poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 19. List

Gdy na środku ściany pojawiły się drzwi prowadzące do Pokoju Życzeń, Ron zaprosił Hermionę gestem dłoni, aby weszła pierwsza. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia lekko się zdziwiła. Znajdowała się na ogromnym boisku do Quidditcha. Spojrzała zdumionym i pytającym wzrokiem na rudzielca.
-Nie wiedziałem jak wyglądają mugolskie boiska, a chciałbym się czegoś dowiedzieć o tych waszych dziwnych grach. Harry mi trochę opowiadał, ale nie bardzo to rozumiem. To jak? Wytłumaczysz mi?
Hermiona się zaśmiała.
-Spróbuję. Ale sport jest nie dla mnie. Skoro nadchodzi zima to może pojeździmy na łyżwach?
-Na czym?
-Na łyżwach. –skupiła się i pomyślała o zimowym klimacie, lodowisku i dwóch parach łyżew.
Przed ich oczami zmaterializowało się wszystko o czym pomyślała brązowooka. Wzięła do rąk parę łyżew i podała je Ronowi. Ten spojrzał na nie trochę zdezorientowany.
-Mam w to coś wsadzić nogi, tak?
-Tak. Ale lepiej usiądź bo może być ślisko.
Ron nieufnie włożył stopy w  łyżwy i gdy wstał zachwiał się. Nie chcąc pokazywać swojej niepewności przyjaciółce, postanowił zrobić krok. Skończyło się na tym, że bardzo szybko zaprzyjaźnił się z lodem przewracając się na niego.
Hermiona zaśmiała się perliście i postanowiła zacząć uczyć chłopaka od podstaw. Trzymając go za ręce ciągała po całym lodowisku, co rusz przyspieszając. Weasley szybko się uczył. Po jakimś czasie zaczął łapać o co chodzi w tej całej jeździe na przedziwnych butach z ostrzami.
Nie odbyło się bez paru upadków, ale to nawet i najlepszym się zdarza.
Potem, korzystając z obecności śniegu postanowili wspólnymi siłami ulepić bałwana. Ich nowy przyjaciel otrzymał zakrzywiony nos z marchewki, dlatego Ron postanowił wyczarować dla niego długie, czarne włosy w których łudząco przypominał Severusa Snape’a.
Hermiona nie zdawała nawet sobie sprawy, że tak świetnie będą się ze sobą bawili. Zazwyczaj spędzali czas jeszcze z Harrym lub Ginny, nigdy sami.
Po śnieżnych zabawach, gdy odpoczywali na zaspie zbudowanej również ze śniegu, rudzielec postanowił zaproponować coś innego.
-To może teraz zagramy w Quidditcha?
-No okej. –zgodziła się niechętnie. Nigdy nie przepadała za tą grą.
Ron bronił bramek, a ona próbowała strzelić gola rzucając kaflem. Nie udawało jej się to zbytnio, gdyż piłka była dosyć ciężka, a sama Hermiona nie miała zbytnio siły w rękach.  Znudziła się już po chwili, bo to jednak nie był jej konik, ale chciała uszczęśliwić przyjaciela. Widziała jak bardzo się starał, aby jej dogodzić i cieszyła się z tego powodu, że jednak wszystko może się naprawić przy odrobinie chęci.
Po chwili, gdy opadła na trybuny opatulone białym puchem, a Weasley podleciał obok niej wysłała mu szeroki i szczery uśmiech.
-Mam jeszcze dla ciebie niespodziankę.-odezwał się z tajemniczym uśmieszkiem.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
-Jaką? Skąd ci się bierze tyle pomysłów, Ronaldzie? Nie poznaję cię.
-A widzisz? Rodzinne u nas. –wyszczerzył się.
Po chwili stali na polanie. Pięknej i zielonej, a przy maleńkim jeziorku leżał kocyk z gotowymi kanapkami i owocami.
-Sam to przygotowałeś? –zapytała z podziwem.
-Starałem się. Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
Hermiona wzięła kanapkę z pełnego stosiku.
-Są pyszne!
Rudzielec uśmiechnął się promiennie.
Czas w Pokoju Życzeń mijał im bardzo szybko i miło, lecz dla każdego z tej dwójki inaczej. Dla Rona był to jeden z piękniejszych dni i czuł się jak w Niebie przebywając z ukochaną osobą, zaś dla Hermiony był to wyłącznie dobrze spędzony czas z przyjacielem.
-A więc Hermiono, jak ci się podoba? Postarałem się, nie? Nawet Ron Weasley, kumpel Harry’ego Pottera coś potrafi!
-Jest bardzo miło, Ron! I wiesz dobrze, że nie jesteś tylko „kumplem Harry’ego Pottera”. Jesteś wspaniałym i zdolnym człowiekiem. I kochanym oczywiście.-mrugnęła do niego.
-Dla ciebie wszystko!
Hermiona się trochę zarumieniła, ale nic nie odpowiedziała. Ronald za to zrobił się poważniejszy.
-Wiesz, chciałbym żeby pomiędzy naszą trójką wszystko było jak kiedyś…
-Ja też! Stęskniłam się za tym! Brakuje mi twojego marudzenia, Ron. –ponownie się zaśmiała.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Nie tylko ty się stęskniłaś. Nikt mi was nie potrafi zastąpić. Naprawdę!
-Ron, a dlaczego tak bardzo chciałeś żebyśmy byli razem? –męczyło ją to od dłuższego czasu. W końcu musiał nadejść moment żeby zapytać go o to.
Chłopak się zastanowił.
-Dlatego, że jesteś piękna, mądra i taka zabawna. Jak się złościsz jesteś taka urocza i takie słodkie dołeczki ci się robią w policzkach.
Gryfonce na twarzy wykwitły ogromne rumieńce.
-A jak się zawstydzasz to jesteś jeszcze słodsza! –zaśmiał się.
Hermiona trzepnęła go ręką w ramię.
-Nie nabijaj się ze mnie!
-Nie nabijam! Mówię prawdę!
Nie zwróciła na to uwagi, że Ron przybliża się coraz bardziej do niej. Chwycił jej podbródek i zaczął przybliżać usta do jej ust.
-Nie! Ron! –odsunęła się szybko. – To miało być czysto przyjacielskie spotkanie! –przypomniała.
-Tak, wiem. Przepraszam. Poniosło mnie. Nie mogę się czasem opanować..
-Nic się nie stało, ale staraj się tego nie robić.
-Okej. A, słuchaj… Nie dałabyś nam kiedyś szansy? Na bycie razem? Wiem, że nie powinienem pytać, ale chcę żebyś wiedziała, że zależy mi na tobie!
Spojrzała na niego niepewnie.
-Nie wiem… Na razie nic ci nie chcę obiecywać, żebyś nie miał fałszywych nadziei.
-Obiecuję, że się postaram! Zakochasz się jeszcze we mnie!
Hermiona nie wiedziała co ma odpowiedzieć na to. Wyszeptała tylko:
-Ron, dziękuję ci bardzo za miły wieczór. Brakowało mi takich dni! Pójdziemy już do reszty?
Ron trochę się zasmucił, ale po chwili znów się rozpromienił. Wstał i wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciółki.
Oboje objęci ruszyli do wyjścia z Pokoju Przychodź-Wychodź. Weszli wesoło rozmawiając do Pokoju Wspólnego Gryffindoru śmiejąc się z Filcha, który zaprosił na randkę panią Pince-bibliotekarkę.
-Myślisz, że doczekamy się małych potomków Filcha?
-Oby nie! –pomyślała z obrzydzeniem i ze śmiechem.
-I wszystkie będą dreptać po Hogwarcie krzycząc: „Weasley! To znowu ty?! Widziałem jak rozrzuciłeś to czarodziejskie bagno!”
Hermiona wybuchła śmiechem.
Wszyscy Gryfoni patrzyli na nich zdziwieni. Coś nowego. Hermiona Granger i Ronald Weasley znowu się przyjaźnią.
-Hej, hej! –usiedli obok Harry’ego.
-No cześć wam! Jak tam wieczór? –zapytał patrząc na nich znacząco.
-Bardzo miło! Ronuś się postarał. –uderzyła rudzielca łokciem w bok.
-Ha! Błagał mnie o pomysły! –wyszczerzył się brunet.
-Cicho, bo psujesz mój wizerunek! –zagroził palcem Ron.
Wszyscy znowu się roześmiali. Tak, takich dni Hermionie brakowało.

~~*~~

Właśnie trwał trening drużyny Slytherinu na boisku do Quidditcha. Draco Malfoy, szukający poszukiwał w ciemnościach znicza. Jak na złość nigdzie go nie widział. A może po prostu nie potrafił go dzisiaj dostrzec? Jego myśli płynęły w zupełnie inne miejsce.
-Draco? Co jest dzisiaj z tobą?!
-Nic! Po prostu go nie widzę! Jest ciemno jakbyś nie zauważył! -warknął rozeźlony Malfoy.
Dla Draco dzisiejszy trening był totalną tragedią. Nie potrafił się skoncentrować na swojej ukochanej grze. Ciągle myślami był przy brązowookiej Gryfonce i Weasleyu. Właśnie w tym momencie Wiewiór mógł ją obłapywać w Pokoju Życzeń. Na pewno razem świetnie się bawili. Granger mu wybaczyła, kto wie, może teraz zostanie jego dziewczyną. Gdyby faktycznie tak było, to by musiała być idiotką. Weasley nie miał do niej totalnie szacunku. Ale o czym on teraz myśli? A czy on kiedykolwiek miał do niej szacunek? Wcale nie był lepszy. Nie zasługiwał na nią podobnie jak rudzielec.
Jeżeli Granger chce z nim być to niech sobie będzie. Nic już mnie to nie obchodzi!
-Ty go po prostu nie chcesz widzieć! Jesteś jakiś nieobecny! I do tego mega spięty! Co się z tobą dzieje?! –wyrwał go z ponownej zadumy głos jego kapitana.
-Znajdź sam tego znicza jak jesteś taki mądry, Montague!
-Spoko. Spójrz koło swojej lewej nogi.
Draco spojrzał w tym kierunku i rzeczywiście. Złota kuleczka latała obok jego stopy. Przeklął w myślach.
-Jak się nie ogarniesz to wylatujesz z drużyny, Malfoy!
-Sorry, Montague! Już się ogarniam.
Kapitan drużyny odleciał a Dracon soczyście przeklął.  Ze złości poszybował na drugi koniec boiska udając, że wypatrzył znicza.
Po około dwóch godzinach trening się zakończył. Drużyna nie była zbytnio zadowolona ze swojej gry. Nie satysfakcjonowała ich porażka.
-Malfoy! Wracamy! –krzyczał Zabini.
-Jeszcze chwilę polatam!
-Zostać z tobą?
-Nie, dzięki. Chcę zostać sam.
Zabini mimo tego, że Draco nie chciał, aby został podleciał do niego.
-Co jest, stary? Totalnie nie ogarniasz co się dzieje naokoło ciebie.
-Nic mi nie jest. –warknął. Jeszcze tylko zabrakło zamartwiającego się Zabiniego, który nie da mu spokoju.
-A tak serio? Draco, znam cię nie od dziś i wiem kiedy coś cię gryzie. –dociekał mulat.
-Serio? A jak to robi jakaś dziewczyna w nocy?
-Malfoy! –zirytował się.
-Wieprzlej mnie wkurza. –westchnął w końcu blondyn.
Blaise podniósł z rozbawieniem brwi.
-A coś nowego mi powiesz?
-Po prostu to kretyn i tyle. Przyjaźni się z Potterem. Jest biedny i nawet różdżką machać nie potrafi. Zdrajca krwi. Chyba tyle powinno ci wystarczyć.
Gdy zauważył, że jego przyjaciel nie jest usatysfakcjonowany z odpowiedzi powiedział szybko:
-Zabini, nie drąż tematu.
Blaise zrozumiał, że to koniec rozmowy i nic nie wskóra więc poleciał za resztą drużyny.
Draco usiadł na trybunach oddychając głęboko. Czuł się sfrustrowany i wściekły. Naprawdę nie spodziewał się, że wiadomość o tym, że Granger poszła gdzieś sama z Weasleyem tak go dotknie. Czuł się… okropnie. Nie wiedział jak ma to opisać. Czym tak naprawdę owe uczucie jest. Po prostu nie chciał pozwolić, aby spotykała się z kimkolwiek.
Myślałem, że chociaż trening pozwoli mi nie myśleć o tym wszystkim!
Spojrzał na zamek. Na szóstym piętrze w sypialni, JEJ sypialni zapaliło się światło.
Ooo, Granger jest już w pokoju..-uśmiechnął się, lecz szybko zdzielił się w myślach. - I co z tego? A może..? Nie, to bez sensu.. -bił się ze swoimi myślami, ale jednak coś postanowił. Może i będzie żałował, ale chwila słabości zwyciężyła.
Dosiadł z powrotem swoje miotły i podleciał do jej okna. Zawahał się tylko chwilę i zapukał w nie. Po chwili otworzyło się, a w nim pojawiła się brązowooka dziewczyna owinięta w ręcznik. Jego widok ją bardzo mocno zaskoczył. Nic dziwnego. Siedział w nocy, na miotle za jej oknem.
-Malfoy?! Czy ci odbiło? Co ty tutaj robisz?!
-A latam sobie. –uśmiechnął się kpiąco. –Jak tam randka z Weasleyem?
-To nie była randka. –burknęła.
Hermionie nagle przypomniało się, że nie miała się do niego zbliżać. Chciała zatrzasnąć okno przed jego nosem, ale złapał ze zręcznością jej rękę.
-Nie zamykaj. Proszę.
Hermiona patrzyła na niego jak zaczarowana. Malfoy o coś proszący? To był dopiero widok! Obserwowała każdy jego ruch jak w zwolnionym tempie. Przechylił się leniwym ruchem przez parapet okna całując jej usta. Od razu poczuł przyjemny zapach płynu do kąpieli. Ona chcąc, nie chcąc odwzajemniła bezwiednie pocałunek. Był dla nich jak łyk lodowatej wody. Brakowało im tego uczucia. Ślizgon wleciał przez okno i rzucił miotłę w kąt nie przestając jej całować. Położył ręce na jej talii powodując, że zaczęła się cofać. Gdy wyczuł za nią łóżko, szybkim ruchem pchnął ją na nie. Oparł się na łokciach mając ją pod sobą. Jej zapach oraz krótki ręcznik doprowadzał go do szaleństwa. Powoli zaczął zjeżdżać ustami do jej szyi, gdy gwałtownie go od siebie odepchnęła. Dopiero teraz dotarło do niej to co robili.
-Co ty wyprawiasz?! –krzyknęła oburzona.
-Granger, ja..
-Wynoś się!
Nie miał siły. Nie potrafił spojrzeć na nią z wyższością, nie potrafił wysłać drwiącego uśmiechu. Nie potrafił nawet na nią spojrzeć. Zawalił sprawę. Nie chcąc jej pogarszać po prostu wziął miotłę i opuścił jej pokój. Gdy tylko to zrobił ona rozpłakała się. Czuła się słaba, zraniona, nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Malfoy po prostu wchodziło sobie kiedy chciał i robił to co chciał. Przestawała nad sobą panować. Jeszcze trochę, a by się po prostu poddała. Wcześniej nigdy by tak nie postąpiła. Nie była taka. To było wbrew jej zasadom. A posiadała je i miała zamiar się ich trzymać. Najbardziej bolało ją to, dlaczego to robił. Czy miała poznać kiedykolwiek odpowiedź?
*
Nie tylko Hermiona nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Draco również miał z tym problem. Był wściekły. Właśnie próbował dobrać się do Granger. Nieznane uczucia zaczęły się w nim niebezpiecznie budzić. To wszystko przez nią. Przez jej oczy, uśmiech, poczucie humoru, zadziorny charakter. Nie powinien czuć tego co czuje. Dobrze o tym wiedział. Trzeba było to wszystko zatrzymać. A co było najlepszym wyjściem? Nowa dziewczyna.

~~*~~

Następnego dnia do Wielkiej Sali wkroczyła roześmiana trójka uczniów. Hermiona Granger, Harry Potter i Ronald Weasley znowu razem! Wzbudzili swoim przyjściem dosyć dużą sensację. Mimo wszystko od bardzo długiego czasu nie było widać ich razem.
-No to mamy powrót Świętej Trójcy. –szepnął drwiąco Blaise do przyjaciela na ich widok. Draco potwierdził jego słowa mruknięciem. Na nic więcej nie mógł się zdobyć. Powrót Złotej Trójcy go nie cieszył. To właśnie Weasley, którego nienawidził najbardziej i właśnie miażdżył go wzrokiem działał na niego tak negatywnie. Teraz drażnił go jeszcze bardziej. Nawet nie wiedział, że to możliwe. Po prostu miał ochotę wstać i go zabić gołymi rękoma dlatego, że szczerzył się do Granger.
-Spójrz tylko na tego kretyna! –warknął. –Chyba nie myśli, że Granger na niego poleci jak będzie suszył tak te swoje zęby?
Blaise spojrzał z zaciekawieniem na osobę, o której mówił Dracon. To było oczywiste, że mówi o Weasleyu. Uśmiechnął się kpiąco, ale nie zamierzał tego komentować. To było oczywiste, że Malfoy był zazdrosny. Nie znał jednak tego uczucia wcześniej. Nie zamierzał również go o tym informować. Wiedział, że by się wściekł, a to nie było mu potrzebne. Postanowił tylko mu przytakiwać.
-Czego więcej spodziewałeś się po Weasleyu? Potter i Granger wybaczyli jego grzechy więc teraz znowu będzie podbijał do niej. Tylko ona jest na tyle miła, żeby chociażby się do niego odezwać.
-Nawet Granger powinna go sobie odpuścić. Chociaż jak nie Weasley to kto.. –mruknął ze złością.
-Ale nasza Gryfoneczka chyba chora jest.. Wygląda jakoś fatalnie.
Draco przyjrzał się dziewczynie. To była prawda. Była strasznie blada i niewyraźna. Prawie jak chodzący trup.
-To pewnie na widok Weasleya. Też tak czasami mam. Jak go widzę to mam ochotę rzygać dalej niż widzę.
Sufit Wielkiej Sali nagle został przysłonięty przez całą chmarę sów wlatujących właśnie z poranną pocztą. Przy stole Slytherinu prawie każdy dostał paczkę. Draco przestraszył się, gdy zobaczył nadlatującego rodzinnego puchacza. Rozerwał szybko kopertę, która była przywiązana do nóżki ptaka i przeczytał mały skrawek papieru. Po zaledwie paru sekundach pobladł niezmiernie i zerwał się z miejsca wybiegając z sali. Spojrzenia Ginny i Blaise’a spotkały się. Mulat wzruszył ramionami na znak, że nie wie co się stało, za to dziewczyna niespokojnie spojrzała na Hermionę, a następnie na drzwi.
Brązowooka Gryfonka faktycznie nie czuła się zbyt dobrze. Od rana jej się kręciło w głowie i chyba miała gorączkę. Przetrwała pierwsze lekcje, ale już na Numerologii ledwo siedziała na miejscu.
-Panno Granger? Wszystko w porządku? –zapytała ją profesor Vector.
-Tak, tak. –mruknęła.
-Nie wygląda pani najlepiej. Jesteś cała blada! Proszę idź do Skrzydła Szpitalnego!
-Nie, nie! Naprawdę nie trzeba!
-Nalegam!
-Nie chcę mieć zaległości –jęknęła.
-Panno Granger, jest pani uzdolnioną czarownicą i zapewniam, że nie będzie pani miała.
Hermiona zirytowana wstała z krzesła i lekko się zachwiała. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Wzięła torbę i spakowała się.
Nie wiedziała jakim sposobem udało jej się tak daleko zajść. Po drodze usłyszała ciche szmery z pobocznego korytarza. Spojrzała tam i zamarła. Ale po sekundzie się uśmiechnęła. Oparła się rozbawiona o ścianę i chrząknęła.
-Ekhm.. przeszkadzam? –zapytała słodko.
W korytarzu stał Blaise Zabini wraz Ginny Weasley. Przyłapała ich właśnie na namiętnym pocałunku. Para natychmiastowo się od siebie odsunęła.
-Hermiona! Dlaczego nie jesteś na lekcji?
-Idę właśnie do Skrzydła… -powiedziała rozbawiona. -Mogłabym was zapytać o to samo, ale lepsze pytanie brzmi : od kiedy jesteście razem i dlaczego ja nic o tym nie wiem?!
Ginny spojrzała zmieszana i lekko zaskoczona na przyjaciółkę.
-Nie jesteś zła?
-A dlaczego miałabym być? –zrobiła zaskoczoną minę.
-Eee, no bo Blaise to Ślizgon..
-Nie, no co wy! Szczęścia wam życzę! –powiedziała wesoło. –Ale.. potem mi wszystko opowiesz! -uśmiechnęła się znacząco do Rudej. -A ty, Zabini! –zwróciła się do Ślizgona. –Jeżeli będzie przez ciebie płakała, to osobiście się tobą zajmę!
Chłopak uśmiechnął się i przyrzekł, że ani jedna łza nie poleci z jej oczu przez niego. Hermiona miała szczerą nadzieję, że mówi prawdę. Poszła dalej zostawiając zakochaną parkę samą ze sobą. Była szczęśliwa. Cieszyła się szczęściem przyjaciółki. Sama by chciała zyskać takie szczęście, prawdziwą miłość. Przed oczami stanął jej uśmiechnięty Ron mówiący, że się w nim zakocha. Po chwili jednak rudzielec zamienił się w… Malfoya. Szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Szczęście Ginny musi jej wystarczyć.
Gdy przechodziła obok łazienki Jęczącej Marty usłyszała szloch. Nie był to jednak szloch ducha tylko… chłopaka. Weszła po cichu do pomieszczenia i rozejrzała się. Na podłodze siedział Dracon Malfoy we własnej osobie. Już chciała się wycofać, gdy usłyszała, że to właśnie on płacze. Przeklinając siebie w duchu i próbując przekonać do zostania, weszła głębiej do łazienki.
-Malfoy? –zapytała cicho.
Chłopak spojrzał na nią lekko zaskoczony. Szybko otarł łzy. Nie chciał, aby ktoś go widział. A już na pewno nie ona.
-Co ty tu robisz? –zapytał ostro.
-Ja.. właśnie przechodziłam. Co się stało?
-Nic.
Jego głos był lodowaty. Wyrzuty z emocji. Wzdrygnęła się słysząc go.
-Przecież widzę. –nie dawała za wygraną.
Usiadła obok niego i wyjęła chusteczki. Walczyła z samą sobą. Z jednej strony była na niego wściekła, chciała stąd wyjść, lecz z drugiej wiedziała, że potrzebuje jej. To nie był stan w którym można było go często zobaczyć. Była dobra. Za dobra, więc wyciągnęła w jego kierunku pomocną dłoń. To, czy ją przyjmie zależało tylko od niego.
-Może jednak mi opowiesz?
Draco chwilę na nią patrzył nie wiedząc czy to zrobić, ale po chwili się zgodził. Postanowił jej zaufać. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, na której spoczywała karteczka. Dziewczyna wzięła ją zaciekawiona. Były nakreślone na niej tylko cztery słowa i podpis.
„Twoja matka nie żyje. Lucjusz Malfoy.”
Przerażona spojrzała na blondyna. Nie spodziewała się tego.
-Draco, tak mi..
-Przykro? To chciałaś powiedzieć? Przecież była dla ciebie nikim.
-Przestań tak mówić.. –szepnęła.
-Ale dlaczego? Przecież była żoną śmierciożercy, zabijała ludzi, była zła! Wyzywała cię! Gnębiła!
-Nie wolno obrażać zmarłych! Kochałeś ją! Dlaczego teraz się na niej wyżywasz?!
Chłopak umilkł. Pozwolił, by negatywne uczucia wypłynęły z niego w jej stronę. Granger jednak nie była słaba. Szybko postawiła go do pionu.
-Była dla ciebie najważniejszą kobietą, prawda? –zapytała go łagodnie.
-Tak.. Zawsze będzie. Chroniła mnie, zawsze wspierała. Chciała dla mnie jak najlepiej! A teraz…
-Teraz będzie cię pilnowała tam z góry!
Ślizgon spojrzał na nią z wdzięcznością. Był jej naprawdę wdzięczny, choć nie potrafił tego pokazać.
-Wiesz.. –zaczął. -Od dziecka bardzo mnie rozpieszczała. Kupowała mi wiele rzeczy, których ojciec by mi nie kupił. Czytała mi bajki, pozwalała się bawić i nie traktowała jak coś najgorszego. Kochała mnie. Ale przeze mnie też dużo się nacierpiała. Ojciec rzucał w nią cruciatusem gdy dowiadywał się, że robiła coś co chciałem. Opowiadałem ci już przecież, więc coś wiesz, prawda? Zresztą.. po co ja ci to mówię..
-Śmiało, chętnie posłucham. –nie czuła się zbyt dobrze, ale spróbowała to przezwyciężyć. Malfoy otworzył się przed nią po raz kolejny.
-Ja ci powiem a potem ty opowiesz to wszystkim innym, ta?
-Nie jestem tobą, Malfoy. –chciała powiedzieć to ostrzej, lecz przez złe samopoczucie nie udało jej się. Ku jej zdziwieniu chłopak uśmiechnął się lekko i powiedział:
-Wiesz.. Ona nie była zła. Była naprawdę miła. Myślę, że gdyby.. że gdyby nie poznała ojca, to byłoby inaczej. Nie byłaby otoczona śmierciożercami, śmiercią, strachem żyłaby i ja.. byłbym wtedy inny. Byłbym..
-Nie. –przerwała mu ostro.
Blondyn spojrzał na nią zdezorientowany.
-Nie byłbyś inny, Draco. –powiedziała łagodniej. –Nie byłoby cię w ogóle, gdyby nie twój ojciec. Jesteś jego synem. Wtedy może i byłby jakiś Patrick Snow. Ale nie byłoby Dracona Malfoya.
-Lepiej dla ciebie, nie? –powiedział drwiąco.-Nikt by cię nie gnębił, nie wyzywał i nie poniżał..
-Może i tak, ale jak bardzo moje życie byłoby nudne. –uśmiechnęła się sztucznie.
Nie tęskniłaby za tym wszystkim, o nie. Ale na samą myśl, że miałaby go nie znać zrobiło jej się przykro.
-Ale sam fakt, życie byłoby prostsze.
-Kiedyś myślałam, że masz idealne życie. –wyznała.
Malfoy się zaśmiał kpiąco.
-Nie myśl za dużo, Granger. O tak, doskonałe życie dorastać w gronie śmierciożerców. Ale no cóż, miałem to czego chciałem, dostawałem wszystko i gdy byłem posłuszny nie powiem, że całkiem nieźle mi się wiodło. Ale wszystko ma swoją cenę. Zakazów też miałem sporo.
-Moi rodzice mi nawet nie pozwalali jeść niezdrowej żywności! –zaśmiała się. –Ale są dentystami, leczą mugolom zęby –powiedziała widząc pytający wzrok Draco.
-To mugole muszą mieć leczone zęby? –zainteresował się.
-Tak. I używają takich specjalnych maszyn. Niestety, często jest to bolesne.
-Zawsze chciałem się trochę dowiedzieć o mugolskim świecie. –wyznał, przez co ona oniemiała. -Ojciec nie pozwalał mi się bawić z mugolskimi dziećmi a w naszym domu nie mogło znajdować się nic co należało do mugoli.
-Nie oglądałeś telewizji? –zapytała szczerze oszołomiona.
-A co to jest?
-Ech, nie ważne. Za dużo by tłumaczyć.
-Czemu nie? Dawaj, Granger. I tak już nic dzisiaj nie zepsuje mojego humoru.
Hermiona przytaknęła.
-Mugole oglądają w tym ruszające się obrazy. Dla nich jest to.. rozrywką.
Ślizgon przysłuchiwał jej się z uwagą. To prawda, że nie mógł mieć styczności z mugolskim światem. Nigdy też go do niego nie ciągnęło. Od jakiegoś czasu jednak jego życie zaczęło się wiązać z nim, sprowadzając na jego drogę Hermionę Granger. Posiedzieli jeszcze wspólnie przez jakiś czas. Draco wspomniał jeszcze o matce. Mogło się wydawać, że nie ma serca. Teraz jednak było widać, że to nieprawda. Było, cierpiało i krwawiło.
-Ale wiem jedno.. Pomszczę ją! –powiedział poważnie i zacisnął pięści.
Dziewczyna dokładnie mu się przyjrzała. Biła od niego pewność siebie.
-Świetnie. Ale teraz musimy stąd wyjść, bo niedługo koniec lekcji.
Wychodząc z łazienki każde miało ruszyć w swoją stronę. Tej sytuacji po prostu miało nie być. Draco jednak przytrzymał ją i spojrzał w oczy.
-Dzięki, Granger. Gdyby nie ty, to chyba bym tam siedział jak taki głupi dzieciak. Ale.. nie mów nikomu o tym! –ostrzegł ją groźnie.
-Nie ma sprawy. Pamiętaj, że nie jestem tobą, głupi dzieciaku. –uśmiechnęła się blado i odwróciła. Był to chyba zbyt gwałtowny ruch, bo w głowie jej zawirowała i poczuła, że leci. Nie czuła uderzenia. Nie czuła nic. Tylko ciemność i krzyk:
-HERMIONA!


2 komentarze:

  1. hej! wybacz, że piszę raz na jakiś czas, ale czytam Twoje opowiadanie, lecz zazwyczaj jest już późno a potem spanie. Wracając do tematu podoba mi się rozwijana akcja i jestem ciekawa kolejnych rozdziałów. :) Życzę duuużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma problemu kochana :) Cieszę się bardzo, że czytasz i Ci się podoba. Rozumiem brak czasu, wiem jak to jest i samej czasem mi ciężko żeby się wyrobić :D A wena się bardzo przyda, dziękuję :3

    OdpowiedzUsuń