UWAGA! To NIE JEST miniaturka Dramione!
Jest wykonana na prośbę jednej z czytelniczek.
_________________________________________________________________
Scorpius
Malfoy był jedynym synem Dracona Malfoya i Astorii Greengrass, dlatego też na
jego barkach spoczywał cały obowiązek, aby trzymać poziom jaki postawił przed
nim ojciec. Draco był wymagającym rodzicem. Chciał, aby syn poszedł w jego
ślady, a także pragnął w nim ujrzeć kopię samego siebie. Nie rozumiał, że
Scorpius nie był nim. Był jego zupełnym przeciwieństwem. Był spokojny, raczej
typ samotnika. Lubił czytać i uczyć się. Jego pasją nie było latanie na miotle.
Wolał przeczytać dobrą książkę. Właśnie to, chciał zmienić w nim Malfoy senior.
Nie odpowiadało mu to wszystko. Czuł, że jego syn jest wyśmiewany i dręczony w
szkole z tego powodu. Wymagał od niego za dużo, choć nie zdawał sobie z tego sprawy,
że Scorpius może mieć inne priorytety.
Draco miał
jednak trochę racji. Scorpius nie był zbyt lubiany w Hogwarcie. Koledzy
naśmiewali się z jego dobrych stopni i samotności. Wszyscy chcieli w nim
zobaczyć Dracona. To było jego najgorszą zmorą. Porównywanie do ojca. Nawet
nauczyciele nie szczędzili sobie tego. Wyglądali na zaskoczonych za każdym
razem, gdy otrzymywał wysokie stopnie mimo, że był już na szóstym roku.
„Zupełnie inny niż ojciec.” Właśnie to zdanie dołowało go najbardziej. Czasami
miał po prostu dość, dlatego chował się tam, gdzie mógł pobyć w samotności, nie
będąc wyśmiewanym.
Teraz
siedział samotnie w Sowiarni. Rzadko kiedy ktoś tutaj przychodził, dlatego mógł
uniknąć nieprzychylnych spojrzeń i przemyśleć sobie kilka spraw. Nie zdawał
sobie sprawy, że swoje dołujące myśli wypowiadał na głos.
-Dlaczego
wszyscy widzą we mnie Dracona Malfoya? –szepnął ze złością i rzucił kamyk,
którym od dłuższego czasu się bawił. –Dlaczego nie mogą zaakceptować Scorpiusa?
Nie jestem gorszy. Jestem po prostu inny od niego. Życie byłoby prostsze,
gdybym.. och, gdybym miał chociaż złotą rybkę spełniającą życzenia.
Usłyszał za
sobą cichutki śmiech. Ktoś wszystko słyszał. Zrobiło mu się wstyd, ale odwrócił
się, aby zobaczyć przed kim zrobił znowu pośmiewisko. W wejściu do Sowiarni
stała ładna brunetka z Ravenclaw. Miała
niezwykłe oczy. Fiołkowe. Nigdy takich nie widział. Wpatrywał się w nią głupio,
z lekko otwartymi ustami. Była naprawdę prześliczna.
-Ekhm,
wszystko w porządku? –zapytała rozbawiona.
-Oczywiście.
–burknął.
Niezrażona
podeszła do niego bliżej.
-Mogę
usiąść? –zapytała z delikatnym uśmiechem.
Ślizgon
wyglądał na zaskoczonego, więc tylko kiwnął lekko głową. Żadna dziewczyna nigdy
mu nie proponowała wspólnego spędzenia czasu. Krukonka usiadła obok, wciąż się
w niego wpatrując.
-Jestem
Diane. –przedstawiła się. –A ty jesteś…
-Scorpius.
Nie Draco. Draco to mój ojciec. –powiedział chłodno.
-Och, wiem.
–powiedziała z przekąsem, cały czas się uśmiechając. –Wszyscy cię znają,
oczywiście twojego tatę też. Zresztą wszystko słyszałam. Nienawidzisz swojego
ojca?
Chłopak
zastanowił się przez chwilę.
-To nie tak.
Po prostu… nie jestem nim. Jednak bardzo bym chciał. Był lubiany, miał w szkole
wiele szacunku. Ja… nie potrafię taki być. Chciałbym, żeby był ze mnie dumny.
Naprawdę chciałbym się zmienić.
Krukonka
słuchała go uważnie. Miał wrażenie, że jej lekko fioletowe oczy rozmyślają nad
czymś poważnie. W pewnym momencie zaświeciły.
-Mogę ci
pomóc jeżeli chcesz. –zaproponowała.
Scorpius
prychnął z niedowierzaniem.
-Jak?
-Och,
wspominałeś coś o złotej rybce, prawda? Co prawda nie mam ogona, ale mogę wczuć
się w rolę. Spełnię twoje trzy życzenia, o które mnie poprosisz. Nawet
dostaniesz jedno w gratisie, więc w sumie cztery. Pomogę ci być taki, jaki
pragnie twój ojciec. Zgadzasz się?
Blondyn
patrzył na nią w szoku. Czy Diane miała być szansą, aby w końcu coś się
odmieniło w jego życiu? Była łagodna, wyglądała na taką delikatną. Co ona może
takiego zrobić? Zmarszczył brwi w geście przemyślenia. Miał coś do stracenia?
Już i tak chyba gorzej być nie może.
-Zgoda.
Wyciągnął do
niej dłoń, aby przypieczętować ich układ. Jej rączka była taka drobna. Przy
jego męskiej, miał wrażenie, że mógłby ją zmiażdżyć, gdyby użył choć trochę
siły.
-W porządku.
Przemyśl sobie co by było pierwszą rzeczą, którą chciałbyś zmienić. Wtedy mnie
poszukaj.
Mrugnęła do
niego, wstała i wyszła. Jeszcze przez chwilę za nią patrzył. Miał wrażenie, że
cała ta sytuacja była wymyślona. Że jego chory umysł, który za dużo się
naczytał, w końcu zaczął sobie wymyślać jakieś dziewczyny. Atrakcyjne
dziewczyny.
~~*~~
Następnego
dnia upewnił się, że Diane nie była wymysłem wyobraźni. Siedziała przy stole
Krukonów, zawzięcie rozmawiając z wianuszkiem koleżanek. Stanowczo była z nich
najpiękniejsza. Ich spojrzenia chwilowo się spotkały. Scorpius szybko spuścił
je na swój talerz. Onieśmielała go. Merlinie, jego ojciec miał rację. Był
beznadziejny.
-Ej, Malfoy!
–Scorpius z niezadowoleniem odkrył, że usiadł obok niego David Parkinson.
–Dzisiaj mamy mecz quidditcha. Będziesz?
Blondyn
spojrzał na niego zaskoczony. Przecież nie potrafił grać w tę grę, a nawet jej
nie lubił.
-Dlaczego
pytasz? –zapytał z uniesionymi brwiami.
-Przyda nam
się ktoś do podawania wody.
Parkinson
wybuchł śmiechem, tak samo jak reszta drużyny Slytherinu. Scorpius czuł, jak
robi mu się gorąco ze złości. Kolejny dzień przeżywał to samo.
-Może ojciec
w końcu będzie dumny. Prawie oficjalnie będziesz w drużynie. –ponownie wszyscy
ryknęli śmiechem.
Malfoy
wstał. Miał tego dosyć. Jego spojrzenie przeniosło się na zaniepokojoną Diane.
Naprawdę wyglądała na zmartwioną. Jej oczy były smutne, lekko przestraszone.
Już dobrze wiedział co będzie jego pierwszym życzeniem.
~~*~~
-Chcę
nauczyć się latać na miotle i wejść do drużyny Slytherinu. –powiedział twardo,
gdy spotkali się nad brzegiem jeziora. Krukonka obserwowała go w ciszy.
-Jesteś tego
pewien? –zapytała cicho.
-Tak. Jestem
pewien.
-Zgoda.
Wieczorem przyjdź na boisko.
Scorpius pod
wieczór zaczął już żałować swojego pierwszego życzenia. Nie wiedział, czy
dziewczyna potrafi latać, lecz on sam był w tym po prostu beznadziejny. Mimo
usilnych prób ojca, nie udało mu się go nauczyć tej jakże wspaniałej czynności.
Teraz dodatkowo miał się skompromitować przed Krukonką. Jeżeli jeszcze ona
zacznie się z niego nabijać, to już nie wytrzyma tej presji. Być może nieszczęśliwie
spadnie z wysoka tak, że nie uda im się go odratować?
Gdy stawił
się na boisku, dziewczyna już na niego czekała. Musiał przyznać, że wyglądała
ładnie nawet w porozciąganych dresach, luźnej koszulce i niedbałym kucyku. W
rękach trzymała dwie miotły.
-Trzymaj, ta
jest twoja. –rzuciła w niego jedną z nich.
Ślizgon
spojrzał z nieufnością na swoją zdobycz, a następnie przeniósł wzrok na Diane,
która już siedziała na miotle.
-Co jest,
Scorpius? Pospiesz się!
Chłopak z
nieufnością dosiadł również miotły, ale nie odbił się od ziemi. Za nic w
świecie nie chciał się przyznać, że po prostu się boi. Ostatnie czego chciał,
to zrobić z siebie pośmiewisko przed nią. Zapomniał jednak, że Krukonka była
bystra. Podleciała do niego i wyciągnęła w jego kierunku rękę.
-Latałeś
kiedyś?
-Tak. Ale…
-Boisz się?
Spojrzał w
jej bystre oczy. Wydawało mu się, że błyszczy w nich rozbawienie, lecz nie
złośliwe. Pod jego wpływem kiwnął lekko głową, czując, jakby zapadał się ze
wstydu pod ziemię.
-W porządku.
Chodź, usiądziemy na jednej miotle.
Zwinnie
zeskoczyła i usiadła za nim. Oplotła go ramionami w pasie, przysuwając się
bliżej i chwyciła drobnymi dłońmi jego dłonie.
-Polecimy
razem. Musisz odbić się nogami i pochylić lekko nad trzonkiem. Spokojnie, nie
spadniemy. Będę wszystko kontrolować.
Zgodnie z
jej instrukcjami odbił się od podłoża i natychmiast poczuł, jak zaczynają się
chwiać. Jej ręce były silniejsze niż wyglądały, gdyż już po chwili lecieli
prosto. Usłyszał w uchu jej dźwięczny śmiech. Uśmiechnął się. Było naprawdę
miło, choć cały czas bał się, że ześliźnie się i spadną w dół.
Krukonka
cały czas próbowała mu podpowiadać jak ma się zachowywać. Oczywiście nie
nauczył się tej sztuki w jeden wieczór. Przez bite dwa tygodnie ćwiczyli ostro.
Z początku latali razem, co było jego ulubioną częścią. Czując opierające się o
jego plecy ciało dziewczyny, miał ochotę krzyczeć z radości. Następnie zaczął
powoli sam wzbijać się w powietrze. Cały czas był jednak asekurowany przez
Diane. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak się do siebie zbliżyli.
Na każdy
trening przychodził z niecierpliwością, aby w końcu ją zobaczyć. Uwielbiał
obserwować z podziwem jej grę. Czy nie było idealniejszej kobiety od niej? Z
czasem zaczął się jej zwierzać. Nie była typem osoby, która się naśmiewała,
lecz czasami potrafiła mu dogryźć. Była przy tym całkiem urocza. Po krótkim
czasie zaczęła też go uczyć na pozycji szukającego. Właśnie nim pragnął zostać.
Tak jak ojciec.
Trening z
Diane był jednak o wiele przyjemniejszy niż sama gra. Z czasem zaczął
przyzwyczajać się do wysokości, więc zaczęli grać w berka. Nie zdawał sobie
sprawy, że dziewczyna traktuje to jako ćwiczenie wzmacniające szybkość i
zwinność. Słyszał wyłącznie jej głośny, perlisty śmiech, który przyjemnie
rozbrzmiewał w jego uszach.
-Nadal nie
mogę w to uwierzyć, Scorp, że jako jego syn nie lubiłeś latać na miotle.
-Wiesz, może
to dlatego, że nie chciałem być nim. Na początku unikałem go, gdy dowiedziałem
się, że kiedyś był śmierciożercą.
Krukonka
skinęła głową.
-Teraz
jednak chcesz iść jego śladami.
Scorpius
spojrzał na nią. Była tak blisko. Pochylił się delikatnie w jej stronę, ale ona
gwałtownie wstała z nieodgadnioną miną. Był zawiedziony. Czego się spodziewał?
Tego, że jeżeli jest miła, taka uczynna i widocznie czasami dobrze się bawi, to
się jej spodobał?
-Przygotuj
się na jutro. To będzie wielki dzień.
~~*~~
Scorpius nie
miał pojęcia o co chodziło Diane. Następnego dnia, domyślił się jednak o co
mogło chodzić. Dzisiaj miał być mecz quidditcha. Grali z Gryffindorem. Jednak
co z tego, jeżeli przecież nie był w drużynie? Obserwował w ciszy jak cała
drużyna Slytherinu siada przy stole z ponurymi minami.
-Dlaczego
Rolley nie może nagrać?
-Dostał
takiej wysypki, że gdy tylko otworzy oczy, to zaczyna łzawić. Nie złapie znicza
z zamkniętymi oczami. Nie mamy nikogo w zastępstwie?
-Nie.
–mruknął ze złością kapitan.
Scorpius
przysłuchiwał im się w osłupieniu. To nie mógł być przypadek, że jedyny
szukający Slytherinu nie mógł zagrać w meczu. Czy to, to miała na myśli wczoraj
Diane? Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową wskazując na chłopaków. Nie był co
do tego pewny, ale musiał w końcu zadziałać.
-Ja mogę
zagrać. –powiedział niepewnie.
Cała drużyna
spojrzała na niego. Gdy zorientowali się, kto wypowiedział te słowa, to zgodnie
wybuchli śmiechem patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Ty, Malfoy?
–zapytał drwiąco kapitan. –Przecież ty nawet miotły nie potrafisz utrzymać.
-A macie coś
do stracenia? –sam nie poznał swojego buntowniczego głosu. –I tak nie macie
nikogo w zastępstwie.
-Lepiej
zagrać bez szukającego, niż z tobą, który ośmieszy cały Slytherin. –syknął
Parkinson.
-Jasne,
jeżeli chcecie patrzeć na drwiący uśmiech Pottera.
Dobrze
wiedział, że dał im chwilę do namysłu. James Potter mógł być całkiem dobrym
argumentem. Wręcz idealnym.
-Dobra,
Malfoy. Zagrasz. Jeżeli jednak nas ośmieszysz, to nie pożyjesz długo.
Scorpius
przełknął głośno ślinę. W co on się najlepszego wpakował?!
~~*~~
Zanim się
obejrzał, siedział już na miotle, zawieszony w powietrzu. Rozgrywał się mecz.
Jego pierwszy mecz w historii całego życia. To było okropne uczucie. Czuł, jak
wszyscy wodzą za nim wzrokiem, a miał się przecież skupić na złotym zniczu!
Widzowie buczeli, uśmiechali się wrednie. Nie nadawał się do tego. Wtedy
zauważył ją. Stała na trybunach i pomachała mu. Wierzyła w niego. Przecież
spełniła jego życzenie. Nie mógł jej zawieść.
Rozejrzał
się wokoło w poszukiwaniu piłeczki. Latał sprawnie nad boiskiem, aż w końcu go
wypatrzył. Był bliżej znicza niż przeciwnik. Ruszył w jego stronę, zanim drugi
szukający w ogóle się zorientował co się dzieje. Już po chwili trzymał w
palcach wyrywającą się złotą piłkę. Wygrał. Slytherin wygrał!
Nie mógł
uwierzyć w swoje szczęście. Nie tylko on. Przez chwilę na trybunach trwała
cisza, a już po chwili wybuchły głośne oklaski i wiwaty. Cała drużyna rzuciła
się na niego ze szczęścia, jak na najlepszego przyjaciela. Unosili go na
rękach, ściskali i gratulowali. Był dla nich królem. Doprowadził do zwycięstwa,
choć tak bardzo w niego wątpili.
Na boisko
weszła również ona. Uśmiechnęła się szeroko i zaklaskała. Scorpius podbiegł do
niej i wziął w ramiona. Uściskał ją mocno z radości.
-Dziękuję!
To wszystko dzięki tobie.
Diane odwzajemniła
jego uścisk i odsunęła się delikatnie.
-To też
twoja zasługa. Byłeś wspaniały. –ucałowała go w policzek, na co on się uroczo
zarumienił. Nie powiedział jednak nic, bo porwała go fala uczniów.
~~*~~
Popularność
Scorpiusa bardzo wzrosła w Hogwarcie. Uczniowie nie nabijali się z niego, a
wręcz przeciwnie. Chcieli z nim rozmawiać, siedzieć przy stole czy na lekcjach.
Musiał przyznać, że podobała mu się ta odmiana. Przyjemnie było mieć takie duże
grono znajomych. Ludzie w końcu go szanowali, na co tak długo czekał. Zaczął
również mieć zainteresowanie wśród kobiet. Jednej z nich był dozgonnie
wdzięczny.
-No, no,
Scorpiusie. Zrobiłeś się niezwykle popularny. –zadrwiła Diane, gdy siedzieli
razem na błoniach. Od jakiegoś czasu spędzali go wspólnie bardzo dużo. Dobrze
się czuli w swoim towarzystwie. Zostali najlepszymi przyjaciółmi. Oboje
zaczynali czuć coś więcej, ale z wiadomych przyczyn unikali tego tematu.
Scorpius nadal nie był pewny siebie, myślał, że go odrzuci, a ona… skoro jej
„podopieczny” zyskał taką popularność, mógł przebierać w dziewczynach. Ona była
tylko jego koleżanką.
-Tak, wiem.
Już wiem dlaczego ojciec chciał, abym poszedł w jego ślady. To wspaniałe
uczucie.
Krukonka
uśmiechnęła się krzywo. Ślizgon nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że sława wcale
nie jest taka kolorowa jak ją malują. Właśnie wtedy jest wokół ciebie najwięcej
fałszywych osób, które interesują się tobą tylko ze względu na popularność. Nie
interesujesz ich ty, a to co masz wokoło siebie.
-Wiesz,
Diane. Chciałbym poprosić o drugie życzenie. –wypalił, a ona umieściła na nim
fiołkowe spojrzenie.
-To
cudownie. Jakie?
-Chciałbym
zostać królem imprez Slytherinu. Mój ojciec zawsze dużo imprezował. Odkąd
pamiętam, to wspominał jak z wujkiem Zabinim imprezowali do rana.
-Uważasz, że
to godne do naśladowania? –zapytała nieprzekonana.
-Myślę, że
tak. Jestem dość sławny, ale wciąż nie potrafię się bawić.
-W porządku.
Zorganizuj imprezę w sobotę. Pomogę ci.
Widział w
jej oczach lekki zawód i niezadowolenie, ale nie skomentowała tego. Obiecała,
że pomoże mu z każdym życzeniem. Tak więc było i tym razem.
~~*~~
-Jesteś
synem Dracona Malfoya i naprawdę nie potrafisz się bawić? –zapytała drwiąco,
gdy zaczęła ruszać się w rytm muzyki, lecz on stał nadal w miejscu. Spłonił się
na jej uwagę. Był naprawdę sztywny.
-Och,
rozluźnij się, Scorp. To nie takie straszne.
Zbliżyła się
do niego i objęła ze kark zaczynając się poruszać. Ślizgon położył delikatnie
dłonie na jej talii i zaczął poruszać się razem z nią. Czuł się jak w transie.
Jej oczy go hipnotyzowały. Mógł się w nich zatracać.
-A teraz
zacznij krzyczeć. –powiedziała wprost.
-Że co?
–spojrzał na nią zdezorientowany.
-No właśnie
to.
Wydała z
siebie głośny krzyk i powróciła do samotnego tańczenia, wywijając zgrabnym
ciałem. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Zaczęła skakać, biegać i krzyczeć. Po
raz kolejny go zaskoczyła. Potrafiła być taka szalona, wesoła i swobodna. Była
niesamowita. Nie potrafił jej rozgryźć. Co jeszcze mu pokaże?
-Rusz się.
Nie będziesz stał chyba na imprezie w ten sposób? –zapytała z uniesionymi
brwiami.
Chłopak
trochę niechętnie, ale dołączył do niej. Na swój sposób było to zabawne, lecz
nie czuł się do końca sobą. To nie było to, czego oczekiwał. Ona o tym dobrze
wiedziała.
-Masz. Wypij
to.
-Co to?
–zapytał przestraszony.
-Alkohol.
Musisz wiedzieć jak smakuje, bo jeżeli wypijesz go pierwszy raz na imprezie, to
się zorientują, że wcześniej tego nie robiłeś.
Nie chciał
pytać skąd go wzięła. Wziął szybkiego łyka i natychmiastowo się skrzywił. Był
okropny. Nie rozumiał jak ludzie mogą coś takiego pić dla przyjemności. Zaczął
kaszleć, a ona poklepała go po plecach.
-Nie jesteś
typem imprezowicza, więc nie wiem dlaczego o to poprosiłeś.
-Jeszcze nie
jestem. –poprawił ją.
Tak jak
uzgodnili, impreza odbyła się w sobotę w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Diane też
się na niej pojawiła. Wielu uczniów brało w niej udział. Było głośno, wszyscy
tańczyli i pili. To nie były jego klimaty. Diane miała rację. Nie nadawał się
do tego. Gdy zobaczył ją na środku pokoju od razu chciał do niej podejść. Ona
uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Chciał z nią zatańczyć. To miała być
najlepsza część tego wieczoru. Szedł w jej stronę, a ona w jego, gdy drogę
zastąpiła mu pewna ładna Ślizgonka, która wcześniej udawała, że nie istnieje.
-Cześć,
Scorpius. Świetna impreza. –nie czekając na jego odpowiedź, wpiła się w jego
usta. Nieświadomie zaskoczony, oddał jej pocałunek kładąc ręce na jej talii. To
było przyjemne. Dziewczyna ładnie pachniała, była piękna. Tyle, że nie zależało
mu na niej.
Diane
wpatrywała się w rozgrywającą scenę z bólem w oczach. Poczuła, jakby ktoś
chlasnął ją prosto w twarz. Bez słowa się odwróciła i wyszła z salonu. Scorpius
bawił się najwidoczniej doskonale bez niej.
Faktycznie,
Scorpius się bawił, ale niekoniecznie dobrze. W jego mniemaniu przynajmniej.
Dużo tańczył tak, jak go nauczyła, razem z chłopakami krzyczeli głośno i robili
alkoholowe zawody. I to go właśnie zabiło. Brak umiejętności picia zakończył
jego imprezę.
~~*~~
-Hej, Diane.
Gdzie wczoraj zniknęłaś? –zapytał zachrypniętym, przepitym głosem.
Krukonka
spojrzała na niego fiołkowymi oczami z lekką irytacją.
-Musiałam
się pouczyć. Chyba nieźle się bawiłeś, co? –zapytała dość chłodno. Ten ton
głosu do niej nie pasował.
-Nie do
końca. –mruknął. –Nie pamiętam połowy wieczoru, ale wszyscy opowiadają, że było
super.
W tym
momencie, pogrążeni w rozmowie wpadli na kogoś. A dokładniej ktoś z rozbiegiem
wpadł na nich.
-Uważaj jak
łazisz, Malfoy. –warknął James Potter patrząc na niego z wściekłością i ominął ich z
nieprzyjemnym spojrzeniem.
Scorpius
spojrzał na niego ze złością. Zawsze traktowali go tak samo. Jak popychadło. To
się musiało skończyć.
-Mam trzecie
życzenie, Diane. –powiedział ostro.
-Już? Tak
szybko? O co chodzi?
-Chcę, aby
przestali mnie tak traktować. Chcę potrafić się bić, oraz rzucać zaklęcia. Chcę
utrzeć nosa jakiemuś Gryfonowi.
Tym razem
Diane wyglądała na naprawdę zaniepokojoną. Scorpius nigdy nie wykazywał chęci
do jakiejkolwiek agresji. Był spokojny i raczej starał się trzymać z daleka od
bójek i kłótni. Teraz wyglądał jakby coś w nim pękło i wcale jej się to nie
spodobało. Spojrzała na niego ze strachem.
-To nie jest
dobry pomysł, Scorpiusie. Naprawdę chcesz zniżać się do poziomu tych wszystkich
bijących się orangutanów?
-Wiem, że
nie jest, ale mam tego dosyć, że wszyscy mną pomiatają i uważają za słabeusza.
Obiecałaś mi pomóc, pamiętasz? –zapytał zdenerwowany. –To jest moje trzecie
życzenie. Nie wspominałaś nic o żadnych wyjątkach.
-W porządku.
–warknęła. –Zrobimy tak, jak chcesz.
Zaprowadziła
go zamaszystym krokiem do nieużywanej sali i jednym machnięciem ręki odsunęła
wszystkie przedmioty pod ścianę. Następnie stanęła naprzeciwko niego w dużej
odległości i wycelowała w niego różdżką z niezadowoloną miną.
-Broń się,
Scorpiusie Malfoyu! –krzyknęła, a Ślizgon niezdarnie wyciągnął z szaty różdżkę.
Krukonka po
raz kolejny go zaskoczyła. Ne dawała mu szans. Posyłała bez przerwy w jego
kierunku coraz gorsze zaklęcia, nie dając nawet szansy na obronę. Widział, że
była wściekła, ale nie mógł się poddać. Naprawdę musiał się nauczyć tych
zaklęć. W końcu nie miał sił, aby się bronić i padł na ziemię ciężko dysząc. Dziewczyna
podeszła powolnym krokiem i stanęła nad nim z nieodgadnioną miną.
-Nie masz
już sił, Scorpiusie? Nie możesz się obronić? Tak samo będzie się czuła twoja
ofiara. Bezbronna, niewyszkolona. –syknęła, próbując mu przemówić do rozumu.
-Nie
skończyłem jeszcze. Muszę się tego nauczyć, Diane!
Krukonka
przewróciła zirytowana oczami. Do niego nic nie docierało. Wiedziała jednak, że
nie może się wycofać. Podała mu dłoń i pomogła wstać. Westchnęła głęboko
próbując się uspokoić.
-Okej.
Pomogę ci, ale wiedz, że tego nie popieram i wcale mi się to nie podoba. Nie
jesteś taki, Scorpiusie.
Tym razem
naprawdę mu pomogła. Uczyła go z bólem coraz bardziej skomplikowanych zaklęć.
Przygryzała wargi z niezadowoleniem, gdy mu się udawały. Pod wieczór wyszli z
sali. Scorpius był cały poobijany i posiniaczony, ale był z siebie zadowolony.
Naprawdę opanował te zaklęcia. Co prawda Diane dała mu niezły wycisk, przez co
parę dni będzie dochodził do siebie, ale było warto.
Ku
niezadowoleniu, a także przerażeniu Krukonki, okazja do tego, aby sprawdzić nowe
umiejętności Scorpiusa bardzo szybko się nadarzyła. Ledwie wyszli z nieużywanej
sali, a za zakrętem pod ścianą stało dwóch starszych Ślizgonów, którzy
pochylali się nad dwunastoletnim Gryfonem. Scorpius widząc to, szybko podbiegł do
dwójki kolegów, łapiąc ich za ramiona.
-Co jest,
chłopaki?
-O siema,
Malfoy. Ten smarkacz sobie za dużo pyskował. –wskazali głową na chłopca. –Nie
wie, że ze Ślizgonami się nie zadziera.
-Taa?
–uniósł brwi Scorpius i uśmiechnął się drwiąco. Diane z przerażeniem spojrzała
na ten uśmiech. –To może powinniśmy dać mu nauczkę, co?
Jednym
krótkim machnięciem różdżki spowodował, że chłopczyk uderzył głową o ścianę.
Ślizgoni ryknęli śmiechem, poklepali go po plecach i odeszli. On stał i nadal
patrzył na chłopca zdezorientowany. Był wręcz przerażony. Dopiero teraz dotarło
do niego to, co zrobił. Podbiegła do niego Diane i odepchnęła, klękając przy
płaczącym Gryfonie. Chłopiec wstał i uciekł. Krukonka za to spojrzała na Scorpiusa ze złością. Jej fiołkowe oczy były przerażone, pełne wyrzutów. Naprawdę poczuł
się jak skończony dupek. Podszedł do ściany, opierając się o nią plecami i
zsunął się po niej, ukrywając twarz w dłoniach. Nie poznawał siebie. To nie
było dobre.
-Jesteś z
siebie dumny?! –zawołała, na co on pokręcił głową. Spojrzał na nią
przepraszająco.
-Nie jestem.
Nie poznaję siebie, Diane. Miałaś rację. Nie pasuje do mnie takie życie. Wiesz,
chyba zmieniłem zdanie. Nie chcę być taki jak mój ojciec. Z czasem zaczynam
nabierać podejrzeń, że był złym człowiekiem.
-Miałam
nadzieję, że w końcu to zrozumiesz. Lepiej żebyś był sobą niż udawał kogoś kim
nie jesteś. To zawsze jest lepszy wybór.
Na jej
ustach pojawił się delikatny uśmiech. Uklękła obok niego i niespodziewanie
przytuliła. Scorpius się tego nie spodziewał, ale ochoczo się w nią wtulił.
Cieszyło go to, że ją ma. Gdyby nie ona, do końca życia żyłby w przekonaniu, że
jest gorszy, bo nie jest jak jego ojciec. Dzięki niej dowiedział się, że jest
od niego o wiele lepszy.
~~*~~
Przez długie
tygodnie Scorpius nie poprosił o ostatnie życzenie. Postanowił nawet, że nie
użyje go. Spędzali ze sobą dużo czasu wspólnie. Naprawdę byli ze sobą blisko.
Czuł, że naprawdę zaczyna czuć do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Była taka
kochana, słodka, mądra. Zawsze go zaskakiwała. Nie był jednak pewien jej uczuć.
Do tego wszystkiego powoli zaczęła go męczyć popularność. Czuł się jakby był
marną podróbką ojca. Nie potrafił być taki jak on mimo wszystko i nie chciał.
Już nie. Miał tego dosyć. Jego złość przeważyła wszystko, gdy dostał od niego
list. Nie było to zwykłe pytanie jak się miewa, co porabia, że tęsknią za nim w
domu. Nic z tych rzeczy. Ojciec oświadczył mu, że w święta odbędzie się jego
przyjęcie zaręczynowe. Był tak wściekły, że z nim tego nie skonsultował, że
przestawał nad sobą panować. Diane oczywiście szybko to zauważyła, więc
zapytała co jest przyczyną jego złości. Ze ściśniętym sercem przekazał jej
list.
Krukonka
zaczęła go czytać, a z każdym słowem czuła, jak krew odpływa z jej twarzy. Były
przerażona. Scorpius miał się żenić? Nawet nie wiedząc z kim? To nie było
normalne. A ona myślała, że może… coś do niej… Tak, to był cios w serce. Jej
ręce zaczęły drżeć, a do oczu napływać łzy. Powstrzymała się jednak i spojrzała
na niego.
-Czyli
bierzesz ślub. –powiedziała obojętnie.
-Nie mam
zamiaru. –warknął. –Diane, mam ostatnie życzenie.
-Jakie?
–zapytała, a jej serce zaczęło szybciej bić.
-Chcę
wkurzyć mojego ojca. Doprowadzić go do szału.
-Da się
zrobić. –uśmiechnęła się lekko. W jej głowie narodził się plan. –Zostaw to mi,
o nic nie pytaj.
Ślizgon
przytaknął powoli głową, z lekką obawą. Czym tym razem go zaskoczy Krukonka?
Nie
dowiedział się jednak przez następne tygodnie. Diane była bardzo tajemnicza,
nie wspominała o tym, zachowywała się normalnie. Była wesoła i jak zawsze
rozgadana. Myślał, że może o nim zapomniała. Nic się nie działo, a nadszedł już
dzień, gdy wyjeżdżał na święta do domu. Właśnie wtedy miało się odbyć przyjęcie
zaręczynowe. Coraz mocniej czuł się tym zaniepokojony, a nawet się z nim nie
pożegnała. Nie widział jej cały dzień, choć miał na to ogromną nadzieję.
~~*~~
-Scorpiusie,
przedstawiam ci Amelię Clark. Będzie twoją żoną. Czyż nie jest urocza?
Amelia
posłała mu delikatny uśmiech. Nie była brzydka, wręcz przeciwnie, ale nie tego
oczekiwał. Jego ojciec przecież też chciał kierować własnym życiem, więc
dlaczego nie dawał mu podejmować własnych wyborów?
I właśnie
wtedy, gdy ojcowie zaczęli opowiadać jak wspaniale będzie, że połączą się ich
rodziny wybierając datę ślubu, do sali weszła ONA. Na początku Scorpius jej nie
rozpoznał. Wyglądała… inaczej. Nie miała na sobie mundurka szkolnego, ani nawet
delikatnych sukienek które lubiła nosić. Na nogach miała ciężkie glany, włosy
pofarbowane i lekko zgolone po boku, mocny makijaż i bluzkę w ćwieki. Bez słowa
podeszła do niego.
-Tutaj
jesteś, Scorp. Przecież mówiłeś, że ją zostawisz od razu na przyjęciu.
Ślizgon był
w szoku, ale nie dane było mu odpowiedzieć, bo Diane wpiła się bez
zastanowienia w jego usta. Musiał przyznać, że spodobało mu się to. Przyciągnął
ją do siebie mocniej, oddając pocałunek. Całowała cudownie. To była kolejna
rzecz, którą go zaskoczyła. Zapomniał całkowicie, że właśnie całuje się z
dziewczyną namiętnie, a obserwują go jego rodzice, jego narzeczona oraz
przyszli teściowie. Miał to gdzieś. W głowie mu wirowało.
-I jak?
Myślisz, że dostał szału? –zapytała z rumieńcami, gdy się od siebie odsunęli.
Scorpius
spojrzał na ojca, który na początku był zaskoczony, ale teraz już kipiał z
wściekłości. Zwrócił zadowolony wzrok na dziewczynę.
-O tak. Jak
najbardziej. Mam nadzieję, że nie zostajesz w takim stroju na zawsze?
Krukonka
roześmiała się wesoło.
-Nie. Ale
szczerze przyznam, że to całkiem ciekawe doświadczenie. To ja już uciekam,
zanim twój ojciec mnie zabije. To było twoje ostatnie życzenie. Mam nadzieję,
że zerwiecie te zaręczyny. Powodzenia. –pocałowała go szybko jeszcze raz i
odsunęła się od niego.
Draco Malfoy
chwycił syna za ramię.
-Co to miało
być?!
-To? To była
moja dziewczyna.
Malfoy
senior wyglądał jakby go piorun trzasnął. Nie dość, że jego syn odstawiał takie
przedstawienie, to jeszcze ta dziewczyna wyglądała jak.. jak…
-Ej, Diane!
–zawołał szybko i podbiegł do niej. Krukonka spojrzała na niego z
zaciekawieniem.
-Czy… czy
mógłbym cię prosić o jeszcze jedno życzenie? –zapytał z nadzieją.
-Jakie?
–zapytała cicho.
-Zostań ze
mną. Już na zawsze. Nie jako przyjaciółka. Nie jako złota rybka. Jako Diane.
Moja Diane.
Krukonka nie
odpowiedziała, tylko rzuciła się w jego ramiona. Tak. Została, dając mu piąte
życzenie. Później dawała setki innych, choć tym razem były odpowiednie.
Nigdy nie
powinniśmy rzucać próśb na wiatr. Trzeba zdawać sobie sprawę z konsekwencji,
jakie mogą nam przynieść nieodpowiednie słowa. Szanujmy to, co mamy. Nie
oczekujmy, że ktoś inny będzie taki sam jak my, bo to nigdy nie przyniesie
niczego dobrego. Dajmy człowiekowi być człowiekiem.
Cudowna <3 Ciekawe zakończenie, a sama miniaturka zawiera bardzo ważne, mocne przesłanie ;)
OdpowiedzUsuń