sobota, 23 września 2017

Rozdział 33

Nie mam pojęcia ile czasu zajęło mi doprowadzenie się do porządku i ruszenie z miejsca. Podróż do uliczki położonej kilka metrów dalej wydawała się niemal wiecznością. Dziwne i skomplikowane uczucia oplatały mnie całego. Sprawiały, że nie myślałem trzeźwo, że coś we mnie obudziło się i wydawało podekscytowane. Nie potrafiłem się nawet pozbyć z ust wkurzającego uśmiechu. Kurwa, co jest z tobą, Malfoy?!
Gdy stanąłem jednak już w uliczce, wiedziałem, że czas, by zapanować nad sobą. Nade mną wciąż wisiało ważne zadanie, które musiałem wykonać jak najlepiej. Stawka była wysoka.
Teleportowałem się, stając niedaleko jaskini w której więziłem śmierciożercę. Mimo, że byłem pewien, iż nie ma tutaj żywej duszy, rozejrzałem się niespokojnie wokoło. Jego ucieczka lub inni śmierciożercy zniszczyliby wszystko, a ten plan wciąż był jedynym co wchodziło w grę.
Stanąłem przed wejściem i uśmiechnąłem się kpiąco. Ciche jęki ze środka oznaczały, że mój gość się obudził. Wszedłem cicho do środka i podszedłem bliżej, stając nad nim.
- Możesz nawet krzyczeć i tak cię nikt nie usłyszy. – rzuciłem drwiąco i jednym ruchem ściągnąłem opaskę z jego ust.
Śmierciożerca zaklął, po czym spojrzał na mnie z nienawiścią.
- Mogłem się domyślić, że to ty zrobiłeś, Malfoy! Czego ode mnie chcesz?! – syknął.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przechodzili na „ty". Poza tym, ostatnim razem nie byłeś tak wyszczekany.
- Ostatnim razem twoją dupę krył Czarny Pan. – warknął, a ja ponownie się uśmiechnąłem. – Czego chcesz?!
- Niewiele. Informacji. – rzuciłem obojętnie.
- Ode mnie się niczego nie dowiesz, skurwielu!
- Czyżby? – uniosłem brew. – A jak twój kutas po moim zaklęciu? Możesz chociaż sikać? O ruchanie nie pytam, bo nawet gdybyś mógł, to nie miałbyś kogo.
- Już wtedy mogłem się domyślić, że jesteś zdrajcą! Bo niby dlaczego tak by cię ruszyło co zrobiłem tej małej kurewce?!
- Tak, mogłeś. – odpowiedziałem drwiąco. – Jednak jesteś na tyle tępy, że niestety, za późno. Ale teraz to ja zacznę zadawać pytania.
- Powtórzę: niczego się nie dowiesz!
- Dam ci dwie opcje. – odpowiedziałem, ignorując go. – Pierwsza jest taka, że zadam ci parę pytań, a ty mi na nie odpowiesz bez żadnych problemów. Druga natomiast jest inna, lecz równie przyjemna dla mnie. Gorzej dla ciebie. Zadam ci pytania, ale jeżeli nie odpowiesz, to zobaczysz jak kiedyś torturowałem naszych nieprzyjaciół. A więc jak?
W oczach śmierciożercy błysnął strach. Widziałem go doskonale. Nic dziwnego, moje metody były rozpowszechniane wśród innych. Mężczyzna jednak zacisnął wargi i wycharczał:
- Nie złamiesz mnie. Możesz nawet zabić. Nie zdradzę Czarnego Pana.
Prychnąłem i wyprostowałem się. W sumie to nawet nie liczyłem na inną odpowiedź.
- A więc opcja numer dwa? Doskonale.
Nie czekałem nawet sekundy. Mój but trafił w jego twarz, a jego ciało zachwiało się na ziemię. Mężczyzna wypluł trochę śliny zmieszanej z odrobinką krwi. To tylko początek. Kolejnym etapem wypluwania mogą być zęby.
- Pytanie pierwsze. – zacząłem bez emocji. – Potter żyje?
- A co, jeżeli nie? – wyszczerzył się, na co mu odpowiedziałem również uśmiechem, a następnie złapałem za gardło i rzuciłem na ścianę.
- Co z Nottem? – zadałem kolejne pytanie, podchodząc powolnym krokiem do niego.
- Czyżbyś martwił się o przyjaciela? Szkoda, że tak późno. Biedny Theodor, chyba nigdy nie wybaczy ci tego, co przeszedł.
W moim sercu coś niebezpiecznie zadrgało, a do gardła podeszła żółć. To prowokacja, Draco. Tylko prowokacja.
Szybkim ruchem wyciągnąłem różdżkę i wbiłem mu ją w krocze, obserwując z satysfakcją, jak jego twarz wykrzywia się w grymasie.
- Zabiłbym cię bez wahania. Zrobiłbym to, ale nie od razu. Najpierw pozwoliłbym ci cierpieć. Umierałbyś z każdą sekundą, ale jeszcze nigdy tak bardzo byś nie pragnął, żeby to nastąpiło szybciej. – syknąłem, a mężczyzna z krzykiem osunął się w dół. Nie minęła sekunda, a zaklęcie torturujące trafiło w jego ciało. Nie zamierzałem odpuszczać i co chwilę wzmacniałem jego nacisk. – To było tylko przywitanie. Masz czas do jutra. Radzę ci wszystko przemyśleć, bo jutro ci nie odpuszczę.
Zostawiłem go zwijającego się z bólu na ziemi i wyszedłem z jaskini. Miałem ochotę krzyczeć. A jeżeli to prawda, że Theodora naprawdę spotkało coś strasznego? Jeżeli mi nie wybaczy tak długiego zwlekania?
Wpadłem do mieszkania i nawet nie otrzepując się ze śniegu czy rozbierając, opadłem na rozwalającą się kanapę, łapiąc twarz w dłonie. Minęło tak dużo czasu... Ukrywaliśmy się tutaj już tak długo... W tym czasie on jednak mógł być torturowany, a może nawet... Nie, tak nie było. Theo żyje. Na pewno. Niedługo nadejdzie czas, gdy znowu się spotkamy i napijemy wspólnie, przeklinając nasze beznadziejne życie. Powie mi, że jestem kretynem, ale wciąż będzie trwał przy mnie.
Nie mam pojęcia jak to się stało, ale spod mojej powieki wyciekło coś mokrego, mocząc mi policzki. Szybko wytarłem je, nie wierząc, że właśnie zapłakałem. Łzy w tym momencie były najgorszym, co mogło mi się przytrafić.
- Draco? – usłyszałem cichy głos, na co się wzdrygnąłem i uniosłem głowę. – Nie wiedziałam, że już wróciłeś.
- Jak... jak długo tutaj jesteś? – zapytałem ochryple.
- Właśnie wróciłam. Nie widziałam jednak twoich ubrań i... - zawahała się, podchodząc do mnie, a następnie kucnęła i spojrzała prosto w moje oczy. – Czy coś się stało? Wyglądasz tak... inaczej.
- Jestem zmęczony. – westchnąłem. – Masz wszystko czego potrzebowałaś?
- Tak. – skinęła głową i usiadła obok mnie. – Zaczęłam przygotowania, jednak to trochę potrwa. Muszę non stop pilnować, czy wszystko idzie zgodnie z planem. A jak tam u ciebie? Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Niestety nie. Skurwiel milczy, próbuje mnie prowokować.
- Myślisz... myślisz, że uda ci się coś wyciągnąć od niego?
- O tak, co do tego nie mam wątpliwości. Złamie się prędzej czy później. – odpowiedziałem pewnie, a ona westchnęła ciężko.
Spojrzałem na nią, od razu żałując. Gryfonka oparła brodę o kolana, obejmując nogi ramionami. Wyglądała na zmęczoną. Już dawno nie widziałem u niej takiego wahania, niepewności.
- Uważasz, że wszystko może się dobrze skończyć? – wypaliła nagle, co mnie zaskoczyło.
- Co masz na myśli?
- Wojnę. – odpowiedziała cicho. – Czy istnieje jakiś cień nadziei, że uda nam się zwyciężyć?
- Nie wiem. – wyznałem. – Nic nie jest jednak stracone. Wciąż żyjemy.
- Tak, to prawda. – przyznała. – Tak wiele razy już miałam umrzeć, a wciąż żyję. Chyba los nade mną czuwa. Może taki jest właśnie jego plan. Mamy przeżyć.
Uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem wierzyć, że nie trzyma nas przy życiu tylko dlatego, żeby zabić nas w momencie, który od początku był zaplanowany przez niego. Tak bardzo chciałem w to wierzyć...
Coś połaskotało mój policzek, a już po chwili poczułem, że jej głowa oparła się o moje ramię. Zerknąłem na nią zaskoczony, ale nie zareagowałem. Wręcz zamarłem, oczekując kolejnego ruchu bądź słów.
- Spokojnie, Malfoy. Jeżeli będzie trzeba, to go przechytrzymy. Będziemy silniejsi niż przeznaczenie.
***
Siedziałem bez ruchu, upajając się chwilą. Czułem jej miarowy oddech przy swoim uchu. Jej włosy z każdym wdechem przyjemnie łaskotały mój policzek. Musiałem przyznać, że w tej chwili mógłbym pozostać przez długi czas. Naprawdę miałem wrażenie, że świat się jeszcze nie skończył, że przed nami widnieje kilkanaście szans na godną przyszłość.
Obróciłem się delikatnie, by jej nie zbudzić i wziąłem w ramiona, unosząc do góry. Mimo iż przez ten miesiąc nabrała więcej ciała, to wciąż była delikatna niczym piórko. Bez problemu udało mi się przenieść ją na łóżko i przykryć czymś ciepłym. Odwróciłem się, ale poczułem, że coś delikatnie złapało moją rękę.
Spojrzałem w dół na jej zaciśniętą na mojej ręce dłoń, a następnie przeniosłem spojrzenie na jej twarz.
- Zostaniesz ze mną? – wyszeptała i zrobiła mi miejsce obok siebie.
Zawahałem się. Sam nie wiedziałem co czuję w tym momencie. Z jednej strony chciałem położyć się obok i po prostu zasnąć, bo potrzebowałem bliskości. Tak, naprawdę tego potrzebowałem. Lecz z drugiej strony chciałem uciec jak najdalej. W końcu zapanować nad tym co czuję, poskromić to.
Wiedziony jej wzrokiem jednak położyłem się obok. Granger odczekała aż położę się wygodniej, bo po chwili poczułem jak jej ciało wtula się w moje. Ciepło rozlało się we mnie całym. Mój organ pompujący krew się zatrzymał. Emocje nie potrafiły się zdecydować. Czułem bardziej spokój, czy właśnie niepokój? Byłem tykającą bombą, która oczekiwała wybuchu.
Ciało jednak wygrało z myślami. Przygarnąłem ją do siebie i rozluźniając się, zasnąłem, pozwalając na chociaż chwilę spokoju.
***
Otworzyłem oczy, a pierwszym co zobaczyłem, to jej śpiąca twarz. Przez kilka minut pozostałem w bezruchu, przyglądając się jej uważnie. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ze mną zrobiłaś, Granger? Zrobiłaś to specjalnie, czy wszystko tak miało być?
Nie mogłem już tak. Wstałem więc z jej łóżka i ubrałem się szybko. Spojrzałem na nią ostatni raz chcąc wyjść, lecz natknąłem się na jej brązowe oczy. Dlaczego miałem wrażenie, że wręcz całe świecą nieznanymi mi uczuciami?
- Wychodzisz? – zapytała cicho.
- Tak. Chcę się dowiedzieć jak najszybciej wszystkiego.
- Nim eliksir będzie gotowy może minąć jeszcze kilka tygodni. Nie musisz się spieszyć.
- Ale chcę. – warknąłem. – Nie wiem jak ty, Granger, ale ja czuję, że czas nam ucieka.
- Ja też mam takie wrażenie. – jej wargi zadrżały, gdy spojrzała na mnie. – Mogę iść z tobą?
Wytrzeszczyłem na nią oczy i zakrztusiłem się śliną. Nie mogłem uwierzyć, że ona o to pyta. To było tak absurdalne, że aż nierealne. Widziałem jednak w jej oczach zmieniające się uczucia. Strach, pewność siebie, postanowienie.
- Chcesz iść ze mną na przesłuchanie? – wydusiłem.
- Bo to pierwszy raz? – uśmiechnęła się delikatnie, lecz mi nie było do śmiechu.
- Mało ci było? Dobrze wiesz z czym wiążą się takie przesłuchania. Dodatkowo... to nie będzie miłe spotkanie, Granger. Prawdopodobnie znasz tego człowieka.
- Kim on jest? – głos jej zadrżał.
- To nie jest istotne. – wyznałem. – Jesteś pewna, że chcesz tam iść?
- Jestem pewna. – skinęła po krótkiej chwili, najprawdopodobniej wahania.
Westchnąłem ciężko i z niechęcią się zgodziłem. Czułem, że to nie jest dobry pomysł i nie skończy się najlepiej, ale nie miałem wyjścia. Obiecaliśmy sobie współpracę.
Poczekałem aż szatynka się ubierze i coś zje, a następnie wyszliśmy na zaśnieżone uliczki. Nagle zerwał się nieprzyjemny i mroźny wiatr, uderzając w nasze twarze chłodem. Granger skryła twarz w grubym swetrze i odwróciła się, ja natomiast mrużąc oczy, ogarnięty złym przeczuciem, wpatrywałem się w głąb ulicy.
Chwyciłem jej rękę bez ostrzeżenia i pociągnąłem za sobą do znanej mi uliczki. Chroniliśmy oczy przed padającym namolnie śniegiem i skręciliśmy do środka, gdzie w końcu mogliśmy normalnie patrzeć, bo kamienne budynki osłaniały przed tak silnymi opadami. Przetarłem więc powieki i zamarłem.
O ścianę stało opartych dwóch śmierciożerców wraz z jakimś nieznanym człowiekiem, prawdopodobnie mugolem. Kolejny pod działaniem zaklęcia Imperius. Jego spojrzenie również było puste, nie wyrażające żadnych emocji. Był zwykłą lalką.
- A więc to prawda. Ktoś cię tutaj widział, ale nie był pewien czy to ty. – jeden z nich wyprostował się i uśmiechnął drwiąco. – I przyprowadziłeś ze sobą szlamę. Świetnie, Czarny Pan będzie zadowolony.
Spojrzałem na niego z wściekłością i pociągnąłem Granger za rękę, chowając ją za plecy. Nagle jednak poczułem, że puszcza moją dłoń. Przez całe ciało przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałem jej krzyk.
Odwróciłem się jak oparzony, obserwując sytuację. Za nami również stanął śmierciożerca w tej chwili trzymający Granger za włosy i uśmiechający się obrzydliwie.
- Długo udało wam się chować, jednak na tym koniec. – syknął i polizał ją po szyi, na co we mnie coś zawrzało.
- Puść ją, zanim rozjebię ci twarz. – warknąłem, a wszyscy mężczyźni roześmiali się.
- Nie tak ostro, Malfoy. Zabawimy się jeszcze z twoją szlamą nim zginie. Dostanie choć trochę przyjemności przed śmiercią.
Wiedziałem, że nie warto czekać. Nim którekolwiek zareagowało, wystrzeliłem zaklęciem w śmierciożercę trzymającego Gryfonkę, a następnie nie dając im szansy obrony, także w pozostałą trójkę.
Pierwszy z nich oberwał w twarz, przez co puścił dziewczynę, a ja jednym zaklęciem go zabiłem. Nie czułem w sobie ani odrobiny litości. Coś we mnie wybuchło.
- Łapać ich! – ryknął ten najbliżej.
Granger podbiegła do mnie i wystrzeliła w niego zaklęciem, ale ten je odparował równie szybko. Widziałem jak leci w moją stronę, lecz Gryfonka odbiła je bez problemu.
Sectumsempra! – ryknęła, gdy uniknęła złotego promienia. Nie widziała jednak, że drugi również wystrzelił w jej stronę zaklęcie.
Szybko odepchnąłem ją od siebie i również zaatakowałem przeciwników. Wręcz zrobiło mi się gorąco, gdy jedno z zaklęć prawie musnęło moje ramię.
Poszukałem wzrokiem najbliższego celu i przystąpiłem do następnego ataku. W końcu okazał się celny, bo kolejny śmierciożerca padł martwy na ziemię.
- Zanim coś zrobisz, radzę ci się zastanowić, czy jej także się nic nie stanie. – wysapał ostatni z przeciwników, a ja zamarłem. Odwróciłem się powoli za siebie i dostrzegłem, że zaczarowany mugol trzyma nóż przy gardle zapłakanej Granger, czekając na mój ruch.
Przez chwilę patrzyłem na nią z niepokojem a nawet strachem. Szukałem w jej oczach jakiejś niemej pomocy, czegoś, co pomoże mi wybrnąć z tej sytuacji. Ona jednak bała się jeszcze bardziej. Łzy falami wypływały spod jej powiek, ledwo oddychała.
- W porządku. Nie zabijaj jej. – powiedziałem głośno i opuściłem różdżkę w dół. Widziałem jak mężczyzna się uśmiechnął zwycięsko i zaczął podchodzić do mnie z różdżką w pogotowiu, by jakby co wydać rozkaz mugolowi.
- Mądra decyzja. Teraz złapiecie się mnie i polecimy do twojego domu. Wszyscy się za wami stęsknili. – zironizował.
Myśli poleciały w szybkim tempie przede mnie. Nie mogliśmy tam wrócić. Jeszcze nie teraz. Gdy mężczyzna był odpowiednio blisko, uśmiechnąłem się i szybkim ruchem wbiłem mu różdżkę w gardło, wyrywając jego własną.
- Jesteś kretynem. Nigdy nie podchodź do uzbrojonego byłego śmierciożercy. Nigdy. – wysyczałem i bez emocji wypowiedziałem formułkę śmiertelnego zaklęcia.
Odwróciłem się w stronę Granger, która cała dygotała. Mugol odsunął się od niej wystraszony, jakby budząc się ze snu i rozejrzał się wokoło.
- Wypierdalaj stąd. – warknąłem na niego, a ten bez zastanowienia uciekł. Ja natomiast podszedłem do dziewczyny, która upadła na śnieg i ukląkłem obok. – Wszystko w porządku?
Granger skinęła głową, a po chwili spojrzała na mnie ze strachem.
- Skąd wiedziałeś, że mnie nie zabije? – dotknęła swojego gardła, a ja uśmiechnąłem się kwaśno.
- Był kontrolowany zaklęciem. Jeżeli jego oprawca umrze, to się zbudzi. Musiałem go tylko zabić. Jednak gdyby to nie pomogło, jego również bym zabił.
- Jeżeli byś zdążył. – wymamrotała, ale spojrzała na mnie z wdzięcznością. – Dziękuję.
- Wciąż jesteś pewna, że chcesz tam iść? – upewniłem się.
- Nie jestem pewna, ale chcę tam iść. – powiedziała twardo i wstała z ziemi, otrzepując się. – Możemy ruszać.
Westchnąłem ciężko, ale również się podniosłem i wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Ujęła ją, chwytając mocno, a ja teleportowałem nas niedaleko jaskini. Obserwowałem przez chwilę jej zaskoczoną minę, a następnie wskazałem gęstwinę drzew, by wprowadzić ją do jaskini.
- Wróciłem! – krzyknąłem do śmierciożercy. – Przyprowadziłem ci gościa!
Mężczyzna odwrócił się w naszą stronę, a ja poczułem jak ciało Granger spina się niebezpiecznie. Rozpoznała go. Musiała to zrobić. Spojrzała na mnie niepewnie, lecz ja skinąłem na nią ręką.
- Czułem, że coś śmierdzi. – warknął chłopak, a szatynka skrzywiła się.
- To tylko od ciebie, nie martw się. – syknąłem i podszedłem do niego. – Mam nadzieję, że przemyślałeś sobie wszystko. Dałem ci szansę, jednak dzisiaj już nie mam zamiaru się z tobą bawić.
- Nie musiałem myśleć. Niczego się nie dowiesz.
- Granger bardzo chce wiedzieć co się dzieje z Potterem. – kontynuowałem, jakby nie słysząc jego odpowiedzi. – Że żyje, to zdążyłem się domyśleć, ale chcemy wiedzieć kto jest zaplątany w przesłuchiwanie.
- Kto jest zaplątany? – prychnął. – Nie wiedziałem, że jesteś takim idiotą, Malfoy. Oczywiście, że Czarny Pan zajmuje się nim osobiście. Dlatego nigdy go nie odbijecie.
- Gdzie go trzyma?
Mężczyzna roześmiał się kpiąco.
- Tego już się ode mnie nie dowiesz.
Crucio.
Mężczyzna zawył z bólu, a stojąca obok Granger wzdrygnęła się, lecz nie odwróciła wzroku. Najwyraźniej walczyła z samą sobą.
- Błędna odpowiedz. – powiedziałem obojętnie, gdy przerwałem zaklęcie. – Może ci to ułatwić? Przetrzymuje go w swoich komnatach?
- Nie... powiem. – wydyszał.
- To również błędna odpowiedź.
Kolejne zaklęcie uderzyło w niego, aż wypluł z siebie cuchnącą żółć. Skrzywiłem się i prychnąłem.
- Nie każ mi wąchać tego smrodu. – warknąłem. – Dałem ci szansę, teraz jednak...
- Nie zdradzę Czarnego Pana. – wyszeptał, wbijając spojrzenie w podłoże. Ja natomiast przewróciłem oczami i wykręciłem jego rękę, powoli ją łamiąc. Przez całą jaskinię przetoczył się wrzask.
- Odeślę mu twoje zwłoki w nagrodę. Myślisz, że się zasmuci?
Śmierciożerca krzyknął głośniej, gdy jego ramię bezwładnie opadło wzdłuż ciała. Obróciłem go jednym ruchem w swoją stronę i ścisnąłem. W moich oczach w tej chwili musiała świecić chęć mordu. Moja druga ręka zacisnęła się na jego gardle, ale wtedy usłyszałem cichy szept.
- Dosyć.
Odwróciłem się w stronę Granger, która cała się trzęsła. W oczach widziałem przerażenie i obrzydzenie. Wargi jej zadrżały, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie przeciągając jednak ich dłużej, po prostu się odwróciła i wyszła.
- Wrócimy do tego. – syknąłem na moją ofiarę i wybiegłem za nią.
Przedzierała się niedaleko przede mną przez gęstwinę drzew. Widziałem jej niezgrabne ruchy. Podbiegłem do niej i łapiąc za nadgarstek odwróciłem w swoją stronę.
- O co chodzi? – zapytałem niecierpliwie.
- Miałeś rację, to nie był dobry pomysł. Chcę wrócić do domu. – syknęła i wyrwała się z uścisku mojej ręki.
- Najpierw powiesz dlaczego wyszłaś. – pchnąłem ją na drzewo, przyciskając ją do niego i nie pozwalając się wyswobodzić.
- Dlaczego?! – krzyknęła buntowniczo. – Ty nie byłeś sobą, Malfoy! Gdy tylko zacząłeś go torturować, miałam wrażenie, że wręcz ciemna aura i wspomnienia śmierciożercy wokół ciebie wibrują! Byłeś bezwzględny, bez jakichkolwiek uczuć czy litości! To było okrutne i obrzydliwe!
- Ostrzegałem, że tak będzie. – warknąłem. – Spodziewałaś się czegoś innego?
- Człowieczeństwa. – powiedziała cicho. – Chcę wrócić do domu.
Odsunąłem się od niej i westchnąłem. Chwyciłem trochę za mocno jej ramię i teleportowałem nas do brudnej uliczki. Nie odzywając się do słowem, ominęła mnie i poszła w kierunku mieszkania. Szedłem za nią powoli i wcale nie zamierzałem jej zatrzymywać.
Wpadła do środka niespokojnie i zdjęła przemoczone ubrania. Nie spojrzała w moją stronę ani przez krótką chwilę. Minę miała zaciętą, zniesmaczoną. Czułem wręcz jej niechętne uczucia posyłane w moją stronę.
- Granger... - zacząłem spokojnie, ale ona weszła do pokoju.
- Chcę być sama.
- Nie. Porozmawiasz ze mną. – złapałem jej rękę i szarpnąłem w swoją stronę.
- Od kiedy masz takie poczucie rozmowy?! Nie ty tutaj decydujesz! – próbowała się wyszarpnąć, ale nie puściłem.
- Taka jest moja praca, nie rozumiesz tego?! Jak inaczej chcesz zdobyć informacje?! Głaszcząc go?! Karmiąc?! A może rozmawiając o tym, jak bardzo uwielbiasz wszystkich śmierciożerców? Muszę to robić, mamy wojnę, chcemy przeżyć.
W jej oczach zabłysły łzy, a już po chwili popłynęła pierwsza fala po jej bladych policzkach.
- Mam złe wspomnienia, gdy cię takiego widzę. – zaszlochała. – Wszystko do mnie powraca, każdy demon przeszłości. Nawiedzają mnie w snach, powodują, że wracam do tamtego miejsca i na nowo przeżywam każde katusze. Widzę Bellatriks, Greybacka... Czuję, jak moje ciało rozpada się na kawałki. Ale gdy ty jesteś obok... wtedy... wtedy to znika. Śpię spokojnie, wiem, że to już minęło.
Moja dłoń nieświadomie się rozluźniła, a serce ścisnęło. Patrzyłem wprost na jej zapłakaną, mokrą twarz, nie mogąc dłużej wytrzymać. Wytarłem opuszkami palców kolejne łzy gromadzące się pod rzęsami.
- Już nikt cię nie skrzywdzi, Granger. Jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, byś znowu miała przeżyć to samo.
Zanim zdążyłem zareagować, ona zrobiła krok w przód, wtulając się w moją klatkę piersiową. Drobne ramiona oplotły mnie, a włosy połaskotały w twarz. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. Nie panowałem już jednak nad odruchami. Również objąłem ją w talii, przyciągając mocniej do siebie.
To już koniec. To wszystko po prostu zwyciężyło, zgubiło mnie. Nie potrafiłem się od niej uwolnić, miała mnie w garści. Uczucie do niej, choć wciąż nie potrafię go nazwać, miało taką siłę, że nie potrafiłem nad sobą panować. Było tak intensywne, tak ekscytujące. A ja po raz pierwszy czułem, że mam za co walczyć.
To samo czułem, gdy po kilku namiętnych godzinach zasnęła w moich nagich ramionach. Bezpieczna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz