez co żadne z nich nie wychodziło na lepszą pozycję.
W tle słyszeli, że ktoś zdobył kolejne dziesięć punktów, ale nie mieli czasu, aby się zastanawiać kto i ile. Ważna była ich walka. Złapanie Złotego Znicza.
- Lecą miotła w miotłę! Znicz jest na wyciągnięcie ręki! Już! Kawałek! I... Zwycięża Gryffindor! - wszyscy podnieśli się po słowach komentatora i w sekundzie po całym boisku rozbrzmiały okrzyki radości, ale i niezadowolenia – Tak, ludzie! Hermiona Granger złapała Złotego Znicza!
- Brawo, Miona! - krzyknęła Ginny, mocno się do niej przytulając. Szybko jednak się od niej odsunęła, widząc, że zbliża się do nich Zabini.
- Chodź tutaj, Wiewióro! Wcale nie wygrałaś!
Hermiona roześmiała się i poczuła, że ktoś jest dokładnie za nią. Odwróciła się i uśmiechnęła do swojego nauczyciela, który wcale nie wyglądał na jakiegoś wściekłego czy niezadowolonego. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że coś kombinuje.
- Gratulacje, Granger. - wyciągnął w jej stronę rękę, a wszyscy uczniowie patrzyli na nich jakby sam Merlin im się objawił. Nawet drużyna Gryffindoru powstrzymała się od rzucenia na ich obecną szukającą.
- Dałeś mi wygrać, Malfoy, nie myśl, że nie zauważyłam jak zwolniłeś w ostatniej chwili. - potrząsnęła ich złączonymi dłońmi, a w chwili, nawet nie wiedząc jak, znalazła się na miotle chłopaka. Zaskoczona popatrzyła w dół, jak jej miotła sama leci na swoje miejsce i podniosła wzrok na zadowolonego z siebie Ślizgona.
- Może dałem wygrać - gdzieś obok usłyszeli głośne „Co?!" Zabiniego i zwycięski śmiech Rudej, ale nie zwrócili na to większej uwagi poza wywróceniem oczami. - Może nie. To nie zmienia faktu, że należy mi się nagroda - uśmiechnął się łobuzersko i jednym płynnym ruchem zerwał z dziewczyny jej szatę, odsłaniając bluzę ze swoim nazwiskiem.
- Malfoy! - krzyknęła przerażona, gdy się zachwiała pod wpływem gwałtownego ruchu i złapała za jego barki. Popatrzyła mu wystraszona w oczy, a on nie wiele myśląc, wpił się w jej usta. Oszołomiona oddała pocałunek, a po chwili poczuła zimne ręce na swojej talii.
- Co my robimy? – zapytała cicho.
- Całujemy. – odpowiedział obojętnie.
- Ale szkoła, nauczyciele…
- Olej ich, Granger. Odbieram swoją nagrodę. Chyba zasłużyłem, co? Uczeń przerósł mistrza.
Hermiona roześmiała się.
- Nie wiesz, że to niereformowalne, by uczennica całowała się z nauczycielem?
- Tym lepiej. – ponownie ją pocałował. – Ale nie myśl sobie, Granger. Następny mecz wygram ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz