Gdy na środku ściany pojawiły się drzwi
prowadzące do Pokoju Życzeń, Ron zaprosił Hermionę gestem dłoni, aby weszła
pierwsza. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia lekko się zdziwiła. Znajdowała
się na ogromnym boisku do Quidditcha. Spojrzała zdumionym i pytającym wzrokiem
na rudzielca.
-Nie wiedziałem jak wyglądają mugolskie
boiska, a chciałbym się czegoś dowiedzieć o tych waszych dziwnych grach. Harry
mi trochę opowiadał, ale nie bardzo to rozumiem. To jak? Wytłumaczysz mi?
Hermiona się zaśmiała.
-Spróbuję. Ale sport jest nie dla mnie.
Skoro nadchodzi zima to może pojeździmy na łyżwach?
-Na czym?
-Na łyżwach. –skupiła się i pomyślała o
zimowym klimacie, lodowisku i dwóch parach łyżew.
Przed ich oczami zmaterializowało się
wszystko o czym pomyślała brązowooka. Wzięła do rąk parę łyżew i podała je
Ronowi. Ten spojrzał na nie trochę zdezorientowany.
-Mam w to coś wsadzić nogi, tak?
-Tak. Ale lepiej usiądź bo może być
ślisko.
Ron nieufnie włożył stopy w łyżwy i gdy wstał zachwiał się. Nie chcąc
pokazywać swojej niepewności przyjaciółce, postanowił zrobić krok. Skończyło się
na tym, że bardzo szybko zaprzyjaźnił się z lodem przewracając się na niego.
Hermiona zaśmiała się perliście i
postanowiła zacząć uczyć chłopaka od podstaw. Trzymając go za ręce ciągała po
całym lodowisku, co rusz przyspieszając. Weasley szybko się uczył. Po jakimś
czasie zaczął łapać o co chodzi w tej całej jeździe na przedziwnych butach z
ostrzami.
Nie odbyło się bez paru upadków, ale to
nawet i najlepszym się zdarza.
Potem, korzystając z obecności śniegu
postanowili wspólnymi siłami ulepić bałwana. Ich nowy przyjaciel otrzymał zakrzywiony
nos z marchewki, dlatego Ron postanowił wyczarować dla niego długie, czarne
włosy w których łudząco przypominał Severusa Snape’a.
Hermiona nie zdawała nawet sobie
sprawy, że tak świetnie będą się ze sobą bawili. Zazwyczaj spędzali czas
jeszcze z Harrym lub Ginny, nigdy sami.
Po śnieżnych zabawach, gdy odpoczywali
na zaspie zbudowanej również ze śniegu, rudzielec postanowił zaproponować coś
innego.
-To może teraz zagramy w Quidditcha?
-No okej. –zgodziła się niechętnie.
Nigdy nie przepadała za tą grą.
Ron bronił bramek, a ona próbowała
strzelić gola rzucając kaflem. Nie udawało jej się to zbytnio, gdyż piłka była
dosyć ciężka, a sama Hermiona nie miała zbytnio siły w rękach. Znudziła się już po chwili, bo to jednak nie
był jej konik, ale chciała uszczęśliwić przyjaciela. Widziała jak bardzo się
starał, aby jej dogodzić i cieszyła się z tego powodu, że jednak wszystko może
się naprawić przy odrobinie chęci.
Po chwili, gdy opadła na trybuny
opatulone białym puchem, a Weasley podleciał obok niej wysłała mu szeroki i
szczery uśmiech.
-Mam jeszcze dla ciebie
niespodziankę.-odezwał się z tajemniczym uśmieszkiem.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
-Jaką? Skąd ci się bierze tyle
pomysłów, Ronaldzie? Nie poznaję cię.
-A widzisz? Rodzinne u nas. –wyszczerzył
się.
Po chwili stali na polanie. Pięknej i
zielonej, a przy maleńkim jeziorku leżał kocyk z gotowymi kanapkami i owocami.
-Sam to przygotowałeś? –zapytała z
podziwem.
-Starałem się. Mam nadzieję, że będzie
ci smakować.
Hermiona wzięła kanapkę z pełnego
stosiku.
-Są pyszne!
Rudzielec uśmiechnął się promiennie.
Czas w Pokoju Życzeń mijał im bardzo
szybko i miło, lecz dla każdego z tej dwójki inaczej. Dla Rona był to jeden z
piękniejszych dni i czuł się jak w Niebie przebywając z ukochaną osobą, zaś dla
Hermiony był to wyłącznie dobrze spędzony czas z przyjacielem.
-A więc Hermiono, jak ci się podoba?
Postarałem się, nie? Nawet Ron Weasley, kumpel Harry’ego Pottera coś potrafi!
-Jest bardzo miło, Ron! I wiesz dobrze,
że nie jesteś tylko „kumplem Harry’ego Pottera”. Jesteś wspaniałym i zdolnym
człowiekiem. I kochanym oczywiście.-mrugnęła do niego.
-Dla ciebie wszystko!
Hermiona się trochę zarumieniła, ale
nic nie odpowiedziała. Ronald za to zrobił się poważniejszy.
-Wiesz, chciałbym żeby pomiędzy naszą
trójką wszystko było jak kiedyś…
-Ja też! Stęskniłam się za tym! Brakuje
mi twojego marudzenia, Ron. –ponownie się zaśmiała.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Nie tylko ty się stęskniłaś. Nikt mi
was nie potrafi zastąpić. Naprawdę!
-Ron, a dlaczego tak bardzo chciałeś
żebyśmy byli razem? –męczyło ją to od dłuższego czasu. W końcu musiał nadejść
moment żeby zapytać go o to.
Chłopak się zastanowił.
-Dlatego, że jesteś piękna, mądra i
taka zabawna. Jak się złościsz jesteś taka urocza i takie słodkie dołeczki ci się
robią w policzkach.
Gryfonce na twarzy wykwitły ogromne
rumieńce.
-A jak się zawstydzasz to jesteś
jeszcze słodsza! –zaśmiał się.
Hermiona trzepnęła go ręką w ramię.
-Nie nabijaj się ze mnie!
-Nie nabijam! Mówię prawdę!
Nie zwróciła na to uwagi, że Ron
przybliża się coraz bardziej do niej. Chwycił jej podbródek i zaczął przybliżać
usta do jej ust.
-Nie! Ron! –odsunęła się szybko. – To
miało być czysto przyjacielskie spotkanie! –przypomniała.
-Tak, wiem. Przepraszam. Poniosło mnie.
Nie mogę się czasem opanować..
-Nic się nie stało, ale staraj się tego
nie robić.
-Okej. A, słuchaj… Nie dałabyś nam
kiedyś szansy? Na bycie razem? Wiem, że nie powinienem pytać, ale chcę żebyś
wiedziała, że zależy mi na tobie!
Spojrzała na niego niepewnie.
-Nie wiem… Na razie nic ci nie chcę
obiecywać, żebyś nie miał fałszywych nadziei.
-Obiecuję, że się postaram! Zakochasz
się jeszcze we mnie!
Hermiona nie wiedziała co ma
odpowiedzieć na to. Wyszeptała tylko:
-Ron, dziękuję ci bardzo za miły
wieczór. Brakowało mi takich dni! Pójdziemy już do reszty?
Ron trochę się zasmucił, ale po chwili
znów się rozpromienił. Wstał i wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciółki.
Oboje objęci ruszyli do wyjścia z
Pokoju Przychodź-Wychodź. Weszli wesoło rozmawiając do Pokoju Wspólnego
Gryffindoru śmiejąc się z Filcha, który zaprosił na randkę panią
Pince-bibliotekarkę.
-Myślisz, że doczekamy się małych
potomków Filcha?
-Oby nie! –pomyślała z obrzydzeniem i
ze śmiechem.
-I wszystkie będą dreptać po Hogwarcie
krzycząc: „Weasley! To znowu ty?! Widziałem jak rozrzuciłeś to czarodziejskie
bagno!”
Hermiona wybuchła śmiechem.
Wszyscy Gryfoni patrzyli na nich
zdziwieni. Coś nowego. Hermiona Granger i Ronald Weasley znowu się przyjaźnią.
-Hej, hej! –usiedli obok Harry’ego.
-No cześć wam! Jak tam wieczór? –zapytał
patrząc na nich znacząco.
-Bardzo miło! Ronuś się postarał.
–uderzyła rudzielca łokciem w bok.
-Ha! Błagał mnie o pomysły!
–wyszczerzył się brunet.
-Cicho, bo psujesz mój wizerunek!
–zagroził palcem Ron.
Wszyscy znowu się roześmiali. Tak,
takich dni Hermionie brakowało.
~~*~~
Właśnie trwał trening drużyny
Slytherinu na boisku do Quidditcha. Draco Malfoy, szukający poszukiwał w
ciemnościach znicza. Jak na złość nigdzie go nie widział. A może po prostu nie
potrafił go dzisiaj dostrzec? Jego myśli płynęły w zupełnie inne miejsce.
-Draco? Co jest dzisiaj z tobą?!
-Nic! Po prostu go nie widzę! Jest
ciemno jakbyś nie zauważył! -warknął rozeźlony Malfoy.
Dla Draco dzisiejszy trening był
totalną tragedią. Nie potrafił się skoncentrować na swojej ukochanej grze.
Ciągle myślami był przy brązowookiej Gryfonce i Weasleyu. Właśnie w tym
momencie Wiewiór mógł ją obłapywać w Pokoju Życzeń. Na pewno razem świetnie się
bawili. Granger mu wybaczyła, kto wie, może teraz zostanie jego dziewczyną.
Gdyby faktycznie tak było, to by musiała być idiotką. Weasley nie miał do niej
totalnie szacunku. Ale o czym on teraz myśli? A czy on kiedykolwiek miał do
niej szacunek? Wcale nie był lepszy. Nie zasługiwał na nią podobnie jak
rudzielec.
Jeżeli
Granger chce z nim być to niech sobie będzie. Nic już mnie to nie obchodzi!
-Ty go po prostu nie chcesz widzieć!
Jesteś jakiś nieobecny! I do tego mega spięty! Co się z tobą dzieje?! –wyrwał
go z ponownej zadumy głos jego kapitana.
-Znajdź sam tego znicza jak jesteś taki
mądry, Montague!
-Spoko. Spójrz koło swojej lewej nogi.
Draco spojrzał w tym kierunku i
rzeczywiście. Złota kuleczka latała obok jego stopy. Przeklął w myślach.
-Jak się nie ogarniesz to wylatujesz z
drużyny, Malfoy!
-Sorry, Montague! Już się ogarniam.
Kapitan drużyny odleciał a Dracon
soczyście przeklął. Ze złości poszybował
na drugi koniec boiska udając, że wypatrzył znicza.
Po około dwóch godzinach trening się
zakończył. Drużyna nie była zbytnio zadowolona ze swojej gry. Nie
satysfakcjonowała ich porażka.
-Malfoy! Wracamy! –krzyczał Zabini.
-Jeszcze chwilę polatam!
-Zostać z tobą?
-Nie, dzięki. Chcę zostać sam.
Zabini mimo tego, że Draco nie chciał,
aby został podleciał do niego.
-Co jest, stary? Totalnie nie ogarniasz
co się dzieje naokoło ciebie.
-Nic mi nie jest. –warknął. Jeszcze
tylko zabrakło zamartwiającego się Zabiniego, który nie da mu spokoju.
-A tak serio? Draco, znam cię nie od
dziś i wiem kiedy coś cię gryzie. –dociekał mulat.
-Serio? A jak to robi jakaś dziewczyna
w nocy?
-Malfoy! –zirytował się.
-Wieprzlej mnie wkurza. –westchnął w
końcu blondyn.
Blaise podniósł z rozbawieniem brwi.
-A coś nowego mi powiesz?
-Po prostu to kretyn i tyle. Przyjaźni
się z Potterem. Jest biedny i nawet różdżką machać nie potrafi. Zdrajca krwi.
Chyba tyle powinno ci wystarczyć.
Gdy zauważył, że jego przyjaciel nie
jest usatysfakcjonowany z odpowiedzi powiedział szybko:
-Zabini, nie drąż tematu.
Blaise zrozumiał, że to koniec rozmowy
i nic nie wskóra więc poleciał za resztą drużyny.
Draco usiadł na trybunach oddychając
głęboko. Czuł się sfrustrowany i wściekły. Naprawdę nie spodziewał się, że
wiadomość o tym, że Granger poszła gdzieś sama z Weasleyem tak go dotknie. Czuł
się… okropnie. Nie wiedział jak ma to opisać. Czym tak naprawdę owe uczucie
jest. Po prostu nie chciał pozwolić, aby spotykała się z kimkolwiek.
Myślałem,
że chociaż trening pozwoli mi nie myśleć o tym wszystkim!
Spojrzał na zamek. Na szóstym piętrze w
sypialni, JEJ sypialni zapaliło się światło.
Ooo,
Granger jest już w pokoju..-uśmiechnął się, lecz szybko zdzielił
się w myślach. - I co z tego? A może..?
Nie, to bez sensu.. -bił się ze swoimi myślami, ale jednak coś postanowił.
Może i będzie żałował, ale chwila słabości zwyciężyła.
Dosiadł z powrotem swoje miotły i
podleciał do jej okna. Zawahał się tylko chwilę i zapukał w nie. Po chwili otworzyło
się, a w nim pojawiła się brązowooka dziewczyna owinięta w ręcznik. Jego widok
ją bardzo mocno zaskoczył. Nic dziwnego. Siedział w nocy, na miotle za jej
oknem.
-Malfoy?! Czy ci odbiło? Co ty tutaj
robisz?!
-A latam sobie. –uśmiechnął się kpiąco.
–Jak tam randka z Weasleyem?
-To nie była randka. –burknęła.
Hermionie nagle przypomniało się, że
nie miała się do niego zbliżać. Chciała zatrzasnąć okno przed jego nosem, ale
złapał ze zręcznością jej rękę.
-Nie zamykaj. Proszę.
Hermiona patrzyła na niego jak
zaczarowana. Malfoy o coś proszący? To był dopiero widok! Obserwowała każdy
jego ruch jak w zwolnionym tempie. Przechylił się leniwym ruchem przez parapet
okna całując jej usta. Od razu poczuł przyjemny zapach płynu do kąpieli. Ona
chcąc, nie chcąc odwzajemniła bezwiednie pocałunek. Był dla nich jak łyk
lodowatej wody. Brakowało im tego uczucia. Ślizgon wleciał przez okno i rzucił
miotłę w kąt nie przestając jej całować. Położył ręce na jej talii powodując,
że zaczęła się cofać. Gdy wyczuł za nią łóżko, szybkim ruchem pchnął ją na nie.
Oparł się na łokciach mając ją pod sobą. Jej zapach oraz krótki ręcznik
doprowadzał go do szaleństwa. Powoli zaczął zjeżdżać ustami do jej szyi, gdy
gwałtownie go od siebie odepchnęła. Dopiero teraz dotarło do niej to co robili.
-Co ty wyprawiasz?! –krzyknęła oburzona.
-Granger, ja..
-Wynoś się!
Nie miał siły. Nie potrafił spojrzeć na
nią z wyższością, nie potrafił wysłać drwiącego uśmiechu. Nie potrafił nawet na
nią spojrzeć. Zawalił sprawę. Nie chcąc jej pogarszać po prostu wziął miotłę i
opuścił jej pokój. Gdy tylko to zrobił ona rozpłakała się. Czuła się słaba,
zraniona, nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Malfoy po prostu wchodziło
sobie kiedy chciał i robił to co chciał. Przestawała nad sobą panować. Jeszcze
trochę, a by się po prostu poddała. Wcześniej nigdy by tak nie postąpiła. Nie
była taka. To było wbrew jej zasadom. A posiadała je i miała zamiar się ich
trzymać. Najbardziej bolało ją to, dlaczego to robił. Czy miała poznać
kiedykolwiek odpowiedź?
*
Nie tylko Hermiona nie potrafiła
odpowiedzieć na to pytanie. Draco również miał z tym problem. Był wściekły.
Właśnie próbował dobrać się do Granger. Nieznane uczucia zaczęły się w nim
niebezpiecznie budzić. To wszystko przez nią. Przez jej oczy, uśmiech, poczucie
humoru, zadziorny charakter. Nie powinien czuć tego co czuje. Dobrze o tym
wiedział. Trzeba było to wszystko zatrzymać. A co było najlepszym wyjściem?
Nowa dziewczyna.
~~*~~
Następnego dnia do Wielkiej Sali
wkroczyła roześmiana trójka uczniów. Hermiona Granger, Harry Potter i Ronald
Weasley znowu razem! Wzbudzili swoim przyjściem dosyć dużą sensację. Mimo
wszystko od bardzo długiego czasu nie było widać ich razem.
-No to mamy powrót Świętej Trójcy.
–szepnął drwiąco Blaise do przyjaciela na ich widok. Draco potwierdził jego
słowa mruknięciem. Na nic więcej nie mógł się zdobyć. Powrót Złotej Trójcy go
nie cieszył. To właśnie Weasley, którego nienawidził najbardziej i właśnie miażdżył
go wzrokiem działał na niego tak negatywnie. Teraz drażnił go jeszcze bardziej.
Nawet nie wiedział, że to możliwe. Po prostu miał ochotę wstać i go zabić
gołymi rękoma dlatego, że szczerzył się do Granger.
-Spójrz tylko na tego kretyna! –warknął.
–Chyba nie myśli, że Granger na niego poleci jak będzie suszył tak te swoje
zęby?
Blaise spojrzał z zaciekawieniem na
osobę, o której mówił Dracon. To było oczywiste, że mówi o Weasleyu. Uśmiechnął
się kpiąco, ale nie zamierzał tego komentować. To było oczywiste, że Malfoy był
zazdrosny. Nie znał jednak tego uczucia wcześniej. Nie zamierzał również go o
tym informować. Wiedział, że by się wściekł, a to nie było mu potrzebne.
Postanowił tylko mu przytakiwać.
-Czego więcej spodziewałeś się po
Weasleyu? Potter i Granger wybaczyli jego grzechy więc teraz znowu będzie
podbijał do niej. Tylko ona jest na tyle miła, żeby chociażby się do niego
odezwać.
-Nawet Granger powinna go sobie
odpuścić. Chociaż jak nie Weasley to kto.. –mruknął ze złością.
-Ale nasza Gryfoneczka chyba chora
jest.. Wygląda jakoś fatalnie.
Draco przyjrzał się dziewczynie. To
była prawda. Była strasznie blada i niewyraźna. Prawie jak chodzący trup.
-To pewnie na widok Weasleya. Też tak
czasami mam. Jak go widzę to mam ochotę rzygać dalej niż widzę.
Sufit Wielkiej Sali nagle został
przysłonięty przez całą chmarę sów wlatujących właśnie z poranną pocztą. Przy
stole Slytherinu prawie każdy dostał paczkę. Draco przestraszył się, gdy
zobaczył nadlatującego rodzinnego puchacza. Rozerwał szybko kopertę, która była
przywiązana do nóżki ptaka i przeczytał mały skrawek papieru. Po zaledwie paru sekundach
pobladł niezmiernie i zerwał się z miejsca wybiegając z sali. Spojrzenia Ginny
i Blaise’a spotkały się. Mulat wzruszył ramionami na znak, że nie wie co się
stało, za to dziewczyna niespokojnie spojrzała na Hermionę, a następnie na
drzwi.
Brązowooka Gryfonka faktycznie nie
czuła się zbyt dobrze. Od rana jej się kręciło w głowie i chyba miała gorączkę.
Przetrwała pierwsze lekcje, ale już na Numerologii ledwo siedziała na miejscu.
-Panno Granger? Wszystko w porządku?
–zapytała ją profesor Vector.
-Tak, tak. –mruknęła.
-Nie wygląda pani najlepiej. Jesteś
cała blada! Proszę idź do Skrzydła Szpitalnego!
-Nie, nie! Naprawdę nie trzeba!
-Nalegam!
-Nie chcę mieć zaległości –jęknęła.
-Panno Granger, jest pani uzdolnioną
czarownicą i zapewniam, że nie będzie pani miała.
Hermiona zirytowana wstała z krzesła i
lekko się zachwiała. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Wzięła torbę i
spakowała się.
Nie wiedziała jakim sposobem udało jej
się tak daleko zajść. Po drodze usłyszała ciche szmery z pobocznego korytarza.
Spojrzała tam i zamarła. Ale po sekundzie się uśmiechnęła. Oparła się rozbawiona
o ścianę i chrząknęła.
-Ekhm.. przeszkadzam? –zapytała słodko.
W korytarzu stał Blaise Zabini wraz
Ginny Weasley. Przyłapała ich właśnie na namiętnym pocałunku. Para
natychmiastowo się od siebie odsunęła.
-Hermiona! Dlaczego nie jesteś na
lekcji?
-Idę właśnie do Skrzydła… -powiedziała
rozbawiona. -Mogłabym was zapytać o to samo, ale lepsze pytanie brzmi : od
kiedy jesteście razem i dlaczego ja nic o tym nie wiem?!
Ginny spojrzała zmieszana i lekko
zaskoczona na przyjaciółkę.
-Nie jesteś zła?
-A dlaczego miałabym być? –zrobiła
zaskoczoną minę.
-Eee, no bo Blaise to Ślizgon..
-Nie, no co wy! Szczęścia wam życzę!
–powiedziała wesoło. –Ale.. potem mi wszystko opowiesz! -uśmiechnęła się
znacząco do Rudej. -A ty, Zabini! –zwróciła się do Ślizgona. –Jeżeli będzie
przez ciebie płakała, to osobiście się tobą zajmę!
Chłopak uśmiechnął się i przyrzekł, że
ani jedna łza nie poleci z jej oczu przez niego. Hermiona miała szczerą
nadzieję, że mówi prawdę. Poszła dalej zostawiając zakochaną parkę samą ze
sobą. Była szczęśliwa. Cieszyła się szczęściem przyjaciółki. Sama by chciała
zyskać takie szczęście, prawdziwą miłość. Przed oczami stanął jej uśmiechnięty
Ron mówiący, że się w nim zakocha. Po chwili jednak rudzielec zamienił się w…
Malfoya. Szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Szczęście Ginny musi jej
wystarczyć.
Gdy przechodziła obok łazienki Jęczącej
Marty usłyszała szloch. Nie był to jednak szloch ducha tylko… chłopaka. Weszła
po cichu do pomieszczenia i rozejrzała się. Na podłodze siedział Dracon Malfoy
we własnej osobie. Już chciała się wycofać, gdy usłyszała, że to właśnie on
płacze. Przeklinając siebie w duchu i próbując przekonać do zostania, weszła
głębiej do łazienki.
-Malfoy? –zapytała cicho.
Chłopak spojrzał na nią lekko
zaskoczony. Szybko otarł łzy. Nie chciał, aby ktoś go widział. A już na pewno
nie ona.
-Co ty tu robisz? –zapytał ostro.
-Ja.. właśnie przechodziłam. Co się
stało?
-Nic.
Jego głos był lodowaty. Wyrzuty z
emocji. Wzdrygnęła się słysząc go.
-Przecież widzę. –nie dawała za
wygraną.
Usiadła obok niego i wyjęła chusteczki.
Walczyła z samą sobą. Z jednej strony była na niego wściekła, chciała stąd
wyjść, lecz z drugiej wiedziała, że potrzebuje jej. To nie był stan w którym można
było go często zobaczyć. Była dobra. Za dobra, więc wyciągnęła w jego kierunku pomocną
dłoń. To, czy ją przyjmie zależało tylko od niego.
-Może jednak mi opowiesz?
Draco chwilę na nią patrzył nie wiedząc
czy to zrobić, ale po chwili się zgodził. Postanowił jej zaufać. Wyciągnął dłoń
w jej kierunku, na której spoczywała karteczka. Dziewczyna wzięła ją
zaciekawiona. Były nakreślone na niej tylko cztery słowa i podpis.
„Twoja matka nie żyje. Lucjusz Malfoy.”
Przerażona spojrzała na blondyna. Nie
spodziewała się tego.
-Draco, tak mi..
-Przykro? To chciałaś powiedzieć?
Przecież była dla ciebie nikim.
-Przestań tak mówić.. –szepnęła.
-Ale dlaczego? Przecież była żoną
śmierciożercy, zabijała ludzi, była zła! Wyzywała cię! Gnębiła!
-Nie wolno obrażać zmarłych! Kochałeś
ją! Dlaczego teraz się na niej wyżywasz?!
Chłopak umilkł. Pozwolił, by negatywne
uczucia wypłynęły z niego w jej stronę. Granger jednak nie była słaba. Szybko
postawiła go do pionu.
-Była dla ciebie najważniejszą kobietą,
prawda? –zapytała go łagodnie.
-Tak.. Zawsze będzie. Chroniła mnie,
zawsze wspierała. Chciała dla mnie jak najlepiej! A teraz…
-Teraz będzie cię pilnowała tam z góry!
Ślizgon spojrzał na nią z
wdzięcznością. Był jej naprawdę wdzięczny, choć nie potrafił tego pokazać.
-Wiesz.. –zaczął. -Od dziecka bardzo
mnie rozpieszczała. Kupowała mi wiele rzeczy, których ojciec by mi nie kupił.
Czytała mi bajki, pozwalała się bawić i nie traktowała jak coś najgorszego.
Kochała mnie. Ale przeze mnie też dużo się nacierpiała. Ojciec rzucał w nią
cruciatusem gdy dowiadywał się, że robiła coś co chciałem. Opowiadałem ci już
przecież, więc coś wiesz, prawda? Zresztą.. po co ja ci to mówię..
-Śmiało, chętnie posłucham. –nie czuła
się zbyt dobrze, ale spróbowała to przezwyciężyć. Malfoy otworzył się przed nią
po raz kolejny.
-Ja ci powiem a potem ty opowiesz to
wszystkim innym, ta?
-Nie jestem tobą, Malfoy. –chciała powiedzieć
to ostrzej, lecz przez złe samopoczucie nie udało jej się. Ku jej zdziwieniu
chłopak uśmiechnął się lekko i powiedział:
-Wiesz.. Ona nie była zła. Była
naprawdę miła. Myślę, że gdyby.. że gdyby nie poznała ojca, to byłoby inaczej.
Nie byłaby otoczona śmierciożercami, śmiercią, strachem żyłaby i ja.. byłbym
wtedy inny. Byłbym..
-Nie. –przerwała mu ostro.
Blondyn spojrzał na nią zdezorientowany.
-Nie byłbyś inny, Draco. –powiedziała
łagodniej. –Nie byłoby cię w ogóle, gdyby nie twój ojciec. Jesteś jego synem.
Wtedy może i byłby jakiś Patrick Snow. Ale nie byłoby Dracona Malfoya.
-Lepiej dla ciebie, nie? –powiedział drwiąco.-Nikt
by cię nie gnębił, nie wyzywał i nie poniżał..
-Może i tak, ale jak bardzo moje życie
byłoby nudne. –uśmiechnęła się sztucznie.
Nie tęskniłaby za tym wszystkim, o nie.
Ale na samą myśl, że miałaby go nie znać zrobiło jej się przykro.
-Ale sam fakt, życie byłoby prostsze.
-Kiedyś myślałam, że masz idealne
życie. –wyznała.
Malfoy się zaśmiał kpiąco.
-Nie myśl za dużo, Granger. O tak,
doskonałe życie dorastać w gronie śmierciożerców. Ale no cóż, miałem to czego
chciałem, dostawałem wszystko i gdy byłem posłuszny nie powiem, że całkiem
nieźle mi się wiodło. Ale wszystko ma swoją cenę. Zakazów też miałem sporo.
-Moi rodzice mi nawet nie pozwalali
jeść niezdrowej żywności! –zaśmiała się. –Ale są dentystami, leczą mugolom zęby
–powiedziała widząc pytający wzrok Draco.
-To mugole muszą mieć leczone zęby?
–zainteresował się.
-Tak. I używają takich specjalnych
maszyn. Niestety, często jest to bolesne.
-Zawsze chciałem się trochę dowiedzieć
o mugolskim świecie. –wyznał, przez co ona oniemiała. -Ojciec nie pozwalał mi
się bawić z mugolskimi dziećmi a w naszym domu nie mogło znajdować się nic co
należało do mugoli.
-Nie oglądałeś telewizji? –zapytała szczerze
oszołomiona.
-A co to jest?
-Ech, nie ważne. Za dużo by tłumaczyć.
-Czemu nie? Dawaj, Granger. I tak już
nic dzisiaj nie zepsuje mojego humoru.
Hermiona przytaknęła.
-Mugole oglądają w tym ruszające się
obrazy. Dla nich jest to.. rozrywką.
Ślizgon przysłuchiwał jej się z uwagą.
To prawda, że nie mógł mieć styczności z mugolskim światem. Nigdy też go do
niego nie ciągnęło. Od jakiegoś czasu jednak jego życie zaczęło się wiązać z
nim, sprowadzając na jego drogę Hermionę Granger. Posiedzieli jeszcze wspólnie
przez jakiś czas. Draco wspomniał jeszcze o matce. Mogło się wydawać, że nie ma
serca. Teraz jednak było widać, że to nieprawda. Było, cierpiało i krwawiło.
-Ale wiem jedno.. Pomszczę ją! –powiedział
poważnie i zacisnął pięści.
Dziewczyna dokładnie mu się przyjrzała.
Biła od niego pewność siebie.
-Świetnie. Ale teraz musimy stąd wyjść,
bo niedługo koniec lekcji.
Wychodząc z łazienki każde miało ruszyć
w swoją stronę. Tej sytuacji po prostu miało nie być. Draco jednak przytrzymał
ją i spojrzał w oczy.
-Dzięki, Granger. Gdyby nie ty, to
chyba bym tam siedział jak taki głupi dzieciak. Ale.. nie mów nikomu o tym!
–ostrzegł ją groźnie.
-Nie ma sprawy. Pamiętaj, że nie jestem
tobą, głupi dzieciaku. –uśmiechnęła się blado i odwróciła. Był to chyba zbyt
gwałtowny ruch, bo w głowie jej zawirowała i poczuła, że leci. Nie czuła
uderzenia. Nie czuła nic. Tylko ciemność i krzyk:
-HERMIONA!
hej! wybacz, że piszę raz na jakiś czas, ale czytam Twoje opowiadanie, lecz zazwyczaj jest już późno a potem spanie. Wracając do tematu podoba mi się rozwijana akcja i jestem ciekawa kolejnych rozdziałów. :) Życzę duuużo weny. :)
OdpowiedzUsuńNie ma problemu kochana :) Cieszę się bardzo, że czytasz i Ci się podoba. Rozumiem brak czasu, wiem jak to jest i samej czasem mi ciężko żeby się wyrobić :D A wena się bardzo przyda, dziękuję :3
OdpowiedzUsuń