Czułem, że
wybucham. Wszystkie negatywne emocje wypłynęły ze mnie, gdy spojrzałem na
leżącą pode mną nagą kobietę. Jej oczy błyszczały oczekująco, usta kusząco się
wyginały. Niemal bezczelnie nakłaniała mnie do kolejnego kroku. Ja z dziką
rządzą pochyliłem się nad nią i ponownie wpiłem się bestialsko w jej wargi,
przygryzając je, aż jęknęła. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, a moje
niebezpiecznie się spięło, gotowe na więcej.
Przeniosłem
się więc ustami na jej szyję, również ją przygryzając i kąsając. Poczułem
metaliczny smak w ustach z lekkim obrzydzeniem, ale kontynuowałem. Nie siliłem
się na delikatność. Zostawiałem po sobie krwawe ślady, czując jak ona wbija
swoje paznokcie w moje plecy i jęczy z rozkoszy.
To wszystko
nakręcało mnie w tej chwili tak bardzo, że zjeżdżałem coraz niżej, chcąc
zostawić na niej jak najwięcej śladów mojej obecności. Naznaczałem ją. Chciałem
zrobić jej krzywdę, nie chodziło o przyjemność. Chciałem się na niej wyżyć,
usłyszeć wrzask, bym przestał. Chciałem skrzywdzić ją, bym to ja w tej chwili
odzyskał choć na chwilę odpowiedni tor w życiu.
Zdjąłem do
końca spodnie i odwracając ją na brzuch, wszedłem w nią bez przygotowania,
najmniejszego ostrzeżenia. Każdy ruch był coraz brutalniejszy, szybszy,
gwałtowniejszy. Nie, tu nie chodziło o delikatność. Przestałem odróżniać jęki
od krzyków. Nie wyrywała się jednak, chciała więcej.
Chwyciłem ją
za włosy, przyciągając do siebie. Odwróciła się i wpiła się w moją szyję, aż
syknąłem.
Ponownie
pchnąłem ją na materac, penetrując od przodu. Przejeżdżała paznokciami po moim
brzuchu, powodując, że moja agresywność się zwiększała. Była w tej chwili moja.
Była moją ofiarą. Mogłem ją rżnąć, a ona pragnęła mnie bardziej.
Spojrzała mi
w oczy i uśmiechnęła się czerwonymi ustami. Jej oczy były tak
inne... Bez ciepłych iskierek. Długie, brązowe włosy
rozlały się po poduszce, ale pachniały inaczej. Usta nie
były miękkie i ciepłe. Jej ciało było zimne. Nie miała w sobie
tej delikatności, tej niewinności. Uśmiech nie był łagodny...
Nie wiem sam
ile to trwało, ale opadłem na poduszki, a zdrowe myślenie do mnie powróciło,
tak nagle. Wzrok się wyostrzył, serce unormowało rytm. Co ja do kurwy
zrobiłem?!
Spojrzałem
na leżącą obok dziewczynę, która z zadowoleniem przytuliła się do mojej piersi.
Miałem ochotę ją odepchnąć i wygonić z tego pomieszczenia.
Tak,
poczucie winy wypełniło mnie całego. Nie wiem dlaczego, ale nagle poczułem, że
to był błąd. Piekło mnie wszędzie, ale nie mogłem uciec. Zamknąłem oczy, nawet
nie zdając sobie sprawy, że odpływam...
***
Obudził mnie
rano ból w klatce piersiowej. Spojrzałem na leżącą obok dziewczynę i
wyswobodziłem się z jej uścisku, przez co zbudziła się i spojrzała na mnie z
uśmiechem, który, mimo, że ładny, obrzydził mnie.
- Obudziłeś
się? – zapytała sennie. – Dobrze ci się spało?
- Tak. A
tobie? – mruknąłem bez zainteresowania, czekając aż sobie pójdzie.
- Cudownie.
Ta noc... była wspaniała. Może... powtórzymy to?
Powstrzymałem
gwałtownie jej dłoń, która kierowała się w dół mojego brzucha i uśmiechnąłem
się krzywo.
- Wybacz,
ale obowiązki wzywają.
- Rozumiem.
– westchnęła zawiedziona. – Masz rację, jest już późno. W takim razie ja
również już pójdę.
Wstała, bez
skrępowania się ubierając na środku pokoju, jakby sprawdzając moją reakcję i
musnęła usta szminką. Podeszła do mnie powoli, całując niespiesznie, a także
przygryzając na odchodne moją szyję.
- Mam
nadzieję, że niedługo to powtórzymy, narzeczony.
Na ostatnie
słowo przeszedł mnie dreszcz, ale udało mi się uśmiechnąć krzywo i kiwnąłem
głową. Poczekałem aż wyjdzie i zerknąłem na zegarek. Godzina jaką wskazywał,
zmusiła mnie do gwałtownego wstania z łóżka i szybkiego ubrania. Po kilku
minutach byłem gotowy do wyjścia.
Nie miałem
czasu na większe uporządkowanie siebie, było stanowczo zbyt późno. Mój krok z
zamaszystego przemienił się niemal w bieg. Przemierzałem korytarze mojej
rezydencji bojąc się, że jeżeli ktoś się dowie, że tak późno przyszedłem po
Granger... Nie. Przecież był jeszcze Theodor. On na pewno zajął się nią pod
moją nieobecność.
Podbiegłem
do ich celi, chwytając za pręty, dysząc od ciągłego biegu. Zajrzałem przez nie
i natknąłem się na duże, orzechowe oczy, wpatrujące się we mnie z zaskoczeniem.
Była w celi sama. Weasleya na pewno już wyprowadzili, a Potterem zajął się
Snape.
- Dlaczego
nie poszłaś z Nottem? – wydyszałem.
- Był po
mnie, ale Snape zabronił. Kazał poczekać na ciebie. – odpowiedziała chłodno, na
co zacisnąłem usta i otworzyłem kraty, by wyszła.
Szliśmy
ramię w ramię. Już dawno nie trzymałem jej w mocnym uścisku, nie miała na sobie
więzów. Dlaczego? Może wierzyłem w to, że nie jest taka głupia, aby próbować
ucieczki. Spędziłem z nią już tyle czasu, że wiedziałem iż Granger zna zasady i
zastosuje się do nich.
Milczeliśmy,
ale czułem, że na mnie zerka. Wiedziałem o co chodzi. Była ciekawa dlaczego
wczoraj mnie nie było i co robiłem. Chodziło o Granger i dobrze znałem jej
ciekawość, a także nachalność.
- Możesz
przestać się na mnie gapić? – warknąłem i zatrzymałem się.
Ona również
się zatrzymała i założyła buntowniczo ręce na piersi, ale nie potrafiła ukryć
rumieńców na bladych, wychudzonych policzkach. Zmrużyła niebezpiecznie oczy jak
miała w zwyczaju i zmarszczyła brwi.
- Nie gapię
się na ciebie, Malfoy. – syknęła. – Tylko...
Urwała i
otworzyła szerzej oczy, a ja uśmiechnąłem się drwiąco.
- Co jest,
Granger? Czyżby zabrakło ci słów...
Gryfonka
zrobiła krok w moją stronę i wyciągnęła rękę, a ja drgnąłem lekko, wciągając
powietrze i zamarłem. Dotknęła delikatnie mojej szyi i przeciągnęła po niej
palcami. Poczułem jak jedno miejsce zapiekło lekko, na co się skrzywiłem.
- Masz
sporego siniaka na szyi. – wyszeptała. – Kto ci to... Och.
Ona również
zamarła, a ja zrozumiałem. To nie był zwykły siniak. To nawet nie była pamiątka
po uderzeniu ojca. Przed oczami ukazała mi się scena, jak zęby wraz z ustami
wbijają się w moją szyję. Automatycznie przeciągnąłem dłonią po szyi, i
zmazałem coś ręką, co okazało się śladami szminki, które również odbiły się na
mojej koszuli.
- To... -
zacząłem, ale urwałem. Nie było powodu, bym miał się przed nią tłumaczyć.
Miałem
wrażenie, że przez jej twarz przeszedł jakiś cień, a ona sama zacisnęła pięść i
opuściła rękę wzdłuż tułowia. Spojrzała w moje oczy i uśmiechnęła się krzywo,
lecz jej oczy wciąż pozostawały chłodne.
- Chyba
dobrze musiałeś się bawić wczorajszego dnia.
Nie
odpowiedziałem jej, tylko patrzyłem na nią bez wyrazu. Ona natomiast odwróciła
się i zaczęła iść w stronę, w którą wcześniej zmierzaliśmy. Mój wzrok podążał
za nią, a w środku znów poczułem wyrzuty sumienia.
Przez resztę
drogi się nie odezwała, co mi było w tej chwili na rękę i weszła również bez
słowa do gabinetu Theodora. Przyjaciel spojrzał na nas znad sterty papierów i
uśmiechnął się delikatnie do szatynki.
Granger
podeszła do niego i usiadła przy jego stoliku, biorąc jakieś papiery do ręki.
Theo spojrzał na nią zaskoczony i przeniósł wzrok na mnie, ale ja wciąż
wpatrywałem się w nią, czując, jak moje emocje biją się ze sobą. Byłem wściekły,
ale jednocześnie czułem pustkę. Cała mieszanka, która wrzała w moim środku.
- Wszystko w
porządku, Hermiono? – zapytał Theo łagodnie.
- Tak, a coś
nie tak? Mam sporo pracy.
Prychnąłem.
Od kiedy ona tak się spieszyła z pracą dla śmierciożerców? Obserwowałem jeszcze
przez chwilę jak bazgrze coś po pergaminie i rzuciłem:
- Co ty
robisz, Granger? Nie powinnaś robić eliksiru?
Milczała, co
doprowadzało mnie do furii. Theodor przeskakiwał spojrzeniem od niej do mnie
nerwowo, ale ona widocznie nie zamierzała odpowiedzieć.
- Granger,
kurwa, zadałem ci pytanie!
Ona wciąż
milczała, ale Theo uniósł uspakajająco rękę.
-
Wczorajszego dnia dostała w zadaniu dobranie do siebie składników kilku
eliksirów i musi to wszystko spisać.
Skinąłem
głową i zmiażdżyłem spojrzeniem dziewczynę.
- Theo. –
powiedziała głośno. – Czy tojad może być połączony z piołunem?
- Tak, ale w
minimalnym stężeniu. Da to wtedy działanie odkażające. Ile go tam masz?
- Zaledwie
kilka gramów. Wystarczy?
- Jak dasz o
gram za dużo, to wywoła ewentualnie działanie przeczyszczające.
- Pomożesz
mi go później odmierzyć? – zapytała i uśmiechnęła się do niego, a ja warknąłem
cicho.
- J – jasne.
– mruknął i przeniósł spojrzenie na mnie. – Draco, zapomniałbym, Snape kazał ci
do niego przyjść.
Zmierzyłem
ich ostatni raz wzrokiem i odwróciłem się na pięcie, wychodząc z jego gabinetu
niechętnie, trzaskając drzwiami. Byłem wściekły na Granger. Jak ta głupia
dziewczyna śmie mnie ignorować?! Nikt jej nie dał do tego prawa! Jest tylko
więźniem, głupią szlamą i jeszcze mnie popamięta! Naiwna. Nikt jej tutaj nie
pomoże, nie obroni. Jest zdana na moją łaskę, dlatego jeszcze żyje.
Wszedłem do
komnat Snape'a, zapominając o pukaniu. Byłem tak rozdrażniony, że w tej chwili
nic mnie nie interesowało.
- Nie
nauczyli cię pukać, Malfoy?! – syknął Mistrz Eliksirów, wpatrując się we mnie z
naganą.
- Wybacz,
Snape. – skinąłem głową. – Wzywałeś?
Rozejrzałem
się po pomieszczeniu, a mój wzrok przykuł siedzący przy stoliku Potter. Nie
wyglądał wcale tak najgorzej. Jego twarz i ciało może i było pokryte kilkoma
brzydkimi bliznami, ale to dla niego nic nowego. Przecież nigdy urodą nie
grzeszył.
Gryfon
spojrzał na mnie z niechęcią, ale nic nie powiedział. Ja również nie zdążyłem
wyrazić swojego niezadowolenia, bo tuż przede mną stanął Severus Snape, groźnie
na mnie łypiąc.
- Gdzie
byłeś rano? Dlaczego się spóźniłeś? – warknął.
- Byłem
zajęty. – odpowiedziałem lekceważąco.
- Ach, tak?
– uniósł brwi. – Czym to tak ważnym był zajęty młodociany śmierciożerca,
odkładając rozkazy Czarnego Pana na później?
- Nie twoja
sprawa, Snape. – syknąłem.
- A właśnie,
że moja, szczeniaku. Dostałeś zadanie, to masz je wykonywać. To miało być dla
ciebie wyróżnienie, Draco. Twoja rodzina miała doznać zaszczytu, że ty, przez
jakiś czas nieważny, poboczny śmierciożerca, dostał w nagrodę pod opiekę
Gryfonów. Później miałeś pilnować tylko Granger. Nawet tego zrobić nie
potrafisz? Zachowujesz się jak gówniarz, nie wyszkolony poplecznik największego
czarnoksiężnika naszych czasów. Nie zasługujesz na to, rozumiesz? Jeżeli nadal
będziesz się tak zachowywał, Czarny Pan cię zniszczy. Nie będzie się
interesował twoimi miłosnymi gierkami.
- Skąd wiesz,
że...
- Jak
widzisz, każdy dowie się tego, czego chce. Zjeżdżaj i wykonuj swoje polecenia
jak należy!
Warknąłem
pod nosem, zabijając go w myślach najgorszymi klątwami. Skinąłem głową i
wyszedłem z jego komnat. Tylko po to miałem tam przyjść? By wysłuchać takiego
gadania? Snape jest równie żałosny co większość śmierciożerców.
Wróciłem do
gabinetu Theo, z wielkim niezadowoleniem odkrywając, że oni wciąż są tak blisko
siebie. Przenieśli się jednak nad kociołek, prawdopodobnie wspólne
przygotowując jakiś skomplikowany eliksir.
- I jak tam
u Nietoperza? Co chciał? – zapytał zainteresowany Theo, gdy tylko mnie
dostrzegł.
- Musiał
sobie pogadać bez sensu, jak zwykle zresztą. – mruknąłem, a Theo się zaśmiał.
Ja jednak wpatrywałem się w Granger, która ani razu nie podniosła wzroku, jakby
skupiona na obecnym zadaniu.
- Podasz mi
te kiełki, Theo? – zapytała z uśmiechem.
- Oczywiście,
wszystko ci pociąłem.
- Dziękuję.
Jesteś kochany. – odpowiedziała, a ja poczułem jak coś mnie ściska w środku.
Zacisnąłem pięści, starając się panować nad mimiką twarzy.
- A jak tam
z Astorią, Draco? – zapytał ponownie przyjaciel, a ja zobaczyłem z satysfakcją,
że twarz Granger tężeje, a ona sama jakby cała się spina. Podniosła również na
zaledwie sekundę na mnie wzrok.
- Całkiem
nieźle. – odpowiedziałem obojętnie, nie spuszczając z Gryfonki wzroku. –
Oprowadziłem ją po domu, porozmawialiśmy trochę. Bardzo kocha Czarnego Pana,
jak zauważyłeś na pewno. Jest mu oddana. Chyba również czuje to samo do mnie.
Wiesz, jest całkiem niezła.
Nastąpił
trzask, a skorupa w dłoni Granger się rozkruszyła, wylewając ze środka jakieś
obrzydliwie pachnące soki. Uśmiechnąłem się drwiąco, a ona pisnęła.
- Wybacz,
Theo, strzeliłam tym w ciebie! Za mocno przygniotłam! – krzyknęła i doskoczyła
do Notta. – Pobrudziłam cię tym przez przypadek!
- Nie
szkodzi, gdzie to mam? – zaśmiał się wesoło.
- O, tutaj.
We włosach. – odwzajemniła uśmiech i sięgnęła ręką do jego włosów, wyjmując z
nich kawałek skorupki. Strzepnęła również z ramion jakiś proszek.
- Dzięki,
Hermiona.
- Nie ma
sprawy. – zarumieniła się, gdy chwycił jej dłoń w swoją. – Chyba musimy wrócić
do pracy.
Obserwowałem
z rosnącym niezadowoleniem jak staje przed kociołkiem i z rumianymi policzkami
odmierza jakieś składniki, a Theodor staje obok, pomagając jej z wiecznym
uśmiechem na ustach. Co chwilę coś sobie podawali, na zmianę pomagali. Było to
obrzydliwie żałosne i wkurzające.
Mijało już
kilka godzin, a we mnie ciągle wzrastały negatywne emocje, które chyba nie
chciały opuścić mojego ciała. Mój wzrok nie potrafił od nich odejść, jakby
pilnował, by nic nie zrobili głupiego. Do tego wszystkiego miałem wrażenie, że
boli mnie całe ciało. Byłem zmęczony. Miałem już dosyć i tylko marzyłem o końcu
tego dnia.
- Daj,
pomogę ci, bo zaraz nas wysadzisz. – usłyszałem rozbawiony głos Theodora i z
niesmakiem odkryłem, że staje za Gryfonką i obejmuje ją, chwytając za ręce, bo
pomóc odmierzyć jakiś składnik.
Wstałem
gwałtownie, patrząc na nich groźnie.
- Koniec na
dzisiaj. Granger, idziemy.
- Theo,
uważaj! – zaśmiała się, ignorując mnie.
Tego było za
wiele. Nie pozwolę, aby mnie tak ignorowano. Podszedłem do nich zamaszystym
krokiem i szarpnąłem ją za ramię, wyrywając z jego uścisku. Pociągnąłem ją w
swoją stronę, ale wyszarpnęła się i spojrzała na mnie buntowniczo.
- Nie
wkurwiaj mnie, Granger...
- Zostaw ją.
– powiedział ostro Theo i pociągnął ją za swoje plecy, stając naprzeciwko mnie.
Wytrzeszczyłem
na niego oczy i prychnąłem niedowierzająco. Chciał upaść tak nisko, żeby
przedkładać ją nade mnie? Cholerne uczucia.
- W
porządku, Theodor. – odezwała się cicho. – Dokończymy jutro.
Prawdopodobnie
nie chcąc, by coś się stało, ominęła bruneta i przeszła obok, nawet na mnie nie
patrząc. Posłałem przyjacielowi miażdżące spojrzenie i odwróciłem się, idąc za
nią. To było oczywiste, że się do mnie nie odezwie. Nawet tego nie oczekiwałem.
W tej chwili było mi to jak najbardziej na rękę. Nie starałem się, by ją
dotknąć, obrazić czy zawrzeć jakikolwiek kontakt. Miałem jej dosyć, więc
poczekałem tylko, aż wejdzie do celi i zamknąłem za nią kraty, odwracając się i
szybko odchodząc.
Powróciłem
do swoich komnat i gdy się zaciągnąłem, poczułem obcy zapach, który przyprawiał
mnie o mdłości. Tak, było mi niedobrze na samo wspomnienie tego, co miało tutaj
miejsce.
Usiadłem na
łóżku, które nigdy nie wydawało mi się tak odpychającym miejscem. Przywołałem
do myśli widok Granger i Theodora i natychmiastowo zalała mnie fala nowej
wściekłości. Byli ze sobą coraz bliżej, ciągnęło ją do dobrego, uroczego,
bohaterskiego Theodora.
Nie oddam
ci jej bez walki, stary. Jesteśmy przyjaciółmi, to prawda, ale nie pozwolę ci
jej skrzywdzić. Niech ona wybierze z kim chce być.
Słowa
przyjaciela rozbrzmiały w mojej głowie, a ja uśmiechnąłem się drwiąco. Być,
Theo? Ona nie będzie nigdy twoja.
***
Z samego
rana ponownie zawitałem w lochach. Otworzyłem po raz wtóry te same kraty i
czekałem jak od kilku tygodni, aż przez nie przejdzie. Zerknąłem na jej twarz,
ale ona z zaciętością wpatrywała się przed siebie. Westchnąłem, bo wiedziałem,
że dzisiejszy dzień będzie taki, jak poprzednie. Granger była uparta i
najwyraźniej nie zamierzała się już nigdy do mnie odezwać. Z początku było to nawet
dobrym wyjściem, ale teraz już zaczęło być irytujące, wręcz męczące.
Kolejny
dzień mijał beznadziejnie drażniąco. Nic się nie zmieniało, choć była na mnie
obrażona już parę dni. Cały czas to samo. Rozmawia i śmieje się w moim
towarzystwie z Theodorem, oczywiście mnie ignorując, z każdą godziną się
zbliżają do siebie, a mnie ich widok rozsadza od środka. To nie tak, że zależy
mi na niej, chodzi mi o mojego przyjaciela. Szkoda mi było Theodora, bo
niedługo z takim podejściem pożyje. Wciąż pozostawał dla mnie ważny, nawet
jeżeli wzbierał się w nim taki żałosny bunt.
Slytherinie,
jej milczenie działa mi na nerwy i doprowadza do furii! Dlaczego to mi ją
Merlin zesłał?! Kiedy to się w końcu ma zamiar zmienić?! Czy dopiero wtedy, jak
dostanę szału i ją zabiję gołymi rękami?!
- Granger,
dzisiaj mamy przesłuchanie, ruszaj się. – warknąłem, czekając na jej reakcję.
Dziewczyna
wstała bez słowa i uśmiechnęła się delikatnie do Theodora, kiwając uspokajająco
głową. Podeszła do mnie i spojrzała na mnie oczekująco. Ruszyliśmy labiryntem
korytarzy do obojgu nam dobrze znanej sali. Otworzyłem z westchnięciem drzwi i
nakazałem wejście do środka.
Wkroczyliśmy
do środka, a ja oparłem się o jedną ze ścian, obserwując ją. Byłem ciekawy co
zrobi, gdy w końcu zostaniemy sami. Tak, jak się spodziewałem, speszyła się i
zaczęła rozglądać wokoło, byle tylko nie natrafić na mój wzrok.
- Masz
zamiar tak tylko stać, czy w końcu coś zrobisz? – zapytała drwiąco, ale jej
głos był zachrypnięty. – Jeżeli tak, to się pospiesz. Nie mam ochoty tutaj być.
- Mogę tobą
rzucać po ścianach jak ciotka Bella, ale to raczej zbędne. Nie mam ochoty się
przemęczać. – odpowiedziałem, a ona zmrużyła oczy.
- Chyba nie
zamierzasz ze mną ROZMAWIAĆ, Malfoy? To będzie jeszcze gorsze niż te wszystkie
tortury.
Prychnąłem i
roześmiałem się kpiąco.
- To źle, że
nie rzucam cię po ścianach, lub nie przypalam brzucha?
- Mówię
tylko, że możliwe iż te rozmowy będą jeszcze gorsze.
Uśmiechnęła
się nieśmiało i spojrzała gdzieś w głąb pokoju. Po chwili westchnęła.
- Wiesz,
czasem mnie zaskakujesz, Malfoy.
- Dlaczego?
– zapytałem zaintrygowany, a w środku poczułem lekkość, że w końcu zaczęła się
odzywać.
- Okazujesz
się nieprzewidywalny i nie wiem jak cię rozgryźć. Raz myślę, że wiem, co tobą
kieruje, a po chwili odmieniasz się o sto osiemdziesiąt stopni, a ja nie wiem
co jest tego przyczyną.
- Nie jesteś
jedyną osobą, która ma z tym problem, Granger. – wyszeptałem.
Poczułem, że
coś niewidzialnego mnie pcha, więc odepchnąłem się od ściany i przybliżyłem do
Gryfonki. Między nami odległość zmniejszyła się do minimum. Nasze oddechy
zaczęły się mieszać. Podniosła głowę, by spotkać swoimi brązowymi oczami moje
szare. Rozchyliła delikatnie usta, co ja pragnąłem sprytnie wykorzystać, więc
pochyliłem się w jej stronę.
Jej oczy
stawały się coraz bardziej zamazane i mętne aż w końcu zamknęła je całkowicie,
jakby pozwalając poddać się emocjom.
Byłem już
tak blisko, prawie dotykałem wargami jej, gdy odsunęła się ode mnie gwałtownie
i odepchnęła, kładąc się przede mną na podłodze. Moim ciałem wstrząsnął
dreszcz, gdy po całym pomieszczeniu rozległ się wrzask bólu i cierpienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz