Przebudziłem
się, a moja ręka niemal automatycznie powędrowała na bok, próbując objąć
ciepłe, drobne ciało. Gdy nie wyczułem go, uniosłem się delikatnie na łokciach,
rozglądając się po pomieszczeniu. Nie wiem kiedy to się stało, że przez
ostatnie kilka tygodni spanie w tym łóżku zrobiło się dla mnie przyjemną
codziennością. Jakiś czas temu Granger wyznała, że moja obecność przegania jej
nocne demony. Zdałem sobie sprawę, że to działa w obie strony. Odkąd co noc
lądowałem w jej łóżku, ani razu nie miałem powrotu do okrutnych snów czy
przykrych wspomnień. Czułem się w końcu wolny choć w jakimś stopniu.
- Granger? –
zawołałem, lecz nie uzyskałem odpowiedzi.
Wstałem
niechętnie z wygrzanego łóżka i przeciągnąłem się, zmierzając do kuchni.
Nalewając sobie wody, oparłem się bokiem o parapet, wyglądając za okno na wciąż
ozdobione śniegiem ulice. Minęły kolejne tygodnie, a my wciąż staliśmy w
miejscu z naszym planem. Od samego początku wiedziałem, że nie będzie łatwo go
zrealizować, ale nie miałem pojęcia, że to wszystko będzie takie czasochłonne.
Oczywiście, Granger uprzedzała, ale ona przecież zawsze wszystko zawyżała,
dawała dodatkowy czas. Chciała być gotowa na wszystko, lecz ja w tym momencie
jedyne czego chciałem, to w końcu wcielenie wszystkiego w życie.
- Wróciłam.
– usłyszałem wesoły głosik, a do kuchni weszła pewna Gryfonka. Odwróciłem się w
jej stronę, mając wrażenie iż moje oczy zapłonęły na jej widok. Salazarze, ale
to głupie uczucie. – Wybacz, nie chciałam cię budzić, a musiałam doglądnąć
eliksiru. Wygląda na to, że jesteśmy już prawie u końca. Na oko uważam, że to
tylko niecałe dwa tygodnie.
- Dwa
tygodnie? – zmarszczyłem niespokojnie brwi. – TYLKO dwa tygodnie, a ten
skurwiel wciąż milczy.
- Wciąż nic
nie powiedział? – zapytała, a po chwili uśmiechnęła się – jak na mój gust –
podle. – Nawet twoje cudowne metody przesłuchań nie działają?
Wykrzywiłem
usta w grymasie, chcąc coś odpowiedzieć, ale ona westchnęła i usiadła na
krześle, patrząc w przestrzeń jakby nad czymś myśląc.
- Może
powinieneś użyć innego sposobu?
- Innego
sposobu, Granger? Może mnie oświecisz i zaproponujesz coś? Ty na pewno jesteś
mistrzynią przesłuchań, więc chętnie się czegoś nauczę.
- Jesteś po
prostu niemożliwy. Próbuję ci tylko pomóc! Czy nie potrafisz nawet tego
zrozumieć? – obruszyła się i wstała z miejsca.
- Dobra,
zgoda. – westchnąłem. – Chętnie posłucham co masz do powiedzenia, możesz wrócić
na miejsce.
Widziałem,
że się waha, co było nawet zabawne, ale w końcu usiadła na krześle i spojrzała
na mnie twardo.
- Skoro
twoje nieocenione metody jednak nie działają, bo twoja ofiara okazuje się być
zagorzałym i wiernym poplecznikiem swojego pana, proponowałabym zdobyć
informację których oczekujemy w trochę bardziej mentalny sposób.
- Co masz na
myśli? – uniosłem brew z zaciekawieniem.
- Nie mamy
veritaserum, nie mamy także składników ani czasu, by je przygotować, ale mamy
różdżkę. Słyszałeś kiedyś o legilimencji?
- Słyszałem.
– skinąłem głową potwierdzająco i uniosłem brwi. – Znam legilimencję bardzo
dobrze, nawet potrafię wydobyć ostatnie wspomnienia, ale nie jestem pieprzonym
Czarnym Panem, by potrafić tak dokładnie opanować umysł! Każdy śmierciożerca
zna podstawy oklumencji, ale legilimencja jest magią na wyższym poziomie. By
penetrować cały umysł trzeba mieć za sobą lata praktyki! Nie utrzymam się w
jego umyśle na tyle długo, by wyciągnąć tak kluczowe informacje!
To była
prawda. Używałem legilimencji nie raz. Potrafiłem wydobywać wspomnienia, ale te
najświeższe. To właśnie na naszej obecnej ofierze ostatni raz jej próbowałem.
Wyciągnąłem wręcz po mistrzowsku z niego wspomnienia, gdy znęcali się nad
Granger w salonie. Ale nie będę potrafił tego powtórzyć na tak obszernej skali.
To było niemożliwe. Chyba tylko Czarny Pan był do tego zdolny.
- Nie
oczekuję tego. – odpowiedziała spokojnie. – Powinno wystarczyć parę sekund.
Zrób to z zaskoczenia, gdy nie będzie się skupiał na podtrzymaniu barier.
Potrzebujemy tylko jakiejś małej informacji, która go złamie.
***
Cholerna
Granger, dlaczego ona zawsze musi wpaść na jakiś pomysł, który jest jeszcze
bardziej cholerny do wykonania?! Oklumencję miałem opanowaną do perfekcji, ale
ta druga dziedzina... Miałem wrażenie czasami, że Granger aż za bardzo polegała
na moich umiejętnościach. To przez nią właśnie stałem niedaleko jaskini,
próbując cicho podejść do środka, by mnie nie usłyszał śmierciożerca, niemal
podstępem zmuszając go do gadania.
Wszedłem do
środka z satysfakcją odkrywając, że siedzi odwrócony do mnie tyłem. Wyciągnąłem
bezszelestnie różdżkę i zaklęciem niewerbalnym zacząłem wymawiać formułkę
zaklęcia. Siła doznań jakie czułem włamując się do czyjegoś umysłu była
niesamowicie ogromna. W tym przypadku musiałem cofnąć się aż o krok. Wiem, że
to nic dziwnego, ale Gryfonka miała rację. Zajęło mi to dosłownie sekundy nim
na powrót wypadłem z jego głowy. Przez moje myśli przepłynęło na raz setki
wspomnień, których nie potrafiłem odczytać, ale jedno słowo, które usłyszałem
bardzo wyraźnie, mogło okazać się kluczem do sukcesu.
- Wstawaj,
Reed. – warknąłem i podszedłem do niego, rzucając chleb na ziemię obok niego.
- Kiedy mnie
w końcu zabijesz? – zapytał cicho, przegryzając suchy bochenek. Wyglądał na
zmarnowanego. Tortury dawały się we znaki. Co prawda Granger się uparła, by go
odrobinę podleczyć, ale nie wiedziała dokładnie co się z nim dzieje. Od
ostatniego razu tutaj, nie było jej już więcej.
- Nie
pozwolę ci umrzeć. Jeżeli nie chcesz mi pomóc, będę trzymał cię tutaj
wieczność. Może Czarny Pan kiedyś się o tym dowie i nagrodzi cię w końcu. Może
chociaż raz na ciebie spojrzy i dowie się o twoim istnieniu.
- Chyba nie
pamiętasz jak bardzo Czarny Pan potrafi wynagrodzić swoją wierność. –warknął.
- Nie
oszukuj się. – prychnąłem. – Nigdy cię nie wynagrodzi, bo nie jesteś mu
potrzebny. Co go obchodzi jeden z wielu pobocznych, nic nie znaczących
śmierciożerców?
- A czy Nott
nie jest właśnie jednym z nich? – jego krzywe zęby się wyszczerzyły, ale moja
pięść szybko to zmieniła.
- Posłuchaj,
skurwielu. – złapałem go za gardło. – Nott akurat jest mu potrzebny. Ty
niekoniecznie. Wrócę tutaj do ciebie niedługo, a uwierz mi, że wtedy jeszcze
zaśpiewasz inaczej.
Na odchodne
kopnąłem go jeszcze butem w brzuch, a także w twarz. Byłem niesamowicie
wściekły. Nie chciałem tyle zwlekać! Miałem dosyć, a ten skurwysyn wszystko
tylko pogarszał. Jedyną nadzieją była informacja, którą uzyskałem w jego
wspomnieniach. Oby okazała się coś znacząca, bo inaczej już nie wytrzymam.
Dosyć tego, czas zacząć działać, ruszyć do przodu.
- Granger,
nie będzie mnie przez jakiś czas i nie wiem kiedy wrócę. – powiedziałem na
powitanie, gdy wróciłem do mieszkania.
- Dlaczego?
Gdzie idziesz? Dowiedziałeś się czegoś?
- Mam
nadzieję, że tak. Chcę się przekonać ile ta informacja jest warta i wrócę
tutaj. Nie wiem ile mi to zajmie, czy tylko kilka godzin, a może kilka dni. Nie
wychodź daleko.
W jej oczach
zabłysło coś na kształt strachu. Zacisnęła dłonie w pięści, a wzrok wbiła w
posadzkę. Miałem wrażenie, że zadrżała.
- Granger? –
zapytałem niepewnie.
- Uważaj na
siebie. – wychrypiała i odwróciła się, wchodząc do swojego pokoju.
Popatrzyłem
chwilę za nią, a następnie bez większego wyboru wyszedłem z mieszkania. Nie
miałem pojęcia, że tak ciężko będzie mi opuszczać to miejsce. Było w nim coś,
co mnie do siebie przyciągało, sprawiało, że chcę zostać. Ale nie mogłem.
Chciałem załatwić swoje sprawy jak najszybciej i wrócić. Niestety los nie był
taki łaskawy...
***
Teleportowałem
się do pierwszej z wiosek, które przyszły mi na myśl. Miałem niewiele w zanadrzu.
Próbowałem przywołać do siebie to wspomnienie, ale wciąż majaczyły mi się
niewyraźne kształty, które jednak wydawały się całkiem znajome. Błąkałem się
więc po okolicy z nadzieją, że ujrzę coś, co okaże się być tym miejscem.
Niestety.
- Nie
widział pan jakiś czas temu podejrzanego mężczyzny? Wysoki blondyn, dość
barczysty, zapewne w ciemnej pelerynie. – pytałem raz za razem przechodniów.
- Tutaj
większość typów jest podejrzane. – odpowiedział właściciel jednej z knajp w
której się zatrzymałem. – Nie pan pierwszy kogoś szuka.
Szukanie
czegoś, co było zaledwie strzępkiem wspomnienia okazało się potwornie męczące.
Tak naprawdę nie wiedziałem co jest dokładnie moim celem. Czułem się
obserwowany, gdyż ludzie patrzyli na mnie podejrzliwie, albo nawet uciekali na
mój widok. Byłem do tego przyzwyczajony, a mimo wszystko czułem się nieswojo.
Noc
spędziłem w zimnej, opuszczonej piwnicy, trzęsąc się z zimna. Było to jednak
lepszym schronieniem niż zamarzanie na środku ulicy.
To była
pierwsza noc, a ja już miałem naprawdę dosyć. Byłem głodny, zmęczony i
zziębnięty. Jedyne czego w tej chwili pragnąłem, to wrócić do małego mieszkania
w opustoszałej części Londynu, gdzie było ciepło, miałem miękkie łóżko i gdzie
była Ona. Tak, na samo jej wspomnienie coś mnie ściskało w sercu. Miałem
wrażenie, że ją czuję. Jej zapach, słyszę śmiech, widzę uśmiechniętą delikatnie
twarz.
Chyba
popadam w paranoje już od dłuższego czasu.
Dodatkowo na
moje nieszczęście moja podróż miała się odrobinę wydłużyć...
Obudziłem
się, a na dworze wciąż było ciemno. Okryłem się szczelniej bluzą i wyszedłem z
małego pomieszczenia. W sumie nie wiedziałem jaki mam dalszy plan. Czułem, że
idę odpowiednim tropem, ale obawiałem się, że może mi to zająć wyjątkowo długo.
Dlatego
dzisiejszy dzień nie różnił się wiele od poprzedniego. Wydawał mi się jeszcze
gorszy, póki nie trafiłem w końcu na ślad.
- Widziałem
kogoś takiego. – odpowiedział mugol, a mi serce zabiło mocniej. – Nosi tatuaż
trupiej czaszki na przedramieniu. Często bywa w knajpie niedaleko wioski. Zazwyczaj
sam. Podobno nosi za sobą żniwo śmierci.
Więcej nie
potrzebowałem. To była dla mnie informacja pełna nadziei.
Kolejny
dzień nastał, a ja stanąłem nad zamarzniętą rzeką, obserwując okolicę. Ten
trzeci świt miał okazać się tym szczęśliwym. Spoglądając wokoło, poczułem w
całym ciele wibracje. Zamroczyło mi umysł, a przez myśli przepłynęły rozmazane
wspomnienie mojej ofiary.
Wytężyłem
więc umysł, upewniając się, że jestem w odpowiednim miejscu. Rozejrzałem się
jeszcze raz wokoło, szukając czegoś, co może mnie naprowadzić na ślad.
I znalazłem.
Na moje usta
wpłynął drwiący uśmiech gorzkiej wygranej. Krótka, ale intensywna podróż
okazała się całkowitym sukcesem.
***
W tym
momencie zmęczenie, głód, zimno, czy inne beznadziejne funkcje potrzebne do
życia spadły na drugi tor. Mimo, że bardzo chciałem wrócić do mieszkania, teraz
miałem coś ważniejszego do załatwienia, coś, co nie mogło zaczekać.
Teleportowałem
się w lesie, niedaleko jaskini w której trzymałem śmierciożercę i niemal
wpadłem do niej, ciężko dysząc. Mężczyzna siedział oparty o ścianę, cały blady,
ledwie żywy.
- Chyba mamy
sobie do pogadania. – powiedziałem drwiąco, a jego zmęczony wzrok padł na mnie.
- Jeżeli
myślisz, że złamiesz mnie kilkudniową głodówką, to się mylisz. – wysapał. – Nie
poddałem się.
- Och,
jestem pewien, że nie. – uniosłem brew do góry. – Dam ci ostatnią szansę, Reed.
- Daruj
sobie, Malfoy i mnie po prostu zabij.
- Tak, to
byłoby dobre wyjście. – skinąłem głową. – Ale nie mogę złamać danego słowa.
- O czym ty
mówisz? – zapytał zaskoczony.
- Kojarzysz
może Zoey? Blondynka, duże, niebieskie oczy. Bardzo ładna. I do tego mugolka. –
powiedziałem powoli i z satysfakcją obserwowałem zmianę na jego twarzy. Ze
zmęczonej i znudzonej, przemieniła się w przerażoną, niespokojną.
- Nie wiem o
kim mówisz. – sarknął.
- Szkoda.
Twierdziła, że bardzo za tobą tęskni i chce cię w końcu zobaczyć. Ale skoro jej
nie znasz, to...
- Czego ty
chcesz, Malfoy?!
- Już ci
mówiłem. Informacji. Jak myślisz, jak zareaguje Czarny Pan, gdy dowie się, że
jego śmierciożerca spotyka się z mugolką? Do tego bardzo często. Opowiada jej,
że ją kocha, że kiedyś wspólnie uciekną...
- Zamknij
się. – warknął. – Jeżeli jej coś zrobiłeś...
- Błagała,
bym cię oszczędził, bym pozwolił ci do niej wrócić. Jeżeli jednak nie powiesz
mi tego, co chcę usłyszeć, to zabiję ją na twoich oczach.
- Nie
zrobisz jej krzywdy!
- Jeżeli
mnie do tego nie zmusisz, to nie. – wykrzywiłem usta w uśmiechu. – Jest całkiem
niezła, ale jak na tak wiernego i oddanego śmierciożercę podziwiam, że maczasz
kutasa w mugolce.
- Co chcesz
wiedzieć? – warknął, a ja podszedłem do niego i ukląkłem, aby nasze spojrzenia
były na tym samym poziomie.
- Trzeba
było tak od razu. A więc, co z Potterem?
- Żyje. –
wycedził. – Czarny Pan przesłuchuje go osobiście. Trzymany jest wciąż w lochach
ze wzmocnioną ochroną. Nikt się nie przedostanie.
Skinąłem
głową, a następnie zadałem kolejne pytanie.
- Nott?
- Gdy
jeszcze byłem tam ostatnim razem, to żył. Jest nieźle poturbowany. Również
trzymany w lochach. Czarny Pan wciąż potrzebował jego medycznych zdolności.
- Świetnie.
Podaj nazwiska osób pełniących wartę.
- Nie znam.
– warknął, a ja spojrzałem na niego groźnie. Wyglądało jednak na to, że mówił
prawdę.
- Spisałeś
się, Reed. Mam do ciebie jeszcze tylko jedną, malutką sprawę, to nie zaboli, a
przynajmniej nie powinno. Imperio!
***
Niemal na
drżących nogach wszedłem do mieszkania. Nie było mnie tylko trzy dni, a czułem
jakby minęła wieczność. Od razu moje nozdrza owionął przyjemny zapach potraw, a
nogi automatycznie skierowały się do kuchni. W środku jednak nikogo nie było.
Niespokojnie wszedłem do pokoju Gryfonki, ale on również był pusty.
Poczułem jak
coś nieprzyjemnie zimnego wślizguje się w mój żołądek. Wiedziałem, że mogła po
prostu wyjść, ale coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Na środku leżały
porozwalane ubrania, jakby ktoś w pośpiechu coś brał. Wyglądało, że dość
niedawno ktoś musiał tutaj być, jednak nie widziałem innych dowodów obecności.
Serce
ścisnęło mi się mocno, a oddech przyspieszył. Jeżeli coś jej się stało... Nawet
nie chciałem brać pod uwagę takiego scenariusza. Próbowałem uspokoić szalejące
wewnątrz nerwy. W końcu zmusiłem się, by ruszyć z miejsca. Nie miałem pojęcia
kiedy moje nogi zaczęły tak drżeć.
Wszedłem do
swojego pokoju i zamarłem. Dopiero wtedy poczułem jak każdy mój mięsień się
rozluźnia, oddech normuje. Na łóżku leżała Granger. Spała, bo jej klatka
piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół. Była wtulona w moją koszulkę, co
wywołało w żołądku potężne skurcze. Najwyraźniej płakała, bo krótkie loczki
były przyklejone do bladych policzków.
Moje serce
nagle rozgrzało się, jakby ktoś przyłożył do niego gorący pręt. Mimo, że
zrobiło mi się gorąco i nie mogłem oderwać od niej wzroku, to musiałem.
Wyszedłem z pokoju, zmierzając do kuchni. Z delikatnym uśmiechem zabrałem się
za nakładanie porcji obiadu. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie iż to, co
się ze mną dzieje jest na równi ekscytujące co przerażające.
Wyciągnąłem
talerz z szafki, ale pech chciał, że wyśliznął mi się z dłoni i z hałasem
rozbił o podłogę. Przekląłem soczyście i pochyliłem się nad nim, by różdżką go
posklejać. W pewnym momencie jednak zamarłem.
- Nie ruszaj
się. – wysyczał głos za mną. – Jak tutaj wszedłeś?
Odwróciłem
się w stronę mojego przeciwnika i spojrzałem w brązowe oczy. Widziałem
dokładnie jak się powiększają z zaskoczenia i niedowierzania. Uśmiechnąłem się
drwiąco, ale miałem wrażenie, że płonę.
- Malfoy?
Wróciłeś już?
- To źle? –
uniosłem brew.
Szatynka
pokręciła głową i podeszła do mnie powoli. Obserwowałem każdy jej ruch, czując
jak krew w żyłach mi pulsuje. Moment w którym do mnie podeszła wydawał się
ciągnąć w nieskończoność. Dotknęła mojego policzka ciepłą dłonią.
- Cieszę
się, że nic ci nie jest. – szepnęła.
Ta chwila
spowodowała, że wybuchłem. Złapałem ją pod pośladkami i uniosłem do góry,
sadzając na stole. Nie czekając ani chwili, wpiłem się w jej wargi. Tak bardzo
ich pragnąłem, że nie potrafiłem, ani nie chciałem się powstrzymywać. Nasza relacja
już od jakiegoś czasu przemieniła się w iście namiętną rządzę. Wielbiłem ją
całym sobą. Uczucia wręcz rozpierdalały mnie od środka.
- Gdzie
byłeś? – wyszeptała w moje usta, między pocałunkami.
- Uzyskać
odpowiedzi. Udało się, Granger.
Jej twarz
rozjaśniła się w szerokim, niedowierzającym uśmiechu.
- Jak?
- Dowiesz
się z czasem. – mruknąłem i ponownie zasmakowałem jej warg, ale ona odsunęła
się delikatnie.
- Czekałam
całe trzy dni w niewiedzy!
- Teraz
wystarczy tylko czekać, Granger. Dalsza część planu została wcielona. Wystarczy
czekać...
***
Musiałem
przyznać, że przyjemniej było obudzić się, a obok ponownie czuć JĄ. Ile czasu
minęło, odkąd ostatni raz budziłem się w Malfoy Manor? Ile to już czasu, odkąd
moje życie uległo takiej zmianie? Naprawdę to się wydarzyło? Czy nie jestem
cały czas w jednym z moich realnych snów?
- Draco... -
usłyszałem szept przy uchu. – Śpisz?
Pokręciłem
głową i spojrzałem na Gryfonkę, wpatrującą się we mnie intensywnie. Dopiero od
niedawna zauważałem w niej takie drobnostki jak piegi, zdobiące twarz,
pojedyncze pieprzyki na policzku, czy w szybkim tempie odrastające włosy.
Granger była pomimo tych wszystkich blizn i ran śliczna. Merlinie, czy ja
właśnie to przyznałem?
- Minęło już
parę dni, ile to zajmie?
- Wyluzuj,
Granger. – westchnąłem, choć ja sam denerwowałem się równie mocno. – Wróci.
Minęło już
kilka dni odkąd wysłałem pod zaklęciem Imperiusa do mojego domu śmierciożercę.
Wierzyłem w to, że nie wyrwie się spod uroku. Ryzykowałem, ale on również. On
miał w pewnym sensie haczyk na nas, ja na niego. To wszystko było warte ryzyka.
- To
wszystko tyle trwa, a eliksir jest już gotowy. Jeżeli nie dodamy ostatniego
składnika, wszystko pójdzie na nic...
Spojrzałem
na sufit i zamyśliłem się. Przez ostatnie dni atmosfera była nerwowa. Oboje nie
potrafiliśmy się na niczym skupić, myślami krążyliśmy gdzie indziej.
Oczekiwaliśmy powrotu śmierciożercy, a czas się tylko wydłużał. Myślałem, że w
końcu wybuchnę z furii, bo czekanie mnie zabijało. Tyle pracy nie mogło, po
prostu nie mogło pójść na marne.
Na dodatek
miałem wrażenie, że Granger zachowuje się dziwnie odkąd wróciłem. Była cicha,
ciągle zamyślona, a gdy tylko jej dotykałem lub coś mówiłem, ona wzdrygała się
ze strachem. Wcześniej tak nie było, co mnie trochę niepokoiło.
- Co jest z
tobą? – warknąłem, gdy ponownie wpatrzyła się przed siebie, nie odzywając się
słowem. – Ostatnio zachowujesz się inaczej.
- Nic
takiego. – powiedziała i uśmiechnęła się słabo, lecz ja przewróciłem oczami i
pochyliłem się nad nią.
- Powiesz
sama, czy mam użyć na tobie legilimencji?
- Nie masz
prawa! – syknęła i spróbowała mnie odepchnąć, ale mocniej przygwoździłem ją do
łóżka.
- Może i
nie, ale jeżeli nie będę miał innego wyboru...
- Spotkałam
Zakon Feniksa. – wypaliła, a ja zamarłem.
- Kiedy? – wysapałem.
- Kiedy cię
nie było.
-
Rozmawiałaś z nimi?
- Nie. –
szepnęła i odwróciła wzrok. – Ale na pewno mnie widzieli. Ja... spetryfikowałam
jednego z nich.
Moje oczy
rozszerzyły się w szoku. Zmusiłem ją do spojrzenia na mnie i również
wyszeptałem:
- Dlaczego
to zrobiłaś? Dlaczego nie poszłaś z nimi?
Zawahała
się, ale po chwili przymknęła powieki i odetchnęła głęboko.
- Czekałam
na ciebie.
Przez
dłuższą chwilę wciąż wpatrywałem się w nią oniemiały, a następnie odsunąłem,
siadając prosto.
-
Niepotrzebnie. – odpowiedziałem oschle. – Mogłaś iść z nimi.
- Tak? –
oburzyła się. – A co z naszym planem? Co z pomocą przyjaciołom?!
Nie
odpowiedziałem, tylko odwróciłem się od niej.
- Czasami
nie wiem, czy to na pewno dobry pomysł. – powiedziałem bez emocji.
- Chcesz się
teraz wycofać? TERAZ?! Gdy wszystko jest już prawie gotowe?! – krzyknęła. – W
porządku, mogę pomóc im sama.
- Nie bądź
idiotką. – warknąłem, a coś we mnie zakuło mocniej. Jęknąłem i złapałem się za
głowę.
- Malfoy?!
Co ci jest?! – zapytała zaniepokojona i dotknęła mojego ramienia.
- Wrócił.
Czeka na nas w jaskini. Jesteś gotowa, Granger? Za chwilę już nie będzie
odwrotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz