Nie mam
pojęcia ile czasu zajęło mi doprowadzenie się do porządku i ruszenie z miejsca.
Podróż do uliczki położonej kilka metrów dalej wydawała się niemal wiecznością.
Dziwne i skomplikowane uczucia oplatały mnie całego. Sprawiały, że nie myślałem
trzeźwo, że coś we mnie obudziło się i wydawało podekscytowane. Nie potrafiłem
się nawet pozbyć z ust wkurzającego uśmiechu. Kurwa, co jest z tobą, Malfoy?!
Gdy stanąłem
jednak już w uliczce, wiedziałem, że czas, by zapanować nad sobą. Nade mną
wciąż wisiało ważne zadanie, które musiałem wykonać jak najlepiej. Stawka była
wysoka.
Teleportowałem
się, stając niedaleko jaskini w której więziłem śmierciożercę. Mimo, że byłem
pewien, iż nie ma tutaj żywej duszy, rozejrzałem się niespokojnie wokoło. Jego
ucieczka lub inni śmierciożercy zniszczyliby wszystko, a ten plan wciąż był
jedynym co wchodziło w grę.
Stanąłem
przed wejściem i uśmiechnąłem się kpiąco. Ciche jęki ze środka oznaczały, że
mój gość się obudził. Wszedłem cicho do środka i podszedłem bliżej, stając nad
nim.
- Możesz
nawet krzyczeć i tak cię nikt nie usłyszy. – rzuciłem drwiąco i jednym ruchem
ściągnąłem opaskę z jego ust.
Śmierciożerca
zaklął, po czym spojrzał na mnie z nienawiścią.
- Mogłem się
domyślić, że to ty zrobiłeś, Malfoy! Czego ode mnie chcesz?! – syknął.
- Nie
przypominam sobie, abyśmy przechodzili na „ty". Poza tym, ostatnim razem
nie byłeś tak wyszczekany.
- Ostatnim
razem twoją dupę krył Czarny Pan. – warknął, a ja ponownie się uśmiechnąłem. –
Czego chcesz?!
- Niewiele.
Informacji. – rzuciłem obojętnie.
- Ode mnie
się niczego nie dowiesz, skurwielu!
- Czyżby? –
uniosłem brew. – A jak twój kutas po moim zaklęciu? Możesz chociaż sikać? O
ruchanie nie pytam, bo nawet gdybyś mógł, to nie miałbyś kogo.
- Już wtedy
mogłem się domyślić, że jesteś zdrajcą! Bo niby dlaczego tak by cię ruszyło co
zrobiłem tej małej kurewce?!
- Tak,
mogłeś. – odpowiedziałem drwiąco. – Jednak jesteś na tyle tępy, że niestety, za
późno. Ale teraz to ja zacznę zadawać pytania.
- Powtórzę:
niczego się nie dowiesz!
- Dam ci
dwie opcje. – odpowiedziałem, ignorując go. – Pierwsza jest taka, że zadam ci
parę pytań, a ty mi na nie odpowiesz bez żadnych problemów. Druga natomiast
jest inna, lecz równie przyjemna dla mnie. Gorzej dla ciebie. Zadam ci pytania,
ale jeżeli nie odpowiesz, to zobaczysz jak kiedyś torturowałem naszych
nieprzyjaciół. A więc jak?
W oczach
śmierciożercy błysnął strach. Widziałem go doskonale. Nic dziwnego, moje metody
były rozpowszechniane wśród innych. Mężczyzna jednak zacisnął wargi i
wycharczał:
- Nie
złamiesz mnie. Możesz nawet zabić. Nie zdradzę Czarnego Pana.
Prychnąłem i
wyprostowałem się. W sumie to nawet nie liczyłem na inną odpowiedź.
- A więc
opcja numer dwa? Doskonale.
Nie czekałem
nawet sekundy. Mój but trafił w jego twarz, a jego ciało zachwiało się na
ziemię. Mężczyzna wypluł trochę śliny zmieszanej z odrobinką krwi. To tylko
początek. Kolejnym etapem wypluwania mogą być zęby.
- Pytanie
pierwsze. – zacząłem bez emocji. – Potter żyje?
- A co,
jeżeli nie? – wyszczerzył się, na co mu odpowiedziałem również uśmiechem, a
następnie złapałem za gardło i rzuciłem na ścianę.
- Co z
Nottem? – zadałem kolejne pytanie, podchodząc powolnym krokiem do niego.
- Czyżbyś
martwił się o przyjaciela? Szkoda, że tak późno. Biedny Theodor, chyba nigdy
nie wybaczy ci tego, co przeszedł.
W moim sercu
coś niebezpiecznie zadrgało, a do gardła podeszła żółć. To prowokacja, Draco.
Tylko prowokacja.
Szybkim
ruchem wyciągnąłem różdżkę i wbiłem mu ją w krocze, obserwując z satysfakcją,
jak jego twarz wykrzywia się w grymasie.
- Zabiłbym
cię bez wahania. Zrobiłbym to, ale nie od razu. Najpierw pozwoliłbym ci
cierpieć. Umierałbyś z każdą sekundą, ale jeszcze nigdy tak bardzo byś nie
pragnął, żeby to nastąpiło szybciej. – syknąłem, a mężczyzna z krzykiem osunął
się w dół. Nie minęła sekunda, a zaklęcie torturujące trafiło w jego ciało. Nie
zamierzałem odpuszczać i co chwilę wzmacniałem jego nacisk. – To było tylko
przywitanie. Masz czas do jutra. Radzę ci wszystko przemyśleć, bo jutro ci nie
odpuszczę.
Zostawiłem
go zwijającego się z bólu na ziemi i wyszedłem z jaskini. Miałem ochotę
krzyczeć. A jeżeli to prawda, że Theodora naprawdę spotkało coś strasznego?
Jeżeli mi nie wybaczy tak długiego zwlekania?
Wpadłem do
mieszkania i nawet nie otrzepując się ze śniegu czy rozbierając, opadłem na
rozwalającą się kanapę, łapiąc twarz w dłonie. Minęło tak dużo czasu...
Ukrywaliśmy się tutaj już tak długo... W tym czasie on jednak mógł być
torturowany, a może nawet... Nie, tak nie było. Theo żyje. Na pewno. Niedługo
nadejdzie czas, gdy znowu się spotkamy i napijemy wspólnie, przeklinając nasze
beznadziejne życie. Powie mi, że jestem kretynem, ale wciąż będzie trwał przy
mnie.
Nie mam
pojęcia jak to się stało, ale spod mojej powieki wyciekło coś mokrego, mocząc
mi policzki. Szybko wytarłem je, nie wierząc, że właśnie zapłakałem. Łzy w tym
momencie były najgorszym, co mogło mi się przytrafić.
- Draco? –
usłyszałem cichy głos, na co się wzdrygnąłem i uniosłem głowę. – Nie
wiedziałam, że już wróciłeś.
- Jak... jak
długo tutaj jesteś? – zapytałem ochryple.
- Właśnie
wróciłam. Nie widziałam jednak twoich ubrań i... - zawahała się, podchodząc do
mnie, a następnie kucnęła i spojrzała prosto w moje oczy. – Czy coś się stało?
Wyglądasz tak... inaczej.
- Jestem
zmęczony. – westchnąłem. – Masz wszystko czego potrzebowałaś?
- Tak. –
skinęła głową i usiadła obok mnie. – Zaczęłam przygotowania, jednak to trochę
potrwa. Muszę non stop pilnować, czy wszystko idzie zgodnie z planem. A jak tam
u ciebie? Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Niestety
nie. Skurwiel milczy, próbuje mnie prowokować.
- Myślisz...
myślisz, że uda ci się coś wyciągnąć od niego?
- O tak, co
do tego nie mam wątpliwości. Złamie się prędzej czy później. – odpowiedziałem pewnie,
a ona westchnęła ciężko.
Spojrzałem
na nią, od razu żałując. Gryfonka oparła brodę o kolana, obejmując nogi
ramionami. Wyglądała na zmęczoną. Już dawno nie widziałem u niej takiego
wahania, niepewności.
- Uważasz,
że wszystko może się dobrze skończyć? – wypaliła nagle, co mnie zaskoczyło.
- Co masz na
myśli?
- Wojnę. –
odpowiedziała cicho. – Czy istnieje jakiś cień nadziei, że uda nam się
zwyciężyć?
- Nie wiem.
– wyznałem. – Nic nie jest jednak stracone. Wciąż żyjemy.
- Tak, to
prawda. – przyznała. – Tak wiele razy już miałam umrzeć, a wciąż żyję. Chyba
los nade mną czuwa. Może taki jest właśnie jego plan. Mamy przeżyć.
Uśmiechnąłem
się delikatnie. Chciałem wierzyć, że nie trzyma nas przy życiu tylko dlatego,
żeby zabić nas w momencie, który od początku był zaplanowany przez niego. Tak
bardzo chciałem w to wierzyć...
Coś
połaskotało mój policzek, a już po chwili poczułem, że jej głowa oparła się o
moje ramię. Zerknąłem na nią zaskoczony, ale nie zareagowałem. Wręcz zamarłem,
oczekując kolejnego ruchu bądź słów.
- Spokojnie,
Malfoy. Jeżeli będzie trzeba, to go przechytrzymy. Będziemy silniejsi niż
przeznaczenie.
***
Siedziałem
bez ruchu, upajając się chwilą. Czułem jej miarowy oddech przy swoim uchu. Jej
włosy z każdym wdechem przyjemnie łaskotały mój policzek. Musiałem przyznać, że
w tej chwili mógłbym pozostać przez długi czas. Naprawdę miałem wrażenie, że
świat się jeszcze nie skończył, że przed nami widnieje kilkanaście szans na
godną przyszłość.
Obróciłem
się delikatnie, by jej nie zbudzić i wziąłem w ramiona, unosząc do góry. Mimo
iż przez ten miesiąc nabrała więcej ciała, to wciąż była delikatna niczym
piórko. Bez problemu udało mi się przenieść ją na łóżko i przykryć czymś
ciepłym. Odwróciłem się, ale poczułem, że coś delikatnie złapało moją rękę.
Spojrzałem w
dół na jej zaciśniętą na mojej ręce dłoń, a następnie przeniosłem spojrzenie na
jej twarz.
- Zostaniesz
ze mną? – wyszeptała i zrobiła mi miejsce obok siebie.
Zawahałem
się. Sam nie wiedziałem co czuję w tym momencie. Z jednej strony chciałem
położyć się obok i po prostu zasnąć, bo potrzebowałem bliskości. Tak, naprawdę
tego potrzebowałem. Lecz z drugiej strony chciałem uciec jak najdalej. W końcu
zapanować nad tym co czuję, poskromić to.
Wiedziony
jej wzrokiem jednak położyłem się obok. Granger odczekała aż położę się
wygodniej, bo po chwili poczułem jak jej ciało wtula się w moje. Ciepło rozlało
się we mnie całym. Mój organ pompujący krew się zatrzymał. Emocje nie potrafiły
się zdecydować. Czułem bardziej spokój, czy właśnie niepokój? Byłem tykającą
bombą, która oczekiwała wybuchu.
Ciało jednak
wygrało z myślami. Przygarnąłem ją do siebie i rozluźniając się, zasnąłem,
pozwalając na chociaż chwilę spokoju.
***
Otworzyłem
oczy, a pierwszym co zobaczyłem, to jej śpiąca twarz. Przez kilka minut
pozostałem w bezruchu, przyglądając się jej uważnie. Czy ty zdajesz sobie
sprawę, co ze mną zrobiłaś, Granger? Zrobiłaś to specjalnie, czy wszystko tak
miało być?
Nie mogłem
już tak. Wstałem więc z jej łóżka i ubrałem się szybko. Spojrzałem na nią
ostatni raz chcąc wyjść, lecz natknąłem się na jej brązowe oczy. Dlaczego
miałem wrażenie, że wręcz całe świecą nieznanymi mi uczuciami?
-
Wychodzisz? – zapytała cicho.
- Tak. Chcę się
dowiedzieć jak najszybciej wszystkiego.
- Nim
eliksir będzie gotowy może minąć jeszcze kilka tygodni. Nie musisz się
spieszyć.
- Ale chcę.
– warknąłem. – Nie wiem jak ty, Granger, ale ja czuję, że czas nam ucieka.
- Ja też mam
takie wrażenie. – jej wargi zadrżały, gdy spojrzała na mnie. – Mogę iść z tobą?
Wytrzeszczyłem
na nią oczy i zakrztusiłem się śliną. Nie mogłem uwierzyć, że ona o to pyta. To
było tak absurdalne, że aż nierealne. Widziałem jednak w jej oczach zmieniające
się uczucia. Strach, pewność siebie, postanowienie.
- Chcesz iść
ze mną na przesłuchanie? – wydusiłem.
- Bo to
pierwszy raz? – uśmiechnęła się delikatnie, lecz mi nie było do śmiechu.
- Mało ci
było? Dobrze wiesz z czym wiążą się takie przesłuchania. Dodatkowo... to nie
będzie miłe spotkanie, Granger. Prawdopodobnie znasz tego człowieka.
- Kim on
jest? – głos jej zadrżał.
- To nie
jest istotne. – wyznałem. – Jesteś pewna, że chcesz tam iść?
- Jestem
pewna. – skinęła po krótkiej chwili, najprawdopodobniej wahania.
Westchnąłem
ciężko i z niechęcią się zgodziłem. Czułem, że to nie jest dobry pomysł i nie
skończy się najlepiej, ale nie miałem wyjścia. Obiecaliśmy sobie współpracę.
Poczekałem
aż szatynka się ubierze i coś zje, a następnie wyszliśmy na zaśnieżone uliczki.
Nagle zerwał się nieprzyjemny i mroźny wiatr, uderzając w nasze twarze chłodem.
Granger skryła twarz w grubym swetrze i odwróciła się, ja natomiast mrużąc
oczy, ogarnięty złym przeczuciem, wpatrywałem się w głąb ulicy.
Chwyciłem
jej rękę bez ostrzeżenia i pociągnąłem za sobą do znanej mi uliczki.
Chroniliśmy oczy przed padającym namolnie śniegiem i skręciliśmy do środka,
gdzie w końcu mogliśmy normalnie patrzeć, bo kamienne budynki osłaniały przed
tak silnymi opadami. Przetarłem więc powieki i zamarłem.
O ścianę
stało opartych dwóch śmierciożerców wraz z jakimś nieznanym człowiekiem,
prawdopodobnie mugolem. Kolejny pod działaniem zaklęcia Imperius. Jego
spojrzenie również było puste, nie wyrażające żadnych emocji. Był zwykłą lalką.
- A więc to
prawda. Ktoś cię tutaj widział, ale nie był pewien czy to ty. – jeden z nich
wyprostował się i uśmiechnął drwiąco. – I przyprowadziłeś ze sobą szlamę.
Świetnie, Czarny Pan będzie zadowolony.
Spojrzałem
na niego z wściekłością i pociągnąłem Granger za rękę, chowając ją za plecy.
Nagle jednak poczułem, że puszcza moją dłoń. Przez całe ciało przeszedł mnie
dreszcz, gdy usłyszałem jej krzyk.
Odwróciłem
się jak oparzony, obserwując sytuację. Za nami również stanął śmierciożerca w
tej chwili trzymający Granger za włosy i uśmiechający się obrzydliwie.
- Długo
udało wam się chować, jednak na tym koniec. – syknął i polizał ją po szyi, na
co we mnie coś zawrzało.
- Puść ją,
zanim rozjebię ci twarz. – warknąłem, a wszyscy mężczyźni roześmiali się.
- Nie tak
ostro, Malfoy. Zabawimy się jeszcze z twoją szlamą nim zginie. Dostanie choć
trochę przyjemności przed śmiercią.
Wiedziałem,
że nie warto czekać. Nim którekolwiek zareagowało, wystrzeliłem zaklęciem w
śmierciożercę trzymającego Gryfonkę, a następnie nie dając im szansy obrony,
także w pozostałą trójkę.
Pierwszy z
nich oberwał w twarz, przez co puścił dziewczynę, a ja jednym zaklęciem go
zabiłem. Nie czułem w sobie ani odrobiny litości. Coś we mnie wybuchło.
- Łapać ich!
– ryknął ten najbliżej.
Granger
podbiegła do mnie i wystrzeliła w niego zaklęciem, ale ten je odparował równie
szybko. Widziałem jak leci w moją stronę, lecz Gryfonka odbiła je bez problemu.
- Sectumsempra! –
ryknęła, gdy uniknęła złotego promienia. Nie widziała jednak, że drugi również
wystrzelił w jej stronę zaklęcie.
Szybko
odepchnąłem ją od siebie i również zaatakowałem przeciwników. Wręcz zrobiło mi
się gorąco, gdy jedno z zaklęć prawie musnęło moje ramię.
Poszukałem
wzrokiem najbliższego celu i przystąpiłem do następnego ataku. W końcu okazał
się celny, bo kolejny śmierciożerca padł martwy na ziemię.
- Zanim coś
zrobisz, radzę ci się zastanowić, czy jej także się nic nie stanie. – wysapał
ostatni z przeciwników, a ja zamarłem. Odwróciłem się powoli za siebie i
dostrzegłem, że zaczarowany mugol trzyma nóż przy gardle zapłakanej Granger,
czekając na mój ruch.
Przez chwilę
patrzyłem na nią z niepokojem a nawet strachem. Szukałem w jej oczach jakiejś
niemej pomocy, czegoś, co pomoże mi wybrnąć z tej sytuacji. Ona jednak bała się
jeszcze bardziej. Łzy falami wypływały spod jej powiek, ledwo oddychała.
- W
porządku. Nie zabijaj jej. – powiedziałem głośno i opuściłem różdżkę w dół.
Widziałem jak mężczyzna się uśmiechnął zwycięsko i zaczął podchodzić do mnie z
różdżką w pogotowiu, by jakby co wydać rozkaz mugolowi.
- Mądra
decyzja. Teraz złapiecie się mnie i polecimy do twojego domu. Wszyscy się za
wami stęsknili. – zironizował.
Myśli
poleciały w szybkim tempie przede mnie. Nie mogliśmy tam wrócić. Jeszcze nie
teraz. Gdy mężczyzna był odpowiednio blisko, uśmiechnąłem się i szybkim ruchem
wbiłem mu różdżkę w gardło, wyrywając jego własną.
- Jesteś
kretynem. Nigdy nie podchodź do uzbrojonego byłego śmierciożercy. Nigdy. –
wysyczałem i bez emocji wypowiedziałem formułkę śmiertelnego zaklęcia.
Odwróciłem
się w stronę Granger, która cała dygotała. Mugol odsunął się od niej
wystraszony, jakby budząc się ze snu i rozejrzał się wokoło.
-
Wypierdalaj stąd. – warknąłem na niego, a ten bez zastanowienia uciekł. Ja
natomiast podszedłem do dziewczyny, która upadła na śnieg i ukląkłem obok. –
Wszystko w porządku?
Granger
skinęła głową, a po chwili spojrzała na mnie ze strachem.
- Skąd
wiedziałeś, że mnie nie zabije? – dotknęła swojego gardła, a ja uśmiechnąłem
się kwaśno.
- Był
kontrolowany zaklęciem. Jeżeli jego oprawca umrze, to się zbudzi. Musiałem go
tylko zabić. Jednak gdyby to nie pomogło, jego również bym zabił.
- Jeżeli byś
zdążył. – wymamrotała, ale spojrzała na mnie z wdzięcznością. – Dziękuję.
- Wciąż
jesteś pewna, że chcesz tam iść? – upewniłem się.
- Nie jestem
pewna, ale chcę tam iść. – powiedziała twardo i wstała z ziemi, otrzepując się.
– Możemy ruszać.
Westchnąłem
ciężko, ale również się podniosłem i wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Ujęła ją,
chwytając mocno, a ja teleportowałem nas niedaleko jaskini. Obserwowałem przez
chwilę jej zaskoczoną minę, a następnie wskazałem gęstwinę drzew, by wprowadzić
ją do jaskini.
- Wróciłem!
– krzyknąłem do śmierciożercy. – Przyprowadziłem ci gościa!
Mężczyzna
odwrócił się w naszą stronę, a ja poczułem jak ciało Granger spina się
niebezpiecznie. Rozpoznała go. Musiała to zrobić. Spojrzała na mnie niepewnie,
lecz ja skinąłem na nią ręką.
- Czułem, że
coś śmierdzi. – warknął chłopak, a szatynka skrzywiła się.
- To tylko
od ciebie, nie martw się. – syknąłem i podszedłem do niego. – Mam nadzieję, że
przemyślałeś sobie wszystko. Dałem ci szansę, jednak dzisiaj już nie mam
zamiaru się z tobą bawić.
- Nie
musiałem myśleć. Niczego się nie dowiesz.
- Granger
bardzo chce wiedzieć co się dzieje z Potterem. – kontynuowałem, jakby nie
słysząc jego odpowiedzi. – Że żyje, to zdążyłem się domyśleć, ale chcemy
wiedzieć kto jest zaplątany w przesłuchiwanie.
- Kto jest
zaplątany? – prychnął. – Nie wiedziałem, że jesteś takim idiotą, Malfoy.
Oczywiście, że Czarny Pan zajmuje się nim osobiście. Dlatego nigdy go nie
odbijecie.
- Gdzie go
trzyma?
Mężczyzna
roześmiał się kpiąco.
- Tego już
się ode mnie nie dowiesz.
- Crucio.
Mężczyzna
zawył z bólu, a stojąca obok Granger wzdrygnęła się, lecz nie odwróciła wzroku.
Najwyraźniej walczyła z samą sobą.
- Błędna
odpowiedz. – powiedziałem obojętnie, gdy przerwałem zaklęcie. – Może ci to
ułatwić? Przetrzymuje go w swoich komnatach?
- Nie...
powiem. – wydyszał.
- To również
błędna odpowiedź.
Kolejne
zaklęcie uderzyło w niego, aż wypluł z siebie cuchnącą żółć. Skrzywiłem się i
prychnąłem.
- Nie każ mi
wąchać tego smrodu. – warknąłem. – Dałem ci szansę, teraz jednak...
- Nie
zdradzę Czarnego Pana. – wyszeptał, wbijając spojrzenie w podłoże. Ja natomiast
przewróciłem oczami i wykręciłem jego rękę, powoli ją łamiąc. Przez całą
jaskinię przetoczył się wrzask.
- Odeślę mu
twoje zwłoki w nagrodę. Myślisz, że się zasmuci?
Śmierciożerca
krzyknął głośniej, gdy jego ramię bezwładnie opadło wzdłuż ciała. Obróciłem go
jednym ruchem w swoją stronę i ścisnąłem. W moich oczach w tej chwili musiała
świecić chęć mordu. Moja druga ręka zacisnęła się na jego gardle, ale wtedy
usłyszałem cichy szept.
- Dosyć.
Odwróciłem
się w stronę Granger, która cała się trzęsła. W oczach widziałem przerażenie i
obrzydzenie. Wargi jej zadrżały, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie
przeciągając jednak ich dłużej, po prostu się odwróciła i wyszła.
- Wrócimy do
tego. – syknąłem na moją ofiarę i wybiegłem za nią.
Przedzierała
się niedaleko przede mną przez gęstwinę drzew. Widziałem jej niezgrabne ruchy.
Podbiegłem do niej i łapiąc za nadgarstek odwróciłem w swoją stronę.
- O co
chodzi? – zapytałem niecierpliwie.
- Miałeś
rację, to nie był dobry pomysł. Chcę wrócić do domu. – syknęła i wyrwała się z
uścisku mojej ręki.
- Najpierw
powiesz dlaczego wyszłaś. – pchnąłem ją na drzewo, przyciskając ją do niego i
nie pozwalając się wyswobodzić.
- Dlaczego?!
– krzyknęła buntowniczo. – Ty nie byłeś sobą, Malfoy! Gdy tylko zacząłeś go
torturować, miałam wrażenie, że wręcz ciemna aura i wspomnienia śmierciożercy
wokół ciebie wibrują! Byłeś bezwzględny, bez jakichkolwiek uczuć czy litości!
To było okrutne i obrzydliwe!
-
Ostrzegałem, że tak będzie. – warknąłem. – Spodziewałaś się czegoś innego?
-
Człowieczeństwa. – powiedziała cicho. – Chcę wrócić do domu.
Odsunąłem
się od niej i westchnąłem. Chwyciłem trochę za mocno jej ramię i teleportowałem
nas do brudnej uliczki. Nie odzywając się do słowem, ominęła mnie i poszła w
kierunku mieszkania. Szedłem za nią powoli i wcale nie zamierzałem jej
zatrzymywać.
Wpadła do
środka niespokojnie i zdjęła przemoczone ubrania. Nie spojrzała w moją stronę
ani przez krótką chwilę. Minę miała zaciętą, zniesmaczoną. Czułem wręcz jej
niechętne uczucia posyłane w moją stronę.
- Granger...
- zacząłem spokojnie, ale ona weszła do pokoju.
- Chcę być
sama.
- Nie.
Porozmawiasz ze mną. – złapałem jej rękę i szarpnąłem w swoją stronę.
- Od kiedy
masz takie poczucie rozmowy?! Nie ty tutaj decydujesz! – próbowała się
wyszarpnąć, ale nie puściłem.
- Taka jest
moja praca, nie rozumiesz tego?! Jak inaczej chcesz zdobyć informacje?!
Głaszcząc go?! Karmiąc?! A może rozmawiając o tym, jak bardzo uwielbiasz
wszystkich śmierciożerców? Muszę to robić, mamy wojnę, chcemy przeżyć.
W jej oczach
zabłysły łzy, a już po chwili popłynęła pierwsza fala po jej bladych
policzkach.
- Mam złe
wspomnienia, gdy cię takiego widzę. – zaszlochała. – Wszystko do mnie powraca,
każdy demon przeszłości. Nawiedzają mnie w snach, powodują, że wracam do
tamtego miejsca i na nowo przeżywam każde katusze. Widzę Bellatriks,
Greybacka... Czuję, jak moje ciało rozpada się na kawałki. Ale gdy ty jesteś
obok... wtedy... wtedy to znika. Śpię spokojnie, wiem, że to już minęło.
Moja dłoń
nieświadomie się rozluźniła, a serce ścisnęło. Patrzyłem wprost na jej
zapłakaną, mokrą twarz, nie mogąc dłużej wytrzymać. Wytarłem opuszkami palców
kolejne łzy gromadzące się pod rzęsami.
- Już nikt
cię nie skrzywdzi, Granger. Jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, byś znowu miała
przeżyć to samo.
Zanim
zdążyłem zareagować, ona zrobiła krok w przód, wtulając się w moją klatkę
piersiową. Drobne ramiona oplotły mnie, a włosy połaskotały w twarz. Poczułem
jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. Nie panowałem już jednak nad
odruchami. Również objąłem ją w talii, przyciągając mocniej do siebie.
To już
koniec. To wszystko po prostu zwyciężyło, zgubiło mnie. Nie potrafiłem się od
niej uwolnić, miała mnie w garści. Uczucie do niej, choć wciąż nie potrafię go
nazwać, miało taką siłę, że nie potrafiłem nad sobą panować. Było tak
intensywne, tak ekscytujące. A ja po raz pierwszy czułem, że mam za co walczyć.
To samo
czułem, gdy po kilku namiętnych godzinach zasnęła w moich nagich ramionach.
Bezpieczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz