środa, 2 listopada 2016

Miniaturka dodatkowa. Cztery życzenia (Scorpius ship)

UWAGA! To NIE JEST miniaturka Dramione! 
Jest wykonana na prośbę jednej z czytelniczek.

_________________________________________________________________


Scorpius Malfoy był jedynym synem Dracona Malfoya i Astorii Greengrass, dlatego też na jego barkach spoczywał cały obowiązek, aby trzymać poziom jaki postawił przed nim ojciec. Draco był wymagającym rodzicem. Chciał, aby syn poszedł w jego ślady, a także pragnął w nim ujrzeć kopię samego siebie. Nie rozumiał, że Scorpius nie był nim. Był jego zupełnym przeciwieństwem. Był spokojny, raczej typ samotnika. Lubił czytać i uczyć się. Jego pasją nie było latanie na miotle. Wolał przeczytać dobrą książkę. Właśnie to, chciał zmienić w nim Malfoy senior. Nie odpowiadało mu to wszystko. Czuł, że jego syn jest wyśmiewany i dręczony w szkole z tego powodu. Wymagał od niego za dużo, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, że Scorpius może mieć inne priorytety.
Draco miał jednak trochę racji. Scorpius nie był zbyt lubiany w Hogwarcie. Koledzy naśmiewali się z jego dobrych stopni i samotności. Wszyscy chcieli w nim zobaczyć Dracona. To było jego najgorszą zmorą. Porównywanie do ojca. Nawet nauczyciele nie szczędzili sobie tego. Wyglądali na zaskoczonych za każdym razem, gdy otrzymywał wysokie stopnie mimo, że był już na szóstym roku. „Zupełnie inny niż ojciec.” Właśnie to zdanie dołowało go najbardziej. Czasami miał po prostu dość, dlatego chował się tam, gdzie mógł pobyć w samotności, nie będąc wyśmiewanym.
Teraz siedział samotnie w Sowiarni. Rzadko kiedy ktoś tutaj przychodził, dlatego mógł uniknąć nieprzychylnych spojrzeń i przemyśleć sobie kilka spraw. Nie zdawał sobie sprawy, że swoje dołujące myśli wypowiadał na głos.
-Dlaczego wszyscy widzą we mnie Dracona Malfoya? –szepnął ze złością i rzucił kamyk, którym od dłuższego czasu się bawił. –Dlaczego nie mogą zaakceptować Scorpiusa? Nie jestem gorszy. Jestem po prostu inny od niego. Życie byłoby prostsze, gdybym.. och, gdybym miał chociaż złotą rybkę spełniającą życzenia.
Usłyszał za sobą cichutki śmiech. Ktoś wszystko słyszał. Zrobiło mu się wstyd, ale odwrócił się, aby zobaczyć przed kim zrobił znowu pośmiewisko. W wejściu do Sowiarni stała ładna brunetka z Ravenclaw.  Miała niezwykłe oczy. Fiołkowe. Nigdy takich nie widział. Wpatrywał się w nią głupio, z lekko otwartymi ustami. Była naprawdę prześliczna.
-Ekhm, wszystko w porządku? –zapytała rozbawiona.
-Oczywiście. –burknął.
Niezrażona podeszła do niego bliżej.
-Mogę usiąść? –zapytała z delikatnym uśmiechem.
Ślizgon wyglądał na zaskoczonego, więc tylko kiwnął lekko głową. Żadna dziewczyna nigdy mu nie proponowała wspólnego spędzenia czasu. Krukonka usiadła obok, wciąż się w niego wpatrując.
-Jestem Diane. –przedstawiła się. –A ty jesteś…
-Scorpius. Nie Draco. Draco to mój ojciec. –powiedział chłodno.
-Och, wiem. –powiedziała z przekąsem, cały czas się uśmiechając. –Wszyscy cię znają, oczywiście twojego tatę też. Zresztą wszystko słyszałam. Nienawidzisz swojego ojca?
Chłopak zastanowił się przez chwilę.
-To nie tak. Po prostu… nie jestem nim. Jednak bardzo bym chciał. Był lubiany, miał w szkole wiele szacunku. Ja… nie potrafię taki być. Chciałbym, żeby był ze mnie dumny. Naprawdę chciałbym się zmienić.
Krukonka słuchała go uważnie. Miał wrażenie, że jej lekko fioletowe oczy rozmyślają nad czymś poważnie. W pewnym momencie zaświeciły.
-Mogę ci pomóc jeżeli chcesz. –zaproponowała.
Scorpius prychnął z niedowierzaniem.
-Jak?
-Och, wspominałeś coś o złotej rybce, prawda? Co prawda nie mam ogona, ale mogę wczuć się w rolę. Spełnię twoje trzy życzenia, o które mnie poprosisz. Nawet dostaniesz jedno w gratisie, więc w sumie cztery. Pomogę ci być taki, jaki pragnie twój ojciec. Zgadzasz się?
Blondyn patrzył na nią w szoku. Czy Diane miała być szansą, aby w końcu coś się odmieniło w jego życiu? Była łagodna, wyglądała na taką delikatną. Co ona może takiego zrobić? Zmarszczył brwi w geście przemyślenia. Miał coś do stracenia? Już i tak chyba gorzej być nie może.
-Zgoda.
Wyciągnął do niej dłoń, aby przypieczętować ich układ. Jej rączka była taka drobna. Przy jego męskiej, miał wrażenie, że mógłby ją zmiażdżyć, gdyby użył choć trochę siły.
-W porządku. Przemyśl sobie co by było pierwszą rzeczą, którą chciałbyś zmienić. Wtedy mnie poszukaj.
Mrugnęła do niego, wstała i wyszła. Jeszcze przez chwilę za nią patrzył. Miał wrażenie, że cała ta sytuacja była wymyślona. Że jego chory umysł, który za dużo się naczytał, w końcu zaczął sobie wymyślać jakieś dziewczyny. Atrakcyjne dziewczyny.

~~*~~

Następnego dnia upewnił się, że Diane nie była wymysłem wyobraźni. Siedziała przy stole Krukonów, zawzięcie rozmawiając z wianuszkiem koleżanek. Stanowczo była z nich najpiękniejsza. Ich spojrzenia chwilowo się spotkały. Scorpius szybko spuścił je na swój talerz. Onieśmielała go. Merlinie, jego ojciec miał rację. Był beznadziejny.
-Ej, Malfoy! –Scorpius z niezadowoleniem odkrył, że usiadł obok niego David Parkinson. –Dzisiaj mamy mecz quidditcha. Będziesz?
Blondyn spojrzał na niego zaskoczony. Przecież nie potrafił grać w tę grę, a nawet jej nie lubił.
-Dlaczego pytasz? –zapytał z uniesionymi brwiami.
-Przyda nam się ktoś do podawania wody.
Parkinson wybuchł śmiechem, tak samo jak reszta drużyny Slytherinu. Scorpius czuł, jak robi mu się gorąco ze złości. Kolejny dzień przeżywał to samo.
-Może ojciec w końcu będzie dumny. Prawie oficjalnie będziesz w drużynie. –ponownie wszyscy ryknęli śmiechem.
Malfoy wstał. Miał tego dosyć. Jego spojrzenie przeniosło się na zaniepokojoną Diane. Naprawdę wyglądała na zmartwioną. Jej oczy były smutne, lekko przestraszone. Już dobrze wiedział co będzie jego pierwszym życzeniem.

~~*~~

-Chcę nauczyć się latać na miotle i wejść do drużyny Slytherinu. –powiedział twardo, gdy spotkali się nad brzegiem jeziora. Krukonka obserwowała go w ciszy.
-Jesteś tego pewien? –zapytała cicho.
-Tak. Jestem pewien.
-Zgoda. Wieczorem przyjdź na boisko.
Scorpius pod wieczór zaczął już żałować swojego pierwszego życzenia. Nie wiedział, czy dziewczyna potrafi latać, lecz on sam był w tym po prostu beznadziejny. Mimo usilnych prób ojca, nie udało mu się go nauczyć tej jakże wspaniałej czynności. Teraz dodatkowo miał się skompromitować przed Krukonką. Jeżeli jeszcze ona zacznie się z niego nabijać, to już nie wytrzyma tej presji. Być może nieszczęśliwie spadnie z wysoka tak, że nie uda im się go odratować?
Gdy stawił się na boisku, dziewczyna już na niego czekała. Musiał przyznać, że wyglądała ładnie nawet w porozciąganych dresach, luźnej koszulce i niedbałym kucyku. W rękach trzymała dwie miotły.
-Trzymaj, ta jest twoja. –rzuciła w niego jedną z nich.
Ślizgon spojrzał z nieufnością na swoją zdobycz, a następnie przeniósł wzrok na Diane, która już siedziała na miotle.
-Co jest, Scorpius? Pospiesz się!
Chłopak z nieufnością dosiadł również miotły, ale nie odbił się od ziemi. Za nic w świecie nie chciał się przyznać, że po prostu się boi. Ostatnie czego chciał, to zrobić z siebie pośmiewisko przed nią. Zapomniał jednak, że Krukonka była bystra. Podleciała do niego i wyciągnęła w jego kierunku rękę.
-Latałeś kiedyś?
-Tak. Ale…
-Boisz się?
Spojrzał w jej bystre oczy. Wydawało mu się, że błyszczy w nich rozbawienie, lecz nie złośliwe. Pod jego wpływem kiwnął lekko głową, czując, jakby zapadał się ze wstydu pod ziemię.
-W porządku. Chodź, usiądziemy na jednej miotle.
Zwinnie zeskoczyła i usiadła za nim. Oplotła go ramionami w pasie, przysuwając się bliżej i chwyciła drobnymi dłońmi jego dłonie.
-Polecimy razem. Musisz odbić się nogami i pochylić lekko nad trzonkiem. Spokojnie, nie spadniemy. Będę wszystko kontrolować.
Zgodnie z jej instrukcjami odbił się od podłoża i natychmiast poczuł, jak zaczynają się chwiać. Jej ręce były silniejsze niż wyglądały, gdyż już po chwili lecieli prosto. Usłyszał w uchu jej dźwięczny śmiech. Uśmiechnął się. Było naprawdę miło, choć cały czas bał się, że ześliźnie się i spadną w dół.
Krukonka cały czas próbowała mu podpowiadać jak ma się zachowywać. Oczywiście nie nauczył się tej sztuki w jeden wieczór. Przez bite dwa tygodnie ćwiczyli ostro. Z początku latali razem, co było jego ulubioną częścią. Czując opierające się o jego plecy ciało dziewczyny, miał ochotę krzyczeć z radości. Następnie zaczął powoli sam wzbijać się w powietrze. Cały czas był jednak asekurowany przez Diane. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak się do siebie zbliżyli.
Na każdy trening przychodził z niecierpliwością, aby w końcu ją zobaczyć. Uwielbiał obserwować z podziwem jej grę. Czy nie było idealniejszej kobiety od niej? Z czasem zaczął się jej zwierzać. Nie była typem osoby, która się naśmiewała, lecz czasami potrafiła mu dogryźć. Była przy tym całkiem urocza. Po krótkim czasie zaczęła też go uczyć na pozycji szukającego. Właśnie nim pragnął zostać. Tak jak ojciec.
Trening z Diane był jednak o wiele przyjemniejszy niż sama gra. Z czasem zaczął przyzwyczajać się do wysokości, więc zaczęli grać w berka. Nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna traktuje to jako ćwiczenie wzmacniające szybkość i zwinność. Słyszał wyłącznie jej głośny, perlisty śmiech, który przyjemnie rozbrzmiewał w jego uszach.
-Nadal nie mogę w to uwierzyć, Scorp, że jako jego syn nie lubiłeś latać na miotle.
-Wiesz, może to dlatego, że nie chciałem być nim. Na początku unikałem go, gdy dowiedziałem się, że kiedyś był śmierciożercą.
Krukonka skinęła głową.
-Teraz jednak chcesz iść jego śladami.
Scorpius spojrzał na nią. Była tak blisko. Pochylił się delikatnie w jej stronę, ale ona gwałtownie wstała z nieodgadnioną miną. Był zawiedziony. Czego się spodziewał? Tego, że jeżeli jest miła, taka uczynna i widocznie czasami dobrze się bawi, to się jej spodobał?
-Przygotuj się na jutro. To będzie wielki dzień.

~~*~~

Scorpius nie miał pojęcia o co chodziło Diane. Następnego dnia, domyślił się jednak o co mogło chodzić. Dzisiaj miał być mecz quidditcha. Grali z Gryffindorem. Jednak co z tego, jeżeli przecież nie był w drużynie? Obserwował w ciszy jak cała drużyna Slytherinu siada przy stole z ponurymi minami.
-Dlaczego Rolley nie może nagrać?
-Dostał takiej wysypki, że gdy tylko otworzy oczy, to zaczyna łzawić. Nie złapie znicza z zamkniętymi oczami. Nie mamy nikogo w zastępstwie?
-Nie. –mruknął ze złością kapitan.
Scorpius przysłuchiwał im się w osłupieniu. To nie mógł być przypadek, że jedyny szukający Slytherinu nie mógł zagrać w meczu. Czy to, to miała na myśli wczoraj Diane? Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową wskazując na chłopaków. Nie był co do tego pewny, ale musiał w końcu zadziałać.
-Ja mogę zagrać. –powiedział niepewnie.
Cała drużyna spojrzała na niego. Gdy zorientowali się, kto wypowiedział te słowa, to zgodnie wybuchli śmiechem patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Ty, Malfoy? –zapytał drwiąco kapitan. –Przecież ty nawet miotły nie potrafisz utrzymać.
-A macie coś do stracenia? –sam nie poznał swojego buntowniczego głosu. –I tak nie macie nikogo w zastępstwie.
-Lepiej zagrać bez szukającego, niż z tobą, który ośmieszy cały Slytherin. –syknął Parkinson.
-Jasne, jeżeli chcecie patrzeć na drwiący uśmiech Pottera.
Dobrze wiedział, że dał im chwilę do namysłu. James Potter mógł być całkiem dobrym argumentem. Wręcz idealnym.
-Dobra, Malfoy. Zagrasz. Jeżeli jednak nas ośmieszysz, to nie pożyjesz długo.
Scorpius przełknął głośno ślinę. W co on się najlepszego wpakował?!

~~*~~

Zanim się obejrzał, siedział już na miotle, zawieszony w powietrzu. Rozgrywał się mecz. Jego pierwszy mecz w historii całego życia. To było okropne uczucie. Czuł, jak wszyscy wodzą za nim wzrokiem, a miał się przecież skupić na złotym zniczu! Widzowie buczeli, uśmiechali się wrednie. Nie nadawał się do tego. Wtedy zauważył ją. Stała na trybunach i pomachała mu. Wierzyła w niego. Przecież spełniła jego życzenie. Nie mógł jej zawieść.
Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu piłeczki. Latał sprawnie nad boiskiem, aż w końcu go wypatrzył. Był bliżej znicza niż przeciwnik. Ruszył w jego stronę, zanim drugi szukający w ogóle się zorientował co się dzieje. Już po chwili trzymał w palcach wyrywającą się złotą piłkę. Wygrał. Slytherin wygrał!
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nie tylko on. Przez chwilę na trybunach trwała cisza, a już po chwili wybuchły głośne oklaski i wiwaty. Cała drużyna rzuciła się na niego ze szczęścia, jak na najlepszego przyjaciela. Unosili go na rękach, ściskali i gratulowali. Był dla nich królem. Doprowadził do zwycięstwa, choć tak bardzo w niego wątpili.
Na boisko weszła również ona. Uśmiechnęła się szeroko i zaklaskała. Scorpius podbiegł do niej i wziął w ramiona. Uściskał ją mocno z radości.
-Dziękuję! To wszystko dzięki tobie.
Diane odwzajemniła jego uścisk i odsunęła się delikatnie.
-To też twoja zasługa. Byłeś wspaniały. –ucałowała go w policzek, na co on się uroczo zarumienił. Nie powiedział jednak nic, bo porwała go fala uczniów.

~~*~~

Popularność Scorpiusa bardzo wzrosła w Hogwarcie. Uczniowie nie nabijali się z niego, a wręcz przeciwnie. Chcieli z nim rozmawiać, siedzieć przy stole czy na lekcjach. Musiał przyznać, że podobała mu się ta odmiana. Przyjemnie było mieć takie duże grono znajomych. Ludzie w końcu go szanowali, na co tak długo czekał. Zaczął również mieć zainteresowanie wśród kobiet. Jednej z nich był dozgonnie wdzięczny.
-No, no, Scorpiusie. Zrobiłeś się niezwykle popularny. –zadrwiła Diane, gdy siedzieli razem na błoniach. Od jakiegoś czasu spędzali go wspólnie bardzo dużo. Dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Zostali najlepszymi przyjaciółmi. Oboje zaczynali czuć coś więcej, ale z wiadomych przyczyn unikali tego tematu. Scorpius nadal nie był pewny siebie, myślał, że go odrzuci, a ona… skoro jej „podopieczny” zyskał taką popularność, mógł przebierać w dziewczynach. Ona była tylko jego koleżanką.
-Tak, wiem. Już wiem dlaczego ojciec chciał, abym poszedł w jego ślady. To wspaniałe uczucie.
Krukonka uśmiechnęła się krzywo. Ślizgon nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że sława wcale nie jest taka kolorowa jak ją malują. Właśnie wtedy jest wokół ciebie najwięcej fałszywych osób, które interesują się tobą tylko ze względu na popularność. Nie interesujesz ich ty, a to co masz wokoło siebie.
-Wiesz, Diane. Chciałbym poprosić o drugie życzenie. –wypalił, a ona umieściła na nim fiołkowe spojrzenie.
-To cudownie. Jakie?
-Chciałbym zostać królem imprez Slytherinu. Mój ojciec zawsze dużo imprezował. Odkąd pamiętam, to wspominał jak z wujkiem Zabinim imprezowali do rana.
-Uważasz, że to godne do naśladowania? –zapytała nieprzekonana.
-Myślę, że tak. Jestem dość sławny, ale wciąż nie potrafię się bawić.
-W porządku. Zorganizuj imprezę w sobotę. Pomogę ci.
Widział w jej oczach lekki zawód i niezadowolenie, ale nie skomentowała tego. Obiecała, że pomoże mu z każdym życzeniem. Tak więc było i tym razem.

~~*~~

-Jesteś synem Dracona Malfoya i naprawdę nie potrafisz się bawić? –zapytała drwiąco, gdy zaczęła ruszać się w rytm muzyki, lecz on stał nadal w miejscu. Spłonił się na jej uwagę. Był naprawdę sztywny.
-Och, rozluźnij się, Scorp. To nie takie straszne.
Zbliżyła się do niego i objęła ze kark zaczynając się poruszać. Ślizgon położył delikatnie dłonie na jej talii i zaczął poruszać się razem z nią. Czuł się jak w transie. Jej oczy go hipnotyzowały. Mógł się w nich zatracać.
-A teraz zacznij krzyczeć. –powiedziała wprost.
-Że co? –spojrzał na nią zdezorientowany.
-No właśnie to.
Wydała z siebie głośny krzyk i powróciła do samotnego tańczenia, wywijając zgrabnym ciałem. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Zaczęła skakać, biegać i krzyczeć. Po raz kolejny go zaskoczyła. Potrafiła być taka szalona, wesoła i swobodna. Była niesamowita. Nie potrafił jej rozgryźć. Co jeszcze mu pokaże?
-Rusz się. Nie będziesz stał chyba na imprezie w ten sposób? –zapytała z uniesionymi brwiami.
Chłopak trochę niechętnie, ale dołączył do niej. Na swój sposób było to zabawne, lecz nie czuł się do końca sobą. To nie było to, czego oczekiwał. Ona o tym dobrze wiedziała.
-Masz. Wypij to.
-Co to? –zapytał przestraszony.
-Alkohol. Musisz wiedzieć jak smakuje, bo jeżeli wypijesz go pierwszy raz na imprezie, to się zorientują, że wcześniej tego nie robiłeś.
Nie chciał pytać skąd go wzięła. Wziął szybkiego łyka i natychmiastowo się skrzywił. Był okropny. Nie rozumiał jak ludzie mogą coś takiego pić dla przyjemności. Zaczął kaszleć, a ona poklepała go po plecach.
-Nie jesteś typem imprezowicza, więc nie wiem dlaczego o to poprosiłeś.
-Jeszcze nie jestem. –poprawił ją.
Tak jak uzgodnili, impreza odbyła się w sobotę w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Diane też się na niej pojawiła. Wielu uczniów brało w niej udział. Było głośno, wszyscy tańczyli i pili. To nie były jego klimaty. Diane miała rację. Nie nadawał się do tego. Gdy zobaczył ją na środku pokoju od razu chciał do niej podejść. Ona uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Chciał z nią zatańczyć. To miała być najlepsza część tego wieczoru. Szedł w jej stronę, a ona w jego, gdy drogę zastąpiła mu pewna ładna Ślizgonka, która wcześniej udawała, że nie istnieje.
-Cześć, Scorpius. Świetna impreza. –nie czekając na jego odpowiedź, wpiła się w jego usta. Nieświadomie zaskoczony, oddał jej pocałunek kładąc ręce na jej talii. To było przyjemne. Dziewczyna ładnie pachniała, była piękna. Tyle, że nie zależało mu na niej.
Diane wpatrywała się w rozgrywającą scenę z bólem w oczach. Poczuła, jakby ktoś chlasnął ją prosto w twarz. Bez słowa się odwróciła i wyszła z salonu. Scorpius bawił się najwidoczniej doskonale bez niej.
Faktycznie, Scorpius się bawił, ale niekoniecznie dobrze. W jego mniemaniu przynajmniej. Dużo tańczył tak, jak go nauczyła, razem z chłopakami krzyczeli głośno i robili alkoholowe zawody. I to go właśnie zabiło. Brak umiejętności picia zakończył jego imprezę.

~~*~~

-Hej, Diane. Gdzie wczoraj zniknęłaś? –zapytał zachrypniętym, przepitym głosem.
Krukonka spojrzała na niego fiołkowymi oczami z lekką irytacją.
-Musiałam się pouczyć. Chyba nieźle się bawiłeś, co? –zapytała dość chłodno. Ten ton głosu do niej nie pasował.
-Nie do końca. –mruknął. –Nie pamiętam połowy wieczoru, ale wszyscy opowiadają, że było super.
W tym momencie, pogrążeni w rozmowie wpadli na kogoś. A dokładniej ktoś z rozbiegiem wpadł na nich.
-Uważaj jak łazisz, Malfoy. –warknął James Potter patrząc na niego z wściekłością i ominął ich z nieprzyjemnym spojrzeniem.
Scorpius spojrzał na niego ze złością. Zawsze traktowali go tak samo. Jak popychadło. To się musiało skończyć.
-Mam trzecie życzenie, Diane. –powiedział ostro.
-Już? Tak szybko? O co chodzi?
-Chcę, aby przestali mnie tak traktować. Chcę potrafić się bić, oraz rzucać zaklęcia. Chcę utrzeć nosa jakiemuś Gryfonowi.
Tym razem Diane wyglądała na naprawdę zaniepokojoną. Scorpius nigdy nie wykazywał chęci do jakiejkolwiek agresji. Był spokojny i raczej starał się trzymać z daleka od bójek i kłótni. Teraz wyglądał jakby coś w nim pękło i wcale jej się to nie spodobało. Spojrzała na niego ze strachem.
-To nie jest dobry pomysł, Scorpiusie. Naprawdę chcesz zniżać się do poziomu tych wszystkich bijących się orangutanów?
-Wiem, że nie jest, ale mam tego dosyć, że wszyscy mną pomiatają i uważają za słabeusza. Obiecałaś mi pomóc, pamiętasz? –zapytał zdenerwowany. –To jest moje trzecie życzenie. Nie wspominałaś nic o żadnych wyjątkach.
-W porządku. –warknęła. –Zrobimy tak, jak chcesz.
Zaprowadziła go zamaszystym krokiem do nieużywanej sali i jednym machnięciem ręki odsunęła wszystkie przedmioty pod ścianę. Następnie stanęła naprzeciwko niego w dużej odległości i wycelowała w niego różdżką z niezadowoloną miną.
-Broń się, Scorpiusie Malfoyu! –krzyknęła, a Ślizgon niezdarnie wyciągnął z szaty różdżkę.
Krukonka po raz kolejny go zaskoczyła. Ne dawała mu szans. Posyłała bez przerwy w jego kierunku coraz gorsze zaklęcia, nie dając nawet szansy na obronę. Widział, że była wściekła, ale nie mógł się poddać. Naprawdę musiał się nauczyć tych zaklęć. W końcu nie miał sił, aby się bronić i padł na ziemię ciężko dysząc. Dziewczyna podeszła powolnym krokiem i stanęła nad nim z nieodgadnioną miną.
-Nie masz już sił, Scorpiusie? Nie możesz się obronić? Tak samo będzie się czuła twoja ofiara. Bezbronna, niewyszkolona. –syknęła, próbując mu przemówić do rozumu.
-Nie skończyłem jeszcze. Muszę się tego nauczyć, Diane!
Krukonka przewróciła zirytowana oczami. Do niego nic nie docierało. Wiedziała jednak, że nie może się wycofać. Podała mu dłoń i pomogła wstać. Westchnęła głęboko próbując się uspokoić.
-Okej. Pomogę ci, ale wiedz, że tego nie popieram i wcale mi się to nie podoba. Nie jesteś taki, Scorpiusie.
Tym razem naprawdę mu pomogła. Uczyła go z bólem coraz bardziej skomplikowanych zaklęć. Przygryzała wargi z niezadowoleniem, gdy mu się udawały. Pod wieczór wyszli z sali. Scorpius był cały poobijany i posiniaczony, ale był z siebie zadowolony. Naprawdę opanował te zaklęcia. Co prawda Diane dała mu niezły wycisk, przez co parę dni będzie dochodził do siebie, ale było warto.
Ku niezadowoleniu, a także przerażeniu Krukonki, okazja do tego, aby sprawdzić nowe umiejętności Scorpiusa bardzo szybko się nadarzyła. Ledwie wyszli z nieużywanej sali, a za zakrętem pod ścianą stało dwóch starszych Ślizgonów, którzy pochylali się nad dwunastoletnim Gryfonem. Scorpius widząc to, szybko podbiegł do dwójki kolegów, łapiąc ich za ramiona.
-Co jest, chłopaki?
-O siema, Malfoy. Ten smarkacz sobie za dużo pyskował. –wskazali głową na chłopca. –Nie wie, że ze Ślizgonami się nie zadziera.
-Taa? –uniósł brwi Scorpius i uśmiechnął się drwiąco. Diane z przerażeniem spojrzała na ten uśmiech. –To może powinniśmy dać mu nauczkę, co?
Jednym krótkim machnięciem różdżki spowodował, że chłopczyk uderzył głową o ścianę. Ślizgoni ryknęli śmiechem, poklepali go po plecach i odeszli. On stał i nadal patrzył na chłopca zdezorientowany. Był wręcz przerażony. Dopiero teraz dotarło do niego to, co zrobił. Podbiegła do niego Diane i odepchnęła, klękając przy płaczącym Gryfonie. Chłopiec wstał i uciekł. Krukonka za to spojrzała na Scorpiusa ze złością. Jej fiołkowe oczy były przerażone, pełne wyrzutów. Naprawdę poczuł się jak skończony dupek. Podszedł do ściany, opierając się o nią plecami i zsunął się po niej, ukrywając twarz w dłoniach. Nie poznawał siebie. To nie było dobre.
-Jesteś z siebie dumny?! –zawołała, na co on pokręcił głową. Spojrzał na nią przepraszająco.
-Nie jestem. Nie poznaję siebie, Diane. Miałaś rację. Nie pasuje do mnie takie życie. Wiesz, chyba zmieniłem zdanie. Nie chcę być taki jak mój ojciec. Z czasem zaczynam nabierać podejrzeń, że był złym człowiekiem.
-Miałam nadzieję, że w końcu to zrozumiesz. Lepiej żebyś był sobą niż udawał kogoś kim nie jesteś. To zawsze jest lepszy wybór.
Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Uklękła obok niego i niespodziewanie przytuliła. Scorpius się tego nie spodziewał, ale ochoczo się w nią wtulił. Cieszyło go to, że ją ma. Gdyby nie ona, do końca życia żyłby w przekonaniu, że jest gorszy, bo nie jest jak jego ojciec. Dzięki niej dowiedział się, że jest od niego o wiele lepszy.

~~*~~

Przez długie tygodnie Scorpius nie poprosił o ostatnie życzenie. Postanowił nawet, że nie użyje go. Spędzali ze sobą dużo czasu wspólnie. Naprawdę byli ze sobą blisko. Czuł, że naprawdę zaczyna czuć do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Była taka kochana, słodka, mądra. Zawsze go zaskakiwała. Nie był jednak pewien jej uczuć. Do tego wszystkiego powoli zaczęła go męczyć popularność. Czuł się jakby był marną podróbką ojca. Nie potrafił być taki jak on mimo wszystko i nie chciał. Już nie. Miał tego dosyć. Jego złość przeważyła wszystko, gdy dostał od niego list. Nie było to zwykłe pytanie jak się miewa, co porabia, że tęsknią za nim w domu. Nic z tych rzeczy. Ojciec oświadczył mu, że w święta odbędzie się jego przyjęcie zaręczynowe. Był tak wściekły, że z nim tego nie skonsultował, że przestawał nad sobą panować. Diane oczywiście szybko to zauważyła, więc zapytała co jest przyczyną jego złości. Ze ściśniętym sercem przekazał jej list.
Krukonka zaczęła go czytać, a z każdym słowem czuła, jak krew odpływa z jej twarzy. Były przerażona. Scorpius miał się żenić? Nawet nie wiedząc z kim? To nie było normalne. A ona myślała, że może… coś do niej… Tak, to był cios w serce. Jej ręce zaczęły drżeć, a do oczu napływać łzy. Powstrzymała się jednak i spojrzała na niego.
-Czyli bierzesz ślub. –powiedziała obojętnie.
-Nie mam zamiaru. –warknął. –Diane, mam ostatnie życzenie.
-Jakie? –zapytała, a jej serce zaczęło szybciej bić.
-Chcę wkurzyć mojego ojca. Doprowadzić go do szału.
-Da się zrobić. –uśmiechnęła się lekko. W jej głowie narodził się plan. –Zostaw to mi, o nic nie pytaj.
Ślizgon przytaknął powoli głową, z lekką obawą. Czym tym razem go zaskoczy Krukonka?
Nie dowiedział się jednak przez następne tygodnie. Diane była bardzo tajemnicza, nie wspominała o tym, zachowywała się normalnie. Była wesoła i jak zawsze rozgadana. Myślał, że może o nim zapomniała. Nic się nie działo, a nadszedł już dzień, gdy wyjeżdżał na święta do domu. Właśnie wtedy miało się odbyć przyjęcie zaręczynowe. Coraz mocniej czuł się tym zaniepokojony, a nawet się z nim nie pożegnała. Nie widział jej cały dzień, choć miał na to ogromną nadzieję.

~~*~~

-Scorpiusie, przedstawiam ci Amelię Clark. Będzie twoją żoną. Czyż nie jest urocza?
Amelia posłała mu delikatny uśmiech. Nie była brzydka, wręcz przeciwnie, ale nie tego oczekiwał. Jego ojciec przecież też chciał kierować własnym życiem, więc dlaczego nie dawał mu podejmować własnych wyborów?
I właśnie wtedy, gdy ojcowie zaczęli opowiadać jak wspaniale będzie, że połączą się ich rodziny wybierając datę ślubu, do sali weszła ONA. Na początku Scorpius jej nie rozpoznał. Wyglądała… inaczej. Nie miała na sobie mundurka szkolnego, ani nawet delikatnych sukienek które lubiła nosić. Na nogach miała ciężkie glany, włosy pofarbowane i lekko zgolone po boku, mocny makijaż i bluzkę w ćwieki. Bez słowa podeszła do niego.
-Tutaj jesteś, Scorp. Przecież mówiłeś, że ją zostawisz od razu na przyjęciu.
Ślizgon był w szoku, ale nie dane było mu odpowiedzieć, bo Diane wpiła się bez zastanowienia w jego usta. Musiał przyznać, że spodobało mu się to. Przyciągnął ją do siebie mocniej, oddając pocałunek. Całowała cudownie. To była kolejna rzecz, którą go zaskoczyła. Zapomniał całkowicie, że właśnie całuje się z dziewczyną namiętnie, a obserwują go jego rodzice, jego narzeczona oraz przyszli teściowie. Miał to gdzieś. W głowie mu wirowało.
-I jak? Myślisz, że dostał szału? –zapytała z rumieńcami, gdy się od siebie odsunęli.
Scorpius spojrzał na ojca, który na początku był zaskoczony, ale teraz już kipiał z wściekłości. Zwrócił zadowolony wzrok na dziewczynę.
-O tak. Jak najbardziej. Mam nadzieję, że nie zostajesz w takim stroju na zawsze?
Krukonka roześmiała się wesoło.
-Nie. Ale szczerze przyznam, że to całkiem ciekawe doświadczenie. To ja już uciekam, zanim twój ojciec mnie zabije. To było twoje ostatnie życzenie. Mam nadzieję, że zerwiecie te zaręczyny. Powodzenia. –pocałowała go szybko jeszcze raz i odsunęła się od niego.
Draco Malfoy chwycił syna za ramię.
-Co to miało być?!
-To? To była moja dziewczyna.
Malfoy senior wyglądał jakby go piorun trzasnął. Nie dość, że jego syn odstawiał takie przedstawienie, to jeszcze ta dziewczyna wyglądała jak.. jak…
-Ej, Diane! –zawołał szybko i podbiegł do niej. Krukonka spojrzała na niego z zaciekawieniem.
-Czy… czy mógłbym cię prosić o jeszcze jedno życzenie? –zapytał z nadzieją.
-Jakie? –zapytała cicho.
-Zostań ze mną. Już na zawsze. Nie jako przyjaciółka. Nie jako złota rybka. Jako Diane. Moja Diane.
Krukonka nie odpowiedziała, tylko rzuciła się w jego ramiona. Tak. Została, dając mu piąte życzenie. Później dawała setki innych, choć tym razem były odpowiednie.
Nigdy nie powinniśmy rzucać próśb na wiatr. Trzeba zdawać sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą nam przynieść nieodpowiednie słowa. Szanujmy to, co mamy. Nie oczekujmy, że ktoś inny będzie taki sam jak my, bo to nigdy nie przyniesie niczego dobrego. Dajmy człowiekowi być człowiekiem.


1 komentarz:

  1. Cudowna <3 Ciekawe zakończenie, a sama miniaturka zawiera bardzo ważne, mocne przesłanie ;)

    OdpowiedzUsuń